kierownik supermarketu w Cairns — Coles
25 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Wastin' our youth on each other that beautiful summer we lost one another, but we'll always have the soundtrack
of us fallin' into love. And I know that we can't go back but we'll always have the soundtrack.
022.
{outfit}
Bruno Zimmerman był naprawdę skromnym, młodym człowiekiem. Nigdy się nie chwalił tym, że ma hajsu jak lodu i niczym nie musi się tak naprawdę przejmować. Co więcej, on sie przejmował. Pracował na siebie i nie brał rodzinnych pieniędzy próbując utrzymać się za to co zarobił w Coles. Nie były to jakieś kokosy, ale dla niego wystarczało. Dawał sobie jakoś radę z tym co miał. Poza tym nie stresował się, bo przecież wiedział, że jak mu zabraknie kaski to po prostu weźmie drugą kartę. Wolał do tego nie doprowadzać, bo trochę czuł się niekomofortowo biorąc rodzinne pieniądze. Był dorosłym mężczyzną, który własnie stał na pokładnie swojej łódki, w której mieszkał, z czapką kapitana na głowie i machał w kierunku nadchodzącej niewiasty. Musiał też zrobić sobie daszek z dłoni, bo trochę mu słońce świeciło w oczy, a tradycyjnie nie widział gdzie miał okulary.
Z Halson już trochę się nie widział, założę, że znali się wcześniej, może nawet wpadli na siebie gdzieś w Australii, gdy oboje byli poza Lorne Bay, a jak niedawno na siebie wpadli w papierniczym, gdy Bruno kupował papier prezentowy, w który chciał owinąć prezent przeprosinowy dla mamy, to zaprosił starą znajomą na łódkę i małe żeglowanie. Bruno lubił zapraszać ludzi na Gaie, chwalił się swoją łodzią, gdy tylko mógł. No, a dodatkowo miał mini ogródek, gdzie hodowal pomidory, paprykę i zioło, więc ludzie jakoś sami chcieli tu wpadać. Miał nadzieję, że Halston się spodoba. – Witam panią – powiedział schodząc na brzeg by się z nią przywitać całusem w policzek. – Zapraszam na pokład, tylko proszę sobie nóżek zgrabnych nie połamać i uważać, bo tam trochę ślisko na stopniach – ostrzegł ją, bo nie chciałby później jechać z nią na SOR, szczególnie, że po przebudzeniu sobie dopalił połowę blanta, który mu został z wczoraj. Czuł się miło odprężony i nic mu takiego nie było, ale chuj wie na, co by wpadli w szpitalu. Skoro mieli sobie popływać to musiał też ściągnąć cumy i zataszczyć je na pokład, bo w końcu musieli miec swobodę w odbijaniu od brzegu. – Gotowa na przygodę? – Zapytał, gdy już stanął obok niej z szerokim uśmiechem na swojej Zimmermanowej, ślicznej buźce.

halston marlowe
przyjazna koala
catlady#7921
Luna- Joshua - Zoey - Ellasandra - Eric - Cece - Cat - Judith - Benedict - Owen
kelnerka — sushi house
22 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
zrobiła sobie przerwę od studiów i uciekła od nadopiekuńczych rodziców
005.

Halston nigdy nie odmawiała ludziom, którzy zapraszali ją na swoją łódkę. Tym bardziej takim, których zdążyła trochę poznać, utwierdzając się w przekonaniu, że kolejnego dnia nie wyłowią z oceanu jej ciała.
Miała w sobie nieco za dużo (odrobinę dziecięcej) naiwności, ale tym razem to nie ona sama dochodziła do głosu, bo szła w parze z chęcią spędzenia popołudnia w miły, nieco mniej oklepany sposób. Odkąd wróciła do Lorne Bay stale snuła się jego ulicami, szukając sobie na nowo miejsca wśród znajomych uliczek. Nie szło jej jednak najlepiej, bo wbrew jej początkowemu przekonaniu, większość jej znajomych zdecydowała się jednak wyjechać z miasteczka. A ci, którzy zostali, nie byli jej kiedyś szczególnie bliscy — co nie zmieniło się magicznie teraz, tylko dlatego, że Halston nagle się pojawiła.
Wrzuciła do plecaka kilka przekąsek, chociaż spodziewała się, że o nie i tak zadba Bruno. Odpływanie od brzegu, bez uprzedniego upewnienia się, że mają co jeść i pić, w razie czego, byłoby przecież bardzo głupie. No i pojawiła się o umówionej godzinie, dostrzegając go już z lekkiej odległości. Kiedy przystanęła tuż przed łódką, zsunęła okulary na czubek głowy, by móc lepiej przyjrzeć się jego ślicznej(!) buźce.
— Dobrze, że ostrzegasz, bo nie jestem mistrzynią gracji — przyznała szczerze, nadal mając w pamięci jej żałosną scenę z krokodylem w roli głównej — przez którą omal nie straciła telefonu, nóg, rąk, a może i życia. Na szczęście była niewiastą, którą ktoś zdecydował się wybawić z opresji. Może zgrabne nogi zadziałały na jej korzyść.
— Jasne! — przyznała szczerze podekscytowana. Zsunęła z ramion plecak, odkładając go gdzieś na bok, a na jej nosie znowu wylądowały okulary. Rozejrzała się po pokładzie, nie wiedząc do końca, czy miała już zajmować miejsce, czy może mogła się jakoś przydać. — Jak mi powiesz, co mam robić, to mogę nawet nie stać jak kołek — dała mu słowo. Musiał ją jednak pokierować, bo jedyne, co miała wspólnego z łódkami, to pijackie wspomnienia, gdy w liceum przesiadywały na jednej nielegalnie, gdy kolega z klasy podkradł kluczyki do tej, należącej do jego ojca. Nie zwiększało to jednak szczególnie jej skilli tak naprawdę.
— Albo mogę nam ogarnąć jakieś picie też, jeśli boisz się, że coś zepsuję, ale tu też potrzebuję wytycznych — przyznała. Musiał się podzielić planem z nią, wytycznymi i informacjami, czy w lodówce znajdzie coś więcej, niż światło na przykład.

ODPOWIEDZ