Fotograf — Jimenez PhotoStudio
27 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Młody fotograf wojujący międzynarodowe magazyny swoimi zdjęciami.
Jeden

Jeszcze raz starannie przejrzał zdjęcia jakie wykonał aby mieć pewność, że są one warte pieniędzy jakie za nie dostanie. Umówił się z klientką na pokaźną sumę, dlatego wolał dmuchać na zimne. Wyjął kartę pamięci i schował ją do case’a – wodoszczelny, wstrząsoodporny, i niemożliwy do zniszczenia. Aparat powędrował do plecaka, a statyw złożony do szafy. Jak dobrze, że nie musiał za każdym razem wozić wszystkiego w jedną i drugą stronę. Posiadanie własnego studia ma jednak swoje wielkie plusy.
Omiótł jeszcze spojrzeniem pomieszczenie, nie widząc nigdzie w zasięgu wzroku swojego czworonoga, zawołał go z imienia. Mały sierściuch pojawił się koło jego nogi w oka mgnieniu. Był jego małym pomocnikiem i wsparciem, kiedy ktoś się denerwował i nie potrafił odprężyć przed zdjęciami. Oczywiście wcześniej się upewniał czy osoba nie ma uczulenia, a mały psiaczek kręcący się tu i ówdzie nie będzie przeszkadzał. Zaszczekał radośnie również ciesząc się na koniec pracy swojego pana. Może w końcu porzuca mu piłęczkę?!
- Wiesz, że musimy podjechać do weterynarza? Nie zjesz mnie za to, prawda? – podniósł malca i wsadził go do specjalnej torby w której zazwyczaj podróżował z nim za granicę. Zgasił światła i dokładnie zamknął drzwi za sobą. Nie chciał mieć włamania, bo sprzęt jaki posiada w środku jest zbyt cenny aby go stracić. Gdy już wszystko faktycznie było na swoim miejscu podążył do samochodu.
Dojechali do kliniki w ciągu kilku minut, lecz po krótkiej informacji od pani w recepcji, wrócili do samochodu. - Jak mogłem zapomnieć, że pan Mike wyjechał na wakacje? Może czas Cię przepisać ciapo do weterynarza w Lorne, co? – maluch przekręcił lekko głowę jakby udając, że faktycznie rozumie o czym gada jego wielce szanowny człowiek.
Zawitał pod drzwi Animal Wellnes Center z wielką obawą, że dzisiaj go nie przyjmą. W końcu nie był ani umówiony, ani tym bardziej Brutus nie był ich pacjentem. Miał jednak cichą nadzieję, ze mimo wszystko uda się uzupełnić rubryczki w jego książeczce zdrowia i za kilka dni będą mogli razem lecieć do Stanów Zjednoczonych aby osobiście dostarczyć zdjęcia potrzebne do kampanii klientki. Rozejrzał się po wnętrzu. Wyglądało niezwykle przytulnie dlatego usiadł z małym, który oczywiście już zaczął się wiercić w swojej torbie. Nie mógł nic na to poradzić i wyjął pupila na kolana. Zaczął niuchać wszystko dookoła nawet nie przejmując się gdzie tak naprawdę jest i co zaraz będzie się odbywać. Musiał sam zbadać teren, dlatego szybko powędrował na podłogę.
Spojrzał przed siebie w nadziei, ze pojawi się ktoś z lekarzy i będzie mógł podpytać czy przyjmą Brutusa na badania kontrolne. Jego modły zostały wysłuchane, bo chwilę później pojawiła się przed nim pani weterynarz, którą on… znał?
- Astrid? – podpytał bo trochę czasu minęło odkąd się widzieli. Wstał z miejsca aby podejść ciutkę bliżej. - Rafael! – jeśli zapomniała jego imię, chociaż mogło się to wydać durne! Szpic podszedł do kobiety i ją obwąchał widać, że mu podpasowała bo stanął na tylnych łapkach i czekał na pieszczoty. - Wow… nie wiedziałem, że tu pracujesz. W ogóle, że jesteś z Lorne. To jest Brutus. – uśmiechnął się i spojrzał na długie nogi kobiety. Well psiak wiedział co oglądać! - Chciałem się podpytać czy macie chwilę, bo potrzebuje zrobić badania kontrolne i szczepienie, a weterynarz Bruta jest na wakacjach. – prosto, zwięźle i na temat. Jego mózg zaś dalej nie ogarniał jakim cudem wcześniej na siebie nie wpadli. Jasne on był w rozjazdach ale… no to było dziwne!

astrid johanson
powitalny kokos
Rafa
lekarka weterynaryjna — ANIMAL WELLNESS CENTER
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
utrata dziecka i Dawsey'a sprawiła, że zniknęła z Lorne na rok - czy teraz, gdy wróciła do miasta, jest szansa aby odzyskać chociaż dawną miłość?
dwa

Ruch dzisiaj w klinice był niesamowity. Może to i właśnie lepiej? Z całą pewnością dla Astrid, która bardzo potrzebowała zajęcia swojej głowy czymkolwiek. A praca to tak naprawdę idealny sposób na zakłopotany mózg sprawami prywatnymi. A takich - nie potrzebowała w momencie przebywania przy zwierzętach. Nie było komukolwiek potrzebne wykonanie choćby najmniejszego, błędnego kroku, jaki mógłby doprowadzić do wielkiej katastrofy.
Niemniej w chwili posiadania krótkiej przerwy, wracała bezsensownie myślami do spotkania; totalnie przypadkowego, bowiem nie sądziła że właśnie w jego - ich w sumie w tamtym czasie - dawnym domu do tego dojdzie. Planowała być tam sama, choć to też takie nie do końca. Planować niczego nie planowała, trafiając tam kompletnie spontanicznie. Niemniej chciała, aby nie było nikogo więcej oprócz niej i dobrze znanych ścian. Ścian, w jakich czuła się kochana i kochała najmocniej w przeciągu całego jej życia, nawet jeśli Dawsey czasami w ogóle niczego nie okazywał, bo miał gorszy okres.
Wyrozumiałość Astrid pozwoliła im na bycie dłużej w związku, co doprowadziło do szczęścia, a i jednocześnie nieszczęścia w przypadku tej dwójki. Zaręczyny, następnie ciąża, by w przeciągu miesiąca wszystko zostało rozwalone jak przy delikatnym szturchnięciu bądź złym ułożeniu kart w trakcie układania domu z talii. Tak poniekąd było. Utrzymywała zbyt długo sekret o poronieniu, co było małym przewinieniem na początku, co następnie okazało się problemem na większą skalę. Carleton od razu zaczął się kłócić, wykrzykując wręcz jak mogła mu to zrobić, aby ostatecznie doszło do zerwania zaręczyn i ucieknięcia przez Johanson z Lorne Bay.
Nagle z przemyśleń wyrwało ją pojawienie się kolejnego pacjenta, kompletnie zapominając o tej, zaplanowanej na dodatek, wizycie pieska na następną kontrolę. Dała w tym momencie dziewczynie praktykującej i przyglądającej się pracy Astrid wolne, bo akurat tutaj nie było nie wiadomo co do obserwowania, za co usłyszała wielką ulgę w tonie głosu w trakcie wypowiadanych przez nią podziękowań. Nadal biedaczka stresowała się pierwszym dniem w klinice jako nowa, a tym bardziej ucząca się przyszła lekarka weterynaryjna. Niemniej całkiem nie tak dawno temu sama była na tym miejscu, także totalnie rozumiała studentkę.
Szybko poszło jej to spotkanie, a Pani ze swoim pieskiem wyszła z gabinetu. Wtedy też Astrid zajęła się sprzątaniem specjalnego stołu, gdzie stawia czworonogi, jak zawsze dezynfekując każdy ze sprzętów. Nieświadoma pojawienia się nowej osoby, dopiero chwilę później wyjrzała na poczekalnie, widząc…
Nie, to nie możliwe. Czy to tylko przywidzenie? Aż lekko przetarła powiekę, na całe szczęście nie malując się dzisiaj do pracy, dzięki czemu nie jest obecnie rozmazana.
Ton głosu mężczyzny jednak upewnił ją, iż nie były to zwidy, a ona naprawdę widziała tego, kogo widziała. Zrobiła początkowo wielkie oczy, aby sekundę później pojawił się uśmieszek na ustach. - Rafael, tak. Pamiętałam - tak faktycznie było, bo nie miała problemu z zapamiętywaniem imion - na całe szczęście! - Po prostu zwiesiłam się, bo nie byłam pewna, czy to na pewno Ty. A to… Ty - sprostowała na prędko, aby nie wyszło że okłamywała odnośnie pamiętania jego imienia. Następnie spojrzała na ziemię, widząc cudowną, małą kulkę, która okazywała sympatię do lekarki. Zaskakujące, tym bardziej że widzą się przecież po raz pierwszy w życiu. Naturalnie ze zwierzakiem, nie mamy tutaj na myśli właściciela. Pochyliła się, zaczynając witać się głaskaniem z futrzakiem.
- Ja też jestem mocno zaskoczona… jaki ten świat jest naprawdę mały - poszerzyła kąciki ust, pokazując rządek śnieżnobiałych ząbków. - Cześć Brutus. Baaardzo pasuje Ci to imię - odparła, gdy kucnęła do psiaka, skupiając na nim - zapewne niestety dla Rafaela - większą uwagę, cicho chichocząc pod nosem.
- Och… wiesz co… - tak naprawdę są sami w poczekalni, więc chyba miała przerwę między pacjentami. - W sumie możemy spróbować to załatwić przed pojawieniem się kolejnej osoby. Zresztą, nikt nie będzie robił problemu, jak wejdzie pięć minut później - co do tego była przekonana. Po tych słowach stanęła na równe nogi, pokazując gdzie dokładnie mają się skierować. Jak wszyscy weszli do środka, zamknęła za sobą drzwi.
- Czyli co, kontrolne badania i szczepienie? - zaczepiła, jednocześnie upewniając się czy dobrze usłyszała wcześniej, przechodząc póki co przez ekran komputera. - A byliście już u nas kiedyś? - dopytała, bo nie wolała na razie przeszukiwać archiwum w poszukiwaniu jego oraz Brutusa. Tym bardziej, że… nie wiedziała jakie ma nazwisko. A kto wie - może kiedyś tam trafił się jakiś inny Rafael z psem o imieniu Brutus!

Rafael Jimenez
powitalny kokos
patsy#7401
Fotograf — Jimenez PhotoStudio
27 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Młody fotograf wojujący międzynarodowe magazyny swoimi zdjęciami.
Pamiętała go! To niezwykle miłe, zważając na ich imprezowo-alkoholowe spotkanie na Ibizie, które było bardzo mglistym wspomnieniem, przynajmniej ze strony Rafy. Był chwilę po sesji dla hiszpańskiego Vogue, która wyszła idealnie, dzięki czemu mógł trochę zaszaleć na wyspie. Drinki, tańce, karaoke, wracanie do hotelu o poranku, gdzie czekał rozwrzeszczany Brutus, który martwił się o swojego tatusia! Nie zamieniłby tamtych chwil na żadne inne. Kilka dni spędził z Astrid, która wydawała się być nieco zagubiona. Zupełnie jakby uciekała przed problemami. On to rozumiał i nie oceniał. Chciał sprawić, że kobieta faktycznie zapomni o tym o czym nie chciała pamiętać i rozluźni się w jego towarzystwie. Szkoda, że wtedy nie wziął od niej numeru, całkowicie zawalił na tej linii, ale jak widać los lubi płatać figle, a oni spotkali się raz jeszcze by poznać się na nowo – mniej pijanie.
- Uważaj to bestia w skórze niewinnej istotki. Istny diabeł. Lucyfer wcielony. Kilka dni temu prawie odgryzł mi palca u stopy. – uwielbiał nabijać się z wielkości swojego czworonoga oraz jego bojowego charakterku, który rzadko ukazywał, chociaż… na ogrodzeniu domu widniała tabliczka „wielki groźny pies stróżujący”. Czy mijała się ona z prawdą? Ależ oczywiście, ale niczego nieświadomy złodziej spodziewał się wielkiego wilczura albo owczarka! Jednym słowem sprzęt fotograficzny jest bezpieczny.
- Super będę wdzięczny, bo za kilka dni wylatuje a muszę tego nicponia zabrać ze mną. – uśmiechnął się, w duchu dziękując, że trafił właśnie na Astrid, bo znając realia klinik weterynaryjnych raczej odprawiliby go z kwitkiem za brak wcześniejszego ustalenia wizyty. No cóż, wcisnął się pomiędzy jakichś ludzi, ale nie będą mu mieć tego za złe, bo nigdy się nie dowiedzą, że nie był umówiony!
- Dokładnie. – spojrzał na psiaka który dalej eksplorował nowe miejsce. Jest bardzo ciekawskim czworonogiem, który nie przepuści okazji aby… no właśnie – podlał sztucznego kwiatka w kącie pomieszczenia. - Brutus zachowuj się! Nie, to pierwszy raz. – odparł szybko, aby czym prędzej wytrzeć chusteczkami jakie miał w tylnej kieszeni spodni miejsce zbrodni. - Przepraszam… zaznaczał teren. – zaśmiał się po czym wziął malca na ręce i postanowił poczekać aż lekarka wypełni odpowiednie rubryczki. - Wiesz, chyba chciałbym go przenieść tutaj, także możemy mu przy okazji założyć kartę pacjenta, jeśli to nie problem. – bo w sumie doktor Mike niedługo idzie na emeryturę, a tutaj miałby znajomą osobę na miejscu i nie musiałby w razie potrzeby jeździć do Cairns. - Nie wiedziałem, że aż tak szybko chcesz mój numer. – zaśmiał się gdy spytała o te konkretne cyfry. Podał je bez najmniejszego oporu nawet na koniec puszczając oczko. Czy zawsze flirtował? Nie, ale w tym wypadku to było silniejsze od niego. Wychodziło mu to naturalnie i nie uważał, żeby było to niegrzeczne. Przeszli do gabinetu, gdzie Rafa postawił Brutusa na leżance.
- Tylko grzeczny bądź, nie narób mi wstydu. – wskazał palcem na psa i pogłaskał go po bujnej czuprynie.

astrid johanson
powitalny kokos
Rafa
lekarka weterynaryjna — ANIMAL WELLNESS CENTER
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
utrata dziecka i Dawsey'a sprawiła, że zniknęła z Lorne na rok - czy teraz, gdy wróciła do miasta, jest szansa aby odzyskać chociaż dawną miłość?
W sumie zapamiętanie Rafael’a nie było problemem. To bardzo charyzmatyczna osoba, która sprawiała, że ten nagły i totalnie spontaniczny wyjazd na Ibizę stał się naprawdę fajnym okresem. Wyjechała sama, myśląc iż się zanudzi na śmierć - może nie dosłownie, no ale wiadomo o co chodzi - a tu jedna, totalnie nieznajoma osoba sprawiła, iż wycieczka stała się dobrym pomysłem, za co później dziękowała ciotce. W końcu - jakby nie ona, to nigdy by nie pojechała, siedząc jedynie w domu, jeżdżąc jedynie do sklepów czy do galerii, żeby nie wyglądać dziwnie. W końcu moda ciągle się zmienia.
Dlatego też cieszyła się - chociaż może to nie wyglądać tak oczywiście na zewnątrz - z widoku mężczyzny. Zupełnie jakby to była urodzinowa niespodzianka, na widok której nie wiesz co ze sobą zrobić. Tak właśnie czuła się Astrid.
Przez moment nie wiedziała co ma zrobić ze swoimi dłońmi. Dlatego dobrze, że psiak Rafael’a zaczął zwracać na siebie uwagę, a wtedy skupiła na nim większą uwagę, w międzyczasie prowadząc konwersację z niespodzianką. A dzięki Brutusowi i głaskaniu go przynajmniej nie było widać, jak zaczęły jej się z tego wszystkiego trząść ręce.
- Oo, a czemu jestem taki niedobry? - oczywiście zrozumiała żart, ale uznała że będzie kontynuować podjęty wątek, przy okazji śmiejąc się pod nosem, jeszcze przez chwilę głaszcząc go po głowie i drapiąc za uchem. Dopiero po chwili podniosła się na równe nogi, a wtedy maluch zaznaczył teren - o czy nawet sam mężczyzna powiedział. - Spokojnie, to tutaj standard. I nie trzeba było wycierać. Ale dzięki - odparła z miłym uśmiechem na ustach, zapraszając do swojego gabinetu nowego pacjenta z właścicielem.
- O, jasne. Będzie nam bardzo miło, jak Brutus zostanie naszym stałym klientem - odparła zgodnie z prawdą, zaczynając od wypełniania pierwszych rubryk przy rejestracji nowego zwierzaka, jaki odwiedził ich klinikę, a gdzie nie były jeszcze potrzebne dane właściciela oraz czworonoga. - No to będzie mi na pewno potrzebny numer telefonu na początek - nie myślała o niczym innym, jak o wpisaniu potrzebnych rzeczy, żeby mieć ewentualny kontakt, gdyby zaszła taka potrzeba. A jednak - Rafael spojrzał na to pytanie całkowicie inaczej, przez co zachichotała lekko speszona, zakładając kosmyk włosów za ucho. - No widzisz, przejrzałeś mnie tak prosto - nie chciała jednak wyjść na aż taką cnotkę i niesamowicie peszącą się kobietę, dlatego odpowiedziała w taki sposób. Gdy na koniec podawanego numeru ujrzała puszczane oczko, uśmiechnęła się nieśmiało, otrzymując po tym resztę potrzebnych informacji, dzięki czemu zakończyli rejestrację do systemu kliniki.
- Na pewno będzie bardzo grzeczny - wiedziała, że zwierzaki różnie podchodziły do weterynarzy, niemniej zawsze starała się nie robić z tego wielkiego wydarzenia, pomagając psom, kotom i innym stworzeniom aby nie doszło do nerwowych sytuacji. - Czy coś w ostatnim czasie działo się niepokojącego? Biegunki, niewyjaśnione wymioty, cokolwiek? - zapytała w momencie delikatnego naciskania na brzuszek, aby upewnić się czy nie ma żadnych guzków bądź innych nieprzyjaciół. Następnie przejrzała futerko na obecność kleszczy. Póki co wszystko było bardzo w porządku!

Rafael Jimenez
powitalny kokos
patsy#7401
Fotograf — Jimenez PhotoStudio
27 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Młody fotograf wojujący międzynarodowe magazyny swoimi zdjęciami.
- To jest bardzo dobre pytanie. – bo sam nie wiedział, czemu czasem Brutusowi odbijało i pokazywał niczym nie pohamowaną agresję względem swojego właściciela. Oczywiście Rafa nie miał nic sobie do zarzucenia, no może poza tym, że chwilę wcześniej wepchnął psiaka do basenu. Ale czy to jest powód aby chcieć mu od razu odgryźć palca? No raczej nie!
Uśmiechnął się jedynie potwierdzając, że jest dobrym przyjacielem dla swojego pupila i potrafi po nim posprzątać, a nie tylko patrzeć jak ktoś to robi za niego, lub całkowicie zignorować. Chusteczki i tak zawsze miał ze sobą w kieszeni aby w razie potrzeby przetrzeć aparat telefonu vel szkło obiektywu od bezlusterkowca jakim wykonuje zdjęcia. Plus na takie alarmowe sytuacja jak właśnie ta, i swój ewentualny katar.
Nie powstrzymał się przed głupim komentarzem o numerze telefonu, ale przecież jest to tylko niewinny żarcik, zresztą gdy kobieta podłapała temat zrozumiał, ze nie popełnił gafy. - Znam się na ludziach. – zaśmiał się serdecznie i spojrzał na swojego pupila który przysiadł przyglądając się ich pogawędce. Zupełnie jakby nie chciał przeszkadzać czy nie daj boże ich rozproszyć.
- Nic z tych rzeczy Brutal to okaz zdrowia. – co jedynie maluch potwierdził wesołym szczeknięciem. Ewidentnie podobało mu się to sprawdzanie sierści, bo nawet przymknął lekko powieki i wygiął się w lekki łuk (chociaż pod ilością jego futra to trudno ujrzeć) tak aby Pani doktor miała lepszy dostęp. No pacjent na medal! - Je za trzech, biega za dziesięciu, a jazgocze jak syrena alarmowa. – bo oczywiście Rafa musiał dodać jeszcze swoje trzy grosze co do tego jakim czworonogiem jest jego futrzasty kumpel.
- Od dawna tutaj pracujesz? – podpytał co jakiś czas spojrzenie kierując na psiaka, który jedynie łasił się do Astrid. Aż dziwne, bo zazwyczaj był niezwykle zestresowany u weterynarza. A może to fakt, że jego lekarzem jest teraz kobieta? Trudno to jednoznacznie określić, ale coś rzeczywiście sprawiało, że Brutus odprężył się i spokojnie stał na leżance. - I kurczę, rozpoznałem akcent, wtedy na Ibizie ale nie spodziewałem się, że mieszkasz gdzieś w tej okolicy. – uśmiechnął się i wzrokiem wrócił na kobietę. Miał wrażenie, że los chciał mu dać drugą szansę na poprawienie się i uzyskanie numeru oraz… zaproszenia na wspólne wyjście? Kto wie!
- Uciekałaś wtedy przed czymś? – spytał z grubej rury już chyba żałując wypowiedzianych słów. Podrapał się z tyłu głowy jakby chcąc tym ruchem zamaskować to co przed chwilą uleciało z jego ust. Nie zamierzał być tak bezpośredni ale czasem tak po prostu wychodziło. - Znaczy… na Ibizę zazwyczaj jedzie się ze znajomymi imprezować, a Ty byłaś tam sama i wyglądałaś na zagubioną. – to chyba również nie polepszyło wcześniej wypowiedzianych słów, ale… teraz to już po ptokach. Dobrze, że chociaż Brutus postanowił być dobrym psem i nie szczekać, rzucając wrednych psich komentarzy na niewyparzoną gębę swojego właściciela.

astrid johanson
powitalny kokos
Rafa
lekarka weterynaryjna — ANIMAL WELLNESS CENTER
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
utrata dziecka i Dawsey'a sprawiła, że zniknęła z Lorne na rok - czy teraz, gdy wróciła do miasta, jest szansa aby odzyskać chociaż dawną miłość?
Uśmiechnęła się ponownie na stwierdzenie, że zna się na ludziach. Możliwe, nie mogła mu wmówić, że jest inaczej, bowiem ledwo co się znają tak naprawdę. Ale czy faktycznie można było odebrać zbieranie danych jako forma poznania go, niż żeby założyć kartę pacjenta w systemie jego zwierzaka? Sama nie wiedziała, w jej uznaniu taką taktyką to nie było. I nie sądziła, aby tak to miało wyglądać również na zewnątrz. Bardziej to było zagranie ze strony Rafael’a, który już pokazał że lubi bajerować.
Nie pamiętała dokładnie, czy też tak robił na Ibizie, lecz wychodzi na to że tak. W końcu jakimś sposobem przekonał ją do siebie, a dzięki temu spędzili naprawdę fajnie czas, kiedy była na tym parodniowym wypadzie, aby całkowicie odciąć się od wszystkiego i wszystkich, nawet jeśli sam w sobie wyjazd do ciotki miało taką funkcję. Może to te widoki? Ten klimat? Ta pogoda? Woda? Słońce? Fajna mieścina, w jakiej przebywała? Naprawdę nie wiedziała jak konkretnie na to odpowiedzieć, niemniej wiedziała iż tak szybko nie zapomni o tych wakacjach. Teraz to już tym bardziej, gdy Rafael pojawił się niespodziewanie na jej drodze.
- To bardzo dobrze - odparła zadowolona, bo to dobry znak, że kontrola przebiegnie prędko i z pozytywnym skutkiem. A takie wizyty każdego weterynarza cieszą najbardziej. Wiadomo, że czasem trzeba zmierzyć się z trudnymi przypadkami, gdzie finalne doprowadzenie zwierzaka do pełnej - albo chociażby częściowej, dzięki której w porządku funkcjonuje - zdrowotności sprawia, że cieplutko się robi w serduszku, lecz wiadomo - zawsze lepiej człowiek się czuje, gdy widzi zadbanego i kochanego mniejszego przyjaciela, niż jak ma się przed oczami wielką rozpacz, bo ktoś zdecydował się wyżyć na niewinnym stworzeniu. - Takie małe i wyglądające na niewinne, a jednak uchodzi za małego zbója, z tego co słyszę - zachichotała, widząc jak coraz bardziej nadstawia się psiak do dalszego przeglądania sierści. Zupełnie jakby go pieściła i drapała, niż wykonywała kontrolne sprawdzanie skóry znajdującej się pod gęstą warstwą futerka.
- Och, szczerze? Kawałek czasu. Już nawet nie pamiętam od którego roku, zupełnie jakbym była tutaj od samego początku - zażartowała, bo aż zrobiło jej się głupio, iż nie pamiętała o takiej rzeczy. Ale jak pracuje się non stop w jednym miejscu, to chyba ma się prawo do wyzbycia takich informacji z głowy. - Na początku byłam tylko pomocnikiem, tuż po skończeniu studiów i zdaniu egzaminów, a z czasem i z nabraniem doświadczenia zajęłam się samodzielnym leczeniem - wyjaśniła dokładnie, choć nie wiedziała po co to robiła. Pewnie zapytał z ciekawości, a nie że był zaciekawiony szczegółami jej kariery. Zerknęła na niego i posłała uśmiech, przechodząc ponownie spojrzeniem na psa, któremu zaczęła zaglądać w uszy przy pomocy małej latarki.
- Wcale się nie dziwię. Mi też się kojarzył Twój akcent z tymi stronami, ale kto w ogóle myśli na wakacjach o pochodzeniu nowo poznanych osób - wyjaśniła najlepiej jak potrafiła, obracając malucha do siebie całkowicie, aby móc przejrzeć zęby. Nadal było wszystko w stanie wręcz idealnym. - Nie ma co się zresztą zatracać. Może i nawet lepiej, że wtedy nie dowiedzieliśmy się o miejscu, gdzie naprawdę mieszkamy. Dzięki temu doszło do takiego miłego i niespodziewanego spotkania - dodała z uśmieszkiem, dosyć szeroko unosząc kąciki ust ku górze.
- Och… - nie wiedziała co ma powiedzieć w momencie usłyszenia pytania od Rafael’a. Zrobiła aż lekko większe oczy, chociaż nie były one zwrócone do mężczyzny. Bardzo możliwe jednak, iż dostrzegł to zachowanie z jej strony, przy okazji czego również przełknęła nagle uzbieraną gulę w przełyku, czując się jakby stała pod ścianą, gdzie nie miała możliwości na ucieczkę w jakąkolwiek stronę. - Wyglądałam na zagubioną? - podpytała, w końcu przenosząc tęczówki na niego. - Aż tak to było widać? - dodała moment później, widząc jego zmieszanie. Chyba zorientował się, iż to za wcześnie na takie konkretne i dosyć prywatne zapytania. Z drugiej strony - poznali się na stopie prywatnej, to dzięki temu miał pewną cząstkę możliwości na pytanie o takie sprawy, co nie? Nie miała bladego pojęcia. Mimo to - zachichotała lekko nerwowo na koniec, uciekając spojrzeniem. - No cóż, tak. Trochę uciekałam, a trochę chciałam odpocząć od… wszystkiego. Przekonała mnie na dodatek ciotka, u której akurat wtedy byłam, żeby korzystać z życia i nie patrzeć za siebie. Tak też właśnie znalazłam się na Ibizie i tak też dostaliśmy szansę od losu na poznanie się - nie wiedziała po co to wszystko mówiła, przecież nie musiała aż tak zwierzać się ze swojego życia, a pomimo to - trochę odkryła siebie przez Rafael’u. Czy to było dobre posunięcie? Kiedyś się o tym przekona. - Ale to chyba nie znaczy, że żałowałeś natknięcia się na mnie, co? - musiała jakoś rozluźnić sytuację, jaka się między nimi pojawiła. A może to jedynie ona odczuła lekkie spięcie?

Rafael Jimenez
powitalny kokos
patsy#7401
Fotograf — Jimenez PhotoStudio
27 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Młody fotograf wojujący międzynarodowe magazyny swoimi zdjęciami.
Co do niewinności tego zwierza można mieć mnóstwo obiekcji, zwłaszcza po przedstawieniu historii z próbą odgryzienia palca. Sam Rafa czasem nie rozumiał skąd w takim małym ciałku tyle emocji, ale sam wybrał sobie takiego kolegę, więc teraz nie powinien narzekać. Cieszył się, że nie jest sam i ma do kogo gębę otworzyć w czterech ścianach!
- Kurczę, jakim cudem ja tu nigdy nie zawitałem to nie wiem. – zaśmiał się spoglądając na malca, któremu ewidentnie badanie podobało się dużo bardziej niż zwykle. To na pewno jakaś magia, bo inaczej tego wytłumaczyć nie potrafił. U Pana Mike’a zawsze był niespokojny i czym prędzej uciekał z leżanki, ryzykując skok z całkiem sporej jak na tak małego pieska, wysokości. A tutaj? Nie dość, że się łasił do Astrid to jeszcze był grzeczny!
- Weterynaria musi być trudna. Tyle różnych rodzajów zwierzaków i każdy jest inny… trzeba podchodzić do nich indywidualnie. – tak przeanalizował, bo w porównaniu z jego studiami to musiało być wymagające. Jasne, on też się sporo uczył i miał dużo praktyki, ale on nie zrobi komuś krzywdy podając za dużą dawkę leku, albo nie sprawi, że uśmierzy ból jakimś zabiegiem. Na kobiecie spoczywała dużo większa odpowiedzialność niż na nim, dlatego szczerze ją podziwiał za obranie takiej a nie innej ścieżki kariery.
- No tak, wtedy zabawa jest najważniejsza. Gdybym nie mówił po angielsku to można byłoby mnie wziąć za Hiszpana. – bo swój hiszpański miał opanowany w bardzo dobrym stopniu. Na tyle, że bez problemu dogadywał się z miejscowymi, a dodatkowo jego wygląd nie był typowy dla ludzi stąd. Może jego matka miała jakieś korzenie w Hiszpani, albo Meksyku? Tego się nie dowie i szczerze? To chyba nie chciał wiedzieć. Dodatkowym poświadczeniem może być dźwięk jego nazwiska, które wydawało się być latynoskie.
- Może zbyt szybko miałem takie wrażenie. – i było ono mylnym stwierdzeniem, ale nie raz nie dwa wydawało mu się jakby kobieta faktycznie była smutna i przybyła na wyspę aby się odstresować, mogąc zapomnieć o problemach lub kłopotach. On był tam z zupełnie innych powodów, świętując. Te inne wibracje dało się wychwycić, ale może tylko on to potrafił? Chyba pozostanie to zagadką.
Głupio mu się trochę zrobiło, że zadał tak prywatne pytanie podczas wizyty ze swoim pupilem, dlatego szybko się zreflektował.
- Oczywiście, że nie żałuję, a dodatkowo byłoby mi miło jakbyś dała się namówić na jakieś wspólne wyjście. Może nie z taką ilością alkoholu jaką mieliśmy na Ibizie, ale też wymyślę coś fajnego. – stwierdził natychmiast i położył swoją dłoń na tej należącej do Johanson. Nie chciał aby się czuł niekomfortowo w jego towarzystwie, zwłaszcza po wcześniejszym pytaniu. Nie spodziewał się, że ktoś pojawi się w pomieszczeniu, dlatego jedynie uśmiechnął się i zabrał swoją dłoń chowając ją do kieszeni kurtki. - Jeśli oczywiście masz czas. – domyślił się, że dziewczyna która weszła jest zapewne stażystką, która pomaga Astrid przy pacjentach, przy okazji ucząc się tego fachu. Czy ten krótki gest był zapowiedzią czegoś większego? Kto wie!

astrid johanson
powitalny kokos
Rafa
lekarka weterynaryjna — ANIMAL WELLNESS CENTER
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
utrata dziecka i Dawsey'a sprawiła, że zniknęła z Lorne na rok - czy teraz, gdy wróciła do miasta, jest szansa aby odzyskać chociaż dawną miłość?
- No też mogę Ci zadać to pytanie, ale pewnie miałeś stałego weterynarza dla Brutusa i dlatego nie myślałeś o innych klinikach - zazwyczaj tak jest i nie ma się czemu dziwić. Mało kto myśli o wprowadzaniu zmian, bowiem przyzwyczajenie sprawia, że myśl o podjęciu takiej inicjatywy całkowicie nas deprymuje i doprowadza do ostatecznego poddania się. A gdy nadchodzi czas, że sytuacja zmusza nas do alternatywy, okazuje się iż sami jesteśmy w szoku, że coś fajnego - a nawet i fajniejszego - znajduje się znacznie bliżej bądź okazuje się czymś lepszym dla Ciebie, rodziny czy ukochanego zwierzaka. Tak właśnie stało się w przypadku Rafael'a, który aż pod wpływem obecnego wydarzenia podjął męską decyzję o dokonaniu pewnych poprawek w swoim życiu. - Nie powiem, jest to trudny zawód. Nauczenie się tego wszystkiego trochę zajmuje, ale to naprawdę wdzięczna praca. I to nie chodzi już o kwestie finansowe, chociaż to dobry dodatek do tej całości. Ale wdzięczność i przywiązanie, a także zaufanie do swego lekarza sprawia, że robi się automatycznie przyjemnie i ciepło na serduszku. I niczego nie zmieniłabym swojej pracy. Tym bardziej, iż odkąd tylko pamiętam pomagam przybłędom, co na pewno bardzo nie podobało się rodzicom, gdy przynosiłam kolejnego ptaszka czy jeża albo bezpańskiego psa żeby go nakarmić, ale mimo to zagryzali wargi, godząc się na nowego lokatora na krótszy lub dłuższy okres czasu - przedstawiła jak to wyglądało w jej przypadku, na koniec delikatnie się uśmiechając. Dla niej to cudowne, mogąc kontynuować to, co zaczynała od małego dziecka. Tym bardziej, że robiła to obecnie znacznie bardziej profesjonalnie, za pomocą realnych środków.
- No tak, zdecydowanie można się pomylić. Bardziej sądziłam, że jesteś z tamtych stron i stąd nie dopytywanie - wyjaśniła delikatnie, bo nie chciała go jakkolwiek obrazić czy cokolwiek, chociaż nie sądziła, żeby takim stwierdzeniem miała go urazić. Przede wszystkim miała taką nadzieję. - Czy ja wiem... jesteś dobrym obserwatorem - zauważyła z lekkim uśmieszkiem, nie chcąc pokazać, iż poczuła się źle z tym zapytaniem, z jakim niespodziewanie wyskoczył w trakcie przeprowadzania badania na Brutusie.
Mówiąc o piesku - żeby również były w porządku, także wygląda na to, że jest w naprawdę dobrej kondycji. Co bardzo ucieszyło Johanson. - Dobrze wiedzieć - uniosła kąciki ust mi górze, słysząc za moment dalszą część wypowiedzi mężczyzny. - Och... ja... - urwała szybko, czując ciepłą dłoń na swojej... i to w dodatku dłoń Rafael'a. Spojrzała, dla upewnienia, w tą stronę, potwierdzając swoją... obawę? Na pewno tym to nie było, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia na szok, jaki doznała w tej sekundzie. Na szok tak wielkiej śmiałości ze strony mężczyzny. - Jeszcze dam Ci znać... wzięłam ostatnio sporo nadgodzin na siebie, żeby inni mogli mieć małe wczasy chociaż przez parę dni i trochę się zobowiązałam, że nie zawiodę. A później jestem wyprutym kapciem nie do życia, więc nie chciałabym Ci zepsuć swoim brakiem humoru jakiegoś wieczoru - czy nie chciała się z nim spotkać? To nie tak. Po prostu jeszcze nie czuła się na siłach z kwestią wychodzenia z jakimkolwiek przedstawicielem płci męskiej na kolacje, drinki czy inne formy wypadu na miasto.
Nagłe wpadniecie asystentki dodatkowo pogorszyło sytuację, która dostrzegła ten czuły gest, która aż zrobiła wielkie oczy. Popatrzyła następnie na Rafael'a, potem na Astrid, przepraszając i wychodząc z gabinetu. NO PIĘKNIE. To dopiero będą płoty w pracy... - To bardzo miłe z Twojej strony - dodała, udając że w ogóle nie przejęła się faktem pojawienia współpracownicy. - A co do Brutusa - nie ma to jak subtelna zmiana tematu, prawda? - Podamy mu tabletkę odrobaczającą na wszelki wypadek i to szczepienie będzie kolejna sprawą, o której mówiłeś, bo z oględzin widzę, że jedynie potrzebuje lekkiego przycięcia pazurków, co też zrobię za chwilę - na taką diagnozę na pewno liczył, toteż posłała mu kolejny ze swoich serdecznych uśmiechów, odwracając się po chwili, aby poszukać w szafkach wszystkiego, co było jej potrzebne.

Rafael Jimenez
powitalny kokos
patsy#7401
Fotograf — Jimenez PhotoStudio
27 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Młody fotograf wojujący międzynarodowe magazyny swoimi zdjęciami.
Słuchał uważnie gdy mówiła o swoim doświadczeniu w zawodzie. Wszystkie te informacje zapamiętywał bardzo dokładnie, zwłaszcza fakt, że kobietę od zawsze ciągnęło do pomagania milusińskim. Chyba mało jest takich osób z powołania, albo może jemu się tak mylnie wydawało? Nie każdy przecież jest w stanie chociażby spojrzeć na igłę lub wykonać jakiś nieprzyjemny zabieg aby poprawić stan zdrowia pacjenta. - Musieli mieć z Tobą urwanie głowy. – zaśmiał się, jednocześnie podziwiając rodziców iż postąpili słusznie i pozwalali zostawać zwierzętom na dłużej, dopóki mała doktor Astrid im nie pomoże.
- Połowa Hiszpanów których poznałem pytała się z której części kraju jestem, bo jednak język znam dobrze, ale gdzieś ten nasz akcent było trudno zgubić. Zresztą bliski mi jest ich klimat i jedzenie. Obłędne. – miał gdzieś w serduszku miejsce dla tego konkretnego kraju. Marzy mu się domek letniskowy gdzieś na półwyspie iberyjskim, ale jeszcze go na to nie stać. Musi sporo popracować aby zebrać środki. Wtedy będzie wyjeżdżał na wakacje w swoje ulubione miejsce. Dodatkowo jest to dobre miejsce na bazę wypadową na dalszą część Europy.
Uśmiechnął się delikatnie gdy stwierdziła, że jest całkiem niezły w odczytywaniu ludzi. Jasne, zawsze mógł się mylić ale w większości sytuacji miał rację – w przypadku Johanson również.
Lekko się speszył gdy stwierdziła, że jest dosyć mocno zajęta. Uderzyło to w serduszko mężczyznę, ale nie zamierzał tego pokazać! Może faktycznie miała jeszcze nieuporządkowane wszystkie sprawy i potrzebowała czasu, albo może po prostu nie chciała z nim wyjść? Teraz trudno było mu to odczytać, ale dostanie kosza nigdy nie jest przyjemne. Spojrzał na swojego psiaka, który już czekał na kolejne zabiegi, a ten co miał nastąpić na pewno mu się nie spodoba.
- Jasne, nie musimy teraz. Jak będziesz wolna to daj znać. Masz już mój numer. – nie podda się tak łatwo, ale nie będzie też mocno naciskał, dlatego jedynie zaproponował aby to ona wyszła z propozycją. Puścił raz jeszcze oczko, czego na szczęście asystentka nie zobaczyła. Zresztą to są tylko niewinne gesty, nic zobowiązującego.
- Tak, tak, szczepienie. Jasne. – pogłaskał swojego psiaka, który nie za bardzo lubił igły, zresztą jak sam Jimenez. Poczekał aż Johanson poda małemu tabletkę po czym odwrócił głowę, dalej delikatnie miziając Brutusa aby go uspokoić. Nie chciał, żeby malec zaraz zrobił tu awanturę. Gdy było po wszystkim spojrzeniem wrócił na Astrid.
- Masz jakieś zwierzątko? – bo też go to ciekawiło. Czy jako weterynarz ma dość innych pupili, że sama nie posiada jednego czy może jednak jest szczęśliwą mamą kilku czworonożnych pociech! - Nie żebym był wścibski, tak po prostu pytam.

astrid johanson
powitalny kokos
Rafa
lekarka weterynaryjna — ANIMAL WELLNESS CENTER
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
utrata dziecka i Dawsey'a sprawiła, że zniknęła z Lorne na rok - czy teraz, gdy wróciła do miasta, jest szansa aby odzyskać chociaż dawną miłość?
- Nie powiem, mieli. Bo nie zawsze się zgadzali od razu, musiałam czasem mocno argumentować i przekonywać, że to naprawdę genialny pomysł. Wierciłam brzuchy do momentu, póki się nie zgodzili. Niekiedy dyskusje potrafiły trwać do trzech godzin! - zaśmiała się sama z siebie, a przede wszystkim z własnego uporu, przez który nie byłam w stanie zrezygnować, nie przyjmując innej opcji. Zrozumiała w pewnym wieku, iż robiła najgorszą rzecz na świecie rodzicom, stawiając ich w takim położeniu, ale co mogła poradzić taka mała dziewczynka? Chciała zwyczajnie udzielić pomocy. Nie przyprowadzała alkoholików, ćpunów czy ogólnie chłopców pod rodzinny dach. Jedynie interesowało ją ratowanie zwierząt. Więc tak naprawdę nic złego nie robiła… prawda?
- O proszę. To ja nie wiem czy aż tak bardzo Hiszpania mnie przekonuje do siebie. Ale nie mogę odmówić - cudowne miejsce, świetny klimat, przepyszne jedzenie. Tyle, że jednak nie mogłabym tam mieszkać. To zapewne z racji przywiązania do swojego kraju - i czemu nie ma się co dziwić. W końcu dużo ludzi podchodzi tak do życia - wyjechaliby, lecz tylko na trochę, bo zaczyna się tęsknić za swoim kątem w rodzinnym mieście. - I nie powiem - może jeszcze kiedyś wybiorę się w tamte strony w formie urlopu - dodała z lekkim uśmiechem, bo Ibiza - czy ogólnie Hiszpania - to ciekawa okolica na spędzenie wakacyjnego okresu.
Nie wiedziała, czy to był dobry pomysł. On wtedy się nią w sumie zaopiekował. Traktował ją jak dobrą znajomą. Oprowadził po znanych miejscach. Pomógł, jak potrzebowała rzeczywiście pomocy, gdy nie widziała ostatecznie rozwiązania swojego problemu. Pokazał życie nie tylko w ciągu dnia, ale i również kiedy nastanie noc. Po prostu ugościł ją, jakby rzeczywiście Ibiza była jego miejscem. A ona? Tak mu się odwdzięcza? Naprawdę to niemiłe z jej strony, lecz jednocześnie nie czuła się na siłach, a przede wszystkim nie chciała działać wbrew samej sobie. Kiedyś mu to na pewno wytłumaczy. O ile ta znajomość się utrzyma. Nie zdziwiłaby się, jakby Rafael się nią znudził bądź zrezygnował przez jej dosyć zamknięte podejście do znajomości - choć nie robiła tego specjalnie ani dlatego, że mężczyzna przed nią stojący nie podoba się Astrid. Nic z tych rzeczy. Musiała zwyczajnie przetrawić pewną, ważną sprawę, aby móc na spokojnie spotykać się z innymi facetami - nawet jeśli to tylko zwykłe wyjście na miasto, bez jakiegokolwiek dwuznacznego kontekstu. - Jasne. I przepraszam. Na pewno kiedyś sobie to odbijemy - zapewniła, chociaż nie mogła mu przewidzieć kiedy to będzie miało konkretnie miejsce. Miała nadzieję, że i to będzie w stanie jej przebaczyć. - Później sobie zapiszę, jeśli nie będziesz miał nic przeciwko - grzecznościowo dodała, nawet jeśli uprzednio powiedział, aby spokojnie się z nim skontaktowała, jak już będzie posiadała możliwość wyskoczyć gdziekolwiek.
- No niestety, trzeba i przez to przejść - odparła, jak już wszystko miała przygotowane. Najpierw jednak tabletka, jaką nieco na siłę wrzuciła do przełyku pieska, by następnie przytrzymać lekko pyszczek i głaskać po gardle, aby ostatecznie gładko przeszło. Gdy tak się stało, zaczęła przycinać pazurki - nie wiadomo jak po wcześniejszym wykonaniu szczepienia mógłby się względem niej zachować. Mógłby ją po ukłuciu przestać lubić, co często dzieje się w przypadku innych pacjentów. O dziwo grzecznie poczekał na zrobienie porządku przy łapkach.
Zostało szczepienie. Poprosiła, aby konkretnie przytrzymał swojego psa, widząc przy tym jak odwraca głowę w bok, co wydało się na swój sposób urocze. Jak już złapał Brutusa, przystąpiła do jak najdelikatniejszego wbicia igły, wstrzykując zawartość strzykawki. Lekki pisk był, ale to naturalne. Pogłaskała na koniec po miejscu, aby uśmierzyć uczucie, po czym pomiziała go po głowie. - Byłeś dzielny, kolego - tylko do kogo to mówiła? No cóż, na pewno do psiaka. Ale może i do Rafael’a również, skoro tak bohatersko uciekł spojrzeniem w siną dal?
Posprzątała po wszystkim, a wtedy padło kolejne pytanie od mężczyzny. - Spokojnie, nie jesteś wścibski. Dużo ludzi o to pyta. Bo skoro jestem weterynarzem, to na pewno mam pokaźną gromadkę milusińskich - zażartowała lekko. - Niestety jednak nie posiadam własnego czworonoga ani innych przedstawicieli odmiennego gatunku. I nie dlatego, że nie chcę. Po prostu czekam na odpowiedni moment - wyjaśniła z uśmieszkiem na ustach. - I wiem, że najlepiej byłoby adoptować, ja sama to wszystkim polecam, ale teraz zabrzmię jak hipokrytka, bo myślę o kupieniu jakiejś konkretnej rasy, żeby wiedzieć od początku do końca co potrzebuje, jakie są zapotrzebowania przy rozwijaniu umiejętności chociażby, na co zwracać uwagę przy wychowywaniu szczeniaka do wieku osiągnięcia dorosłości. No niektóre są tak prześwietlone, że wszystko jest wiadome od A do Z, co nieco ułatwia cały ten proces posiadania psa - fachowość to chyba u niej normalne, ale podejrzewam że dla niego nie będzie to czymś oczywistym.

Rafael Jimenez
powitalny kokos
patsy#7401
ODPOWIEDZ
cron