Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
039.
{outfit}
Ostatnie dni były dla niej dość stresujące. W końcu prace nad jej pierwszym w życou wieżowcem zaczynały ruszać pełną parą. Projekt jej autorstwa stanie się czymś rzeczywistym i ludzie w Cairns będą na niego mogli patrzeć, na długo wpisze się w krajobraz miasta, a przynajmniej Zoey miała nadzieję, że go nie rozwalą za kilka lat. Naprawdę mocno się starała, żeby projekt był jak najlepszy, a teraz miała brać czynny udział w nadzorowaniu budowy. Cieszyła się z tego bardzo, ale też dość mocno ją to stresowało.
Poza tym nie tylko praca była dla niej nerwowa. Chciała w końcu przyznać się rodzicom i reszcie rodziny, że jest biseksualna. Wypadałoby to zrobić zanim przytrafi się taki moment, w którym będzie mogła przedstawić im na przykład Gaie. Nie wiedziała jeszcze jak ich relacja się potoczy i rozwinie, ale sądziła, że jak na razie są na dobrej drodze i być może za jakiś czas dojdą do wniosku, że są oficjalnie ze sobą, a wtedy przyjdzie pora na takie rzeczy jak spotykanie się z rodzinami. Na razie jednak Zoey chciała przygotować pod to grunt, nie chciała zaskoczyć rodziców i spowodować o nich zawał serca.
Do takiej pogawędki jednak też się chciała przygotować więc postanowiła zaprosić brata na spotkanie na swojej budowie. Pokaże mu plac budowy, opowie o swojej orientacji, wypiją kawę. Normalne popołudnie z rodzeństwem. Jak na razie jednak tylko Sameen wiedziała o tym, że Zoey spotyka się z dziewczyną, nikt inny nie był w to wtajemniczony (tak mi się przynajmniej wydaje), chociaż spotykanie się to też nie wiadomo... nie ustaliły z Gaią jak to nazywać. Zoey powiedziała Gai, że da jej czas na ułożenie własnego życia zanim Gaia będzie gotowa na związek, a jednocześnie obie zachowywały się jakby w tym związku już dawno były. To było trochę skomplikowane, ale prawda była tez taka, że McTavish sama była winna temu, że sobie to wszystko skomplikowała, trochę na własne życzenie. Mogła mieć tylko nadzieję, że się wszystko jakoś ułoży, a jak nie no to... będzie smutno. Wiedziała jednak, że jakkkolwiek, by nie było to jej życie nie będzie już takie samo jak przed poznaniem Gai.
- O jesteś wreszcie – powiedziała witając się z bratem przed wejściem na plac budowy – masz, musisz to założyć – podała mu kask i żółtą kamizelkę, bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie można było się od tego wymigać, nawet ona musiała to mieć na siebie założone. – W porządku? – Zapytała, gdy już przeszli przez wejście i zobaczyli cóż... dziurę w ziemii i kilka wystających z niej prętów, ale dookoła uwijały się też jakieś koparki i kręcili się ludzie więc nie tak, że nic się nie działo. – Pokaże Ci moje terenowe biuro – śmiać jej się trochę chciało, bo to było pomieszczenie w blaszanym baraku. Nawet ładne pomieszczenie, ale wciąż w blaszanym baraku.

wolfgang mctavish
właściciel wydawnictwa — the blue bird publishing
31 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Nie taki samotny wilk, ot co.
#numer

A w życiu Wolfa w sumie nie było aż tak dużo stresu, jak mogłoby się wydawać. Chyba dlatego, że jego styl pracy w wydawnictwie był dość luźny. Co prawda tak no, musiał podejmować trudne decyzje o nakładach, inwestycjach i podejmować ryzyko w świecie, gdzie jednak no… życie bywa trochę tricky. Jak z takim Martinem, który napisał sobie Grę o Tron, ale nigdy jej nie skończył. Więc no, było sporo znaków zapytania, byli autorzy z kryzysem twórczym, była masa osób, którym trzeba było dawać kredyt zaufania, no i oczywiście ludzie, którym trzeba odmawiać i dawać znać, że no niestety, ich marzenie się nie spełni, bo książka nie radzi sobie tak dobrze. Ale no co tu dużo mówić, Wolfie skupiał się na szukaniu nowych talentów i szukaniu najlepszego sposobu na dawanie im szansy, bez jednoczesnego ryzykowania dużych strat. Nie trzeba też mówić, że sporo inwestował w reklamę i pr, bo w świecie digitalizacji wszystkiego, ludzie coraz mniej czytali i coraz mniej czasu na czytanie mieli. Więc tak, każda jego decyzja musiała być dobrze przemyślana, ale musiał przyznać, że póki co miał sporo szczęścia do podjętych decyzji. A może po prostu miał swój naturalny talent, no kto to wie!
No ale, tu i teraz nie chodziło jednak o jego talenty, a o talent jego siostry, więc oczywiście przyjął zaproszenie na budowę. Przystojni budowlańcy to przecież był tylko dodatkowy plus w tym wszystkim. Żarcik. A może i nie.
- Tak, to ja, obiecałem i przybywam. Mam też przekąski - przywitał się z siostrą i posłał jej wesoły uśmiech - ciebie też bardzo miło widzieć, wiesz? I też wyglądasz świetnie, ale dzięki że dajesz mi znać, jak koszula podkreśla moje oczy, zawsze miło to usłyszeć - no i sobie ponarzekał, jednocześnie ubierając kask i kamizelkę, bo z bezpieczeństwem nie ma co, trzeba o nie dbać! Prezerwatywy i chusteczki lateksowe lubią to. Czy raczej ich producenci, ale safety first!
- I jak wyglądam? - no zapytał, bo ona tu się pyta, czy w porządku, a on zajmował się ważniejszymi sprawami okej. Ale potem poszedł za nią - gdybym wiedział, że taka jesteś nerwowa to bym ci meliskę złapał po drodze - oznajmił, bo domyślał się przecież, że siostra jest po prostu bardzo zestresowana, a nie szorstka i oziębła. I dlatego próbował ja trochę rozbawić. I podsunął jej nos makaroniki, które kupił, na pewno w jej ulubionych smakach.
- No fajna dziura, fajna - dodał jeszcze, potem, kiedy mu pokazywała teren pod budowę, a potem pokiwał głową i poszedł za Zo w stronę biura. Terenowego biura..
wolfgang
-
cami, rowan, nico, boyd
Architekt — lorne bay
30 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Whatever our fate is or may be, we have made it and do not complain of it.
Wywróciła oczami i pokręciła głową. - Za każdym razem muszę Ci mówić, że jesteś atrakcyjnym młodym mężczyzną? Myślałam, że już to wiesz. - Powiedziała posyłając bratu uśmiech. Nie była przyzwyczajona do zbyt wielkiego komplementowania ludzi dookoła, siebie zresztą też. Zdecydowanie łatwiej przychodziła jej krytyka, chociaż tą akurat głównie obarczała siebie samą. Miała do siebie pełno zastrzeżeń zarówno w kwestiach wglądowych jak i uczuciowych czy zawodowych. Wiedziała, że wszystko mogłoby być lepsze. To chyba był jej problem, zawsze chciała być we wszystkim lepsza, zawsze mogła zrobić więcej, przyłożyć się bardziej. Mogłaby być ładniejsza, mogłaby być bardziej kobieca, mogłaby być mądrzejsza, mogłaby mieć lepszą karierę. Ciągle sądziła, że jest niewystarczająca. Nie ma się co dziwić, że miała akurat takie myśli na swój temat, kiedy życie nie do końca ją pod tym względem rozpieszczało. Zawsze musiała się starać, zabiegać o czyjeś względy, za wszelką cenę udowadniać, że jest warta uwagi czy jakichkolwiek pochwał, a później okazywało się, że budowlańcy i tak gadali za jej plecami, że pewnie jest niekompetentna, bo co baba może wiedzieć o budowie. Faceci ją zdradzali na prawo i lewo, zakochiwali się w kimś innym będąc z nią w związku. Nawet Gaia nie była w stanie się określić czy chce z nią być czy nie i Zoey czuła, że musi stawać na rzęsach żeby być lepszą niż ta cała masa innych kandydatek i kandydatów, z którymi Zimmerman randkowała. Miałą wrażenie, że bycie po prostu sobą będzie niewystarczające.
- Jak mój ulubiony minionek - rzuciła z rozbawieniem, chociaż Zoey nie miała ulubionego minionka, bo nie oglądała tej bajki, słyszała tylko o nich i wiedziała jak wyglądają. - Ja nerwowa? Wcale nie! - Ona była oazą spokoju... zazwyczaj. Teraz wiadomo, że miała wiele na głowie i zarządzanie projektem takiej budowy nie należało do najłatwiejszych. Pewnie przez to się dorobi całkiem sporej kolekcji siwych włosów. Wzięła do ręki makaronik i wpakowała go sobie całego do buzi. Może potrzebowała cukru. Zoey chyba za dużo czasu spędzała z budowlańcami, bo słysząc jego słowa miała w głowie kilka obrzydliwych żartów, którymi jednak postanowiła się z nim nie dzielić. Były zbyt obleśne. - Zapraszam - powiedziała jak go zaprowadziła do swojego blaszaka i otworzyła przed nim drzwi. - Wiesz jakie szaleństwo, dorobiłam się nawet klimatyzacji - nie dałoby się tu pracować bez tego urządzenia, ale słyszała, że nie wszystkie blaszaki miały to szczęście, że były wyposażone w taki sprzęt. - Siadaj - wskazała mu na jakiś fotel - chcesz pic? Mam wodę i sok porzeczkowy. - Doszłam do wniosku, że Zoey będzie miała jakąś swoją "rzecz" i to będzie zamiłowanie do satynowych pidżam i soku porzeczkowego. Teraz tylko o tym muszę pamiętać.

wolfgang mctavish
ODPOWIEDZ
cron