Starszy oficer mechanik — lorne bay
36 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I'd rather die tomorrow than live a hundred years without knowing you.
Wiedział, że takie rozwiązanie na dłuższą metę nie byłoby dobrym pomysłem. A przynajmniej nie przy tak małym domu jaki mieli. Dom właściwie nie był jakiś super mały, był idealny na ich obecne potrzeby, ale Robin również, tak jak Annie myślał o powiększeniu rodziny. Dla niego wychowanie się w dużej rodzinie było czymś fantastycznym. Co prawda między nim, a młodszą siostrą była niewielka różnica wieku, ale i tak wiedział, że może liczyć czy na Scarlet, na Harper czy na Cece. Nawet jak ze sobą nie rozmawiali jakoś namiętnie to wiedział, że tak czy siak będą mu służyć pomocą czy radą w razie potrzeby. To samo miał zamiar oferować im. Nie chciał, żeby Helenka była jedynym dzieckiem. Dziecko potrzebowało drugiego dziecka. I niby patrząc na tą imprezę oraz ilość dzieci biegających po farmie Callawayów, Robin mógł być spokojny, że jego córka nie będzie narzekała na ilość znajomych, tak wolał jednak zapewnić, żeby to rodzeństwo miała.
- Cały kawałek?! Wow! – Helenka pewnie była podekscytowana tym, że będzie mogła zjeść cały kawałek. Nawet jeżeli rzeczywiście nie do końca miała świadomość tego, że tak naprawdę zostanie na tym nieco „oszukana”. To pewnie jej ostatnie urodziny, gdzie będzie można ją w tak łatwy sposób oszukać. Przy następnych już będzie w stanie ocenić, że ktoś dostał większy kawałek niż ona. Chyba, że już jest w stanie to ocenić. Niestety nie mam zielonego pojęcia o dzieciach (dzięki bogu).
Jak już Helenka dostała pierwszy kawałek tortu, a później babcia przejęła porcjowanie, to rzeczywiście Robin z Helenką na rękach i z Annie u boku przeszedł w odpowiednie miejsce, gdzie sobie usiadł trzymając córkę na kolanach. Oczywiście, że mógł ją posadzić w krzesełku, ale nie mógł sobie odmówić trzymania córki na rękach. Jedną ręką, a później z pomocą Annie, przyodziali córce śliniaczek, żeby nie upaskudziła sobie stroju jeszcze bardziej. Już i tak był pobrudzony przez całodniową zabawę, jak to z dziećmi bywało. – Uwaga. – Szepnął do Annie i lekko trącił ją kolanem w ramach ostrzeżenia przed nadchodzącą ciotką.
- Właśnie w taki celowaliśmy. W niezbyt słodki. – Odpowiedział z uśmiechem, chociaż trochę chciało mu się parsknąć śmiechem, bo to takie typowe usłyszeć coś takiego od ciotki. Chociaż lepsze to niż słuchać, że tort jest za słodki. – Jestem prawie pewien, że nikt nie chciałby słuchać o tym co u nas w pracy. Nie w takich okolicznościach. – Postarał się jakoś z tego wybrnąć. Annie miała pracę, o której raczej nie powinno się opowiadać na imprezie urodzinowej, gdzie uczestniczyło pełno dzieci. Jego praca, cóż… same podróże były nużące, męczące i nudne, o tym też niekoniecznie ktokolwiek chciałby słuchać. Chociaż wiadomo, że Robin to nad swoją pasją mógłby się rozwodzić godzinami. Uśpiłby przy tym towarzystwo, ale przynajmniej on byłby zadowolony. – To wszystko zasługa Annie. Spora część jej genów i świetna robota przy wychowywaniu! – No bo pewnie Helenka nie byłaby wcale taka urocza jakby była małą paskudą. A tak to proszę, nie dość, że była prześlicznym dzieckiem (bo jak tu być brzydkim mając takich rodziców?), to jeszcze do tego była urocza z charakteru. Oczywiście jak każde dziecko miała momenty, gdzie bywała małą rozrabiaką, ale z reguły była pociesznym i grzecznym kwiatuszkiem. Przynajmniej takie wrażenie odnosił Robin.
- No właśnie, Annie. Jak ty sobie dajesz radę w pojedynkę? Praca, bycie mamą? Nie może ci być łatwo. – Ciotka skorzystała z okazji, że wszyscy byli zaaferowani tortem. W sumie to dzieci były zaaferowane tortem, rodzice byli zaaferowani dziećmi czyhającymi na tort. No, ale ciotka wykorzystała okazję i przysunęła sobie krzesełko, żeby spędzić trochę czasu z Annie, Helenką i Robinem.
agentka federalna — Australian Federal Police
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Posterunek policji w Lorne Bay zamieniła na oddział policji federalnej w Cairns i teraz próbuje godzić jakoś wszystkie obowiązki świeżo upieczonej agentki z rolą młodej mamy oraz żony marynarza Robina.
Trzeba będzie (a w zasadzie Annie będzie musiała) zastanowić się nad jakimiś potencjalnymi opcjami delikatnych zmian w trybie pracy. Musiała poznać wszelkie możliwości, by w razie przejścia od rozmów do czynów i poczynienia prób powiększenia rodziny, mogła być przygotowana do siedzenia za biurkiem, analizowania danych lub wspierania swojego zespołu. Tak, zdecydowanie trzeba będzie omówić wszystko z Robinem oraz szefem.
Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko. Z tego powodu nigdy nie zamierzała stopować dziecięcych szaleństw swojej córki. Kiedy, jeśli nie teraz, mała miała poznawać świat organoleptycznie? Mieli w domu pralkę, bieżącą wodę oraz proszek, niech więc Helenka je sobie do woli. Nawet dłonią. Będzie wtedy najbardziej urocza i Annie totalnie zrobi jej milion zdjęć.
- Ale pięknie jesz. Zobacz, a tu masz owoce. One też były na torcie, więc musisz zjeść wszystko.
Najchętniej wcisnęłaby do wypieku na przykład marchewkę (lub poszłaby dalej, postawiłaby na marchewkowy biszkopt), jednak nie chciała iść już tak daleko. Truskawki, banany, kiwi... Niech dziewczynka w pierwszej kolejności zje właśnie to.
- Myślisz, że zdążymy jeszcze uciec? - szepnęła do męża. Nie zdążyli.
- Och, kochani, ja nie jestem nikim. Tak rzadko was widzę, musicie porozmawiać chwilę ze starą ciotką. No, opowiadaj, gdzie ostatnio byłeś?
Poklepała nawet Robina po kolanie, by zachęcić go do mówienia. Oczywiście ciotka, nie Annie, bo ona zaczynała już myśleć o tym, w jaki sposób zmienić temat. Najłatwiej byłoby powiedzieć coś w stylu "ciociu, wcale nie jesteś stara", ale wtedy usłyszeliby pewnie cały wykład na temat chorób, lekarzy, wysypek oraz cen leków w aptekach. Tego lepiej nie drążyć.
- No i widzi ciocia, jak to szybko minęło? Dopiero co się urodziła, a tu już ma dwa latka - skierowała uwagę kobiety na małą. Może nie powinna posługiwać się w ten sposób swoim własnym dzieckiem, ale Helenka i tak nie będzie tego pamiętała, a przecież trzeba było ratować rodziców! - Nie do końca w pojedynkę. Kiedy Robin jest w domu, spędza z Heleną mnóstwo czasu, mamy też rodziców, jakoś sobie radzimy.
W jej opinii radzili sobie naprawdę dobrze. Wystarczyło tylko spojrzeć na ich córkę, która była właśnie pochłonięta oblizywaniem swojej maleńkiej dłoni, która chwilę wcześniej zanurzyła się w kremowym nadzieniu urodzinowego tortu.

Robin Callaway
Starszy oficer mechanik — lorne bay
36 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I'd rather die tomorrow than live a hundred years without knowing you.
Robin chciał mieć dużą rodzinę, ale nie było to coś co byłoby dla niego największym priorytetem. Gdyby się okazało, że kariera Annie może ucierpieć na tym pragnieniu, to nie miałby zamiaru do tego dopuścić. Nie chciałby, żeby jego żona poświęcała swoje marzenie, dla ich wspólnego marzenia. Chociaż jeżeli rzeczywiście na czas ciąży mogłaby mieć jakąś lżejszą pracę, to wtedy on był gotowy poświęcić swoją pracę, żeby wrócić i zająć się wychowaniem nowego dziecka, żeby Annie mogła wrócić do pracy. Wydawało mu się to sensownym rozwiązaniem. Nie miałby nic przeciwko temu, żeby być tatą zostającym w domu i zajmującym się dziećmi. Chociaż istniała też spora szansa, że mu się odwidzi jak już z tymi dziećmi zacznie zostawać, hehe.
Obserwował jak Helenka za namową Annie zajmuje się jedzeniem owoców. Dobrze, że nie była wybrednym dzieckiem i że Annie od małego przyzwyczajała ją do owoców i warzyw. Niezdrowe przekąski w ich domu znajdowały się w szafce, która długo będzie poza zasięgiem wzroku czy rączek Helenki. Pewnie dowie się o niej dopiero przy okazji ukończenia osiemnastego roku życia. Przy tym jak jadła tort, Robin ignorował fakt, że jego dłonie przy okazji zostawały pokryte resztkami ciasta.
- Musielibyśmy porzucić dziecko jako dywersję. – Rzucił jeszcze szybko w odpowiedzi, a sekundę później posyłał uśmiech ciotce. Gdyby Robin wiedział więcej o kuokach i o tym jak rzucają swoimi dziećmi to pewnie by się nie wahał. Żartuję. Troszkę by się zawahał. Bardziej obawiałby się tego jaka mogłaby być reakcja Annie ja jego decyzję. Plusem byłoby to, że rzeczywiście udałoby się odwrócić uwagę wszystkich. Na bank przejęliby się rzuconym dzieckiem. Minusem było to, że Robin miałby poważne konsekwencje.
- Okolice Afryki. Głównie wschodnie i południowe wybrzeża. A tak to cały czas na wodzie. Nie mam za bardzo okazji do tego, żeby schodzić na ląd. – Pewnie miał takie momenty, ale naprawdę nie chciał rozmawiać o pracy. Zwłaszcza, że wiedział, że ciotka tak naprawdę pytała z grzeczności, ale nie chciała go słuchać. A Robin niestety na temat swojej pracy potrafił się uruchomić i ostatecznie brzmieć jak najmniej interesujący człowiek na ziemi. Posłał cioci ładny uśmiech i skupił się na tym, żeby Helenka jak najszybciej zjadła swój tort. A odnosił wrażenie, że to już jest bliskie, bo bardziej bawiła się resztkami na talerzu niż rzeczywiście je jadła.
- Będzie musiała nam ciocia wybaczyć na chwilę. – Powiedział spoglądając na Annie i wskazując na siebie i na Helenę. – Musimy się przebrać. Trzeba wykorzystać okazję póki mała nie śpi. Jestem pewien, że każdy będzie chciał jakieś zdjęcie. – Pewnie zdjęcia z dzieckiem ubrudzonym tortem byłyby urocze, ale Robin nie miał zamiaru ryzykować i narażać się na więcej czasu spędzonego z ciotką. Może i było to nieuprzejme z jego strony, ale po prostu taki rodzaj człowieka ma tendencję do marnowania czasu. A Callaway nie lubił czasu marnować. – Annie? – Poprosił swoją żonę, żeby do niego dołączyła jak on już wstał gotowy do ucieczki. Helenka w odpowiednim momencie rozprowadziła tort na wszystkich możliwych płaszczyznach. Łącznie z twarzą Robina, którą teraz dotykała.
- Myślę, że zrobiła to specjalnie. – Powiedział jak już nieco się oddalili od ciotki. – Uratowała nas. – Dodał uśmiechając się do córki, która zapewne nieświadomie uratowała ich przed towarzystwem ciotki.
ODPOWIEDZ