tłumacz, bileter — kino pod gołym niebem
21 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
I’m lost alone on a lonely island
Emotional anemia, war in my head
Ilyan Stevens

Ares nienawidził, gdy ktoś prosił go o przysługę; zwykle było to coś kłopotliwego, a on starał się od pewnego czasu unikać żenujących sytuacji. Nie mógł jednak odmówić swojej matce, która pewnego dnia, ściągnęła go do jego rodzinnego domu, prosząc, żeby coś dla niej zrobił. Poza tym wiedział, że gdyby nie pojawił się u niej, to osobiście wpadłaby do ciotki, gdzie tymczasowo pomieszkiwał, dopóki nie znajdzie mieszkania albo chociaż pokoju, który będzie mógł wynająć. Wiedział, że zwyczajnie nie odpuści. Kobieta ciągle starała się znaleźć jakiś powód, dla którego mogłaby zobaczyć swojego syna. Zauważyła, że słowa i obietnice nie wystarczały, że Song miał własny rozum i poglądy, które często nijak miały się z rzeczywistością. Chłopiec był przecież święcie przekonany, że rodzice go nienawidzą i obwiniają o śmierć Artemis; powinien umrzeć razem z nią? Albo może to on powinien być tym, który skończył po drugiej stronie? Takie myśli pojawiały się w jego głowie niemal każdej nocy, gdy nie potrafił zasnąć. Miał wówczas wrażenie, że jego serce bije niespokojnie, jakby mógł policzyć każde uderzenie, gdy tylko przykładał dłoń do klatki piersiowej. Czuł się winny. Czasami zastanawiał się, czy te wyrzuty sumienia, kiedyś znikną i czy kiedyś pogodzi się z jej odejściem. To przecież dziwne. Od momentu stawiania pierwszych kroków aż do niedawna, byli prawie nierozłączni. Przyzwyczajenie się do świadomości, że Artemis zniknęła, jakby nigdy jej tu nie było, stało się dość… trudne i niewyobrażalne do zrobienia. A jednak starał się żyć dalej i funkcjonować, jak gdyby nigdy nic. Bo gdzieś w głębi duszy wiedział, że jego siostra byłaby wkurzona, widząc jak ten, gdy dostał drugą szansę na życie, zwyczajnie ją marnuje.
Stając pod dość znajomym domem, Ares zastanawiał się, jak szybko będzie mógł się stąd urwać. I podejrzewał, że wszystko to zależeć będzie od opiekunki chłopca, do którego przyjechał. Trzymając w dłoniach talerz z jakimiś ciastkami domowej roboty, Song próbował przybrać na usta nieco cieplejszy uśmiech; taki, który lubiły wszystkie panie w okolicy, gdy ciągnęły go za policzki, mówiąc, że wyrósł na przystojnego młodzieńca. Wiedział, że tak było, bo gdy zaczął wychodzić ze swojej strefy komfortu, zmienił się nie do poznania i to w każdym aspekcie swojego życia. Jego mama powiedziała, żeby wszedł swobodnie do domu; ich rodziny dobrze się znały, a właścicielka posiadłości, miała spodziewać się jego wizyty. Dlatego też chłopiec nacisnął na klamkę, wchodząc do środka, nie siląc się na to, by poinformować o swojej obecności. Bo kto inny mógłby tu być? Włamywacz?
Ares przeszedł do kuchni, zostawiając na blacie ciastka, po czym przeszedł do salonu, szukając któregoś z domowników. Nie widział nikogo, ale podejrzewał, że gdzieś w okolicy musiał znajdować się Ilyan lub jego ciotka; w innym wypadku, drzwi nie byłyby otwarte. Zaczął więc z wolna wspinać się na piętro; skoro już tu przyszedł, to nie miał nic przeciwko temu, żeby porobić coś ciekawego. Szczególnie, że zdążył się już tego dnia napracować. Zatrzymał się dopiero na korytarzu, niedaleko pokoju siedemnastolatka i chwycił ramkę ze zdjęciem; zerknął na dwie kobiety i na dzieciaka, pomiędzy nimi. — Co za brzydkie dziecko — parsknął pod nosem; i może, gdyby nie nagłe trzaśnięcie drzwiami na dole, pewnie spowodowane przeciągiem, to nie podskoczyłby i nie upuściłby ramki, która stłukła się gdzieś na podłodze. Jak gdyby nigdy nic, Ares zaklął pod nosem i pochylił się, by dość ostrożnie zacząć zbierać kawałki szkła.
powitalny kokos
Ares
uczy się — i nie pracuje
17 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Take my mind
And take my pain
And take my past
And take my sins
And take a heart
And heal, heal, heal
Ares Song

Bezpieczeństwo dość bezpośrednio wiązało się dla niego z rutyną. To ona zapewniała mu dość stabilny grunt, sprawiając, że nie wariował każdego dnia, niemal paranoicznie rozglądając się dookoła; nie wiedząc tylko, czy próbował odnaleźć wzrokiem mordercę swojej matki, natarczywych paparazzi, którzy nie dawali mu żyć przez pierwsze tygodnie po tragedii, czy jedynie odsieczy i znajomej twarzy, która nie przyprawiałaby go o szybsze bicie serca. Ilyan trzymał się więc pewnych schematów, odchodząc od nich dość sporadycznie. Po szkole dość prędko wracał więc do domu, od razu zamykając za sobą drzwi; później sprawdzając też, czy inne wejścia do lokum jego ciotki były odpowiednio zabezpieczone. I dopiero wtedy kierował się w stronę swojego pokoju, to tam spędzając najwięcej czasu; to tam czując się najbezpieczniej. Nie lubił więc, gdy rówieśnicy wyciągali go na miasto i gdy ciotka zachęcała go do spacerów po okolicy; bo to zaburzało pewien rytm, w który chłopiec wbił się kilka miesięcy wcześniej, nie zapominając o terapii i lekach, które chętnie mu przepisywano. 
Rutyna był więc dla niego istotna. To dzięki niej nie myślał zbyt wiele o swoim samopoczuciu i to dzięki niej funkcjonał całkiem normalnie; a przynajmniej tak określiłyby to osoby, które mogły przyglądać mu się z daleka, nigdy jednak z nim nie rozmawiając. Więc znów wrócił do domu przed piętnastą i z plecakiem zawieszonym na ramieniu szykował się do sprawdzenia wszystkich drzwi, gdy jednak uświadomił sobie, że na stoliku, na którym zwykle znajdowały się klucze do samochodu ciotki, nie było nic oprócz kilku banknotów. Prędko skierował się więc w stronę kuchni, gdzie znalazł dość krótką wiadomość, spisaną na krzywo wyrwanej kartce; wrócę wieczorem, nie zapomnij zjeść obiadu. I był to moment, w którym jego rutyna została nieznacznie zachwiana. Zapominając o drzwiach, których nie zamknął na klucz, nie kierując się też w stronę swojego pokoju, Stevens odrzucił plecak gdzieś na bok, smętnie otwierając lodówkę, wyciągając z niej jeden z przypadkowych pojemników, dość niechętnie grzebiąc w jedzeniu, nim odstawił je na blat, dopiero wtedy wychodząc z kuchni. Samotność nie była dla niego niczym złym; bo ona także kojarzyła mu się z bezpieczeństwem. Nie musiał przyglądać się obcym osobom, które mogły mieć złe zamiary, a do tego czuł się niezwykle komfortowo, gdy nikt nie obserwował jego działań. I może, gdy wchodził do swojej nowej sypialni, to nie czuł się jak w domu; ale z pewnością czuł się tu swobodnie. Nie pamiętał już zapachu rodzinnego domu i właściwie nie chciał powracać wspomnieniami do niczego, co wiązało się z Sydney; wystarczyła więc chwila, by uświadomił sobie, że właściwie nie miał już swojego miejsca. A później jeszcze krótsza chwila, nim chwycił telefon, odpalając go na tyle szybko, by prędko skupić na nim myśli; znów działając dość schematycznie. Rozpraszając się, gdy jego głowa zaczynała go przytłaczać. Bezpieczeństwo było więc dla niego kluczowe. I dlatego drgnął nerwowo, gdy usłyszał huk zatrzaskujących się drzwi. Po chwili zamarł jednak całkowicie; bo dźwięk rozbijającego się szkła z pewnością przypominał mu tamten wieczór. Tyle że wtedy serce nie podeszło mu do gardła. Bo wtedy nie był niczego świadom i dość swobodnie wyszedł z pokoju, później żałując tego przez długie miesiące. Tym razem tkwił jednak w miejscu, czując się, jakby znów wylądował w centrum swojego personalnego koszmaru, który codziennie pożerał go od środka. Musiało minąć więc kilka sekund, nim odłożył telefon, niepewnie schodząc z łóżka, oddychając dość niespokojnie; chcąc jednak zapanować nad nagłym stresem, który odczuł. Bo przecież sytuacje takie jak tamta nie zdarzały się dwukrotnie; bo przecież nie mógł mieć takiego pecha.
Ciociu? — zawołał, gdy wychylił się na korytarz, dopiero wtedy odczuwając mdłości i przypływ paniki, która momentalnie w niego uderzyła, gdy w oddali ujrzał sylwetkę, która z pewnością nie przypominała mu najbliższej rodziny. Nogi prędko odmówiły mu więc posłuszeństwa, podobnie jak i płuca, w które nie potrafił złapać powietrza; zakrywając więc uszy i zamykając oczy, jakby tylko dzięki temu postać miała się rozpłynąć, Ilyan dość nieświadomie upadł na podłogę, przyciągając kolana pod klatkę piersiową. Nie panującej ani nad oddechem, ani nas strachem, którego nie czuł już od kilku miesięcy; teraz odczuwając go jednak zbyt wyraźnie. Jakby wkrótce sam miał pożegnać się z życiem; nie dostrzegając, że osoba, która stała na końcu korytarza, nie była obca. 
powitalny kokos
ilyan
tłumacz, bileter — kino pod gołym niebem
21 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
I’m lost alone on a lonely island
Emotional anemia, war in my head
Ilyan Stevens

Zbieranie szkła gołymi rękami nie mogło skończyć się dobrze; przyciśnięcie palców do ostrych kawałków i prawie zawał serca, spowodowały, że na dywan spadło kilka kropel ciemnej krwi. Ares wciągnął głośno powietrze przez nos, upuszczając szkło z powrotem na podłogę i syknął pod nosem, próbując drugą dłonią, zakryć zranioną rękę. Tylko, że krew nie przestawała lecieć, a chłopiec bardziej sobie szkodził niż pomagał. Być może to dlatego, że robiło mu się słabo na widok tak głębokich ran, a może to dlatego, że zaczął panikować; nie chciał dostać ochrzanu za to, że poplamił czyjś dywan i w dodatku, rozbił komuś zdjęcie. Dlatego chciał szybko zainterweniować i zapobiec katastrofie; żałował jedynie, że skutek jego trudów okazał się dość marny. Czując mdłości w okolicach gardła, chłopiec w pierwszym odruchu, chciał pobiec do łazienki, ale to właśnie wtedy usłyszał znajomy głos; i nie ukrywał, że odetchnął z ulgą. Liczył na to, że Ilyan pomoże mu z krwawieniem.
Nie spodziewał się więc tego, co zobaczył, gdy tylko zbliżył się do jego sypialni. Przez kilka minut, tkwił dość nieruchomo, wpatrując się w niego, jakby jego umysł nie potrafił nadążyć za tym, co się działo. Nawet nie pomyślał o tym, że mógłby go wystraszyć. Ba, nie wpadłby na to, że ktoś mógłby się go bać! I nawet znając jego historię, nie domyślił się, że mogło chodzić o jakieś nieprzyjemne wspomnienia, traumę lub zwyczajny strach, że wszystko stanie się na nowo. Zupełnie tak, jakby te informacje, już jakiś czas temu, wyleciały z głowy Songa. Ale to może dlatego, że już z natury, wyrzucał ze swojej głowy wiadomości, które wydawały mu się nieistotne? I to nie tak, że nie współczuł młodszemu chłopcu, bo stracenie bliskiej osoby, było naprawdę traumatyczne i Ares doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Po prostu o wiele chętniej, skupiał się na swoim własnym bólu. Bo choć zgrywał niewzruszonego, to nadal tęsknił za siostrą, obwiniając się o wszystko, co się im wydarzyło. Starał się żyć dalej i funkcjonować normalnie, ale w niektórych sytuacjach, było to dość utrudnione. Dlatego też, przez kilka sekund, naprawdę był święcie przekonany, że Ilyan udaje i że nic złego się nie dzieje.
— Daj już spokój, zachowujesz się jakbyś miał pięć lat — mruknął, mocniej przyciskając palce do swojej rozciętej dłoni. — To tylko ja — dodał, klepiąc go po ramieniu; przy okazji zostawiając tam swój ślad, na co skrzywił się z niesmakiem. Nie spodziewał się, że jego odwiedziny, jak i całe to głośne zachowanie, narobią tyle problemów. — Oddychaj, nie jesteś pod wodą — powiedział, po chwili patrząc na niego z frustracją i niepewnością. W obawie, że ten zaraz odleci, dodając mu jeszcze więcej problemów, Ares przykucnął przed nim, trącając go palcem wskazującym w czoło. — Chłopie, spójrz na mnie. Nie jestem włamywaczem. I pomimo krwi na rękach, nie zamierzam cię zabić — westchnął, bo przecież potrzebował jego pomocy. Nie był specjalistą w atakach paniki; sam nigdy ich nie miał. — Potrzebuję bandaży — rzucił marudnie, chcąc, żeby ten wreszcie wybudził się z tego transu. Ostatecznie jednak wyminął go, wchodząc do jego pokoju, wyciągając chusteczki, by chociaż je przyłożył do krwi. I gdy tylko to zrobił, na nowo powrócił do niego spojrzeniem. Odchrząknął nawet nieco głośniej, by na pewno zwrócił na niego uwagę. Bo co innego miał zrobić w tym wypadku? Wezwać karetkę? Powiadomić jego ciotkę? Ares nie był specjalistą i czuł się niezręcznie, wiedząc, że młodszy tak bardzo się go wystraszył.
powitalny kokos
Ares
uczy się — i nie pracuje
17 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Take my mind
And take my pain
And take my past
And take my sins
And take a heart
And heal, heal, heal
Ares Song

Widok krwi nie był dla niego szczególnie traumatyzujący. Bo krew rzadko kiedy wydawała mu się realna; szczególnie jej spore ilości, które dostrzegł tamtego dnia na posadzce w salonie. Od tamtej pory przyglądał się więc z wybitnym skupieniem każdej ranie, która przypadkowo lub też nie pojawiała się na jego skórze. Chętnie dotykał te drobne zadrapania, jeszcze przez chwilę obserwując krew, która osadzała się na jego palcach, sprawiając wrażenie zupełnie nierealnej. Pewnie nie zacząłby więc panikować, gdyby tylko zobaczył, że kilka kropli czerwonej cieczy spadło na dywan, podczas gdy Ares próbował wyzbierać z niego szkło; a do tego mógłby mu pomóc, gdyby zauważył, że chłopiec poranił sobie dłonie. Tyle że wszystko wydarzyło się zbyt szybko i zbyt prędko wywołało u niego tak silną panikę, by Ilyan mógł skupić się na czymkolwiek, co nie było jego własnym strachem. Nie zwrócił więc uwagi na znajomą twarz, a tym bardziej na detale, które z pewnością dostrzegłby w normalnych okolicznościach.
Głos chłopca dotarł więc do niego po paru sekundach i przebijając się przez całą tę niepewność, nieznacznie przywrócił go do rzeczywistości. Był to dość wyraźny znak, że nie mogła stać mu się krzywda; jeśli osobą, która tak niespodziewanie pojawiła się w jego domu, był Ares, a nie żaden nieznajomy, który mógł mu zaszkodzić. Ale to nie wystarczyło, by młodszy mógł zapanować nad oddechem, momentalnie doprowadzając się do porządku. Wydawało mu się, że było już zbyt późno i że wkrótce zacznie się dusić, wpadając w jeszcze większą panikę; wtedy z pewnością nie będąc w stanie samoistnie z tego wyjść. Nie pamiętał nawet, kiedy po raz ostatni padł w ten stan, jeśli przez ostatnie miesiące dość starannie starał się unikać takich sytuacji, zażywając wszelkie, odpowiednie leki, dzięki którym jego organizm nie reagował tak panicznie na bodźce z zewnątrz. Słowa starszego docierały więc do niego ze stałym opóźnieniem, a do tego wydawały mu się dość niewyraźne. Dotyk z kolei sprawiał, że Ilyan wzdrygał się za każdym razem, czując, że niemal go to paliło; a przecież do tej pory tak dobrze nad tym panował. — Nie mogę — sapnął więc po chwili, znów nie będąc w stanie poprawnie nabrać powietrza do płuc, chwytając za materiał swojej koszulki, jakby wszystkie warstwy ubrań, które na sobie miał, jeszcze bardziej go dusiły. Po początkowym zamknięciu oczu, gdy tylko napotkał Aresa na korytarzu, Stevens przeniósł na niego wyjątkowo rozbiegane spojrzenie; dopiero teraz zauważając, że chłopiec pojawił się przed nim, stukając go palcem w czoło, przez co normalnie mocno by się skrzywił. Teraz jednak niemal dusząc się na jego oczach. Wszystko więc działo się dla niego wyjątkowo szybko; nie zauważył nawet, gdy Ares zniknął z jego pola widzenia. Był to jednak moment, w którym wszystko znów stało się dla niego mocno nierzeczywiste, przez co dość nieświadomie dźwignął się w górę, opierając się o przypadkową szafkę, która znajdowała się na korytarzu; i nadal zaciskając dłoń na materiale swojej bluzki, gdzieś w okolicach serca, Ilyan machnął niedbale palcami w kierunku chłopca, który znów pojawił się gdzieś obok. — Inhalator — rzucił krótko, nadal męcząc się ze wzięciem głębszego wdechu. — Inhalator — powtórzył, nieustannie machając dłonią, tym razem wskazując swój pokój; podświadomie próbując odnaleźć to, co zwykle mu pomagało. Bo wiedział, że w innym wypadku zupełnie sobie nie poradzi; wpadając w coraz większą panikę, zastanawiając się tylko, czy wszystko to działo się naprawdę.
powitalny kokos
ilyan
ODPOWIEDZ