24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Musiał ochłonąć.
Ochłonąć do tego stopnia, że zamknął się w mieszkaniu na dwa pieprzone dni, zanim wszystko względnie przetrawił. Sama obecność Felixa w bliskim otoczeniu namieszała w głowie Apollo, a co dopiero rewelacje, jakie usłyszał od dawnego przyjaciela. Cały świat, w którym obracał się Quinn, wydał mu się podejrzany, zbudowany z kartonu, byleby stworzyć pozory. Oczywiście, że czuł się oszukany, jednocześnie jednak miał nadzieję, że wszystko będzie tylko kolejnym kłamstwem, które miało wywołać zamęt. Po co to robił?
Wiecznie zadawał sobie tego typu pytania, an które odpowiedzi właściwie dostał od samego Love’a. Długo docierało do niego ich znaczenie. Dług docierało do niego, jak wiele niegdyś stracił i był tego zupełnie nieświadomy. Bo przecież gdyby się uparł, co miał w zwyczaju, może na rzeczywistość w ogóle nie miałaby miejsca? Może nie cierpieliby oboje, ukrywając się przed sobą nawzajem, próbując lawirować pomiędzy wspólnymi przyjaciółmi? Może Apollo nie musiałby teraz zmierzać pod drzwi mieszkania swojej siostry, żeby zapytać się, czy pieprzyła się z największym, obecnym wrogiem?
Było mu niedobrze na samą myśl. Było mu niedobrze na każdą możliwą opcję, jaką sobie wyobrażał. Nie był gotowy na nic, co czekało go za drzwiami, w które zapukał.
Zupełnie nie liczyło się już to, jak wygląda i to, że wszystkie sińce nabrały śliwkowego koloru z piękną, żółtawą otoczką. Wyglądał jak siedem nieszczęść, ale zupełnie nie o tym chciał teraz rozmawiać. Najlepiej w ogóle by tego nie robił, ale coś nie dawało mu uparcie spokoju. Nie mógł przecież znowu zostawić wszystkiego na pastwę losu. W dodatku już wystarczająco długo odgradzał się od rodziny, nie chciał powtarzać tego błędu w kółko.
— Call — zdobył tylko wydobyć siebie, może zbyt poważnie, gdy otworzyła mu drzwi. Nie czekał na zaproszenie, tylko wślizgnął się do środka, od razu skopując ze stóp schodzone trampki. Serce waliło mu niespokojnie w klatce piersiowej, boleśnie obijając się o płuca, które starały się nabierać powietrza spokojnie i miarowo.
Przeczesał dłońmi blond włosy, kierując palce na kark, jakby tym gestem mógł spłukać z siebie zdenerwowanie. Milczał wymownie dłuższą chwilę, kierując swoje kroki do kuchni, by tam rozgościć się, jak to miał w zwyczaju. Nalał sobie soku pomarańczowego, uprzednio wyjętego z lodówki, po czym oparł się biodrem o blat, przyglądając swojej siostrze. Wydała mu się obca i to cholernie go przeraziło.
— Felix — nie wiedział, czy jednocześnie odpowiada na nieme pytania o swój słaby stan fizyczny, czy prosi o to, aby się wypowiedziała na jego temat. — Opowiedz mi o Felixie, Calliope — rzucił jej surowe spojrzenie, po czym odstawił szklankę z cichym puknięciem, przełykając mocno ostatni łyk soku. Trzymał się ostatkami sił. Doskonale wiedział, że wystarczyłoby jedno słowo, aby go rozjuszyć do granic możliwości.
— Tylko, kurwa, nie kłam.

Calliope Quinn
ambitny krab
Alfons tego przybytku
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Ciężko było ją zastać w domu, szczególnie wieczorami, kiedy jej życie właśnie wtedy nabierało rozpędu. Ale ostatnio miała dosyć, napotykania na drodze Olivera, facetów, którzy liczyli na szybki numerek, facetów, którzy na niego nie liczyli - po prostu facetów.
Była zmęczona, wykończona do granic możliwości, a policzek nadal przedstawiał lekko fioletowy siniak; pamiątkę po przypadkowym uderzeniu Dereka.
Miała kilka zaliczeń na studia, nad którymi przysiadła, sącząc sok i jednym okiem zerkając na telewizor, gdzie śliczna prezenterka właśnie oznajmiała graczowi, że odpada z rozgrywki. Cóż, Calliope właśnie tak czuła się przez większość swojego dwudziestoletniego życia.
Jak przegrana.
Jej telefon uparcie milczał, co przyjmowała z godnością i coraz większym wkurwieniem, więc gdzie rozległo się pukanie do drzwi, na ułamek sekundy pomyślała, że może to Marshall w jakimś nagłym przypływie nie bycia kutasem. Dźwignęła się więc na nogi, odrzucając notatki i ruszając do drzwi, by otworzyć je, zanim pukanie dobiło do czterech.
Rozchyliła wargi, zatrzymując każde, możliwe słowo w gardle, kiedy jej oczom ukazał się jej zakrwawiony i ewidentnie wściekły brat.
- Aps? - zlustrowała go od góry do dołu, odskakując, gdy wparował do jej mieszkania jak burza. - Kurwa, co sie stało? Wyglądasz jakbyś wpadł pod pieprzony pociąg! - serce zabiło jej mocniej, nie pamiętała, kiedy widziała brata w podobnym stanie.
Zabawne, nie zdążyła do końca spakować apteczki, która teraz stała tuż obok telewizora, najwyraźniej przyciągając same nieszczęścia.
Zawsze byli blisko. Ona i Apollo, mogła liczyć na niego jak na nikogo innego na tym cholernym świecie. Często się kłócili, nie zgadzali, ale ostatecznie stała za nim murem i skoczyłaby za nim w ogień, gdyby zaszła taka potrzeba.
Zamknęła drzwi i poszła szybko za nim, sprawnie omijając walające się na podłodze rzeczy. Stanęła strategicznie, w bezpiecznej odległości, jakby Apollo miał się na nią zaraz rzucić. Upięty w nieładzie kok opadł jeszcze bardziej, kiedy ostrożnie przysiadła na kuchennym stole.
Opowiedz mi...
Nim dokończył zdanie, oczami wyobraźni widziała Olivera. Albo Dereka. Albo kogokolwiek z kim mógł zobaczyć ją jej brat. Może wkurzył się, bo spotykała się z jego klientem? Albo przyjacielem, o którego istnieniu nie wiedziała? A może nie chodziło o istotę ludzką, tylko o zdarzenie, przedmiot, cokolwiek co zrobiła źle, a co teraz rodziło jej się jako pusta plama na umyśle?
Felixie.
- Co, kurwa?! - wydusiła z siebie, otwierając oczy tak szeroko, że bardziej się nie dało. Parsknęła czymś na kształt rechotu, ale twarz brata zostawała nieugięta i poważna, a Call uzmysłowiła sobie, że starszy Quinn nie żartuje. - Ale co ja mam Ci powiedzieć? - wydukała zaraz, zbita z tropu jakby musiała pisać właśnie klasówkę z fizyki kwantowej. Poruszył się, więc uniosła szybko dłonie, by nie drażnić go bardziej.
- Więc...- dosięgnęła ze stołu paczkę fajek, wsuwając sobie jedną do ust. Starała się rozróżnić, gdzie kończy się jeden siniak na jego twarzy, a zaczyna drugi, ale poddała się, gdy ją ponaglił.
- Felix - impreza. Ostatnio widziała go w dzień tego pieprzonego incydentu. - Widziałam go jakieś dwa dni temu w jednym z klubów. Czasami go widuję na mieście - wyjaśniła wolno, rozglądając się w poszukiwaniu jakiejś pomocy. - Uczestniczyłam w małej bójce...Typ z którym byłam bił się z innym typem, z którym uciekłam - boże, brzmi tragicznie. - Felix zatrzymał tego pierwszego, i kurwa dobrze, bo by nas tam zajebał. Nóż miał, jebany - spięła się na to wspomnienie i zaciągnęła papierosem. Potarła twarz drugą dłonią.
- Apollo...- jęknęła. - Nie wiem co Ty chcesz wiedzieć. Nie rozmawiałam z nim od pięciu, zasranych lat. Mam Ci opisać jak wygląda? Przypomnieć Ci, że się przyjaźniliśmy? Przez niego nikt mi w Shadow dragów nie sprzedaje. Nikogo nie mogę poderwać, bo się czai, jebany i mnie pilnuje. No, chyba jeszcze gra w zespole, podobno ma jakąś dupę na boku - wypuściła ciężko dym z płuc i zmrużyła powieki.
- Mam Ci podać jeszcze numer jego buta? Czekaj, może do niego napiszę i się, kurwa, dowiem. Co Ty odpierdalasz i dlaczego jesteś w takim stanie?!

Apollo Quinn
powitalny kokos
Reżyser porno
24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Mieli normalną rodzinę. Nigdy nie brakowało im miłości oraz troski, w dodatku wyjątkowo dużo czasu spędzali ze sobą razem. Apollo mimo swojego nieprzystępnego charakteru, cenił sobie wartości rodzinne i zawsze był gotowy stanąć w obronie bliskich — kosztem zdrowia, poparcia kolegów czy całej reszty ludzi na tej planecie. Wychował się wśród trzech sióstr, toteż wyjątkowo cenił sobie ich dobro. Szkoda tylko, że ostatnie miesiące wyrwały go z odwiecznego rytmu, kierując na bardziej samotne ścieżki.
Przez chwilę miał nadzieję, że to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Tak bardzo, że aż za pierwszym razem nie dostrzegł sińca na twarzy swojej siostry. Nie chciał na nią patrzeć, wyobrażać sobie i pozwalać głowie tworzyć brzydkie scenariusze. Był zagubiony w słowach, które usłyszał i tych, które sam chciał wypowiedzieć, a wszystko to było przykryte gwałtownymi pocałunkami. Wyprowadzały go one z równowagi, mieszały w kotle myśli, nawracały w najmniej spodziewanym momencie. Osłabiało go nieproszone, przyjemne uczucie, rozlewające się nieśmiało gdzieś wewnątrz. Przez to nie potrafił się uspokoić, był wściekły na siebie i cały świat wkoło. Usilnie się powstrzymywał przed wybuchem, przed płaczem napierającym pod powieki i agresją zaciskającą pięści. Pierwszy raz miał dość. Dość tej rzeczywistości, której tak kurczowo się trzymał. Była tylko domkiem z kart — wystarczył lekki podmuch, by wszystko zaczęło się sypać.
Z trudem przełknął pierwszy łyk słodkiego soku, który utknął mu niemal w gardle, gdy dostrzegł siniaka na twarzy Calliope. Zrobił niepewny krok w przód, ale zatrzymał się w połowie, marszcząc brwi. Zmilkł wymownie, słuchając jej każdego słowa. Złość zaczęła kierować się na inne tory. Zrobiło mu się głupio, bo przecież prawie uwierzył Felixowi. Był w stanie uwierzyć, że Call mogłaby popełniać tego typu błędy, pieprząc się z Lovem za dragi.
— Nienawidzę go — powiedział ledwie słyszalnie, może bardziej do siebie niż do siostry. Roześmiał się krótko, niemal żałośnie, zaciskając palce na szklance. Z jednej strony czuł ulgę, oczywiście, ale z drugiej żal wobec dawnego przyjaciela urósł do jakiś niebotycznych rozmiarów. Skoro chronił w jakiś sposób siostry Quinna, dlaczego nie zdobył się przez ten czas na więcej? Dlaczego przez tyle lat mijali się uparcie?
Dlaczego Felix kłamał, wiedząc, że Apollo i tak dowie się prawdy od siostry? Po co to wszystko?
— Nic nie odpierdalam, Call — skrzywił się nieznacznie, jakby właśnie przełykał coś niesmacznego. — To Felix odpierdala, nie ja. Wpadliśmy na siebie dwa dni temu — zrobił bliżej nieokreślony gest dłońmi w stronę swojej twarzy, przedstawiając ją jako wizualizacja tego, co się wtedy zdarzyło. — Powiedział, że się z nim pieprzysz za dragi, między innymi — prawie zatrząsł się na samo wspomnienie wszystkiego, co wtedy usłyszał od mężczyzny. Zacisnął mocno wargi, ponownie przecierając palcami po twarzy. Był w cholernej kropce. W miejscu, które rozrywało go na różne strony świata. Nie potrafił się odgrodzić od szalejących, a co gorsza — nawracających uczuć.
— Nieważne, jest jeszcze bardziej pierdolnięty, niż był, kręci się nie tam, gdzie trzeba — nie potrafił przyznać przed siostrą, że był w jakimś stopniu wdzięczny Felixowi za jej pilnowanie; że całkowicie popierał to, aby nie mieszała się w dragi, bo jedna osoba z problemami w rodzinie stanowczo wystarczy.
Wypuścił głośno powietrze, chcąc uwolnić się, choć odrobinę nagromadzonych emocji, spinających jego ciało. Nie do końca wiedział, co ma ze sobą zrobić. Miał dziękować Felixowi za troskę, czy przypierdolić mu za pieprzona kłamstwa, którymi się wiecznie zasłaniał?
Sięgnął do paczki papierosów siostry, wyjmując jedną używkę, by jak najszybciej ukoić się chociaż nikotyną. Jeszcze raz spojrzał na Calliope, wyraźnie podjudzoną tą nagłą wizytą po kilku dniach milczenia. Nie zdarzało mu się to aż w takim stopniu, aż miał ochotę ją przeprosić, czego nie robił praktycznie nigdy.
— Kto ci to zrobił? — zapytał stanowczo, podchodząc do niej bliżej. — Znasz go? Zajebie go — może zmiana tematu była teraz dla nich lepsza. Poza tym nie miał zamiaru odpuścić komuś, kto podniósł rękę na jego siostrę. Felix miał racje, Apollo zaniedbał swoją rodzinę już wystarczająco.
Zatrzymał dym w płucach, dopóki nie poczuł nieprzyjemnego rozpierania.

Calliope Quinn
ambitny krab
Alfons tego przybytku
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Ona i Apollo zawsze byli do siebie podobni. Wiecznie zbuntowani, impulsywni, nie potrafiący odnaleźć szczęścia, za którym ciągle ganiali, ciesząc się ochłapami, bo samo osiągnięcie tego szczęścia oznaczałoby koniec ich podróży. Byli wulgarni, trochę za głośni, okrutnie szczerzy. Gdy się kłócili, leciały wióry, ale kochali się bezgranicznie i nic ani nikt nie mógł im tego zabrać.
Call trochę się pogubiła w życiu, trochę błądziła i szukała odpowiedzi tam, gdzie nie powinna. Zaufała facetowi raz, a teraz nadal ponosiła tego skutki, za co szczerze nie znosiła swojego odbicia w lustrze. Po odrzuceniu przez Marshalla, potrzebowała brata bardziej niż kogokolwiek i jak na złość, Apollo nie mógł być obok, co tylko pogłębiło jej poczucie osamotnienia. Brała więc wszystko - każdego, napotkanego i chętnego faceta, by nie spędzać wieczorów sama, by zapomnieć, upić się za nie swoje pieniądze i pieprzyć, bo to jedyne w czym najwyraźniej była dobra.
I milczała. Nie żaliła się, nie prosiła o pomoc. Zbyt dumna, by okazać się słabą.
Coś w niej jednak pękało, gdy widziała brata w takim stanie, kiedy wyrzucała z siebie coraz bardziej wściekłe słowa, nie rozumiejąc dlaczego nagle stała się celem jego ataków. Przeskakiwała wzrokiem od jego oczu do zadrapań i siniaków, przez nerwowo unoszącej się i opadającej krtani, aż do zaciskających się na szklance palców. Oddychała szybko, spinając gwałtowniej ramiona jak kot gotowy do obrony.
- Nie rozumiem - powiedziała, trzymając papierosa w jednej dłoni i pocierając drugą twarz, próbując połączyć jedno z drugim ale Felix, ten sam Felix, który był dla niej niemal już obcy, nijak pasował jej do tej układanki.
Zawsze pasował do Apolla; odkąd tylko pamiętała. Byli jak te komediowe duety, wiecznie nierozłączni i zawsze w centrum jakiegoś rozpierdolu. A później, jak na scenie teatru, wszystko spektakularnie się rozpierdoliło i powinno rozejść po kościach ale z jakiegoś powodu, jej brat potrafił wiercić jej dziurę w brzuchu po pięciu, jebanych latach, insynuując...właściwie co?
- Co proszę? - prawie zerwała się ze swojego miejsca i gdyby nie kuchenna wyspa, Bóg jej świadkiem, chyba rzuciłaby się na Apolla z pięściami. - Pojebało Cię? Naprawdę myślisz, że wbiłabym Ci nóż w plecy i rypała się z Felixem?! - nie wiedziała, w którym momencie jej głos zamienił się w krzyk tak donośny, że bezpańskie koty, które wchodziły przez jej otwarte okno, a które dokarmiała, czmychnęły gwałtownie ze swoich ciasnych dziupli pod meblami.
- Nie odzywasz się, nie dzwonisz, chuj wie, co się z Tobą dzieje! A później masz czelność przychodzić do mnie i wmawiać mi, że jebie się z Twoim byłym...Kurwa chuj jeden wie kim wy właściwie byliście! - umilkła, gdy zapiekło ją w gardle. Mocno zgasiła papierosa w popielniczce i wskazała palcem na twarz brata.
Zadrżała, kręcąc tylko z niedowierzaniem głową i zaciskając wargi tak mocno, że powstała z nich pojedyncza, blada linia.
- Tak się składa, że Felix będąc kurwa nieobecnym, robi dla mnie więcej niż Ty - wyrzuciła, ale zaraz szybko tego pożałowała. Potarła dłońmi oczy i odetchnęła, na nowo przysiadając na krześle. - Nigdy Cię nie ma - burknęła, machając tylko dłonią i milcząc długo, wsłuchując się tylko w szelest, gdy Apollo sięgnął po papierosy. Bezwiednie przesunęła palcami po sinym policzku i wzruszyła tylko ramieniem na znak, że właściwie nie ma o czym mówić.
- To nic. Pomyłka. Typ z którym byłam na imprezie źle wymierzył, a ja się nadstawiłam jak ta idiotka - prychnęła tylko, poirytowana już nie tylko swoim rozmówcą, ale i Oliverem, jego impulsywnością i chorymi pomysłami.
Nienawidziła ich wszystkich. Facetów. Pępków jebanego świata.
- Coś jeszcze? - rzuciła w obawie, że brat posądzi ją o jakiś masochizm albo uzna, za bitą ofiarę przemocy w związku. - Nie wiem co mam Ci powiedzieć odnośnie Felixa. Zawsze był dziwny, nie widziałeś tego? - przewróciła oczami. - Może po prostu chciał dostać od Ciebie w mordę. To głupia zagrywka, ale najwyraźniej na takie lecisz - znowu mu się przyjrzała, wzdychając ciężko. - Poza tym Euridice ma z nim przecież kontakt, nie możesz do niej zadzwonić? Pewnie przesiadują razem w sali prób, chyba jakoś za tydzień mają koncert. Nie jestem pewna.

Apollo Quinn
powitalny kokos
Reżyser porno
24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Miał wrażenie, że wszystko zaczyna go boleć; że każde słowo uderza w obdarte ze skóry ciało, drażniąc odkryte nerwy. Ale właśnie tym wyróżniało się słuchanie brutalnej prawdy, racja? Czasami nieznośnie szczypała w oczy, kiedy widziało się wściekłość u swoich bliskich, rozjuszonych suchą rzeczywistością. Czasami rozrywała bębenki, wdzierając się melodyjnym dźwiękiem, wgłąb czaszki.
Tak często raczył się kłamstwami, że zaczął sam w nie wierzyć, zapominając o tym, iż poza jego świadomością oraz kontrolą żyją one własnym życiem. Czasami znikają, rozpływają się w cierpkiej prawdzie; giną śmiercią naturalną, skonfrontowane z rzeczywistością. Utknął w swoim światku, odgradzając się na własne życzenie i właśnie przyszło mu się zderzyć z historią prawdziwą. Tą, gdzie to on jest najczarniejszym z charakterów. Tą, gdzie ktoś inny dba bardziej o jego rodzinę.
Tą, gdzie jest zagubiony, przerażony i niezrozumiale wściekły na cały świat, ale wiecznie się tego wypiera, okłamując samego siebie.
Ogarnął go wstyd. Zwykły, najgorszy i najczystszy wstyd, gdy zdał sobie sprawę, jak bardzo się zagubił ze swoimi wyobrażeniami i osądami. Zrobiło mu się wręcz niedobrze, a nogi stały się nieprzyjemnie ciężkie. Coś uparcie trzymało go w pionie, nie pozwalając spuścić wzroku z Caliope. Ostatnie kilka lat w innych dostrzegał tylko zagrożenie. Czy mógł je naprawdę znaleźć w młodszej siostrze? Kim musiałaby być, żeby go świadomie skrzywdzić?
Nigdy Cię nie ma.
— Wiem — powiedział ledwie słyszalnie, nie był właściwie pewny, czy wypowiedział to słowo, bo rozgoryczenie spłaszczyło ten dźwięk do minimum. Odsuwał się od wszystkich, odgradzał grubym murem, nie dlatego, bo bał się innych ludzi, tego co myślą lub czują. Bał się siebie. Bał się własnych, prawdziwych uczuć, które mogłyby wypełznąć z najciemniejszych zakamarków duszy, serca, każdej pieprzonej, zapomnianej komórki ciała. Bał się prawdy, którą w sobie zakopał dawno temu.
Bał się siły skrzywdzenia, jakie odczuł po odrzuceniu. Wstydził się tego tak piekielnie, że łatwiej było mu się zdystansować i odgrodzić. Łatwiej było nacisnąć magiczny przycisk i już nigdy nie zaufać nikomu. Już nigdy się nie zaangażować.
Oparł się o blat, a jego kant nieprzyjemnie wpił się w lędźwie. Zignorował ten ból, jakby tylko to mogło go jeszcze utrzymać przy świadomości.
— Euredice? — nie do końca był pewien, czy dobrze usłyszał. Coś w nim zawrzało na powrót, a palce dłoni poruszyły się instynktownie, jakby chciały się zacisnąć w pięści. - Nie rozumiem — zamrugał kilkukrotnie, spoglądając na siostrę, bo doprawdy połączenie kropek zajęło mu ułamek sekundy, ale przyswojenie faktu już nie do końca.
— Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że gra w zespole? — uniósł wyżej brwi. — I ja nic o tym nie wiem? — i wcale nie chodziło już o to, że ostatnimi czasy mało udzielał się w życiu rodzinnym. — Właśnie o to mi chodzi, nie ma znaczenia, czy, kurwa, jestem, czy mnie nie ma. Czy rozmawiamy codziennie, czy nie, zawsze coś się przede mną ukrywa, to mnie wkurwia — gdyby nie papieros w dłoni, najprawdopodobniej chwyciłby pustą szklankę i cisnął prosto do zlewu. — Potem się, kurwa, dziwicie, że tak reaguję. Wiem, że nie jestem najprostszy w obsłudze, ale przecież nikogo nie zajebię — gdyby miał powiedzieć to drugi raz, nie powiedziałby tego już z takim przekonaniem. — Prócz Felixa — chociaż teraz już nie był tego taki pewien. Love wymieszał gorącą zupę w Quinnowej głowie, która nie mogła przestać myśleć. Sprzeczności zaczynały doprowadzać go do szału, podsycały chęć do chwycenia po dragi, które sprzedawał.
Był w pieprzonej kropce; w samym oku cyklonu. Obserwował, jak wszystko wiruje wokół, a sam nie był w stanie nic zrobić. Był pieprzonym kretynem, który nie potrafi poradzić sobie z życiem.
— Dalej mają próby w tym samym miejscu? — zaciągnął się mocno, zanim zgniótł niedopałek w popielniczce. Jeśli Call myślała, że Apollo miał zamiar teraz wybrać się wprost do jaskini lwa, to miała cholerną rację.
Zniknęła z niego skrucha, którą poczuł wobec swojego zachowania. Zniknął chwilowy przejaw łagodności. Znowu się nakręcił; znowu się rozpalał wewnątrz do granic możliwości.

Calliope Quinn
ambitny krab
Alfons tego przybytku
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Miała wrażenie, że jej brat tak bardzo zagubił się w swoich problemach, że nie dostrzega niczego z wyjątkiem siebie i swojego gniewu.
Nie dostrzegał jej, zranionej jego brakiem pomocy, jego obecnością, a nawet głupimi wiadomościami.
Nie dostrzegał tego, jak bardzo nie potrafiła poradzić sobie ze swoim życiem, mknąć przez życie kiepskimi i mocno wyboistymi ścieżkami.
Nie dostrzegał nawet tego, co widzieli wszyscy inni - Felix nigdy nie był jego wrogiem, chociaż może poziomem spierdolenia bardzo sobie dorównywali.
Patrzyła więc na niego w milczeniu, zaciskając tylko wargi i opuszczając bezradnie ramiona, po części dlatego, że doskonale go rozumiała. Zupełnie, jakby patrzyła w potłuczone na milion kawałków lustro.
Złościł się na siebie, ale ta wściekłość odbijała się na wszystkich w koło, raniąc najbliższe osoby, odpychając je z taką łatwością, jakby ich rodzina była tylko do tego stworzona.
Po jego minie wywnioskowała, że nie wiedział o Euridice ani dalszych losach zespołu po jego odejściu. Pożałowała szybko niewyparzonego języka i przeklęła pod nosem, karcąc się za wybuchowość, która przynosiła na język wszystko, włącznie z nie jej sprawami.
- A dlaczego miałbyś wiedzieć? - mruknęła tylko, poprawiając się na niewygodnym, podwyższonym krześle i mierząc go poirytowanym spojrzeniem. - Odszedłeś z zespołu, guzik powinno Cię to obchodzić. Najwyraźniej gra dobrze, ale jesteś tak przewrażliwiony na punkcie Love'a, że każda wzmianka wywołuje pianę na Twojej gębie - prawie syknęła, powstrzymując się przed skrzyżowaniem ramion jak arogancka nastolatka. - To nawet nie chodzi o Ciebie, Eri może robić co chce, zespół już dawno nie należy do Ciebie. Masz nas w dupie, taka jest prawda, Aps. A później czepiasz się, że jesteś pomijany? Skoro jedyne, co potrafisz to drzeć mordę i rzucać się jak dziecko na oślep? - czasami miała wrażenie, że to nie on jest starszy. Czasami, w takie wieczory jak ten, ciążyło jej to, że nie może być znowu jego młodszą siostrą, którą brał pod swoje skrzydła. Stał, telepiąc się z frustracji i kiełkującej na nowo złości, a przecież oboje wiedzieli, kogo to była wina.
Westchnęła, zsuwając się z krzesła i podchodząc do niego. Złapała jego przegub, a potem mocno się do niego przytuliła, wsuwając twarz w materiał śmierdzącej milionem fajek bluzy.
- O ile mi wiadomo, dalej grają w tym samym garażu, ale zanim zrobisz coś głupiego...Czy naprawdę ma to sens? Czy nie możesz chociaż raz odpuścić? Kurwa, Apollo, nie wszystko kręci się w koło Ciebie. Nawet, jeśli Eri i Felix mają kontakt, wątpię, że spiskują za Twoimi plecami, żeby Ci dopierdolić. Obstawiam...- urwała, unosząc lekko głowę, by spojrzeć mu w twarz. - Że doskonale wiedzieli, że nigdy się na to nie zgodzisz, bo toczysz jakąś chorą walkę, która straciła ważność lata temu. Przestań już, okej? Po prostu, kurwa, przestań - poprosiła.
Tyle, że jej prośby były od samego początku spisane na straty.
Bo przecież ona zrobiłaby rozpierdol, gdyby sama coraz bardziej zanurzała się w tym bagnie.
- Zostaw ją. I zostaw Felixa. Nie rucha żadnej z Twoich sióstr, jestem tego bardziej niż pewna. Tak samo jak tego, że wszystkim by ulżyło, gdybyście w końcu zakopali topór wojenny.

Apollo Quinn
powitalny kokos
Reżyser porno
24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Wszystko w jego wnętrzu starało się stanąć na przekór słowom Calliope, które zbyt mocno wżynały się w każdą komórkę skóry. Wsiąkały nieprzyjemnie w ciało, drażniły rozsierdzoną głowę, dyktującą swoje warunki rozmowy. Nie chciał tego wszystkiego słyszeć. Nie chciał znowu czuć się winny, zepchnięty na bok, jakby to on w przeszłości zawinił.
Jakim pieprzonym cudem? On tylko wyszedł naprzeciw oczekiwaniom Felixa — odsunął się, zdystansował, a gdy to nie pomogło, zaczął toczyć z nim tę chorą grę. Nie chciał tego, ale zwyczajnie musiał, żeby nie cierpieć każdego dnia, niczym zbity, lojalny szczeniak. Miał dość tamtej walki o najprostszą rozmowę, o krótkie, cholerne spojrzenie nienasiąknięte obrzydzeniem. Tej nienawiści nauczył się od Felixa, a złość wykluła się już instynktownie. Szarpała nim na wszystkie strony, nie dawała spokoju, zabrała mu te pięć lat. Czuł się wyrzuty, wyprany oraz bezsilny. Chciał się postawić, ale zwyczajnie nie wiedział jak.
Jak miał wytłumaczyć Calliope cały związek przyczynowo-skutkowy? Jak miał tego dokonać, gdy słowa ugrzęzły mu w gardle, a złość była tak wielka, że wepchnęła słone łzy pod powieki? Był bezsilny w tym uczuciu.
Ciało Apolla rozluźniło się zupełnie instynktownie pod wpływem bliskości siostry. Jak długo tego nie czuł? Jak długo odmawiał sobie zaufania i bliskości? Tamtego wieczoru, kiedy znowu zajrzał ze zbyt bliska w jasne tęczówki, coś w nim pękło. Wyrwało kawałek muru, którym się otoczył. Ziała z tej dziury jakaś niewyobrażalna pustka, czerń pochłaniająca każde dobre wspomnienie. Ledwie trzymał się na nogach. Co miał zrobić, jeśli nie wyłączyć się na to wszystko jeszcze raz?
— Nie jestem na nią zły, Call — powiedział ledwie słyszalnie, co było właściwie prawdą. Nie był zły na Euredice, ta wiadomość zawiodła go w jakimś stopniu, nadszarpnęła dumę oraz ego, ale wszystko, co złe, dalej było skierowane na Felixa. Tak bardzo zapadł się w tej nienawiści, że uważał go za źródło swoich wszystkich problemów. Nienawidził go za odrzucenie i za każdą późniejszą szpilę wbijaną w serce. Nienawidził go za to, że wzbudził to brzydkie uczucie między nimi, które nigdy nie powinno się pojawić.
Nienawidził go za to, że mijali się setki razy bez słowa, bez ulotnego spojrzenia. Nienawidził go za te wszystkie ciosy, zaciśnięte pięści, które zostawiły swój ślad na dłużej, niż by tego chciał. Każde zaczerwienienie, każdy siniak i zasklepiona rana — przypominały mu o pocałunkach. Tych, które nigdy nie powinny mieć miejsca, i tych, które obudziły w nich tę nieszczęsną tęsknotę, chorą ciekawość przed tym, co mógłby dostać więcej.
Nienawidził go za to, że przez cały ten czas był w jego życiu, krzątał się zbyt blisko, nie dając mu spokoju; nie dając mu ostatecznie odejść, tak jak tego przecież niegdyś chciał.
— Po prostu nie rozumiem, niczego już nie rozumiem — prawie zachłysnął się powietrzem, próbując przełknąć rosnącą w gardle gulę. — Nie rozumiem, dlaczego on wciąż jest w moim życiu, skoro kazał mi... zmusił mnie do odejścia, Call — gorycz była gorzka, ciężka i lepiąca. Wypełniła go całego. — Nigdy nie pozwolił mi odpuścić — wyplątał się delikatnie z objęć siostry, nie mogąc znieść już ciężaru swoich uczuć, jak i tych jej. Był przeciążony, przebodźcowany, a cholera wie, co go jeszcze czekało w ciągu kilku dni, bo Calie próbowała się do niego dobić.
Sięgnął znowu do paczki, wyciągając z niej papierosa. Potrzebował nikotyny, ulotnego, ledwie wyczuwalnego spokoju rozpierającego płuca. Chciał zapomnieć o skrzywdzeniu, które dalej w nim tak mocno siedziało.
— Przepraszam — wydobył z siebie w końcu, opierając się biodrami o blat. Przyglądał się Calliope, może jej reakcji albo jej braku. Sam nie wiedział, za co przeprasza — być może za wszystko, za całe zło tego świata i to, które sam nieświadomie wyrządził. — Nigdy nie chciałem was skrzywdzić. Przerosło mnie to.

Calliope Quinn
ambitny krab
Alfons tego przybytku
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Dawno nie była tak blisko Apolla. Może zbyt dawno, bo teraz, kiedy przytulała jego ciało, bijące z niego ciepło rozlało się po jej ramionach w błogi, łagodny i tęskny sposób. Wzięła głębszy wdech, wyczuwając zapach potu i miliona wypalonych paczek papierosów, a następnie uniosła głowę, by spojrzeć pewnie na twarz brata. Powstrzymała się by jej nie pogładzić, by nie wyczuć pod opuszkami każdego zmartwienia, które spięłoby jego twarz. Chciałaby zetrzeć te, odrzucić w zapomnienie wszystko, co miało związek z Felixem, bo trzeba było być ślepym, by przez pięć lat nie zorientować się, co w głębi duszy gryzło Quinna.
Nigdy o nic nie dopytywała, chociaż w bezradnym spojrzeniu brata dostrzegała ten sam błysk jak u siebie, kiedy wpatrywała się w odbicie lustra po odejściu Marshalla. I wcześniej, przed pojawieniem się Olivera, nie znała uczucia pustki i tęsknoty za czymś tak bardzo, aż wypalało wnętrzności.
Nie wiedziała tylko, czy uczucia Apolla były wspomnieniem dziecięcej przyjaźni czy może czegoś więcej, ale w ogólnym rozrachunku czy naprawdę było to istotne?
- Ja też nie rozumiem - przyznała cicho, przechylając głowę. Call była za młoda na dojrzałe decyzje, dojrzałe miłości czy poważne relacje. Nie rozumiała jeszcze dokładnie jak funkcjonuje świat, więc raz za razem dostawała po dupie tak długo, aż w końcu się nie nauczyła. Trudno przychodziła jej nauka na własnych błędach, tym bardziej na błędach innych.
Pozwoliła mu się odsunąć, wolno przechodząc do kuchennego stołu, by oprzeć się o niego nieznacznie, wyciągając dłoń w kierunku uniesionej przez brata paczki papierosów. Dobyła jednego, wsuwając go między wargi i przymykając zmęczone powieki, zanim odpaliła używkę.
- Może tak naprawdę wcale tego nie chciał. Może było coś, co go do tego zmusiło. Może miał milion powodów o których nie masz pojęcia, ale jednocześnie nigdy nie chciał Cię tracić - wzruszyła ramieniem, próbując postawić się gdzieś po środku konfliktu. Aż tak dobrze nie znała Felixa, ale zawsze był dla niej dobry. Lepszy niż niejeden typ z którym się spotykała. Wiedziała i ignorowała to jak z daleka próbuje jej pomóc - stał się chyba jakimś tłem, które po prostu było, a jego brak z pewnością by odczuła.
- Nie mam pojęcia, Aps. Nie wiem, co mogę Ci powiedzieć. Zawsze byliście razem i chyba nie tylko ja przeżyłam szok, kiedy się pożarliście. To nienaturalne, kiedy jesteście osobno i wiesz...Może o to chodzi. Chujowo wam razem, ale osobno jest jeszcze bardziej beznadziejnie - zaciągnęła się, uchylając powieki i rzucając przeciągłe spojrzenie na jego twarz. Uśmiechnęła się nieznacznie na przeprosiny i skinęła głową, przy czym luźny kok jeszcze bardziej zsunął się z jej głowy.
- W porządku. Nie jestem zła, w końcu masz prawo do własnego życia i własnych problemów. Był po prostu czas, kiedy byłam sama i bardzo Cię potrzebowałam. Nie było Cię i czułam się jakbyś mnie zdradził - wyjawiła, skupiając teraz wzrok na unoszącym się dymie. - Ale jest okej. Tak długo, jak czasami do mnie wpadniesz. Może umiałabym Ci wtedy bardziej pomóc - strzepnęła popiół do stojącej obok popielniczki i westchnęła. Zareagowała zbyt impulsywnie i głośno. Była zła, a złość nie była nawet skierowana w stronę Apolla. Normalna kolej rzeczy i aż zachciało jej się śmiać, uświadamiając sobie, że naprawdę nie mogliby się siebie wyrzec.
- Więc? O co wam poszło? Co zjebałeś, że Felix tak bardzo Cię nienawidzi? Tylko nie mów mi, kurwa, że nic - prychnęła i by podkreślić ważność rozmowy, wyciągnęła z lodówki dwa piwa, ruszając do salonu i gestem głowy zapraszając za sobą brata.
- Powiesz mi, to ja Ci powiem o tym jak pierwszy raz się zakochałam i dostałam kosza. To chyba uczciwe - padła na wyleżaną kanapę, otwierając piwa i ustawiając je na stoliku.

Apollo Quinn
powitalny kokos
Reżyser porno
24 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Cały szedł w szumie szat kamiennych
laurowy rzucał cień i blask
Oddychał lekko jak posągi
a szedł jak kwiat
We własną zasłuchany pieśń
lirę podnosił na wysokość milczenia
Nie był już tego taki pewien, czy mógłby jeszcze egzystować obok Felixa bez żadnych negatywnych emocji. I fakt, one ulatywały gdzieś z każdą mijającą sekundą, ale wcale nie opuszczały jego ciała. Chowały się, uspokajały, jednak dalej były, ukołysane do chwilowe snu przez Call. Zapomniał już, jak mocno uspokajający wpływ na niego miała. Jak cała rodzina działała na niego kojąco, bo przecież nie była to jedynie Calliope. Przez to poczuł się jak skończony kretyn. Sam odmówił sobie swoistej terapii, sam się odciął od najważniejszych osób, które mogły mu pomóc, mimo że miały swoje problemy. Wszyscy przecież byli dorośli — powinni się wspierać. I choć jego siostry się z tego wywiązywały, on to zaprzepaścił. Zrobił to tak instynktownie, tak naturalnie, że aż poczuł do siebie odrazę.
Te gwałtowne reakcje chyba były ich w naturze, prawda? Zawsze najpierw działali pod wpływem impulsu. Krzyczeli zbyt głośno, bawili się zbyt mocno i choć sądzili potem, że rzeczywiście mogli przystopować, to jakoś nigdy tego nie żałowali. Nie w taki sposób, jak żałują inni ludzie. Chyba akceptowali w sobie tę wybuchowość oraz zbyt ostrą szczerość. Bo to ta bolała teraz Apolla najbardziej. Call miała tak wiele racji, z której zdawał sobie sprawę już wcześniej, że miał ochotę zacząć krzyczeć — na siebie, na cały pieprzony świat, który stanął mu niegdyś na drodze.
Nie wiedział, czy jest gotowy na tę rozmowę. To zabawne, ale nigdy nikomu się nie zwierzył z tego, co stało się w nocy pięć lat temu. Nigdy nikomu nie powiedział, że głupi pocałunek zniszczył wszystko. Nigdy nikomu nie powiedział, że Felix był jego pierwszą, wielką miłością. Nie przyznał tego nawet przed sobą, starając się zatrzeć te uczucia cudzymi ustami — przeważnie kobiecymi, bo wraz z odrzuceniem stracił całą odwagę, która uzbierał.
Przeszedł nieco niechętnie do salonu, odbierając po drodze piwo od siostry, po czym opadł na kanapę tuż obok niej. Ciało odwlekało słowa, mieliło pomiędzy podniebieniem a językiem wszystko, co mogłoby w końcu opuścić usta, myśli, głowę. Upił kilka łyków piwa, krzywiąc się przy tym lekko, bo gorycz trunku zmieszała się z jego własną, wzrastającą z sekundy na sekundę.
— Nie możesz zacząć pierwsza? — skrzywił się lekko, ale gdy tylko zobaczył wyraz twarzy siostry, od razu westchnął ciężej, wiedząc, że nie ma wyboru. Może o to właśnie chodziło? Może miał w końcu wyrzucić to wszystko z siebie, a nie trzymać w odwiecznej tajemnicy?
Poruszył się jeszcze na kanapie, próbując przybrać jakąś luźną pozycję. To, co miał powiedzieć, było trochę jak wyjście z szafy, prawda? W końcu zawsze spotykał się z płcią przeciwną, toteż nikt nie miał żadnych zastrzeżeń do jego orientacji.
— Pocałowałem go — zakołysał butelką, patrząc chwilę, jak trunek wiruje w szkle. — Od tego się zaczęło i na tym się skończyło — mógłby powiedzieć tylko tyle, ale kiedy już zaczął, zdał sobie sprawę z tego, jak bolesny i żywy jest to temat. — Chociaż wydaje mi się, że coś zaczęło się dziać długo wcześniej, sam nie wiem, oboje byliśmy totalnymi szczeniakami. Wiesz, jak z nami z resztą było — wiecznie razem, z tym samym bagażem kłopotów. Może nie potrafiłem odróżnić przyjaźni od… od czegoś więcej — ściągnął usta w dziubek, zagryzając zęby na wnętrzu policzka. Wiele razy zastanawiał się nad tym, czy po prostu nie popadł w przyjaźń za bardzo, czy to nie przez zioło i alkohol się tak zachował. Potem przypominał sobie te długie miesiące i setki chwil w zawieszeniu, gdy mógł obserwować Felixa z bliska.
Coś niebezpiecznie ucisnęło go w żołądku na same wspomnienia setek uśmiechów, które wtedy wymieniali. Dałby wszystko, żeby zobaczyć to jeszcze raz. Dałby wiele, żeby poczuć się tak dobrze i błogo, jak wtedy.
— Nie chciał rozmawiać, przebywać ze mną, właściwie zaczął mnie gnoić. Odszedłem z zespołu, bo musiałem — wzruszył lekko ramieniem, jakby go to już nie ruszało, ale przecież kapela była jego życiem, nadzieją na coś lepszego. Była jedną wspólną rzeczą, jaką miał z Felixem. Była ich tworem, wspólną kreatywnością, dzieckiem, przejawem wrażliwości na otaczający świat.
Westchnął głębiej, próbując rozluźnić spięte mięśnie, jednak na nic to się zdało. Wydawałoby się, że trochę ciężaru uleciało z jego ramion, ale prawda dalej wisiała w powietrzu, gęsto je wypełniając.
— A więc, co z tobą? Kim jest ten szczęśliwiec, który zasługuje na wpierdol od starszego brata? — oczywiście, że chciał zmienić temat. Chciał uciec od uczuć, jakie wywoływało w nim samo wspomnienie Felixa, jak najdalej.

Calliope Quinn
ambitny krab
Alfons tego przybytku
ODPOWIEDZ