striptizer — shadow
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Lost trust, 21 grams of soul
All the sanity I've ever owned, gone
But I'm still breathing
~2~

Wirujące pod sufitem, kolorowe światła rozbijały się na drobinkach brokatu zdobiących odkryte obojczyki, wystające spod czarnej, rozpiętej w połowie koszuli. Zaciskając palce na znajomym, ciepłym od użytkowania metalu, Cecil postawił pierwszy, powolny, dopasowany perfekcyjnie do taktu otulającej go zewsząd muzyki, krok. Okrążając rurę i sunąc wkoło niej dłonią, niemalże jakby widział w niej potencjalną partnerkę na tę noc, obrzucił niewidzącym spojrzeniem otaczający go klub, teatralnie zwracając swoją uwagę na publikę oczekującą od niego pełnego zaangażowania w umilanie im wieczora, chociaż upojony ekscytacją solowym występem i wlepionymi w siebie oczami, sam nawet nie widział rysów ich twarzy. Nie były one w tej chwili istotne, co noc przez klub przewijały się dziesiątki jednostek i z czasem nawet stali klienci stawali się szarą masą, nawet jeśli każdy jeden oczekiwał specjalnego traktowania, zupełnie jakby znaczyli dla Cecila więcej niż numerki na banknotach wsuwanych za gumkę błyszczącej, scenicznej bielizny.

Każdy następny rozpięty guzik lejącej koszuli odsłaniał dalsze centymetry połyskującej skóry, a brak porzuconych w międzyczasie spodni umożliwiał wygodny chwyt na zamkniętej między udami rurze. Wyszkolone latami treningów, spięte mięśnie układały się w stabilne pozycje podczas niespiesznych, zmysłowych obrotów należących do pierwszej, bardziej artystycznej części układu tanecznego. Tej pozwalającej mu przez chwilę zagrać inną rolę, cofnąć się w czasie do wspomnień wypalonych w każdej części ciała. Wspięcie na palce. Ręce stabilnie. Zgięcie w łokciu. Trzymaj kąt.

Dostawał szansę na udowodnienie przed samym sobą, że lata życia nie poszły na marne, z zamkniętymi oczami zanurzając się we własnej fantazji, skupiając się na głosach zachwytu i podziwu.

Później wracał na ziemię.

Dosłownie.

Wiedział doskonale w jakim celu wchodził na scenę i po co wkoło niej zbierali się klienci, nie próbował się nawet oszukiwać. Nie chodziło o artyzm, ani o dopracowane pozycje czy jego niespełnione marzenia, a o te skrawki skóry wystające spod resztek zakrywającego go materiału, o przyspieszenie rytmu podkładu płynącego z głośników, o płynne ruchy biodrami i uwodzące spojrzenie mające zapewnić widzowni wrażenie, że mogliby zrobić z nim wszystko co chcieli. Była to zgodna ułuda, fałszywe emocje i wyszkolone aktorstwo.

Przynajmniej do momentu, gdy pośród szarej masy mignęła mu znajoma twarz. Zbyt znajoma, niemożliwa do zignorowania, momentalnie wżerająca się w jego świadomość i zaburzająca doskonale dopasowaną maskę. Wyłącznie płynąca żyłami muzyka powstrzymała go przed zastygnięciem w miejscu, zamiast tego w płynnym ruchu posyłając go na kolana na krańcu sceny, zupełnie jakby była to stała część układu.

Zimny dreszcz przeszył kręgosłup Cecila, zahaczając po drodze o jego serce, zaciskając na nim ten sam żelazny chwyt, który towarzyszył mu na samym początku, zanim zdecydował się zapomnieć o tym wszystkim, co właśnie zaczęło wracać falami niewykrzyczanych emocji, niedomkniętych spraw i czystego bólu, kiedy został sam przeciwko światu.

Zaciskając zęby spojrzał przed siebie z nową determinacją, by schować nieproszone uczucia dość głęboko by nie wyciekały na powierzchnię. Zawiesił spojrzenie wpółprzymkniętych powiek na mężczyźnie siedzącym niedaleko Gabriela, nie mogąc powstrzymać potrzeby posiadania go w zasięgu wzroku. Nie zamierzał jednak poświęcać mu uwagi, nie aktywnie, nie chciał dawać mu więcej niż to, co sam od niego otrzymał.

Sunąc dłonią w dół swojej klatki piersiowej, kręcąc biodrami i odchylając głowę by światła mogły zatańczyć na jego szyi, skupił całą uwagę na nieświadomym swojej roli kliencie, bardziej niż chętnym do obsypania go napiwkami w zamian za odrobinę specjalnego traktowania. Przez cały ten czas Vila potrzebował pełnej samokontroli, aby nie przesunąć wzroku w bok i złapać jego spojrzenia, by odszukać w nich odpowiedzi na wszystko co zostało między nimi pod znakiem zapytania.


Gabriel Delgado
gangster — Współpraca międzynarodowa
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Did I look like I'm violent? Then baby, why don't you shoot me? And if I died in the middle of a frozen night would you feel alright?

Ostatnio spędzał w Shadow sporo czasu, próbując zająć swoje myśli wszystkim innym, niż to, co musiał zrobić przed przyjazdem do Lorne Bay. Z Nathanielem zdążył omówić szczegóły wszystkich wspólnych interesów, więc pozostały czas, który tutaj spędzi mógł wykorzystać jakkolwiek by chciał. Potrzebował takiego niewielkiego miejsca na jakimś zaciszu. Nie chciał jeszcze wracać do Kolumbii, bo tam zapewne czekałyby go nowe obowiązki i rodzina, w której życiu musiałby wziąć czynny udział. Matka by mu nie odpuściła. Nie miał do tego teraz głowy. Chciał się na chwilę odciąć, zapomnieć, schować przed wszystkim, co się wydarzyło, a do czego doprowadzić tak naprawdę nie powinien.

Czemu tak bardzo komplikował sobie życie? Wystarczyło tylko dalej udawać, schować się w bezpiecznym cieniu swoich najskrytszych pragnień i zaspokajać się w prymitywny sposób, trzymając uczucia na wodzy i dalej robiąc swoje, tak jak do tej pory. Wystarczyło, że na chwilę się zapomniał, na chwilę poluzował swoje własne więzy i gdy się ocknął było za późno. Pozwolił sobie na zdecydowanie za dużo i teraz płacił za to cenę. Nie potrafił zapomnieć, chociaż bardzo się starał. Próbował to wyprzeć prochami, alkoholem, seksem, a nawet bójkami, w które ostatnio tak chętnie się wdawał, bo ból fizyczny robił za kolejny rozpraszacz.

Jakoś to zniesie, tak jak znosił wiele innych, trudnych rzeczy w swoim życiu. Przede wszystkim pracę, w której musiał robić rzeczy, z których większość ludzi na świecie wcale nie byłaby dumna. On jednak był inny, w oczach wielu potwór, bezwzględny, okrutny, zimny. Nie sądził jednak, że będzie musiał znieść ten widok. Wzniósł spojrzenie po raz kolejny, powoli pozbywając się wszelkich wątpliwości kogo właśnie widzi.

Przyszedł tutaj z zamiarem kulturalnego napierdolenia się w towarzystwie striptizerek, drogiego alkoholu i może kilku kresek białego, magicznego pyłu, wciągniętych w vip roomie albo w kiblu. Obiecał bratu, że nie będzie już nikogo bił, a co ważniejsze nie pozwoli innym bić siebie, bo ślady ostatniej bójki wyraźnie rysowały się jeszcze na jego przystojnej twarzy 一 opuchnięta, sina kość policzkowa z niewielkim pęknięciem na skórze i rana na dolnej wardze miały zaledwie dwa dni.

Rozsiadł się wygodnie w jednym w foteli przy stoliku niedaleko sceny, aby dobrze widzieć pokazy. Starał się skupiać jedynie na striptizerkach, podczas występów mężczyzn udawać, że go nie interesują. Skończył z pedalstwem, chociaż wytrzyma zapewne dopóki znowu nie natknie się na Morrisa na chacie. Od kiedy był taki słaby? Zamówił dobrą whisky, kilka zimnych przekąsek i zanim w ogóle cokolwiek zjadł czy do kogokolwiek się odezwał, wypił duszkiem pół szklanki bursztynowego trunku bez lodu. Odetchnął i odchylił głowę, zgarniając szczupłą brunetkę gwałtownym ruchem i sadzając ją sobie na kolanach. Ułożył dłoń na jej pośladku, udając że skupia się właśnie na macaniu jej ciała, podczas gdy zawiesił wzrok ponad jej ramieniem na chłopaku, który wyszedł na scenę.

Nie mógł uwierzyć, że to on. Nie mógł też jednak temu zaprzeczyć, bo widział wyraźnie jego twarz i to na pewno nie był sen, to nie jego chora wyobraźnia. To rzeczywistość. W pewnym momencie nie mógł oderwać od niego wzroku, coraz bardziej wściekły na wszystko, co się między nimi wydarzyło, na to jak go potraktował. Na to, że m u s i a ł go tak potraktować. Za to, że był tak kurewsko słaby i doprowadził do tego wszystkiego i za to, co teraz czuł, widząc go znowu po długim czasie rozłąki w miejscu, w którym nie powinno go być. Nie powinno, do jasnej cholery.

Nawet nie zorientował się, że zaciska palce na udzie kobiety coraz mocniej, aż w końcu ta jęknęła i strąciła jego dłoń. Gabriel zepchnął ją z siebie, jakby była zbędnym, nic nie znaczącym ciężarem.

Spierdalaj 一 warknął do niej w języku hiszpańskim i chociaż prawdopodobnie i tak nie zrozumiała, to ostatecznie zwinęła się, co chyba też było jej na rękę. Gabriel za to został, pochylony, opierając łokcie na swoich kolanach, dłońmi błądząc po szorstkiej od krótkiego zarostu twarzy, patrząc na Cecila, jakby chciał go złapać za gardło i zaciągnąć na zaplecze, a potem dopilnować, żeby nigdy więcej tutaj nie wrócił. Jedna z nóg lekko mu drgała. Być może właśnie tak chciał zrobić. Tylko jak to by wyglądało? Przecież ktoś taki jak Cecil nie powinien go interesować, nie w taki sposób. Odetchnął głęboko, po czym sięgnął po napełnioną trunkiem szklankę, tym razem z lodem i wysączył z niej sporego łyka, który ponownie rozpalił jego gardło.

Nie wytrzymał, nie potrafiłby tak dalej siedzieć i się temu bezczynnie przyglądać. Mógł wrócić do domu, spakować się i wyjechać z samego rana do Kolumbii i powinien był tak zrobić. Zamiast tego dopił whisky, podniósł się, gdy występ Cecila dobiegał końca i ruszył na tyły klubu, widząc, że chłopak to zauważył. Dobrze, niech się go spodziewa.

Zastał go w przebieralni i bez zastanowienia pchnął go na ścianę, przytrzymując go mocno za ramię. Rękawy białej koszuli podwinął po drodze, tak jak rozpiął dwa górne guziki, bo miał wrażenie, że nie ma czym oddychać.

Co tutaj robisz, Cee? Przyjechałeś za mną? 一 zapytał, błądząc rozeźlonym spojrzeniem po jego twarzy. Co robił w Australii? Co robił w Lorne Bay? Co robił w tym pieprzonym klubie? Może to był ten beznadziejny przypadek, którego ciągnie do kłopotów, nawet jeżeli kłopoty od niego uciekają. Prawie ugryzł się w język, kiedy zdał sobie sprawę, że użył zdrobnienia jego imienia, którego często lubił wcześniej używać. Nie mógł się skupić, czując charakterystyczny zapach jego ciała, gdy stał tak blisko. Widząc te spojrzenie, kształt warg, który tak dobrze odcisnął się w jego pamięci i do którego zbyt często wracał w myślach.


striptizer — shadow
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Lost trust, 21 grams of soul
All the sanity I've ever owned, gone
But I'm still breathing

Pulsująca w uszach krew skutecznie wygłuszała wszystkie dźwięki żywego, otaczającego go klubu. Jedyne co widział przed oczami to ten jeden obcy mężczyzna, którego trzymał się kurczowo jak jedynej deski ratunku i majaczący w kąciku pola widzenia Gabriel. Nie chciał go widzieć, nie chciał mieć z nim już nic wspólnego, a jednak nie potrafił odwrócić się tyłem i całkowicie go zignorować. Nawet jeśli powinien. Zbyt wiele czasu spędził czując się jak pies porzucony na poboczu, dopiero zaczynał znajdować nowy, stabilny grunt pod nogami i był winny samemu sobie tę odrobinę szacunku, by nie pozwolić mu ponownie zamieszać sobie w życiu. Niezmiennie chaotycznym i zagmatwanym, ale mimo wszystko własnym życiu, w którym uczył się na własnych błędach i wstawał z kolan za każdym razem, kiedy ktoś go na nie spychał.

Teraz nie było inaczej. Gdy tylko muzyka przycichła, niemalże automatycznie pozbierał napiwki i podniósł się z błyszczącej nawierzchni sceny, z planem zniknięcia w szatni i nie patrzenia za siebie. Nie zamierzał zastanawiać się nawet co Delgado robił w tym miejscu, w tym małym mieście, które uznawał za swój azyl. Dotychczas bezpieczny od demonów przeszłości, oferujący ciepłe objęcia znajomych ulic i skwerków, pomagający mu ukryć się z powrotem w rodzinnym gnieździe po tym jak świat zewnętrzny znajdował coraz to bardziej kreatywne sposoby na skopanie jego ambicji i poczucia własnej wartości. Miał zacząć tu od nowa, zapomnieć o tym niefortunnym etapie życia, kiedy zaczął wierzyć w bajeczki pisane przez własny zamroczony uczuciami umysł, budowane na ciepłych szeptach i dotyku szorstkich dłoni w ciasnych czterech ścianach oświetlonych wyłącznie zaglądającą przez okno lampą uliczną. Nigdy nie był na tyle naiwny, by nastawić się na wieczność, natomiast dał sobie wmówić, że zasługuje na coś więcej niż zimne pożegnanie i zablokowany numer.

Przekleństwo wyrwało się z jego ust, kiedy wbrew sobie spojrzał przez ramię zobaczył jak obiekt jego marzeń koszmarów podąża na zaplecze. Uniknięcie bliskiego spotkania momentalnie stało się praktycznie niemożliwe i chociaż chciałby odsunąć ten moment w czasie, coraz ciężej było mu panować nad emocjami. Wparował do szatni chwilę po nim, niemalże boleśnie zaciskając szczęki, odłożył wszystko co miał w rękach, włącznie z plikiem banknotów, na najbliższą płaską powierzchnię i agresywnie przeczesał palcami włosy, zaciskając pięć na końcówkach i biorąc głębszy oddech jakby miało to pomóc mu przygotować się na konfrontację. A przynajmniej opanować buzujące w całym ciele chemikalia, cały czas pompowane do jego krwiobiegu w reakcji na sytuację... zagrożenia? Stresu? Rozżalenia, cierpienia, irytacji? Jedno z powyższych, bądź wszystkie na raz.

Nie spodziewał się wylądowania na ścianie, stanięcia z nim twarzą w twarz i usłyszenia absurdalnych zarzutów jako pierwszych słów wymierzonych w swoją stronę. Wszystko co miał mu dotychczas do powiedzenia uleciało z jego głowy, zostawiając po sobie wyłącznie szok. Widząc jego poważną minę, czując palce zaciskające się na skórze i przetwarzając jego pytania nie miał na to innego komentarza niż śmiech. Podszyty żalem, gorzki, ale szczerze rozbawiony abstrakcyjną sytuacją w jakiej się znaleźli.

- Oczywiście, niczego nie chcę w życiu bardziej niż żebyś jeszcze raz pokazał mi gdzie jest moje miejsce - zgodził się ironicznie, śmiejąc mu się prosto w twarz. - Jesteś jebanym centrum mojego wszechświata - podsumował, tym razem pozwalając irytacji przebić się na powierzchnię. Humor zaczął uciekać mu między palcami, zostawiając za sobą chłód, niechęć zarówno do mężczyzny jak i do własnej słabości, którą wciąż względem niego miał. Prześlizgując wzrokiem po jego twarzy i szpecących ją ranach musiał zdusić w sobie ukłucie troski. Jego opuszki palców mrowiły w chęci podniesienia dłoni do obitego policzka, zmuszając do zaciśnięcia pięści i przywrócenia się do rzeczywistości.

- Za dotykanie płaci się ekstra - poinformował go spokojnie, jak niesfornego klienta, spychając jego rękę z ramienia, a przynajmniej próbując pozbyć się niechcianego chwytu na swoim ciele. Nie przeszkadzał mu, nie tak naprawdę, i to dodatkowo napędzało jego irytację. Nie powinien chcieć dopuścić go bliżej, jego kolana nie powinny mięknąć na widok intensywnego spojrzenia wbitego we własną twarz, a przyjemne dreszcze nie powinny przechodzić po jego kręgosłupie na siłę z jaką zaciskał palce na jego ramieniu. Nie był gotowy na to spotkanie, a mury które próbował wkoło siebie postawić wymagały stałego umacniania przez prędkość z jaką zaczynały pękać.


Gabriel Delgado
gangster — Współpraca międzynarodowa
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Did I look like I'm violent? Then baby, why don't you shoot me? And if I died in the middle of a frozen night would you feel alright?

Cecil był kimś, z kim Gabriel nie potrafił się rozstać. Był cieniem w jego chorym umyśle. Cieniem, który przysłaniał zbyt wiele. Był mrokiem, który pochłaniał go od dłuższego czasu. Nie potrafił z tym żyć, ale jednocześnie nie mógł się z tym rozstać. Czy to miało jakikolwiek sens? Nie potrafił tego zrozumieć, chociaż próbował. Dlatego coraz więcej pił, dlatego sięgał po wiele różnych, często niezdrowych sposobów, aby odciągnąć te chaotycznie myśli. Kiedy go zobaczył wszystkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną mocą. To jednak nie one wywołały złość. To świadomość, że zobaczył go w takim miejscu i takim wydaniu. Odsunął go od siebie w momencie, w którym zrobiło się prawie za późno. Gdyby przywiązał się bardziej, mogłoby to okazać się być może niemożliwe, a przynajmniej takie miał wtedy przeczucia. Żył w świecie, który nie nadawał się do budowania zdrowych, szczęśliwych relacji i to od tego mroku i niebezpieczeństwa chciał przede wszystkim Cecila ochronić. Oszczędzić mu tego. Obawiał już o zbyt wiele osób, nawet jeżeli nie chciał tego otwarcie przyznać. W tej złości kryło się coś jeszcze. Być może zazdrość, która pojawiła się wraz z kolejnymi ruchami chłopaka w tańcu, gdy poruszał się do muzyki na scenie, kiedy owijał się wokół rury, a wiele spragnionych spojrzeń przesuwało się po odkrytych częściach jego ciała. Spojrzeń osób, które zapewne w większości zastanawiały się jak wyglądają te zakryte skrawki skóry, a to tylko jedne z brudnych myśli. Nawet nie chciał zastanawiać się nad całą resztą, bo musiałby rzucać się na ludzi z pięściami, żeby to odreagować. Przede wszystkim jednak chodziło o to, że Gabriel zostawił Cecila być może bez wyjaśnień i zagłębiania się w jego groźny, mroczny świat, ale z poczuciem spełnionego obowiązku. Fakt, że chłopak znalazł się w pobliżu innych niebezpiecznych osób, pod samym ich nosem, pracując dla nich, zmroziło, a jednocześnie podgrzało mu krew w żyłach.

W dodatku Cecil uznał to za zabawne. Tak po prostu. Jego śmiech wniknął nieprzyjemne do jego głowy, przebijając się przez gęste warstwy wielu przemyśleń i obaw, po czym osiadł w najbardziej wysuniętym na wzgląd miejscu, w którym trwał dalej, jeszcze głośniejszy i bardziej irytujący.

Zmarszczył brwi, zaciskając palce na jego gorącej skórze. Robił to tak wiele razy, chociaż nigdy w takich okolicznościach. Miał wrażenie, że zna każde zagłębienie i każdą wypukłość w jego ciele, ale w tym momencie nie powinien był się na tym skupiać.

Tak bardzo cię to bawi? Wiesz w ogóle co to za miejsce? 一 warknął, taksując go wściekłym spojrzeniem. Jeżeli celem Cyrila było jeszcze bardziej go rozwścieczyć, to udało się. Tym bardziej, gdy z jego ust padł komentarz odnośnie dotykania go. Nie był pewien na ile tylko się z nim drażnił, a na ile mówił szczerą prawdę i dawał się macać lub nawet posuwać za kasę. Gabriel nie miał zbyt wiele szacunku do dziwek, być może dlatego że nauczył się go nie mieć. Dawał im robotę w wielu burdelach, w różnych krajach i handlował nimi jak kawałkami mięsa. Tam nie było miejsca na szacunek, litość i na wiele innych uczuć. Gdyby je do siebie dopuści, to nie mógłby tego dalej robić.

Sugerujesz, że można cię kupić? To ile kosztuje szybki numerek? 一 zapytał, mrużąc lekko oczy, jak drapieżnik, przygotowujący się do skoku na wypatrzoną ofiarę. Nie pozwolił mu się wyswobodzić, co więcej szarpnął go i odwrócił do siebie tyłem, przysuwając się aby przycisnąć jego ciało do ściany własnym. Jego wygiętą niekomfortowo rękę przyciskał między nimi do jego pleców, za to drugą dłoń opuścił wzdłuż jego tułowia. Jej palce zacisnął na częściowo odkrytym przez kusą bieliznę pośladku.

No ile? 一 powtórzył pytanie, kiedy nie doczekał się jednoznacznej odpowiedzi na poprzednie. Poruszył się, przywierając do niego z tymi słowami jeszcze mocniej. Sposób, w jaki oddychał częściowo zdradzał trudne emocje, z którymi teraz się zmagał. Jednocześnie chciał go ukarać za te bezczelne zachowanie, za jakiego złośliwość, za bezmyślność. Z drugiej nigdy nie chciał go skrzywdzić. Teraz też nie.


ODPOWIEDZ