uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Powiedzieć, że Viper była słaba w te klocki, to jak nic nie powiedzieć. Nie miało to żadnego sensu, bo przecież długie miesiące spędziła na obserwacji zachowań międzyludzkich, zmierzających do drogi reprodukcyjnej - tych wszystkich ostentacyjnie oblizywanych pomadek, owijania włosów na palec, uśmiechów i mrugnięć okiem, i całej masy reszty głupkowatych zagrywek, którymi jej rówieśniczki ogrywały sobie chłopaków. Cóż, może przez to, że wiedziała, jak idiotycznie to wyglądało z boku, zdecydowała się trzymać od tego wszystkiego z daleka, nie wspominając już nawet o wulgarnym lizaniu, którego nie z własnej woli była wielokrotnie świadkiem na szkolnych korytarzach czy spojrzeń wędrujących dość jednoznacznie w pewne rejony ciał obiektów westchnień tych wszystkich kretynek. Dojrzewanie było żenujące jak cholera i - co najgorsze - tej fali buzujących zwierzęco hormonów nie sposób było uniknąć, a szkoda, bo z chęcią wypisałaby się z tego całego cyrku. I naprawdę, naprawdę, kiedy ominęło ją powszechne zauroczenie typem od angielskiego, wierzyła, że ten szał na bycie napalonym 24/7 ominie ją szeroko, ale nie, kurwa, bo wtedy wszystko musiało się zepsuć i to jak zawsze z winy Isaaca.
Casper był, tak sobie w duchu powtarzała, gościem jak milion innych stąpających po tym świecie kretynów. Tylko włosy miał zawsze ładnie ułożone i proporcje twarzy jakoś tak dobrze zachowane, i ładne usta - takie pełne, i oczy też niebrzydkie (tak miło się w nich światło odbijało), i w ogóle jak szedł, to tak jakoś jej się w żołądku przewra... NIE, nie, nie, nie - to totalnie nie była Viper, to nie mogła być Viper, bo podobne pierdoły nijak nie pasowały do jej super mrocznego wizerunku dzieciaka z ostatniej ławki, a pracowała na niego naprawdę długie lata. No ale potem raz Casper zgłosił się do odpowiedzi z Shakespeare’a i pomyślała, że Boże - może i gra w piłkę, ale ma chyba odrobinę więcej szarych komórek niż jej tępy brat (nie, żeby to był jakiś duży wyczyn, ale wiadomo - do tej pory uważała, że każdy kto uprawia sport z innego powodu niż przymus zaliczenia wuefu nie znał nawet tabliczki mnożenia, co tu mówić o literaturze klasycznej).
Ale tak - to wszystko nie zmieniało faktu, że Casper był skończonym durniem, o czym świadczył chociażby fakt, że dobrowolnie (choć czasem w to akurat powątpiewała) szlajał się z Isaakiem, a na to żaden mądry by się nie zgodził. Jasne, były z tego jakieś plusy, jak na przykład fakt, że czasem sobie te dwa cymbały rzucały piłką pod domem, tak że ona mogła obserwować z okna i żenować się samą sobą, kiedy Casper zdejmował koszulkę, a jej jakby serce biło trochę szybciej i zaraz w głowie robiło się siano - a potem szybko chowała się pod parapet, jak wzrok któregokolwiek z idiotów wędrował tylko w jej stronę. Czasem też mogła na przykład wybierać się na trening szkolnej drużyny i to wcale nie dlatego, że czerpała jakąś dziwną i niezrozumiałą radość z patrzenia jak banda jełopów, z których znaczna część lubiła bardzo się do niej dopierdalać, biega jak banda dzikiej zwierzyny za piłką - nie, chodziło tutaj o jedno konkretne zwierzę, choć bardzo starała się czasem zezować spojrzenie na innych, żeby nikt się nie skapnął, że wpatruje się w Caspra jak cielę. Wymówką był oczywiście Isaac, który zapomniał czapki/wody/skarpetek/mózgu, a ona jako dobre rodzeństwo przynosiła mu te wszystkie szpargały całkowicie bezinteresownie i z dobrej woli serca.
A jednak - istniały też sytuacje problematyczne i jedną z nich była jebana, śmierdząca, obrzydliwa męska szatnia. I tak, Viper zdążyła już zacząć praktykować swój zwyczaj unikania tej wylęgarni testosteronu i przemykania szybko do sąsiadującej toalety (jeśli już zdecydowała się ćwiczyć, czyli - nie ukrywajmy - stosunkowo rzadko), ale nie zmieniało to faktu, że żeby przejść do łazienek, trzeba było przebić się przez odór dezodorantu i nawał męskich ciał i jakoś tak się zdarzało, że za każdym razem jej wzrok musiał padać akurat na tego zasranego Russso i za każdym samem była tak samo zawstydzona faktem, że tak panicznie przyspieszała tego kroku, bo serio - co się z nią właściwie działo?
Teraz zaś, odkąd Casper pomieszkiwał sobie w ich stodole, o czym oficjalnie niby nikt nie wiedział, a tak naprawdę wiedzieli chyba wszyscy oprócz starych, to wszystko przybrało tylko na sile, bo nagle widywała tego kretyna cztery razy częściej i miała wrażenie, że gość zaczął ją zwyczajnie prześladować, a ona przecież tak bardzo starała się odsunąć od siebie wszystkie grzeszne myśli, a im bardziej próbowała, tym bardziej przybierały na sile. Tak czy inaczej, chłop ewidentnie doprowadzał ją na skraj szaleństwa, bo ostatnio na biologii tak się na niego zagapiła, że nie zrobiła wcale notatek z pasożytów zewnętrznych, a gdyby zrobiła, to może wiedziałaby, że skutecznym sposobem na grzeszne myśli miało okazać się przypominanie sobie o wszach łonowych.
Teraz jednak - po tym zasranym wuefie, kiedy większość byczków opuściła już siłownię, a ona akurat wychodziła z łazienki - nie myślała wcale o wszach łonowych. Bo oto jej oczom ukazał się widok niebywały: w pomieszczeniu został tylko i wyłącznie plecak Caspra i jego łachy. Oczy zaświeciły jej się lekko i podjęła wybitnie złożoną walkę z samą sobą, bo najlogiczniejszą opcją byłaby szybka ewakuacja, ale czy w tym stanie potrafiłaby zdać się na logikę? Skądże. Więc - już teraz klnąc w myślach na siebie i tego pieprzonego Russo - przysiadła sobie elegancko na ławeczce i zdjęła jednego buta (że niby dopiero co go ubierała i nie czatowała wcale jak łowca na zwierzynę), i czekała jak idiotka, skubiąc skórki wokół paznokci.
Aż w końcu wyłonił się on - niczym grecki bóg, w samym ręczniku z wilgotnymi włosami, a ona w pierwszym odruchu odwróciła zmieszana wzrok, ale zaraz zorientowała się, że: po pierwsze - właśnie na to czekała, a po drugie - to chyba było jednak trochę p o d e j r z a n e . Zaraz więc powróciła spojrzeniem do Caspra, starając się przywołać swoją surową i oceniającą minę.
- A wy pod te prysznice nie możecie swoich szmat brać ze sobą? Tak paradować na golasa prawie, to w domu swoim można, a nie w miejscach publicznych... - wyrzuciła z siebie, potykając się na paru słowach, co w ogóle nie było w jej stylu. Boże i on tak teraz będzie stał jak osioł, a ona - jak oślica - się gapiła, skończona idiotka, bardzo usilnie próbując nie zezować na którykolwiek obszar jego ciała od obojczyków w dół?

Casper Russo
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Trening.

To go napędzało. Dawało mu poczucie, że miał nad czymkolwiek kontrolę, przynajmniej w pewnym sensie. Schemat był zawsze ten sam - dać z siebie wszystko. Zmęczyć ciało do granic możliwości. Odreagować to, co dawało mu poczucie bezsensu, a powodów do tego było wiele. Między innymi:

Ojciec, który pewnie od zawsze miał Caspera głęboko w dupie i postanowił po prostu się zmyć. Wyszedł po papierosy, mleko czy jakieś inne chujostwo i już nie wrócił. Zostawił po sobie niechęć, kilka zamglonych wspomnień, urodę włoskiego amanta i skłonności do depresji. Co prawda uroda przydawała mu się w wielu sytuacjach, chociaż traumy uniemożliwiały wykorzystanie tego w sposób, w który wielu by to zrobiło. Przez starego Casper był po prostu ładnym, ale nieśmiałym chłopcem, który wchodził w okres dojrzewania całkowicie do tego nieprzygotowany.

Matka, która zrobiła coś prawdopodobnie gorszego, od ojca, bo ten uciekając wiedział, że zostawia syna pod czyjąś opieką. A co zrobiła stara? No właśnie gówno zrobiła i uciekła, zostawiając za sobą smród i nie chodziło o dosłowny smród stajni u rodziny Monroe, gdzie aktualnie spał, a o metaforyczny smród jej wątpliwie moralnej decyzji.

Casper nie wiedział co ma z tym zrobić i czuł się zagubiony bardziej, niż zwykle. Bał się iść na policje, bo nie chciał trafić do obcych osób, a nie znał żadnej innej rodziny w Lorne Bay. Słyszał coś kiedyś o znienawidzonej przez matkę siostrze, ale nie miał zielonego pojęcia gdzie ta siostra teraz jest, bo kobiety nie utrzymywały kontaktu od ponad dekady.

Potrzebował odskoczni, dlatego spędzał czas niezwykle aktywnie, aby wypełniać sobie czynnościami cały dzień i nawet część nocy. Isaac pomagał mu potem dostać się do stajni, aby mógł się zdrzemnąć, bo bał się spać w mieszkaniu matki. Miał podejrzenia, że tam straszy, chociaż niby wiedział, że nie ma duchów, ale strach był prawdziwy. Bywał tam jedynie na chwilę, aby się umyć i przebrać. Raz mógł zdrzemnąć się w pokoju Isaaka, kiedy jego rodziców akurat nie było w domu, co skończyło się skakaniem przez okno, kiedy nagle wrócił stary Monroe w kiepskim humorze. Casper prawie skręcił wtedy kostkę, nie mówiąc o zadrapaniach kolcami róży, bo spadł prosto na krzak. Przynajmniej ładnie pachniał.

Chłopiec odznaczał się nie tylko brakiem lęku wysokości i twardą dupą, ale również tym, że w każdej sytuacji i każdej osobie starał się dostrzegać jakieś zalety. Czasami ludzie, swoim debilnym zachowaniem, bardzo mu to utrudniali, ale nie przejmował się aż tak bardzo. Przynajmniej dopóki miał chociaż kilka osób wokół siebie, które dobrze go traktowały i nie onieśmielały przy każdej okazji. Takich osób, przy których nie czuł się niezręcznie, jakby znajdował się w nieodpowiednim czasie i miejscu.

Myślał o tym, kiedy stanął w niewielkim holu między prysznicami, a szatnią i wpatrywał się w siedzącą przed nim Viper. Ławka, na której usiadła znajdowała się z pięć metrów przed nim i w tym momencie miał wrażenie, że to jest zdecydowanie za blisko. Pewnie normalnie by się tym nie przejął, ale dziwnie poczuł się z faktem, że są tutaj zupełnie sami, a on ocieka wodą, przewiązany w pasie jedynie niewielkim ręcznikiem. Zostawiał za sobą mokre ślady stóp, bo zapomniał dzisiaj klapek, co też trochę go krępowało. Miał nadzieję, że będzie sam i nikt nie zauważy, a tu taka niespodzianka.

Nie przeszło mu przez myśl, że Viper może tu być z jego powodu i nie zwrócił uwagi na żaden podejrzany szczegół ani na niepodejrzany. Starał się raczej zatuszować jakoś tę niezręczność pokerową miną, co było trudne, bo nie umiał robić takiej miny. Nigdy nawet nie grał w pokera. Viper była po prostu siostrą Isaaka, którą znał od… Nie pamiętał od kiedy, ale już dosyć długo. Odkąd spał w ich stajni osoba Viper odrobinę go krępowała i pewnie miało to związek z tym, że po prostu była ładna, ale Casper jakoś jeszcze nie usiadł i się nad tym porządnie nie zastanowił, bo według niego to nie miało sensu… Bo to siostra Isaaka.

Teraz stał jak taka sierota, którą faktycznie był jakby nie patrzeć, a jak patrzeć to też. Stał i patrzył trochę skołowany na twarz Viper, kiedy tak odwracała, a potem wracała do niego wzrokiem chyba równie, albo nawet bardziej, skrępowanym jak jego. W pewnym momencie drgnął na dźwięk jej głosu i zerknął pospiesznie, przelotnie, bardzo szybko, w dół na swój ręcznik, upewniając się, że nie widać nic, czego nie powinno być widać.

Żeby tych niezręczności nie było i tak już za wiele, to kiedy dotarł do niego sens jej słów i schował się jakby bardziej w sobie i nawet miał ochotę odwrócić się i uciec z powrotem pod prysznic, ale co by mu to dało? Czekałby ze ściśniętym żołądkiem aż Viper sobie pójdzie? A jeżeli poszłaby za nim, żeby znowu go szejmować?

No nie wiem. Chyba możemy, ale wtedy się zmoczą 一 zauważył, kiedy zdobył się w końcu na odwagę żeby odpowiedzieć. 一 Przepraszam, myślałem że nikogo nie ma. Zaraz się ubiorę 一 dodał, po czym ruszył przed siebie, zwracając się przodem do swojej szafki, która była kilka metrów na prawo do siedzącej Viper.

Wiedział, że musi przejść tuż obok niej i to go tak bardzo zestresowało, że wstrzymał powietrze i planował nie oddychać, dopóki nie dojdzie do swojej szafki. Podłoga postanowiła, że nie ułatwi mu zadania i poślizgnie go, współpracują z wodą pokrywająca jego nagie stopy. Efekt był taki, że rozkraczył się prosto przed Viper, robiąc coś na podobieństwo szpagatu, chociaż jedną nogę udało mu się zgiąć, więc uderzył w posadzkę kolanem. Ręcznik rozsunął się niefortunnie ukazując wszystko, co miał zakrywać. Casper klęczał więc w rozkroku przed nią z przerażeniem wymalowanym na twarzy, którą pospiesznie zwrócił w górę, aby spojrzeć na Viper i jej reakcję. Podejrzewał, że zaraz zginie i to prawdopodobnie po prostu ze wstydu i to by był najszczęśliwszy dla niego scenariusz.


uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Kto wymyślił to wszystko? W sensie - te wszystkie biologiczne mechanizmy (bo Viper nie wierzyła, że to było coś innego niż czysta biologia), przez które się traciło rozum, jak tylko w zasięgu wzroku pojawiła się odpowiednia osoba? Nienawidziła wielu aspektów swojego człowieczeństwa, ale to już była naprawdę przesada. Miała ochotę ostatnio przez dziewięćdziesiąt procent czasu przeprowadzić na sobie lobotomię albo chociaż wydłubać oczy, bo przecież jak nie będzie w stanie Caspra zobaczyć, to też chyba nie będzie jej aż tak odbijać, nie? Już jakiś czas temu narysowała na marginesie zeszytu serduszko i tak bardzo się tym przeraziła, że zaraz dorysowała w nim noże i dopisała jakiś emo cytat o śmierci, żeby się nikt przypadkiem nie zorientował (nie, żeby kogokolwiek interesowały te wisielce, które regularnie kreśliła w zeszycie od matmy). Nie wiedziała już czy bardziej żenowała się samą sobą, czy opcją, że ktoś z zewnątrz mógł zauważyć, że działo się z nią coś iście okropnego.
Miała wrażenie, że wyczerpała już wszystkie taktyki. Unikanie? Nie wychodziło zupełnie, tylko się bardziej stresowała, jak starała się być cichociemna i wszystko szło w diabli. Doprowadzanie do niby-przypadkowych interakcji? To przecież zawsze się kończyło straszną żenadą, bo najpierw była domyślnie niemiła, a potem starała się wybrnąć, żeby Casper nie pomyślał, że go nie lubi, a potem znowu była wredna, żeby sobie nie pomyślał, że go lubi przypadkiem, no i tak się to życie toczyło, a ona sama nie wiedziała chyba, czego chciała. Oprócz tego, żeby JEJ WRESZCIE PRZESZŁO, BO TO BYŁO NIEPOWAŻNE. Ona miała na czym się skupić, tak? Głównie, żeby Felix sobie młotkiem łba nie rozjebał przypadkiem lub celowo, no i na nauce, bo ona przecież miała być niebawem zdobywczynią światowych nagród, prezydentką, biolożką, lekarką medycyny sądowej i w ogóle całą masą rzeczy - i żadna z tych rzeczy nie brzmiała: „żoną Caspra Russo” (takich głupot jeszcze nie wypisywała, na szczęście, w zeszycie). Ani czyjąkolwiek w ogóle, tak? Ona musiała być niezależną istotą, absolutnie samowystarczalną i chociaż pogodziła się już z tym, że zawsze będzie miała ogon pod postacią Felixa, to takiego Isaaca, na przykład, planowała usunąć z życia jak najszybciej. No ale razem z Isaakiem musiałaby usunąć też Caspra, a to jakoś jej się na razie nie kalkulowało.
Tak czy inaczej - doprowadziwszy znowu do sytuacji iście kuriozalnej, której to zaczęła żałować już kiedy Russo stanął przed nią taki paradoksalnie piękny, że miała ochotę mu strzelić w łeb i wybić wszystkie zęby, żeby tylko przestał tym urokiem epatować, musiała jakoś sobie poradzić. I jeszcze, na wszystkie kręgi piekła, Casper chyba był nią zażenowany? Takie sprawiał wrażenie, w każdym razie, jakiś nagle zbity z tropu i Viper z przerażeniem uzmysłowiła sobie, że na pewno wiedział i zauważył, że latała za nim jak durna, i sobie teraz myślał o niej jakieś rzeczy niewybredne, i w ogóle, że pewnie specjalnie usiadła w tej szatni i czekała aż wyjdzie spod prysznica (prawda), a potem pewnie chciała go napaść i ubezwłasnowolnić (nieprawda... jeszcze). Przez moment trwali tak, jedno bardziej zażenowane od drugiego i Monroe myślała, że nie wytrzyma zaraz tego napięcia i ucieknie po prostu jak skończona pizda, ale na razie chyba wmurowało ją w tę ławkę, bo tylko siedziała i patrzyła na niego, i bardzo starała się nie patrzeć tam, gdzie patrzeć nie powinna, tylko podejść do tego wszystkiego na chłodno, z miną niewzruszonej suki, ale to także chyba niespecjalnie jej teraz wychodziło, bo przy Casprze wszystko wychodziło jej jakby trochę mniej perfekcyjnie niż zazwyczaj.
Jak ją przeprosił, to już zupełnie zdurniała i chyba na moment ją zatkało, co generalnie się przecież nie zdarzało. Na chwilę zatopiła się w tej niezręcznej ciszy, zerkając na niego tylko ukradkiem i próbując rozstrzygnąć czy skoro przed chwilą była wredna, to teraz powinna być miła, i tak dalej, ale wtedy wydarzyło się rzecz niebywała - coś, co potem przez wiele tygodni jeszcze prześladowało ją po nocach, w sposób, który podobał jej się za bardzo w ogóle jej się nie podobał. Bo w tym momencie - kiedy ona już i tak ledwo oddychała, bo bała się, że ma na przykład oddech nieświeży albo coś takiego - Casper nagle postanowił runąć na podłogę, a razem z nim runął też jego ręcznik i... o boże.
Nienienienienienienienie.
Nie gap się, idiotko. Nie gap się, nie gap się, nie gap się...
No więc tak - gapiła się i to nie tak po prostu, ale brwi uciekły jej gdzieś na sam czubek czoła, oczy wytrzeszczyły się, jakby co najmniej kosmici wylądowali u niej za stodołą, a usta rozchyliły w wyrażeniu niemego szoku. Dopiero, kiedy Casper podniósł na nią wzrok (choć też nie miała pewności, czy ta jej reakcja nastąpiła tak od razu, bo zupełnym przypadkiem skupiała się właśnie na innej części jego ciała niż oczy), odwróciła głowę o dziewięćdziesiąt stopni, czując jak robi się natychmiastowo cała czerwona i jakieś nieokreślone ciepło ogarnia nagle całe jej podbrzusze. Jeszcze na wszelki wypadek osłoniła policzek ręką, żeby Russo przypadkiem tego nie zauważył (tak, na pewno), choć wyrazu oszołomienia za nic nie mogła pozbyć się z twarzy. I normalnie pewnie by coś powiedziała, bo gdyby to przydarzyło się na jej oczach komukolwiek innemu, to już by miała na końcu języka jakiś niewybredny i uwłaczający komentarz, ale teraz zupełnie ją zamurowało, i topiąc się w tym jakże niepasującym do jej anemicznej twarzy rumieńcu, naprawdę nie miała pojęcia, co teraz zrobić.
Odchrząknęła jakoś sztucznie, starając się opanować te palpitacje serca, które właśnie chyba próbowało wyskoczyć jej z klatki piersiowej, no i próbując przypomnieć sobie, jak się właściwie oddychało, bo nagle miała z tym potężny problem.
- N-no i właśnie... - słysząc we własnym głosie to okropne zająknięcie, jeszcze bardziej się skrępowała i zdecydowała, że chyba lepiej było jednak nie odzywać się, dopóki się nie ogarnie jakkolwiek.

Casper Russo
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Casper był nieświadomy wszystkiego, co działo się w ciele, rozumie i duszy Viper. Ogólnie przez mętlik we własnej głowie, który powodował Isaac swoim istnieniem, i tylko istnieniem, nie bardzo ogarniał, że komuś mógłby się w ogóle podobać, a już na pewno nie komu konkretnemu. Mówi się, że najciemniej pod latarnią i może było w tym ziarno prawdy. Czasami jakaś dziewczyna go zaczepiła, głównie te z drużyny dopingującej, i koledzy rzucali tekstami typu: o, Stacy leci na ciebie. Wendy by ci pewnie język do gardła wepchnęła i różne inne dziwne określenia. Casperowi to jednak nie imponowało, czuł się nawet odrobinę zażenowany, bo nawet nie całował się nigdy z dziewczyną, a jego koledzy osiłki pewnie doszli już do drugiej bazy. W to, że to Viper mogła być w nim zabujana nie uwierzyłby nawet, gdyby ktoś wprost mu o tym powiedział. Na pewno by uznał, że ta osoba robi sobie jaja z niego. Jakieś żarty niewybredne i nie na miejscu. Viper nie wydawała mu się osobą, która miałaby lecieć na kogokolwiek, a co dopiero na niego. No i była spokrewniona z Isaakiem, to podwójnie się nie spodziewał.

Chociaż w zasadzie to było prawie tak samo prawdopodobne, jak to że rozkraczy się przed Viper w samym ręczniku, robiąc jakąś dziwną odmianę półszpagatu w taki sposób, że poły ręcznika rozsunął się, siłą rzeczy opadną i odsłonią wszystko, co miał do pokazania, czyli cała swoją goliznę. Jednak właśnie to się wydarzyło, a on zamarł i wstrzymał oddech, przez chwilę nie mając pojęcia co zrobić. Chyba niczego sobie nie złamał, więc powinien dać radę się podnieść i zasłonić, ale zamiast tego wolał sprawdzić najpierw czy Viper na niego patrzyła i wszystko widziała. Trudno powiedzieć jak długo łudził się, że może jednak nie. Wyglądało jednak na to, że nie przypatruje mu się nachalnie, nie śmieje z niego i nie sięga po telefon, żeby zrobić zdjęcia, a potem pokazać je całej szkole. To na pewno pozytyw w tej całej żenującej sytuacji.

Z drugiej strony czy powinien aż tak się zawstydzić? Przecież Viper chyba miała to samo w spodniach. No właśnie. W spodniach. W tym wieku intymność była jednak czymś innym i absolutnie nie był przyzwyczajony do pokazywania golizny, nawet w męskiej szatni, gdzie wielu to robiło i się nie krępowało. Co za nieszczęście. Czym sobie na to zasłużył?

W końcu odetchnął nierówno i poruszył nogami, chcąc sprawdzić czy dalej ma w nich czucie. Gdy okazało się, że ma, to podciągnął je wyżej i przekręcił się na bok, żeby przyciągnąć jedną nogę do drugiej i powoli wstać.

O boże 一 szepnął, ruszając w końcu z miejsca i dopadając do swojej szafki. Oddychał teraz szybko, w pośpiechu otwierając metalowe drzwiczki i przeszukując swoje rzeczy. W tym wszystkim zupełnie zapomniał o bieliźnie i od razu zaczął wciągać na tyłek jeansy. Może resztę złapie w ręce i po prostu ucieknie? Miał na to ochotę i nawet przez chwilę był bardzo zdeterminowany, żeby to zrobić. Nie miał pojęcia co się między nim, a Viper przez to stało i czy ta sytuacja eskaluje, czy jednak pozostanie ich sekretem, ale nie umiałby spojrzeć teraz Monroe w oczy. A jeżeli powie Isaakowi? Albo komukolwiek? A co, jeżeli ten ktokolwiek rozpuści plotkę i okaże się, że zaczną mówić o nim jak o jakimś zboczeńcu?

Podciągnął spodnie, kręcąc biodrami, żeby szybciej na nie weszły, a gdy już to zrobił, odrzucił ręcznik na ławkę i jednym, mocnym ruchem zapiął rozporek. To wtedy stało się coś bardzo niedobrego.

Bardzo.

Niedobrego.

Wstrzymał powietrze, po czym jęknął i zatoczył się na szafkę, uderzając w nią torsem. Zacisnął dłoń na kroczu i opuścił głowę, zamykają mocno oczy. Nie wiedział ile czasu tak trwał, może wieczność. W końcu zamrugał i zerknął w dół, odsuwając dłoń, by zobaczyć co się właściwie stało i czy jeszcze w ogóle posiada swoją męskość. Wyglądało na to, że przyciął sobie skórę tego najwrażliwszego z męskich miejsc i nie był tego w żaden sposób w stanie naprawić. Przypomniał sobie, że Viper nadal tu jest, więc zerknął na nią kątem oka, a potem odwrócił się do niej tyłem, by szarpać się z rozporkiem na osobności. To było niezwykle bolesne, super żenujące i mega frustrujące. A był pewien, że nie może być nic gorszego, niż jego nagi szpagat.

Próbował się jakoś uspokoić i zastanowić szybko co powinien teraz z tym zrobić. Nie może tak stąd wyjść, przecież było widać, że coś mu z rozporka wystaje. Nie mógł też tak tutaj zostać, a bał się, że jak pociągnie za mocno, to się porządnie zrani.

Musiał poprosić Viper o pomoc. Tylko jak? Co sobie ta osoba pomyśli o nim? Znowu. Teraz na pewno będzie robić jakieś zdjęcia albo filmik nakręci i koniec z jego reputacją, która może nie była jakaś zajebista, ale na tyle dobra, że nie chciał jej psuć. Jeżeli to wyjdzie, to chyba nigdy nie wróci już do szkoły ani drużyny. Ucieknie z miasta, może z kraju, a może nawet ze świata. Czy był na skraju paniki? Być może.

W końcu przekręcił głowę, by zerknąć kątem oka na Viper, która dalej siedziała na swoim miejscu i wpatrywała się w jego plecy. Nie wiedział czemu, ale czy może być szansa, że się jakoś nad nim zlituje?

Ehm… Victor? Mógłbyś mi pomóc? Przyciąłem sobie skórę i… 一 No właśnie. I co? Miał jej to teraz pokazać? Skoro już powiedział co się stało, to chyba by wypadało. Nie miał wielkiego wyboru. Skrzywił się, przywołując na twarz cały ból tego upokorzenia i ból przyciętej skóry, po czym powoli się odwrócił i bardzo niechętnie odsunął dłoń od rozporka.


uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Boże, to wszystko to był jakiś żart nieśmieszny. To, co jej się tam roiło w głowie, to, jak jej organizm żenująco reagował, kiedy Casper był w jej pobliżu, no i ta cała sytuacja - doprawdy, kpina losu. Musiała mocno nagrzeszyć w poprzednim życiu, że ją tak Los pokarał; już wolałaby się zreinkarnować w jakiegoś fajnego robala, ale może matka natura wyszła z przekonania, że to jednak byłaby zbyt łagodna kara, tak sobie istnieć w australijskiej buszy przez trzy dni i czekać, aż jakaś żmija ją zeżre. Viper wierzyła, że kiedyś była jedną z czarownic powieszonych w Salem, więc kto wie - może faktycznie bozia, jeśli zgodnie z wyznaniem rodziców istniała, uznała, że za te czary nieczyste należało jej się cierpienie pod postacią zauroczenia w totalnym kretynie, a w dodatku przyjacielu jej niedorozwiniętego brata.
I tak sobie trwała jak ta idiotka skończona, codziennie znosząc upokorzenia myślenia o Casprze znacznie częściej oraz bardziej intensywnie niż to się mieściło w jakiejkolwiek normie, a już w tej narzuconej jej przez ją samą zupełnie. Bardzo surowo narzucała sobie niezależność i wolność od przejmowania się opinią innych ludzi, co równało się z tym, że najczęściej zwyczajnie miała ich serdecznie w dupie. Tym bardziej ta sytuacja kuła ją w ego i opinię zimnej suki, którą żywiła w stosunku do siebie samej. Naprawdę liczyła, że ominie ją pokusa na ten szał ciał, a teraz co? Budziła się rano i myślała o klacie Russo, jak ten biegał z Isaakiem jak pies za piłką tuż pod jej parapetem albo obok szopy, przez której małe okienko wyglądała czasem podczas prac taksydermistycznych, żeby sobie trochę na niego popatrzeć, czym rozpraszała się niezmiernie i robiła durne błędy, za które pluła sobie w głowę. To, co ten debil z nią robił, prosiło się o pomstę do nieba. Albo piekła. A najlepiej obu.
No a teraz jeszcze ta szatnia. Trochę żałowała, że jednak dała się zwieść pokusie i udawać, że wiąże tego buta, ale przy tym odrobinę też była zadowolona, że jej oczy uraczył ten widok, choć tego jeszcze nie była w stanie sama przed sobą przyznać. Zwłaszcza, że w tym momencie, to była głównie głęboko zażenowana - Casprem, swoją reakcją, tym, że nagle zrobiło jej się duszno i tak bardzo ucieszyła się, że Russo zdecydował się odwrócić i ubrać. Trochę panicznie, racja, ale kiedy nie czuła na sobie jego wzroku, jakoś łatwiej jej było przywrócić racjonalny tok myślenia. Nie, wcale nie, bo przed oczami nadal stał jej obraz tego, co ujrzała przed chwilą, a co nie było ewidentnie przeznaczone dla jej wrażliwych wciąż, bo nastoletnich, na podobne widoki oczu.
Skupiona w zupełności na tym, żeby jakoś spacyfikować to ciepło, które rozlewało się po jej podbrzuszu, planowała już szybką ewakuację, ale właśnie wtedy wydarzyła się prawdziwa tragedia, której widmo będzie się za nimi ciągnęło jeszcze przez długie miesiące, jeśli nie lata.
Kiedy Casper tak zdębiał nagle, pozwoliła sobie zerknąć na niego znowu dyskretnie, bo stresowało ją, kiedy tak wisiał nieruchomo w niedalekiej odległości, ale kiedy spostrzegła, że ten zaciskał dłonie na kroczu, gwałtownie odwróciła się znowu. Matko boska, co on wyprawiał? Czy Russo robił sobie właśnie dobrze w jej obecności? To sprawiło, że przewróciło jej się w żołądku, bo już miała swoje scenariusze i wyjaśnienia na tę okoliczność, a co drugi był coraz bardziej abstrakcyjny i niemożliwy. Idiotko skończona, uspokój się. Nie, to na pewno nie o to chodziło. A jednak, kiedy chłopak odwrócił się do niej tyłem i wciąż coś tam grzebał przy tym rozporku, uznała, że chyba jednak miała rację. Znowu poczuła, jak ciepło zalewa jej policzki i przez chwilę jeszcze trwała nieruchomo jak posąg, aż w końcu zdecydowała, że to definitywnie był moment na szybką ewakuację.
Już zbierała swoje rzeczy, kiedy Casper odezwał się do niej słabym głosem. Powróciła do niego spojrzeniem, zaskoczona nieco, że zdecydował się faktycznie fapać i mówić do niej jednocześnie, ale kiedy tylko usłyszała o pomaganiu, normalnie chyba zrobiło jej się słabo. Matko, co się robiło w takich sytuacjach? Ale tak w placówce edukacyjnej...? Już miała mu wywrzeszczeć, że ona nie była jakąś tanią szmatą, żeby takie rzeczy robić po szkolnych szatniach i to z nim jeszcze, ale wtedy dotarło do niej zakończenie zdania i choć z początku nie zrozumiała, jak to wszystko się ze sobą łączy, to kiedy Russo odwrócił się, a jej wzrok (naturalnie) spełznął od razu na te konkretne rejony, wnet zrozumiała, że myliła się co do zaistniałej sytuacji.
Trochę ulga, a trochę jednak zawód.
Normalnie z tego wszystkiego aż zapomniała się roześmiać. Patrzyła tylko jak oniemiała na ten obraz ludzkiej porażki, zawieszony smutno i zniewolony między udami Caspra, zastanawiając się, do czego zmierzali jako światowa populacja. Do tego? Do padania ofiarami zabójczych rozporków? W końcu jednak otrząsnęła się i spojrzała na niego surowo.
- I co ja mam ci z tym zrobić niby, kretynie? - fuknęła na niego, żeby nie pomyślał sobie czasem, że go lubiła albo coś, ale w końcu podniosła się z ławki na nieco drżących nogach i podeszła do niego, starając się zachować zimną krew. Miała być lekarką, tak? Powinna być niewrażliwa na takie widoki, niezależnie od tego, do kogo ten narząd uwięziony przez rozporek należał. Spojrzała znowu na to wszystko oceniającym wzrokiem. No wyglądało na to, że trzeba było odpowiednio delikatnie pociągnąć. Jezu i znowu ciągnięcie w męskiej szatni - nie sądziła, że kiedykolwiek upadnie tak nisko.
W końcu odetchnęła głęboko, podeszła jeszcze bliżej, a potem chwyciła (!) w swoje własne ręce (!!) biedną, straumatyzowaną, casperową męskość i - na tyle delikatnie, na ile potrafiła - uwolniła ją z rozporka, zezując trochę tylko na jego reakcję. Dostrzegła trochę krwi, zatem przewróciła oczami i ruszyła do swojego plecaka, żeby wciągnąć z niego apteczkę, którą nosiła ze sobą zawsze, znając tendencje Felixa. Wydobyła z niej gazik i wręczyła chłopakowi bezceremonialnie, wciąż z kamienną miną.
- Przyłóż sobie, ja już tego nie dotykam - zameldowała, ignorując uparcie zaczerwienienie policzków, które uderzało jej ciepłem po twarzy. Matko, co za żenada.

Casper Russo
sprzedawca — fleuriste
18 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Kaczuszko, wiesz, maki są czerwone tak jak róże, kaczuszki są nieduże i tak już w życiu jest.

Był tak zażenowany, jak jeszcze nigdy w życiu. N i g d y nie zdarzyło mu się coś równie niedorzecznego, nieprawdopodobnego i tak naprawdę to wolałby być teraz gdziekolwiek indziej, z kimkolwiek innym i nie wyobrażał sobie, że cokolwiek mogłoby być gorsze od t e g o. Nie wiedział czy wstrzymać powietrze i się udusić, czy oddychać szybko i zapowietrzyć się albo… sam nie wiedział co mógłby robić z powietrzem, to wszystko, to było dla niego zdecydowanie za dużo. A jeżeli zemdleje? Może powinien?

Na moment zapomniał nawet o bólu fizycznym, bo uczucie wstydu wypełniło go całego, dosłownie. Jakim cudem on w ogóle wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk? Od razu tego pożałował, bo przez to przywołał Viper i zachęcił ją, aby zobaczyła jego przyciętego przez rozporek ptaka. A przecież ona była chyba o krok od ucieczki z tego miejsca i gdyby został sam, to może… Może jakoś by mu się udało samemu uwolnić, napędzany desperacją? Pewnie by sobie tylko zaszkodził bardziej, ale przynajmniej nikt nie byłby tego świadkiem.

Już widział po jej minie, że to był najokropniejszy pomysł prosić ją o pomoc. Może mógłby się z tego jeszcze wycofać? Wtedy ona się odezwała i wszystkie jego obawy tylko przybrały na sile. Rozchylił lekko usta i tak patrzył na nią trochę, jakby nie rozumiał sensu jej wypowiedzi. Właściwie jednak to jej uwierzył, bo sam często myślał sobie, że jest kretynem, a przecież właśnie wydarzyło się coś, co było jak dowód na to. Uciekł wzrokiem w bok i pomyślał, że może wszystko się jakoś ułoży, jeżeli nie będzie patrzył i pomyśli o czymś innym albo zacznie odliczać lub robić cokolwiek innego w swoich myślach. Nie wiedział czego się właściwie spodziewał. Może, że jego męskość sama jakoś ucieknie szponom rozporka i wszystko wróci do normy albo, że Viper jednak sobie pójdzie, albo zniknie, albo czas się cofnie i będzie mógł naprawić swój błąd i założyć najpierw te gacie. Może czas by się cofnął tak daleko, że nawet by się nie wyjebał na posadzce nieprzyzwoicie?

Potem poczuł dotyk Viper i skrzywił się i nawet nie był pewien czy z bólu, strachu, zażenowania, czy z jakiegoś innego powodu. W końcu nikt go jeszcze tam nie dotykał, no oprócz matki, ale to było tak dawno, że nawet nie pamiętał już, no i to chyba inaczej wtedy jest. Policzki zapłonęły mu rumieńcem i miał wrażenie, że jego twarz dosłownie zapłonęła i że Viper poczuła wzrastającą temperaturę jego ciała i też to zaraz skomentuje. Ale ona go musiała nienawidzić i gardzić nim i właściwie wcale się jej nie dziwił. Był też już pewien, że po wszystkim rozpowie po szkole jaka z niego obleśna oferma, a najgorsze, że Isaac się dowie i za kogo on go będzie miał? Jego życie chyba się właśnie kończyło i równie dobrze mógł wyskoczyć przez okno w akcie samobójczym. Pewnie by się tylko trochę potłukł, bo szatnie były na parterze, tak jak cała hala sportowa, ale chyba o tym nie myślał w tym momencie. Co za masakra, nawet okna były za nisko, żeby plan się powiódł. Wszystko szło nie tak. Niby powinien był się przyzwyczaić, a jednak zawsze było to jakieś zaskoczenie, jakby zapominał ciągle jaką jest życiową pizdą. Pewnie dlatego matka uciekła i go zostawiła bez słowa. Jej też nie powinien był się dziwić.

Jęknął, kiedy Viper pociągnęła nagle część jego ciała, wyswobadzając wrażliwą skórę z metalowych ząbków.

Jego głos go zaskoczył, więc zamknął szybko usta i zamrugał zdezorientowany. Nie chciał tak zareagować, ale to jakoś samo z niego wyszło, całe napięcie i ból i zaskoczenie. Co teraz? Powinien chyba obejrzeć się czy nie został kaleką albo coś? Poczekał jeszcze chwilę, odwracając wzrok i dopiero, jak Viper się oddaliła, to pospiesznie rozpiął spodnie i zajrzał tam, sprawdzając stan swojego przyrodzenia. Zauważył krew i trochę mu się słabo zrobiło, ale wtedy wróciła Monroe i Casper po prostu wziął od niej pospiesznie wacik i przyłożył sobie w zranione miejsce, co już z jakiegoś powodu dało mu pewną ulgę 一 głównie fakt, że już się zasłonił, ale też że nie musi patrzeć na krew.

Dziękuję. Chcę umrzeć 一 wychrypiał, szukając wzrokiem swojej bielizny, cokolwiek byle nie patrzeć na Viper. Nie był nawet pewien co powiedział na głos, a co tylko w swoich myślach, ale był zbyt zajęty chęcią wydostania się stąd jak najszybciej. Może weźmie wszystko i wróci do prysznicy i tak jeszcze raz wszystko obejrzy i ubierze się w końcu jak człowiek?

Tylko nie patrz na Viper.

Nie patrz na nią.

Spojrzał na Viper… i od razu tego pożałował. Zauważył, że jej policzki też były czerwone i sam nie wiedział kogo skóra była bardziej rozgrzana. Czemu nie można było tak po prostu zapaść się pod ziemię? A co, jeżeli ona też chciała się tak zapaść i zapadliby się oboje i w sumie nic by to nie zmieniło, bo dalej by obok siebie byli w takim stanie żenującym? Stał jak słup soli i nie miał odwagi, żeby się poruszyć nawet, więc tak po prostu patrzył na nią z rozpiętymi spodniami, krocze zasłaniając dłonią i wacikiem.

Przepraszam też. Błagam nie mów nikomu. Nie powiesz? Proszę… 一 wyrzucił w końcu siebie, gotów zrobić właściwie wszystko, żeby tylko Viper nikomu się nie wygadała co tu się dzisiaj wydarzyło. 一 Zrobię co zechcesz…


ODPOWIEDZ