Profiler policyjny — Lorne Bay Police Station
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Bury all your secrets in my skin
Come away with innocence and leave me with my sins
The air around me still feels like a cage
And love is just a camouflage for what resembles rage again
001.
Małomiasteczkowe sprawy nie należały do zbyt absorbujących. Z reguły chodziło o zagubiony rower, awanturę w barze czy skradziony portfel. Nie były to tematy, które wymagały zaangażowania do pracy większej ilości ludzi a już na pewno profilera policyjnego. Dlatego sprawa sześcioletniej Rosie Holloway poruszyła wszystkimi. Dziewczynka zniknęła trzy dni temu, podczas niewinnej zabawy w ogrodzie. Zmartwieni rodzice od razu zgłosili jej zaginięcie angażując przy tym wszystkie dostępne w Lorne Bay patrole. Mała Rosie zapadła się pod ziemię pozostawiając po sobie jedynie niedokończoną babkę z piasku. Wyglądało na to, że została uprowadzona, ale świadkowie; sąsiedzi państwa Holloway, którzy w tamtym czasie wrócili z tygodniowych wakacji nie widzieli nikogo podejrzanego kręcącego się po okolicy. Co więc stało się z małą Rosie? Czy postanowiła zwiedzić na własną rękę miasto, tracąc przy tym poczucie czasu i czekała gdzieś przestraszona na rodziców? Ci uparcie twierdzili, że była rezolutna, nigdy nie oddalała się bez pytania i unikała obcych. Dlaczego więc wciąż jej nie było?
To pytanie zadawała sobie również Brisa. Nieprzerwanie od kilkunastu godzin wspierała pracę kolegów, chciała być przydatna. Wolała robić cokolwiek niżeli siedzieć bezradnie i wpatrywać się w pustą ścianę tak jak robiła to nieprzerwanie od dziewięciu miesięcy. Od chwili kiedy wróciła do miasta nie potrafiła odnaleźć się w nowej rzeczywistości. I chociaż rodzina starała się wypełnić pustkę to tęskniła za dawnym życie. Za sprawami, w których brała udział, za codzienną rutyną i dawką adrenaliny. I za nim…chociaż spowodował, że jej serce niczym rozbite lustro roztrzaskało się na tysiące małych kawałeczków, których nie dało się poskładać.
Sama myśl o mężczyźnie sprawiła, że poczuła ścisk w żołądku. Oderwała wzrok od krótkich akt, uzmysławiając sobie, że od dobrych piętnastu minut nie wiedziała o czym czyta. Jedyne co czuła to niepokojące wibracje, nad którymi starała się zapanować. Tysiące myśli krążyło w jej głowie, łączyły się w gęstą sieć, z której nie potrafiła się wyplątać. Pojawił się wewnętrzny głos, który wdarł się nagle i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Mówił, że powinna odpocząć, starała się go jednak za wszelką cenę ignorować.
Wzięła głęboki oddech i przeczesała ręką włosy. Potem spojrzała na zegarek. Było kilka minut po dwudziestej. Posterunek był prawie pusty, większość pracowników patrolowała miasteczko i jego okolice poszukując małej Rosie.
Podniosła się z fotela i podeszła do okna. W szybę uderzył gwałtowny strumień deszczu. Dziewięć miesięcy czekała aż coś się wydarzy, w końcu zaczęła dostosowywać się do sytuacji. A teraz to. Zaginięcie dziewczynki. Na swój sposób poczuła się lepiej. Chociaż nie było to najlepsze określenie sytuacji to pokazywało jak bardzo potrzebowała zajęcia. Jakiegokolwiek. Sprawa małej Holloway wymagała szybkiego działania i zaangażowania większej ilości ludzi.
Nie było sprawcy, nie było punktu zaczepienia. Nie mogła stworzyć obrazu porywacza, nie potrafiła nakreślić co się właściwie stało. Nie dopuszczała do siebie myśli o porażce. Cholernie zabolało ją to, że była najzwyczajniej w świecie bezradna. Choć nie miała na to wpływu, podobnie zresztą jak na wiele innych rzeczy, to czuła że zawodzi. Za wszelką cenę próbowała uciec od negatywnych myśli oraz od przeświadczenia, że tym razem nie da rady, że się nie uda. Ani czas, ani też okoliczności nie były dlań sprzyjające.
Gdzieś z oddali słyszała głos szydzący z jej braku umiejętności, oczami wyobraźni widziała kpiący uśmiech a w przypływie zupełnej bezradności czuła nieprzyjemny oddech na swoim karku. – Gdzie jesteś mała Rosie? – szept w głowie przemienił się w słowa, ciche westchnięcie zaburzyło panującą wokół cisze. Udręczone spojrzenie świadczyło o bezsilności. Poczuła nieprzyjemny dreszcz, po którym nastąpiła chwila konsternacji. Odpowiedziała jej cisza.
powitalny kokos
Venethe
brak multikont
nadkomisarz federalny — dowódca lokalnego oddziału afp
42 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
najgorszym człowiekiem na świecie został, bo lubi najwyższe progi, pieniądze i władzę. przepisy i paragrafy go nudzą, prawo jest jak matematyka, a w życiu chodzi o poszukiwanie ulotnego, o emocje i otchłań.

Vinnie Crane z niczego tak doskonale nie zdawał sobie sprawy jak z prostego faktu dotyczącego reputacji jakiej doczekał się w towarzystwie na przestrzeni lat. W taki oto sposób zupełnie nic nie znaczące stawało się to, że mógł być naprawdę skutecznym gliną - choć próżno było szukać u niego jakiegoś zacięcia, jakiegoś powołania do bycia akurat policjantem - wszak ważniejszym stawało się to, w jaki magiczny sposób doczłapał się do swojego aktualnego stołka albo to, jak skandalizujące życie prywatne miał. Ani pierwsze, ani drugie nie dziwiło go wcale - w pierwszym aspekcie był w końcu dla wszystkich swoistym człowiekiem - zagadką, a w drugim - mógł starać się być najporządniejszym obywatelem, najbardziej odpowiedzialnym ojcem świata, a i tak łatka rozwodnika, skaczącego z kwiatka na kwiatek podrywacza i bawidamka kroczyła przed nim dumnie niczym paw, którego na dodatek w żaden sposób nie dało się przegonić.
A w swojej robocie był naprawdę, cholernie, skuteczny.
Cały fenomen zapewne polegał na tym, że mało było na świecie rzeczy, które jeszcze Vinniego były w stanie ruszyć. Dotknąć. Poruszyć na tyle, by myślał o nich po godzinach i jak ci wszyscy policjanci w hollywoodzkich produkcjach, oddawał tej sprawie swoje życie prywatne. Komisarz śmiało dość zakładał, że widział w tej robocie już naprawdę wszystko i stąd zapewne wynikała również ta jego specyficzna, zawodowa znieczulica. Były już nastolatki niszczące sobie życie przez narkotyki, pseudo-gangusy bez przyszłości, ofiary przemocy, postrzałów no i dzieci. Pod tym względem też widział wszystko i nawet to, że po wszystkim wracał do swojego własnego, prywatnego dziecka niczego nie zmieniało. Vinnie Crane umiał się odciąć.
Tak było i tym razem. Zaginięcie małej Rosie Holloway rozgrzewało w ostatnich dniach lokalną opinię publiczną do czerwoności. Plakaty ze zdjęciami uroczej dziewczynki zostały rozwieszone dosłownie wszędzie w okolicach najbliższych kilkunastu zapewne kilometrów. Jej temat wałkowany był w każdych jednych wiadomościach i w każdej jednej rozmowie sąsiadów, podsłuchanej gdzieś kątem na chodniku. Były apele, wspólne poszukiwania, psy tropiące, był nawet jasnowidz, ale i to okazywało się być po prostu za mało - dziewczynka wydawała się przepaść niczym kamień w wodę. Z każdym dniem szanse na odnalezienie jej, na dodatek żywej, malały.
Aż do momentu, w którym jedna sprawa przecięła drugą i okazywało się, że miejscowi - wyjątkowo nie ci porządni mieszkańcy od uroczych domków z białym płotkiem, a ci raczej niebezpieczni i tacy, których spotkać by się nie chciało nigdy - najwyraźniej byli w stanie rozszerzyć swoją przestępczą działalność o handel żywym towarem, i gdy tylko w zeznaniach jednego z mniej lojalnych (a raczej odpowiednio już złamanych, i z obiecanym skróceniem wyroku, albo i świadkiem koronnym) przyznał, że w temacie również pojawiają się dzieci, rozpoczynając od zamówień na urocze dziewczątka idealnie w typie maleńkiej Rosie Holloway. Nie, nie miały zostać niczyimi równie idealnymi córeczkami.
Sprawa stała się zatem federalna.
A Vinnie Crane osobiście - dobrze, w towarzystwie kilkorga zaufanych ludzi - postanowił nawiedzić lokalny komisariat, żeby ich tej sprawy raz na zawsze pozbawić, rozpoczynając od zarekwirowanie wszystkich akt, z każdą jedną nawet najmniejszą notatką policyjną włącznie. Uciął sobie niespecjalnie sympatyczną, krótką rozmowę z komendantem, po czym szczęśliwie udało się im rozdzielić - mężczyzna wraz z podwładnymi Crane’a udał się do detektywów prowadzących sprawę, sam Vinnie za to pokierował się do kolejnego biura, gdzie mógł kogoś pozbawić akt, jak i pewnie dumnych marzeń o tym, że sprawa ta zostanie rozwiązana i burmistrz odpali im wszystkim jakiś niespecjalnie elegancki medal. Zatrzymał się przed drzwiami pani psycholog? pani profilerki? krótko zapukał i otworzył je, robiąc krok w przód i zatrzymując się w progu, by nonszalancko oprzeć się o fortunę.
[- u]Obawiam się, że zainteresowana ci nie odpowie[/u] - i cholera tylko jedna wiedziała, czy chodzi bardziej o fakt, że dziewczynki po prostu w tym pomieszczeniu nie ma, czy o to że Vinnie coraz śmielej podejrzewał że ona po prostu już nie żyje. Pewnie i jemu powinno zrobić się właśnie zimno, zamiast tego, w tak typowy dla siebie sposób, przywdział na twarz swój firmowy, zaczepny uśmieszek numer pięć i dodał, już trochę cieplej:
- Cześć, Zeimer. Nie podejrzewałem, że stęsknisz się za mną tak bardzo, że zaczniesz mnie śledzić - cały Vinnie. Zawsze w centrum uwagi.
ODPOWIEDZ