uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
massacre
One taste of blood is not enough to satisfy
Take your last breath and get a rush, gotta die to feel alive
Sweet evil come deliver us the sacrifice
Ashes to ashes, dust to dust, gotta die to feel alive
{outfit}
Ostatnio wszystko łatwo wpędzało ją w furię. Miała na to sto tysięcy wymówek, które przedstawiała sobie samej (bo przecież nikomu innemu nie czuła się zobowiązana jakkolwiek tłumaczyć ze swoich akcji), na samym szczycie których dominowało oczywiście rozpoczęcie terapii hormonalnej. I tej psychologicznej w sumie też, bo terapeutka czasem doprowadzała ją do szału. Viper nie była na tyle zawistna, żeby wierzyć stale w to, że ta robiła to celowo, ale czasem uderzała ją właśnie taka myśl: że chciała po prostu ją sprowokować i sprawdzić, jak daleko się posunie. Chyba dopiero powoli przekonywała się o tym, że Monroe, choć z pozoru dla wielu naprawdę mogła jawić się jako ktoś impulsywny, umiała dawać sobie na wstrzymanie w odpowiednich momentach i odreagowywać później, w bardziej dostosowanym do tego miejscu.
A jakie to mogło być miejsce, jeśli nie szkoła?
Instytucja po brzegi wypełniona prostymi w obsłudze kretynami, z których zbyt niewielka część zdawała sobie sprawę z własnej żałosności. Viper najbardziej denerwowali ci, którzy zachowywali się, jakby pozjadali wszystkie rozumy i byli lepsi od innych (hm, na pewno, Viper?), choć w istocie różnili się od nich tylko tym, że potrafili głośniej ujadać. Nigdy nie kręciło jej specjalnie wyżywanie się na tych dzieciakach, które i tak miały już w budzie przesrane, co pewnie odróżniało ją od większości szkolnych prześladowców - nie, ona koncentrowała swoje siły na tych pieprzonych hipokrytach, przekonanych o własnej wspaniałości, których trzeba było czasem sprowadzić do parteru, choćby dla zasady. Zdarzało jej się nawet kilkukrotnie wstawiać za jakimś zastraszanym biedakiem, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że zrobiła to z czystego altruizmu - raczej zwyczajnie potrafiła wywęszyć okazję, żeby sobie ulżyć, a szczeknięcie na tak ewidentnego agresora, który na jej oczach wyciąga łapy po śmiesznie słaby cel, wydawało jej się idealnym do tego pretekstem.
Tego dnia, podobnie jak poprzedniego i jeszcze wcześniejszego, i jeszcze wcześniejszego, chodziła cała podminowana. Sytuacja z Happym daleka była do wyjaśnienia, a gniew i obawy, które w niej buzowały, zamiast skurczyć się ugłaskane mijającym czasem, przypominały o sobie w najmniej odpowiednich momentach. Po rozmowie z Amalią być może powinno jej być odrobinę lepiej, ale nie było - drażniło ją, że podobne rozterki musiały przypaść w udziale akurat jej, tak jakby chociaż raz w jej życiu nie mogło być po prostu spokojnie. A może sama wyszukiwała w sobie na siłę te emocje i nie potrafiła odpuścić - ani im ani sobie? Czy to była jakaś forma masochizmu, której się po sobie nie spodziewała? Nawet lecące do niedawna w sprawnym tempie w dół cyferki na wadze, ostatnio jakby zwolniły, a ona nie wiedziała już, co robi nie tak. Znała się na biologii wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że organizm w końcu musiał przyzwyczaić się do funkcjonowania na głodowych racjach, ale szczerze liczyła na to, że zmiany będą postępować. Ostatnio zaliczyła kilka paskudnych napadów obżarstwa, ale przecież zaraz po nich zwróciła wszystko do kibla - to chyba niemożliwe, żeby miały aż tak zgubny wpływ na całe jej dążenie do osiągnięcia drobnych, kobiecych kształtów? Była zła.
Na domiar złego, od samego rana przewijał jej się przed oczami ten skończony pajac, Zeke, który na dodatek ośmielił się dostać z wypracowania szóstkę, kiedy ona dostała tylko pięć plus. Oczywiście, po zajęciach poszła wykłócać się z nauczycielką, która chyba minęła się z powołaniem, skoro nie dostrzegła w jej pracy przebitek młodocianego geniuszu, ale kiedy spytała, co takiego niby zrobiła źle i zażądała wskazania jej palcem miejsc, w których popełniła błędy, kobieta zaczęła wykręcać się jakoś pokracznie, że piątka plus to przecież „kapitalna” ocena i żadnych błędów w takiej pracy być nie może, ale na szóstkę trzeba wykazać się „trochę bardziej”. Idiotka miała szczęście, że Viper nie wydrapała jej oczu, tylko ograniczyła się do podarcia własnej pracy na strzępy i ostentacyjnego wyrzucenia jej do kosza.
Ledwie wypadła z klasy pełna furii, zatrzaskując za sobą drzwi, a zaraz wpadła wprost na niego (i to dość dosłownie). Czy ten kretyn podsłuchiwał? Szatan jej świadkiem, że jakby tak było, to chyba się na niego rzuciła. Pozostawało jej wierzyć, że zawieruszył się tu przez przypadek, z tą swoją durną buźką i tlenionymi włosami.
- A ty pod nogi nie umiesz patrzeć? Siatkówki ci z oczu powypadały od gapienia w monitor, jak zrzynałeś tę pracę w środku nocy z neta, czy co? - warknęła do niego, odsuwając się gwałtownie i zaraz teatralnie otrzepując ramię, którym się z nim zderzyła, żeby czasem na nią to spierdolenie nie przeszło w całości jak choroba. Kiedy mierzyła go tak wzrokiem, przypomniała sobie o napisie „Zeke to kutas”, który poczyniła szminką w jego ulubionym, męskim kiblu, gdzie pewnie chował się, żeby palić te obrzydliwe fajki, jak na dworze akurat pizgało złem. Cóż, dzisiaj pogoda była całkiem ładna, więc istniała szansa, że jeszcze nie widział tego dzieła, które dodatkowo okrasiła jakże uroczym portretem Walsha, z trochę za dużym nosem. Złamała jej się szminka, kiedy tak nad tym gównem wytrwale pracowała, więc miała nadzieję, że ostało się dłużej niż trzydzieści sekund.


Zeke Yves Walsh
uczeń — lorne bay state school
17 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
A smile with no face.
A bouquet of razors.
Don't get too close.
001.
so sick
Couldn't look me in the eye, I can't lie
I wanna tear out your heart and watch you cry, baby, cry
Yeah, I'll bite, take a bite
If you try that again, I'm gonna eat you alive
{outfit}

Zgarnął drugie śniadanie, zapakowane w brązową papierową torebkę, które przygotowała mu matka przed wyjście do pracy i ruszył w stronę wyjścia. Założył trampki, na ramiona zarzucił czarną kurtkę i plecak, po czym złapał za deskorolkę i wyszedł, trzaskając drzwiami. Rozejrzał się po ulicy ze sceptycznym wyrazem twarzy, mając szczerą nadzieję, że jak wyjdzie na jezdnie, to coś go potrąci. Ostatnio dosyć często myślał o swojej śmierci i to na wiele różnych sposobów, byle drastycznie różniły się od tego, na co niedługo faktycznie umrze. Westchnął, poruszając szczęką w taki sposób, aby otrzeć rzędem dolnych zębów o górne, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk, który z jakiegoś powodu odrobinę go uspokajał. Był ostatnio niezwykle wrażliwy na dźwięki, a niektóre potrafiły wywoływać w nim przeróżne stany i emocje.

Ruchem głowy odrzucił jasne kosmyki włosów z twarzy, puścił deskę na chodnik, przytrzymując ją stopą w miejscu, po czym wyjechał z podjazdu, torbę ze śniadaniem wrzucając po drodze do kubła na śmieci. Od dawna nie miał ochoty na jedzenie, chociaż tak naprawdę za tym trochę już tęsknił. Wmuszał w siebie cokolwiek, szczególnie przy wspólnym stole na rodzinnych kolacjach, ale poza tym po prostu nie jadł, tłumacząc się na przeróżne sposoby, byle nie musieć mówić o prawdziwym powodzie, czyli swojej chorobie. O tym, że jego serce ledwo daje radę wiedziała tylko jego rodzina i nauczyciele, którzy póki co też utrzymywali to w tajemnicy przed innymi uczniami. Zeke nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, a szczególnie ta mała pizda Viper i jej minionki, którzy zaraz wykorzystaliby to przeciwko niemu. Był tego pewny.

Odepchnął się kilka razy stopą od chodnika i ustawił się na desce, jadąc szybko, lekkim slalomem. Po drodze wyciągnął z kieszeni kurtki słuchawki, żeby włączyć sobie ciężką, depresyjną muzykę, która sprawiała, że czuł się odrobinę lepiej. W końcu wykonawca takiego gówna na pewno miał zrytą banię, więc kto wie czy nie miał gorzej od niego. Nie przyznałby się w końcu do tego, że słowa niektórych piosenek zdawały się go rozumieć, bo oficjalnie nikt go nie rozumiał i zrozumieć nie mógł. Gdyby tak było, to mógłby poczuć się na przegranej pozycji, a przecież on nigdy nie przegrywał.

Wjechał na dziedziniec szkolny, absolutnie nie zwracając uwagi na te wszystkie ofiary losu, nawet na te, które w ostatniej chwili odskakiwały w bok, aby się z nim nie zderzyć. Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie miałby specjalnych oporów, aby kopnąć jednego z drugim w twarz, gdyby tylko ktoś stanął mu na drodze. Znudzonym wzrokiem powiódł po budynku szkoły, zatrzymując się gwałtownie dopiero przed głównym wejściem. Uderzył nogą w deskę i złapał drugi jej koniec, gdy ta mocno się przychyliła. Słuchawki spoczęły w jego kieszeni i dopiero wtedy zwrócił uwagę na Trevora i Lillyen, którzy grzecznie czekali na niego, aby otworzyć mu drzwi.

Masz jakieś gówno między zębami, Lil, kurwa… 一 mruknął, wywracając oczami i wymijając ją, cmokając pod nosem w niezadowoleniu. Czy tak trudno było spojrzeć w jebane lustro przed wyjściem do szkoły, szczególnie jak jadło się na śniadanie kubeł trawy czy innego zielonego paskudztwa? Trevor uśmiechnął się pod nosem z wyższością, chociaż później, przy pierwszej lepszej okazji, zerknął na swoje odbicie sprawdzając, czy też nie ma czegoś na twarzy albo w zębach. Dziewczyna za to spłonęła rumieńcem i od razu popędziła do łazienki, żeby zrobić ze sobą porządek.

Zeke za to udał się do swojej szafki, po drodze witając się z kilkoma osobami skinieniem głowy albo ruchem dłoni. Nienawidził tej nastoletniej tłuszczy, chociaż kilka osób było całkiem znośnych, chociaż tak otwarcie się do tego nie przyznawał. Czasami mówił co prawda kilka miłych, jak na niego, słów komuś, z kim akurat obściskiwał się w składziku woźnego, w kiblu lub szatni, ale to musiał mieć odpowiedni nastrój i tylko jeżeli obściskiwana osoba dotykała go tak, jak lubił. Od kilku miesięcy był singlem, bo jego była okazała się pieprzoną szmatą, co nie zmieniało tego, że miał swoje potrzeby. Uznawał, że lepiej mu samemu, bo w końcu nikt nie czepiał się go na każdym kroku o słownictwo, zaniedbywanie relacji, niejedzenie, zerkanie na krótkie spódniczki czy o to, że czegoś nie słuchał lub o czymś zapomniał. Wrzucił do szafki deskę i zatrzasnął drzwiczki, poruszając krótko ozdobionym piegami nosem.

Na pierwszej długiej przerwie skoczył do kibla na papierosa. Nie wolno mu było palić, ale palenie było jedną z niewielu czynności, która sprawiała mu satysfakcję, więc uznał że skoro i tak niedługo zdechnie, to czemu ma sobie tego odmawiać. Wyciągnął papierosa z paczki zębami i podpalił końcówkę tytoniu, owiniętego w bibułkę, po czym zaciągnął się dymem, mrużąc lekko oczy i wydmuchał go powoli nosem, podchodząc do umywalki. Jego wzrok padł na napis wykonany czarną… szminką? Zacisnął wargi na filtrze papierosa, zaciągając się spokojnie po raz kolejny dymem. Z jego gardła wydobył się pomruk rozbawienia. A więc Viper przekroczyła próg męskiego kibla, pewnie w kolejnym dziewczęcym outficie, tylko po to żeby nanieść jego imię na lustro? Pochlebiało mu to. Czegoś jednak w tym napisie brakowało. Nastolatek zdjął z ramienia czarny, prosty plecak, wyciągnął z niego marker i wcisnął dużymiędzy Zeke to, a kutas. Schował pisak i zmrużył jedno oko, wydmuchując dym ponownie nosem. Siwa chmura wzleciała nad jego głowę, a on udał się do pisuaru opróżnić pęcherz, po czym wrócił w poprzednie miejsce, żeby odkręcić wodę i umyć dłonie. Wytarł je niespiesznie w papierowy ręcznik, po czym sięgnął dłonią do dopalającego się papierosa, zaciągnął się po raz ostatni, po czym wydmuchując strużkę dymu spomiędzy warg zgasił niedopałek na lustrze, kończąc wymazane szminką zdanie spopieloną kropką.

Przed wyjściem przeczesał jeszcze palcami kosmyki lekko falujących włosów, po czym odrobinę uniósł całą fryzurę u nasady głowy, zerknął na cienie pod swoimi oczami, które odrobinę podkreślał makijażem, żeby wyglądały jak celowy zabieg, po czym opuścił pomieszczenie i ruszył korytarzem w stronę stołówki, na której znajdowała się teraz większość uczniów.

Przechodząc obok drzwi do jednej z klas usłyszał rozeźlony głos nikogo innego, jak właśnie młodej Monroe. Zatrzymał się gwałtownie i cofnął, stając niedaleko pomieszczenia i z zaciekawieniem przysłuchując się wymianie zdań między nastolatką, a nauczycielką. Uśmiechnął się lekko, czując satysfakcję. Właśnie dla takich chwil jeszcze żył na tym popierdolonym świecie. Chciał sięgnąć do telefonu, aby włączyć nagrywanie, ale w tym momencie Viper wypadła na zewnątrz i o mało co na niego nie wpadła. Zrobił szybki unik, bo o mały włos by go nie dotknęła, a do tego nie mógł przecież dopuścić. Jeszcze by się zaraził jakimś syfem, który na pewno dostała już od tego swojego żenującego chłopaka. Zaraz jednak poprawił kurtkę i stanął naprzeciwko niej, obcinając spojrzeniem jej strój. Zatrzymał wzrok dłużej na jej spódniczce, po czym podniósł go na wykrzywioną z wściekłości 一 co za wspaniały widok 一 twarz dziewczyny.

Ciesz się z tej naciąganej piątki, gdyby nie chory na łeb brat, to by ci tak ocen nie podnosili, baby girl 一 mruknął ze słyszalną satysfakcją w głosie, ostatnie dwa słowa wypowiadając z wyraźną kpiną. Nie powstrzymywał się przed najgorszymi możliwymi chwytami, a wyśmiewanie jej zmiany płci było tylko dodatkowym rarytasem i wykorzystywał do tego każdą możliwą okoliczność. 一 Niezłe szmaty. Po puszczalskiej siostrze czy matka ci wyciągnęła z darów kościelnych?

Uniósł jedną z brwi, a kącik ust drgnął mu w rozbawieniu. Musiał skomentować jej seksowny strój, przekonując się że przecież wygląda w nim śmiesznie, nawet jeżeli najchętniej popchnąłby ją na tyle mocno, żeby przewróciła się na posadzkę, byle tylko spódniczka odkryła blade pośladki, bo dałby sobie rękę uciąć, że było na co popatrzeć. Dalej byłaby obrzydliwa, ohydna, paskudna, nawet jeżeli właśnie ten widok miałby przed oczami jeszcze długo podczas robienia sobie dobrze albo seksu z jakąś chętną cheerleaderką 一 niektóre lubiły kiedy wkładał im rękę w majtki, a niby leciały tylko na tych napakowanych półgłówków ze szkolnej drużyny sportowej, heh, oficjalnie.


uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Jej poranki za to od dłuższego czasu przenikały się wzajemnie i stapiały ze sobą tak mocno, że przechodziła przez nie niemal na automacie. Próby dobudzenia Felixa ze snu zazwyczaj spełzały na niczym (choć Viper była pewna, że w dziewięćdziesięciu procentach przypadków, brat tylko udawał, że nadal śpi, a co do jego nawyków miała akurat niezłego nosa) - czuła, że przez ostatnie miesiące oddalili się od siebie i nie byli już tak nierozłączni, jak w dzieciństwie. Być może było to poniekąd winą (zasługą?) Happy’ego, który otworzył ją nieco na świat poza bliźniakiem, nawet jeśli ostatnio coraz częściej tego żałowała i coraz bardziej otwarcie zastanawiała się nad tym, czy nie popełniła błędy, zaufawszy mu do tego stopnia. Coraz mocniej też obawiała się, że ta jej decyzja o wpuszczeniu Brighta głębiej w swoje życie, może mieć opłakane skutki - z natury nie była skłonna do obawiania się cudzej zemsty, ale w tej sytuacji i położeniu, w jakim znajdowała się teraz z Happym, stawała się coraz bardziej świadoma, jak bardzo była przed nim odsłonięta i ile informacji na jej temat ten żałosny chłopak miał na wyciągnięcie ręki. To z pewnością nie było rozważne z jej strony - tak opuścić przed nim swoje bariery ochronne. Tyle dobrego, że nie była skończoną kretynką, więc nie sprowadziła ich do zupełnego parteru - kto wie, być może już w tym momencie mogłaby odczuć negatywne konsekwencje takiej decyzji.
Bo przecież zdecydowanie odczuwała już teraz, że zdążyła się do kretyna przywiązać, a każdy dzień milczenia i dziwnie napiętej atmosfery, nieco ją osłabiał. To z kolei kompletnie jej się nie podobało, bo skoro ona sama była tej słabości świadoma, tylko kwestią czasu było, aż otoczenie także ją dostrzeże - i z pewnością wykorzysta przeciwko niej, bo przecież tak już był zaprojektowany ten świat; bo przecież ona sama nigdy nie wahała się przed wyciąganiem na wierzch brudów, o których praniu dowiedziała się mniej lub bardziej pokątnie. Ostatnio zdawała się nieco wycofana ze szkolnego życia i słabiej skoncentrowana na przypominaniu wszystkim wokół, kto tak naprawdę miał prawo głosu w tej żałosnej budzie - i za to także obwiniała Happy’ego. Teraz, kiedy chłopak nieco osunął się w cień, postanowiła wrócić do starych nawyków, zanim każdy w Lorne Bay State School zapomni, kim w ogóle była Viper Monroe.
I najwyraźniej ona sama też już trochę zapomniała, skoro na swój popis zdecydowała się zadziałać w sposób tak pokraczny, jak wymazanie szminką szkolnego lustra. Wiedziała, że z tymi działy się, przez wszystkie lata męczeńskiego służenia uczniom, dużo gorsze rzeczy (był taki miesiąc, kiedy codziennie po kiblach walały się odłamki szkła i Viper nigdy nie miała pewności, czy to kolejne lustro zostało potraktowane pięścią, czy zwyczajnie szkolne sprzątaczki mają lepsze rzeczy do roboty niż ogarnianie syfu, co dosłownie było ich pracą - drażniło ją to), więc chyba mogłaby się bardziej popisać - najwyraźniej jednak nawet ktoś taki jak ona musiał wyjść w końcu z wprawy, skoro ostatnio naskakiwała bardziej na kogokolwiek, kto próbował się do niej odzywać, a mniej na z góry wyznaczone cele, takie jak Zeke.
Zeke, który wyrósł przed nią jak spod ziemi, jakby tylko czekał na okazję do zastania jej cholernie wkurwionej. Aż sama nie była pewna, czy powinna się na niego wściekać za to, że zdecydował się stanąć na jej drodze, tym samym dodatkowo ją nabuzowując, czy raczej być mu w jakiś dziwny sposób wdzięczna za to, że przynajmniej miała teraz jak dać choć częściowy upust swojej złości. Być może wdawanie się z nim w słowne przepychanki tuż pod klasą, na środku korytarza, nie było zbyt strategicznie rozważne, ale Walsh nie dawał jej żadnego wyboru - skoro już zdecydował się jej odpowiedzieć (oczywiście, że tak; zawsze odpowiadał - w tej materii jeszcze nie zdążył ani razu jej zawieść), nie mogła tak po prostu puścić tego płazem. Raz, że nie była nauczona wycofywać się w takich momentach, a dwa, że na tyle już rozjuszyła ją ta farsa z ocenami, że jej zdolności do pohamowania się nagle drastycznie się skurczyły.
J a k on do niej powiedział? Zmarszczyła od razu brwi, co miało zasugerować mu, że palnął właśnie takim tekstem, który - nawet jak na niego - przebijał wszystkie poziomy żenady, które zarezerwowała sobie na to ich krótkie spotkanie. I jeszcze wycieranie sobie mordy Isaakiem, serio? Gość nie miał w sobie ani krztyny poczucia dobrego smaku - i może dlatego dużo trudniej było jej powstrzymać się od integracji z nim, niż z kimkolwiek innym. Mało było w tej śmierdzącej budzie jednostek, które tak obojętnie skakały sobie po jakiejkolwiek moralności, a skoro już się pojawiały, ona absolutnie musiała upewnić się, że złapie je w swój zasięg, żeby móc jak najbardziej rzetelnie ocenić ich możliwości w ewentualnym starciu ze swoją szanowną osobą. I o ile większość z tych lamusów, to były jakieś ćpuńskie łby, bez ambicji czy jakichkolwiek planów na siebie, Zeke stanowił pośród nich szlachetny wyjątek - przynajmniej wiedziała, że potrafił liczyć, więc z pewnością nie miał żadnych problemów z odliczeniem sekund do swojej sromotnej porażki.
- Naciąganiem to ty się lepiej skup gumy na chuja, bo słyszałam, że u cheerleaderek znowu chlamydia. Chyba, że to ty jesteś jej źródłem? - zapytała, niby troskliwie, choć z oczu ciskała w niego promieniami. Żaden złamas nie będzie sięgał po artylerię w postaci jej najmniej rozgarniętego (choć był to tytuł przechodni) brata. Poza tym, jeśli ufać temu, co w damskiej szatni (do której udawała się od niedawna, choć nawet się nie przebierała - raczej po to, żeby zbadać, mieszane jak dotychczas, reakcje) Britta rozgadywała o namiętnym seksie z co najmniej pięcioma chłopakami w przeciągu ostatniego miesiąca, uwzględniając na tej liście między innymi Walsha, Viper była przekonana, że wyświadcza właśnie temu kretynowi przysługę, sugerując mu może przejście się na badania.
- A co, zazdrościsz? - rzuciła zaraz, w nawiązaniu do skomentowaniu jej ubioru. - Nic dziwnego, skoro twoja matka za to nie przekonała nawet starego do wyciągnięcia na czas - prychnęła, przewracając oczami, choć zaraz wróciła do niego spojrzeniem, żeby nie dawać mu ułudy, że mógł uciec przed jej mierzącym wzrokiem. - A teraz musimy wszyscy użerać się z tym. Co za strata; ciekawe, jak zareagowała, kiedy odkryła, że wypluła z siebie karalucha. - Bo skoro miał zamiar od samego początku jechać po jej rodzinie, to ona nie miała żadnego zamiaru wycofać się z odwdzięczenia mu tym samym. Choć fakt - czasem naprawdę szczerze odczuwała pewne politowanie względem starych Zeke’a. To musiało być strasznie upierdliwe, mieć takiego gnoja pod swoim dachem.


Zeke Yves Walsh
uczeń — lorne bay state school
17 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
A smile with no face.
A bouquet of razors.
Don't get too close.

Czuł zapach tytoniu, ten specyficzny posmak, który zarówno przypominał mu o wielu zakazach, które od miesięcy słyszał od lekarzy i własnych rodziców i których szczerze nienawidził, jak i o satysfakcji którą czuł na myśl, że te zakazy łamie, aby poczuć że żyje, chociaż jeszcze przez chwilę. Być może przyspieszy odrobinę swoją śmierć, ale o ile? Kilka dni? Tygodni? Jakoś nie uważał, aby była to duża cena za spędzenie ostatnich chwil na własnych zasadach. Jeżeli musiał się już pogodzić ze swoim losem, co nie wychodziło mu wcale tak dobrze, jak myślał, to chociaż niech ma jeszcze coś z życia. Nie chciał, aby ludzie czuli współczucie, kiedy by na niego patrzyli, aby chuchali na niego i dmuchali. Potrzebował czuć się silny, nawet jeżeli musiał walczyć o to z własnym ciałem.

Udało mu się postawić na tym, aby jego choroba była trzymana w gronie nauczycieli w tajemnicy. Póki co to działało. Obawiał się, że w końcu ktoś się wygada albo ktoś coś zauważy, ale narazie wszystko toczyło się po w miarę akceptowalnym torze. Przewrażliwiona matka od jakiegoś czasu namawiała go na nauczanie domowe, a nawet przerwę w nauce i skupieniu się na leczeniu, ale on kategorycznie odmawiał. Nie chciał się czuć jak jakiś niepełnosprawny zjeb, który nie potrafi trzymać w garści własnego życia. Jego walka do końca polegała na przeżywaniu wszystkiego po swojemu, a nie tak jak chcieli inni. Był zdecydowanie zbyt ambitny i zbyt zapatrzony w czubek własnego nosa, aby zwracać uwagę na potrzeby rodziców, którzy dzień w dzień czuli się chyba z tym wszystkim coraz gorzej. Nie zastanawiał się jak to jest mieć umierające dziecko i nawet nie chciał o tym myśleć. To nie jego sprawa. Nie teraz. Miał ważniejsze rzeczy na głowie, jak na przykład udowadnianie sobie, że jest zajebisty, zbierając najlepsze oceny i najlepsze dupy jak pokemony.

Zbliżał się konkurs wiedzy o Australii i miał zamiar ten konkurs wygrać, tym bardziej że tuż przed poprzednim konkursem, wtedy matematycznym, zasłabł i zamiast zgarnąć pierwsze miejsce, zgarnął szpitalne łóżko w sali numer pięć. Nie mógł wtedy tego przeżyć, ale jak widać stał tutaj teraz i patrzył w twarz młodej Monroe, żałując że jej jeszcze młodzieńczym trądzikiem nie wysypało.

Był pewien, że to ona nabazgrała ten napis na lustrze w męskim kiblu i z jakiegoś powodu dodatkowo go to rozbawiło. W końcu musiała postawić swoją nogę w toalecie, do której podobno już nie wchodziła i zadać sobie trochę trudu, żeby to napisać i to chyba szminką, a wszystko tylko po to, żeby wywołać w nim jakąś reakcję. Ciekawe o jaką jej chodziło. Miał się wkurzyć? Miało mu się zrobić wstyd? A może chciała tylko zwrócić na siebie uwagę, z resztą jak zwykle. Udawała, że nikt i nic jej nie obchodzi, oprócz niej samej, a robiła właściwie wszystko, żeby inni ją zauważali. Nie chodziło tylko o chorą ambicję bycia we wszystkim najlepszym, co przecież sam dobrze znał, ale również o tę jej śmieszną manifestacje i nagłe przebieranie się w sukienki. Cóż, gdyby ktoś porównał ich tak na zimno, to uznałby, że są do siebie całkiem podobni. Kiedyś nawet sam Zeke to zauważał, ale szybko wybił to sobie z głowy (pomógł mu w tym również młotek Felixa).

Zaśmiał się dźwięcznie, ale krótko, po czym przekrzywił lekko głowę, oplatając szczupłymi palcami swoje biodra i z uśmiechem przyglądał się rozzłoszczonej twarzy dziewczyny. Wyglądało na to, że jej myśli dosyć intensywnie krążyły wokół erotycznych tematów. Może była niewyżyta? Sfrustrowane seksualnie kobiety potrafiły być naprawdę nieznośnie, a to przecież Viper, ona była gorsza od kobiet.

Często myślisz o moim chuju? Ah, nie odpowiadaj. Ten twój pokemon nie zaspokaja cię? Nie dziwię się, pewnie mu nie staje, co? Spójrz na to z innej strony. Niczym się nie zarazisz. 一 Parsknął cicho, bo przecież doskonale wiedział, że rzekoma chlamydia, to tylko wymysł Viper (chyba). Wiedział też, że seks był przyjemny, a młodą Monroe dupa chyba piekła, że nikt jej nie chce dotknąć. Uciszył się na moment, żeby posłać jej trochę przebieglejsze spojrzenie. 一 A może po prostu go nie podniecasz? Jesteś zimna, nikt tego nie lubi. 一 Wzruszył ramionami i przeczesał włosy palcami, ze znudzoną miną, jakby nagle to wszystko, włącznie z samą Viper, przestało go interesować.

Wzmianka o jego rodzicach była dosyć banalną prowokacją, to były zazwyczaj najbliższe osoby, do których szacunek był chyba jakoś wpojony od najmłodszych lat. Zeke miał jednak ostatnio dosyć swoich rodziców, chociaż Viper miała trochę racji z tym karaluchem, przynajmniej w pewnym sensie.

To fascynujące, bez kitu. Ta cała rozmowa o robalach. Pewnie bym podjął temat, ale nie mam zamiaru cię pożytecznych rzeczy uczyć. 一 Westchnął ciężko, opuszczając dłonie wzdłuż swojego ciała i wydając z siebie ten specyficznych dźwięk zgrzytania zębami. Może się irytował, może niecierpliwił, a może po prostu nudził?

Nie masz nic lepszego do roboty, niż sterczenie mi przed oczami? Może idź poprawić makijaż? Zmienić podpaskę? 一 Poprawił plecak i sięgnął do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki po swój telefon. Zerknął na wyświetlacz, jakby stracił Viper całe zainteresowanie i najpierw spojrzał na godzinę, a potem odblokował ekran i udał, że przegląda powiadomienia, a tak naprawdę zastanawiał się czy udało mu się ją wystarczająco sprowokować, czy jednak poniósł porażkę.


uczennica / taksydermistka — liceum / szopa za domem
17 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
undeniably frightening and undeniably cool
Zeke był jak gangrena, tocząca się przez organizm. Jak tasiemiec wijący w trzewiach, jak wsza łonowa, zagnieżdżona tam, gdzie nikt nie chce jej mieć, jak pieprzony glejak w mózgu Isaaca - zwyczajnie robił jej na złość. I choć może taki tasiemiec miał jakieś zalety, takie jak powodowanie utraty wagi, to Viper nie była aż tak durna, żeby z własnej woli uciekać się do takich środków, skoro miała własną niezmordowaną wolę, która pchała ją na głodówkach i wymiotach przez kolejne dni. Nie potrzebowała do tego cholernego Walsha, plączącego się pod nogami, jak chihuahua domagający się stale jej uwagi.
Bo oczywiście, że uważała, że to o to cały czas mu chodziło. Nie wierzyła, żeby ktoś był w stanie poszczycić się taką ambicją jak ona, przy jednoczesnym tak konkretnym planie i zaangażowaniu, które ona wkładała w życie szkolne. Nie bez powodu ten kretyn musiał pojawiać się na każdych zajęciach dodatkowych, przy każdych projektach i na każdych konkursach, na które wybierała się ona; nie bez powodu przeganiali się nieustannie w wynikach sprawdzianów, nie bez powodu podsłuchiwał teraz jak idiota pod drzwiami, żeby tylko dowiedzieć się, jak rozwiąże się kwestia jej oceny. Zwyczajnie chodziło mu o zgarnięcie jej atencji, tak jakby nie miała na co jej przeznaczać.
Cóż... jasne, tak naprawdę m i a ł a, bo przecież wiecznie była zajęta i zapracowana, ale nie mogła takich podchodów puścić płazem, więc musiała pokazywać mu nieustannie, że choć to ona wychowała się niemal dosłownie w oborze, to i tak miała w sobie więcej klasy niż ten jełop i to podniesiony do potęgi. Miała wrażenie, że jakby zamknięto ich w jednym pomieszczeniu, to po pierwsze: pierwsze, o co by spytała tego, kto ustalał zasady, to czy może zabrać ze sobą siekierę, a po drugie: nawet, jeśli okazałoby się, że nie, to wydrapałaby mu oczy tymi zapuszczanymi ze starannością, odkąd czuła się na tyle swobodnie, że mogła to zrobić, pomalowanymi na przemian na czarno i czerwono paznokciami.
Tak, z pewnością hiperbolizowała. Z pewnością czaiła się w niej głównie przesada, zbędny patos i pragnienie bycia mroczną oraz tajemniczą. Happy dodatkowo potęgował w niej ten stan, bo to przecież u jego boku odkrywała wszystkie te niepokojące strony, których sama by nie znalazła, bo (choć trochę wstyd było się do tego przyznać) nie radziła sobie najlepiej z technologią, uważała ją za odmóżdżającą i wolała trzymać się na co dzień z daleka od wszystkich tych podejrzanych portali, których zabezpieczenia Bright obchodził z taką łatwością. Jadła tak mało też trochę przez niego - wyrosło w niej przekonanie, że musiała udowodnić i jemu i sobie, że była silniejsza niż ona, bardziej wytrwała w postanowieniach i o mocniejszej woli. Gdyby zastanowiła się nad tym dłużej, doszłaby do wniosku, że to nie było zdrowe, ale aktualnie i tak była na niego zbyt mocno zdenerwowana, żeby to roztrząsać, a poza tym miała inne problemy na głowę.
Jak tę gnidę, która właśnie przed nią stała i robiła jakieś bezczelne insynuacje.
- Tak, bo ty na pewno podniecasz kogokolwiek, padalcu. Tylko pieprzone desperatki - fuknęła w jego stronę, starając się nie dać po sobie poznać, że trafił właśnie w jej czuły punkt. Przecież właśnie z tego wynikła cała jej sprzeczka z Happym - z podskórnego przekonania, że nie była wcale dla niego wystarczająca, że potrzebował może prawdziwej kobiety, skoro do tego, żeby między nimi coś doszło zachęcał tylko przy jednoczesnym odtwarzaniu anime. Może po to, żeby odwrócić od niej swoją uwagę? To byłoby dużo prostsze, gdyby była na tyle psychicznie gotowa, żeby szczerze z nim o tym porozmawiać, ale na razie była na to zbyt mocno sfrustrowana. Czekała aż Bright sam domyśli się, co takiego durnego palnął - co zajmowało mu już tygodnie i szczerze mówiąc, Viper powoli zaczynała tracić cierpliwość. A skoro nie mógł domyślić się tak oczywistej rzeczy, czy był w ogóle osobą, z którą warto było coś budować?
- Racja, naucz się lepiej, jak nie mdleć na konkursach, jak pizdeczka. W końcu te fory z litości się skończą i będziesz jeździć mordą po samym dnie szkolnej hierarchii - zagroziła mu, choć tak naprawdę prawdziwy czas na groźby dopiero miał się zacząć. Bo jasne - mogła znosić to jebanie po Isaacu, choć to sprawiało, że miała ochotę go zdeptać, mogła znosić oczernianie Happy’ego o rzeczy, które wcale nie były takie nieprawdopodobne, jak z początku mogło się wydawać, mogła znosić te insynuacje, jakoby na niego leciała, ale nie miała zamiaru tolerować jebanego tekstu o podpaskach, który był tak bardzo żenujący i poniżej pasa, że jej pierwszą myślą było, żeby uderzyć dokładnie w to samo miejsce.
Ale nie zrobiła tego. Miała coś lepszego w zanadrzu. Straszak, który raz już zadziałał na takich kretynów jak on i wprawdzie przez to siedziała w kozie, robiąc jakąś durną mapę marzeń, ale czasem trzeba było okazać swoją dominację i to był właśnie jeden z tych momentów. Dlatego po prostu pchnęła go na najbliższą ścianę, wydobywając zza podwiązki, która oplatała jej udo elegancki nożyk, który dostała od Sad z okazji urodzin, natychmiast przyskakując do frajera, żeby przyłożyć ostrze tuż do jego szyi. Była teraz niekomfortowo blisko niego, ale musiała zacisnąć zęby, żeby sprawić wrażenie dużo groźniejszej niż faktycznie była. Niezbyt wiele robiła sobie z mijających ich uczniów i ich ewentualnych reakcji.
- Powiesz jeszcze słowo, popierdoleńcu, to wykończę cię na tym zasranym korytarzu i potem zatańczę na twoim grobie - wysyczała.

Zeke Yves Walsh
ODPOWIEDZ