sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Gromki śmiech, któremu oddał się Jude, być może po raz ostatni odsunął od nich gęstniejącą w powietrzu powagę; choć obaj starali się o to, by zachować względną neutralność, pozbawioną tym razem niepotrzebnych uniesień, pewnym było, że we wrogiej atmosferze zakończą to spotkanie. I każde kolejne, skoro Jude nie był w stanie zmierzyć się z siłą własnych uczuć. — Jesteś niesprawiedliwy, nie miałem pojęcia co robisz — po raz pierwszy mówił o tym z rozbawieniem. Po raz pierwszy pozwolił na to, by nieco zdradzić się z ciepłem, które ów wspomnienie w nim wywoływało. Przecież nigdy tak naprawdę się o to nie złościł; Geordan tak po prostu założył, że tamten pocałunek był najgorszym doświadczeniem jego życia. — Ale nie, nie o to chodzi. Spałem z kimś — wyjawił, dość kąśliwie, wciąż jednakże krążąc wokół niedawnego przejawu szczęścia. Ze zdumieniem odkrył, że przy Balmoncie tak łatwo jest mu zapomnieć o tych wszelkich nieszczęściach opadających na jego życie. Że tak po prostu nagle potrafi być normalną wersją siebie, a nie tym wiecznie rozgniewanym furiatem, znienawidzonym już przez całe miasto. I dlatego się mścił. Dlatego nieomal podkreślił, że tym kimś, był jakiś facet, którego nawet dobrze nie znał. Bo Danny coś mu dał tylko po to, by od razu to odebrać, nie dając im tym samym szans na cokolwiek. Było to jednak niezwykle ciężkie — uwielbiać go i nie znosić jednocześnie, chcieć być tylko jego przyjacielem i kimś dużo ważniejszym. — Balmont. Mówię ci to tylko dlatego, że chcę żebyś wiedział, że ten ślub, to małżeństwo i wszystko, co wydarzy się po nim, będzie tylko wyrazem obowiązku— a więc powrócił do powagi. Wlepił w niego przepełnione żalem spojrzenie, a następnie niezadowolony zakotwiczył je na przygotowanej jajecznicy, którą póki co dźgał jedynie widelcem. Dlatego też zignorował żart bądź nie—żart o smokingach i pingwinach, dostrzegając w pełni to, na co właśnie przystał. Nieszczęśliwe życie. Z obowiązku. Ale przecież bywały dużo gorsze wyroki.
Nie zdali egzaminu — mruknął wzruszając ramionami, po czym posłał mu uśmiech, który zawsze zarezerwowany miał wyłącznie dla niego. Mógłby na tym poprzestać. Na tak prostym dowodzie oddania. Na zapewnieniu, że choć teraz wszystko się zjebało, jeszcze uda się im to naprawić. Ich. Razem. Ale nie mógł… Skoro dla niego był to koniec, skoro zgadzał się na ślub, Jude nie widział dla siebie przyszłości w tym przeklętym mieście. — Jest coś jeszcze, Danny — szepnął niezrozumiale, nazbyt poważnie, nie skrywając drgającego w jego ciele strachu. — Ale musisz mi najpierw obiecać. Musisz przysiąc, że się nie wkurzysz — a prosząc o rzecz niemożliwą, wbił w niego na nowo spojrzenie i błagał, by jednak zrobił coś, cokolwiek, co pozwoliłoby mu jednak zmienić zdanie.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Chciałby go rozumieć.
Chciałby spoglądać na jego niebieskie oczy, pełne usta i podłużne kreski przecinające czoło i wiedzieć, o czym ten mężczyzna myśli. Kiedyś żył bardziej jego myślami niż własnymi, a teraz zastanawiał się, skąd, do cholery, wziął się ten dobry humor. Ten śmiech, który początkowo go wystraszył. Geordan Balmont miał trzydzieści pięć lat, specjalne odznaczenie wojskowe i o mało co nie wybiegł z domu, rzucając patelnię z jajecznicą na ziemię, bo nie poznał głosu swojego przyjaciela, kiedy ten się zaśmiał. - Myślałem, że wypadną mi przednie zęby - wyjawił z początkowo wymuszonym rozbawieniem, próbując zapanować nad rozszalałym sercem. A wtedy to chyba już nikt by mnie nie chciał, pragnął dodać, ale nie chciał, by Jude zaczął go pocieszać. Co bowiem by powiedział? To nie tak, że cię nie chcę, tylko po prostu coś sobie uroiłeś w głowie, chory pojebie? Wątpił, by posłużył się dokładnie tymi słowami, ale jak już zostało wspomniane wcześniej, Balmont odnosił wrażenie, że wcale już Jude’a nie znał.
- O cholera, kim ty jesteś, człowieku i co zrobiłeś z biednym Judem? - prychnął z pozorowanym dramatyzmem, ponownie wywracając oczyma i pozwolił sobie nawet na krótki przejaw rozbawienia w postaci śmiechu. W pewnym sensie pytał poważnie. - Chcę wiedzieć z kim? - porządny brat Sollie, którym Geordan był tylko przez jakieś pięć, może sześć lat swojego życia, uniósłby się gniewem i zbeształ Westbrooka za tak odrażający występek, ale zamiast tego on po prostu zachodził w głowę, kim takim była ta przeklęta szczęściara i czy to przypadkiem nie on, Geordan, pchnął swego przyjaciela w jej objęcia. Próbował wmówić mu przecież orientację, z którą ten nigdy się nie utożsamiał, a to… To zmuszało nieraz ludzi do skrajnych posunięć.
Przerywając jedzenie, by napić się tak potężnej ilości wody, ile tylko jego organizm był w stanie pomieścić, zerknął na bruneta ze zmarszczeniem czoła i pomiędzy kolejnymi łykami westchnął tylko: - Teraz to już całkiem pleciesz bez sensu. Jeszcze dwa miesiące temu byłeś w niej zakochany, Jude - Na tyle zakochany, że postanowił narazić ich przyjaźń. Tego przecież Geordan nigdy by nie zapomniał. Ocierając usta wierzchem dłoni, odsunął od siebie w końcu talerz i w największym skupieniu, na jaki chaos w jego głowie mógł mu pozwolić, wsłuchiwał się w wypowiadane słowa. - Skąd kurwa mam wiedzieć, jak zareaguję? Po prostu to z siebie wyrzuć.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Czy nie był to odpowiedni moment? Chwila przeznaczona na szczerość, słuchaj, mi się całkiem podobało, zwieńczone śmiechem i beztroską; wzruszenie ramion, wyciągnięcie dłoni ponad stołem, przypadkowe strącenie jajecznicy — ale co z tego — po to tylko, by dotykiem przekazać mu wszystkie te uczucia, przez które nie potrafił ostatnio funkcjonować? Mógłby go błagać, by dał mu szansę. By rozbudził w sobie na nowo uczucia, których rzekomo zdołał się już pozbyć. Tak, tak, Jude byłby w stanie błagać, wiedząc, że odmowa odebrałaby mu wszystko. Ale znów spanikował. Po raz kolejny wybrał bezpieczniejszą drogę, przepełnioną niedomówieniami. — Następnym razem po prostu chwilę poczekaj. Albo wiesz, bądź trochę mniej gwałtowny — doprawił to wszystko śmiechem, by prawda nie została zdemaskowana. Prawda, w której skryło się pragnienie tego następnego razu, choć wcale ów gwałtowność mu nie przeszkadzała — potrzebował wyłącznie czasu. Być może dlatego nie był w stanie nadal zmierzyć się z tym wszystkim, zmieniając tę ich przyjaźń w coś na kształt gry pozbawionej jakichkolwiek zasad. Wzruszył więc jedynie ramionami, uśmiechając się niewinnie. Chciał z nim o tym porozmawiać. O tym ciężarze niesionym przez całe życie, o niepewności, o przekonywaniu samego siebie, że to, co czuje, jest złe. O tym, że tak bardzo starał się pozbyć niektórych pragnień, że zagubił gdzieś w tym wszystkim samego siebie. I że dopiero teraz zezwalał na to, by wreszcie, po raz pierwszy, czuć coś prawdziwego. — Nie — odpowiedziawszy nazbyt stanowczo, rumieniąc się, ucieczkę odnalazł w jajecznicy. Jeden kęs, drugi. Chciał mu powiedzieć. Pragnął w końcu z kimś omówić to wszystko, wyrzucić z siebie wszelkie doznania, które wciąż napawały go wstydem. Potrzebował przyjaciela. I ze zgrozą odkrył, że tamten pocałunek naprawdę zmienił wszystko. Że Geordan nigdy już nie będzie po prostu jego przyjacielem.
To trochę bardziej skomplikowane — przyznał jedynie, unikając znów jego spojrzenia. Nie potrafiłby mu tego wyjaśnić. Nie, skoro sam nie pojmował uczuć, które przez chwilę żywił do Sollie; był jednakże pewien, że ona jedyna byłaby w stanie pojąć sens tego wszystkiego, gdyby tylko ofiarowałby jej szczerość. — Rozmawiałem z porucznikiem — mruknął, znów jedynie bawiąc się nieszczęsnym jedzeniem, stygnącym na śnieżnobiałym talerzu. — Wtedy… wtedy mnie odsunęli przez twoją sprawę, ale teraz… — wziąwszy głęboki wdech wzruszył niedbale ramionami, jakby to, co mówi, nie było niczym ważnym. Jakby nie bolało go w żaden sposób. — Chcą, żebym wrócił. Ja chcę wrócić, tak właściwie. Mogę zostać tu do ślubu, a potem wyjadę na pół roku — wstępnie. Po sześciu miesiącach miał zyskać możliwość powrotu na kilka dni, by spotkać się z żoną i dzieckiem, to wszystko. Kilka dni, po których ponownie mieli wysłać go bóg wie dokąd, bóg wie na jak długo.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
To z nim po raz pierwszy przekroczył tę granicę. Nie swej moralności, utraconej w chwili zbliżenia się ich ust, a dotyczącej raczej zbliżenia z kimkolwiek. Z kimkolwiek od czasu powrotu, co w końcu traktował jak początek wszystkiego - nic przed tym już przecież dla niego nie istniało. Kiedy więc padły te słowa nakrapiane żartobliwą nutą, i tak ciałem jego targnęło okropne zażenowanie. - Spokojnie, następnego razu nie będzie - oznajmił więc z zakłopotaniem, nieumiejętnie próbując przywołać na twarz podobne rozbawienie. Zawsze uważał, że wszelkie tego typu prowokacje, nawet jeśli niegroźne i całkowicie odarte z prawdziwej złośliwości, miały swoje podłoże w realnych obawach. Czy więc Westbrook wciąż żył w strachu, że kiedyś Geordan zdecyduje się powtórzyć ten swój chory eksperyment? I dlatego właśnie trzymał się na dystans? W możliwość, że tak naprawdę wyczekiwał tego kolejnego razu, za nic w świecie by nie uwierzył.
Zauważając to niespodziewane zapłonienie przyjaciela, pozwolił, by kąciki ust drgnęły mu w lekkim uśmiechu. Nieznacznym, bo rozprawianie o tego typu sprawach jeszcze przez jakiś czas nie miało być dla niego łatwe. - No proszę, Jude. To chyba nie taki przypadkowy wyskok, co? Dobrze, że nie mam już więcej krewnych, bo po twojej reakcji od razu obstawiałbym… nie wiem, swoją matkę - odparł, rzucając pierwsze, co przyszło mu na myśl. A potem zmrużył oczy. - To chyba nie… Nie mieliście ostatnio odwiedzić rodziców Sollie? - zapytał ostrożnie, przyglądając mu się podejrzliwie i wykrzywiając wargi w złośliwym uśmiechu. Dłonią natomiast powędrował ku swoim plecom, pamiętającym jeszcze upadek zaliczony w leonowej chatce i zakleszczył na nich mocniej palce. Teraz, wraz z rozchodzącym się po ciele bólem, łatwiej było mu się skoncentrować. - To… To przecież jest… Dlaczego myślałeś, że się wścieknę? - wychrypiał, bardziej niż złością, trawiony raczej zaskoczeniem. Szok ustępował jednak miejsca rozczarowaniu, a rozczarowanie - zrozumieniu. - Mogę pojechać z tobą? - wyrzucił z siebie nieoczekiwanie, dzierżąc w sercu namiastkę tejże złudnej nadziei, że kiedy wróciliby tam wspólnie… Że wtedy także wróciliby do swojej przyjaźni, że wszystko znów byłoby w porządku, że wszystko wróciłoby na swoje dawne miejsce.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Każda próba wykonania kroku naprzód udowadniała mu jedynie, że to się nigdy nie uda. Oni. Marzyć było łatwo; w świecie fantazji, posiadając prawo do pełnej narracji, umożliwiającej usuwanie niepotrzebnych im problmów, mieli szansę zaistnieć. Tymczasem rzeczywistość wciąż na nowo weryfikowała to wszystko, zmuszając go do milczenia. Jak mógłby wyznać mu swe uczucia, skoro bez przerwy go ranił? Każdym słowem, każdym gestem. Skoro nie sprawdzał się jako jego przyjaciel, jak miałby odnaleźć się w tej dużo ważniejszej roli? — Szkoda — rzucił wbrew sobie, wbrew postanowieniom i wszelkiej logice. Przez moment skoncentrowany, pełen powagi wzrok wbijał się w Geordana — to było jak wyzwanie, po prostu zróbmy to teraz, lecz wystarczyło kilka kolejnych wyrzutów czynionych przez sumienie (nie możesz, nie możesz mu tego robić, kretynie), by Westbrook uśmiechnął się ironicznie i powrócił spojrzeniem do otrzymanego wcześniej posiłku.
Mphm — wymamrotał tylko, wcisnąwszy jajecznicę do ust. W sposób nieznaczny pokręcił głową, co miało znaczyć: nie pytaj. Nie drąż. Nie każ mi tego mówić. Czuł, że nie zostałoby mu to wybaczone, choć w pewien sposób było to irracjonalne. Wolałby skłamać, że w istocie ma romans z jego matką, kuzynką, sąsiadką, byleby tylko nie przyznawać się do tego krótkiego i niewiele znaczącego romansu z przypadkowym mężczyzną. Nie, zaraz, niekoniecznie było to pozbawione znaczenia; dzięki temu wiedział przynajmniej czego chce. Ale po co sięgnąć i tak nie może. — Nie chcę rozmawiać o Sollie — wybełkotał jeszcze, bo to ona , jej imię, jej postać czająca się w każdym cieniu przypominała mu o tym, że to wszystko jest jego winą. Że to on doprowadził do destrukcji ich dwójki. On, we własnej osobie. I to dlatego musiał wyjechać, dlatego nie mógł mu powiedzieć prawdy, dlatego nie mógł nawet na niego patrzeć. Ale musiał unieść wzrok przepełniony przerażeniem, gdy padło to paskudne, niesprawiedliwe pytanie. Tak. Przecież tego chciał. Wyjechać z nim, uciec z tego miasta, spędzić resztę życia na pustyni, byleby tylko być tam z nim. W jakikolwiek sposób. — Nie. Nie Geordan, nie możesz — wypowiedział z bólem, odkładając widelec na stół. — Chciałbym, żebyśmy wyjechali razem, ale dobrze wiesz, że to niemożliwe — mówienie sprawiało ból. Tkwienie w tym domu sprawiało ból. Przecież Danny spędził w dodatku noc z kimś innym, prawdopodobnie pieprzonym Fitzgeraldem. Odsunął się, w miarę możliwości s p o k o j n i e od stołu, udając, że nad sobą panuje. — Może kiedyś. Za rok lub dwa, jak wrócę z tej misji. Wtedy pojedziemy razem — o ile wróci; na ten moment zapragnął nie wracać do tego miasta już nigdy. — Myślałem, że się wkurzysz, bo jednak cię zostawiam — mruknął wzruszając ramionami. Nie miał pojęcia jak poradzi sobie gdzieś tam, pośród krainy śmierci, nie wiedząc, czy Danny jest bezpieczny, ale nie potrafił tkwić przy jego boku wyłącznie jako jego przyjaciel.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Z nieskrywanym zaskoczeniem wbił w niego swój wzrok. Starając się namierzyć choćby najmniejszą zapisaną w rysach jego twarzy wskazówkę dowodzącą nieprawdziwości wypowiedzianego słowa, zastanawiał się, czy to w ogóle byłoby możliwe. Że Jude chciałby to powtórzyć. Że rzucał mu teraz przedziwnego rodzaju wyzwanie. Że czekał. - Jesteś czasem skurwielem, wiesz? - mruknął, potykając się niemal o ten perfidny uśmiech zakwitający na westbrookowej twarzy. Chciał go uderzyć. Zedrzeć mu ten okropny grymas przez moment siejący mu w głowie spustoszenie. Zamiast tego chwycił jednak swój talerz opstrzony śniadaniowymi resztkami, wykonał kilka gniewnych kroków i cisnął nim do zlewu. - Prawdziwym skurwysynem - dodał, odkręcając strumień wody tryskający z kranu, by obserwować, jak ten zmywa wszystkie pozostałości dzisiejszego posiłku. Jak kumuluje wewnątrz odpływu obrzydłe resztki. Żałował, że wyszedł od Fitzgeralda. Żałował rzeczy, których wówczas nie zrobił.
- Jasne, panie władzo - wymamrotał na skierowane ku niemu polecenie dotyczące tematu Sollie i zablokował na powrót przepływ wody. Wstrząsnął dwa razy dłońmi, pozbywając się nagromadzonych na nich cząstek wody, a potem zwrócił się ku Judahowi, oparł o kuchenne szafki i wsłuchiwał w słowa, które na nowo go z a b i j a ł y.
- Czuję się już lepiej - oznajmił głucho, nieco ciszej i żałośniej, niż w swoich założeniach. - Jest ze mną lepiej - poprawił się, tym razem bardziej stanowczo. Głośniej. Kłamliwie. Ze spojrzeniem zakotwiczonym w westbrookowych oczach, choć te wcale nie chciały odwdzięczyć się niczym podobnym. - Dwa lata to za dużo - odrzekł, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. I znowu myślał już tylko o tym, jak bardzo żałuje, że wyszedł z leonowego domu. I zastanawiał się, czy zdołałby teraz do niego wrócić. I czy brunet by go wpuścił.
- Myślę, że zrobiłeś to już dawno, J. - niewyraźne słowa rozniosły się po niedalekiej przestrzeni wraz z opadnięciem jego wzroku ku podłodze. Otarły się o stertę brudnych naczyń zalegających w zlewie, zahaczyły o drewniane krzesła, prześlizgnęły po zakurzonych deskach, by w końcu osiąść na westbrookowej sylwetce. - Dlatego nie. Nie jestem zły - bo jak mógłby?

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Uśmiech wciąż zdobił jego twarz, choć każda kolejno upływająca sekunda przeistaczała go w grymas bólu. Gniewu. Zdawać by się mogło, że wścieka się jak zwykle na zawiłość codziennych spraw, na innych ludzi, na samego Balmonta, ale wiedział już, że to on sam za to wszystko odpowiada. Brakowało mu w tym wszystkich jakiejś rozwagi; głosu rozsądku, który pokierowałby nim dalej. Bo nie wiedział, czy bardziej szkodzi siedząc teraz i udając, że nic takiego się nie stało, że pewne sprawy nie obchodzą go ani trochę, czy jednak błąd popełniłby dopiero w chwili, w której zerwałby się z krzesła i skrył Danny’ego w swych ramionach. — To nie ja ustalam zasady, Balmont. Nie ja — zaoponował nazbyt gwałtownie, broniąc się przed padającymi skrycie oskarżeniami. Nigdy nie uważał, że jest z nim coś nie tak. — Gdyby moje zdanie cokolwiek znaczyło, zażądałbym, żebyś jechał ze mną. Nie potrzebowałbym w zespole nikogo innego — mógłby powtarzać mu to każdego dnia, do końca podarowanego im czasu. Bo nie kłamał. Bo z nikim innym nie czuł się dobrze, nikomu innemu nie ufał. I wciąż nie wiedział, jak poradzi sobie na tych naznaczonych śmiercią pustkowiach sam, pozbawiony choćby tej prostej świadomości, że Geordan jest gdzieś w pobliżu. — Ale i tak zgadzam się z tym, że powinieneś od tego odpocząć. Dać sobie czas. Zapisałeś się do jakiejś grupy wsparcia? — wykonał jeden krok w jego kierunku, lecz nim popełnił kilka kolejnych błędów uzmysłowił sobie, że nie powinien. Że danie mu przestrzeni, szczególnie w tej chwili, mogło ich uchronić od kolejnej kłótni. Tym bardziej, że obaj zdawali się dość mocno podrażnieni minioną nocą. To znaczy… musiało chodzić wyłącznie o tę noc, prawda? — Przykro mi, że tak uważasz — w głosie jego rozbrzmiał chłód. Choć zamierzał zachować dystans, sięgnął po swój talerz i zmierzając z nim w stronę zlewu — jakby szukając po prostu pretekstu — stanął obok przyjaciela i przez moment się mu przyglądał. — Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś — przyznanie tego było najłatwiejszą częścią ich spotkania; mimo początkowego gniewu i pretensji, które były wynikiem zmęczenia, odczuwał wdzięczność za jego zaufanie. Przywiązanie. Choć może ten miał rację w swoich słowach, może wcale nie łączyła ich już dawna zażyłość, może znajdowali się na rozdrożu. Prawda albo kłamstwo, związek albo nie więcej, niż zwykła i blada znajomość. — Muszę się już zbierać, zanim wiesz, zaczną mnie szukać czy coś — rzekł przepraszająco, wciąż jednak z uporem stojąc nazbyt blisko mężczyzny. Bo wciąż nie wiedział co zrobić. Bo wciąż poszukiwał w sobie odwagi, by w końcu, po tak długich latach, zachować się odpowiednio.

geordan balmont
może on włóczy się gdzieś tutaj w ciemnościach — i nie pamięta, że kiedyś żył?
37 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
I fancied you'd return the way you said, but I grow old and I forget your name (I think I made you up inside my head).
Nie zważał już na padające słowa, nawet jeśli ukierunkowane były na podniesienie go na duchu. Ich brzmienie straciło jednak swoje znaczenie kilka bolesnych uderzeń serca temu, kiedy odprawiony został wyrażeniem: może za dwa lata. Musząc odgrodzić się od tego miejsca, od westbrookowej, zmartwionej twarzy i tych przeklętych frazesów, odpocznij, daj sobie czas, gdyby to zależało ode mnie…, znów starał się wrócić wyobraźnią do domu Fitzgeralda. Miejsca, gdzie po raz pierwszy od dawna czuł się sobą. Gdzie po raz pierwszy od dawna nie potrzebował kłamliwie zapewniać, że nic z nim nie jest, gdzie nie musiał już niczego udawać. Gdzie przez moment spoglądał niemalże na swoje lustrzane odbicie, ukryte w leonidasowych oczach. Fitzgerald powiedziałby mu teraz prawdę — nie karmiłby go tak kiepskimi oszustwami, jak Westbrook. — Jasne — mruknął więc cicho i obojętnie na posłane mu pytanie. Czy się gdzieś zapisał. Oczywiście, że nie; nigdy nie zamierzał tego zrobić. Nie tylko on zresztą zdawał sobie z tego sprawę — Jude również musiał być ów oszustwa świadomy. Mimo to wiedział, że nie zostanie oskarżony o kłamstwo; to było przecież w tym momencie zbawienne dla każdego z nich. Geordan nie musiał artykułować swych uprzedzeń do tego typu terapii, Judah z kolei mógł za geordanowym przyzwoleniem odwrócić wzrok i ze spokojem w sercu zapewnić kiedyś, że o niczym złym nie miał przecież pojęcia, że nie wysłano mu żadnych znaków. Gdy stanął obok niego, trącając go lekko swym ramieniem, Balmont nawet nie drgnął — tak nieobecny był podczas tej chwili. — Byłem pijany. Cały czas zresztą jestem — odrzekł jednak, chcąc odebrać mu tę nić satysfakcji. Tę część s i e b i e. Nie potrafił mimo wszystko ignorować bliskości powstałej między ich ciałami w nieskończoność — gdy więc mimo zapowiedzi swojego odejścia Jude pozostawał w bezruchu, Danny niepewnie podniósł swój wzrok, musnął nim każdą część jego twarzy i uśmiechnął się nieznacznie, opadając głową ku zagłębieniu westbrookowej szyi. Roześmiał się nawet, prawie bezdźwięcznie i dość niezrozumiale, nie cofając się jednak o krok. — Będę na ciebie czekać — zapewnił z dawno nieokazywanym ciepłem, pozwalając, by ciężkie westchnienie uleciało z jego piersi. — Ale teraz faktycznie już idź. Muszę odespać dzisiejszą noc, przez Leona wszystko mnie boli — rzucił na koniec, krążąc czołem po kawałku jego skóry i skrawku koszulki, po czym w końcu odsunął się od jego szyi i znów pozwolił zakwitnąć na twarzy delikatnemu grymasowi w rodzaju uśmiechu.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
K ł a m s t w o zdawało się mu teraz spoiwem ich znajomości. Fundamentem tak wspaniałej przyjaźni, odzierającym ją teraz z całej magii. Wystarczyło skinąć głową na podszyte fałszem potwierdzenie, by dostrzegł na nowo świat fikcji, w którym żyli prawdopodobnie od samego początku. Nie był jednakże w stanie się teraz temu przeciwstawić; być może nigdy nie miał odnaleźć w sobie ku temu odwagi. Zdołał sobie jednak złożyć obietnice, że będzie próbować, bez tych wszystkich słów pretensji i towarzyszących temu kłótni. Dla niego i dla siebie, walcząc o to, by te ich wspólne lata naznaczone były znaczeniem.
Może powinienem tego spróbować — odparł z uśmiechem, wyrzekając się krytyki oraz kpin. Nie zamierzał go oceniać. Przez myśl nie przeszło mu nawet, by wydawać jakiekolwiek opinie o jego życiu; jedynym, co był w stanie powtarzać, była prośba, by po prostu uważał. Nie mając w sobie jednak dość odwagi, by wyłożyć to wszystko teraz — był pewien, że słowa jego zostałyby zniekształcone, poddane bezlitosnym wpływom zmęczenia i niepewności — postanowił powrócić do tego za kilka dni. Do grupy wsparcia, zachwianej przyjaźni oraz Leona, niepokojącego go wciąż nazbyt mocno. Nie zamierzał popełniać dziś więcej błędów. Zamierzał odejść z uśmiechem, wierząc, że istnieje dla nich jeszcze jakaś szansa. Kiedy jednak ciepło geordanowego ciała zawładnęło jego umysłem, nie był w stanie odnaleźć nad sobą kontroli. Jakiekolwiek wątpliwości rozmyły się pod ciężarem kropli, która spadła na jego myśli zupełnie niespodziewanie. Dlaczego nie dostrzegł tego wcześniej. To mogło być niczym i powinno być niczym; dłoń uniesiona ze zmęczeniem powinna spocząć na jego plecach, klepiąc je po bratersku. Powędrowała jednak wyżej, nie zastanawiając się nawet przez moment; wplątując się w kosmyki jego włosów, czyniąc ten uścisk intymniejszym, niż być powinien, odetchnął z ulgą. Bezboleśnie. Czując się tak, jakby do tej pory robił to w sposób niewłaściwy, jakby nikt nigdy nie nauczył go sztuki czerpania oddechu. Wystarczyło tak niewiele, by upewnił się, czego chce. Czego potrzebuje. A potem, nim zdążył odnaleźć szlak wiodący ku jego ustom, widmo Leona stanęło pomiędzy nimi. Pospiesznie się odsuwając, kierując spojrzenie na ziemię, płonął z wściekłości. Zazdrości.
Notocześć — wymamrotał, kierując się do wyjścia. Mając nadzieję, że Danny nie dostrzegł przyspieszonego rytmu jego serca i czerwieni, która na moment przyozdobiła jego płonącą z zawstydzenia twarz.

koniec :shy:
geordan balmont
ODPOWIEDZ