Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#8

To wszystko wciąż jeszcze chyba nie docierało, to była jakaś abstrakcja... Jakby przez ostatnie parę miesięcy, żyła nie swoim życiem. A do tego wszystko działo się tak szybko, że nie miała czasu się z tym oswoić. Z myślą, że już zaraz na świat przyjdzie jej syn, z tym, że u boku miała takiego kochanego partnera jakim był Oliver (wbrew temu co ubzdurał sobie Dick w swojej głowie, ale o nim to nawet starała się Sophie nie myśleć), z tym, że dom do którego wprowadzili się na dniach to był ich dom. Tak, z tym ostatnim chyba pogodzić się jej było najtrudniej. Być może dlatego, że była to sprawa najświeższa, ale raczej bardziej dlatego, że zupełnie nie tak to sobie wyobrażała. Długo walczyła nie tylko z ojcem, ale i z samą sobą, nie chcąc przyjąć od nich pieniędzy na ten dom. Zawsze chciała być przecież taka niezależna od tatusia i jego pieniędzy, marzyła o własnym kącie, owszem, ale kupionym za własne, ciężko zarobione pieniądze, a nie jako prezent od ojca, ze względu na wpadkę. Bała się po prostu, że jeżeli przyjmie te pieniądze, będzie coś winna ojcu, że mężczyzna co chwilę będzie używać tego argumentu, chcąc coś ugrać, wiedziała przecież bardzo dobrze, jaki był stary Remington. A jednak ze względu właśnie na tą ciąże, na dziecko, które lada moment miało przyjść na świat, poddała się. Nie mogła się bowiem przecież kłócić z tym, że z dzieckiem naprawdę będą potrzebować tej przestrzeni, zamiast cisnąć się w malutkim mieszkaniu. Jednak cały czas chodziła za nią ta obawa, że gdzieś był haczyk i cały ten ich nowy dom odbije się im czkawką. Co prawda do tej pory naprawdę się nie wtrącał - wybór domu pozostawił Sophie i Oliverowi (no dobra, tak naprawdę to sam Remington nie bardzo uwzględniał Monroe'a w życiu swojej córki, ale przynajmniej nie wojował, a to już Soph uznawała za jakiś sukces), nie wtrącał się też w to, jak zamierzali go sobie urządzić, po prostu dał kasę, załatwił formalności i tyle. No, ciekawe jak długo.
Ale poza zadręczaniem się myślami nad tym wszystkim, jak to będzie wyglądać, nie tylko ten dom, ale całe ich życie, kiedy już pojawi się w nim Milo, Sophie była zwyczajnie zmęczona tą przeprowadzką. Pakowanie się, zabieranie wszystkiego z poprzedniego mieszkania, przewożenie tych wszystkich rzeczy, rozpakowywanie, zakupy, bo przecież mnóstwo rzeczy/mebli/akcesoriów zwyczajnie im brakowało, ale też zaczął się szał zakupów dla ich niemowlaka, układanie wszystkiego... no było to męczące normalnie, a co dopiero dla takiej Sophie, która czuła się ciężka jak słoń!
Normalnym więc było to, że urządzała sobie drzemki w środku dnia i tak właśnie to miało miejsce tym razem. Kiedy zasypiała, Olliego nie było w domu, zapewne nie wrócił ze szpitala jeszcze, więc w pierwszym odruchu trochę się zdziwiła, kiedy po przebudzeniu usłyszała jakieś odgłosy gdzieś z pomieszczenia obok. Zaspana, z rozczochranymi włosami i w jej ulubionym stroju domowym - szortach i za dużej koszulce, skradzionej oczywiście swojemu chłopakowi, podniosła się z kanapy i poczłapała za słyszanymi dźwiękami. Kroki zaprowadziły ją do małego pokoiku tuż przy ich sypialni, który jeszcze co prawda nie był gotowy, ale zgodnie z ustaleniami miał być pokoikiem dziecięcym. Stanęła w progu i uśmiech sam wkradł się jej na usta, gdy zobaczyła Olivera, męczącego się ze szczebelkami łóżeczka.
- Dzień dobry, kochanie - odezwała się, po czym podeszła do siedzącego na podłodze chłopaka, nachylając się nad nim delikatnie, odgarnęła jego włosy opadające mu wręcz na oczy i cmoknęła go w czoło. - Co, za mało wymęczyli Cię w pracy? - zagadnęła z uśmiechem. I jasne, planowali, że na dniach trzeba wziąć się za urządzenie pokoju dla malucha, ale przecież nie było to aż takie pilne, żeby chłopak nie mógł odpocząć po dyżurze.

Oliver Monroe
rezydent onkologii — cairns hospital
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Znajdź mnie, uwolnij mnie od tego zżerającego zwątpienia, daremnej rozpaczy, horroru snu.

Oliver powoli czuł, że wychodzi na prostą. Skupiał się głównie na pracy i urządzaniu nowego domu, ograniczając za to imprezy, alkohol i przygodny seks. Wziął sobie do serca rozmowę z Sophie, którą jakiś czas wcześniej odbyli w miejscowym klubie - poprosiła go, żeby nie chodził do łóżka z innymi, a on się na to zgodził i zamierzał tej obietnicy dotrzymać. W pierwszej chwili myślał, że będzie to dla niego trudne, bo jednak lubił seks i przygodne spotkania w klubowych toaletach, ale koniec końców okazało się, że nawet jeśli gdzieś wychodzi i nawet jeśli ktoś wpadnie mu w oko, to jest w stanie się powstrzymać i grzecznie wrócić do domu. A dom, cóż, podobał mu się coraz bardziej - nawet jeszcze wtedy, gdy mieszkał w swoim mieszkaniu i często odwiedzał Sophie, która mieszkała niedaleko. Spędzał u niej coraz więcej czasu; spędził z nią całe święta, Nowy Rok, a im więcej czasu z nią spędzał i im więcej rozmawiali, tym lepiej się dogadywali i tym bardziej czuł, że Sophie jest kimś, kogo warto wpuścić do swojego życia i do swojego serca.

Zaczynał jej coraz bardziej ufać, opowiadać o swoim życiu, o przejściach z rodzicami, o przemocy której doświadczał i o tym, że alkohol i seks były dla niego pewnego rodzaju ucieczką od problemów dnia codziennego. Opowiedział jej też o o tym, że ze względu na trudną sytuację finansową przez jakiś czas zajmował się prostytucją, co chyba było najcięższym wyznaniem i to właśnie tego bał się najbardziej; obawiał się, że dziewczyna przez to go skreśli i uzna za dziwkę, za niewartego tego, by się z nim wiązać, a co dopiero zakładać rodzinę. Tak się jednak nie stało, przez co Monroe ufał Sophie coraz bardziej, coraz więcej jej o sobie opowiadał i czuł się przy niej bezpiecznie; czuł, że może jej zaufać, a ona go nie oceni, niezależnie od tego co by jej powiedział

Tego dnia był zmęczony po powrocie z dyżuru, ale też zmotywowany do tego, żeby złożyć wreszcie łóżeczko dla dziecka, z czym nosił się już od jakiegoś czasu. Rzucił więc okiem na drzemiącą Sophie, uśmiechając się do siebie, po czym zaszył się w pokoiku dziecięcym. Nie miał doświadczenia w składaniu łóżeczek dla dzieci, ale uparł się, że sobie z tym poradzi i zamierzał dotrzymać tego postanowienia.

Jakiś czas później, gdy kilka szczebelków było już ze sobą mniej lub bardziej połączonych, usłyszał za sobą kroki, a chwilę później poczuł pocałunek w czoło i odgarnianie włosów. Uśmiechnął się, unosząc wzrok na dziewczynę i całując ją delikatnie na powitanie, odkładając na razie jeden ze szczebelków na podłogę. Jakoś nie bardzo mógł dopasować do jakiego miejsca powinien go przyłączyć...

- Dzień dobry, piękna - ujął jej twarz w dłonie i pogładził kciukami policzki dziewczyny. Uniósł się przy tym na kolana, klęcząc teraz przed nią, wciąż szeroko uśmiechnięty. - Wymęczyli mnie, ale chcę przynajmniej ogarnąć to łóżeczko, bo jak Milo przyjdzie na świat, to już raczej nie będzie na to czasu - zaśmiał się. - Jak ci minął dzień? Robiłaś coś ciekawego? - założył kosmyk włosów za jej ucho i pocałował ją delikatnie w nos.

Sophie Remington

Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
A Sophie bardzo uważnie dostrzegała tą przemianę Olivera i śmiało można powiedzieć, że była dumna. I to nie tylko z chłopaka, ale też tak nieskromnie, również z siebie. Była bowiem przekonana, że miała jednak w tym swój udział. Że słowa które Ollie od niej usłyszał, te parę miesięcy temu, w klubowej łazience, naprawdę do niego docierały. I Soph naprawdę była z tego faktu zadowolona. Bo obawiała się, przecież naprawdę szczerze, obawiała się, że niewiele się zmieni, że Oliver nadal będzie Oliverem, a jej dziecko będzie miał ojca tylko okazjonalnie, w tych przerwach od chlania i imprezowania. A bardzo tego nie chciała. Miała świadomość, ze tak czy siak, daleko im było do kandydatów na idealnych rodziców, ale miała zamiar dołożyć wszelkich starań, by temu dziecku żyło się najlepiej. I od kiedy Monroe zaczął stawać na nogi, jej wizja wspólnej przyszłości, coraz bardziej się jej klarowała. Dlatego też, kiedy ojciec wymyślił sobie, że kupi córeczce ten dom, jej jednym warunkiem było oczywiście to, że Ollie zamieszka tam z nią. Bo chciała mieć go tu przy sobie, proste.
I tak, nie było to też dla niej łatwe, słuchać o niezbyt kolorowej przeszłości Olivera. Było jej naprawdę ciężko, przytłaczało ją to, ale do cholery, przecież to nie ona przez to wszystko przechodziła! Dlatego chciała po prostu być wsparciem dla niego i wierzyła, naprawdę szczerze, że odgrodzi się od tej przeszłości grubą linią. Bo uważała, że przed nim naprawdę rysowała się świetlana przyszłość. W końcu poza założeniem rodziny, miał też zostać lekarzem, to przecież nie były przelewki!
- I jak idzie? - zapytała, rzucając okiem na efekty, które cóż, nie były zbyt spektakularne, nie oszukujmy się. Ale jednocześnie nie miała pojęcia jak długo już nad tym siedział, więc nie zamierzała tutaj tego komentować. Nie na głos.
- W zasadzie to nie... wygląda na to, że pół dnia przespałam. Drugie pół Milo nie dawał mi spokoju, kopiąc mnie jakbym była jego workiem treningowym - skrzywiła się delikatnie, ale zaraz jej grymas przerodził się w delikatny uśmiech, a dłoń machinalnie zaczęła lekko głaskać brzuszek. - Ale udało mi się dokończyć zlecenie i uzyskałam akceptację, więc chociaż to mam już z głowy - dodała. Bo trzeba tutaj zaznaczyć, że mimo iż kobieta była już w zaawansowanej ciąży, to wcale nie porzuciła swojej pracy! Ale to tylko dlatego, że mogła sobie na to pozwolić jako freelancerka. Miała ten komfort, że to ona decydowała akie zlecenie wybrać, kiedy do niego usiąść, jak długo spędzać przed komputerem, a kiedy czuła się gorzej, miała dość, albo Maluch dawał jej w kość, zostawiała pracę na później. I jasne, zawsze jakiś tam deadline miała, ale mimo wszystko przechodziła tą ciąże na tyle spokojnie, że zawsze udawało jej się jakoś zorganizować sobie pracę, żeby ze wszystkim się wyrobić i jednocześnie, by nie było zrobione to na odwal się. A zawsze parę groszy do budżetu domowego wpada! - A tobie jak minął dzień? - zapytała, szczerze zainteresowana. Zawsze z ciekawością słuchała jego opowieści, jednocześnie chcąc też go nauczyć, żeby nie trzymał w sobie wszystkiego, bo wiadomo, bywały dni kiedy był mniejszy czy większy spokój, ale bywały też dni mega nerwowe, po których Ollie wracał do domu totalnie wymęczony i przygnębiony, a w takich wypadkach, wyrzucenie z siebie tego wszystkiego i podzielenie się z kimś swoimi przemyśleniami, obawami, zmartwieniami, naprawdę pomagało.
- Jadłeś coś normalnego dzisiaj? Pójdę coś przygotować - sama czuła, że chętnie coś by zjadła, więc koniecznie musiała skierować swoje kroki do kuchni. Pytanie tylko, czy Ollie miał ochotę zjeść razem z nią. Podejrzewała, że, jak to często na dyżurze bywało, nic konkretnego przez cały dzień nie jadł, ale tak dla formalności wolała zapytać.

Oliver Monroe
rezydent onkologii — cairns hospital
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Znajdź mnie, uwolnij mnie od tego zżerającego zwątpienia, daremnej rozpaczy, horroru snu.

Szczerze mówiąc Oliver również był dumny - i z siebie, i z Sophie. Wiedział, że dla niej również nie było to łatwe, ostatecznie to ona była w zaawansowanej ciąży, a jeszcze parę miesięcy temu... cóż, nie był dobrym kandydatem na ojca. Topienie problemów w alkoholu, imprezach i seksie zawsze wychodziło mu najlepiej, ale patrząc na wzorce, jakie wyniósł z domu, to chyba nie było w tym nic dziwnego. Nie chciał jednak iść w ślady swojego ojca, a rozmowa z Sophie w klubowej toalecie uświadomiła mu, że chyba niechybnie zmierza w tym kierunku, czy tego chciał czy nie. To był jego największy lęk; stać się takim ojcem, jak jego własny ojciec. Bart nie był dobrym człowiekiem i nie był dobrym ojcem, nadużywał alkoholu, chętnie używał przemocy w stosunku do własnych dzieci, no i zapewne można by było wymieniać dalej, ale po co poświęcać czas i myśli komuś, kto siedzi w więzieniu za swoje przewinienia? Należało się wziąć w garść, po prostu; nie rozpamiętywać tego co było, nie popełniać błędów swojego ojca, nie zbaczać na ścieżkę, którą on szedł... a była szansa, że wszystko się jakoś ułoży.

Sophie naprawdę bardzo mu pomagała - już sam fakt, że była przy nim, że mógł z nią porozmawiać, wyżalić się kiedy akurat było mu ciężko albo po prostu przytulić się do niej, gdy wracał z pracy, to wszystko sprawiało, że Ollie czuł się coraz stabilniej. Nie rzucił całkowicie alkoholu, czasem zdarzało mu się wyskoczyć na piwo z jakimś kumplem, ale nie zbaczał już na imprezy w klubach, nie szukał przygodnego seksu po toaletach i czuł się coraz lepiej we własnej skórze i z własnym umysłem, który był coraz czystszy i dzięki czemu myślał coraz jaśniej. Miał nadzieję, że uda mu się obejść bez odwyku, bo w porównaniu z tym co było wcześniej to jedno czy dwa piwka nie były wcale wielką dawką alkoholu, więc i z tego był dumny: że udało mu się ograniczyć alkohol i zlikwidować inne nawyki, które niszczyły mu życie i szansę na zdrową, normalną rodzinę, którą chciał założyć z Sophie.

- Jak widać: mogło być lepiej - zaśmiał się w odpowiedzi na pytanie o to jak idzie mu składanie łóżeczka. Najwidoczniej nie było to takie łatwe, jak się spodziewał na początku. - Może zapytam Saula, on powinien mieć większe doświadczenie - wywrócił oczami, odkładając szczebelki i podnosząc się z podłogi. - Albo zabiorę się za to jeszcze w nocy, może będzie mi się lepiej myślało. Jutro mam wolne, więc jak odeśpię dyżur to powinienem być bardziej zdatny do czegokolwiek. - uśmiechnął się do dziewczyny ciepło i pogłaskał ją po ramieniu. Uczył się jeszcze czułych gestów, wciąż był trochę zagubiony w tym tworzeniu związku i rodziny, ale miał nadzieję, że idzie mu coraz lepiej i że widać jakieś postępy w tym jaki był teraz, a jaki był kiedyś.

- Brawo - objął Sophie za ramiona, uśmiechając się szerzej, gdy usłyszał o akceptacji najnowszego zlecenia. Zawsze był z niej dumny gdy udało jej się wszystko ogarnąć i podziwiał ją za to, że jest taka ogarnięta i że mimo ciąży i mimo tego, że Milo często dawał jej się we znaki potrafiła pracować. Niejedna kobieta już by się poddała na jej miejscu i głównie spędzała czas na odpoczynku, planując wyprawkę i inne tego typu rzeczy związane z ciążą i dzieckiem, a nie myślała o pracy i zleceniach.

- Męcząco. Miałem akurat dyżur na izbie przyjęć, trafiła do nas grupa dzieciaków, która miała wypadek podczas jakiejś wycieczki, ale na szczęście większość z nich miała raczej niewielkie obrażenia. Ale izba przyjęć zawsze mnie wykańcza, bo tam się najwięcej dzieje. - westchnął ciężko, przeczesując włosy. Po jego oczach było widać, że jest zmęczony tym dniem, ale mimo wszystko lubił swoją pracę i naprawdę się w niej spełniał.

- Znasz mnie; przekąsiłem coś w trakcie dyżuru, ale jakoś nie było czasu na konkretny posiłek - wywrócił oczami z uśmiechem i ruszył za dziewczyną do kuchni. - Pomóc ci jakoś? - wciąż obejmował ją w pasie podczas drogi do kuchni; lubił być blisko niej, zawsze to go jakoś uspokajało.

Sophie Remington

Programistka — Freelancerka
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jak to mówią - co nas nie zabije, to nas wzmocni i ostatnimi czasy to było chyba motto życiowe Sophie. Zwłaszcza, jeśli do całej tej sprawy z jej ciążą, z Oliverem, z którym rzeczywiście na początku faktycznie nie było tak kolorowo, dołączyć jeszcze kolejne zmartwienie, a mianowicie brata który znów zaczął ćpać. To znaczy jasne, on twierdził, że wcale nie, ale po znalezieniu u niego w domu na wierzchu woreczka z białym proszkiem, jakoś ciężko jej było uwierzyć, że prędzej czy później do tego dojdzie. Tak, dziewczyna miała ostatnio na głowie sporo zmartwień, a jednak starała się brać to wszystko na klatę i się nie załamywać. I, chociaż może to naiwne, może udowodnić Dickowi, że wbrew temu jakie miał mniemanie o niej, wcale nie była gówniarą, która nie potrafi mocno stąpać po ziemi. Z drugiej strony, czy tak naprawdę to w ogóle go obchodziło?
I może to też zabrzmi źle, ale skupianie się na problemach Monroe'a, pomoc w postawieniu go na nogi, wręcz jej pomagała. Odciągało ją od myślach o problemach brata, który ewidentnie nie życzył sobie by się w nie wtrącała i absolutnie nie dopuszczał do siebie jej chęci pomocy. Zwłaszcza, że tak całkowicie szczerze, nawet nie miała pojęcia jak mogłaby mu pomóc.
- Chętnie bym pomogła, ale obawiam się, że przeszkadzałabym jeszcze bardziej - powiedziała pół żartem, pół serio. Bo naprawdę chętnie oferowałaby mu swoją pomoc, ale raz - totalnie się na tym nie znała, a dwa, jej rozmiar jednak ograniczał jej poruszanie się i obawiała się, że brzuszek mógłby znacznie przeszkadzać w takim zajęciu. Więc tak, wezwanie do pomocy brata, który zresztą zapewne również przez to przechodził, było dużo lepszym pomysłem.
Posłała mu kolejny, delikatny uśmiech. Tak, ona też była z siebie dumna. Jednocześnie zastanawiała się nad tym, czy jednak odpuszczenie już sobie kolejnych zleceń nie było najlepszym pomysłem. Bo mimo iż ta praca rzeczywiście nie była fizycznie wymagająca, to jednak czuła, że z dnia na dzień miała coraz mniej siły na codzienne funkcjonowanie i chyba była to najlepsza pora na odpuszczenie sobie. Chyba po prostu to czas na przygotowywanie się do roli matki, a nie skupianie się wciąż na pracy.
Skrzywiła się mimowolnie, na wspomnienie o wypadku dzieciaków. I po raz kolejny poczuła ten podziw do Olliego, że zdecydował się akurat na tak ciężki zawód. Ona by w życiu tego nie dźwignęła, była tego pewna.
- Tym bardziej powinieneś iść się położyć - westchnęła i cmoknęła chłopaka w policzek. Tak, troszczyła się o niego, bo jak widać, jak się go nie przypilnuje, to się sam zaniedbywał! Jak z dzieckiem normalnie... miała dobry trening przed przyjściem na świat Milo. - Ale najpierw coś zjesz! - stwierdziła, bo oczywiście, że było tak, jak przeczuwała i cały dzień znów leciał na jakiś śmieciowych zapychaczach (zapewne z fajkami i kawą na czele). - A na co masz ochotę? - zapytała. Bo szczerze, to nie miała pojęcia co takiego przygotować, co by nie wymagało długiego stania przy garach, bo po pierwsze - chciała jak najszybciej Olivera nakarmić, a po drugie - no nie była już w stanie ustać zbyt długo na nogach, no nie ukrywajmy.

Oliver Monroe
ODPOWIEDZ