Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Na posterunku panował gwar. Sezon turystyczny dawał się we znaki tutejszym władzom, ale to nie przez nadmiar pracy nikt nie zwracał uwagi na Paxton swobodnie przechodząca przez kolejne bramki oraz korytarze. Treserka była tu dobrze znana. Współpracowała z policją zawsze, gdy tylko ci ją wzywali, dlatego widok kobiety z psem nie robił żadnego wrażenia na funkcjonariuszach. Eve witała się z nimi kiwnięciem głową, machnięciem ręki albo porozumiewawczym spojrzeniem. Nie miała czasu na dłuższe powitania lub grzecznościową wymianę zdań. Nie chciała zabierać Larabel zbyt dużo czasu zwłaszcza, że nie szła do niej z oficjalną sprawą. Z grubsza Paxton nie miała żadnych dowodów na to, że ktokolwiek był zagrożony, a jednak ostatnio przyciągając do siebie sam syf nie wierzyła w nagły przypadek. Coś było na rzeczy i wcale nie chodziło o jednego z policjantów, który bez pardonu gapił się na pośladki osoby wypiętej przy drukarce. Sekundę później okazało się, że to Flemming ładowała papier i w myślach bluzgała leniwych kolegów (co Eve wyczytała z jej twarzy).
Nim zdążyła podejść towarzysząca jej Jello (klik) przyśpieszyła kroku chcąc być pierwszą, która przywita Larę. Suczka nie skoczyła na policjantkę a jedynie nosem trąciła ją w łydkę zwracając na siebie całą uwagę.
- Cześć – rzuciła patrząc jak Flemming wita się z psiakiem. – Leniwym bułom nie chce się doładować papieru do drukarki? – zapytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Zamiast tego od razu spojrzała na policjanta, który wcześniej raczył się dobrymi widokami. Facet powinien się obrazić, ale zamiast tego wyczuł, że Eve coś wie. Coś, czego się wstydził, więc odwrócił wzrok i ruszyła gdzieś.. byle z dala od tego miejsca.
- Przejdziemy gdzieś w ustronne miejsce? - zapytała zerkając na policjantów, którzy wypełniali ogromną biurową przestrzeń. Przez cały czas badała otoczenie, co zrozumiała dopiero, gdy na dłużej zawiesiła wzrok na Larze, której wcale nie unikała. Po prostu czuła się dziwnie, bo nie miała tendencji do użalania się nad sobą, narzekania lub paranoi. Zagrożenia traktowała machnięciem ręki zwłaszcza, gdy chodziło o nią samą. Była zaradna i starała się brać wszystko na siebie. Im więcej roboty tym lepiej. Wtedy nie miała czasu na zmartwienia, ale gdy chodziło o bezpieczeństwo bliskich osób, stawała na głowie, żeby jakoś temu zaradzić.
- Jak się ma młoda? - zapytała, żeby nie wyjść na buraka. To też nie tak, że nie chciała wiedzieć co działo się w życiu Lary. Ich relacja była - w porządku. Nie miały wobec siebie żadnego żalu, niedokończonych spraw lub niewypowiedzianych słów, które powinny paść dawno temu. Przez trudne sytuacje w życiu ich obu postanowiły to ogarnąć, ale same sobie; w pojedynkę. Potrzebowały tego i choć później nie miało to wpływu na ich ewentualną współpracę lub przypadkowe spotkania, podczas których umiały się zachować, to nie spotykały się regularnie na piwie albo kawie. To nie oznaczało, że było między nimi źle. Było dobrze, ale świadomość utraconej szansy na coś lepszego sprawiała, że Eve czuła nutkę nostalgii.
- Tak jak pisałam, jakiś typ łazi po farmach i o mnie wypytuje. A konkretniej to.. - Trochę skłamała w sms'ie, bo nie był na paru farmach a na jednej dość istotnej. - ..był dzisiaj na farmie mojej ex - Gin - i pytał o dziwne rzeczy. - O pannie Blackwell na pewno Lara słyszała. Kobietom zdarzało się rozmawiać w pracy i pomimo przeszłości napotykały o swoich aktualnych partnerach/kach. - Wiesz, że siebie mogłabym olać, ale facet najwyraźniej daje mi do zrozumienia, że wie o mnie więcej niż powinien i że powinnam mieć na oku bliskie mi osoby. - To tym najbardziej się martwiła, bo nie chciała, żeby komuś z jej powodu stała się krzywda.

larabel flemming
starsza sierżant — police station
37 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I've got a pain in my neck
Because I keep looking up
I'm searching what's coming next
But it won't come from above
And there's a hole in my chest
Like there's a hole in the sun
So tell me, what's coming next?
I'm searching what's coming next
Larabel nie lubiła tego czasu - ludziom od nadmiaru wolnego czasu zdecydowanie uderzało lenistwo do głowy, przez co mieli znacznie więcej pracy zarówno w terenie jak i tej papierowej. Dodatkowo był to czas, w którym turyści korzystali ze swojego czasu wolnego i chmarami napływali do Australii, co było czuć nawet w Lorne Bay. Co jedynie bardziej drażniło Larę. Przecież wolałaby ten czas spędzić z Allie - bo to właśnie ona stanowiła centrum jego świata, a nie jak większość mogłaby stwierdzić, jej kariera. Bo wbrew pozorom nie stawiała jej na pierwszym miejscu. To jej najbliżsi znajdowali się na samej górze. Dlatego nie wyobrażała sobie odmówić Eve wizyty. Jasne, sytuacja między nimi mogła być nazwana skomplikowaną, ale doszły do względnego porozumienia i przebywanie w swoim towarzystwie przestało być jakimkolwiek problemem.
Paxton przyłapała ją podczas nierównego pojedynku z masywną drukarką. Miała przecież tylko wydrukować dokumenty i spokojnie czekać na spotkanie z Eve, ale oczywiście, że nie! Czy naprawdę miała zajmować się nawet takimi pierdołami? Jej osobistą tyradę pod adresem współpracowników przerwał nos, który trącił jej łydkę. Może nieco zbyt gwałtowny impuls przebiegł przez jej ciało, kiedy Jello ją zaczepiła. W sekundzie jednak złagodniała i jednym ruchem zamykając szufladę, przykucnęła, witając się z psiakiem. Tak, gdyby miała nieco więcej czasu i Allison byłaby starsza to może zdecydowałaby się na czworonożnego przyjaciela. W odpowiedzi rzuciła jej jedynie wymowne pytanie. A później łypnęła ostro na stojącego mundurowego. - Na co się gapisz, Johnson? Chyba masz coś do roboty - warknęła. Przywykła. Chociaż świat szedł do przodu to pewne profesje nadal były zdominowane przez mężczyzn, którzy nie przywykli do kobiet na stanowiskach ich przełożonych.
Wyprostowała się w końcu, uwalniając Jello od swoich dłoni, które do tej pory splatały się z jej sierścią. - Jasne, chodź, pójdziemy do mnie - na całe szczęście, jako starsza sierżant miała swój kąt, gdzie mogły porozmawiać bez zaglądających im przez ramię. Skinęła jej głową i poprowadziła ją przez labirynt biurek i prowadząc ją do swojego małego gabinetu, który - na szczęście - mieścił jedynie jedno biurko. - Siadaj, proszę. Chcesz coś do picia? Kawy? - zagadnęła, unosząc jedną brew ku górze. Ona sama miała zamiar dokończył zimną już kawę stojącą od rana w kubki obok ramki ze zdjęciem jej i Allie, kiedy siedziały wspólnie na plaży przy zamku z piasku, który wcześniej zbudowały.
Na pytanie o Allison uśmiechnęła się, wędrując spojrzeniem właśnie do tego zdjęcia. - Dobrze, dziękuję - odparła, nie sądząc, aby Eve chciała słuchać o tym, że mała robi postępy na zajęciach z jeździectwa, że w szkole zbiera dobre opinie i ostatnio zaczęła gubić zęby. Była jej wdzięczna za kurtuazję, ale nie było tajemnicą, że od czasu jej powrotu do Lorne, ich relacje przez różne sytuacje, stała się niemalże czysto zawodowa. Czasem zastanawiała się co by było gdyby. Szczególnie, gdy siedziała sama na salonowej kanapie, oglądając odcinek jakiegoś serialu, z którego kompletnie nic nie kojarzyła bo ominęła ostatnie dwa ostatnie sto odcinków.
Zmarszczyła brwi w geście zmartwienia. To nigdy nie świadczyło o niczym dobrym.
- O dziwnych rzeczach? To znaczy o czym? - chciała doprecyzować od razu. W takich sytuacjach szczegóły były istotne. - Przestań, dobrze, że z tym przyszłaś - zapewniła ją. Szczęście w nieszczęściu, że ten człowiek napotkał osobę, którą Eve przejęła się bardziej niż sobą. Nie napawało jej to euforią, niemniej jednak była zadowolona z rezultatu. - Masz dokładniejszy opis tego mężczyzny? Jakieś podejrzenia, kto mógłby cię szukać? - zagadnęła. Podchodziła do tej sprawy trochę zadaniowo, ale sądziła, że tak będzie najlepiej. W końcu Paxton już nigdy nie miała być dla niej obojętna, niezależnie czy ich drogi się jeszcze skrzyżują, czy będą biec do siebie równolegle.

Eve Paxton
sumienny żółwik
lenna
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie, dziękuję. Wypiłam po drodze. – Wiedziała jak okrutne smakowała kawa na komisariacie. Nie żeby podejrzewała Lare o chęć otrucia jej, bo gościnność zawsze była w cenie a darowanemu koniowi nie zaglądało się w zęby, ale miała okazję pić kawę gdzie indziej. Nie chciała niszczyć sobie tego smaku policyjną zalewajką.
Upewniła się, że zamknęła drzwi, bo nie chciała żeby ktokolwiek słyszał tę rozmowę. Tak naprawdę spotkanie na komisariacie nie było jej na rękę, ale to ona przychodziła z prośbą do Flemming a nie na odwrót. Nie mogła dyktować warunków zwłaszcza, że na tę chwilę nie miała w zamian nic do zaoferowania. Sprawy jakiegoś tajemniczego typa nie dało się przeliczyć na godzinowe kupony niańczenia Allison, z której Eve zrobiłaby małego komandosa.
- Pytał Gin, czy mnie zna, czy ostatnio u niej byłam, gdzie mieszkam i.. zdaniem Blackwell emanował dziwną energią. Wiem jak to brzmi, ale wierzę, że nie panikowałaby z byle powodu. – Dawne uczucie, która czuła do kobiety nie miało wpływu na jej osąd. - Gin mówiła, że był wysoki, szczupły, siwawy i miał okulary. Na jej gust był intelektualistą, ale w tej creepy wersji. I powiedziała coś o paznokciach. Tak, miał brudne paznokcie. – Próbowała przypomnieć sobie wszystko, co tylko mogła jednocześnie zastanawiając się, czy rzeczywiście nieznajomy zagrażał Gin. Gdyby tylko miała pewność, miałaby o to jedno zmartwienie mniej.
Przyjście tutaj było ostatecznością. Czymś, czego wolałaby uniknąć, bo proszenie o pomoc nigdy nie przychodziło jej łatwo. A jednak chodziło o dobro kogoś innego i dlatego nie mogła tego zignorować. Może gdyby sama miała możliwość dowiedzenia się, kto ewentualnie zagrażał jej i Gin, to nie prosiłaby Lary o przysługę, ale.. stało się. Siedziała w biurze pani sierżant i czuła, że coraz bardziej pogrąża się w beznadziei. Nie chciała tego pokazywać, ale ostatnio jej życie przypominało porażkę i nieuniknionym był nawrót depresji, z czym walczyła jak tylko mogła.
- Wiele osób, Lara. Sama nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Na pewno wiesz od kolegi, że pomagam wam w sprawie zaginionych z cmentarza zwłok. – Dokładna pula to trzy wykopane trupy. Dość świeże, ledwo po pogrzebach, ale o tym nie mówiono na głos. Policja tuszowała to jak tylko mogła, bo nikt nie chciałby czytać o aferze zbezczeszczenia zwłok. Turystyka w Lorne Bay mogłaby przez to podupaść i przy okazji ściągnęłoby to innych świrów. – Kiedy zaginęły trzecie zwłoki pojechałam z Jello i z grabarzem w zwiad. Dojechaliśmy do lasu i tam znaleźliśmy zgubę. – Lara na pewno wiedziała co działo się w mieście, więc miała świadomość tego, że znalezione zwłoki były naruszone i można wprost mówić o nekrofilu. Dwa dni później Eve wraz z Jello natrafiły na trop parę kilometrów od miasteczka, na wysypisku śmieci, w którym znalazły zwłoki dwóch osób, które wykopano wcześniej. – W tym lesie.. ktoś mógł tam być. Może sprawca mnie widział? Wiadomo już cokolwiek w tej sprawie? Macie jakieś inne tropy? - Mogła jedynie przypuszczać, ale starała się wymieniać te sprawy i osoby, które rzeczywiście brałyby w tym udział. – Jest jeszcze.. – Ciężko wypuściła powietrze przez nos. – Nie mogę mówić o tym oficjalnie – wyznała cicho i zawiesiła wzrok na kobiecie, z którą mierzyła się na spojrzenia. Czuła, że za to wyznanie dostanie po uszach (za swą nieodpowiedzialność). – Czy możemy uznać, że rozmawiam teraz z Larą a nie panią sierżant Flemming? – Musiała mieć tą pewność. Nie chciała kłopotów ani tym bardziej nie zamierzała wpakować w to osób, którym swego czasu pomogła. Nie po to tutaj była, dlatego miała nadzieję, że kobieta to uszanuje (pod wpływem błagalnego spojrzenia ciemnych oczu Paxton).

larabel flemming
starsza sierżant — police station
37 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I've got a pain in my neck
Because I keep looking up
I'm searching what's coming next
But it won't come from above
And there's a hole in my chest
Like there's a hole in the sun
So tell me, what's coming next?
I'm searching what's coming next
Nie drążyła tematu - Lara nigdy tego nie robiła, jeżeli nie wymagała od niej tego sytuacja, a w tym przypadku nie widziała potrzeby wciskania w Eve policyjnej lury. Zamiast tego usiadła naprzeciwko, zatapiając się niego w swoim fotelu ustawionym na kółkach. Palcami przeczesała brązowe pierścienie. Flemming nie czytała w myślach i nie miała pojęcia jakiej natury sprawę mogła mieć do niej Paxton. Larabel uznała, że łatwiej będzie im to załatwić tutaj. Zresztą, kto niby miał stać pod drzwiami pani sierżant i podsłuchiwać ich rozmowę. Wierzyła, że ludzie w mundurze mieli jeszcze chociaż krztynę godności.
Nie odezwała się słowem, wysłuchując tego, co Paxton miała do powiedzenia, szybko kreśliła słowa klucze; cechy wyglądu oraz te trudne do oddania na chociażby portrecie pamięciowym określenia użyte przez wspomnianą przez Eve, Gin. Kimkolwiek była; mimo najszczerszych chęci nie była w stanie poznać wszystkich mieszkańców Lorne. U góry szybkim ruchem wypisała też imię i nazwisko kobiety. - Jesteś pewna, że chodziło o ciebie? Może facet ma jakąś sprawę do tej... Gin, tak? Może ma sprawę do Gin, a wie, że jesteście blisko więc chciał się upewnić, że nie ma cię w pobliżu? - nauczyła się w tej robocie, że nic nie jest wykluczone. Tak czy inaczej Larabel miała zająć się sprawą; po pierwsze należało to do jej obowiązków, a po drugie Paxton przyszła do niej z konkretną prośbą, a Lara nie miała w zwyczaju odmawiać. Nie leżało to w jej naturze. Cieszyła się natomiast z faktu, że Eve zdecydowała się zwrócić do niej z pomocą i uparcie ignorowała fakt, że myśli uciekały w nieodpowiednim kierunku. Czasem - szczególnie ostatnio, kiedy coraz więcej czasu poświęcała na rozmyślanie o swoim życiu uczuciowym - zastanawiała się co by było gdyby jakoś przetrwały ten trudny okres. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że to nie miałoby sensu, ale serce nie miało zamiaru tego słuchać i pozwalało tym rozpraszającym myślom wkradać się do jej głowy.
- Wiele nic mi nie mówi, spisz mi imiona, nazwiska i wszystkie informacje, jakie masz - może zabrzmiała nieco ostro, ale to wyniosła jeszcze z wojska. Z pierwszych lat spędzonych w Afganistanie i jednej rocznej tury w Iraku. Dyscyplina w swojej najsurowszej postaci pozostała, nawet jeżeli już słońce Bliskiego Wschodu nie grzało jej karku, a znalazła się na rodzinnych ziemiach Lorne. Skinęła twierdząco głową; Lara z racji pełnionej funkcji i rzetelności w swoich obowiązkach wiedziała praktycznie wszystko. Umówmy się, Lorne było małą miejscowością, na całe szczęście ich detektywi nie mieli aż tak wiele roboty jeżeli chodzi o ciężkie przestępstwa. - Sprawdzimy to - kolejne słowa znalazły się na kartce, podkreślone podwójną linią.
Prośba Eve spotkała się z nieco smutniejszym wyrazem twarzy, bowiem podkreślało to jak bardzo się od siebie oddaliły, że w ogóle musiała pytać. - Jasne, mów, bo zaczynasz mnie niepokoić - rzuciła, a na potwierdzenie swoich słów odłożyła kartkę na bok i nieco odchyliła się na fotelu, opierając ręce w łokciach na podłokietnikach, a dłonie splotła na brzuchu.

Eve Paxton
sumienny żółwik
lenna
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Mniej więcej cztery miesiące temu w środku nocy zadzwonił do mnie Lorenzo. – Zrobiła dłuższą pauzę, bo to dość nietypowe imię można było skojarzyć tylko z jedną osobą w życiu Eve. Był to jej ex, za którym jako młoda panna poleciała do wojska, a jaki potem zostawił ją bez słowa w mundurze. To jego zniknięcie przeżywała. W końcu to była jej pierwsza prawdziwa miłość a przynajmniej tak wtedy uważała. Nic więc dziwnego, że dała Larabel czas na przetrawienie tej informacji zwłaszcza, że nie wiedziała o ponownym pojawieniu się mężczyzny w życiu Paxton. To był krótki epizod. Nic wielkiego się nie stało. Głównie się pokłócili a przy kolejnym spotkaniu stało się właśnie to, o czym teraz opowiadała. – Panikował mówiąc, że ktoś uprowadził jego dziewczynę. Zasugerowałam, żeby wezwał policję, ale nie chciał i błagał mnie o pomoc, bo.. – Mogła być bardziej rozsądna i jednak wezwać gliniarzy, ale z drugiej strony Flemming za dobrze znała Paxton, żeby wiedzieć, że nawet i ona nie zawsze postępowała zgodnie z zasadami (tymi racjonalnymi). – ..ta jego panna zadzwoniła mówiąc, że została zakopana w trumnie. – Znów zrobiła dłuższą pauzę dając kobiecie czas na kolejne przełknięcie nietypowych informacji. – Pomogłam mu. – To było bardzo oczywiste. Zdziwieniem byłoby, gdyby tego nie zrobiła. – Znaleźliśmy ją i żyje – zapewniła od razu, żeby nie było wątpliwości. – ale rzecz w tym, że była tam stara chatka i w niej zaatakował mnie tajemniczy ktoś. – Jak sama pani sierżant widziała Eve żyła, więc nie było się o co martwić. – Biorę pod uwagę, że to on mógł nawiedzić Gin, ale niewiele o nim wiem. Czekam na telefon od Lorenzo. Może coś podpowie. – Przez cały czas starała się patrzeć na kobietę, ale pod koniec odwróciła wzrok czując, że to za dużo. Przyszła prosić o pomoc i na dodatek wyznawała grzechy, o których mówić nie chciała. Głównie dlatego, bo czuła, że dostanie reprymendę. Zasłużyła sobie na nią. – Na początku mojej listy są właśnie oni. Ten tajemniczy facet z lasu i nekrofil, więc nie mogę ci podać żadnych nazwisk. – Na razie nie chciała myśleć o innych opcjach. Wolała skupić się na tych dwóch konkretnych i czuła w kościach, że dobrze celowała. Jeden z nich był facetem, który nawiedził Blackwell, która była pewna, że chodziło o Paxton. To też zostało przekazane pani sierżant wraz z zapewnieniem, że nie mogło chodzić o Gin. Z nich dwóch to Eve pakowała się w kłopoty i dziwaczne akcje z wariatami w tle.
- Czy sprawdziłabyś jak się ma sprawa z nekrofilem? – Nie chciała sama iść do detektywa prowadzącego sprawę. Wątpiła aby powiedział jej cokolwiek więcej niż było jej potrzebne do pracy z psami, dlatego przyszła z tym wszystkim do Lary. Bardzo nie chciała. Nie lubiła prosić o pomoc, ale tym razem musiała czując, że już sama nie dawała sobie rady.
- Głupio mi jest o to prosić – Nie dlatego, że kiedyś je coś łączyło, a potem zrobiły sobie przerwę (długoletnią) jak Ross z Rachel w „Przyjaciołach”. Eve od zawsze miała problem z proszeniem o cokolwiek. Zawsze chciała uchodzić za silną i zaradną, stąd trudność w proszeniu o pomoc. – ale czuję się już przytłoczona wszystkim dookoła i sama sobie nie poradzę. – A jeszcze większą trudność miała w przyznaniu się do własnej słabości, dlatego znów patrzyła gdzieś w bok, a potem w dół mając ochotę się gdzieś schować. - Wiesz, to nawet zabawne, że cała ta sytuacja kręci się wokół moich byłych. - Lorenzo, Gin i teraz jeszcze przychodziła po pomoc do Larabel. Trójkąt Bermudzki.

larabel flemming
starsza sierżant — police station
37 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I've got a pain in my neck
Because I keep looking up
I'm searching what's coming next
But it won't come from above
And there's a hole in my chest
Like there's a hole in the sun
So tell me, what's coming next?
I'm searching what's coming next
Lorenzo, doskonale znała to imię i nie była pewna jaka siła trzymała mięśnie jej twarzy w ryzach. Słysząc to imię miała ochotę - nawet nie do końca metaforycznie - splunąć na podłogę, manifestując w ten sposób swoje niezadowolenie. Odchrząknęła jedynie znacząco, mając nadzieję, że to ostatecznie pokaże Eve, jakie miała nastawienie do jego osoby i poprawiła się w swoim fotelu. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, a spojrzenie czekoladowych oczu skupiło się na postaci brunetki. Jakby chciała prześwietlić ją na wskroś i przekonać się czy nie kryła przed nią jeszcze innych, podobnych sekretów.
W czasie tej spowiedzi nabazgrała jedynie szybko coś na drugiej kartce, żeby nie zapomnieć, ale po chwili znowu spojrzenie wlepiło się w sylwetkę Paxton. Pozwoliła jej dokończyć, chociaż złość strzelała z jej oczu. Jak? To pytanie czerwonym neonem wyświetlało się w jej głowie. Jak Eve mogła być tak nierozsądna. Wypuściła ciężko powietrze z ust i przyłożyła palce do skroni. A myślała, że jej życie nie może okazać się dziwniejsze. A jednak. Próbowała rozmasować ciśnienie, które zebrało się jej pod czaszką. - Chyba nie muszę ci mówić, że to była jedna z najgłupszych rzeczy jakie zrobiłaś z zdecydowanie więcej niż jednego powodu - wyrzuciła z siebie na wydechu, a jej głos naszpikowany był frustracją, zmartwieniem i najzwyczajniejszą bezradnością nad brakiem racjonalności w działaniu Eve. Ostatecznie jednak była dorosła i w pewnym momencie zgodnie stwierdziły, że nie są już odpowiedzialne za siebie nawzajem. Widać właśnie jak to wyszło. Przeczesała palcami kręcone włosy do tyłu, co jeszcze bardziej je napuszyło. - Jak tylko się do ciebie odezwie, masz mi od razu powiedzieć, jasne? - uniosła jedną brew dla podkreślenia swojego stanowiła. Czuła się trochę, jakby próbowała wymusić na Allie obietnicę jedzenia brokułów, a nie rozwagę u dorosłej kobiety.
- Oczywiście, że to sprawdzę - gniew w jej głosie łagodniał bardzo powoli. Teraz, przez jakiś czas miało ją drażnić wszystko, nawet takie drobne prośby, które ona odbierała jako próbę dyktowania jej tego, jak powinna wykonywać swoją pracę. A może do tego wszystkiego dochodził jeszcze fakt, że nie chciała przyznać się przed samą sobą iż zabolał ją brak zaufania ze strony Eve? Bo ostatecznie w tym zestawieniu prędzej uwierzyła Lorenzo i nie udała się do niej od razu. Czy już do końca swoich dni była skazana na konkurowanie z nim w każdej dziedzinie? Znowu narobił bałaganu w życiu Paxton, a teraz Lara będzie go sprzątać. - Głupio, to zrobiłaś nie przychodząc z tym do mnie, jak tylko ten imbecyl się do ciebie zgłosił - teraz już nie próbowała maskować niczego. Tama puściła. Na wspomnienie o byłych wyrzuciła z siebie coś na kształt parsknięcia. - Brzmi to trochę jak fabuła kiepskiej komedii z pościgiem w tle - czasem z bezradności to i można było się uśmiać. - Jest coś jeszcze o czym nie wiem, czy to już wszystko? - dodała jeszcze, unosząc znowu na nią pojrzenie.

Eve Paxton
sumienny żółwik
lenna
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wiedziała, że dużo ryzykowała pomagając Lorenzo, który powinien całować ją po stopach. Nigdy nie dowiedziała się, skąd miał tyle czelności, żeby w ogóle do niej zadzwonić, ale z drugiej strony to oznaczało desperację. Był sam i nie mógł nic zrobić. Gdyby miał inne wyjście do nigdy nie skontaktowałby się z Paxton, którą niegdyś zranił do żywego.
- Laska była zakopana żywcem. Nie było czasu do stracenia. – Rozchodziło się o czyjeś życie. Co z tego, nie znała pannicy Lorenzo? To była osoba. Człowiek potrzebujący pomocy tak samo jak jej siostra, której nikt nie uratował, więc Eve nie zamierzała ryzykować. Czy było to głupie? Tak, bo naraziła się na niebezpieczeństwo, ale nie zamierzała żałować tego, że uratowała komuś życie. – Wiem, że dużo ryzykowałam, ale to nie chodziło o niego ani o mnie. Ktoś mógł umrzeć i dobrze wiesz, że na moim miejscu zrobiłabyś to samo. Niezależnie od złej przeszłości lub relacji skupiłabyś się na tym, żeby kogoś uratować. – Nie ważne kim ta osoba była. To po prostu należało zrobić i choć obie już dużo oddały oraz poświęciły służąc w wojsku, to nadal miały pewne powinności. Paxton nieco mniejsze. Tak naprawdę, kiedy miała wybór i wiedziała, że wokoło były inne służby, to nie wtrącała się w ich robotę. Robiła swoje i nic ponad to. W przypadku Lorenzo sprawa miała się inaczej, bo naprawdę nie było czasu do stracenia. Liczyły się sekundy.
Irytacja Larabel wpłynęła również na nią i odruchowo chciała się bronić, chociaż sama niedawno przyznała, że głupio zrobiła. Jasne. To prawda. Jednak nie żałowała swojej decyzji, bo poza paroma siniakami i wstrząśnieniem, nic jej nie było. To mała cena za jedno uratowane życie.
Odwróciła głowę w bok w kierunku oparte o podłokietnik ręki i palcami chwyciła nasadę nosa starając się uspokoić. Nie przyszła tutaj kłócić się z Flemming. Tamta miała prawo się na nią złościć i Paxton dobrze wiedziała, czemu tak się działo. Na jej miejscu zareagowałaby podobnie, bo mimo wszystko nigdy nie pozostały sobie obojętne.
- Oto moje pokręcone życie. – Nie zawsze takie było. Chwilami łapała odrobinę spokoju nie licząc pracy, bo tej zawsze miała sporo. Na to jednak nie narzekała, bo im więcej roboty tym mniej zastanawiania się nad własnym życiem. Niestety w ostatnim czasie sporo się namieszało i Eve już nie miała siły, żeby o siebie walczyć.
- Neil wrócił. – Niepewnie spojrzała na Larę, która raczej powinna ucieszyć się, że brat Eve znów pojawił się w jej życiu, ale.. – I znów wyjechał. – Także radość nie trwała zbyt krótko. – Wściekł się i oskarżył, że mam obsesję na punkcie mordercy Isabelle. – Jej małej siostrzyczki, która zginęła mając dziesięć lat. Eve była wtedy czternastolatką. – Mówił, że myślę tylko o tym i że zaniedbuje wszystko inne w tym jego. Pewnie ma rację. – Prychnęła z nutką pogardy do samej siebie, ale z drugiej strony wiedziała, że nie odpuści dopóki nie zamknie tej sprawy. – Same ze mną nieszczęścia. Bez sensu. - Dosłownie "bez sensu". - Chciałabym móc gdzieś pojechać, mieć wszystko w dupie, odpocząć i jednocześnie się zabawić. - Taki życiowy reset był jej nader potrzebny. - Tobie może też by się przydało? - Wcale nie zamierzała sugerować wspólnego wypadku, ale od dawna widziała, że Lara poświęcała się pracy i młodej, za której odpowiedzialność spadła na Flemming jak grom z jasnego nieba.

larabel flemming
starsza sierżant — police station
37 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
I've got a pain in my neck
Because I keep looking up
I'm searching what's coming next
But it won't come from above
And there's a hole in my chest
Like there's a hole in the sun
So tell me, what's coming next?
I'm searching what's coming next
- Dużo więcej ryzykowałaś idąc tam samej, w taki sposób. Narażałaś nie tylko siebie, ale i ją, ale dobra. Najważniejsze, że nic ci nie jest - wypluła z siebie całe zmartwienie, zawierając je w kilku słowach. Przecież co by było, gdyby jednak ten tajemniczy ktoś zdołał zrobić jej krzywdę? Przecież wtedy nikt by nawet nie wiedział gdzie powinni jej szukać. Na samą myśl o takim obrocie spraw poczuła ucisk w żołądku. Sądziła, że lata spędzone w wojsku nauczyły Eve przede wszystkich strategicznego myślenia. Najwidoczniej się myliła. W ostatnim czasie Larabel zbyt wiele razy musiała radzić sobie ze stratą i naprawdę nie chciała wchodzić w to jeszcze raz, od nowa próbując pogodzić się z podobną niesprawiedliwością losu. - Po prostu następnym razem zadzwoń, dobrze? - już nieco złagodniała, a na jej słowach zatańczyła prosząca nuta. Cokolwiek by się nie działo, Paxton miała mieć specjalne miejsce w sercu i myślach Lary. Chciała, aby brunetka wiedziała, że mimo iż ich drogi się poniekąd rozeszły (przynajmniej w tej kwestii) to nadal mogła na nią liczyć.
Z tego co pamiętała Neil był w porządku. Mógł mieć dobry wpływ na Eve, ale jak widać nie potrwał on długo, ponieważ jak zwykle coś poszło nie tak, znowu kłócąc się o sprawę sprzed przeszło dwudziestu lat. Posłała w jej stronę pokrzepiający uśmiech. - On chce dobrze. Martwi się o ciebie, stracił już jedną siostrę, pewnie nie chce stracić i drugiej - taka była prawda. Chociaż Lara nie chciała mówić tego głośno to obsesja - jak to nazwał Neil - Eve na punkcie tej sprawy odbierała jej szansę na normalne życie i zdrowe pogodzenie się ze śmiercią dziewczynki. Przecież minęło tyle lat. Sprawa była już coraz trudniejsza do odczytania, ślady się zatarły, pamięć ewentualnych świadków wyblakła.
- Ej, przestań, skąd ten pesymizm? - rzuciła nieco zdziwiona. Takie już było życie, pokręcone, pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji. A im nie przyszło nic innego, jak właśnie przeć naprzód z nadzieją, że będzie lepiej. Bo musiało być, prawda? - Oj tak, zdecydowanie, nie pamiętam kiedy miałam ostatnio kilka godzin nic nie robienia, a co dopiero tydzień - nieco się rozmarzyła, ale prawda jest taka, że oprócz nocnego snu, nie miała zbyt wiele wolnego czasu. Żonglowała obowiązkami między pracą a domem, a tych wcale nie ubywało. - Tylko kiedy ja znajdę na to czas? Ale tobie chyba nic nie stoi na przeszkodzie - zaczęła. Bo ostatecznie mogła wyjechać. Może sprawa z tym gościem nie była na tyle poważna. A poza tym, jakby chciały całe życie oglądały się za swoje ramie to pewnie nie ruszyłyby wcale z miejsca.

Eve Paxton
sumienny żółwik
lenna
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Wiedziała, że zasłużyła sobie na reprymendę, ale przyjęcie jej to już zupełnie inna sprawa. Ciężko słuchało się krytyki zwłaszcza, że jak sama przyznała była świadoma swego błędu. Mogła zrobić inaczej, ale w tamtej chwili myślała w taki sposób, że zaryzykowała życiem i brała to na klatę. Nikt nie musiał przypominać jej jak nieodpowiedzialnie się zachowała zwłaszcza, że współpraca z policją nie była Eve obca i po służbie w armii powinna być bardziej odpowiedzialna. Że należało służyć społeczeństwu. Tylko, że ona już się nasłużyła. Nie była nic nikomu winna – ani krajowi ani ludziom. Pomagała tym drugim, ale prowadząc prywatną firmę, więc daleko jej do służbiski jak Larabel. Trochę jej nie rozumiała i zarazem, w jakimś stopniu podziwiała, że po wojsku nadal była gotowa chronić i służyć.
- Zadzwonię. – Przytaknęła, ale szybko się zreflektowała szybko negując w głowie własne słowa. Nie była kłamczuchą i starała się nie obiecywać czegoś, czego nie zamierzała spełnić, dlatego od razu dodała: - Chociaż nie chciałabym cię mieszać we własne problemy. Na pewno masz sporo swoich własnych. – Tu był pies pogrzebany. Paxton wiedziała, ile kobieta poświęciła decydując się na powrót do miasteczka i wychowywanie nie własnej córki. – Z drugiej strony moja obecność tutaj temu zaprzecza. – Właśnie ją w coś mieszała, ale jak wcześniej stwierdziła – nie miała innego wyjścia. Potrzebowała pomocy, o której proszenie szło jej z trudem, ale to zrobiła. Ten jeden jedyny raz (po ich rozstaniu) przyszła do Lary z czymś niezwykle poważnym. Całą resztę zatrzymywała dla siebie, bo sobie z tym radziła.
- To dlatego znów wyjechał bez słowa? Cholera wie, gdzie go wywiało. – Była zła na Neila, chociaż starała się to tłumić i tłumaczyć sobie, że nie powinna. – Nie ważne. To mój problem. – Nie chciała tym zawracać głowy pani sierżant. Wystarczy, że przyszła do niej w innej sprawie bezpośrednio związanej z jej zawodem. Może jak Lara spojrzy na sprawę z nekrofilem to wreszcie coś ruszy do przodu?
- Już wyczerpałam swój limit optymizmu. – Posłała Larze krzywy i nieco smutny uśmiech. – Widzisz? Może jednak powinnaś wyjechać gdzieś z młodą? I z nianią, żebyś też miała czas dla siebie. – Dokładniej przyjrzała się pani sierżant zahaczając wzrokiem o jej biurko. Sterta dokumentów świadczyła o nadmiarze pracy, której albo faktycznie było sporo albo po prostu Flemming brała wszystko na siebie (bo nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ona). – Taaa, chciałabym. Muszę dbać o ośrodek, psy, zarabiać i znaleźć tego gnojka. – Nie mogła tak po prostu wyjechać zostawiając za sobą cały syf. Sam się nie posprząta. W gorszy wypadku spadnie na innych a tego nie chciała. – Moim najdłuższym odpoczynkiem był pobyt w szpitalu po tamtym zajściu. – Wstrząśnienie zafundowało jej przyjemne dwa dni snu. – Chyba muszę to powtórzyć. – Zażartowała na temat kolejnego pobytu w szpitalu, który by jej się przydał, żeby jednak odpoczęła. – Dobra, chyba wszystko ci przekazałam. – Odczekała patrząc na Larę. – Już nie będę zawracać ci zgranych pośladków. Jak tylko Lorenzo się odezwie, to dam ci znać . – Wstała z miejsca uznając, że i tak zbyt długo narzucała się Flemming. Poza tym, miała sporo swoich własnych spraw do załatwienia i może popyta na mieście, czy ktoś wiedział coś na temat gościa, który o nią wypytywał. - Trzymaj się, Łobuziaro - rzuciła na odchodne określając kobietę w sposób, w jaki nazywała ją kiedyś. Nadal ciężko było jej uwierzyć, że ułożona kobieta, którą poznała kiedyś była małą łobuziarą dającą się we znaki całemu osiedlu.

z/tx2 larabel flemming
ODPOWIEDZ