about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Skrzywiła się nieładnie, bo trochę obawiała się tego, że jej próby wypowiedzenia jakiś poważniejszych słów w formie złożonego zdania zabrzmią jak tani slogan z ciasteczka. Nie była dobrym rozmówcą, jej słowni był przy tym całkiem ubogi i często opierał się na zbyt młodzieńczych kolokwializmach, by brać jej wypowiedzi serio. No, ale się starała, bo jednak zależało jej na tym, by wesprzeć jakoś brata.
- Dzięki, jak ulegnę kontuzji i moja kariera legnie w gruzach, to uwzględnię ciasteczka jako alternatywę na życie - próbowała być zabawna, ale standardowo wyszło jej to nieco kwaśnie. Mimo wszystko dobrze się czuła w towarzystwie brata, co też od zawsze było niezmienne. Znał ją, jak mało kto na tym świecie i przez długi czas on, jak i ich drugi brat uchodzili w jej oczach za ideał męskości, więc cóż... może to faktycznie nie było takie dziwne, że nie skończyła z chłopakiem w swoim wieku. Z drugiej strony... żaden jej równolatek nie był tak szalony, by się nią zainteresować, bo Lisbeth raczej zrażała do siebie ludzi zamiast ich przyciągać. - No dobra, może ma nos jak ziemniak, ale wiesz... ja też nie jestem ideałem kobiecości, więc nie powinnam mieć takich wygórowanych oczekiwań - jeśli chodzi o Lisę, to ona z kolei kompletnie nie rozumiała, dlaczego tak broniła Jakmutama. Ostatecznie to on się jej wcale nie podobał. Braci miała przystojnych, potrafiła to racjonalnie ocenić, tak samo uważała o swoim ojcu. Remigius też był atrakcyjny, ale Jakutam to typowy starszy facet za którym nikt się nie ogląda, więc ta jej zapalczywość brała się z niewiadomego źródła. Chyba po prostu czuła, że broniąc go, broni też Remy'ego co w zasadzie też było głupotą. - Aha... powinieneś powiedzieć raczej gdybyś była z Geordanem, nie miałbym nic przeciwko żeby dodać mi otuchy, wiesz? - podeszła go trochę i naprawdę nie miała pojęcia, że tymi słowami może wejść na jakiś grząski grunt. W zasadzie to była wdzięczna bratu za to, że podchodził do tego wszystkiego z rozbawieniem, bo dzięki temu i ona przestawała patrzeć na to z aż taką paniką, jak na początku. Nie zmieniało to jednak faktu, że całkowicie z obaw nie planowała rezygnować. - No bo Remy... nie miał żadnego stałego związku i rodzice boją się, że wiesz... - zarumieniła się nieco, bo zrobiło jej się głupio. - Się mną tylko bawi - dokończyła w najmniej newralgicznych słowach, jakie w tamtej chwili przyszły jej do głowy. Cieszyło ją, że on tak na to wszystko nie patrzył. Miała wrażenie, że znalazła sobie sojusznika i teraz denerwowała się, że nie przyszła z tym do niego wcześniej. Uśmiechnęła się tez znacznie pewniej, gdy zapewnił, że w razie czego uchroni ją przed okrutnym losem, ale zaraz potem mina znów jej zrzedła. - O nie, nie, nie, nie, nie - zamachała dłońmi w powietrzu. - Trzy razy robiłam pochody, żeby podejść do twoich drzwi, jakbym miała pójść jeszcze pogadać z Austinem, to zwymiotowałabym z nerwów wszystkie wnętrzności - poinformowała go w swoim odczuciu bardzo racjonalnie. - Remy się tym zajmie poza tym. Chyba uważa, że jako przyjaciel jest mu to winien, a mi jest to na rękę - bo jestem cykorem. No, ale tych słów już nie powiedziała, chociaż niewątpliwie wisiały one w powietrzu. Odetchnęła nieco głębiej, powoli chyba oswajając się z tym, że ta wielka tajemnica, przestawała być już tajemnicą. Zwykle długo potrafiła ukrywać różne fakty, więc całkiem miło było dowiedzieć się, jak to jest, gdy nie trzeba tego robić.
jude westbrook
- Dzięki, jak ulegnę kontuzji i moja kariera legnie w gruzach, to uwzględnię ciasteczka jako alternatywę na życie - próbowała być zabawna, ale standardowo wyszło jej to nieco kwaśnie. Mimo wszystko dobrze się czuła w towarzystwie brata, co też od zawsze było niezmienne. Znał ją, jak mało kto na tym świecie i przez długi czas on, jak i ich drugi brat uchodzili w jej oczach za ideał męskości, więc cóż... może to faktycznie nie było takie dziwne, że nie skończyła z chłopakiem w swoim wieku. Z drugiej strony... żaden jej równolatek nie był tak szalony, by się nią zainteresować, bo Lisbeth raczej zrażała do siebie ludzi zamiast ich przyciągać. - No dobra, może ma nos jak ziemniak, ale wiesz... ja też nie jestem ideałem kobiecości, więc nie powinnam mieć takich wygórowanych oczekiwań - jeśli chodzi o Lisę, to ona z kolei kompletnie nie rozumiała, dlaczego tak broniła Jakmutama. Ostatecznie to on się jej wcale nie podobał. Braci miała przystojnych, potrafiła to racjonalnie ocenić, tak samo uważała o swoim ojcu. Remigius też był atrakcyjny, ale Jakutam to typowy starszy facet za którym nikt się nie ogląda, więc ta jej zapalczywość brała się z niewiadomego źródła. Chyba po prostu czuła, że broniąc go, broni też Remy'ego co w zasadzie też było głupotą. - Aha... powinieneś powiedzieć raczej gdybyś była z Geordanem, nie miałbym nic przeciwko żeby dodać mi otuchy, wiesz? - podeszła go trochę i naprawdę nie miała pojęcia, że tymi słowami może wejść na jakiś grząski grunt. W zasadzie to była wdzięczna bratu za to, że podchodził do tego wszystkiego z rozbawieniem, bo dzięki temu i ona przestawała patrzeć na to z aż taką paniką, jak na początku. Nie zmieniało to jednak faktu, że całkowicie z obaw nie planowała rezygnować. - No bo Remy... nie miał żadnego stałego związku i rodzice boją się, że wiesz... - zarumieniła się nieco, bo zrobiło jej się głupio. - Się mną tylko bawi - dokończyła w najmniej newralgicznych słowach, jakie w tamtej chwili przyszły jej do głowy. Cieszyło ją, że on tak na to wszystko nie patrzył. Miała wrażenie, że znalazła sobie sojusznika i teraz denerwowała się, że nie przyszła z tym do niego wcześniej. Uśmiechnęła się tez znacznie pewniej, gdy zapewnił, że w razie czego uchroni ją przed okrutnym losem, ale zaraz potem mina znów jej zrzedła. - O nie, nie, nie, nie, nie - zamachała dłońmi w powietrzu. - Trzy razy robiłam pochody, żeby podejść do twoich drzwi, jakbym miała pójść jeszcze pogadać z Austinem, to zwymiotowałabym z nerwów wszystkie wnętrzności - poinformowała go w swoim odczuciu bardzo racjonalnie. - Remy się tym zajmie poza tym. Chyba uważa, że jako przyjaciel jest mu to winien, a mi jest to na rękę - bo jestem cykorem. No, ale tych słów już nie powiedziała, chociaż niewątpliwie wisiały one w powietrzu. Odetchnęła nieco głębiej, powoli chyba oswajając się z tym, że ta wielka tajemnica, przestawała być już tajemnicą. Zwykle długo potrafiła ukrywać różne fakty, więc całkiem miło było dowiedzieć się, jak to jest, gdy nie trzeba tego robić.
jude westbrook
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Prawdopodobnie nigdy nie liczył się ze słowami kierowanymi do przypadkowej osoby czy też członka rodziny. Może w młodości, gdy kurtuazja jeszcze zdawała się go nie opuszczać — później, gdy nowego życia uczył się w internacie, porzucał te wszelkie dobre maniery. Bez przemyślenia wypuszczał z siebie kolejne zdania, ale nie oznaczały one braku szacunku do kogokolwiek; taki po prostu zwykł być, ot co. I gdyby nie zależało mu na opiniach siostry, a ją samą uważał za śmieszną, nie dzieliłby się z nią żadnym ze skrawków swojego życia. — Uśmiechnij się, przynajmniej te ciasteczka zaczęłyby mówić z sensem — odparł, sprzedając jej przyjaznego kuksańca. Może nie dostrzegał tego jej zmieszania, a może po prostu dostrzegać go nie chciał. Jude był swoistym mistrzem w ignorowaniu wszelkich znaków i reakcji, które odsłoniłyby przed nim nieco prawdy o świecie i otaczających go ludziach. — Daj spokój, jakoś dziwnie się oceniasz — skwitował wzdychając, nie mając już sił na tę analizę urody Jakmutama. Był paskudny, a Lisa się myliła. Posiadała w dodatku zbyt dobre geny, by kwestionować swą urodę, ale Jude nie uważał, że musi o tym rozmawiać. Było to wszakże oczywiste.
— Jakbyś z nim była, to bym się do ciebie nie odzywał. Ale to inna sytuacja — rzekł z pewnością, w czasie późniejszym wyjaśniając, że nie, nie miał niczego konkretnego na myśli. Bo w sumie tak było. Chodziło zaledwie o to, że tych sytuacji nie można było ze sobą przyrównywać, bo... nie, po prostu. I musiał czym prędzej od siebie te myśli wszelkie odsunąć, bo były niedorzeczne. Abstrakcyjne i przykre, a nie było sensu na nich się skupiać, skoro ich natura była czysto hipotetyczna. Pokręcił za to na jej wyjaśnienia głową i westchnął tylko, nie odnajdując w sobie odpowiednich słów. — Porozmawiam z nimi — obiecał tylko, chociaż go nie prosiła. Nie musiał przed nią tłumaczyć tego, że on się na ten jej związek w podobny do nich sposób nie zapatruje — czy nie było to jasne? Mógł jednak objaśnić im pewne kwestie, dzięki którym mogli ruszyć do przodu. I zrozumieć, że świat funkcjonuje inaczej, niż te czterdzieści lat temu. — I nie boisz się, że Austin go przypadkiem zabije? Dobrze, że jestem policjantem — zaśmiał się, ale widząc, że siostra jest szczerze zaniepokojona, począł ją uspokajać. Że wszystko będzie dobrze, że ich brat zrozumie, że rodzice także wszystko zaakceptują. I że każdy będzie szczęśliwy, tylko nie Jude, choć nie wiedział jeszcze dlaczego.
koniec
Lisbeth Westbrook
— Jakbyś z nim była, to bym się do ciebie nie odzywał. Ale to inna sytuacja — rzekł z pewnością, w czasie późniejszym wyjaśniając, że nie, nie miał niczego konkretnego na myśli. Bo w sumie tak było. Chodziło zaledwie o to, że tych sytuacji nie można było ze sobą przyrównywać, bo... nie, po prostu. I musiał czym prędzej od siebie te myśli wszelkie odsunąć, bo były niedorzeczne. Abstrakcyjne i przykre, a nie było sensu na nich się skupiać, skoro ich natura była czysto hipotetyczna. Pokręcił za to na jej wyjaśnienia głową i westchnął tylko, nie odnajdując w sobie odpowiednich słów. — Porozmawiam z nimi — obiecał tylko, chociaż go nie prosiła. Nie musiał przed nią tłumaczyć tego, że on się na ten jej związek w podobny do nich sposób nie zapatruje — czy nie było to jasne? Mógł jednak objaśnić im pewne kwestie, dzięki którym mogli ruszyć do przodu. I zrozumieć, że świat funkcjonuje inaczej, niż te czterdzieści lat temu. — I nie boisz się, że Austin go przypadkiem zabije? Dobrze, że jestem policjantem — zaśmiał się, ale widząc, że siostra jest szczerze zaniepokojona, począł ją uspokajać. Że wszystko będzie dobrze, że ich brat zrozumie, że rodzice także wszystko zaakceptują. I że każdy będzie szczęśliwy, tylko nie Jude, choć nie wiedział jeszcze dlaczego.
koniec
Lisbeth Westbrook