Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl
002.
We cannot really save time
We can merely avoid wasting it.

Czy dla odmiany mogę porozmawiać z kimś kompetentnym?

Ton głosu Williama wciąż brzmiał uprzejmie, sens słów był jednak daleki od grzecznego. Niedyskretnym gestem odsunął mankiet białej koszuli, by kontrolnie spojrzeć na tarczę eleganckiego zegarka i przekonać się, że już jest spóźniony na kolejne spotkanie. Potarł chłodną bransoletę, pocierając kciukiem metal i próbując wymyślić ujmującą wymówkę. Wstąpi po drodze do cukierni i zakupi deser, który bez wątpienia osłodzi te... pół godziny spóźnienia.

Zirytowany potarł nasadę nosa, czując, jak resztki cierpliwości ulatują z głębokim wydechem. Przez ponad kwadrans czekał, aż recepcjonistka znajdzie w systemie wyniki jego ojca, bo „gdzieś się zapodziały”. Co to w ogóle znaczy „gdzieś się zapodziały”? Po prostu zgubiły? To jest cholerny szpital, a nie plac zabaw. Pomyłki i nieuwaga mogą tu mieć wysoką cenę.

Panie Lowell, tłumaczę panu, że musiała nastąpić pomyłka i-

Czy może mi pani po prostu dać te wyniki? 一 przerwał jej, nieco ostrzej niż zamierzał, obawiając się, że jeśli pozwoli dziewczynie kontynuować, ta uraczy go porcją pozbawionych znaczenia tłumaczeń i nieszczerymi przeprosinami, marnując kolejne minuty, których już nie miał. Zgodził się wstąpić dla szpitala, ponieważ cała sprawa nie miała zająć dłużej niż pięć minut. Teraz jednak stał w sterylnie czystym korytarzu, a marynarka przesiąkała mu zapachem środków chemicznych. Wszystko za nieuważnie rzucone „dzięki, synu”. Za każdym razem, gdy dochodził do wniosku, że wyrósł z uporczywego poszukiwania ojcowskiej aprobaty, godził się na podobny idiotyzm i przekonywał, jak naiwna była jego wiara.

Dziewczyna w recepcji skuliła nieco ramiona pod wpływem jego zniecierpliwionego spojrzenia, choć w tej chwili William irytował się bardziej na siebie i uciekający czas niż na nią.

Oczywiście. Już drukuje, jeszcze raz pana przepraszam.

Usłyszał drżenie w dziewczęcym głosie, choć był pewien, że nie zrobił jeszcze nic, by doprowadzić ją do łez. Na razie. Brew lekko mu drgnęła, gdy kartka zatrzymała się w połowie drogi z drukarki z przeszywającym zgrzytem, a guziki rozpaliły się na czerwono. Wystarczyło mu krótkie spojrzenie na dziewczynę, by upewnić się, że ta nie ma pojęcia, co się stało i jest blada z przerażenia. Mógł wybuchnąć gniewem, pieklić się dalej, surowym tonem głosić, że jej nieudolność przekracza wszelkie granice wyobraźni, a jego czas jest cholernie cenny. To jednak niczego by nie przyspieszyło.

Frustracja znalazła jednak ujście w śmiechu. Cichym, lekkim i uprzejmym. Pokręcił lekko głową, widząc, że oczy dziewczyny stają się jeszcze większe. Nie wiedział już, czy bierze go za dupka, czy wariata.

Nie wiem już, czy to pani pech, czy mój. Rozumiem, że nie ma pani pojęcia jak to naprawić?

Ja-

Spokojnie. Pomogę. Może pani wyjąć tę kartkę, która utknęła? 一 przechylił się lekko przez blat recepcji w kierunku uszkodzonego urządzenia.

przyjazna koala
unHolly
brak multikont
rezydent onkologii — cairns hospital
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Znajdź mnie, uwolnij mnie od tego zżerającego zwątpienia, daremnej rozpaczy, horroru snu.

Oliver wiedział co nieco o problemach z ojcem - on sam również poszukiwał kiedyś aprobaty swojego ojca alkoholika, na szczęście dość szybko z tego wyrósł, widząc, że to na nic, bo aprobaty i tak nie dostanie. Prawdopodobnie jednak jego sytuacja życiowa różniła się znacznie od sytuacji Williama, zwłaszcza jeśli spojrzeć na drogie ubrania i gadżety, które mężczyzna miał przy sobie. Ollie nie mógłby sobie na to pozwolić; mógł jedynie w okresie, w którym się sprzedawał, ale i to nie powiedziałby, że było to dostatnie życie. Miał wtedy pieniądze i mógł sobie pozwolić na więcej niż z pensji rezydenta onkologii, to prawda, ale jakim kosztem...? Nie było to tego warte. Teraz wiedział, choć musiał sporo przejść, z wieloma klientami się spotkać, mnóstwo narkotyków zażyć i wielokrotnie zostać ofiarą przeróżnych nadużyć, żeby to zrozumieć. Za nic nie wróciłby do tamtego życia, nawet gdyby miał taką możliwość.

Dzisiaj miał dyżur na izbie przyjęć, co zawsze było cholernie męczącym doświadczeniem. Nie lubił tych dyżurów, ale jako rezydent nie miał wyboru - mógł ich sobie nie lubić, ale praca to praca, a swoją pracę zawsze starał się wykonywać możliwie jak najlepiej. Kilka godzin spędzonych na przyjmowaniu pacjentów go wymęczyło, zwłaszcza, że niektórzy ludzie przychodzili do lekarza - na izbę przyjęć, na Boga! - zupełnie bez żadnego racjonalnego powodu. Jedną dziewczynę, która najwidoczniej chciała jedynie wydębić zwolnienie z powodu bólu w klatce piersiowej - wysłał na dalsze badania, ku jej wielkiemu niezadowoleniu. Zdziwiona zapytała czy nie mogłaby po prostu posiedzieć trochę w domu, zamiast chodzić do pracy; najwyraźniej chciała przeczekać aż wyimaginowany ból jej minie, ale Ollie uznał, że jeśli dalsze badania wykażą, że faktycznie potrzebowała pomocy, to dostanie zwolnienie lekarskie od kolejnego lekarza, a on... cóż, w danym momencie umywał ręce.

Oczywiście, nie była to jedyna pacjentka, która dzisiaj zawracała mu głowę błahostkami, ale ją chyba zapamięta najbardziej. Korzystając z chwili spokoju udał się w końcu na przerwę, zakupił w automacie kawę (o dziwo była znacznie smaczniejsza niż ta, którą można było zakupić w szpitalnym bufecie) i ruszył przed siebie korytarzem, z zaskoczeniem odkrywając jakieś - jak mu się wydawało - zamieszanie w pobliżu rejestracji. Jakiś mężczyzna, na oko parę lat od niego starszy, ubrany w ładne (i chyba drogie) ciuchy pochylał się nad blatem recepcji, próbując po coś sięgnąć, co zaskoczyło i zaniepokoiło Olliego jednocześnie. Dalszą drogę pokonał przyspieszonym krokiem.

- Co tu się dzieje? - zapytał dość ostro, nie chcąc jednak wywoływać zbędnego zamieszania; po prostu z jego perspektywy nie wyglądało to wszystko naturalnie. Recepcjonistka skierowała na niego swoje pełne zaskoczenia i niezrozumienia oczy i wskazała ręką na drukarkę, z której wystawał jakiś dokument. Ollie zmrużył oczy, obrzucił nieco zaciekawionym spojrzeniem mężczyznę i wszedł za wysepkę, żeby chwilę później otworzyć drukarkę (szarpnął dość mocno, bo sprzęt się zacinał i inaczej nie działał), po czym poprawił w środku kilka rzeczy i uruchomił drukowanie jeszcze raz, pognieciony i poszarpany papier wrzucając zmięty do kosza. Chwilę później drukarka wypluła z siebie dokument poprawnie, a on chwycił go w palce i zerknął na nazwisko, następnie wychodząc zza wysepki rejestracji i podając kartkę mężczyźnie, patrząc mu przy tym w oczy, wciąż dość ostro i karcąco.

- To chyba należy do pana, panie Lowell.

William Lowell

Zastępca burmistrza — Ratusz
36 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Underneath it all, we're just savages
Hidden behind shirts, ties, and marriages
How can we expect anything at all?
We're just animals still learning how to crawl

Na pewno nie był przyzwyczajony, by ktokolwiek zwracał się do niego takim tonem. Po pierwsze dlatego, że ludzie zazwyczaj czegoś od niego potrzebowali, ale przede wszystkim obracał się w towarzystwie, które uznawało uprzejmość za żelazną zasadę. Poza tym w postawie zastępcy burmistrza zawsze było coś, co innych doprowadzało do porządku. To pewnie ta kombinacja nienagannego stroju, dobrych manier i bystrego spojrzenia, gotowego dostrzec każdy grzeszek i każdą niefortunną plamkę na koszuli… albo kitlu.

Obrzucił Oliviera spojrzeniem, lustrując go od stóp do czubka głowy, próbował przypiąć mu kilka stereotypowych łatek. Nie wyglądał na rozpuszczonego gówniarza, któremu starzy załatwili tę prestiżową posadkę, a więc był pewnie jednym z tych ambitnych i ciężko pracujących dzieciaków, którzy zadzierali nosa, bo „coś osiągnęli”. Wyglądał też na lekko zmęczonego czy może raczej poirytowanego. Może miał za sobą nocny dyżur, na którym pacjenci nie dali mu pospać?

Spod lekko uniesionej brwi, obserwował, jak ten wkracza za wysepkę i zaczyna szarpać się z drukarką. W pewnym sensie odczuł ulgę, że to nie on musi walczyć z urządzeniem, bo na pewno skończyłoby się to zabrudzeniem koszuli tuszem i ostatecznie niewiele by dało. Pozwalał mu więc wykonywać pracę za siebie, przekonany, że to należy do jego obowiązków.

Skoro recepcjonistka nie czuła się w obowiązku udzielić odpowiedzi na agresywne pytanie, William też ją przemilczał. Nie zamierzał się wdawać w pyskówki, bo przecież i tak był już poważnie spóźniony. Bębnił więc palcami w blat lady, odmierzając kolejne stracone sekundy. Nie spoglądał na dziewczynę, którą wyglądała na jeszcze bardziej spłoszoną niż do tej pory. Obserwował mężczyznę, który widać nie pierwszy raz mierzył się z niedomaganiem sprzętu. Jeszcze raz zerknął sugestywnie na zegarek, aż w końcu drukarka wypluła z siebie poprawny dokument.

Przyjął kartkę, ujmując ją lekko w dłoń. Kontrolnie sprawdził, czy zgadza się nazwisko, a następnie spokojnie wrócił wzrokiem do oczu swojego poddenerwowanego bohatera i to prosto w nie rzucił kolejną uwagę.

Rozumiem, że pracownicy tego szpitala są albo kompetentni albo uprzejmi? 一 ironiczny komentarz został poparty filmowym wręcz uśmiechem. William otworzył skórzaną aktówkę, by schować do niej wyniki badań swojego ojca. Miał przynajmniej nadzieję, że dziewczyna w recepcji wydrukowała mu poprawny dokument i nie będzie musiał tutaj wracać. 一 Może powinniście występować tylko w parach? 一 dodał wyraźnie rozbawiony własnym żartem.
Klamra eleganckiej aktówki zaskoczyła z cichym kliknięciem.



Oliver Monroe
przyjazna koala
unHolly
brak multikont
ODPOWIEDZ