sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Mógł się tego spodziewać. Nie, powinien już na samym początku żądać sprawdzenia czyje jest to przeklęte dziecko, już wtedy powinien przecież założyć, że nie jest jego. To byłoby zbyt proste, nawet mimo tych ich licznych kłótni i problemów z porozumieniem. Idąc teraz przepełnionymi czernią korytarzami, wspinając się na kolejne piętra naprawdę nie wiedział, dlaczego tak od razu spodobało się mu domniemane ojcostwo. Przecież nawet nie lubił dzieci. Chyba. Tak się mu zawsze wydawało, ale teraz, wtedy, ten test... Nie był zły. Nie był nawet rozczarowany. W zasadzie nie wiedział co czuje, choć dłoń zaciskana na wyniesionych ze szpitala papierach pogniotła je już nazbyt mocno. Nie czekał jednak, nie dawał sobie czasu na przemyślenie sprawy. Bo i po co? Dlaczego mieliby dłużej zwlekać? Nie zapukał, nie zadzwonił, po prostu wszedł do kancelarii, szczęśliwie dość dla niego akurat zastając Sollie w środku. Co innego w sumie miałaby robić, skoro bez przerwy uciekała przed nim do pracy? Bez słowa więc usiadł przed nią na fotelu, położył papiery na stole i czekał, aż po prostu w nie spojrzy. Może sama nie wiedziała, może udawała. Nie miał nawet pewności dlaczego by to ciągnęła, dlaczego wolałby go, zamiast... właśnie, kogo? Czekał, czekał a gdy cisza zaczęła całkowicie go już dobijać, wstał i zaczął maszerować nerwowo po pomieszczeniu. Chciał być na nią zły, naprawdę. Wściekłość ułatwiłaby sprawę, pomogłaby mu raz na zawsze wyrzucić Sollie ze swojego życia. Ale nawet teraz, wiedząc, że nie jest ojcem jej dziecka, że prawdopodobnie go okłamywała... Wcale nie chciał, by to wszystko się teraz zakończyło. W taki sposób. Zatrzymał się więc, założył ręce na piersi i przez jakiś czas po prostu się jej przyglądał, próbując jakkolwiek jej zachowanie zinterpretować. Skoro jednak i ona milczała, należało całą sprawę jakoś podsumować.
Zamierzałaś mi powiedzieć? — zapytał spokojnie, wciąż nie potrafiąc odnaleźć w sobie choćby minimalnej złości. Chyba po raz pierwszy od dawna nie miał ochoty na kłótnie, bycie chamem czy gburem, bo to po prostu była nazbyt poważna sprawa.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Minęły dokładnie trzy dni od czasu tamtej nocy, w której wszystko niemalże zaprzepaściła. Związek z Judem, przyjaźń z Benem, obiecujące życie jej dziecka - wszystko to naraziła w momencie, w którym postanowiła wykonać krok naprzód w ich znajomości, jako jedyna (teraz to już wiedziała) postrzegając ją za coś poważniejszego, niż to było w rzeczywistości. Minęły dokładnie trzy dni odkąd pomyślała, że gorzej już być nie może, choć stwierdzenie to zaśmiać się jej miało dziś prosto w twarz swą absurdalnością, o czym jeszcze nie miała najmniejszego pojęcia. Nie podejrzewała bowiem, że najgorsza z tajemnic, w jakie kiedykolwiek się uwikłała, może dać o sobie znać w kancelarii, w której przebywała od niespełna dwóch godzin. Stojąc przy jednej z szaf kartotekowych, trzymała w zgiętej ręce stos papierów, a drugą wertowała inne, te pochowane w środku, starając się namierzyć wartościowe dla jednej ze spraw informacje. Większość współpracowników poukrywała się w kawiarniach i parkach, korzystając z przerwy obiadowej, a jako że ją na samą myśl o jedzeniu okrutnie mdliło, zdecydowała się zostać w środku i uporać się ze swoim zadaniem przed powrotem Benjamina, którego towarzystwa wciąż unikała jak ognia. Zmierzenie się z rozmową o minionej kweście odkładała nieustannie w czasie, tak jak zwykle wierząc, że to właśnie ów czas jest tu kluczowy - że on wszystko naprawi, okazując się najskuteczniejszym remedium. Kiedy doszedł ją więc dźwięk otwieranych drzwi, odwróciła głowę w obawie, że to właśnie Hargrove pojawił się tu wcześniej, niż powinien, ale zamiast niego, dostrzegła Jude’a. Jude’a, który nigdy tu nie zaglądał. Z początku rzuciła mu rozpromieniony i nieco zaskoczony uśmiech na powitanie, ale wtem wszystko poczęło do niej docierać. Dostrzegając wyraz jego twarzy, szybki i zdecydowany krok, łatwo było domyślić się, o co tu chodzi. Wystarczyło przecież spojrzeć na papiery, które gniótł teraz w dłoniach, a które ona dzień wcześniej złożyła u swojej lekarki, przyozdabiając je podpisem i modląc się w duchu o to, by ich wyniki ją uratowały. Nie przeszło jej nawet przez myśl, że mogłyby wpaść w jego ręce. Milczała. Trwając w tym zawieszeniu przez kilka sekund, zdających się jej być godzinami, zastanawiała się, co takiego mogłaby powiedzieć, ale nic nie wydawało się odpowiednie. Dopiero jego pytanie wybudziło ją z tego transu. - Nie wiem. To i tak nie ma już znaczenia - odparła głucho, wzrokiem przylgnąwszy do ziemi, z której chwilowo nie zamierzała go podnosić. Bała się spojrzeć na Jude'a, na te papiery, na kończącą się wspólną przyszłość, wobec czego czekała tylko, aż coś wydarzy się za nią. Stwierdziła, że najlepiej byłoby, gdyby ten po prostu już sobie poszedł. A to, czy ktoś przysłuchiwał się ich rozmowie, czy obserwował, nie miało dla niej żadnego znaczenia.

jude westbrook
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Pewnie ktoś inny, będąc na jego miejscu, zbagatelizowałby tę sprawę udając, że o niczym nie wie. Westbrookowi jednak na prawdzie zależało od samego początku, i to nie tak, że po prostu nie chciał być ojcem. Mógłby nim być. Czasem ta myśl przerażała go potwornie, ale ostatecznie dochodził do wniosku, że dałby radę. Dziecko pomogłoby mu się zmienić, spojrzeć na świat inaczej. Musiał jednak się upewnić, nic więcej, po prostu otrzymać potwierdzenie, że ta mała istotka nigdy nie zostanie mu odebrana. Oczywiście największym problemem pozostawały te liczne kłótnie z Sollie, ale uznał, że jakoś dadzą radę. Gotów był nawet pójść na liczne ustępstwa, na przykład przeprowadzić się gdzieś, gdziekolwiek — nawet do innego miasta. Niestety wystarczyło tylko jedno szybkie spojrzenie na papiery, których prawdopodobnie nigdy nie miał zobaczyć.
Wpatrywał się w nią nieustannie i sam już nie wiedział na co liczy. Żadna odpowiedź by go nie zadowoliła. Wcześniej wielokrotnie rozmyślał nad tym, że przez nią jego życie całkowicie się zawaliło, ale nigdy nie traktował tego tak poważnie, jak teraz. Gdyby nie ona, być może wcale nie byłoby go teraz w Lorne Bay; byłby znów na froncie lub w bezpiecznej bazie, ale na pewno nie tutaj. Po raz kolejny poczuł się jak niechciany intruz. Nie pasował do tego miasta. Do ludzi takich, jak ona. Nie potrafił być im równy. — Nie ma znaczenia? — warknął nagle, gwałtownie przerywając dłużącą się ciszę. Jude wcześniej wielokrotnie przy niej krzyczał, wściekał się, ale nigdy nie podniósł głosu w taki sposób. — Co ty sobie wyobrażałaś? Przecież prędzej czy później by się wydało, przecież... — wziął głęboki wdech i próbował się uspokoić, ale emocje wzięły nad nim górę. I nie wiedział już czy krzyczy, czy mówi spokojnie. — Kto? Czyje jest to dziecko? — zapytał, choć wiedział, że odpowiedź niczego nie zmieni. Wyobrażał sobie jedynie, że to jeden z tych bogatych dupków, z którymi się zadawała. — Dlaczego ja, Sollie? Nie mam pracy, pieniędzy, nie mam nic, przez chwilę miałem to dziecko ale je też mi odebrałaś — wszystko co stracił, stracił przez nią. I co z tego, że jeszcze nie wiedziała o tym, że go odsunęli od sprawy, że usunęli w kąt i równie dobrze mógłby z posterunku odejść. Nie wiedziała o wielu sprawach, bo nie mógł jej denerwować, niepokoić. Ale teraz go to nie obchodziło, w ogóle, bo całe to zło ostatnich miesięcy, było jej dziełem.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Miała ochotę się zastrzelić. Nie lubiła gdy ktoś stawiał ją pod ścianą, nienawidziła kiedy zaskoczenie paraliżowało ją do tego stopnia, że nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Zawsze w podobnych sytuacjach ulatniała się jak najszybciej tylko mogła; w tym przypadku wiedziała jednak, że nie będzie to takie proste. Przez cały ten czas nie odważyła się na niego spojrzeć. Wiedziała, że kiedy to zrobi, przestanie nad sobą panować. Odsunęła się więc błyskawicznie od szafki, zostawiając wszystkie te papiery i chcąc podejść do okna, jednak po jego kolejnych słowach niemal się nie przewróciła. Musiała usiąść, napić się wody i wziąć kilka głębszych wdechów, ale nie było na to teraz czasu. Z nasilającym się, potwornym bólem głowy usiadła więc na kanapie nieopodal, niesamowicie ciesząc się, że w ogóle udało jej się do niej dojść. Czuła się jak małe dziecko skarcone przez mamę za to, że zbiło jej ulubioną, cholernie drogą wazę. Tak więc, powtarzając swoje zachowanie sprzed dwudziestu lat, siedziała cicho ze spuszczoną głową i wpatrywała się wciąż w jeden punkt znajdujący się gdzieś daleko na podłodze. I choć zachowanie to było niedorzeczne i nieco absurdalne jak na jej wiek - za nic w świecie nie wiedziała, co innego mogłaby teraz zrobić. Nie odpowiedziała na żadne z jego pytań, nie posiliła się nawet o żaden gest, minę, łzę, cokolwiek. Siedziała sztywno na kanapie sparaliżowana do reszty strachem, stresem i milionem innych towarzyszących jej teraz emocji i pierwszy raz w życiu zrozumiała, jaką okropną jest osobą. Czy ludzie za mniejsze przewinienia nie idą do piekła? Gdzie ona więc pójdzie, gdzie jest gorzej niż piekle? O mało co nie dostała palpitacji serca, serio.
- Ja... - jęknęła i w końcu odważyła się na niego spojrzeć. Był to zły pomysł, najgorszy, na jaki mogła się teraz zdecydować. Nie potrafiła dokończyć zdania, cholera, sama nawet nie wiedziała, co chciała powiedzieć. - Ja muszę wyjść, proszę, pozwól mi stąd wyjść - wymamrotała błagalnym, drżącym już głosem i znowu wstała, nie zwracając już uwagi na okropny szum, który ogarnął jej głowę. O mało się nie rozpłakała, co zresztą przychodziło jej ostatnio z niewyobrażalną łatwością. Zacisnęła mocno powieki i wargi, by powstrzymać tę lawinę łez, która za wszelką cenę chciała nią zawładnąć. Teraz liczyło się dla niej tylko to, by stąd wyjść, by jak najszybciej opuścić to miejsce, by Jude jak najszybciej zniknął jej z oczu.

jude westbrook
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Sama doprowadziła do takiego stanu rzeczy. Oczywiście Westbrook nie miał prawa jej oceniać, bo sam wielokrotnie zawodził innych ludzi, ale nigdy nie zrobiłby nikomu czegoś tak potwornego. Myśl, że nie ma niczego, doprowadzała go do szaleństwa przez kilkanaście ostatnich dni. Jedynie to dziecko trzymało go przy życiu, bo świadomość, że wkrótce zostanie ojcem, powstrzymywała go przed kompletną destrukcją. Starał się nie obwiniać Sollie, starał się ją nawet bronić — została porzucona przez rodzinę i miała już teraz tylko go. Przez chwilę tak właśnie nawet myślał — mieli siebie nawzajem, bo inni ich zostawili. Krył ją przed Dannym, a przez te wszystkie minione zawirowania nieomal stracił pracę. Z każdym się kłócił, każdego pozbywał się ze swojego życia. Na rzecz czego? Jasne, dla niektórych nie byłoby to końcem świata, niektórzy zgodziliby się wychowywać nie swoje dziecko. Jednak nie Jude. Był po prostu pewien, że Sollie w każdej chwili mogłaby zniknąć z jego życia, uciec i już więcej się nie pokazać. A on nie mógłby nic w tej sprawie zrobić. I nie, nie tylko ona teraz cierpiała, nie tylko ona czuła się źle. To zabawne, że nawet w tym momencie nie brała jego uczuć pod uwagę. Nie starała się przeprosić. Co prawda powinien spokojniej z nią rozmawiać, nie powinien krzyczeć, ale zapomniał całkowicie o tym, co wypada a co nie. Nie myślał, głupi, o konsekwencjach. O tym, że skoro jest w ciąży, nie może się stresować. Nie zwrócił uwagi więc na koślawy spacer, bladą twarz czy cokolwiek innego — sam gotów byłby ją teraz zastrzelić. Nikogo nienawidził tak bardzo, jak Sollie Millington.
Nigdzie nie pójdziesz — syknął, doskakując do niej w ułamku sekundy. Jedną ręką przytrzymał drzwi, odcinając jej tym samym jedyną drogę ratunku. — Masz mi powiedzieć dlaczego, rozumiesz? Dlaczego zniszczenie wszystkiego, co dla mnie ważne, stało się celem twojego życia — nie prosił — żądał by mu odpowiedziała. Mogłaby się teraz rozpłakać, opowiedzieć mu jakąś wzruszającą historyjkę o tym, jaka jest biedna, ale nic by go nie ruszyło. W końcu jednak uznał, że nie — nie chce znać odpowiedzi. Nie musi. Niczego to przecież nie zmieni, a ewentualnie pogorszy sprawę. Wziął więc kolejny, głęboki wdech i spojrzał na nią gniewnie. — Masz się wynieść, z naszego domu, z Lorne, z mojego życia. Po prostu zniknij, wyświadczysz tym wszystkim wielką przysługę — rzucił chłodno, po czym po prostu wyszedł z kancelarii, trzaskając przy tym drzwiami. Jeszcze nie dotarło do niego to, że mimo wszystko nie powinien stawiać jej w takiej sytuacji. Kierował nim wyłącznie gniew, który całkowicie przysłonił mu możliwość na racjonalne podejście do sprawy.

sollie millington
aplikantka — kancelaria fitzgerald & hargrove
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
była łyżwiarka figurowa, teraz prosperująca pani adwokat z chowanym głęboko crushem na swojego szefa, w ciąży z innym, a narzeczeństwie z trzecim. i przy tym brak pojęcia, jak do tego wszystkiego doszło.
Nigdy nie miała na celu go zranić. Podejmując decyzję o zatajeniu całości, a więc tego jednorazowego, nic nieznaczącego wyskoku sprzed kilku miesięcy, nie myślała za wiele, a właściwie, nie myślała wcale. Zareagowała instynktownie, bojąc się ponieść konsekwencje za coś, czego waga ją przerastała i co najzwyczajniej w świecie ją przerażało. Za co sobą gardziła. Nieustannie rozpaczała tylko nad tym, że może cofnąć czasu, ani że nie istnieje żaden złoty środek, mogący ocalić ich oboje. Czuła, że powinna go przeprosić, być może nawet paść na kolana i szlochając, błagać o przebaczenie i łaskę, ale zamiast tego siedziała sztywno, zachowując się tak, jakby ta sytuacja wcale jej nie ruszała.
Nie zdziwiła jej wcale jego reakcja - od początku wątpiła w to, że tak po prostu ją wypuści. Domagał się wyjaśnień, to zrozumiałe, ale Sollie niestety nie mogła mu ich podarować, bo te zwyczajnie nie istniały. Nieważne co by teraz powiedziała, co by zrobiła - w żaden sposób nie naprawiłaby ich relacji, nie złagodziła tej rozmowy i nie pomogłaby Jude’owi ani nawet sobie. Było już za późno, nic nie dało się już zrobić i musiał to w końcu zrozumieć. Milczała więc dalej, przez cały ten czas; kiedy zadał jej pytanie, kiedy jego ton głosu znowu zaczął się podnosić, kiedy osiągnął apogeum. Wiedziała, że tak będzie lepiej, że powinien wykląć ją i znienawidzić. Mimo tej świadomości jednak; tego, że właśnie działo się to, co stać się musiało i co w zupełności akceptowała, znów bała się na niego spojrzeć. Podskoczyła więc, kiedy trzasnął drzwiami i ukryła twarz w dłoniach. Bała się, że jeżeli zacznie płakać, to nie przestanie, póki całkiem nie wyschnie i nie pomarszczy się jak rodzynka. I, co zabawne, nie poczuła żadnego rodzaju ulgi kiedy opuścił kancelarię - teraz czuła się tylko gorzej i chciała, żeby wrócił.

jude westbrook || KONIEC
ambitny krab
uważaj na głowę
brak multikont
ODPOWIEDZ