recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
~9~
Wolałaby siedzieć właśnie w fotelu dentystycznym, mając robione cztery kanałówki na raz i to bez znieczulenia, niż być tu i teraz. Ślub jej starszego brata, uroczystość która była jak palec popychający kostki domina. Gdyby nie ten ślub, to by nie wróciła do Lorne, nie spotkałaby Chrisa, nie zakochałaby się i nie cierpiała teraz przez jego brak zaufania i zachowanie. Miała za sobą największą kłótnię w całym swoim życiu i nawet nie mogła leżeć pod kocem i się nad sobą użalać, co było świętym prawem złamanych serc. Musiała wyglądać ślicznie, uśmiechać się i być wzorowym członkiem swojej rodziny.
Nie pomagał fakt, że była jedną z druhen, na szczęście nie główną. Ale przez to, że była "na widoku", tym trudniej jej było udawać uśmiech. Chciała stąd uciec, z tego miejsca, z miasta, z kraju. Może jednak warto było przyjąć tamtą pracę? Była niemal pewna, że Chrisa już więcej nie zobaczy. Nie była pewna co teraz robił, miała kilka pomysłów i od każdego robiło jej się niedobrze. Najbardziej nie podobała jej się wizja z tym, że wrócił do Pearl, uprawiali dziki seks i śmiali się z niej, że była naiwna. Jej mózg się nad nią znęcał, podsyłając jej podświadomości okrutne sny i domysły, które ją raniły. Rodzinie nic nie powiedziała, a gdy pytali czemu jest taka blada, odpowiadała, że boli ją głowa, albo coś takiego. Nawet bardzo nie kłamała. Bolała ją głowa i całe ciało. Jakby wszystko się nad nią znęcało.
Na ślubie musiała wyglądać nienagannie. Zebrała w sobie resztki siły, walnęła sobie gadkę motywacyjną do lustra a potem dodała sobie trochę sił mocną kawą. Umalowała się, uczesała, ubrała w sukienkę druhny. Nawet udało jej się wymusić dość przekonujący uśmiech. Jedynie ukradkowe spojrzenia młodszej siostry mogły sugerować, że nie wszyscy dali się nabrać. Wszyscy na szczęście byli zbyt zajęci ślubem i parą młodą, żeby zwracać uwagę na Alaskę.
Jechała na autopilocie, robiąc to co jej kazano, czy to co zostało wcześniej przećwiczone. Zajęła swoje miejsce w szeregu druhen pod ołtarzem i czekała. Jej myśli zaczęły płynąć gdy kościół wypełnił się muzyką. To nie był klasyczny marsz pogrzebowy. Chyba coś Eda Sheeran'a, ale Alaska nie umiała skupić się na tyle, by rozpoznać kawałek. Skupiła się na brzoskwiniowej sukience. Była prosta, z dość dużym dekoltem na plecach, ozdobionym skrzyżowanymi paseczkami. Materiał był delikatny, trochę satynowy... chyba tak to się nazywało. Niewybaczający, ale wszystkie druhny były szczupłe i wysokie. Wyglądały więc w takich sukienkach zjawiskowo. Słońce przebijające się przez witraże, tworzyło na połyskliwym materiale kolorowe refleksy, które niemal hipnotyzowały Alaskę. Jej myśli odpłynęły trzy lata wstecz, gdy przymierzała swoją suknię ślubną, gdy planowali z Joshem co zabiorą na Bali. Ślub miał być skromny, dużo skromniejszy niż ten. Tylko oni i świadkowie. W planach nie było nawet rodziców, bo jego nie akceptowali Alaski, a ona uznała, że to byłoby dziwnie gdyby byli jej rodzice, a jego nie. I nie potrzebowała więcej. Suknia była prosta, delikatna i zwiewna, w sam raz na ślub na plaży. Bezmyślnie Alaska przesunęła kciukiem po palcach lewej dłoni, w poszukiwaniu pierścionka zaręczynowego. Nie było go tam. Ani obrączki, ani ślubu na plaży. Nie wiedziała co się stało z suknią, z zaliczką na hotel, z biletami na samolot. Nie zauważyła kiedy weszła panna młoda i wszyscy goście wstali z miejsc by ją powitać. Nie zauważyła, że ceremonia się rozpoczęła, pogrążona w bolesnych wspomnieniach.
Zrozumiała, że od trzech lat uciekała przed tym co ją spotkało tak bardzo, że nie zastanawiała się co się właściwie stało z resztkami jej tamtego życia. Jakby to było życie obcej osoby nie jej. Trzy lata temu skończyło się życie nie tylko Josha, ale też jej. I do tej pory była w zawieszeniu, w jakimś dziwnym miejscu pomiędzy światami. I wtedy pomyślała, że trzy lata temu życie skończyło się jeszcze dla kogoś, kogoś kto też nie zamknął jak należy przeszłości. Kogoś kto w przedziwny sposób mógł ją zrozumieć, bo ich ścieżki nie były aż tak różne. Kogoś kto sprawiał, że się uśmiechała, że nie chciała już uciekać. Chris... Myśl o nim zakuła ją jeszcze bardziej, jakby właśnie w jej ciało wbiło się tysiące igieł. Niewidzącym spojrzeniem rozejrzała się po kościele, ale wiedziała, ze go tam nie będzie. Powiedziała, że ma nie przychodzić. Pewnie go więcej nie zobaczy. Myśl, która była torturą. Świadomość, która ją rozdzierała od środka - straciła go. Znów kogoś straciła...
Pomyślała, że to był idiotyczny pomysł, być tutaj. Myślała, że była gotowa na jakiś ślub, jakikolwiek, ale nie była. To było zbyt trudne. Czuła się okradziona ze swojego życia. Zrobiło jej się duszno... słabo. Musiała stąd wyjść, bo wszystko jej się rozmywało przed oczami, potrzebowała tlenu. Zrobiła ostrożnie krok w tył, wycofując się spod ołtarza. Odnalazła boczne wyjście i niemal wybiegła z kościoła na świeże powietrze, łapiąc je jakby dopiero co była zbyt długo pod wodą, łapczywie, po kilka wdechów na raz. Jakaś cząstka jej podpowiadała jej kuszącym głosem, żeby do niego pobiegła. Teraz! Już! Biegnij! Chcesz tego! Chcesz być z nim! Nie tu! Tylko on umie wyleczyć twoją okaleczoną duszę! Tylko on potrafi posklejać połamane serce! Ale stopy nie słuchały, a rozsądek mówił, że powinna wracać do środka, że ma obowiązki wobec rodziny. Była pieprzoną druhną, w pieprzonej brzoskwiniowej sukni.


Chris Haynes
misio
nick
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Gdy był młody, sądził, że ślub ma znaczenie. W tej opinii upewniała go jego przyszła żona, która miesiące przed ceremonią wertowała katalogi z modą ślubną i zmuszała go do degustacji tortów. Wierzyła, że perfekcyjnie zorganizowane przyjęcie weselne będzie dobrą wróżbą dla ich przyszłego życia i sprawdzianem. Skoro potrafili poradzić sobie w jakże nerwowych przygotowaniach to dadzą radę w absolutnie każdych warunkach. Odtąd życie będzie im się układać szampańsko, zupełnie jak impreza. Ta za którą zapłacili niebotyczną sumę pieniędzy i która przeminęła znacznie szybciej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Tak naprawdę niewiele z niej zapamiętał. Miał wrażenie, że obecnie w głowie miał tylko skrawki poszczególnych rozmów, tańców i poczucia, że jest zakochany.
Wówczas właśnie to uczucie sprawiało, że niemal lewitował podczas zabawy i uśmiechał się szeroko do świeżo poślubionej mu żony. Była mu przyrzeczona, miał ją na własność i choć uważał, że to zbyt patriarchalne podejście to nie mógł sobie odmówić poczucia tej dziwnej satysfakcji. Odtąd ta piękna kobieta należała do niego i życie miało toczyć się zupełnie jak zorganizowane przyjęcie. Gładko, elegancko i z klasą, a przede wszystkim z miłością. Nie wierzył w inny scenariusz i choć już wtedy był przeciwnikiem ckliwych zakończeń, bardzo chciał, by ta jedna historia zakończyła się właśnie w ten sposób. Ta bajka miała być jedną z tych szczęśliwych i do tego zobowiązywał się przed ołtarzem składając przysięgę.
A potem ją zwyczajnie okpił. Okazało się, że jego żona umie być marudna, niewyspana, brudna i chora, a przez to nie do końca pociągająca. Oczywiście, nieco oszukiwał siebie, że nie o to chodzi, ale był estetą i zwracał uwagę na powierzchowność. Problemy, które narastały, również nie pomagały zachować mu się z klasą. Przede wszystkim zaś niszczyła ich odległość. On musiał promować książki, dbać o ich ekranizacje, a ona… cóż, pozostawała w tym sennym miasteczku, które jego zaczynało nudzić. Prosił ją, by się wyprowadziła, by dała porwać się mu w świat, ale nie chciała. Z ciężkim sercem sam podejmował decyzję, by ponownie tu osiąść i pisać książki. Zamiast wartkiej historii wyłowił z tłumu dziewczynę. Młodą, pełną życia, energii i werwy, której nie czuł już dawno. Reszta była zderzeniem się dwóch światów. Jednocześnie siebie nienawidził za złamanie przysięgi, jak i nie mógł nadziwić się, że wreszcie jest przytomny.
Zdradzał, bo nie potrafił pozbawić się małżeństwa i tego, że nadal chciał być człowiekiem honoru. To jego żona odkryła romans i postawiła mu ultimatum. Wybrał ją, także ze względu na piękną ceremonię. Jej wspomnienie miało mu przypominać o tym, że obiecali sobie wieczność i cudowną bajkę. Tak nie było. Po przebudzeniu się po pożarze wcale nie szukał jej dłoni i żałował, że zdecydował się na pozostanie przy jej boku. Ostrożność i chęć stałości okazała się dla niego zabójcza i ich małżeństwo ponownie przemieniło się w farsę.
Tym razem jednak już nie sprzeciwiał się rozwodowi i poczuł się wolny, gdy dopilnowali papierów. Sądził, że miłość ma już z głowy, a przelotne romanse zaspokoją jego potrzebę bliskości. Wtedy zaś poznał i choć wesela budziły w nim wstręt od czasu własnego, wiedział, że musi odzyskać tę dziewczynę.
Brzmiało to kiczowato i faktycznie takie było, bo nikt o zdrowych zmysłach nie wprasza się w obce świętowanie. Mógł zadzwonić i poprosić ją o rozmowę, ale bał się, że stchórzy i nie będzie w stanie powiedzieć jej najważniejszego. Że ją również kocha i niezależnie od tego co zdecyduje, będzie stał u jej boku.
To faktycznie było tandetne i jeszcze w kościele zastanawiał się czy podjął dobrą decyzję. Już był w odwrocie, gdy nagle spostrzegł uciekającą druhnę.
Akurat ta należała do niego, więc wybiegł i wzrokiem odnalazł dziewczynę niedaleko. Miał nadzieję, że to tylko atak paniki, a nie fakt, że powzięła decyzję o wyjeździe. Już wiedział, że nie darowałby sobie, gdyby ją stracił, nawet jeśli tak naprawdę był kawałem sukinsyna i należało mu się to po raz kolejny. Mimo wszystko jednak podszedł od tyłu i musnął palcami nagi fragment jej ramienia, ten, który uwielbiał całować w łóżku.
- A może zatańczysz ze mną? – zapytał cicho i choć nie grała muzyka, a cała otoczka była raczej z tych powodujących u niego mdłości… Nie chodziło o niego, a o bajkę Alaski, która uwielbiała takie gesty. I właśnie również dlatego ją kochał, bo była tak skrajnie różna od niego, zupełnie jakby świat jeszcze nie zdołał w niej zniszczyć tej baśni. On, już zblazowany i doświadczony lgnął do niej jak ćma do światła, jak Mars do Wenus i to go mocno przerażało.
Nie mógł być aż tak uzależniony od kobiety, bo to znowu mogło się skończyć źle. Ale pojawił się, dał sobie szansę na to rodzące się między nimi uczucie.
Szach?

Alaska Lockwood
zdolny delfin
enchante #8234
recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
Nie było tak, że potrzebowała być czyjąś żoną, by poczuć się spełnioną kobietą. Nie potrzebowała małżeństwa, tak samo jak nie potrzebowała dzieci. A jednak gdy Josh poprosił ją o rękę, to się nie wahała. Bo nie chodziło o wystawną uroczystość, o przysięgi przed całą rodziną i przyjaciółmi. Chodziło o spędzenie reszty życia z ukochaną osobą i ten gest oznaczający, że od teraz chcą być tylko ze sobą.
Oczywiście przysięgi przysięgami, wyłączność wyłącznością a ludzie i tak robili swoje. Zdradzali, rozwodzili się, robili rzeczy, które niszczyły największe miłości. Miłość aż po grób może istniała, o ile umierało się stosunkowo młodo. Jak Josh...
Jej ślub, suknia ślubna i cała otoczka jaka towarzyszyła jej... ich planom, były jak niedokończona sprawa, która ją trzymała związaną z przeszłością. Chciała tamten etap zamknąć, raz na zawsze, zapomnieć, nie wracać do niego przy każdej okazji. W głowie jej się kręciło od atakujących ją wspomnień, jakby właśnie nagle wszystkie postanowiły przyjść jej do głowy, wszystkie na raz, jak jakiś zmasowany atak zombie. Wyłaniały się z zakamarków jej pamięci jak w koszmarze. A ją to dusiło, przytłaczało, przyciskając do ziemi, zamykając w ciasnym pomieszczeniu bez drzwi i okien. Musiała wyjść.
Z trudem łapała oddech, czując, że oczy pieką ją od łez, choć nie wiedziała dlaczego płacze. Za Joshem? Za tamtym ślubem? Czy za Chrisem? On jeden ją zapytał, cz nie będzie jej przykro na ślubie brata. Nikt! Nawet najbliższa rodzina jej o to nie zapytała. Nikomu nie przeszło przez myśl, że to może być dla niej trudne doświadczenie. Tylko Chris, choć dopiero co się wtedy poznali i nie sądzili, że ich znajomość przerodzi się w... No właśnie - w co? Czy jeszcze coś między nimi było? A jeśli go straciła? Jedyną osobę która zdawała się nią przejmować? Chris może czasami się zachowywał jak dupek, który nie umiał docenić tego co miał, ale ona i tak była w nim zakochana i chciała z nim być, z jego zaletami i wadami... cały pakiet.
Nie spodziewała się, że ktoś ją tu znajdzie, bo wszyscy goście byli zbyt zajęci ślubem. Pewnie nikt nawet nie zauważył, że wyszła. Może jakiś pracownik kościoła sprawdzał, czy nie wezwać karetki? Ale wtedy usłyszała ten głos. Słodki, ulubiony, ten którego mogłaby słuchać godzinami, choć mówił tak mało. Chris.
Odwróciła się i nic nie mówiąc, po prostu się do niego przytuliła, szukając pocieszenia w jego ramionach. Był tu, a to coś znaczyło, prawda? Był tu, tak blisko, zrobił "wielki gest". To nie było nic. To było wszystko. Nie rozumiała nawet o co ją zapytał, bo w głowie jej szumiało. Liczyło się tylko, że tu był.
Zapomniała o ślubie, o gościach, o tym, że czeka ją bura od matki. Przyszedł. A skoro przyszedł, to zrobił to dla niej, prawda? Przecież nie przyszedłby tu bo lubił śluby. Nie przyszedłby też tutaj, gdyby chciał z nią definitywnie zerwać, bo to by było zbyt okrutne, a o to go nie podejrzewała.
- Jesteś. - szepnęła, nie odsuwając się od niego na milimetr. Był jak ostoja, jak bezpieczny port. A ona się na portach znała. - Nie jesteś halucynacją, prawda?

Chris Haynes
misio
nick
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Tak naprawdę nie przemyślał tego. Nie zastanowił się czym będzie pojawienie się jego osoby na uroczystości ślubnej jej brata. Liczyło się tylko to, że musiał jej powiedzieć co do niej czuje. Bez jej obecności jego życie nagle straciło sens i choć brzmiało to obrzydliwie tandetnie to wiedział, że w głębi serca to prawda. Mógł obawiać się podjęcia przez nią pracy na jachcie i utraty jej, ale nie mógł świadomie odsunąć ją od siebie. Nie, gdy jakimś zrządzeniem losu (lub Boga, choć akurat w niego nie dowierzał) znaleźli się na swojej orbicie. Odtąd jego życie nagle i w zupełnie magiczny sposób zaczęło się układać.
Teraz, gdy stał przed ponurym faktem utraty jej, przekonywał się zaś, ile tak naprawdę dla niego znaczyła. Za dużo, by unicestwić to za pomocą jednej, ostrzejszej wymiany zdań. Przekonał się więc, że pomimo swojej awersji do ślubów i do jej rodziny, która go nie akceptowała, musi tu się pojawić. Nie było to jednak przemyślane działanie, bo na to tak naprawdę zabrakło czasu. Miał zaledwie chwilę, by zdobyć adres i zjawić się tutaj na przekór wszystkiemu. Nadal sądził, że śluby to nie są imprezy dla niego i nieco się zawahał, zanim do niej podszedł, ale był tutaj dla niej.
Nawet jeśli oboje czuli się fatalnie, a Alaska wyglądała wręcz jak smutna księżniczka – i to z jego winy (!) – to nie mógł tego zostawić tak bez rozwiązania. Zbyt mocno zależało mu na niej i przez to postanowił ją ponownie uwieść.
Tyle, że nie musiał. Z ulgą poczuł, że wtula się w jego ogromne ciało. Schowała się niemal całkowicie w jego ramionach i był przekonany, że pasuje do nich jak nikt inny. Była jego i żadna siła nie mogła tego zmienić i był przekonany, że nawet jeśli będzie musiał o nią walczyć z całym światem, który na nią czekał… podejmie rękawicę. Nie był w stanie wyobrazić sobie ich związku na odległość, ale jeśli tego pragnęła to był gotowy na to poświęcenie. Zrozumiał nawet, że bierze pod uwagę wyjazd z nią na dłużej, jeśli będzie trzeba.
To wszystko już dawno siedziało w jego głowie. Tyle, że po raz kolejny miał problem, by to jej opowiedzieć. Nigdy nie był dobry w tego typu rozmowach, czuł, że język wręcz staje mu kołkiem i nie był pewien czy sformułuje wszystko w jasny sposób. Ale musiał powiedzieć cokolwiek, zwłaszcza gdy Alaska już zaczęła podejrzewać go o bycie duchem.
Za wiele się nie myliła. Był jak widmo, które powracało do tej samej duszy, choć w różnym wcieleniu. Był wręcz przekonany, że byli sobie pisani.
- Sam nie wiem. Może jestem duchem debila, który wydarł się na ukochaną dziewczynę – mruknął rozbawiony. Nie powinien się z tego śmiać, ale usiłował rozładować atmosferę. – To nie panna młoda zwyczajowo ucieka sprzed ołtarza? – dopytał, pewnie szukali jej, a ona prowadziła dysputy z byłym.
Poczucie obowiązku w nim wygrywało, ale nadal jej nie puścił.

Alaska Lockwood
zdolny delfin
enchante #8234
recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
Tu było jej miejsce. Nie, nie chodziło o przykościelny ogród, ale o ramiona Chrisa. Tu czuła się na miejscu, bezpiecznie. Jak to było możliwe, że w tak krótkim czasie, tak bardzo przywiązała się do jakiegoś człowieka. Chris stawał się jej kotwicą, jej przystanią do której chciała zawinąć na dłużej. Był siłą która była w stanie ją zatrzymać, ale miał też moc wysłania jej w świat z prędkością światła. Wystarczyłoby, że by jej nie chciał, a ona wsiadłaby na pierwszy samolot do Europy. Zbyt wiele zależało od niego, wiedziała, że to nierozsądne, ale chyba takie zakochanie właśnie jest - nierozsądne.
Uśmiechnęła się słysząc jego słowa, ale nie odpowiedziała nic, ani nie drgnęła. Pozwoliła sobie trwać dłuższą chwilę w tym słodkim azylu jego ramion. Gdzieś tam obok toczyło się życie, ale ona mogła na chwilę je olać. Dopóki nie zapytał o jej ucieczkę z kościoła.
- Niezałatwione sprawy, duchy przeszłości, pytania bez odpowiedzi... wszystko zaatakowało mnie na raz. Myślałam, że dawno mam to za sobą, ale chyba ucieczka nie załatwia wszystkiego. - westchnęła ciężko. On miał swoją przeszłość, którą musiał podomykać, ona swoją. Obie były w jakimś stopniu związane. Ale ważniejsza niż przeszłość, była teraźniejszość. I o ile on rozważał by z nią wyjechać, ona dopuszczała do myśli fakt, by z nim zostać. Wiedziała, że jej duch podróżnika się będzie odzywał, ale przecież mogli podróżować po Australii, jeździć na wycieczki, chodzić na wędrówki... Było wiele możliwości, które były całkiem niezłym kompromisem.
- Powinnam wracać. - niechętnie się odsunęła i spojrzała na boczne drzwi kościoła. - Zostaniesz? Proszę. - popatrzyła mu w oczy z nadzieją. Wiedziała, że powinni wrócić do tamtej rozmowy, która rozmową nie była, wyjaśnić sobie wszystko, żeby nie było nieporozumień kolejnych. - Wiesz... zależy mi na tym, żebyś poznał moją rodzinę. Żebyście jakoś się dogadali... Oni tak się zachowują bo się martwią o mnie. Nie są źli... - zaczęła tłumaczyć - Chciałabym, żebyście się chociaż zaakceptowali... żebyś normalnie mógł przyjść na mój pogrzeb. - to być może było dziwne, ale wiedziała, że on zrozumie. A do niej dotarło, że Chris mógł być nią, gdyby się nie polubili z jej rodziną a jej by się coś stało. Mógłby sam zadawać sobie te pytania co ona - co z jego rzeczami, czy na pewno nie żyje, czy wolno mu złożyć kwiaty na jej grobie. Nie podejrzewała swojej rodziny o okrucieństwo odcięcia Chrisa w takiej sytuacji, ale chciała mieć pewność.

Chris Haynes
misio
nick
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Chciałby jej tyle powiedzieć. Opowiedzieć o wszystkich szalonych wojażach, gdy mierzył się ze swoim strachem i próbował brać go za bary. O programach kulturalnych, które stały się dla niego domem. O małżeństwie, które było jak uwierająca go klatka. O tym, że przy Pearl zaczął oddychać i marzyć o takiej kobiecie jak ona. O zemście, która nadal mroziła mu krew. O wypadku i o nadziei. Wreszcie o tym co ostatnio przeszedł, gdy myślał, że przyjdzie mu ją stracić. O tym jak po raz pierwszy od dawna uparł się, by o nią walczyć i zjawił się tutaj na przekór wszystkiemu. Szeptałby jej do ucha baśnie o rycerzu, który pragnął pocieszyć swoją księżniczkę i byłby przekonany, że nareszcie słucha.
Tyle, że nie potrafił. Jego wrodzona duma i wręcz toksyczna męskość wiązały mu język w supeł i nie mówił praktycznie niczego. Tylko jego dłonie zaciskały się mocniej na jej talii, zupełnie jakby chciał jej bez słów przekazać, że bardzo się cieszy, że jest jego. Nie brzmiało to jak dobre wyznanie miłosne, zapewne w filmie nie dostaliby za to wiele gwiazdek, ale nadal uczył się czyjejś bliskości po latach, a ta Alaski go wręcz oszałamiała. Przez większość czasu nie wierzył, że po wszystkich perypetiach zasługuje na tego typu dziewczynę.
Tyle, że przy swojej niepewności niemal ją stracił, więc teraz raz jeszcze skarcił się w myślach i uśmiechnął lekko.
- Myślałem, że uciekasz już na statek. Wówczas miałbym problem, żeby wywlec cię z powrotem na ląd - zauważył rozbawiony, bo chciał jej pokazać, że temat tamtej kłótni jest już dawno za nimi.
Może odezwały się w nim także wyrzuty sumienia, bo w końcu stołował się z inną kobietą, ale tego nie dał po sobie poznawać. Po prostu wyglądał jak perfekcyjny gość weselny i bardzo się cieszył, że jemu przypadła najpiękniejsza dziewczyna na ślubie.
Nie musiał nawet tego sprawdzać. Tak naprawdę nie chciał i był bliski powiedzenia jej o tym, ale nagle zrozumiał, że nie zasłużył na oddzieranie jej z marzeń i przede wszystkim jej końcowa prośba rozłożyła go na łopatki.
Z namysłem (żeby nie myślała, że to spontaniczna i nieprzemyślana decyzja) kiwnął głową i uśmiechnął się lekko.
- Wracajmy do kościoła. Nie chcę wywołać pierwszego skandalu, skoro mam zostać zaakceptowany - trochę wątpił, że jest to możliwe, ale jej ufność i nadzieja sprawiły, że zapragnął spróbować.
Ukradł jej jeszcze jeden pocałunek, a potem wolno ruszył w stronę rodziny, która zdawała się go przerażać bardziej niż ogień. Niesamowite, wystarczyło się zakochać.

Alaska Lockwood
zdolny delfin
enchante #8234
recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
Chciała, by powiedział jej jak najwięcej o sobie. Nie chciała może słuchać o tym, jak ważna była dla niego Pearl, o tym co do niej czuł i jak czuł się przy niej, bo była tylko kobietą i była zazdrosna. Już i tak sam fakt istnienia blondynki w bezpośrednim pobliżu Chrisa, źle na nią działał. To nie była pierwsza lepsza dziewczyna z którą poszedł do łóżka. Na pewnym etapie życia Chrisa, była dla niego najważniejsza. A co jeśli była ważniejsza dla niego wtedy, niż Alaska teraz? Nie chciała się nad tym za bardzo zastanawiać, w ogóle nie chciała myśleć o Pearl, bo jej mózg podpowiadał tak wybujałe scenariusze, że nie nadawały się do puszczania w telewizji.
Chciała wiedzieć o ukochanym jak najwięcej, ale powoli godziła się z tym, że prędko się tego nie dowie. Obawiała się, że wbrew powiedzeniom, nie mieli całego życia by się poznać. Dodatkowo po raz kolejny dochodziła do głosu jej wyobraźnia, która twierdziła, że pewnie dawne kochanki Chrisa znały go lepiej niż ona. Że im się zwierzał, opowiadał o sobie i dopuszczał je do jego zamkniętego, ekskluzywnego świata jego myśli i pragnień. Alaska czuła wtedy, że to z nią jest coś nie tak, skoro nie umie jej zaufać na tyle, by opowiadać jej o sobie przy porannej kawie. Pozostawało więc jedynie zaufanie, które przychodziło coraz trudniej. I przekonywanie się, że tamte byłe kochanki i partnerki wcale nie znały go lepiej.
- To by miało miejsce najwcześniej jutro. Rodzina by mi nie wybaczyła, jakbym się nie zjawiła na ślubie. - wzruszyła ramionami. I choć chwilami nie wierzyła, że się pogodzą z Chrisem, to nie miała kupionego biletu na samolot, ani nie wysłała nadal maila do szefowej ze zgodą czy odmową przyjęcia propozycji.
Dobrze, że nie wiedziała o tej kolacji, choć ukrywanie tego faktu też nie było dobrym rozwiązaniem. Wystarczyła jedna kłótnia by zaprosił na kolację byłą, tańczył z nią i może nawet flirtował. Pearl Campbell była niczym zła królowa w tej ich baśni. Jeden zły ruch i wszystko mogło runąć jak domek z kart.
Pokiwała głową, oddała szybko pocałunek i jeszcze nim każde poszło w stronę swojego wejścia do kościoła, poinstruowała Chrisa gdzie będzie wesele i, że tam się spotkają.
Wślizgnęła się do świątyni i stanęła na swoim miejscu. Inna druhna spytała szeptem czy wszystko w porządku, więc szeptem odpowiedziała, że zrobiło jej się słabo, ale że już jest okej. Wrócili w sam raz by usłyszeć przysięgę, czyli na najważniejszą część ceremonii. A reszta przebiegła już bez większych problemów. Gdy pochód wychodził z kościoła, Alaska odszukała spojrzeniem Chrisa i posłała mu ciepły uśmiech. Nie mogła jechać z nim, bo jako druhna miała jechać z nowożeńcami. Cel - rodzinna restauracja Lockwoodów.
Dopiero na miejscu Alaska znów mogła odszukać Christophera i teraz już nie planowała odchodzić od niego jeśli to nie będzie konieczne. Chwyciła go mocno za dłoń i poprowadziła do głównego stołu. Tam było jej miejsce i jego, jako jej osoby towarzyszącej. Na szczęście reszta gości póki co była zbyt skupiona na nowożeńcach, by chociażby zauważyć Alaskę i jej ukochanego.
- Nie martw się, będzie dobrze. - dała mu buziaka w policzek. Wiedziała, że dopóki trwają pierwsze tańce, toasty i cała ta powitalna szopka, to nie ma co próbować przedstawiać Chrisa rodzinie. A to dawało im jeszcze trochę czasu na oswojenie się z sytuacją. I może wypicie jednego czy dwóch drinków na odwagę. - Mam nadzieję, że ze mną zatańczysz potem. - nawet nie wiedziała czy Chris tańczy i jak tańczy. Ale przecież nie mógł jej odmówić jednego wolnego. Nie zamierzała zmuszać go do spędzenia całego wesela na parkiecie, ale choć jeden, jedyny taniec chyba mogła mieć.

Chris Haynes
misio
nick
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Tak naprawdę nie sądził, że ktokolwiek zna go dobrze. Mocno chciał wierzyć, że po transplantacji przeszedł przemianę wewnętrzną i stał się zupełnie innym człowiekiem. Jasne, Pearl czy jego żona mogły znać Christophera Haynesa, ale z zupełnie inną twarzą. Nie miał nawet na myśli fizycznej metamorfozy, ale głównie tę duchową. Wówczas był pokroju tych wszystkich sukinsynów, którzy bez cienia zawahania zdradzają żonę i nie mają z tego powodu wyrzutów sumienia. Zupełnie jakby posiadanie kochanki było wpisane w jego autorskie honorarium. Obecnie zaś docierało do niego to, że zachowywał się skandalicznie i nigdy nie powtórzyłby tego z Alaską.
Racja, flirtował z Pearl i był w stanie nawet z nią zatańczyć, ale miało to miejsce dopiero po tym jak ze sobą zerwali. Gdyby tego nie zrobili to nie zachowywałby się jak człowiek wolny. Tego był pewien jak amen w pacierzu i dlatego nie widział potrzeby mówienia jej o tym. Nie zamierzał ją specjalnie martwić osobą, która należała do jego przeszłości, tej brudnej i skalanej. Był wówczas zupełnie innym człowiekiem i to powtarzał sobie, gdy całowała go najpiękniejsza z druhen i nie mógł uwierzyć we własne szczęście.
Zostanie, będą dalej się spotykać. Napisze książkę, która ponownie odniesie sukces i zjeździ z Alaską pół świata. Te typu marzenia ponownie nawiedzały jego umysł, a on już nie musiał się przed nimi bronić.
- Może to i dobrze, bo zaliczyłbym najbardziej kiczowatą scenkę z bieganiem na lotnisko. Pewnie padałby deszcz… - zamyślił się, ale zaraz musiał przełączyć się w tryb troskliwego chłopaka, a nie pisarza, bo dyktowała mu jak dojechać na salę. Z westchnieniem przyjął wiadomość, że nie może z kościoła powracać z nią. Zawsze czułby się bardziej pewnie, bo wiedział, że nie unikną ciekawskich spojrzeń.
Cóż, poczuł ten wzrok, gdy znalazł się w kościele. Jej rodzina musiała znać Josha, więc naturalnie ta twarz budziła zaciekawienie, nawet grozę. Po raz pierwszy w swoim skomplikowanym życiu to nie on był źródłem zainteresowania, nie jego twórczość, a przechodzona twarz jej byłego narzeczonego.
Zrobiło mu się całkiem zimno i nieprzyjemnie, ale ciągle powtarzał sobie, że robi to dla niej, dla Alaski i był w stanie przez to wiele znieść. Albo przynajmniej udawać, że wcale nie zauważa tych ciekawskich spojrzeń. Był bliski wystawienia języka natarczywej krewnej, która wręcz skanowała go wzrokiem, ale na szczęście ślub minął i mógł udać się do swojego samochodu.
Tam otrzeźwiał na tyle, że mógł z uśmiechem powitać Alaskę na sali weselnej i z galanterią godną każdego dżentelmena sięgnąć po ich kieliszki z szampanem, by wznieść toast za parę młodą. Dawał im maksymalnie pięć lat szczęśliwego pożycia małżeńskiego, a potem się zacznie walka o psa, ewentualnie o dzieci. Myśli tych jednak nie zdradzał przed swoją świeżo odzyskaną dziewczyną. Może obawiał się, że jednak przesadna szczerość mogłaby zostać przez nią źle odebrana, choć jak tak całowała go w policzek uświadamiał sobie, że wszystko będzie dobrze.
Nawet jeśli jej krewni go zadźgają.
- Ależ oczywiście, że zatańczymy. Mówiłem ci już, że jestem w tym niezły?- trochę zdradzał niespodziankę, ale nie umiał się powstrzymać, zdecydowanie.

Alaska Lockwood
zdolny delfin
enchante #8234
recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
Przez to, że ona tak mało o nim wiedziała, to jej wyobraźnia podsuwała jej tak wymyślne scenariusze, że sama mogłaby napisać kilka odcinków jakiejś telenoweli, jakby umiała ubierać swoje myśli w słowa. Nie panowała nad swoją wyobraźnią, bo ona była wolna jak i jej dusza, nie umiała usiedzieć w miejscu i jeśli czegoś Alaska nie była pewna, to jej głowa zaczynała robić swoje, uzupełniać luki wymyślnymi historiami. Może właśnie dlatego Lockwoodówna tak ceniła szczerość i otwartość między dwojgiem ludzi, bo wtedy nie było miejsca na wymysły i domysły.
Było z nimi trochę jak z Rossem i Rachel i słynnym "we were on the break". Czy gdyby ona spotkała się z byłym chłopakiem po ich kłótni i jadła z nim kolację i tańczyła, to czy również nie byłby to problem? Na szczęście na drodze Alaski żadni byli na razie się nie zjawiali. Więc to było baaardzo hipotetyczne. A póki Alaska nie wiedziała o Pearl można było udawać, że nic się nie stało. Takie sprawy jednak lubiły nagle wychodzić przy byle okazji, w najmniej oczekiwanym momencie, wyłazić z cienia jak prześladowca.
- Chciałabym to zobaczyć. - zaśmiała się. Taka scena rodem z komedii romantycznej w wykonaniu Chrisa na pewno zrobiłaby wrażenie. Tak jak jego zjawienie się w kościele. Dziewczyny lubią wielkie gesty, mniejsze ale znaczące też. W nich tkwiła droga do kobiecego serca. A od serca do ciała był już tylko rzut beretem.
Na szczęście Chrisa, rodzina Alaski, ta dalsza, Josha nie znała. Widzieli go może na zdjęciach, ale nie kojarzyli za bardzo. Przyglądali mu się raczej dlatego, że był nową twarzą w towarzystwie i ktoś tam szeptał, że to nowy chłopak Alaski. Byli nim zaintrygowani, bo był nowy, nieznany i był świetnym tematem do ploteczek. Josha znała najbliższa rodzina dziewczyny - jej rodzice i rodzeństwo. I to oni byli dziś celem jeśli chodziło o zakopywanie ewentualnych toporów. Nie sądziła by w ogóle sytuacja była tak zaogniona jak obawiał się Christopher, bo jej rodzice byli z natury mili.
- Nie nie wspominałeś. - przyznała, gryząc się w język by nie powiedzieć, że o wielu rzeczach jej jeszcze nie mówił. Nie było sensu drążyć teraz tematu jego tajemniczości, rozkręcać na nowo awantury, zwłaszcza że teraz mieliby świadków. Chciała cieszyć się jego towarzystwem, tym że przyszedł na ten ślub i, że chciał z nią być. To się teraz powinno było liczyć i to się właśnie liczyło. To i przedstawienie Chrisa rodzinie. Para młoda była właśnie zajęta rozmawianiem z różnymi gośćmi, pierwsze dania były już zjedzone, pierwsze tańce odtańczone, a rodzice Alaski właśnie złapali z nią kontakt wzrokowy.
- Chodź. - wstała i wzięła ukochanego za rękę prowadząc go do rodziców. - Nie martw się, nie gryzą. - szepnęła jeszcze do niego.
Rodzice Alaski nie wyglądali na kogoś, kto mógłby go zadźgać. Mieli sympatyczne twarze i nawet jakoś nie robili groźnych min. Można było jednak powiedzieć, że przyglądają się Chrisowi z zainteresowaniem. Alaska wiedziała co robią, bo sama tak na początku na niego patrzyła - szukali różnic i podobieństw i im był bliżej, tym bardziej widzieli, że podobny jest, jak brat, czy ktoś z rodziny, ale nie był identyczny. Fakt faktem, że Josha widzieli dawno temu.
- Mamo, tato, to Christopher Haynes. Chris to moja mama Katherine i tata Michael. Ooo,, a to moja siostra Alison. - dodała, widząc, że w ich stronę idzie, a właściwie biegnie jej młodsza siostra. Alison była bardzo podobna do Alaski, choć była niższa i miała w sobie mnóstwo młodzieńczej energii. Niemal skakała jak młoda sarenka i gdy tylko do nich dobiegła, rzuciła się na szyję Chrisowi, ściskając go mocno.
- No w końcu możemy cię poznać. - zawołała radośnie - Myślałam, że jesteś bardziej kopiuj wklej, a tymczasem... - odsunęła się, zmarszczyła brwi, ściągnęła usta w dzióbek, by przyjrzeć się Chrisowi. - trochę to rozczarowujące. - wzruszyła ramionami.
W tym momencie równiutko Alaska i jej mama zawołały "Alison!", próbując przywołać dwudziestolatkę do porządku.
- No co? Mówię to co każdy chciał powiedzieć. Nie jest taki identyczny jak myśleliśmy. Więc całe to czepianie się Ski było bezsensu. - Alison miała dar do rozładowywania napiętych sytuacji. Tym razem też jej się udało, bo pan Lockwood wstał ze swojego miejsca i podszedł do Chrisa by uścisnąć mu dłoń.
- Miło poznać. - uśmiechnął się.
- W sumie mamy u pana dług, bo Alaska przestała w końcu paplać o wyjeździe do Europy. Zakładam, że to pańska zasługa. - mama Alaski również się uśmiechnęła. A sama Alaska wywróciła oczami, ale też odetchnęła z ulgą.

Chris Haynes
misio
nick
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Tak, dziewczęta uwielbiały sceny romantyczne, ale on nigdy nie był specjalistą w tej dziedzinie. Owszem, po dwudziestce miał okres młodego i zakochanego, ale nigdy nie przekuł tamtej fascynacji w związek. Z prostej przyczyny, dla Haynesa życie nie polegało na pustych gestach, a solidnych deklaracjach. Do zobowiązań podchodził zupełnie jak prawdziwy mężczyzna i uważał, że trzeba dokonać wyboru, a potem konsekwentnie się go trzymać. Swoją byłą żonę odnalazł właśnie w ten sposób, bo oboje byli raczej pragmatyczni i ich związek polegał nie tyle na sile namiętności i romantyczności, ale trzeźwym patrzeniu na świat, tym patrzeniu dokładnie w tym samym kierunku.
Tyle, że zapewne Christopher nie wydałby żadnego książkowego poradnika, bo mimo solidnych fundamentów czegoś w jego małżeństwie zabrakło. Do dziś nie odgadł jednak czego i choć przypuszczał, że wiele do powiedzenia w tym temacie ma Pearl Cambell to uważał, że to był raczej symptom choroby, a nie jej przyczyna. W jego małżeństwie musiało dojść do rażących zaniedbań i jeśli chciał wyciągnąć nauczkę na przyszłość to zdecydowanie powinien odgadnąć co było nie tak. Może i był skończonym hipokrytą, ale akurat w tej kwestii zdawał sobie sprawę, że chodzi tylko i wyłącznie o jego winę. Teraz jeśli zaś nie chciał stracić Alaski to musiał pozwolić jej i sobie na takie głupiutkie gesty.
Na czyjąś obecność.
Nawet jeśli ta jego oznaczała bycie w miejscu, w którym nie miał ochoty się znaleźć. Mógł, oczywiście, odnieść mylne wrażenie i nie przyglądali mu się ze względu na transplantację, ale to było trochę jak z nożycami - wystarczyło uderzyć w stół, a się odzywały. Chris również te spojrzenia poczytywał jako pewnego rodzaju zaintrygowanie swoją osobą, ale w ten negatywny sposób. Nie przywykł jeszcze do reakcji ludzi na swój przeszczep i zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie nigdy nie przywyknie. Te pełne zaskoczenia spojrzenia oraz historia opowiadana każdemu będą do śmierci śnić mu się po nocach.
Ależ był z niego dziś pesymista!
Nie uszło jego uwadze to, że Alaska uniosła brwi, gdy odpowiedziała przecząco na jego pytanie. Owszem, powinien więcej mówić, ale czy nie od tego były tego typu uroczystości? By przekonywać się na własnej skórze o świeżo odkrytych talentach partnera? Tego związanego z dyplomacją jednak zdecydowanie nie posiadał, bo na widok swoich przyszłych teściów (oby!) nie powstrzymał cichego westchnienia.
Prawdopodobnie modlił się cicho, by sobie darowali tę całą szopkę. Wcześniej jeszcze jako młody i obiecujący pisarz wypadał świetnie przed rodzicami, ale te czasy minęły już bezpowrotnie i teraz mógł tylko liczyć na twarz Josha.
Cudownie, właśnie tego się obawiał. Dla niej jednak był gotowy stoczyć walkę z lwami (jeśli jakieś pojawiłyby się w okolicy), więc ruszył z miejsca i dał się przedstawić rodzicom… a potem tej młodej szelmie, która momentalnie rozładowała napięcie i sprawiła, że nawet jego sztywną minę wzbogacił szczery uśmiech.
- Myślę, że coś mi jeszcze zostało, choć lekarz mówił, że niewiele - pozwolił sobie na żarcik, ale natychmiast spoważniał, gdy uścisnął rękę dżentelmena. Nawet nie z powodu powagi i wieku ojca Alaski, ale dlatego, że jej mama się myliła - dziewczyna wspominała o wyjeździe, wręcz go planowała w mailach. Nie zamierzał jednak tego jej uświadamiać, zwłaszcza gdy już się pogodzili i przed nimi obecnie miały rozciągać się same dobre chwile.
- Mam nadzieję, że wreszcie zagrzeje miejsca odrobinę na dłużej. Ja też planuję tu osiąść i dokończyć książkę - pewnie chcieli wiedzieć, czym zajmuje się konkurent do ręki ich córki, a on zwyczajnie wolał uprzedzić ten atak i odpowiadać na pytania znacznie wcześniej niż zostaną zadane.
Mimo, że po jego pewności siebie nie można było poznać zdenerwowania to jednak położył dłoń na ramieniu Lockwood, zupełnie jakby w niej szukał swojego wsparcia na wypadek bardziej wścibskich zagadnień.

Alaska Lockwood
zdolny delfin
enchante #8234
recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
Alaska była młoda, może nawet trochę naiwna i marzyła o romantyzmie. Oczywiście nie był to jedyny wyznacznik czegokolwiek w jej życiu, bo raczej kierowała się rozsądkiem, ale jedno drugiego nie wykluczało. Wiedziała, że okoliczności są trudne, ale chciała raz na zawsze uspokoić obie strony i swoich rodziców i Chrisa, a jedynym środkiem do tego było ich poznanie się. Doceniała, że Chris nie stawia większego oporu i jest wzorowym towarzyszem. Zastanawiała się nawet jak mu to wynagrodzić, że musiał się pomęczyć na tym nieszczęsnym weselu. Z drugiej strony jakby nie ślub brata, to Alaski pewnie by w Lorne nie było, więc nie poznaliby się z Chrisem. Jedno z drugim było mocno połączone.
- Najwyraźniej wystarczająco dużo. - zachichotała wymownie najmłodsza z Lockwoodów. Alison była kulką pozytywnej energii i zawsze wspierała starszą siostrę, co Alaska bardzo doceniała.
- Tak, Alaska wspominała, że jest pan pisarzem. - pokiwał głową ojciec dziewczyny. Sama Alaska nie skomentowała rozmowy o jej wyjeździe, ale wywróciła oczami. Miała ochotę powiedzieć, że skoro tak, to wyjeżdża od razu, ale trochę się bała, że ktoś zrozumie to dosłownie. Z rozmyślań wyrwał ją męski głos:
- A co to za zjazd rodzinny beze mnie? - za Chrisem pojawił się pan młody, szeroko uśmiechnięty i równie pogodny jak jego siostry.
- Chris, to Aaron, mój brat i sprawca dzisiejszego zamieszania. Aaron, to Chris, sprawca zamieszania w każdy inny dzień. - puściła oczko Chrisowi. Aaron był wysoki, dobrze zbudowany i trochę wyglądał jakby był adoptowany, bo był najwyższy z całej rodziny. Lockwoodów to nie dziwiło, bo mężczyźni w rodzinie matki Alaski właśnie tacy wysocy i postawni byli. Aaron miał nawet zostać zawodowym footballistą, ale kontuzja wykluczyła go z kariery sportowej. Oddał się więc swojej drugiej pasji, czyli gotowaniu i to on miał przejąć rodzinną restaurację, gdy już pani Lockwood przejdzie na emeryturę. Mężczyzna uścisnął dłoń Chrisa, mocnym, jakby znaczącym chwytem. Jakby chciał powiedzieć "uśmiecham się i jestem miły, ale skrzywdź moją siostrę to ci pokażę jak wyglądają twoje własne jelita". Po chwili dołączyła do nich panna młoda i po przedstawieniu i wymianie uprzejmości, Alaska uznała, że czas ratować ukochanego mężczyznę, bo robiło się tu dość tłoczno.
- Skoro już wszyscy się przekonali na własne oczy kto mi zawrócił w głowie, to teraz wybaczcie, ale Chris obiecał mi taniec. - uśmiechnęła się do rodziny i pociągnęła Chrisa w stronę parkietu. Była akurat jakaś spokojniejsza piosenka, więc mogli się do siebie przytulić. - Mówiłam, że nie są tacy straszni. A ty byłeś bardzo dzielny i zasłużyłeś na jakąś miłą nagrodę. Na co masz ochotę? - zapytała, zadzierając głowę do góry, by móc popatrzeć ukochanemu w oczy. Oparła brodę o jego pierś i uśmiechała się szelmowsko. Planowała w najbliższym czasie jakoś się wykraść z tego wesela i nacieszyć się towarzystwem Haynes'a skoro znów byli razem. I wolała to robić z dala od ciekawskich spojrzeń rodziny.

Chris Haynes
misio
nick
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Potrzebował jej naiwności i romantyzmu. Mimo wszystko nie byłby w stanie być z kimś, kto tylko pogłębiałby jego zgorzknienie i niechęć do otaczającego świata. Alaska sprawiała, że znowu po latach miał siłę, by walczyć i stawiać czoło wszystkiemu, co było wrogie. Nie bez przyczyny właśnie teraz nawiązał kontakt z Pearl. Wcześniej nie byłby w stanie zmierzyć się z przeszłością, która nadal była bardzo trudna. Dzięki tej młodej dziewczynie wierzył, że wszystko się ułoży.
Niedostrzegalnie i bardzo banalnie, ale zaczął łazić z głową w chmurach i była to zasługa tylko i wyłącznie panny Lockwood. Mimo swojej niechęci do tego typu rodzinnych spędów był jej winien to wesele. To ona go uratowała i dlatego zasługiwała na to, by zacisnął zęby i zmierzył się z legendą jej byłego narzeczonego.
Wbrew pozorom jednak spotkanie wcale nie przebiegało tak źle, a gdy jej młodsza siostra zaczęła żartować, mimowolnie roześmiał się i poczuł, że schodzi z niego ta cała zła energia. Doszedł do wniosku, że jak przystało na pisarza, jego wyobraźnia podpowiadała mu kiepskie scenariusze, a przecież wcale nie było tak źle. Miał szansę zostać ukochanym zięciem, jeśli tylko się postara i jej rodzice nie dowiedzą się o tym, że traktował ją w haniebny sposób, bo obawiał się, że go zostawi.
To wszystko jednak było przeszłością i gdy obserwował Alaskę w gronie jej rodziny, obiecywał jej, że wszystko się zmieni. To on przestanie w końcu być takim asekuranckim dupkiem i nie będzie już skupiał się na pesymistycznych wizjach, w których dziewczyna nabiera rozumu do głowy i go zostawia. Podejrzewał, że miałaby do tego pełne prawo, ale powoli zaczynał wierzyć w to, że nigdy tego nie zrobi. Nie, gdy będzie wobec niej całkowicie szczery i przestanie tańczyć z kimś, kto miał na niego zgubny wpływ. Zresztą, to nie o byłej kochance myślał, gdy prowadził swoją dziewczynę na parkiet i wreszcie obejmował jej ciepłe ciało. Przy rodzinie musiał się krygować, ale obecnie w ramach tańca nareszcie mógł przesuwać dłońmi po jej zgrabnych wypukłościach i patrzyć jej długo w oczy.
Mimo wszystko jednak zdecydowanie pokręcił głową, gdy zaoferowała mu nagrodę. Nie dlatego to robił. Musiał utrzymywać kontakt z jej rodziną, bo było to dla niej ważne. To nie zasługiwało na żadną pochwałę, wręcz miała prawo go zbesztać, bo zachowywał się jak tchórzliwy chłopiec unikając wcześniej spotkania z nią.
- Wiesz, byłem idiotą. Powinienem wcześniej wyjaśnić to z mailem. Byłem jak dzieciak, który boi się, że cię straci. Nie sądzę, że przez to zasłużyłem na nagrodę. Raczej na porządne lanie - puścił jej oczko, bo wbrew pozorom to nie byłaby dla niego kara.
Ujął jej podbródek w dłoń i spojrzał na nią dłużej.
Podejmował właśnie jedną z tych kluczowych decyzji, tą, w której nie mówi jej jednak o Pearl i ich kolacji. To był jego grzech i Alaska nie zasługiwała na to, by dźwigać to brzemię, zwłaszcza że ta wiadomość mogłaby po raz kolejny ich rozdzielić.

Alaska Lockwood
zdolny delfin
enchante #8234
ODPOWIEDZ