listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
006.
Crawling Rage
Jaesang & Drago
{outfit}
Dawno nie pojawiał się w tym przybytku. Kojarzył go głównie z morzem deprawujących substancji, gwałtownymi szarpaninami i zatęchłym zapachem ciał, wirujących na parkiecie. W kąty starał się nie zaglądać. W najciemniejszych częściach klubu odbywało się wyrównywanie rachunków, wymiany pieniędzy za strunowe woreczki oraz bezwstydne akty cielesne, niekiedy stanowiące zapłatę za towar. Nie bez powodu Colter upodobał sobie okolice baru, przy którym rotacja gości była największa. Kątem oka rejestrował te same twarze, odbierające kolejne zamówienia, dostarczane następnie do poszczególnych loży, wypełnionych śmiechem, stłumionym przez dudniącą muzykę. Jeszcze niedawno stał przy wejściu głównym i pilnował porządku w klubie, nieraz słysząc o szemranych interesach, prowadzonych przez najwierniejszych z klientów. Nie drążył. Robił swoje. Odwalał swoją powinność zgodnie z umową i nie wtrącał się w sprawy, które go nie dotyczyły.
Dzisiaj miał powód, aby zerować kolejną butelkę piwa, przy mokrym od rozlanego alkoholu, blacie. Opieka społeczna potrzebowała od niego więcej dowodów, świadczących o alkoholizmie ojca. Jedno nagranie, jawnie odsłaniające jego podły stan nie wyczerpywało znamion zaniedbywania niepełnoletniej córki. To, że szarpał się z dorosłym synem, jeszcze o niczym nie świadczyło. To mogła być tylko "jednorazowa chwila słabości", co Colter skomentował zniecierpliwionym prychnięciem, niedowierzając w kulawy system prawny, obowiązujący w Australii. Czy dopiero, gdy pokaże im zdjęcia skatowanego dziecka, socjalni ruszą tyłek i sądownie zabiorą pijakowi prawa rodzicielskie?
Myślał nad kolejnymi posunięciami w sprawie, ignorując obecność gości, bawiących się z okazji rozpoczętego weekendu. Siostrę zostawił w przyczepie pod opieką sąsiadki, odpoczywającej po drugiej zmianie w pracy. Obiecał sobie, że wróci trzeźwy i bez widocznych obrażeń, zaburzających wygląd zewnętrzny.
Gość o wschodnich rysach, siedzący cztery krzesła dalej, co i raz rozglądający się po otoczeniu, wyglądał na świeżaka. Zdaje się, że nigdy wcześniej nie bywał w Shadow, o czym świadczyła napięta postawa. Mógł być jednym z najnowszych nabytków dilerów, albo zagubionym turystą, poszukującym miejsca na odreagowanie codzienności. Jedno było pewne - nieznajomy znalazł się na celowniku jednego z miejscowych kieszonkowców. Już trzeci raz podchodził do baru, opierając łokcie na ladzie, tuż obok zagubionego jegomościa.
Rozpoczął rozmowę. Ze swojego miejsca, Drago nie był w stanie nic usłyszeć. Muzyka oraz krzyczący do barmana ludzie, skutecznie tłumili rozmowę, którą być może Colter nawet nie powinien się interesować. To nie były jego sprawy. Przyszedł do Shadow z zamiarem wypicia kilku piw, pogadania ze znajomymi barmanami i podjęcia decyzji co do kolejnych kroków, związanych z pozbyciem się ojca. Nie tolerował jednak złodziejstwa. Kilkukrotnie wyrzucał z lokalu podobnych cwaniaków, zaczepiających dziewczyny, wstawionych kolesi i naiwniaków, namawiając na całe mnóstwo propozycji, począwszy od hazardu, na seksie kończąc.
Jaką decyzję powinien podjąć? Zainterweniować, a może pozostać na miejscu, wyrzucając z głowy wszelkie możliwe scenariusze, związane z zachowaniem bezstronności?

Pragnie być muzykiem, dlatego wybrał studia — na kierunku muzycznym
21 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Melt me, I'm cold
I've reached out my hand countless times
The echo is colorless
Oh, this ground feels so heavier
I am singing by myself
I just wanna be happier
Am I being too greedy?
#3
Crawling rage
{outfit}
Z Jaesangiem zdawało się być odrobinę lepiej, niż dotychczas. Miał naprawdę sporo wsparcia, głównie od rodzinki. Ponadto poznał przecież kilka osób, które nie patrzyły na niego z góry, jak to miało miejsce we wcześniejszym mieście. Małymi kroczkami jego życie zaczynało się jakoś układać. Pod względem marzeń związanych z muzyką również; był na świetnej ku temu drodze! Ale jedna rzecz nieprzerwanie nie dawała mu spokoju... Właściwie sam nie wiedział, czemu rozstanie z Saulem wciąż go tak cholernie bolało. W końcu takie rzeczy się zdarzają, niektóre związki się najzwyczajniej w świecie rozpadają. Cóż, w tym przypadku to on sobie ubzdurał, że są parą, bo uczucie było jednostronne... Chae po prostu nadal jest jeszcze taki młody, taki niedoświadczony, że ta strata była dla niego wyjątkowo mocnym ciosem prosto w serce. Ot, przeżył swoją pierwszą miłość i niestety nic z tego nie wyszło. Pokładał w tej osobie zbyt duże nadzieje, dlatego teraz cierpiał podwójnie. I choć z całych sił starał się zniwelować te nieprzyjemne odczucia... jakoś nic szczególnie mu nie pomagało. Jak dotąd nie sięgał po żadne używki, jednak… z tej bezsilności postanowił spróbować alkoholu. Chciał sprawdzić, czy faktycznie pomoże on choćby minimalnie zmniejszyć ten przeklęty ból, czy wprost przeciwnie. Postawił na totalnego spontana, nie sprawdzając żadnych informacji na temat pobliskich klubów ani barów, jakie mieli w Lorne. Ot, dotrze tam, gdzie go tylko nogi poniosą.
Większy problem tkwił w tym, iż nie miał zbytnio pomysłu na to, co założyć na tę okazję. Jego garderoba była całkiem spora, dlatego miał z czego wybierać. Nie chciał też przesadzać ani w jedną, ani w drugą stronę. Zaczął grzebać w dużej szafie. Padło na całkiem elegancką czarną koszulę i spodnie w tym samym kolorze. Prezentował się naprawdę świetnie, choć sam nie był co do tego przekonany. Grunt, że mu ten strój odpowiadał i pasował, nie? Do tego ułożył jakoś porządniej fryzurę, a jednocześnie popsikał się jakimiś słodko pachnącymi perfumami, w jego przypadku oczywiście były to mandarynki z nutką pomarańczy i grejpfruta. Sam nie wiedział czemu się tak odpicował, skoro i tak nie zamierzał nikogo szukać... Może po prostu, żeby lepiej poczuć się z samym sobą...? Zwłaszcza że nadal nie przepadał za swoim wyglądem. Ubzdurał sobie na dokładkę, że skoro nie spełniał upodobań swego byłego obiektu westchnień, tym samym dopisywał sobie kolejny, acz bzdurny powód — że mimo zapewnień ze strony tamtego jak bardzo był w jego oczach piękny, Jaesang stwierdził, że to było najwyraźniej kłamstwo. Co za tym idzie jego zdaniem jego aparycja także musiała mieć wpływ na to, że ostatecznie mu się z tamtym nie udało. Niestety to głupie wydarzenie sprawiło, iż utwierdził się w niekorzystnym przekonaniu, że naprawdę od siebie odstrasza innych. Uważał siebie za brzydkiego, choć wcale taki nie jest. Dlatego niełatwo było mu na siebie patrzeć w lustrze i nie potrafił utrzymać wzroku na swojej twarzy zbyt długo.
Westchnął ze zrezygnowaniem, po czym opuścił luksusową willę, rozglądając się za jakimś ciekawym lokum, które najbardziej zwróci jego uwagę. Wędrował tak trochę, aż przyciągnęło go do klubu nocnego o nazwie Shadow. Kompletnie nie wiedział, czego się spodziewać, niemniej zaryzykował. Czuł spięcia na całym swoim ciele odkąd przekroczył próg owego przybytku. Zawsze tak miał, kiedy znajdywał się w środku tłumu. Cóż, jak go to przerośnie, zawsze istnieje opcja zwinięcia się stąd wcześniej. A może to właśnie procenty sprawią, że przestanie go to wszystko aż tak przerażać? Tego zamierzał się przekonać. Znalazłszy się finalnie w środku rozejrzał się po kolorowych pomieszczeniach, które na pierwszy rzut oka robiły wrażenie. Tutejszy klimat mu się całkiem spodobał. Dowlókł swoje szczupłe cztery litery do lady i zajął tymczasowo miejsce na jakimś wolnym barowym stołku, chwytając w dłoń kartę z rozpiską napojów wysokoprocentowych. Jego wiedza na ten temat była zerowa, w związku z czym musiał przejrzeć co dokładnie oferują, i co z czego jest zrobione. Wyraźnie było po nim widać, iż jest zagubiony, tego ukryć by nie mógł. Ze względu na dobór smaków, wybrał ostatecznie Pina Coladę. Musiał przyznać, że mu to połączenie bardzo zasmakowało!
Niemal od razu poczuł, jak przyjemne ciepło poczęło rozchodzić się po jego organizmie, mimo że z początku wydawało mu się, że gardło wręcz płonie, co na szczęście ustało zaraz potem. Zaczynał się jakoś tak rozluźniać i czuć… lepiej? Tak sądził. Choć w dalszym ciągu nie można było powiedzieć o pełnym wyluzowaniu, ale lekka poprawa była coraz widoczniejsza. Nawet się nie spostrzegł, a zatapiał usta w kolejnej już szklance i wciąż łaknął więcej. Lekko kręciło mu się już w głowie, choć nie tak, by mu miał świat wirować przed oczyma. Gdy tak popijał swojego drinka, delikatnie rozejrzał się po stolikach w celu znalezienia jakiegoś pustego. Jednak ostatecznie pozostał przy barze, bo jak na złość wszystko było zajęte... Jakby tego było mało nagle ni stąd ni zowąd wyłonił się przed nim jakiś typ, który się do niego przysiadł i zaczął lustrować go bezczelnie wzrokiem od stóp do głów. Lubieżnie przesunął językiem wzdłuż swych warg. Ewidentnie nie miał wobec niego dobrych zamiarów. Nie tylko najwyraźniej był kieszonkowcem, ale przy okazji miał ochotę wykorzystać seksualnie na razie nic nieświadomego Jae. Wpatrywał się w niego wygłodniale, a czarnowłosy odczuwalnie wpadł w panikę. Serce poczęło bić mu jak oszalałe. Facet zasypał go jakimiś podejrzanymi komplementami, w które zdecydowanie nie uwierzył. Aczkolwiek nieznajomy mężczyzna nie odpuszczał, ba pokusił się nawet o zaczesanie paru kosmyków włosów za ucho i muśnięcie dłonią po policzku zdezorientowanego Jaesanga! Nie wiedział skąd wzięła się w nim jakakolwiek doza odwagi, ale odmówił mu, gdy z jego ust padła propozycja, by się z nim zabawił. Niestety nie rozumiał słowa nie i zawzięcie próbował swych sił dalej. Ponadto był mocno napakowany, wyższy od niego, masywniejszy... w obliczu kogoś takiego podchmielony Chae nie miał najmniejszych szans! Jasne, jego ciało jest wysportowane, lecz jego sylwetka w porównaniu do tego drugiego nie oszukujmy się — była dość drobna. Koniec końców zirytował mięśniaka, który drastycznie wziął go za fraki i ściągnął na ziemię. Następnie stanowczym tonem warknął do niego, że idzie z nim bez żadnej dyskusji i ma się go słuchać, bo jak nie, to będzie go bardziej bolało. Chwycił go gwałtownie za nadgarstek i zaczął go ciągnąć w kierunku pobliskiej toalety. Chłopak usiłował się wyrwać z uścisku, ale bezskutecznie.
Puszczaj, ja nie chcę! Odwal się ode mnie! — zaczął żałośnie na niego krzyczeć, starając się go od siebie odepchnąć, by ten dał mu święty spokój. Nijak na to nie reagował, jedynie poszerzał swój wredny uśmieszek. Głośna muzyka tłumiła wrzaski i raczej nikt nie mógł tego usłyszeć. Tym bardziej że raczej znaczna większość ludzi była już nawalona, przez co inaczej mogli interpretować to, czego byli świadkami. Napalony oblech przyciągał Jaesanga silniej do siebie i zaczął bezwstydne obmacywanie go wolną ręką. Jego mina wyrażała więcej niż milion słów. Był przerażony i naprawdę bał się tego, co się zaraz może z nim stać. Zwłaszcza że w tym momencie czuł się taki bezbronny i słaby! Nic nie mógł zrobić i to go tylko bardziej dobijało. Ostatnie czego spróbował to zdzielenie go z kopa w najczulsze miejsce, co tak samo zakończyło się fiaskiem. Nie ma co, wkopał się w sytuację niemalże bez wyjścia, a w jego głowie nasuwały się same najgorsze scenariusze tego, co zaraz będzie go czekać...

wystrzałowy jednorożec
Lil Meow Meow
No, god please no.
listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
To, co właśnie obserwował przy barze, wyglądało, jak jawna napaść. Barmani nie byli nawet w stanie odpowiednio zareagować: dać znać ochroniarzom, skupionym na gościach wirujących na parkiecie oraz w wydzielonych strefach loży. Domagający się alkoholu, klubowi bywalcy nie zwracali uwagi na scenę, przypominającą kłótnię byłych kochanków. Byli zbyt napruci, naćpani towarem zakupionym kilka chwil temu od gościa w ciemnej czapce z daszkiem i białych spodniach dresowych, przyczajonego w kącie sali.
Colter dopił resztę piwa i przetarł usta wierzchem dłoni, wyczuwając na języku posmak gorzkiego chmielu. Potrzebował dać komuś w mordę. Upuścić nieco emocji, zebranych przez żałosne zachowanie własnego ojca.
Przeciskając się przez tłum gości, ocierając o skrawki ubrań, wdychając mimowolny zapach potu oraz perfum, dotarł do męskiej łazienki, z wydzielonymi kabinami oraz wyszczerbionymi pisuarami. Odkąd pamiętał, sanitariaty wyglądały tak samo. Ozdobione flamastrowymi graffiti z ordynarnymi hasłami i tagami konkretnych grup, uprawiających amatorską gangsterkę. Smród uryny roznosił się już od wejścia, a zaschnięte ślady przyklejone do posadzki tylko podkreślały panujący w pomieszczeniu brud, którego nie szło do końca wyplenić.
Śliski typ, którego bramkarze nazywali Dusicielem, ze względu na jego chore ciągoty zaciskania dłoni na szyjach ofiar, podążał razem z pochwyconym brunetem w stronę umywalek. Cedził przy jego uchu parszywe słowa, niemal pryskając na nie śliną. Możliwe, że był na głodzie. Kiedy nie miał za co kupić towaru, znajdował wśród gości odpowiednich klientów z portfelem, aby tym samym przywłaszczyć ich majątek, celem zdobycia ukochanej substancji.
- Za mało razy dostałeś po mordzie? - zaczepił oprycha, sięgając prawą dłonią do kieszeni. - Ciekawe, że zawsze wybierasz takich, którzy są mniejsi od ciebie. Boisz się czegoś?
Nie pojawiał się w takich miejscach bez odpowiednich narzędzi. Ze względu na znajomości z tutejszymi bramkarzami nikt nie sprawdzał go zbyt dokładnie, mając na uwadze stare, dobre czasy. Drago nigdy do nikogo nie skakał i nie naprężał cierpliwości właścicieli, dzięki czemu mógł liczyć na specjalne traktowanie. Można wręcz rzec, że był u siebie.
- Nie interesuj się, sprzedajna… - wulgarne określenie pozostało na języku Dusiciela, kiedy Drago mocno chwycił go za kołnierz, odklejając od przytarganego chłopaka. Gwałtowny ruch mógł nieco zachwiać postawą nieznajomego, ale to właśnie odsunięcie napastnika na bezpieczną odległość było dla młodziaka wybawieniem. Nie musiał już wdychać jego zapachu, czuć na ciele jego ohydnego dotyku, być może wkradającego się pod materiał ubrania.
Rozjuszony facet odbił się od drewnianych, czerwonych drzwi kabiny, charcząc, niczym dzikie zwierzę.
- Tylko czekaj, pedale! - czerwieniejąc na twarzy ze złości, Dusiciel oderwał się od malowanej niedawno powierzchni, nie zwracając większej uwagi na zaczepiony na knykciach Drago, element. Kastet nie był najczęściej używanym przez niego gadżetem do samoobrony. Zwykle zadowalał się własnymi pięściami, albo scyzorykiem, jednak dzisiaj pragnął poczuć pod palcami łamiące się kości. Shadow było miejscem, w którym nie trudno o bójkę. Najgorszy ściek społeczny często zaglądał do przybytku, spragniony towaru, a Colter był łakomy na burdę. Przeważnie sam ich nie zaczynał. Zwykle wcielał się w rolę tego, który bronił się przed ciosami, ale i odpowiadał pięknym za nadobne, płynnie przechodząc do ofensywy.
Dusiciel zamachnął się koślawo w powietrzu, z czego Drago chętnie skorzystał, wyprowadzając prosty cios w żuchwę dryblasa. Przeciwnik ryknął z bólu, związanego z pęknięciem zaczepionej na zawiasach kości. Odrobinę go zamroczyło, o czym świadczył postawiony do tyłu, niepewny krok, szybko przechodzący w poślizg. Ogr runął na brudną, sklejoną podłogę łazienkową, odruchowo łapiąc się za potylicę. Nawet nie przyrżnął nią o płytki. Próbował pokrętnie rozeznać się w otoczeniu, być może za sprawą echolokacji, bo na oczy na pewno nie widział.
Drago miał ochotę na więcej, dlatego wypuściwszy powietrze przez nos, przeszedł w stronę powalonego napastnika.
- Za mało ci? - wymamrotał pod nosem, nadeptując na pokaleczoną dłoń, którą kieszonkowiec przyłożył do podłogi. Ten zawył raz jeszcze, na oślep miotając drugą dłonią. To byłby dobry moment na wycofanie się, jednak jeszcze jeden, gładko wymierzony cios będzie idealnym zwieńczeniem niespodziewanej potyczki, którą Dusiciel sam na siebie sprowadził. Będzie dochodził do siebie przynajmniej przez kolejny tydzień, co nieźle pokrzyżuje jego plany złodziejskie oraz narkotykowe.

Pragnie być muzykiem, dlatego wybrał studia — na kierunku muzycznym
21 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Melt me, I'm cold
I've reached out my hand countless times
The echo is colorless
Oh, this ground feels so heavier
I am singing by myself
I just wanna be happier
Am I being too greedy?
Kiedy Jaesang był tak brutalnie ciągnięty do tego śmierdzącego i brudnego kibla, w myślach zaczął żałować, że w ogóle wpadł na tak durny pomysł, by tu przyjść. Nie mógłby mieć w sumie ani do barmanów, ani do reszty doskonale bawiących się imprezowiczów pretensji... Większość zgromadzonych ludzi w klubie i tak aktualnie ledwo ogarniała i kontaktowała, a jednocześnie było bardzo głośno przez dudniącą muzykę w tle, więc nawet jego błagalne wrzaski na nic by się nie zdały w takim zgiełku i chaosie, jaki dookoła panował. Nieważne jak mocno się opierał, był kompletnie bezbronny; musiałby się ktoś wtrącić, by miał jakiekolwiek szanse na przeciwstawienie się złoczyńcy, a nawet próbę ataku, byle ochronić samego siebie. Niestety osiłek był nieugięty i uparty jak wół. Upatrzył go sobie i nie zamierzał odpuścić, nieważne jakim kosztem, idąc nawet po tak zwanych trupach byle dopiąć swego. Nie mogąc się nijak wyswobodzić z jego silnego uścisku i obleśnego dotyku, Chae był święcie przekonany, że nikt go nie ocali, a to niepodważalnie jego koniec... że zaraz stanie się coś okropnego, a późniejsze konsekwencje tych złowrogich planów mięśniaka wobec niego jeszcze gorzej wpłyną na jego już i tak zaszarganą psychikę. Z początku nic nie wskazywało na to, że uda mu się uniknąć ewentualnej tragedii. Jednak los się do niego uśmiechnął i tym razem. Tak jakby coś nad nim cały czas czuwało i nie chciało dopuścić, by temu już i tak dostatecznie pokrzywdzonemu chłopakowi stała się o wiele większa krzywda. Drago zasadniczo spadł mu jak z nieba i nie liczyły się jego prawdziwe intencje w tym momencie. Jako jedyny dostrzegł, że ktoś napada na niewinną duszyczkę i postanowił zainterweniować niemalże od razu.
Szczerze mówiąc zdziwiła go panorama tak ohydnej i obskurnej łazienki, która silnie kontrastowała w stosunku do reszty pomieszczeń, zwłaszcza tego głównego przepełnionego kolorami. Był akurat chamsko popychany w stronę uwalonych brudem umywalek, czując na sobie obrzydliwy oddech swego oprawcy, wywołujący na jego ciele gęsią skórkę. Mimo że chciał nadal walczyć, podjąć się kolejnych prób nakrzyczenia na niego — jego gardło było zaciśnięte. Nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zbierało mu się na wymioty, czując intensywny odór uryny, który był wyjątkowo nieznośny. Owo uczucie potęgował dodatkowo strach o własne życie. Zrobiło mu się niedobrze od nadmiaru wszystkiego naraz. Dodać do tego alkohol rozprzestrzeniający się w jego żyłach coraz szerzej... istna mieszanka wybuchowa! Jae jakby wyłączył się z otaczającego go świata na dobrych kilka minut, w efekcie czego słowa, które szeptał mu na ucho ten skurwysyn do niego nie docierały. Piąte przez dziesiąte wyłapał czyjś dodatkowy głos, który pojawił się niespodziewanie. Dzięki temu nieznajomemu mu chwilowo mężczyźnie wreszcie się uwolnił z łapsk Dusiciela. To go natychmiast otrzeźwiło. Zakołysał się aż na nogach od tego drastycznego szarpnięcia, omal nie wywalając na podłogę. Wylądował na jednej z umywalek, lekko się o nią obijając. By nie upaść wyciągnął ręce i kurczowo chwycił się jej rogu. Miał dosłownie mroczki przed oczami i kręciło mu się w głowie. Był właśnie świadkiem akcji wyrwanej niczym z jakiegoś filmu. Obserwował z wielkim szokiem i niedowierzaniem to, co się przed nim wyprawiało. Widział ostrą bijatykę; na całe szczęście przybyły za nimi jegomość wygrywał. Naturalnie to jemu kibicował! Rozdziawił szeroko usta, przyglądając się ich dalszym poczynaniom. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie uczestniczył w czymś takim! Ileż było w tym agresji i przemocy... niemniej mimo to Chae nie odwrócił wzroku.
Finalnie dryblas został powalony na ziemię i mocno poturbowany. Słyszał również szczęk prawdopodobnie łamanej kości; był to dość specyficzny dźwięk, który dobiegł do jego uszu i choć powinien przerazić się bardziej... odczuł niesamowitą ulgę. Sam nie miał bladego pojęcia jakim cudem, ale odczuł w sobie jakieś dziwne pokłady odwagi. Podszedł do leżącego i żeby go dobić, zaserwował mu solidnego kopa w bok i kawałek brzucha. Nie obchodził go fakt, że tłuczenie kogoś w dwie osoby nie było specjalnie sprawiedliwe. Jednak czy sprawiedliwym było znęcanie się nad słabszym od siebie...? Bynajmniej.
Masz za swoje złamasie! — pod wpływem złości w końcu coś z siebie wydusił i widać było jego wściekłość, która błyskawicznie wzrosła, jak w miarę oprzytomniał i mógł się jakkolwiek ruszyć z miejsca. Nie zgorszył go też widok sporej ilości krwi. Wyminął go i stanął bliżej Drago. W jego oczach niepodważalnie był bohaterem, którego czyny wywarły na nim piorunujące wrażenie!
Dziękuję... gdyby nie ty, nie wiem co by ze mną było… Jesteś moim wybawcą! — nie omieszkał się okazać swojej dozgonnej wdzięczności za wyratowanie go z opresji, co dodatkowo podkreślił łagodnym ukłonem, jak przystało na rodowego Koreańczyka. Był to okaz szacunku. Obdarował go przy okazji serdecznym i uroczym uśmiechem. Emocje nieco opadły, zatem mógł się mu lepiej przyjrzeć. Nie dość, że mu pomógł, to na dokładkę był bardzo przystojny! Odrobinę nieumyślnie zaczął się wpatrywać w niego maślanym wzrokiem. Miał ochotę go z tego wszystkiego aż przytulić i wyściskać, lecz resztkami zdrowego rozsądku powstrzymał się. Za wcześnie na tego typu śmiałe gesty i nie chciałby go nagle do siebie zniechęcić. Jego policzki ozdobiły delikatne rumieńce. Czuł jak zaczynają go wręcz piec z tych wrażeń, a serce znacznie szybciej bić. Wyraźnie go onieśmielił, ale starał się panować nad sobą. Nie chciał już na wstępie się przed nim zbłaźnić. Musiał być także ostrożny, by przypadkiem nie zakochać się zbyt szybko, bo w jego przypadku to nie wróżyło niczego dobrego!

wystrzałowy jednorożec
Lil Meow Meow
No, god please no.
listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
Nie spodziewał się, że chłopak, którego Dusiciel obrał sobie za cel, zdecyduje się sprzedać swojemu oprawcy kilka kopniaków. Skurwysyn na to zasługiwał, więc Drago nie odciągał Azjaty na bok, pozwalając na wyładowanie gniewu, skierowanego w oblecha. Gość i tak już się poddał, unosząc dłonie w górę, jakby chciał tym samym ochronić się przed kolejnymi, ewentualnymi ciosami.
Wystarczy.
Colter zdjął stalowy kastet z dłoni, czując na kostkach fantomowy nacisk małego gadżetu. Będzie musiał go później umyć, na wypadek przyklejenia do powierzchni kilku kropel krwi, zebranej z draśnięć na ciele osiłka.
Już miał obrócić się przez ramię i wyjść z powrotem na salę, przepełnioną dudniącą muzyką, kiedy ciemnowłosy ukłonił się przed nim, w geście szacunku. Coś niecoś kojarzył ze szkoły, więc to nie tak, że był kompletnym ignorantem. Prędzej jednak skojarzyłby nieznajomego z Japończykiem, aniżeli Koreańczykiem. Do Japonii było z Australii bliżej, cóż. Nie potrafił jednak zrozumieć, czego miałby szukać chłopak z tak bogatego, rozwiniętego technologicznie kraju, w małej mieścinie w Queensland. Większość Azjatów zdecydowanie częściej wybierała się do Sydney, albo Melbourne, przy czym lwią część ów przyjezdnych stanowili obywatele Indonezji. Wymiana studencka to jedna z możliwości, ale czy nie lepiej wybrać się na takową do USA, albo kraju europejskiego? Nie znał się na tym. Sam zakończył swoją edukację na szkole średniej, przez którą ledwo się prześlizgnął, nękany przez paskudną, nieuleczalną chorobę.
Dostrzegając szybki oddech, połączony z rumianą twarzą, uznał, że chłopak powinien ochłonąć. Cudem uniknął napaści, co z pewnością pozostawi po sobie ślad w pamięci. Każdy inaczej znosił podobne momenty. Jeden mocno zagryzie zęby i upchnie wspomnienia w najdalsze odmęty umysłu, a drugi nie będzie mógł normalnie spać, przytłoczony nadmiarem negatywnych odczuć.
- Lepiej stąd wyjdźmy - zasugerował, wskazując podbródkiem drzwi wyjściowe z łazienki. - Co cię podkusiło, żeby przyjść tutaj samemu, co? Jestem Drago.
Uznał, że wypada się przedstawić, choćby dzisiejsze spotkanie miało zakończyć się jedynie na krótkiej rozmowie oraz wypiciu przy barze szklanki wody. Tak, miał właśnie ochotę na wodę z cytryną, której nie krępował się zamówić w klubie, specjalizującym się głównie w drinkach oraz mało wymyślnych shotach z czystej wódki, albo tequili. Niewykluczone, że po paru łykach gazowanej, zwykłej wody najdzie go na coś z procentami. Jutro miał wolne, więc dzisiejszego wieczoru mógł sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.
- Musze się czegoś napić. Idziesz? - pytająco spojrzał na chłopaka, czekając na jego decyzję. Na jego miejscu, trzymałby się kogoś obeznanego w tutejszych zasadach, czyli kogoś takiego, jak Drago we własnej osobie. Nie był łasy na niczyje portfele, ciało czy inne, potencjalne łupy. Robił swoje i jakoś starał się przeżyć na tym niesprawiedliwym padole, pełnym skrajnych sytuacji.
Rzucił jeszcze okiem na zamroczonego Dusiciela, nim łokciem nacisnął na klamkę, przepuszczając w drzwiach młodziaka. Powietrze zdawało się wisieć w powietrzu, naładowane gorącem, promieniującym od ciał, wijących się w rytm muzyki trance. Bez potrzeby odkrzykiwania zbędnych słów, wskazał Jaesangowi dwa miejsca przy barze, które właśnie zostały zwolnione przez dwie koleżanki, gotowe na podbój parkietu. Miały na nogach szpilki, a fabrycznie podarte, nieco ustylizowane na gotycki styl ubrania, wskazywały na obeznanie w klubowych warunkach. Każdy, kto wyglądał zbyt elegancko, albo krzykliwie, narażał się na wylądowanie na celowniku miejscowych rzezimieszków. Lepiej oszczędzić sobie takich atrakcji, chyba, że szukało się zaczepki.
- Raczej nie jesteś stąd, prawda? - zapytał, kiedy już razem z tymczasową przylepą zajęli miejsce na barowych, wygrzanych krzesłach. Musiał mówić nieco głośniej z racji głośnej muzyki, co zmuszało go do pochylania się w stronę chłopaka. Nie przeszkadzało mu to. Nie poruszał tematów niebezpiecznych, przyciągających uwagę osób trzecich, przyczajonych w kątach klubu, więc nie musiał siedzieć cicho.
Tak, jak zapowiedział sobie w myślach, zamówił gazowaną wodę z cytryną, zastanawiając się, po co sięgnie jego nowy kolega. Czy przyszedł do Shadow, aby zapić ewentualne smutki czy po prostu miał chęć na wprawienie się w imprezowy tryb i poznanie paru miejscowych osób.

Pragnie być muzykiem, dlatego wybrał studia — na kierunku muzycznym
21 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Melt me, I'm cold
I've reached out my hand countless times
The echo is colorless
Oh, this ground feels so heavier
I am singing by myself
I just wanna be happier
Am I being too greedy?
Szczerze powiedziawszy Jaesang sam się zaskoczył czynem, na który się przed chwilą zdobył! Rzadko kiedy wykazywał jakiekolwiek przejawy agresji… zaraz, wróć. Nie używał wobec innych przemocy, nawet jeśli ktoś robił mu fizyczną krzywdę i powinien mu oddać, bo mimo wszystko nie chciał zniżać się do takiego poziomu. Właściwie jak dotąd ze zwyczajnego strachu i niskiej samooceny nikomu nie oddał ani nie stanął w swojej własnej obronie. A to niestety do pewnego czasu zdarzało się stosunkowo często. Jednak tym razem... coś w nim pękło i ostatecznie skopał drania, który zdecydowanie przekroczył każdą z możliwych granic. Po pierwsze miał dość bycia traktowanym jak jakiś śmieć, którym każdy może bezczelnie pomiatać. Po drugie... ileż można pozwalać innym na bicie go niczym worek treningowy? Nic dziwnego, że dał upust swym emocjom i w końcu się na kimś wyżył jak już nadarzyła się ku temu idealna wręcz okazja. Miał serdecznie dosyć tego ciągłego poniżania go i robienia sobie z niego kozła ofiarnego.
Wydawało mu się, że ograniczył się może do dwóch kopnięć, lecz prawdopodobnie poniosło go aż tak bardzo, że było ich znacznie więcej, niż początkowo zakładał. Z natłoku emocji i nasilonych wrażeń miał prawo się nieco zapomnieć i kompletnie nie zorientować o rozpędzie w zadawanych ciosach. Ponadto był lekko podchmielony, więc zapewne alkohol, który wcześniej skosztował dodał mu odwagi, mimo że nie zdążył go wypić jakoś dużo. Dopiero wyłapawszy jakimś cudem oznakę kapitulacji w formie uniesionych w górę rąk, Chae skończył wyładowywanie w tego oblecha swego olbrzymiego gniewu, który na niego masowo z jego strony spłynął. Owszem, bezsprzecznie sobie na to zasłużył!
Co racja to racja, rzeczywiście powinien ochłonąć. Może to i lepiej, że Drago nie doszukał się w tej jego zaczerwienionej twarzy drugiego dna, bo wtedy bankowo chłopak spaliłby się ze wstydu! Czy to zdarzenie odbije się jakoś mocniej na jego już i tak zaszarganej psychice? Wielce wątpliwe. Może poza tym, że raczej nie przyjdzie więcej do tego przybytku bez towarzystwa choćby jednej osoby przy sobie.
Usłyszawszy sugestię o wyjściu, jedynie przytaknął potwierdzająco głową, iż się z nim absolutnie zgadza. Ba, z przyjemnością opuści to obleśne pomieszczenie jak najszybciej.
Jestem pierwszy raz w tego typu klubie. Nie sądziłem, że niemalże od razu trafię na kogoś tak brutalnego i silnego... ale jakoś mnie to nie dziwi, zważywszy na swoją pechową naturę, ugh... — stwierdził z jawnym skrzywieniem i zrezygnowaniem, ciężko wzdychając pod nosem. Uważał, że jest jakimś chodzącym nieszczęściem, które co rusz przyciąga jakieś kłopoty. — Za bardzo się na tym nie znam, a chciałem spróbować czegoś nowego, przy okazji znaleźć jakieś skuteczne antidotum na złamane serce i tak jakoś wyszło... — dodał zgodnie z prawdą, wzruszając bezradnie ramionami. Może chwilowo nic nie wiedział o swoim bohaterze, ale z jakiegoś niejasnego powodu czuł się przy nim na tyle swobodnie i bezpiecznie, że pozwolił sobie na większą wylewność. Nie ma co się oszukiwać, procenty też się do tego przyczyniały. Nie chciał jednak zasypywać go zbyt dużą ilością swoich problemów już na wstępie. — A ja Jaesang. Miło mi cię poznać! — również się mu przedstawił z nadzieją, że to spotkanie nie skończy się jedynie na krótkiej wymianie zdań. Chciał dowiedzieć się znacznie więcej o swoim wybawcy! Niepewnie wyciągnął ku niemu dłoń w geście poznawczym, w dalszym ciągu nie mogąc oderwać od niego wzroku.
Ja również... Tak, idę! — odpowiedział zaskakująco pewnie, choć zaraz potem przeniósł jedną rękę na swój kark, by nerwowo po nim kilkukrotnie przejechać paznokciami. Wynikało to z lęku, że zostanie znowu odrzucony, a tego by nie zniósł. Przecież różnie to może być. Trudno było mu zamaskować fakt, iż był nim całkiem oczarowany, a na dokładkę fizycznie trafiał w jego gusta. Musiał jednak uważać, by nie zaznać następnego rozczarowania, bo jak zwykle przypuszczalnie jego uroda nie będzie dla tej drugiej strony atrakcyjna... Zresztą nie było także wiadome, czy jego młody wiek nie okaże się dodatkową przeszkodą. Ale pomarzyć zawsze można, prawda...? I sobie trochę dłużej popatrzeć...
Oj tak, niewątpliwie zamierzał się go trzymać. A przynajmniej przez resztę czasu, jaką razem tutaj spędzą. Nie racząc już ani jednym spojrzeniem tamtego palanta, po prostu wyszedł z łazienki tuż po tym, jak Drago otworzył drzwi. Zajął to jedno z wolnych miejsc przy barze, które mu wskazał. Był tak wpatrzony w niego, że nie zwrócił uwagi na kobiety, które akurat zwolniły te dwa siedziska. — Nie... w Australii mieszkam od kilku lat. W Lorne zaś jestem od paru miesięcy i nie żałuję. Tu chociaż mało kto na mnie krzywo patrzy, a w poprzednim mieście… ech, nie skomentuję. — odparł dość smutno na samo wspomnienie o tamtym okresie, kiedy to przez fatalnie traktowanie go przez większość ludzi wpadł w depresję i ostatecznie skończył przez to w szpitalu psychiatrycznym. Owego faktu póki co wolał nie przytaczać. Jeszcze tamten uznałby go co gorsza za jakiegoś wariata i to byłby definitywny koniec. Zwiałby gdzie pieprz rośnie i tyle by z tego było.
Niby przybliżenie i mówienie prosto do ucha to nic takiego, lecz na niego miało zdumiewająco dosadny wpływ. Gdy Drago znajdywał się tak blisko niego przez to, by mógł go jakkolwiek usłyszeć przez dudniącą w tle muzykę... jego ciało przeszył taki przyjemny dreszcz. Przełknął głośniej ślinę i zamlaskał.
Co powiesz na kolejkę kamikadze? Ja stawiam! Należy ci się za twój bohaterski czyn. — zaproponował tonem nieprzyjmującym odmowy, usiłując jakoś rozproszyć swoją uwagę od niechcianych odczuć, które w nim buzowały coraz mocniej. Jak nie miał nic przeciwko nim, teraz musiał je w miarę kontrolować, by nie zrobić kolejnej z rzędu tej nocy głupoty.

wystrzałowy jednorożec
Lil Meow Meow
No, god please no.
listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
- Musisz wiedzieć, że podobnych zawodników tu nie brakuje - dodał jeszcze w formie przestrogi, wobec typowego towarzystwa lubującego się w salonach Shadow. Bardziej „wykwintni” ludzie jeździli na imprezy do Cairns, albo przydrożnych barów z tak zwanym, otwartym mikrofonem, przy którym swoich sił próbowali amatorzy. Drago doceniał takie klimaty. Dopadająca go niekiedy melancholia sprawiała, że chciał zaszyć się na tyłach baru w typie westernowym i wysłuchać spokojnej ballady przygrywanej na gitarze przez miejscowego grajka. Bardzo rzadko prezentował przed ludźmi tę część swojej osobowości, zamiast tego chętniej przywdziewając maskę. Miało to związek z jego beznadziejnym dzieciństwem oraz marną namiastką ojca, którą zamierzał na dobre pozbyć się z życia zarówno swojego, jak i młodszej siostry.
- Z tym bywa ciężko - skomentował krótko złamane serce, chociaż jedynie otarł się o podobne doświadczenie w liceum. Od tamtej pory nie przyzwyczajał do siebie ludzi w romantycznej formie, uznając, że koniec końców i tak by go opuścili. Kto chciałby wiązać swoje życie z kimś, kto pochodził z rozbitego, patologicznego domu i ledwo wiązał koniec z końcem, żyjąc w przyczepie? Może i nadawał się na krótkie one night standy, ale to maks, jaki mógł z siebie wykrzesać na aktualnym etapie egzystencji.
Skinął chłopakowi głową i uścisnął jego dłoń, doceniając tę formę oficjalnego przedstawienia się. Jaesang wydawał się wylewny, względem zaledwie niedawno poznanego wybawcy, ale miał dobre chęci, co obaj mogli wykorzystać przy barze, racząc się kilkoma kolejkami shotów. Drago i tak miał ochotę skosztować nieco więcej alkoholu, niekoniecznie w towarzystwie znajomych twarzy przesuwających się w tle, porządnie poturbowanych przez życie.
Choć od pewnego czasu stronił od mocniejszych trunków, nie zamierzał się ograniczać, przebywając w klubie. Miał prawo, aby odreagować niedawne wydarzenia z życia, choćby miało się to wiązać ze złamaniem udawanej abstynencji. Nie pijał alkoholu w nadmiarze, jedynie przez nędzne obrazy, których to naoglądał się w dzieciństwie. Ojciec nie wstydził się zachlać w sztok, słaniać na nogach, na oczach dzieciaków, a później wygrzebywać z przydrożnego rowu, z resztkami wymiocin na ubraniach. To odciskało paskudne piętno, o czym Colter przekonał się aż nadto.
Połowa szalonych imprezowiczów w Shadow nawet nie wiedziała, jak szkodliwy potrafił być ten legalny narkotyk, niszczący wiele rodzinnych więzi; terroryzujący relacje; wysysający z portfela ostatnie grosze, byle tylko doprowadzić się do toksycznego stanu mentalnej lekkości. Ułudy szczęścia. Czegoś, co jedynie tuszowało ból oraz masę innych, zbitych w niekształtną maź, strzępek żałości.
Drago miał wmontowany w głowie mentalny hamulec. Gdy ten nabierał oporu, zatrzymując paradę szaleństwa, ciskał butelką na bok, byle tylko nie sięgnąć ostatecznego dna; nie zakopać się w mule, z którego bardzo ciężko się dźwignąć.
- Było aż tak źle? - dopytał, szukając wzrokiem barmana, który mógłby coś zaserwować. Akurat kończył przyrządzanie większego zamówienia dla pojedynczego bywalca, zapewne wysłannika którejś z loży.
- Gdzie wcześniej mieszkałeś, Sydney?
Jakoś tak od razu przyszło mu na myśl najsłynniejsze miasto w Australii, albo Melbourne. Canberra, chociaż była stolicą wydawała się takim australijskim Waszyngtonem, mało atrakcyjnym, w porównaniu z powyższymi miejscowościami.
- Pewnie, czemu nie - uznał, przywołując na usta uśmiech, zadowolony z przyjaznej postawy nowego kolegi. Ludzie w podobnych przybytkach nie potrafili się odwdzięczać, a jeśli już próbowali to robić, oferowali podejrzany towar z woreczka strunowego, albo coś równie szemranego. Jaesang wydawał się jednym z normalniejszych gości, więc nie zaszkodziło spędzić razem z nim nieco czasu, podkolorowanego alkoholem, serwowanym przy barze. Później rzecz jasna Drago zamierzał upewnić się, że chłopak trafi do domu czy to poprzez taksówkę czy zwyczajny spacer.
Dzisiaj mógł pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Od jutra będzie już grzeczniejszy.

Pragnie być muzykiem, dlatego wybrał studia — na kierunku muzycznym
21 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Melt me, I'm cold
I've reached out my hand countless times
The echo is colorless
Oh, this ground feels so heavier
I am singing by myself
I just wanna be happier
Am I being too greedy?
Cóż, Jaesang niezaprzeczalnie dostał dziś porządną nauczkę i następnym razem z całkowitą pewnością będzie uważniejszy, a wraz z tym ostrożniejszy. Tym bardziej że Drago go dodatkowo ostrzegł, iż takich pojebów jak ten cały Dusiciel było tutaj najwyraźniej znacznie więcej. Dlatego żeby drugi raz nie nadziać się na typa jego pokroju, nigdy więcej nie przyjdzie do Shadow samotnie jak uczynił to dzisiaj. Ewentualnie gdyby naszła go ochota na jakieś szaleństwa — bez wątpienia kogoś ze sobą wtedy zabierze, a tak to nie ma takiej opcji. Nie miał jakiegoś mocnego parcia na ten klub, toteż jakby nie było absolutnie żadnych ochotników w razie gdyby znów zachciało mu się go odwiedzić, nie będzie z tego powodu płakał. Zresztą człowiek uczy się na własnych błędach, a Chae był wciąż taki młodziutki — jeszcze tak dużo przed nim rozmaitych lekcji życiowych. Nie raz i nie dwa jakieś przygody wszelkiej maści mu się przytrafią, gdyż niczego nie da się w stu procentach przewidzieć i tak w zasadzie wszystko się może zdarzyć.
Dzięki, na pewno wezmę sobie twoje słowa do serca. — odpowiedział z jawną wdzięcznością słyszalną w jego głosie. Doceniał każdy rodzaj rad, tudzież przestróg, bo jak dotąd rzadko zdarzało mu się napataczać na osoby, które by mu takowe dawały w sposób normalny i faktycznie z dobrych chęci. O ile w ogóle. Teoretycznie powinien się zrazić tym, do czego prawie doszło w tamtej szkaradnej łazience, ale skoro ostatecznie nic złego mu się nie stało... nie chciał mimo wszystko całkowicie przekreślać tego miejsca i potem omijać go szerokim łukiem. Aż tak nie!
A żebyś wiedział. — zgodził się ze swym nowym towarzyszem, a z jego gardła wydobyło się kolejne już westchnięcie. — Może... ty jesteś w stanie mi powiedzieć, czy da się jakoś wyleczyć złamane serce...? Powoli kończą mi się pomysły... — zagaił z iskierką nadziei na to, że może od niego dowie się czegoś więcej. Miał z tym największy problem i sam już nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Przez to był trochę zdesperowany, ponieważ już miał dosyć tego uczucia, które jak na złość się utrzymywało i nie chciało go puścić. Odnosił wręcz wrażenie, jakby ten potworny ból miał się ciągnąć w nieskończoność… Oczywiście nie oczekiwał od Drago konkretnej odpowiedzi na swoje pytanie, jednak nic nie szkodziło go zapytać, a nuż!
Można by rzec, iż obaj mieli podobne doświadczenia w sferze romantycznej, aczkolwiek mimo strachu, że i tak każdy by go opuścił... pragnienie miłości zwyciężało i nadal o tym mocno marzył, by kiedyś znalazł się ktoś, kto odwzajemni jego uczucie, nie zostawi go ani nie odrzuci. Związki w tych czasach to nie jest taka prosta sprawa i tak po prawdzie status społeczny nie ma aż takiego znaczenia, skoro nawet celebryci czy ludzie bogatsi także nie mogą trafić na swoją drugą połówkę, bo w ich przypadku dane jednostki najczęściej lecą właśnie na ich wygląd, kasę i sławę. Taki Jae, mimo że tak wiele razy dostał po dupie i był dyskryminowany... dla niego te aspekty by się kompletnie nie liczyły i jemu nie przeszkadzałoby, że komuś się zbytnio w życiu nie powodzi i mieszka w gorszych warunkach. A jak mu się los odwdzięcza za dobroć? Samą niesprawiedliwością...
Jego uśmiech się poszerzył jak nowo poznany chłopak bez problemu uścisnął mu dłoń. Może nie powinien być taki wylewny przed wciąż obcym dla siebie człowiekiem, ale tak już po prostu miał... szczególnie że wcześniej zdążył wypić trochę alkoholu, którego nigdy jak dotąd nie próbował. Z tego względu mu nieznacznie łupnął w tę chwilowo dość słabą głowinę, co sprzyjało tak zwanemu gadulstwu i takiej chęci wyżalenia się komuś z tego, co go frapowało. Aczkolwiek starał się też nie przesadzić w drugą stronę, gdyż mogłoby to sprawić, że go opuści, a tego by nie przeżył i potem tylko by sobie pluł w brodę, że po raz kolejny nawalił.
Niestety tak... do tej pory tego nie pojmuję, czemu akurat na mnie się tak wszyscy wówczas uwzięli. Ale... było, minęło, nie ma sensu tego roztrząsać. Tutaj mi lepiej. — wyjawił nieco, choć pominął wiele szczegółów, których prawdopodobnie tamten nie chciałby raczej słuchać. Na tym etapie znajomości nie miałby odwagi przyznać się, że przez parę miesięcy był pacjentem szpitala psychiatrycznego... Bał się, że taka informacja mogłaby mu zaszkodzić. Już i tak ludzie dziwnie na niego patrzyli zanim tam wylądował, więc wolał z tym nie ryzykować. — Pomijając może miłosną porażkę, przez którą nie mogę się do końca pozbierać. Poza tym i tak odrobinę lepiej sobie ogółem radzę. Wolę zdecydowanie żyć w mniejszym miasteczku, niż w jakiejś metropolii. — rozwinął swą wcześniejszą wypowiedź i ją tak do końca skwitował. Na pytanie odnośnie poprzedniego miasta, w którym mieszkał jedynie przytaknął potwierdzająco głową. Nie lubił przytaczać jego nazwy głośno, gdyż w dalszym ciągu bardzo źle mu się ono kojarzyło i miał z nim niemalże same przykre wspomnienia. Niby nie było to jakieś trudne do odgadnięcia, ale chyba nie każdemu akurat Sydney jako pierwsze nasunęłoby się na myśl.
Świetnie. — wyparował radośnie i krótko, po czym uniósł lekko rękę w górę, aby przywołać do nich barmana. Jak już do nich podszedł, złożył konkretne zamówienie i pozostało im czekać, aż mężczyzna zrobi im te drinki, co długo na szczęście mu nie zajęło.
Gdy kilka mniejszych kieliszków stanęło przed nimi na ladzie, Jaesang naturalnie od razu uregulował rachunek. — Zdrówko! — wzniósł toast chwilę później, zaraz po tym jak chwycił jedno naczynie i stuknął się nim o to trzymane przez Drago, aby finalnie wypić całą niebieską konsystencję za jednym zamachem. Nie był przyzwyczajony do spożywania mocniejszych trunków, dlatego efekt był natychmiastowy i tym razem... jebło bardziej, co odczuł bardzo szybko w postaci palenia w przełyku i rozchodzącego się ciepła po całym jego organizmie. To dopiero pierwszy shot, a było jeszcze kilka do wypicia...

wystrzałowy jednorożec
Lil Meow Meow
No, god please no.
listonosz, prace dorywcze — Poczta/Gdzie się da
28 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w przyczepie, roznosi listy i próbuje wyrwać młodszą siostrę spod jarzma ojca-alkoholika
W pierwszym odruchu myślał, że się przesłyszał. Nie, ze względu na zwierzenia nowego znajomego, a sam fakt pytania go o porady, związane ze złamanym sercem. Colter nie był żadnym, większym dzikusem, który za grosz nie rozumiał romantyzmu, nie mniej, wielkie zauroczenia nie dotyczyły jego osoby. Był kiedyś w relacji, przypominającej związek, jednak opierało się to głównie na fizyczności; zaspakajaniu nawzajem swoich potrzeb, wynikających przeważnie z libido. Nie śmiał prosić o nic ponad to. Bał się zupełnie otworzyć przed drugą osobą, mając na uwadze to, z jak parszywego środowiska się wywodził. Nikt, kto się szczerze szanował, nie chciał mieć patologii w swoim najbliższym otoczeniu.
- Nie wydaje mi się, że jestem odpowiednią osobą, do przekazywania tego typu rad - wymamrotał, chowając swoje rzeczywiste odczucia za lekko rozbawioną miną. - Może… lepiej jest o tym nie myśleć? Jakoś iść do przodu i próbować stać się lepszą wersją samego siebie.
To dosyć uniwersalna rada, którą można zalecić każdemu, po nieprzyjemnym wydarzeniu w życiu. Ludzie tracili z dnia na dzień dzieci, swoje majątki, pracę, najbliższych… niektóre rany wymagały cholernie dużo czasu, aby się zasklepić, a nawet i po tym, potrafiły zostawić porządną bliznę, przypominającą o koszmarnym kamieniu milowym.
- Jeśli masz ciekawe hobby, rozwijaj je jeszcze bardziej, poczytaj trochę ciekawych książek, może weź udział w jakimś wolontariacie, poznaj tam ciekawych ludzi, może wstąp do samorządu na studiach? - rzucał kolejnymi pomysłami, bo nie chciał wprost przyznać, że sam jest beznadziejnym przykładem budowania lepszej wersji samego siebie. Gdyby sam nie miał na głowie tak dużo syfu, związanego z własnym ojcem, być może podjąłby wreszcie kroki, zmierzające w stronę „normalności”.
To dobrze, że w Lorne Bay było mu lepiej. Zmiana pewnych nawyków, otoczenia czy też elementów codzienności potrafiła działać niekiedy, jak powiew świeżego powietrza.
- Najważniejsze, to czuć się dobrze z własnymi decyzjami - podsumował, posyłając Jae nieco wyraźniejszy uśmiech. - A ludzie… nimi nie ma co się przejmować. Większość to idioci.
Samego siebie również mógłby tak nazwać, biorąc pod uwagę marne wyniki szkolne. Nie należał do prymusów, ani nawet przeciętniaków. Często szorował brzuchem po dnie klasowej tabeli, jednak jakimś cudem ostatecznie wdrapywał się na poziom „mierny” byle tylko zakończyć edukację. Cudem przeszedł przez szkołę średnią i nie porwał się na pisanie matury, uznając to za drogę przez mękę. Wolał już wtedy złapać się pierwszej, lepszej fuchy, aby być w pełni wystarczalnym. Gdyby tego nie zrobił, skończyłby marnie, zaniedbany przez wyrodnych rodziców.
- Podzieliłbym się swoją opinią, ale nie było mi dane pomieszkiwać w większym mieście - przyznał dosyć niechętnie. Całkiem możliwe, że poradziłby sobie w takim Cairns, albo Townsville, jednak nie mógł zostawić swojej siostry samej. Dopóki Dagny wciąż pozostawała pod prawną opieką ojca, był wręcz przykuty do tego miasteczka. Nie, żeby kiedykolwiek uważał je za Piekło, samo w sobie. Przypominało mu niestety o wszystkich złych chwilach, których doświadczył chociażby pod dachem lichego domu na Sapphire River.
- Może kiedyś… - nie nastawiał się na nic pewnego. Jego życie mogłoby się zmienić z dnia na dzień, gdyby ojciec uległ ciężkiemu wypadkowi, albo sam Drago zostałby sponiewierany przez los, chociażby poprzez utratę pracy na poczcie. Poradziłby sobie, jednak straciłby pewien komfort, związany ze swoistą stabilnością.
Czasami patrzył na alkohol, jak na największe zło. Sądził, że gdyby tej konkretnej substancji zabrakło na świecie, ten stałby się lepszym miejscem. Uzależnienie od spijania mocnych trunków nie prowadziło do niczego dobrego. Niszczyło relacje, rodziny, doprowadzało ludzi do ruiny. Jedynym plusem była poezja, napisana pod wpływem trucizny, ale i bez niej obyłby się świat, bogatszy w mniej ludzkich dramatów. Okazywało się jednak, że to nie bezpośrednio alkohol prowadził do tragedii. To ukryte skłonności, chęć ucieczki oraz oderwania się od zbyt brutalnej rzeczywistości. Jeśli nie alkohol, to co innego. Jedno uzależnienie można było zastąpić innym, dopóki istniał czynnik, popychający jednostki w sidła iluzji; złudzenia, spowodowanego nadużyciem poszczególnych substancji (również tych, obecnych naturalnie w organizmie).
Nie czuł się gorzej, wlewając w siebie kolorowego shota, wypełnionego alkoholem. Czasem również potrzebował lekkiego znieczulenia, zachowując przy tym nieco więcej godności, w porównaniu z Vito Colterem.
Przełknął słodką, niebieską ciecz, po uprzednim wzniesieniu toastu, połączonego ze stuknięciem kieliszków. Mieszanka była lekka, niczym sok, co sprzyjało pochłanianiu kolejnych porcji. Dopóki zachowywał przejrzystość umysłu, nie musiał się przecież hamować. Zwłaszcza, że jego nowy kolega stawiał.
- Mocne? - zaśmiał się krótko, na widok nietęgiej miny towarzysza. Biorąc pod uwagę reakcję Jaesanga, miał słabą głowę, albo po prostu przywykł do nieco mniej intensywnych trunków, pokroju wina, albo piwa. Nic w tym złego.

ODPOWIEDZ