22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
surfer, który codziennie gada do Ciebie w radiu i stara się nie myśleć o tym, że jego matka prawdopodobnie miała z Tobą romans (lub będzie miała)
Christine była niezależną kobietą. W każdym tego stwierdzenia znaczeniu.
Oznaczało to więc, że nie potrzebowała u swego boku mężczyzny, by wieść satysfakcjonujące życie. Jeszcze jako dziecko, gdy jej koleżanki marzyły o książętach na białych rumakach, doskonale wiedziała, że ona żadnego księcia nie potrzebuje. Nie dałaby się zamknąć w wieży jak jakaś oferma, by ktoś ją musiał ratować. A jeśli już nawet doszłoby do tego zamknięcia, sama pokonałaby smoka i uratowała się bez konieczności oczekiwania na ratunek z rąk dzielnego księcia albo innego rycerza.
Jeszcze jako dziecko doskonale wiedziała, że w przyszłości postawi przede wszystkim na swoją karierę. Bez wiązania się z kimś, kto mógłby w tym jedynie zawadzać i do kogo musiałaby się jakkolwiek dostosowywać.
Niestety, pewnego dnia, gdy już od dobrych paru lat realizowała się jako niezależna pani neurochirurg, Christine usłyszała bezlitosne cykanie zegara biologicznego. Zupełnie bez uprzedzenia odezwał się u niej instynkt macierzyński i uświadomiła sobie, że do pełni szczęścia potrzebuje nie tylko rozwijającej się w satysfakcjonującym tempie kariery, ale również dziecka.
Tego trudno byłoby już dokonać bez zbędnego jak dotąd księcia.
Poniekąd.
Christine również z tym zadaniem poradziła sobie świetnie, zdając się na cud nowoczesnej medycyny.

W praktyce oznacza to prawdopodobnie tyle, że sprowadziła mnie na ten świat zupełnie przypadkiem, wdając się w gorący romans z ogrodnikiem albo listonoszem. Ewentualnie dostawcą jedzenia.
Ale to nie nadawałoby się już na historię, którą można byłoby opowiadać dziecku, gdy to zaczyna się interesować nieobecnym ojcem. W oczach sąsiadów, rodziny i znajomych też nie wyglądałoby to najlepiej.

Mimo wszystko romans z jakimś przypadkowym facetem wydaje się być całkiem prawdopodobny. Zwłaszcza, że jak na kogoś, kto przez większą część życia zarzekał się, że nie potrzebuje do pełni szczęścia żadnego mężczyzny u boku, Christine Wilson miała ich jednak całkiem sporo. Zwykle znajomość trwała maksymalnie kilkanaście godzin i, kiedy tak teraz o tym myślę, wydaje mi się, że dość szybko moja matka przyjęła taktykę podobną do mojej - nie było nawet sensu zapamiętywać imion tych gości, których czasami można było minąć na schodach w drodze do kuchni lub łazienki. Z czasem można było nawet przyzwyczaić się do ich widoku. Znacznie trudniej było przyzwyczaić się do tego, że będąc w szkole średniej, wolałem nie zapraszać do domu znajomych w obawie, że któryś z nich miałby nawiązać z nią zdecydowanie zbyt bliską znajomość.
Wydaje mi się, że takie ryzyko jak najbardziej istniało.
Wydaje mi się tak tym bardziej od momentu, gdy w kuchni rodzinnego domu niechcący natknąłem się na półnagiego gościa, który wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia kilka lat.

Powyższe chyba najlepiej obrazuje fakt, że życie pod jednym dachem z Christine nie należało do najłatwiejszych. Nie da się ukryć, że daleko jej było do przykładnej, troskliwej matki, która miałaby świetnie radzić sobie łącząc karierę zawodową z macierzyństwem. Na to drugie akurat trochę brakowało jej czasu. Większość pożytkowała jednak na pracę, pozostały czas wolny w większości przeznaczała na swoje przygodne znajomości.
Choć oczywiście to też nie tak, że była całkowicie beznadziejną matką. W jakiś sposób pewnie się starała.
W jakiś bardzo pokrętny sposób, który chyba tylko jej mógł wydawać się świetną metodą wychowywania syna.

Na pewno nie mogę jej zarzucić, że czegokolwiek miałoby mi kiedyś brakować. Wynajmowane opiekunki nie były takim najgorszym towarzystwem, a w przestronnej willi ulokowanej w Pearl Lagune było całkiem sporo miejsca na najróżniejsze inspirujące zabawy. Później okazało się też, że ten nadmiar przestrzeni świetnie nadaje się również do organizowania niezapomnianych licealnych imprez.
Przynajmniej byłem tym dzieciakiem, który nie musiał martwić się o to, że obecność rodziców w domu pokrzyżuje plany związane z imprezą. Nawet jeśli Christine była przypadkiem w domu, to i tak nigdy nie przeszkadzała jej za bardzo grupka nastolatków raczących się alkoholem nad basenem. Prawdopodobnie wszyscy mamy sporo szczęścia, że nikt nigdy w tym basenie nie utonął.
Prawdopodobnie mam też całkiem sporo szczęścia, że udało mi się wyrosnąć na człowieka względnie ogarniętego i że niekonwencjonalne metody wychowawcze mojej matki nie sprawiły, że miałbym wyrosnąć na kompletną życiową ofermę. Możliwe, że to kwestia tych świetnie dobranych genów z probówki.
Albo po prostu ogrodnik był całkiem sensownym facetem.

Wbrew oczekiwaniom nieco bardziej konserwatywnych członków rodziny (jak na przykład siostra matki, która absolutnie nie wyobrażała sobie spuszczenia swoich dzieci z oczu aż do czasu, gdy te wybrały się do szkoły podstawowej), udało mi się skończyć nie tylko szkołę średnią (przy tym wcale nie mając do czynienia z policją tak często, jak można byłoby zakładać), ale też studia. W tym przypadku prawdopodobnie trochę skopałem sprawę, nie wykorzystując okazji do tego, by wynieść się na drugi koniec kraju lub świata, a po prostu decydując się na James Cook University. Głupio wyszło, ale prawda jest taka, że nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do tego, żeby uciekać z Lorne Bay.
Wyprowadzka do własnego mieszkania w Opal Moonlane w zupełności mi wystarczyła.
  • :kangaroo: Mimo ukończonej weterynarii, nie zdecydowałem się zmienić pracy, którą zacząłem jeszcze w trakcie studiów. Nadal pracuję jako spiker w lokalnym radiu, co zdaniem Christine jest wyrazem wymierzonej w nią złośliwości. Możliwe, że ma w tym trochę racji.
    :kangaroo: Podobno nauczyłem się surfować niewiele po tym, jak nauczyłem się chodzić. Co jest oczywiście kompletną bzdurą, ale w sumie brzmi całkiem nieźle.
    :kangaroo: W czasach studenckich zdarzyło mi się poderwać "chłopaka" (trudno ich tak nazywać, gdy z żadnym z nich nie spotykała się nawet przez tydzień) mojej matki. Nie odkryłem przy tym żadnego pociągu do facetów, a całe doświadczenie można już ewidentnie traktować jako przejaw wymierzonej w nią złośliwości. Problem w tym, że chyba nawet się nie zorientowała.
    :kangaroo: Przejawem złośliwości miała być też podobno moja chęć zamieszkania w okolicy Sapphire River. Plany te pokrzyżowała Christine, uprzedzając jakiekolwiek moje działania i kupując mi mieszkanie w dzielnicy, w której drastycznie spada ryzyko pożarcia przez krokodyla w drodze po śniadanie.
    :kangaroo: Podobno już od dziecka trochę za bardzo ciągnie mnie do ryzyka. Widocznie geny matki też miały coś do powiedzenia.
    :kangaroo: Umiem gotować, w dodatku podobnie całkiem nieźle. A przynajmniej nikogo jeszcze nie zdarzyło mi się otruć.
Jake Wilson
23 grudnia 1999
Cairns
spiker radiowy
Lorne Bay Radio
Opal Moonlane
kawaler, hetero
Środek transportu
samochód, niewielka łódź motorowa

Związek ze społecznością Aborygenów
-

Najczęściej spotkasz mnie w:
w okolicach radia, na plaży, czasami w Opal Moonlane (gdy akurat trzeba się przebrać lub przespać przez chwilę we własnym łóżku)

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Christine Willson (matka, postać nieistniejąca na forum) lub kogoś z dalszej rodziny

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
tak
Jake Wilson
Jordan Fisher
powitalny kokos
-
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany