bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
Miał już powoli kłaść się spać. Właśnie wychodził z prysznica, gdy nagle usłyszał dźwięk swojego telefonu. Praktycznie roznegliżowany do naga pobiegł w jego kierunku, a tam było aktywne połączenie od Olive. Chwila rozmowy sprawiła, że nagle zmienił swoje zdanie i zamiast iść spać, ubierał się ponownie. Blondynka poinformowała go, że ma dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Mimo, że początkowo nie brał tego na poważnie to i tak się zmartwił i w ekspresowym tempie przygotował do opuszczenia domu. Brunet zdawał sobie sprawę, że na pewno nie wróci na noc do siebie i skończy się tak, że będą razem robić to co zawsze. Odpalą jakiś film, wypiją jakiś alkohol i zjedzą kilogramy niezdrowego żarcia. Mercury zajrzał do swojego barku i znalazł tam czekoladę, żelki i chipsy, a z barku dla osób pełnoletnich wyjął ulubione wino Olive. Może w ten sposób poprawi jej humor, który przez słuchawkę nie wydawał się być w dobrej kondycji.
Mercury nie potrzebował zbyt dużo czasu, aby się zebrać i przyjechać prosto pod dom blondynki. Słuchając jej wskazówek, które przekazała mu przez telefon zaczął rozglądać się dookoła i sprawdzać czy na pewno nie ma nikogo w pobliżu. Nie wiedział czy faktycznie coś się działo, czy może był to skutek tego, co spotkało ich w lesie. Olive zupełnie inaczej przechodziła takie sytuacje i mogła sobie po prostu coś uroić. Mimo wszystko brunet sprawdzał okolice chcąc się upewnić, że wszystko jest w porządku. Nie napotkał na swojej drodze niczego co zwróciłoby jego szczególną uwagę, więc od razu udał się w kierunku jej drzwi. Pociągnął za klamkę, ale była zamknięta, więc po prostu zapukał jak cywilizowany człowiek.
— Co się dzieje, mała? — zapytał, widząc dziewczynę w progu jej drzwi. Nie wyglądała na jakąś specjalnie przerażoną, ale potrafiła dobrze przyaktorzyć i nie potrafił w tej chwili jednoznacznie określić w jakim jest nastroju. — Przy okazji wziąłem ze sobą trochę smakołyków, gdy już pokonamy tego strasznego potwora i będziemy zajadać nasze zwycięstwo — potrząsnął swoją materiałową torbą, w której miał kilka ciekawych fantów na dzisiejszą noc. Praktycznie nigdy nie wracał do siebie po wieczorze z Olive, więc tym razem chociaż przygotował ich na każdą ewentualność.
piesio
banshee
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Pamiętna noc halloweenowa nie skończyła się ani trochę tak jak to sobie wyobrażała Olive- w szpitalu, poturbowana, ze skręconą kostką i wspomnieniami z dołu, w który wpadli. A do którego Mercury został jeszcze wrzucony drugi raz przez osobę przebraną za potwora. Nie pomagał też fakt, że osoba, która zaprosiła ich do zabawy, zaginęła. Jak po tym wszystkim Olive mogłaby spać spokojnie? Rzecz w tym, że właśnie nie mogła. Dotychczas beztrosko żyjąca i nie bojąca się niczego, teraz co noc nasłuchiwała dźwięków z zewnątrz i ograniczała wyjście z mieszkania do minimum. Początkowo się zdenerwowała na lekarza, który kazał jej leżeć i odpoczywać oszczędzając jak najwięcej nogę, ale z czasem przestała się bronić przed tym, bo na myśl o samotnym wyjściu z domu oblatywał ją strach.

Dlatego ostatnie dni Olive spędziła w domu, w którym odwiedzała ją albo rodzina albo przyjaciele, a także nawet stęsknieni uczniowie. Angie nawet jej zakupy zrobiła, chociaż żelki i cola na obiad to nie jest zbyt dobry pomysł. Ale liczył się gest! Próbowała też malować, ale czuła się jakby uleciała z niej cała wena wraz z wpadnięciem do dołu, więc czytała książki, które od dawna kurzyły się na jej półce w oczekiwaniu aż będzie miała na nie czas.

Jordana nie było dzisiejszego wieczoru, więc spędziła większość czasu samotnie na kanapie z nosem w książce. Wzięła też prysznic, który od czasu upadku zajmuje jej o wiele dłużej czasu niż dotychczas, bo musi bardziej uważać na nogę. Zazwyczaj nieuważna, teraz przykładała większą uwagę do tego. Przebrała się w też piżamę, tym razem traf chciał, że chwyciła przypadkiem jakąś koszulkę Mercurego, którą kiedyś u niej zostawił w czasach, gdy się spotykali. Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem na to wspomnienie zakładając jeszcze szorty i zmierzając do łóżka. Wtedy usłyszała, jak ktoś szarpie za klamkę w drzwiach do mieszkania. Momentalnie jej ciało zastygło w bezruchu. Czy to Jordan zapomniał kluczy? Stała i nasłuchiwała, ale nikt się nie odzywał. Gdyby to był jej współlokator, to by zadzwonił albo coś krzyknął, prawda? Uświadomiwszy to sobie czuła, jak jej serce przyśpiesza i od razu chwyciła za telefon. Mercury był wręcz automatycznym wyborem, nawet nie zastanawiała się do kogo zadzwonić. Po prostu wybrała jego numer, jakby telefon do niego był najbardziej oczywisty.

Czekając na niego nie ruszyła się z pokoju, a mimo wszystko miała wrażenie jakby ktoś ją obserwował. Co było wręcz niemożliwe mieszkając na ostatnim piętrze budynku i mając zasłonięte okna, ale i tak była spanikowana. Po pewnym czasie usłyszała ponownie odgłosy za drzwiami, ale mając świadomość, że to może być jej przyjaciel, to pomału dokuśtykała do wejścia i upewniwszy się przez wizjer, że miała rację, szybko mu otworzyła i od razu rzuciła się wprost w jego ramiona.

- Jak dobrze, że tu jesteś- powiedziała wtulona w niego, a jej ciało się odprężyło i uspokoiło. W jego ramionah czuła się bezpiecznie, więc chwilę tak stała z nim w progu nie odrywając od niego swoich rąk. - Podoba mi się ten plan, jak za starych dobrych czasów. Chociaż kiedyś nie musieliśmy walczyć z potworami- na jego widok i torby ze smakołykami momentalnie się uśmiechnęła. Nie był to jej standardowy, szeroki uśmiech, ale Mercury był jedną z nielicznych osób, którzy od kilku dni byli w stanie w ogóle poprawić jej humor.

Gdy weszli do środka, Olive od razu przeszła na kanapę, bo dłuższe stanie sprawiało jej wciąż ból, nawet pomimo ortezy. W dodatku Fairweather był u niej tyle razy, że czuł się jak u siebie i wiedział wszystko co gdzie jest. - Ale myślę, że najpierw musimy nabrać trochę energii na tą walkę z potworami- powiedziała kuśtykając pomału i usiadła w końcu, wyciągając uszkodzonę nogę na stolik, na którym była już poduszka.- Pokaż te smakołyki- zarządziła już z szerszym uśmiechem na myśl o słodkościach i świadomością, że pomyślał o tym, a przede wszystkim, że przyjechał do niej w środku nocy. Taki przyjaciel to największy skarb.


mercury fairweather
wystrzałowy jednorożec
Miło
bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
Noc Halloweenowa na pewno na długo zapadnie im w pamięci. Początkowo Mercury brał to wszystko z przymrużeniem oka i jednocześnie kolejnością losowych zdarzeń. Szybko zmienił zdanie w momencie, w którym ktoś wrzucił go do wykopanego dołu, a organizator całej zabawy zaginął. Wtedy wszystko przestało być śmieszne. Obrażenia, które oboje odnieśli również wskazywały na to, że ten wieczór to po prostu jedna wielka porażka. Na szczęście dzięki wzajemnemu wsparciu tamtej nocy oboje jakoś się trzymali i potrafili motywować w najgorszych momentach.
On z połamanymi żebrami i koszmarnymi bólami głowy, z którymi walczy od tamtej nocy. Ona natomiast ze skręconą kostką i unieruchomieniem na kilka ładnych tygodni. Nie przypuszczali nawet, że takie konsekwencje będzie miała jakaś głupia zabawa. Mercury od kilku dni leciał na silnych lekach przeciwbólowych, a proste czynności jak kąpiel czy nawet wiązanie głupich butów sprawiały mu duże problemy. Oczywiście był wdzięczny za to, że los nie doprowadził do tego, że oboje skończyli jeszcze gorzej. Przecież podczas upadku Fairweather uderzył głową o ziemię i mogło to skończyć się o wiele gorzej.
Mercury uwielbiał przytulać się z Olive, bo w jej wykonaniu było to takie szczere. Tak, jakby nigdy nie chciała wyjść z jego uścisku. Nawet mimo grymasu bólu, który pojawił się na jego twarzy potrafił to przetrwać, ciesząc się tą chwilą. — Też bardzo się cieszę, że Cię widzę, ale proszę zostaw mi chociaż ze dwa sprawne żebra, przydałyby mi się — zaśmiał się głośniej, nawiązując do połamanych żeber, jakie miał po upadku podczas ich feralnej zabawy Halloweenowej. Teraz było z nimi coraz gorzej, bo wchodziły w okres gojenia się. Nawet bandaż, którym owinięty był wokół całego ciała nie pomagał, gdy Olive tak mocno go do siebie tuliła. — Nie walczyłem z nimi za dzieciaka, więc chyba pora nadrobić zaległości — wzruszył ramionami w momencie, w którym stali już naprzeciwko siebie. To prawda, że nigdy nie nawiedzał go w dzieciństwie potwór spod łóżka. Szczerze tego żałował, bo jego siostra Milani miała takowe spotkania przynajmniej raz w tygodniu, a przynajmniej tak mu zawsze pomagała, gdy chciała spać w jego łózku.
Wszedł do środka tuż za nią. Widział jak kuśtyka i było mu jej najnormalniej w świecie żal. Widok Olive, która była w jakiś sposób ograniczona nie był najprzyjemniejszy. Tym bardziej, że jest to jedna z najbardziej energicznych osób z jakimi miał styczność. Słysząc o smakołykach uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że sprawią one poniekąd lepszy humor u przyjaciółki. Na jej polecenie od razu wykonał ruch i wręczył jej torbę z upominkami, a kiedy ona się nimi zajmowała, brunet podszedł do okna i rozglądał się po rozświetlonym miasteczku. — Patrząc na to, na jakim piętrze mieszkasz to jedynie żyrafa mogłaby Cię obserwować przez okno — skomentował, po czym wrócił w jej kierunku. Z zaciekawieniem obserwował jak Olive przeglądała całą zawartość torby przygotowanej przez Fairweathera. On oparł się o komodę w salonie i stanął w bezruchu. Obecnie chyba wolał stać niż siedzieć, bo gdy bandaż był napięty powodował jeszcze większy ból.
— Jak się czujesz, radzisz sobie z tą nogą? — wyrzucił z siebie, chociaż znał odpowiedź. Przecież ta dwójka rozmawia ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mimo to wolał się upewnić, że wszystko jest okej. W ten sposób chciał jej dać sygnał do tego, że cały czas interesuje się jej stanem zdrowia i tym jak sobie radzi. W końcu tak robią przyjaciele, bo byli to już nie za bardzo.
piesio
banshee
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

W tym momencie właśnie tak było- nie chciała się od niego odrywać i najchętniej stałaby tutaj tak wtulona w niego całe wieki. Poczucie bezpieczeństwa, które jej dawał swoją osobą było nie do podrobienia i dopiero, gdy się odezwał, to sobie przypomniała, że za mocno go ściska, więc rozluźniła swój uścisk. Za nic w świecie by mu krzywdy nie chciała zrobić, więc się speszyła swoim nierozsądnym zachowaniem.

- Ojej przepraszam, zapomniałam o tym- przyznała szczerze, chociaż na codzień myślała o nim i o jego stanie zdrowotnym. Była świadkiem jego upadku, utraty przytomności i przerażającego kaszlu, więc martwiła się również jego rekonwalescencją i to o wiele bardziej niż swoją. Jej rany były o wiele mniej poważniejsze.

- Mam wrażenie, że przez to, że ominęły nas potwory za dzieciaka, to teraz dostajemy takiego najgorszego do walki- powiedziała bez cienia rozbawienia, bo demony, z którymi musiała teraz walczyć były okrutne. Jako dziecko również nie narzekała na potwory pod łóżkiem, była beztrosko żyjącym dzieckiem, które każdą noc przesypiało bez problemu po dniu pełnym wrażeń. Teraz ostatnie wrażenia sprawiły, że już tak łatwo nie zasypiała. Strach, który wcześniej był dla niej czymś abstrakcyjnym stał się jej codziennością, więc Mercury musiał od niej teraz codziennie odbierać telefony. Nie mówiła mu jak bardzo się boi, nie potrzebowała, aby przyjeżdżał za każdym razem, bo przecież sam powinien leżeć jak najwięcej. Jednak sama rozmowa z nim dawała już jej ukojenie, możliwość wspominania dawnych czasów, śmiania się, a czasami nawet milczeć przez telefon. Świadomość, że był przy niej, czy to fizycznie czy mentalnie, bardzo jej pomagała.

- Wiem, że to głupie Merc. Zdaję sobie z tego sprawę, ale po prostu.... nie jestem w stanie pozbyć się tego uczucia. Tego, że ktoś się cały czas czai za rogiem- przyznała szczerze zatrzymując wzrok na torbie, którą jej wręczył. Nie była w stanie teraz na niego spojrzeć, potrzebowała chwili na wzięcie głębokiego oddechu i oddalenie tego strachu gdzieś w kąt. Spojrzała w końcu w głąb torby, aby zobaczyć co za skarby jej przyniósł i aż się uśmiechnęła ponownie na ich widok.

- Oh pamiętałeś o moich ulubionych żelkach...- powiedziała zadowolona podnosząc głowę i spoglądając na niego. Była to może drobnostka, a jednak pamiętał. Tak samo o winie. Zaczęła wszystko wyciągać i kłaść obok siebie. - Możesz pić wino? Bo sama nie będę pić- nie wiedziała, czy był dzisiaj na silnych lekach przeciwbólowych, a jak wiadomo nie chciała mu zrobić dodatowej krzywdy. Wystarczy, że go wyściskała na wejściu.

- Nie wychodzę w ogóle z mieszkania, więc na tym terenie sobie radzę. Mogło być gorzej, mogłam złamać rękę, a wtedy wydzwaniałabym o wiele częściej z prośbą o pomoc- zaśmiała się na koniec, bo wtedy Mercury miałby ją pewnie już po dziurki w nosie, gdyby musial do niej codziennie przyjeżdżać! A ona? Ona cieszyłaby się z jego towarzystwa. Przy nim czuła się sobą, czuła ten komfort i spokój, który nie zawsze towarzyszył w jej głowie, który był istnym chaosem. A przy nim zapominała o całym świecie, byli tylko oni. Przyjrzała mu się gdy tak stał naprzeciwko niej. Wolałaby żeby był bliżej, tak jak wtedy, gdy się witali, ale wiedziała też o jego problemach z dłuższym siedzeniem. Teraz kiepsko się dobrali. - A jak Ty się czujesz? Bóle głowy ustąpiły?- spytała zmartwiona, bo stan jego zdrowia był też jednym z powodów jej bezsenności. Samo wspomnienie, gdy myślała, że umarł, powodowało, że serce ponownie jej stawało. Gdyby tak się stało naprawdę, rozpadłaby się na milion kawałeczków. Wpatrując się w niego była tego coraz bardziej pewna. Był dla niej ważny. Bardzo ważny.


mercury fairweather
wystrzałowy jednorożec
Miło
bezrobotny — na zasiłku
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Zbyt wiele rzeczy się nawarstwiło, przedawkował i ostatni czas spędził na odwyku. Obecnie jest bez pracy, ambicji i planów na przyszłość.
Gołym okiem widać było, że wydarzenia podczas Halloween bardzo ich do siebie zbliżyły. Nawet proste przytulanie się do siebie wygląda teraz o wiele inaczej. Szczerzej i obficiej. Tamten wieczór pokazał im jak bardzo mogą na siebie liczyć w trudnych sytuacjach, a Mercury zrozumiał, że w chwilach zagrożenia bardziej myślał o blondynce, aniżeli o sobie samym.
— Nie przejmuj się. W twoim uścisku boli jakoś mniej — skomentował moment ich przytulenia. Miłymi słowami chciał zaznaczyć przyjaciółce, że wcale nie jest z nim aż tak źle i wytrzyma jeśli dalej będzie chciała się z nim przytulać. Pomimo największego możliwego bólu na świecie i tak by tego chciał. Uwielbiał każdą wspólną chwilę, którą razem spędzali. Nawet w prosty i głupi sposób.
— Teraz będąc dorosłymi mamy o wiele większe szanse na zwycięstwo z każdym kto stanie nam na drodze — dodał, przytakując głową na potwierdzenie swoich słów. Może były one błache, ale chciał jej pokazać, że nieważne co się stanie to i tak świetnie sobie razem ze wszystkim poradzą. Dodatkowo był przekonany, że Halloween na długo zapadnie w jej pamięci i każda podobna sytuacja będzie z tyłu głowy Olive. Bardzo dużo zależało będzie tu przede wszystkim od Mercurego i od tego jak będzie dbał o swoją przyjaciółkę w najbliższych dniach. To bardzo traumatyczne wydarzenie i liczył, że będzie w stanie pomóc jej przez to przejść. Można powiedzieć, że obrał sobie to jako swój cel na najbliższy czas.
— Wiem. Nie powinienem z tego żartować, przepraszam. To co się wydarzyło wtedy w lesie na pewno będzie szło za nami jeszcze przez jakiś czas — trochę opuścił głowę w dół, wciąż przypominając sobie to co wtedy czuł. Początkowo brał to z przymrużeniem oka i sobie z tego żartował, ale w momencie, w którym ktoś celowo wrzucił go do wykopanego dołka zorientował się, że to nie zabawa, a część gry jakiejś grupki głupich dzieciaków. Był strasznie wkurzony tym, że w tamtym momencie był totalnie bezradny i nie mógł nic zrobić. Dodatkowo widząc Olive w takim stanie w jakim się tam znajdowała dodatkowo się nakręcał.
Uśmiechnął się do siebie słysząc jak blondynka wspomina o żelkach. Oczywiście, że pamiętał, bo jakby mógł o tym zapomnieć? — Nie powinienem, ale potrzebuję — zaznaczył wzruszając ramionami. Oczywiście, że nie powinien pić, bo był na kilku silnych lekach, ale przecież od jednej lampki wina nic mu nie będzie, prawda? Poza tym patrząc na to jak cholernie go wszystko boli to już chyba gorzej być nie mogło, a przynajmniej takie miał wrażenie.
— Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie dzwonić, gdy poczujesz się w jakikolwiek sposób zagrożona — uśmiechnął się do Olive, gdy ich spojrzenie spotkało się na tej samej wysokości. Nawet w tej postaci była najpiękniejsza. Kontuzjowana i totalnie bezradna. W tej wersji była bardzo urocza i gdyby tylko mógł to by się na nią rzucił i wyprzytulał na tej kanapie, ale oboje niestety są teraz kalekami i mógł jedynie o tym pomyśleć.
Brunet wyjął z jednej z szafek dwa kieliszki do wina i zmusił się do tego, aby bardzo pokracznie usiąść obok przyjaciółki. Kilkukrotnie się skrzywił po drodze, ale w końcu udało mu się znaleźć pozycję, która nie sprawiała mu aż tyle bólu. — To na pewno nie jest łatwe, ale niebawem znów odzyskasz sprawność i będziesz biegać aż się będzie za tobą kurzyło — zaśmiał się, całą uwagę skupiając na kieliszku do którego nalewał alkohol. Nawet uniesienie ręki ku górze sprawiało, że przechodził go przeszywający ból w okolicach żeber. Trochę wysiłku, ale udało mu się w końcu napełnić oba kieliszki do połowy. Jeden z nich wręczył Olive. — Jest w miarę okej. Żebra bolą mnie cały czas, a głowa tylko rano kiedy wstaję. Mam wrażenie, że te leki, które przepisał mi ten doktorek wcale nie działają — westchnął ciężko, czując, że te wszystkie leki to jedynie efekt placebo i nie działają tak, jak je wszyscy opisują. Mercury praktycznie nigdy nie bierze żadnych leków, bo praktycznie nigdy nie choruje. To jeden z nielicznych przypadków.

Olive Halsworth
piesio
banshee
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Po tym gdy zrobiło jej się głupio, że swoją nieuwagą sprawiła mu jeszcze więcej bólu, uśmiechnęła się lekko słysząc jego kolejne słowa. Wiedziała, że to nieprawda, ale było jej miło, że tak mówił, bo wiedziała, że robi to, aby ją pocieszyć. Był jak jej anioł stróż- zawsze gotowy, aby ją uratować, rozśmieszyć czy pocieszyć . Z nim walka z potworami jest mniej przerażająca. Wiedziała, że gdyby wtedy w Halloween wylądowała z kimś innym, to mogłaby zakończyć wieczór zarówno z większym urazem fizycznym jak i psychicznym.

- Nie ukrywam, brzmi to pocieszająco. Musimy tylko połączyć siły- uśmiechnęła się, bo widziała jak Mercury stara się na każdym kroku, aby ją pocieszyć i bardzo to doceniała. Szczególnie, że takiej jeszcze jej nie widział. Bezbronnej, spokojnej i na pewno o wiele bardziej cichej niż na codzień.- Nie musisz przepraszać, każdy z nas sobie radzi inaczej- dodała, bo nie miała do niego żalu o żarty. Każdy z nich mógł to przeżyć inaczej i w inny sposób dochodzić do siebie. To, że Olive się bardziej bała niż on, nie świadczyło źle o żadnym z nich.

i może nie była nieustraszona, bo na widok pająka zawsze krzyczała i uciekała, ale nie była jakaś bojaźliwa za bardzo. Do ludzi z miejsca miała pełne zaufanie i dopiero potem można było je stracić. Samo to, że zgarnęła pod swój własny dach obcego mężczyznę opisuje jak bardzo ufną była osobą i nie dostrzegała zagrożeń czyhających za rogiem. Teraz na pewno się to zmieni. Czy na miesiąc? Rok? Całe życie? Niewiadomo. Teraz niewiele sytuacji i osób dawało jej poczucie bezpieczeństwa i komfortu, ale Mercury sprawiał, że wszystkie lęki i obawy uciekały w kąt. Nawet rozmawiając z nim przez telefon czuła się spokojniej, ale oczywiście wolała gdy przyjeżdżał. Gdy mogła czuć ciepło jego ciała, spojrzeć w jego ciemne oczy i mieć wrażenie, że jego troska o nią jest wręcz namacalna. Przy nim wszystko było prostsze i łatwiejsze. - Dziękuję Merc, to miłe z Twojej strony- przytaknęła po dłuższej chwili ciszy, kiedy po prostu się w niego wpatrywała z nieodgadnionym uczuciem w sercu. Nie zamierzała do niego wydzwaniać za każdym razem, gdy będzie potrzebować pomocy, a z drugiej strony... po prostu lubiła, gdy przyjeżdżał. Coraz bardziej lubiła, gdy był obok niej.
Przyglądała się mu z troską, gdy próbował znaleźć idealną pozycję obok niej na kanapie. Widziała jak było mu ciężko usiąść tak, żeby bolało go jak najmniej i w tym momencie zrobiłaby wszystko, aby choć trochę zabrać mu tego bólu. Chciałaby mu pomóc, tak jak on jej, ale nie mogła niestety nic zrobić. - Mam taką nadzieję. Nie pamiętam kiedy ostatni raz siedziałam tyle w domu. Tyłek mi przyrośnie do kanapy i już kompletnie zbzikuję. Wtedy będziesz mieć ze mną przerąbane- zaśmiała się sama z siebie, bo może i teraz Mercury mówi, że może do niego zawsze zadzwonić, ale jakby dzwoniła do niego z każdą pierdołą, to niekoniecznie byłoby mu do śmiechu tak tutaj wpadać non stop. Chociaż prośby o umycie pleców by jej pewnie nie odmówił, ale są tylko przyjaciółmi, więc nie wypada go o to prosić, prawda?

Z jej rozmyślań wyrwała ną informacja, że wciąż go męczą bóle głowy, a leki wcale nie pomagają. Spojrzała zaniepokojona na jego profil i nie mogła się powstrzymać, aby nie pogłaskać go delikatnie po policzku. Jakby tym gestem chciała ukoić jego ból. - Może powinieneś wrócić do lekarza i powtórzyć badania? Martwią mnie te Twoje bóle głowy- martwiła się teraz o niego jeszcze bardziej. Zazwyczaj o innych myślała bardziej niż o samej sobie, ale czuła, że tym razem jest to co innego. Mając go tutaj obok siebie, nie była w stanie wyobrazić sobie, aby go zabraķło w jej życiu. Był jej najlepszym przyjacielem. Był osobą, z którą mogła się śmiać i żartować, ale i również przeżywać najgorszy koszmar w usypanym dole w środku lasu w nocy. Był osobą, która dawała jej zawsze ukojenie. - To w takim razie za nasz powrót do zdrowia i walkę z potworami- wzniosła kieliszek z winem delikatnie ku górze, aby się z nim stuknąć i upiła łyk.
Zsunęła się zaraz troszkę niżej na kanapie i delikatnie oparła głowę o jego ramię. Nie chciała sprawiać mu więcej bólu, ale gdy już usiadł obok niej, to chciała być jak najbliżej niego. Złapała go też za dłoń, splatając razem ich palce i w takiej pozycji siedziała parę minut w ciszy. Nie zawsze musieli ze sobą rozmawiać. Czasami spędzali czas w ciszy, którą ona wykorzystywała na malowanie, ale tym razem nic nie robiła. Po prostu siedziała, nic nie mówiąc i rozkoszując się jego towarzystwem i tym jak spokojnie się przy nim czuła. To jej dodawało siły i otuchy. - Dziękuję Ci za wszystko- powiedziała po chwili nie podnosząc nawet głowy chociaż miała teraz ogromną ochotę wtulić się w niego jeszcze bardziej, pocałować go, ale tym razem dłużej i namiętniej. Czuła jak jej policzki płoną na samą myśl o tym, więc bardzo dobrze, że nie widział teraz jej twarzy. - Jesteś najlepszym byłym chłopakiem, więc w nagrodę pozwolę wybrać Ci film- powiedziała szybko, aby przegonić swoje myśli i wprowadzić bardziej luźną atmosferę. Zabrała swoją dłoń i podała mu pilot aby mógł wybrać co będą oglądać.


mercury fairweather
wystrzałowy jednorożec
Miło
ODPOWIEDZ