malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
  • 9.
Jakim cudem tu trafiła?
Odpowiedź była zawarta w setce ulotnych chwil. Pierwsze spojrzenie gdy mijali się na szkolnym korytarzu pośród kilkudziesięciu dzieci. Pierwszy pocałunek w strugach deszczu. Grymas na twarzy jej ojca gdy powiedziała mu o wszystkim. Pierwsze „Kocham Cię” i pierwsze „nienawidzę” - choć nie na serio, a zaledwie podczas przypływu emocji. Te zgranie, uczciwość i namiętność - wykraczała poza szeregi pewnych doznań i niedopowiedzeń.
Dzisiaj patrząc na to z boku, nie-oczami siebie szesnastoletniej pojmowała dany rodzaj schematu - Ernest Wordsworth był dla niej udręką a zarazem jedynym zrozumieniem. Wiedziała o czym myśli, jak reaguję jego ciało podczas dotyku - gdzie spojrzy, co powie - a jednak istniały pewne granice, do których pomimo upływu dwóch dekad wciąż jej nie dopuszczał. Nie chciała tego - dla części Pameli oddziaływało to w sposób hipnotyzujący - nie znając cząstki umysłu pisarza napływało w kobiecie pragnienie po więcej. Było to dziwne, nieokiełznane - i po tylu latach nadal nie potrafiła tego skontrolować. To w niej trwało, biło - obsesyjnie próbowało wyrwać się z piersi, niczym jakby było przesądzone, że muszą dać temu upust.
Co my mu im zrobiliśmy?
W łepetynie Burnett nieustannie tkwił scenariusz wczorajszej nocy, to jak ich ciała idealnie wkomponowały się w sensualność tego wytchnienia. To co czuli, zawsze się w nich odradzało. Dzisiaj zaś nadeszła odraza samej sobą - oraz nagły przypływ wyrzutów sumienia. Czy owe zbliżenie było warte tego co budowała przez lata z własnym mężem? Otóż nie i choć Ernie odnalazł ją w najgorszym dla artystki czasie - gdy depresja, samotność oraz brak wiary w siebie przechwycił żagle - skrzywdzenie Eprahim'a zwiastowało najokrutniejszą formę ich dalszej przyszłości. Musiała mu powiedzieć. Musiała przyznać się do rozpalenia tego ognia; do niewierność, podczas gdy on przebywał na gorszym froncie - gdy walczył za ojczyznę - stanowiąc mężczyznę idealnego, pełno zachwytów - kiedy ona, tutaj - teraz przy innym przestała poznawać samą siebie.
Siedzieli - na ganku, przed domem, który dzielił z inną kobietą, a który ona zhańbiła tarzając się w ich wspólnej, białej pościeli. Milczeli, wpatrując się w przestrzeń - słońce paliło im skórę, styczeń zazwyczaj należał do najgorętszych wobec innych jedenastu. Z początku nie potrafiła na niego spojrzeć, na kolanach trzymając książkę, którą podarował jej przedrankiem i którą zaciskała w prawą dłonią tak usilnie, że na wierzchu pozostawiała odciśnięte ślady swoich placów. Musiało minąć kilka minut, gdy piwne tęczówki przesunęły się po żuchwie towarzysza - w tym świetle jak i okiem artystki wydawać się mogło, iż perfekcyjnie wytwarzał harmonię wedle tej całej zieleni, która ich otaczała. Namalowałaby go, gdyby miała farby i mocniejsze pragnienia utrzymania tego momentu - chociaż bardziej pasował do aktów, lecz podobne dywersję kiedyś (choć mogłaby przysiąść, że w innym życiu) już się zdarzały.
Powinna iść, czy zostać?
Gdyby dane wydarzenie miało miejsce przed narodzeniem Jace i Libbie, zapewne (tak jak miała w zwyczaju) znowu by uciekła. Jednak teraz, w słońcu - podczas dorosłego życia - takie decyzję nie wchodziły w grę. Cisza została zerwana krótkim, a jednocześnie najpotężniejszym z pytań. „Co zrobisz, Pam?” Czy ktoś był w stanie jej doradzić? Nakierować? Popchnąć?
Ciche westchnięcie, konfrontacja spojrzeń oraz...- Nie wiem... - rzucone z przerażeniem, smutkiem - całą sobą.

ernest wordsworth
ambitny krab
.
pisarz — własne mieszkanie
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.

Była niebezpieczna.
Kiedy pojawiała się na horyzoncie czuł, jak tracił powoli kontrolę nad własnym ciałem. Chociaż rozsądek podpowiadał, żeby uciekał, żeby wrócił do swojej rodziny. Przecież gdzieś w głębi serca wiedział, że jego lojalność powinna być po stronie Gage i Henry'ego.
A jednak, kiedy jego palce sunęły po śniadej skórze Pameli, na nowo odkrywając każdy zakamarek jej ciała. Czuł, jakby mógł teraz naprawić każdy jeden błąd młodości, który popełnili. Jakby los chciał, żeby ich ścieżki na nowo się przecięły i stały się jedną. Naiwnie wierzył, że to właśnie jest im pisane - wspólna przyszłość. Naiwnie, w romantycznym uniesieniu nie myślał o konsekwencjach.
Dali się ponieść płomiennemu uczuciu, które cały czas czaiło się w klatce piersiowej. Zupełnie jakby przez ostatnie lata trwał w stagnacji, w dziwnym marazmie - chociaż w danym momencie wydawało mu się, że był człowiekiem szczęśliwym - który dopiero ona przerwała, swoimi wargami dotykając jego.
Jednakże, kiedy wysunęli się z sypialni, kiedy usiedli na tarasie, a on nieco nieobecnym wzrokiem spoglądał w dal, jakby chciał ujrzeć w niej przyszłość, zastanawiał się co dalej. W jego głowie nie było podobnych wyrzutów sumienia. Zastanawiał się w jaki sposób wyspowiada się ze swoich przewin Gage, czy ta znajdzie chociaż krztynę zrozumienia dla jego wyborów. I oczami wyobraźni wyobrażał sobie ich wspólne życie - jego oraz Pameli - którego namiastkę dostali podczas tych kilku dni nieobecności jego małżonki, kiedy tak zuchwale zaprosił Pam do siebie.
Jednakże niezależnie od jego pragnień, aby wizja roztaczająca się w głowie Ernesta mogła stać się prawdą, potrzebował jeszcze decyzji od Pammie. Zerkał na nią ukradkiem, kiedy promienie słońca tańczyły na jej policzkach, wplątywały się w ciemne pasma włosów, w które jeszcze niedawno z pasją plątał własne palce. Długo miął między zębami pytanie, którego nie umiał uformować w słowa, jakby nagle siłą wyższa zabrała mu umiejętność artykułowania swoich myśli. Och, ironio!
- Co zrobisz, Pam? - w końcu odezwał się głosem zachrypniętym od milczenia. Wyprostował się nieco i przeniósł skupione spojrzenie na kobietę. A gdy usłyszał te mrożące krew w żyłach słowa, jego szczęka zarysowała się mocniej pod krótkim zarostem. Nie wiem. Na początku łudził się, że żartowała. Że to jakiś test, który miał przejść, że zaraz roześmieje się i powie, że załatwi to jak tylko Burnett wróci do domu. Pochylił się znowu do przodu i oparł głowę na dłoniach, kiedy łokcie wsparły się na kolanach. - Nie wiesz? Więc znowu jesteśmy w tym samym miejscu? To po co to wszystko? - żal mieszał się ze złością, nad którą nie umiał zapanować.

pam burnett
powitalny kokos
lenny
abraham, larabel, novalie, priscilla
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Dlaczego przyjechała? Dlaczego zgodziła się spędzić kilka dni w domu mężczyzny, który nigdy nie był jej obojętny? Naprawdę była, aż tak naiwna wierząc, że wyjdzie z tego jedynie przyjaźń? Od samego początku ich relacji, od chwili gdy zaczęła jedynie kiełkować; rodziło się z tego coś więcej - jakby mechanicznie ciągnęło ich do siebie - wyzwalając obraz wczorajszej nocy. Nigdy nie potrafiła mu się oprzeć, każda ich wspólna sytuacja kończyła się dokładnie w ten sam sposób, całkowicie zapominając o tym co otaczało ich wokół. W końcu był też Ephrahim nazajutrz powracający do Lorne Bay, niczego nieświadomy tym do czego dopuściła się jego własna żona - wierzący, że tak jak zawsze wyczekuję w ich domu i przywita go pełnym pocałunkiem tęsknoty. Był też Jace zaledwie pięcioletni - zapewne wypatrujący przez okno w chatce swojego dziadka z oczekiwaniu na ukochaną mamę, z malutkim ciałem całym wypełnionym stresem, że być może już nie wróci. Nieopodal, zaledwie w innym mieście - znajdowała się również Gage, którą Pam nauczyła się nazywać „tą inną” tą która w pewnym sensie przejęła jej rolę - wyjechała na parę dni - z ich synem nie mając pojęcia, co naprawdę miało miejsce w jej domu. Nikt nie wiedział gdzie są, nikt nie był świadomy tego co zrobili robią - bawiąc się w dom tworząc historię, która nie powinna się zdarzyć - ani tym bardziej rozrastać. Oboje ich skrzywdzili, oboje złamali swoje własne przysięgi - na rzecz czego? Tego co przez lata się w nich kumulowało.
Nie było jednak zaprzeczalne to, że Pamela odczuwała pewne emocje wobec mężczyzny obok niej, ich poczynania nie były jedynie wzmacniane względem podniecenia uczuć cielesnych, czy też alkoholowych. To co zrobili było prawdziwe, a może nawet właściwe - aczkolwiek jednak najbardziej przerażał ją fakt, że będąc w ramionach Ernesta - czuła się dobrze, wspaniale - w doskonałym miejscu, niczym jakby było to oczywiste.
Jednakże cisza mówiła wszystko wypowiadała szelest pomiędzy wierszami, nie musieli rozmawiać - by wiedzieli, do czego doprowadziło te wczorajsze zbliżenie. Lata rozłamu, krzywd, strachu - czy nawet tworzenia innego życia wciągała ich właśnie do tego momentu. Co było im przeznaczone i przed czym tak usilnie starali się wzbraniać. - Po co to wszystko? - powtórzyła za nim, a wzrok nadal skupiał się na oczach mężczyzny. - To co się wydarzyło, było cudowne, ale również bardzo nieodpowiedzialne. - dostrzegała w jego oczach żal, widziała także jak sama łamię się pod swoimi decyzjami - jak jej umysł krzyczy pośród czterech ścian. - To nie jest takie proste... - rzuciła, mocniej zaciskając palce na książce. - Mam męża, który jutro będzie na mnie czekać i będzie zdruzgotany jeżeli nie wrócę. - tym razem głos kobiety stał się głośniejszy, a nawet pewniejszy niczym jakby próbowała sama siebie przekonać, że ten wybór jest najodpowiedniejszym ze wszystkich innych, tych które jak fala przypływały do jej głowy.

ernest wordsworth
ambitny krab
.
pisarz — własne mieszkanie
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Złość coraz bardziej wstrząsała szczupłą sylwetką Ernesta.
Dlaczego? Dlaczego myślała, że znowu może wstrząsnąć jego światem, dać mu złudną nadzieję, na spełnienie tego co mogłoby być, gdyby wtedy nie uciekła i jednocześnie uwiodła go tą wizją, oddalając od jego żony o syna. A później bezczelnie potrafiła mówić o swojej rodzinie, jakby Ernest też nie ryzykował wszystkim. Przecież to nie tak, że miało być łatwo, że mieli zmierzać w stronę zachodzącego słońca i udawać, że ta brzydka część rozstania nie będzie ich dotyczyć. Ale wierzył, że jeszcze mieli czas, aby naprawić to, co zepsuli lata temu. Wtedy, kiedy ona uciekła i wtedy kiedy on nie pobiegł za nią.
Sięgnął w stronę stolika, na którym leżała paczka papierosów. Wyciągnął jednego z nich, łudząc się, że w ten sposób uda mu się jakoś ujarzmić emocje kotłujące się w jego klatce piersiowej, próbujące rozedrzeć na kawałki jego serce. I nie wiedział które uczucie paliło go bardziej - na swoją własną naiwność, która zawsze rodziła się w romantycznym uniesieniu, czy na nią i na to jak bardzo się oszukiwała. Jak bardzo grała rolę perfekcyjnej żony i matki, w rzeczywistości zamykając się w złotej klatce, w której nie umiała już oddychać. Z której on wyciągał już ją po raz drugi. A ona wracała. Nie dlatego, że chciała. A dlatego, że tak było wygodniej. - Cudowne? W takim razie co? To był jakiś test, którego nie zdałem? Tak jak przed twoim ślubem? - warknął, podrywając się z miejsca, czując, że nie umie już wysiedzieć w jednym miejscu. Podszedł do balustrady tarasu i oparł się o drewnianą konstrukcję, zwracając spojrzenie w stronę Pameli. - Czyli znowu wracamy do punktu wyjścia? Mogłaś o nim pomyśleć nieco wcześniej, zanim tu w ogóle przyszłaś, teraz już trochę za późno na granie roli idealnej żony - nie do końca panował nad słowami. I chyba nie chciał nad nimi panować, bo czuł, że jeżeli teraz zdusi w sobie to, co paliło jego klatkę piersiową to już nigdy tego nie zrobi. - Przestań grać, Pammie - przybrał teraz głos bardziej błagalny, chociaż gniew - taki najbardziej czysty, o którym traktują starożytne teksty - wciąż zionął z jego oczu. - Co nie jest proste? Na litość, Pam, przestań chociaż raz oglądać się na innych i pomyśl o tym, czego ty chcesz. Czy naprawdę czujesz się szczęśliwa? Gdyby tak było nie wracałabyś - bo przecież to nie pierwszy raz, kiedy miała wątpliwości, kiedy uciekała w jego ramiona, bo wiedziała, że on zaakceptuje ją w każdym wydaniu. Nie dbał o jej wady - które pewnie umiałby jej wyrecytować bez zająknięcia - i przy nim nie musiałaby doskakiwać do wysoko postawionej poprzeczki żony pana kapitana. Mogłaby w końcu wyjść z klatki i złapać oddech. Przecież on chciał jej taką, jaką była - ułomną w swoich przywarach - i chciał ją taką każdą cząstką swojego ciała. Dlaczego tego nie widziała?

pam burnett
powitalny kokos
lenny
abraham, larabel, novalie, priscilla
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
Za to ona czuła się rozdarta.
Niepewna swoich uczuć, przekonań, czy decyzji. Bo właśnie on stał przed nią. Miłość jej życia, człowiek - który wiedział o niej wszystko, jedynym spojrzeniem przeszywał ją na wskroś. Mężczyzna, który kochał ją za to jaka jest - a nie za to jaką stworzył. Mogła być zepsuta, nie warta zachodu - bez marzeń, czy też planów - mogła nie wiedzieć nic, a to i tak niczego by nie zmieniło. Bo taki już był Ernest Wordsworth kochał bez względu - bez „ale” - niezależnie od wszystkiego, całym sobą. Dlaczego się wahała? Czy to co zrobili, co narazili przez ostatnie pół roku nie było wystarczającym dowodem? Czego się bała? Co ją powstrzymywało?
Były to trzy osoby.
Roczna Liberty - powoli starająca się stanąć na nogi, zrobić jednej tak ważny krok w przód. Czteroletni Jace potrafiący składać zdania - i rozdzielać każde słowo na sylaby. Kilkaset kilometrów na morzu - Ephraim z całych sił próbujący powrócić na ląd, wprost do domu by zamknąć pociechy we własnych ramionach.
Dlatego nie mogła wybrać, nie teraz - nie w tej chwili - zanim z nim o tym nie porozmawia. Zasługiwał na prawdę, niezależnie od tego jak bardzo czuła przez ostatnie lata samotna, jak depresja poporodowa niszczyła ją od środka - jak obecność Ernie'go ją uratowała.
Dlatego nie mógł ją do tego zmusić, nawet jeżeli jego widok łamał jej serce. - Co to miało znaczyć? - rzecz jasna odwoływała się od tak zwanego „testu” który miał na celu wprowadzenie ją w zakłopotanie - mimo to reakcja Burnett nie była adekwatna co do sytuacji. - Nigdy nie uważałam się za idealną i dobrze o tym wiesz, Twój atak w moją stronę do niczego nie doprowadzi. - podobnie jak on, również się podniosła - emocje jakie w tej chwili towarzyszyły nie stanowiły najlepszej perspektywy na zakończenie tego dnia. Także poczuła wściekłość, która omiotła jej ciało jak i umysł - nie spodobało jej się ten sztorm jaki na nią zrzucał. Oboje byli winni - oboje nie potrafili się opamiętać. - Wcale nie potrzebowałam Twojej atencji. Być może źle odczytałeś sygnały. - skłamała, bo to było oczywiste, czego przez te kilka minionych dni chciała, lecz teraz wygrała z nią cheć wyrzucenia z siebie identycznego jadu - nie mogła pozwolić by jego pewność siebie stłamsiła jej osobowość - poza tym to nie był pierwszy (ani prawdopodobnie ostatni) raz gdy wyciągali z siebie to co najgorsze. Taka była ich relacja - przez te wszystkie lata - chaotyczna, nieokiełznana - wciągająca ich w wir namiętności, aby zaraz sprowadzić na drogę pełną nienawiści. Kochali się i nienawidzili. Nienawidzili i kochali. Nigdy nic pomiędzy.
- Ty arogancki sukinsynie! - tym razem głos artystki był pewniejszy, a także głośniejszy - ciemne spojrzenie zogniskowało się na błękicie, nie było już czasu na ucieczką. Sztorm niósł spustoszenie - nie było opcji, aby to ją złamało. Dlatego książkę wsunęła pod ramię i odwróciła się kilka kroków, by skierować w stronę stojącego na trawniku samochodu. Nie mogła z nim wytrzymać, chciała jak najszybciej stąd pojechać - rzeczywiście uciec, schować się, tylko po to, aby nie musiała podejmować tej decyzji.

ernest wordsworth
ambitny krab
.
pisarz — własne mieszkanie
33 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie rozumiał i zapewne nigdy nie zrozumie. Dlaczego uciekała? Uciekała do kogoś, kto kochał jedynie część jej osoby, część która - jak uparcie twierdziła - była prawdziwą, kiedy obydwoje wiedzieli, jak wielkim kłamstwem to było. Przecież świat jest pełen rozbitych małżeństw i nie jest to koniec świata, przecież nie mogli całkowicie poświęcać siebie w imię niekrzywdzenia innych. Owszem, mogło brzmieć to egoistycznie, ale czy trwając w ułudzie nie krzywdzili ich jeszcze bardziej? Karmiąc bliskich kłamstwem. Bo chociaż był tutaj teraz z Pamelą to Gage i Henry stanowili także ważną część jego codzienności i zapewne kiedy Pamela zniknie poczuje wyrzuty sumienia, że nie umiał pokochać żony w ten sam płomienny sposób. I czy nie był jej winien szczerości?
Ta jednak mogła nie mieć znaczenia w chwili, gdy Pamela po raz kolejny wymykała mu się z rąk. Czuł to pod palcami i mając zimną ścianę za plecami nie umiał opanować narastającej frustracji. Do jasnej cholery, pod znakiem zapytania postawił dla niej całą swoją rodzinę. Ile więcej potrzebowała? Jak bardzo chciała go jeszcze niszczyć? - A taką przed nim grasz. Kryjesz tę część siebie, której wiesz, że on nie zaakceptuje - wysyczał pełnym żalu głosem. Czy kiedykolwiek pomyślała o tym, że w tym momencie łamie również jego serce? On już się całkowicie nie liczył? Nie znajdował się w rozrachunku, który właśnie prowadziła Pamela. - I ja to wiem, że nie jesteś idealna, Boże, jak ja to dobrze wiem. Wkurzasz mnie na każdym możliwym kroku, a mimo to jestem i zawsze byłem. I kocham cię razem z tym wszystkim co mnie tak niesamowicie wkurwia. Czy o nim możesz powiedzieć to samo? - nie wiedział, czy już prawie nie krzyczał, ściskając w palcach papierosa, który powoli już zaczynał dogasać, dlatego Ernest ponownie schował się za tytoniową chmurą, chcąc uspokoić nerwy, ale nie było to możliwe. Słowa niczym noże wbijały się się w jego serce i czuł, że wykrwawia się przed nią, ale ona tego nie widziała, nigdy nie miała go widzieć. - Nie chcesz atencji? To dlaczego wracasz, do jasnej cholery Pam, ja cię tu siłą nie zaciągnąłem, sama podjęłaś te decyzje i nie udawaj, że jest inaczej - mówił prawdę, więc może dlatego to aż tak bolało? Bo tyle lat żyła w kłamstwie, oboje w nim żyli czując, że duszą się w obecnych związkach. A jednocześnie nie byli złymi ludźmi, nie tak do szpiku kości. Dlatego pojawiały się wątpliwości, dlatego ostatecznie nigdy nie mieli spełnić tego, co znajdowało się w sferze marzeń.
- Spierdalaj, wiesz? Nie tylko ty poświęcasz wszystko. Jedź i bądź dalej nieszczęśliwa, jeżeli tego właśnie chcesz - chyba był już za bardzo zmęczony gonieniem za czymś co okazywało się nieuchwytne.

pam burnett
powitalny kokos
lenny
abraham, larabel, novalie, priscilla
malarka — saatchi gallery in london
32 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
Kiss me, mercilessly. Leave no corner of me untouched.
To nie tak, że Pamela nie potrafiła podjąć decyzji, ona już to robiła - wbrew wszystkiemu, bez względu na cenę - porzucała prawdziwą miłość „wakacyjny romans” by postąpić słusznie. Ephraim na to nie zasługiwał, na błądzącą w ramionach innego żonę. Na to samo nie zasługiwali ich dzieci, musiała nauczyć się na nowo bycia odpowiedzialną - nawet jeżeli przez miniony rok popełniała błędy. A kto ich nie popełnia? Musiała to zrobić za nich dwoje, to w tej chwili zaczęło stanowić jej cel, nawet jeżeli Ernest jedyne co będzie do niej od tego momentu czuł to czystą nienawiść.
Wypowiadane słowa z ust mężczyzny przybierały formę okrutnej mgły, która automatycznie zasłaniała jej oczy, niczym jakby nie potrafiła się z niej uwolnić - uderzał w punkt; raz za razem wbijał w wątłe ciało malarki przysłowiową „szpilkę” - zdania tak silne i mocne miały w sobie tyle racji, racji z którą Burnett nie umiała się pogodzić. - To mój mąż. - wyrzucone, wręcz wykrzyczane - tonem jakby tego nie rozumiał, jakby nie potrafił pojąć znaczenia tego słowa. Wordsworth w wielu kwestiach nie był omylny, w perfekcyjny sposób cedził obietnicę - ale w jednym mu się nie udało. Nie była nieszczęśliwa, nie wtedy - ani teraz. Małżeństwo z Ephraimem było zupełnie inne od tego jakie oni by zbudowali - nie znajdowało się w nim złości, przemocy (słownej!), krzyków - rozpamiętywania - w jego towarzystwie była sobą, ale nie całkowicie - mężczyzna sprawiał, że z łatwością było jej odrzucać te mroczną wersję - wcale nie udawała, nie do końca - nie aż tak jak Ernie myślał, po prostu udawało się być jej wystarczająco dobrą - on nie wymagał, nie wyciągał z niej siłą tego czego nie chciała odkrywać. Ohhh, byli tak różni - a na swój pokręcony sposób doskonali; jednemu brakowało tego co posiadał drugi i na odwrót. - Nie wiem, porozmawiam z nim i wtedy się dowiem. - czy potrafiłby wybaczyć, a czy ona by wybaczyła? Nie miała pojęcia, jednak jedno było pewne Ephraim posiadał dumę, był w końcu żołnierzem, walczącym ze złem - ponoć potrafił przetrwać wszystko, ale czy to? - Nie możesz mówić mi takich słów, nie teraz... proszę Ernest, muszę pojechać. - przecież powinni zmierzyć się z tym co ich czeka, oboje byli w związkach, oboje obiecywali innym miłość, aż po grób - to naprawdę nie było proste, bo choć część niej chciała zostać - lub z nim uciec, to ta druga w której odczuwała wyrzuty sumienia jawiła się jako silniejsza, Eph jak i Gage musieli poznać prawdę - oślepiające ją i pisarza uczucie nie mogło im tego tego odebrać.
Mimo kolejnych jeszcze bardziej kujących wyrzutów mężczyzny, wiedziała że mówił to w aspekcie emocji, nie było to na serio - dlatego nie odpowiedziała, uznała że „gaszenie ognia ogniem” nie było najlepsze. Zanim wsiadła do samochodu szepnęła cicho. - Przepraszam. - następnie zatrzasnęła drzwi i odjechała - dopiero po kilku kilometrach zatrzymała auto, stanęła na poboczu i wyroniła łzy.

koniec </3
ernest wordsworth
ambitny krab
.
ODPOWIEDZ