uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
god sent me as karma
To take you for a ride
You'll think you've reached nirvana
I'll drive you out your mind
{outfit}
Ostatni rok. To wcale nie tak dużo - te parę miesięcy na pewno zleci błyskawicznie ani się nie obejrzy. Tak? Tak sobie powtarzała codziennie rano, kiedy musiała zdecydować o tym czy to dzień na ubieranie się tak jak chce, czy wtapianie się w tłum innych zblazowanych dzieciaków z Lorne Bay State School. Na początku, ku własnej frustracji, wybierała tę bezpieczniejszą opcję i wciskała się we wszystkie te spodnie i oversizowe koszule, ale przez wakacje zdążyła do tego stopnia zmienić całkowicie swój styl, że w tego typu rzeczach zaczęła czuć się jak w przebraniu. Podczas przerwy od zajęć marnowała czas w lumpeksach i na różnych zakupowych stronach w internecie, żeby w ten sposób skompletować całkiem pokaźną kolekcję różnej maści sukienek i spódnic. Chociaż na samym początku chodziła w nich jedynie po pokoju, to potem oswoiła się na tyle, żeby wychodzić tak w domowe części wspólne, a jeszcze później - na zewnątrz: najpierw na krótkie, kontrolne spacery, później trochę dalej. I wtedy trzeba było nagle wrócić do szkoły, a ona znalazła się w sytuacji okrutnej niepewności, której tak nienawidziła, bo najchętniej już na rozpoczęcie roku przyszłaby w nowej odsłonie - ale stchórzyła.
Viper nie cierpiała w sobie tego lęku. Uważała go za jedną z najbardziej idiotycznych rzeczy, która musiała wyrosnąć w jej umyśle - bo przecież z taką dumą oznajmiała zawsze, że w kompletnym poważaniu miała opinię innych, a jednak kiedy przychodziło co do czego, postawiła na kompromis. No, w każdym razie na jakiś czas, bo któregoś dnia zwyczajnie stwierdziła, że najwyższa pora to serdecznie pierdolić.
Po pobiciu przez ojca i całej tej aferze związanej z odebraniem praw rodzicielskich oraz zamieszkaniem u najstarszego z braci, która wyłączyła ją na miesiąc z zajęć szkolnych w poprzednim semestrze i o której - dzięki temu - dowiedziało się całe grono pedagogiczne i solidna nadwyżka uczniów, na nowo musiała zbudować sobie reputację kogoś groźnego, a jeżeli nawet nie groźnego, to przynajmniej osoby, z którą nie należało zadzierać. Niechlubnie można było powiedzieć, że pracowała na to nad wyraz wytrwale, narażając się na całą masę tekstów o tym, że była przecież: taki mądry, taki zdolny, takie wyniki, ale dlaczego musisz się tak zachowywać, Victor? Wciąż w tym durnym liceum była cała masa nauczycieli, którzy zakreślali czerwonym długopisem, kiedy podpisywała się jako Viper na sprawdzianach i uparcie wyczytywali ją z listy obecności nieużywanym już imieniem, przez co Monroe tylko bardziej się zaogniała i nie mogła już doczekać aż wreszcie sąd uzna złożony przez nią i Samuela wniosek o oficjalną zmianę danych.
Ta frustracja wzmagała tylko zakorzeniony w niej już bunt i poczucie wrogości względem każdego, kto się do niej w tej głupiej szkole próbował odzywać, a nie był przy okazji ani Happym, ani jej bliźniakiem. Pedagożka, która regularnie zapraszała ją na pogadanki, nieustannie wspominała o tym, jaka ich placówka była otwarta i tolerancyjna, i wspierająca, ale w gruncie rzeczy to było tylko durne gadanie, o czym sama Viper nie omieszkała się wspomnieć jej prosto w twarz.
I jasne - wiedziała, że skoro t e g o dnia postanowiła gwałtownie wyłamać się ze schematu, to wszystko nie mogło pójść gładko, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze doświadczenia. I zgodnie z jej przypuszczeniami, natychmiast nawinęło się kilku kretynów, którzy zamiast mózgu mieli najprawdopodobniej kamienie (nie ubliżając kamieniom - Monroe kamienie całkiem lubiła) i pomyśleli najwidoczniej, że skoro przyszła do budy w sukience, to nagle należało przestać się jej bać. Oczywiście, przykładanie poręcznego nożyka do ślicznej buźki jednego z nich nie należało z pewnością do najdojrzalszych sposobów na poradzenie sobie z tego typu konfrontacją, ale Viper najwyraźniej uznała, że do tych ćwoków należało mówić ich językiem. Czy przypuszczała, że na horyzoncie pojawi się akurat jeden z nauczycieli?
Podobno miała wielkie szczęście, że czekała ją tylko koza, bo ktoś inny zadzwoniłby po prostu na policję. Ona wcale nie uważała tego za szczęście, bo jak każdego dnia, jej grafik był niezwykle napięty: miała zamiar przerobić ostatni dział z biologii, żeby mieć już opanowaną w całości podstawę programową na ten rok, czekało na nią w świeżo zbudowanej przez Adama szopie parę chrabąszczy do spreparowania, a poza tym musiała przypilnować Felixa, żeby odrobił zadanie z matmy, bo przecież gdyby nie stała mu nad głową, ten debil kiblowałby wciąż w podstawówce. A jednak - chociaż całkiem śmiało igrała sobie ze szkolnym statutem, pilnowała zawsze tego, żeby wszystkie ewentualne kary odbywać zgodnie z zaleceniem, bo przecież nie mogła ryzykować zawieszeniem w prawach ucznia - jak by to wyglądało na podaniu na studia?
Gdy wchodziła do odpowiedniej sali, w środku czekała na nią tylko nauczycielka plastyki. Serio, miała być z nią sam na sam? Odruchowo jakoś przewróciła oczami, nawet jeśli pani Halsworth nie zalazła jej nigdy za skórę, a nawet Viper całkiem lubiła zajęcia z nią, bo w przeciwieństwie do innych nauczycieli plastyki, zdawała się rozumieć, że sztuka to nie tylko bazgranie kredkami po papierze, ale dużo szersze spektrum. Ten płomyk sympatii nie okazał się jednak na tyle silny, żeby pokusiła się choćby o zwyczajowe dzień dobry w jej kierunku. Zamiast tego po prostu powędrowała do jednej z ławek, nieprzesadnie blisko przodu klasy, usiadła na krześle i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej.
- Coś muszę zrobić? Jakiś durny esej o tym, jak przebiegły mi wakacje? Bo jeśli tak, to uprzedzam od razu, że dużo tam będzie trigger warningów - wyrzuciła z siebie, nieco opryskliwie, ale nie potrafiła utemperować głosu, kiedy wciąż była nabuzowana faktem, że ją odesłano do kozy, a tamtych debili, jak zwykle, puszczono wolno, tylko dlatego, że jeden z nich popłakał się jak skończony złamas.

Olive Halsworth
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors
outfit

Olive kochała bycie nauczycielką. Nie chodziło tylko wyłącznie o pracę z dziećmi, bo po szkole prowadziła też zajęcia w domu kultury dla dorosłych i one również dawały jej dużo satysfakcji. Po prostu największe znaczenie miało to, że mogła komuś przekazywać swoją pasję. Mogła zasiać w kimś ziarenko miłości do sztuki. Nie zależało jej, aby zaraz wszyscy malowali obrazy na miarę Picassa czy van Gogha. Pragnęła, aby otworzyli się na różne formy sztuki, wyszli ze swojej strefy komfortu i próbowali za pomocą sztuki oddać swoje myśli i uczucia. Pragnęła dla nich tego, co sama znajdowała w malowaniu - ukojenie i spokój. Zawsze była dosyć aktywnym dzieckiem, pełnym różnych myśli kłębiących się w głowie, które nie potrafiła uporządkować. Bawiąc się w chowanego, już po 2 minutach wychodziła z kryjówki, bo nie była w stanie wysiedzieć i wyczekać i już planowała kolejną zabawę. Nie potrafiła się skupić tylko na jednej rzeczy na raz, aż do momentu, gdy do szkoły przyszła nowa nauczycielka plastyki. To ona pokazała Olive, że może uciekać w sztukę. Nauczyła się jak pracować nad swoim umysłem, aby móc przelać wszystkie swoje emocje na płótno. Do dzisiaj jest to jedyny moment, gdy maluje, że jej myśli na chwilę zwalniają, a cały świat wokół znika. Pamięta to uczucie dumy, gdy pierwszy raz stworzyła coś swojego wkładając w to całe swoje serce. Dlatego też postanowiła zostać nauczycielką, bo chciała żeby jak najwięcej ludzi doświadczyło tego co ona.

Ostatnie miesiące nie były dla niej zbyt łaskawe. Jej życie miłosne było jednym wielkim chaosem, a wisienką na torcie była noc halloweenowa, którą spędziła w wykopanym dole przez jakiegoś psychopatę. Cudem uchodząc z życiem, spędziła następnie wiele tygodni na kanapie całkowicie samotna. Nie ogłaszała wszem i wobec, że na dźwięk najmniejszego odgłosu zza drzwi podskakuje ze strachu, a w nocy musi się wspomagać tabletkami nasennymi, aby móc przespać kilka godzin. Jednak jej matka widziała, że coś jest nie tak, znała ją. I tak Olive wylądowała na terapii, która była dosyć niestandardowa, ale pomogła jej stanąć na nogi, a raczej dalej pomaga, bo to jest złożony proces. Była jednak w stanie wyjechać sama na wakacje, a podczas nich poznała cudowną osobę, która przypominała jej samą siebie. Było to jak patrzenie w lustro, dzięki czemu mogła sobie przypomnieć jak beztrosko kiedyś żyła i była szczęśliwa. Tak, wyjazd jej pomógł. Powrót też i może początkowo się stresowała spotkaniem z Jordanem, to ostatecznie byla zadowolona z kompromisu, który wypracowali. Chociaż wewnątrz wciąż się stresowała, do czego ją to wszystko doprowadzi.

Jednak ostatecznie wróciła też do pracy nie tylko po wakacjach, ale też po tygodniach przebywania na zwolnieniu lekarskim. I cóż by mogła na to powiedzieć? Stęskniła się. Cholernie się stęskniła za zajęciami i uczniami. Zawsze co roku się trafiali tacy, którzy nie byli zainteresowani zajęciami z plastyki. Traktowali to jako zajęcia po prostu do odhaczenia. Tym bardziej, że Halsworth nie stosowała standardowego systemu oceniania. Znaczy stawiała oceny tak jak każdy nauczyciel, ale u niej liczyły się przede wszystkim chęci. Jeżeli dostając obraz, który wyglądał jak namalowany przez sześciolatka, a w rzeczywistości był przez czternastolatka, to i tak przede wszystkim zwracała uwagę na chęci i próby. Nie było ciężko u niej zgarnąć dobrą ocenę, jeżeli się chciało choć trochę.
I mimo, że była taką wyluzowaną nauczycielką, jakby to określili ludzie z jej pokolenia, to też jakieś zasady trzymała w pracy. A i brała dyżury pilnowania uczniów, którzy za karę pozostawali dłużej w szkole. Cóż, każdy grosz się przyda do domowego budżetu.

Dzisiaj miała siedzieć tylko z Viper. Prawdopodobnie jak każdy nauczyciel (i nie tylko) w szkole, znała jej historię, a przynajmniej tyle, co ludzie mówili. Wiedziała jedno - Monroe nie miała łatwego dzieciństwa. Nieważne w jakich czasach żyjemy, zawsze zdarzały się rodziny z podobnymi problemami. Dlatego Olive słysząc o powodzie odbywanej kary, starała się zrozumieć co ją skłoniło do takiego zachowania. A żeby się tego dowiedzieć, musiała ją Viper potraktować jak sprzymierzeńca, więc od razu ją powitała szerokiem uśmiechem, gdy tylko zjawiła się w klasie.- Cześć Viper- zaczęła chcąc jej pokazać, że pamięta jak życzy sobie, żeby się do niej zwracać
- A chcesz napisać esej? Jeżeli tak, to śmiało- powiedziała jeszcze z szerszym uśmiechem wstając od biurka, przechodząc je naokoło i opierając się o niej z przodu, aby zmniejszyć dystans między nią, a Monroe.- Możesz też namalować, to co teraz czujesz- zaproponowała licząc, że to ją pobudzi do działania.



viper monroe
wystrzałowy jednorożec
Miło
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Viper za to była zupełnie innym dzieckiem. Od zawsze chłodna i wycofana, zdawała się więcej frajdy znajdować w obserwowaniu otaczającego ją świata niż jakichkolwiek interakcjach międzyludzkich. Nigdy nie zdarzyło jej się usłyszeć, jakoby była rozczulająca czy urocza, a dorośli często zachowywali się w stosunku do niej w zdystansowany sposób, który jak najbardziej jej odpowiadał. Wiedziała, że wprawia ich w zakłopotanie swoją powściągliwością i taką dozą wyrachowania, której nikt nie oczekiwałby od kilkuletniego smarkacza. Musiała szybko dorosnąć - to na pewno. Odkąd pamiętała, jej głównym zadaniem było dbanie o bliźniaka i Isaaca, bo w zasięgu nie było nikogo innego, kto chciałby się nimi zająć. Rodzice byli do dupy - ojciec wiecznie pijany, matka pochłonięta kościołem i wykupowaniem na sklepowych dyskontach towaru, który potem gnił im na tyle lodówki. Liczne, starsze rodzeństwo znikało jedno po drugim, odcinając się od toksycznych rodzinnych więzów i niespecjalnie interesując losem najmłodszych latorośli państwa Monroe, więc Viper - chociaż najmłodsza - szybko przejęła na siebie większość obowiązków.
Głównie dlatego, że nie ufała, że ktokolwiek inny wykonałby je tak dobrze jak ona. Nienawidziła pracy w grupach głównie dlatego, że zawsze musiał się znaleźć ktoś, kto próbował przeforsować swoje durne pomysły, chociaż te jej były w oczywisty sposób najlepsze albo jeszcze inny, który zawalał całą pracę, którą ona włożyła w zadany projekt. W życiu pozaszkolnym było podobnie - zawsze wolała poświęcić więcej czasu, żeby w pojedynkę osiągnąć zamierzony efekt niż oddać komuś część zadań i frustrować się potem, że jakaś rzecz była zrobiona gorzej niż zrobiłaby to ona. Jedyne wyjątki, jakie czyniła wobec tej zasady, dotyczyły prac w gospodarstwie - te chętnie zrzucała na mniej rozgarniętych braci, bo zwyczajnie uważała, że są poniżej jej godności oraz możliwości. Teraz, odkąd zamieszkała z Samuelem, uwolniwszy się niemal z dnia na dzień od brzemienia większości obowiązków, było jej czasem wręcz pusto. Dlatego do tej pory potajemnie poprawiała czasem sprzątanie po gosposi brata, bo uważała posiadanie zatrudnionej do tego osoby za wprost żenujące.
Na szczęście była mistrzynią w wymyślaniu sobie nowych celów i zadań, stawiając poprzeczkę coraz wyżej i nie dając nikomu podstaw do stwierdzania, że spoczywa na laurach. Dlatego przerabiała szkolny materiał do przodu, a ostatnio rozważała nawet zapisanie się na jakieś zajęcia dodatkowe, bo to by ładnie wyglądało na podaniu na studia - powstrzymywała ją świadomość, że to wymagałoby od niej jeszcze więcej obcowania ze znienawidzoną grupą rówieśniczą. A - jak widać było po wydarzenia bieżącego dnia - nigdy nie była zbyt dobra, jeśli chodziło o zjednywanie sobie ludzi czy chociażby życie z nimi we względnym pokoju.
I tak - pani Halsworth nic jej nie zrobiła. Zawsze wykazywała się wyrozumiałością, którą Viper uważała za podejrzaną, bo rzadko kiedy się z nią stykała. Nie sprawiało to jednak, że w stosunku do niej Monroe wychodziła od razu z niewrogiej pozycji, bo przecież była w k u r w i o n a nie tylko na geografa, który odesłał ją do kozy, ale na cały ten chory system edukacji i - jeszcze bardziej chorą - szkołę, a nauczycielka plastyki była kolejnym trybikiem w tej machinie: jasne, niezwykle mało uciążliwym i całkiem sprawnie nakręconym, co nie zmieniało faktu, że dystans, który żywiła w stosunku do niej Viper nie był wcale taki łatwy do przeskoczenia. Tak naprawdę drażnił ją nawet uśmiech kobiety, bo przecież w tym durnym świecie wcale nie było tak wielu powodów, żeby być zadowolonym i Monroe miała ochotę wykrzyczeć to Olive w twarz. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że kobieta zwróciła się do niej odpowiednim imieniem, co w innych warunkach - to znaczy, gdyby nie była aż tak rozeźlona - być może ugłaskałoby ją nawet jeszcze bardziej.
Słysząc jej propozycję, uśmiechnęła się ironicznie.
- Nie, nie chcę - odparła, bo skoro nauczycielka już zdecydowała się zapytać ją o preferencje, to ona bynajmniej nie miała zamiaru udawać, że jakikolwiek głupi esej o niczym tak naprawdę (o ile dwie własne próby samobójcze, jedna Happy’ego, a do tego pokręcona sytuacja rodzinna naprawdę były niczym) był szczytem jej marzeń w tym momencie. Być może tak bardzo skupiłaby się na opisywaniu jak najbardziej mrożących krew w żyłach rzeczy (zwyczajnie po złości), że zapomniałaby zupełnie wspomnieć w pracy o tym, co było dobre: o zaczęciu tranzycji, o hormonach, które dostała i o tym, że Bright znowu się do niej odzywał i faktycznie był dla niej chyba kimś całkiem ważnym.
- Nie ma takiego koloru, który dałby radę wyrazić to, jak się teraz czuję - odparła po prostu na kolejną propozycję profesorki, wzruszając przy tym ramionami i siląc się na obojętność. Zdążyła już przyzwyczaić się do swojego gniewu - wrósł w nią tak bardzo, że zdawał się wręcz przezroczysty.

Olive Halsworth
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Zarówno geny, ale jak i środowisko, w którym się wychowujemy ma bardzo istotny wpływ na to jacy jesteśmy. W sumie może można by rzec, że w większości przypadków kluczowy i najważniejszy. Olive miała niesamowite szczęście urodzić się i dorastać w rodzinie, która może i do najbogatszych nie należała, ale za to miłości nigdy w niej nie brakowało. Ojciec farmer, matka nauczycielka i szóstka dzieci do wychowania i zadbania o nie - to na pewno nie było łatwe. Lecz nie narzekała, gdy większość jej ubrań stanowiły te po starszej siostrze, a o najnowszym modelu telefonu mogła pomarzyć. Jednak nie czuła, aby jej czegoś brakowało. Dorastała otoczona ciepłem, miłością i empatią. Wiedziała też, że nie wszyscy mają takie szczęście jak ona. Niektórzy mieli jeszcze mniej pieniędzy niż rodzina Halsworth. Niektórzy mieli więcej, ale z kolei nie było tam żadnych pozytywnych uczuć. Lecz świadomość istnienia tak różnych rodzin, tak patologicznych, dotknęła ją szczególnie gdy zaczęła pracować w szkole.
Nie była już tylko uczennicą, która miała koleżankę w klasię, którą bił tata, gdy wracał pijany do domu. Była nauczycielką, która uczyła dzieciaki z różnych domów. Tyle ile mogła, w jej mniemaniu, zrobić, to robiła. Dostrzegając zmiany w zachowaniach uczniów, zgłaszała je do dyrektora i pedagog szkolnej, a także sama próbowała porozmawiać z dzieckiem i rodzicem. Nie przechodziła obok, a przynajmniej tak jej się wydawało.

Zauważyła, że Victor woli jak się mówi do niej Viper dzięki podpisom na pracach. Szybko dostrzegła ten fakt i starała się to szanować, tym bardziej że przecież słyszała głosy w pokoju nauczycielskim. Widziała, że nie każdy nadaje się na nauczyciela, nie wszyscy próbują chociaż trochę zrozumieć młodzież. Wolą to zwalać na zmieniające się czasy, technologię czy inne bezsensowne wymówki. Olive sobie kiedyś obiecala, że nigdy nie będzie taką nauczycielką. Jak to wyjdzie w praktyce? Zobaczymy za kilka lat. Jednak według niej zarówno teraz jak i dwadzieścia lat temu dzieciaki walczyły z tymi samymi problemami - brakiem akceptacji, kompleksami, brakiem zrozumienia i wiele innymi.

Słowa Monroe o braku odpowiedniego koloru przywołały falę wspomnień sprzed raptem trzech miesięcy, gdy cała wena z niej uleciała. Gdy ta żywiołowa Olive Halsworth z głową pełną pomysłów za którą nikt nigdy nie mógł nadążyć, z nią na czele, nagle spędzała dni na kanapie gapiąc się w ścianę i nie myśląc kompletnie o niczym. Czuła pustkę. Mogłaby nawet rzec, że ją widziała. Dotychczas wszystkie emocje zawsze przelewała na płótno, to była najlepsza forma radzenia sobie ze wszystkim w jej przypadku. Ale w tamtym okresie? Nie potrafiła niczego namalować. Jakby nic nie było w stanie odzwierciedlić tego, co wtedy czuła. Tak jak właśnie teraz powiedziała Viper. Olive na chwilę zamilkła, z jej twarzy znikł uśmiech i tylko pokiwała głową, ale bardziej do siebie, aniżeli uczennicy. - Czarny to też kolor- w końcu odpowiedziała zdając sobie sprawę, że powiedziała wcześniej, że nie ma koloru, a nie sposobu, aby wyrazić tego, co czuje. A to kluczowa różnica. Uświadomiwszy to sobie, czuła jak na nowo wzbiera się w niej energia do zaopiekowania się uczniem.- A może chcesz w jakis inny sposób wyrazić swoje emocje? Jest wiele form sztuki- spytała zajmując miejsce przy biurku obok niej, obracając jednak krzesło, aby być zwrócona do jej profilu. - Możesz nawet do tego użyć nożyczek, ale w o wiele bezpieczniejszy sposób i w lepszym celu- dodała z lekkim uśmiechem. Może nie powinna sobie pozwalać na takie żarty, ale starała się do niej dotrzeć. Nie pochwalała jej zachowania, ale była świadoma, że nastolatkowie, nabuzowani burzą hormonów, potrafia być o wiele bardziej złośliwi niż dorośli. - Słyszałaś kiedyś o mapie marzeń?- spytała, bo właśnie rozpoczął się rok szkolny, jej ostatni, a także rok kalendarzowy i to w sumie dobry moment na stworzenie takiej mapy. Oczywiście o ile chciałaby tego Monroe, a jak już Halsworth zauważyła- w jej przypadku nie powinna brać wszystkiego za pewnik.



viper monroe

wystrzałowy jednorożec
Miło
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Viper do pewnego momentu wprost nienawidziła takich ludzi: tych, którzy dostali lepszy start niż ona, którzy mieli wspierających bliskich, którzy potrafili formować jakiekolwiek relacje w sposób niepatologiczny, na podstawie wyniesionych z domu wzorców. Potem dopiero odkryła, że dzieciaki z marginesu drażniły ją na podobnym poziomie swoją nieporadnością i w tym wyrażaniu nienawiści przyjęła model sprawiedliwościowy: każdemu po równo. Nie czuła żadnej solidarności z tą bandą patałachów, będącą potomstwem kolejnych kopii Barta Monroe’a, a niejednokrotnie jego kolegów od flaszeczki na przystanku. Gdyby mogła, już dawno zmieniłaby nie tylko imię, ale także nazwisko, wymazałaby zupełnie swoje pochodzenie i zapomniała o rodzinnej farmie w Carnelian Land - ale przynajmniej część z tych rzeczy nie była zupełnie możliwa, co tylko potęgowało jej frustrację.
Nie chciała być przegraną, choć los uparcie ciągnął ją ku dołowi. Nie chciała ćpać jak Amalia, sypać głowy popiołem jak Adam, topić smutków w alkoholu jak Samuel czy atakować ludzi młotkiem jak jej pieprzony brat bliźniak. Nie chciała też umierać na raka jak Isaac, pakować się co chwilę w nowe tarapaty jak Saul czy sypiać z kim popadnie jak Zahariel. Miała wrażenie, że jej rodzeństwo skutecznie wyczerpało już wszystkie możliwe odchyły od normy, którą ona miała ochotę zaginać tylko w drugą stronę - ku górze. Dlatego stale powtarzała sobie uparcie, że była warta więcej niż to całe gówno, które ją otaczało, więcej niż ta marna szkoła na zadupiu, więcej niż głupie docinki rówieśników, którzy mieli najwidoczniej zbyt niski iloraz inteligencji, żeby chociaż spróbować jakkolwiek ją zrozumieć. Zbudowała wokół siebie wały obronne, których nie miała zamiaru roztrzaskiwać, bo wiedziała, że nikła chwila nieuwagi mogła sprowadzić na nią nieszczęście i uczynić tylko kolejną karykaturą własnego potencjału, tak jak stało się to z resztą jej rodziny.
To nie było tak, że spisała ich wszystkich na straty. Przecież w pokrętny sposób, do którego w życiu nie przyznałaby się na złość, kochała ich wszystkich i miała nadzieję, że wyjdą kiedyś na prostą. Ale sama czuła chyba, że ta nadzieja była tylko pokazem naiwności z jej strony; czymś, co musiała w jakimkolwiek stopniu sobą reprezentować, żeby nikt nie oskarżył jej znowu o posiadanie serca z kamienia. To nie tak, że podobna opinia jakkolwiek w nią godziła, kiedy przedstawiali ją ludzie zupełnie jej obojętni, ale gdy tylko któreś z rodzeństwa wysuwało w jej stronę podobne oskarżenia, zapalała się jak czerwona lampka i miała ochotę wyrzygać im wszystkim prosto w twarz całą tyradę o wszystkich tych rzeczach, którymi ona zajmowała się, kiedy oni mieli je w dupie.
Teraz, siedząc z nauczycielką plastyki w zamkniętej klasie, próbowała za wszelką cenę przekierować swoją uwagę z gniewu na kobietę, w której towarzystwie znalazła się nie z własnej woli. Od dzieciaka uwielbiała udawać, że wie wszystko o każdym, kogo spotykała: przyglądała się ludziom bardzo uważnie i wyciągała własne wnioski, często dając się ponieść fantazji. Im mniej wiedziała o nich rzeczy pewnych, tym więcej frajdy jej to sprawiało; często wymyślała im małe i duże problemy, próbując pocieszyć się w ten sposób cudzym nieszczęściem i może też poczuć się odrobinę mniej samotnie. Kiedy patrzyła na Olive Halsworth wyobrażała sobie, że ta marzyła całe życie o zostaniu znaną artystką, ale pech chciał, że nigdy nie była wystarczająco zdolna i skończyła ucząc gówniarzy szkicowania martwej natury. Nie mogła tylko rozgryźć tego jej uśmiechu - spłacała jakiś dług wobec wszechświata? Oszukiwała samą siebie? To była jej przykrywka? Viper nie mogła pojąć, że ktoś tak zwyczajnie mógł nie mieć nic złego na myśli. Ona przecież zazwyczaj miała.
- Mój gniew nie jest czarny - ukróciła zaraz, a nauczycielka nie nalegała, zamiast tego wyskakując od razu z innymi propozycjami. Monroe miała ochotę powiedzieć jej wprost, że czego by teraz nie wymyśliła, ona i tak miała zamiar to skrytykować, ale ugryzła się w język. Chyba nie potrzebowała robić sobie w tej szkole jeszcze większej ilości wrogów. Słysząc ten żart o nożyczkach, uśmiechnęła się w sztucznie przesłodzony sposób. - Ja nie dałabym sobie żadnych ostrych przedmiotów na pani miejscu - odparła zaraz i ona akurat nie żartowała, choć postarała się, żeby ta wypowiedź brzmiała w luźny sposób.
Słysząc jej pytanie, pokręciła po prostu głową, ale nie potrafiła wstrzymać się od komentarza.
- Nie mam żadnych marzeń. Tylko cele - sprostowała, choć trzeba przyznać, że nie było to wcale bezpośrednie zanegowanie pomysłu nauczycielki. Uniosła nawet do góry jedną brew, spodziewając się, że zaraz dowie się o tej całej mapie czegoś więcej.

Olive Halsworth
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Pewnie na tym świecie są ludzie, ktorzy by wcale nie powiedzieli, że Olive Halsworth miała łatwy start. W końcu również się wychowała na farmie, gdzie pracował jej ojciec i razem z matką, także nauczycielką, musieli za swoje pensje wychować sześcioro dzieci. Czy było łatwo? Nie. Rowery, rolki czy ubrania po starszym rodzeństwie były normą. O zajęciach dodatkowych, za które trzeba było dopłacać mogli pomarzyć. Nie wspominając o najnowszych modelach telefonów. Więc nie, nie każdy zazdrościłby Olive. Jednak z drugiej strony nie mogła powiedzieć, aby w jej domu brakowało wsparcia i miłości. Dobra materialne? Tak, tych nie było, ale uczucie jakie łączyło ich wszystkich w domu było bezcenne. To właśnie ono wykształtowało w niej chęć dzielenia się swoją radością z innymi.
I wcale nie marzyła o byciu znaną artystką. Wręcz od tego stroniła, obawiając się że zaraz zostanie wrzucona w sztywne ramy z koniecznością dopasowywania się do odbiorców, aby pozostać na szczycie. Nie zależało jej na pieniądzach i popularności. Można by rzec, że znała swoje miejsce w szeregu i odpowiadalo jej ono. Mogła spokojnie rozbudzać w dzieciakach miłość do sztuki, to dawało jej najwięcej satysfakcji.

Jednak i ten zawód wcale prosty nie był. Miała zajęcia zarówno z sześciolatkami, które więcej wylewały farby na podłogę aniżeli na płótno, ale także z nastolatkami, których niekoniecznie łatwo było zachęcić do współpracy. Początkowo starała się być dla nich jak wyluzowana fajna przyjaciółka. Z czasem jednak nauczyła się znajdować we wszystkim równowagę. Nie zamierzała być jak niektórzy, których celem było siać postrach wśród uczniów, ale sama również nie zamierzała okazywać im strachu. Dlatego na słowa Viper ani nie mrugnęła okiem ani nie zmyła swojego uśmiechu z twarzy. - Nie boję się Ciebie Viper- nie miała to być groźba, a raczej potwierdzenie, że ufa jej, że nie zrobiłaby jej żadnej krzywdy. W dodatku gdyby chciała zranić tamtego ucznia , to by to zrobiła, prawda? A tak to była jedynie groźba.

Nie dostrzegła wyraźnego sprzeciwu Monroe odnośnie mapy marzeń, więc podniosła się i podeszła do swojej szafki, kontynuując wypowiedź. - To się dobrze składa, bo mapa marzeń pomaga nam w pewien sposób przekuć marzenia w cele, a następnie je zrealizować. Ty jesteś więc już krok do przodu- otworzyła drzwiczki i zaczęła z niej wyciągać magazyny, które zawsze zbiera , bo może się przydadzą właśnie na taką okazję.- Jak pewnie wiesz, marzenia się nie spełniają. Marzenia i cele się spełnia, realizuje. Mapa pomaga je zwizualizować, przypomina nam do czego dążymy, co chcemy osiągnąć- chwyciła jak najwięcej gazet i część położyła na biurku uczennicy, a część obok, gdzie przed chwilą siedziała. Powróciła też na chwilę po dwie pary nożyczek. - Aby ją przygotować trzeba teraz poszukać zdjęć bądź tytułów odzwierciedlających nasze cele, motywujących nas. W kolejnym etapie umieszczamy je na kartce według konkretnego wzoru o którym Ci mogę potem opowiedzieć- zaproponowała nie patrząc już na Viper, a samej siadając i przeglądając magazyny. Ma nadzieję, że udało się chociaż trochę zainteresować nastolatkę, ale na pewno jej nie będzie do tego zmuszać. Kara polegała na siedzeniu w klasie, nie na robieniu mapy marzeń. Jednak Halsworth liczyła na nawiązanie chociaż minimalnej relacji z dziewczyną.



viper monroe
wystrzałowy jednorożec
Miło
uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Gdyby Viper wiedziała, jak to było z Olive tak naprawdę - to znaczy, że nijak nie wstrzeliła się ze swoimi wyobrażeniami w rzeczywistość - z pewnością poczułaby się lekko zawiedziona. Od zawsze wizja cudzej porażki w pewien niepokojący sposób podnosiła ją na duchu, ale ona sama nie uważała tego bynajmniej za coś dziwnego; była wręcz przekonana, że każdy człowiek miał tak samo, niezależnie od tego jak bardzo zapierał się przed przyznaniem tego faktu nogami i rękami. Być może, gdyby znalazła jakikolwiek dowód na to, że przed jej oczami naprawdę malował się obraz rozgoryczonej, niespełnionej artystki, byłoby jej jakoś lepiej z samą sobą i całą masą niewykonalnych aspiracji, które nad nią ciążyły - pani Halsworth jednak nie zdradzała sobą żadnych oznak tego, że jest jakkolwiek sfrustrowana rolą, jaką przyszło jej pełnić. Viper wybrała wierzenie w to, że była dobrą aktorką, przywykłą już do udawania, że to, w jaki sposób wyglądało jej życie, przynosiło jej jakąkolwiek radość.
Nie bała się jej? Słysząc te słowa, Monroe uśmiechnęła się sztucznie, z nutką goryczy. Powstrzymała cisnące się na język słowa o tym, że może powinna zacząć - nie chciała dostać kolejnej kary, tym razem za grożenie członkini grona pedagogicznego. Oczywiście, tak naprawdę nawet nie przeszło jej przez myśl, żeby zrobić nauczycielce jakąkolwiek krzywdę, ale fakty były takie, że lubiła pozować na bardziej niebezpieczną niż była w rzeczywistości. Najwyraźniej jednak żaden z klasowych półgłówków (może oprócz Happy’ego) jeszcze nie połapał się, że mocniejsza była w gębie niż czynie, bo jej zastraszanie wciąż odnosiło jakieś - czasem lepsze, czasem gorsze - efekty, nawet jeśli nigdy nie skrzywdziła nikogo fizycznie. Być może wystarczyła jej taka doza tego typu przemocy, którą wyniosła z rodzinnego domu i nie potrzebowała jej w swoim świecie więcej, uznając ją jednocześnie za prymitywną (skoro uciekał się do niej jej ojciec, którego z pewnością można było nazwać prymitywem) i mało finezyjną. Prawdziwą sztuką była umiejętność wpędzenia człowieka w poczucie zagrożenia, nie odwołując się do siły. To był niechlubny kunszt, w którym się specjalizowała.
Obserwowała, jak nauczycielka podnosi się z miejsca i podchodzi do szafki, jednocześnie wsłuchując się w jej słowa. Szczerze mówiąc, ta cała mapa marzeń brzmiała jej strasznie kiczowato i gdyby ktoś spytał jej o to, zaprzeczyłaby stanowczo, że miała z podobnym wymysłem jakkolwiek do czynienia. Czy jednak realnie naprawdę była aż tak całej tej propozycji nieprzychylna? Chyba nie, bo trochę wyłożyła z założenia, że skoro i tak miała tutaj swoje odsiedzieć, a nienawidziła marnować czasu bezproduktywnie, to zajęcie się czymkolwiek nie było takim złym pomysłem.
Gdy na ławce wylądował stosik magazynów, otworzyła pierwszy z brzegu na spisie treści, ale okazało się, że to jedna z tych gazet o celebrytach i przepisach na ciasto, które kupują osoby w wieku senioralnym. Wydęła lekko usta, ale zaraz chwyciła następny magazyn, który był poświęcony wróżbom w najbardziej skomercjonalizowanym wydaniu. Dobrze, nie było to nic wybitnego, ale już trochę bliżej domu, także zaczęła powoli kartkować magazyn, szukając tam czegokolwiek, co mogłoby jej się przydać. Znalazła jakąś dość ogólną rycinę kosmogramu, wraz z instrukcją jego wykonywania i po chwili zawahania chwyciła w dłoń nożyczki. Wycięła kształt najpierw ogólnie, żeby odłożyć obrazek na bok. Potem będzie bawiła się w precyzyjne rzeźbienie w papierze - na razie chyba musiała sprawdzić, czy będzie tutaj w ogóle miała z czym pracować.
- A ma pani jakieś kryminalne? Przydałyby mi się jakieś noże, względnie broń palna i może zdjęcia z kostnicy też - zakomunikowała swoje potrzeby, bo przecież skoro już zdecydowała się chociaż spróbować to zrobić, to musiało wyjść perfekcyjnie? Mapa marzeń. Co za durne określenie na coś, co można było po prostu nazwać kolażem albo wyklejanką. Wróciła do kartkowania upolowanego wcześniej magazynu i trafiła na artykuł o Adele o tytule: „Kariera podlana łzami”. Tak, to brzmiało mniej więcej dobrze, więc zaraz zatopiła nożyczki w papierze, żeby wyciąć te słowa. Trochę obawiała się, że nauczycielka zaraz zacznie ją maglować jakoś psychologicznie, ale starała się o tym nie myśleć. Ta cała mapa to był w końcu jej pomysł, tak? Viper nie brała żadnej odpowiedzialności za wrażliwe treści, które mogły pojawić się w toku jej tworzenia.


Olive Halsworth
ODPOWIEDZ