malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
trzynaście miesięcy temu

Popełniła w życiu wiele głupstw. Złotymi głoskami mogłaby wypisać te związane z mężczyznami. Nigdy nie była stała w uczuciach, poprawka, była zbyt stała kochając przez całe życie jednego mężczyznę i niszcząc przez to kolejne związki. Uznawała jednak, że nie są to zobowiązania wiążące, bo nikomu niczego nie obiecywała. Do czasu małżeństwa.
Tu już nie było mowy o żadnych wymówkach, bo złożyła przysięgę pełna władz umysłowych i bez żadnego przymusu. Lubiła żartować, że Jayden wykorzystał to, że uderzyła się w głowę i podejmowała same nieracjonalne decyzje, ale wiedziała, że to nieprawda. Była pewna, że uda im się założyć rodzinę jak z obrazka. Taką z dwójką kochających się osób i dzieckiem majaczącym gdzieś na horyzoncie.
Lata małżeństwa jednak mijały i choć niedługo mieliby obchodzić piątą rocznicę ślubu, potomek się nie pojawiał. Tłumaczyła się pracą i niepewnością jutra, choć zwyczajnie nie umiała wyobrazić sobie siebie bez papierosa w ustach i bez motocyklu. Ta wolność, jej złudna potrzeba stała jej na przeszkodzie i Julia nie była w stanie przeskoczyć tego muru.
A on narastał, potężniał i coraz częściej ich dom drżał w posadach od kolejnych wybuchów i kłótni. O styl jej życia, o pracę obojga, bo mijali się niemal metodycznie. Wiedziała, że jedno z nich musi odpuścić, ale żadne nie potrafiło.
Nie wyobrażała sobie życia bez wychodzenia do klubu, nawet jeśli nie było to bezpieczne. On musiał ratować życie. Tak się mijali, gubili w prozie życia, której nienawidziła.
Tym razem jednak zjawiała się rano z ogromnym głazem, ciążącym jej na piersi. Fizycznie wszystko było z nią w porządku i nawet poprawiła makijaż, ale wewnątrz rozpalało ją poczucie winy. Nie powinna tak się zachowywać, na palcu lśniła jej obrączka jak u ptaka, a ona potraktowała ją jak zbędny przedmiot… z rozkoszą przyciskając ust do warg swojego szefa. Może i Jay miał rację? Shadow miało doprowadzić ich do zguby, ale nie w sposób, w jaki myślał.
Tak naprawdę i Julia nie sądziła, że posunie się do tego, złamie obietnicę, którą składała i będzie wracać do domu w marszu niemal pokutnym. Jak dobrze, że teraz za cudzołóstwo nic nie groziło, ale i tak wargi jej płonęły i czuła się jak w gorączkowej malignie. Jednego była pewna. Nie mogła wyznać prawdy, więc zachowanie tego dla siebie miało ją kosztować sporo.
Jak i fakt, że do niczego więcej nie doszło.
Przerwała ten festiwal zachłannych pocałunków, by nie zdradzić swojego męża i powinna być z siebie dumna. A może nie powinna w ogóle do czegoś takiego doprowadzać?
Sprzeczne myśli pulsowały pod jej czaszką, gdy robiła kawę i oczekiwała na Turnera, powracającego z nocnego dyżuru. Zdążyła się wykąpać, by zmyć zapach perfum Nathaniela i była gotowa na rozmowę, choć ostatnia każda z nich przeradzała się w kłótnię. Żadne z nich nie chciało odpuścić ani też wykonać kroku naprzód, więc zostali zamknięci w tej małżeńskiej klatce.
Usiłowała się z niej wyrwać podstępem, ale przecież nie dała rady pójść na całość. Niemal żałowała, że Jayden nie widział ich wtedy na parkingu, ale przecież już nie odbierał jej z pracy. Obojętność, to było jedenaste przykazanie Dekalogu i właśnie ta zmora popchnęła go w ramiona innego mężczyzny.
Tak sobie tłumaczyła, choć zadrżała, gdy jej mąż wreszcie przekroczył próg domu.
- Kawy? – zapytała niemal automatycznie, gotowa na kolejną rozmowę, która niewiele zmieni, ale podtrzyma status quo ich małżeństwa.

Jayden Turner
ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Wyleczyć - czasami, ulżyć - często, pocieszyć - zawsze.
To nie był dla niego dobry dzień. Z remizy wyjeżdżał kilka razy, w większości alarm zrywał go na równe nogi, gdy tylko przyłożył głowę do poduszki. Do tego trafiło mu się natężenie przypadków, których nie lubił najbardziej. Jeden nałogowiec. Jedna staruszka zapomniana przez rodzinę, czego mało nie przypłaciła śmiercią. Jeden nieszczęśliwy wypadek z udziałem dziecka... To wszystko plus nocna zmiana sprawiło, że był wykończony - zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nie pamiętał zakończenia pracy, nie pamiętał jak zmywał z siebie zapach karetki i jak się przebierał, nie pamiętał jak w ogóle udało mu się trafić do domu. Do tej przesadnie wielkiej willi, której tak pragnęła jego żona.
Mimo, że mieszkali tu już kolejny rok, on nadal czuł się w tym miejscu obco - jakby był w niewłaściwym miejscu, jakby budynek miał własną świadomość i nie chciał go zaakceptować. Wystawał z otaczającej go bujnej zieleni jak głowa dzikiego kota, błyskając ślepiami okien i uderzając nerwowo o ziemię końcówką niewidzialnego ogona. A on, jak codziennie, szedł prosto w jego paszczę, oczekując ukojenia. W końcu w środku czekała na niego Julia. Myśl o tym, mimo narastających między nimi problemów, niezmiennie rozgrzewała go od środka.
Tym razem jednak był zbyt ściorany, aby zwracać uwagę na willę i rozmyślać nad faktem, czy jego małżonka jest w ogóle na miejscu, czy może znów przesiaduje w Shadow. Zatrzasnął za sobą drzwi swojego ulubionego, choć już zmęczonego życiem, pick-up'a (kolejnego elementu, który tu nie pasował) i powlókł się w stronę wejścia do domu. Czuł się jakby jego umysł zasnuła mgła. Wszystkie czynności wykonywał odruchowo, a jego ciało prosiło już tylko o osiem godzin nieprzerwanego snu.
- Wróciłem. - powiedział, przekraczając próg. Mimo otępienia spowodowanego stresem i przemęczeniem, natychmiast zdał sobie sprawę, że Julia wróciła przed nim. Rzucił swoją torbę tuż za drzwiami i ruszył na poszukiwania. Gdy ją ujrzał, uśmiechnął się. Podszedł, objął ją w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował lekko w szyję. - Wróciłem... - powtórzył cicho, zamykając oczy i opierając czoło na jej ramieniu. Mimowolnie wyrwało mu się westchnięcie, w którym zmęczenie mieszało się z ulgą i zadowoleniem. Chciał, żeby ta chwila trwała już zawsze. Teraz nic się nie liczyło, wszelkie nieporozumienia między nimi odpłynęły w niebyt, była tylko ona, jej zapach i kojące ciepło jej ciała.
Nie mogło to jednak trwać wiecznie. W końcu ją puścił i odsunął się. Jej ton głosu, gdy proponowała kawę, nieco go otrzeźwił. Żył już z nią na tyle długo, że rozpoznawał go prawie bezbłędnie. Uniósł lekko brwi, a potem je zmarszczył. - Coś się stało? - zapytał, spoglądając na nią z uwagą.

Julia Crane
powitalny kokos
cukier0177
brak multikont
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Ratował życie. Pamiętała jakie było to dla niej niesamowite. Zjawił się w jej życiu ktoś, kto odpowiadał za równy rytm czyjegoś serca. Dla Julii brzmiało to niemal jak poezja, zresztą dla niej wszystko brzmiało jak liryka. Dopiero razem z randkowaniem przyszły ciemne strony tego zawodu – ciągłe bycie pod telefonem, przerywanie interesującej konwersacji w połowie, niepokój. Tak bardzo bała się, że kiedyś po prostu nie wróci, bo dorwie go jakiś szaleniec albo w ferworze walki o czyjeś zdrowie zapomni o swoim bezpieczeństwie. Ten niepokój niemal wypełniał jej płuca i sprawiał, że dusiła się, choć to było fizycznie niemożliwe.
Dopiero z czasem przywykła i nauczyła się puszczać go wolno, dawać mu tę nieograniczoną przestrzeń, bo mimo wszystko wiedziała, że kochał to co robi. I kochał ją, ale nie mógł zrezygnować z bycia ratownikiem. Tak jak i ona nie mogła przestać być malarką i dj-ką, choć właśnie otrzymywała sowity rachunek za swoją lekkomyślność i przywiązanie do klubu.
Na razie jednak miała szansę to wszystko naprawić, a gdy poczuła jego bliskość, uśmiechnęła się lekko. To była miła odmiana po walkach, kłótniach i awanturach, coś do czego Julia Crane mogła przywyknąć i czego łaknęła. Przymknęła ciężkie powieki, które również domagały się snu i rozkoszowała tymi sekundami przed burzą, gdy powietrze już zaczynało się zmieniać, ale jeszcze nie grzmiało.
Gdyby mogła, zatrzymałaby tę chwilę jak na fotografii, by potem powracać do niej bez końca. Chciała go, tej ich idylli, ale musiała powiedzieć mu prawdę.
Ta nagła myśl przebiła ją niemal jak sztylet i sprawiła, że wyprostowała się znacznie wcześniej niż usłyszała jego zaniepokojony głos. Mogła podać mu kawę, a mogła wyznać mu prawdę. Wybrała opcję drugą unikając jego wzroku.
- Całowałam się z klientem – to było kłamstwo, bo przecież żadnego klienta nie było, ale tym razem wiedziała doskonale co robi. Gdyby tylko wymieniła właściwe nazwisko to Jayden mógłby chcieć wymierzyć sprawiedliwość, a wtedy… Nie zniosłaby jego utraty, więc musiała go bronić za wszelką cenę. Wybrała więc mniejsze zło mówiąc mu o swoim złym uczynku, zresztą chyba nieważne było z kim zgrzeszyła, a sam fakt, że to zrobiła. – Tylko się całowałam – uściśliła. – Byłam na ciebie wściekła i nie powinnam, ale stało się – nic samo się nie stało, to ona zrobiła, ale czuła, że w ten sposób usiłuje się wybronić przed jego gniewem, zazdrością i niepewnością.
Mimo wszystko przecież chciała trwać w tym małżeństwie, choć wszystko wokół zaczynało się walić, łącznie z jej pracą.

Jayden Turner
ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Wyleczyć - czasami, ulżyć - często, pocieszyć - zawsze.
Jak to się stało, że dając sobie nawzajem tyle przestrzeni i wolności, czuli się tak bardzo spętani i uwięzieni? Tak jak ona godziła się na ryzyko związane z jego pracą, tak samo on starał się nie ograniczać jej jeśli chodzi o klub. Osobiście uważał, że to jej szkodzi. Martwił się. Przez pewien czas z tego powodu nawet odbierał ją z pracy. Ostatecznie doszedł jednak do wniosku, że nakładana przez niego presja tylko pogarsza sprawę, więc odpuścił. Próbował, na ile miał czas, wspierać ją jeśli chodzi o sztukę. Miał nadzieję, że w końcu porzuci Shadow na rzecz malarstwa. Nic to jednak nie dawało, ta ciemność wzywała ją raz po raz, nie znikała niczym plama na białej koszuli, której nie da się doprać. Potem pogodził się z tym, liczył, że ta plama wypłowieje wraz z mijającym czasem. Dotąd jakoś radziła sobie bez niego, była mistrzynią przetrwania. Może naprawdę tego potrzebowała? Może wystarczy, że będzie zacisznym portem, do którego zawsze mogła wrócić? Odpocząć po wojażach, naprawić burty, załatać żagle? Chciał być kimś takim dla niej, nawet jeśli wiązało się to z nerwami i cierpieniem. Był gotowy poświęcić wiele, za bardzo ją kochał, żeby było inaczej.
Jej wyznanie spadło na niego jak grom. Najpierw na jego twarzy odmalował się szok, później ból. Następnie przyszło zmęczenie. Potworne zmęczenie gniotące go jak głaz, który ktoś nagle zrzucił mu na ramiona. Odwrócił się bokiem, pochylił głowę jak ktoś bardzo stary. Oparł jedną dłoń na biodrze, drugą zaczął miarowo masować nasadę nosa, jakby niespodziewanie złapał go silny ból. Tak zresztą było, czuł jakby coś rozdzierało go od środka. Jego ciało przebiegł dreszcz, dłoń zadrżała. Trwał jednak w niezmienionej pozycji przez długą chwilę, zastanawiając się jak zareagować. Targały nim sprzeczne emocje. Czy była między nimi zazdrość? O dziwo, z jakiegoś powodu nie. Dominował smutek oraz złość. Złość nie na nią, ale na to jak wygląda ich życie...
Przez głowę przechodziły mu różne pytania oraz oskarżenia. Kilka takich, które miały zranić. Sprawić, aby poczuła się tak samo źle jak on teraz. Zacisnął jednak zęby i odrzucał je jedna po drugiej. Był zmęczony, potwornie zmęczony.
Uniósł spojrzenie, kierując je ponownie na Julię i zadając tylko jedno pytanie: - Żałujesz tego?

Julia Crane
powitalny kokos
cukier0177
brak multikont
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Spodziewała się głównie krzyku, rozpaczy, nawet pretensji wycedzonych między zębami, ale nie tego. Mogła stwierdzić z całą pewnością, że właśnie ta obojętność ją codziennie zabijała. Powoli, metodycznie i zimno. Jej charakter, temperament domagał się ujścia, rozładowania, a Jayden oferował jej ciszę i spokój. Niegdyś sądziła, że to wypali, że te przeciwieństwa sprawią, że się dogadają. Miał być Itaką, jej twierdzą, przystanią. Miał być, ale nie był. Ta myśl sprawiła, że zadrżała bardziej. Nie z powodu jego całkiem słusznego pytania, ale przez to, że musiała stanąć przed nagą prawdą.
Ich związek się nie sprawdzał, a ta zdrada nie była problemem. Ona była jedynie symptomem choroby, który trawił ich już od dłuższego czasu. Nie potrafiła żyć z kimś tak obojętnym.
- Tyle masz mi do powiedzenia?! – wrzasnęła sama i podeszła do niego bliżej. – Do cholery, krzycz, wyzwij mnie od kurew, zacznij dopytywać kto to był! Niech ci choć raz na mnie zależy! – krzyknęła.
Nie była sprawiedliwa w swoich osądach, to wiedziała na pewno, ale od pewnego czasu mąż ją irytował, denerwował, sprowadzał na nią niepokój. Nie umiała tego przerwać, bo trzymała ją u jego boku przysięga i dziwne uzależnienie, ale jednocześnie jego pytanie zbijało ją z pantałyku. Czy żałowała? Przypominała sobie namiętne pocałunki, flirt, szybsze krążenie krwi. Wówczas czuła, że naprawdę żyje i coś w jej życiu ma szansę się zmienić.
Po przekroczeniu progu tego domu czuła właśnie to zmęczenie i zniechęcenie, zupełnie jakby w ścianach zagipsowana była monotonia i to podłe stwierdzenie póki śmierć was nie rozłączy.
Może popełniła błąd, że nie powiedziała mu od razu o swoim przywiązaniu do zmian, do nowych znajomości? A może naprawdę wówczas wierzyła, że da radę się zmienić?
Wiedziała na pewno, że nie ma siły odpowiadać na jego pytanie, a co gorsza, rozumiała, że brak odpowiedzi jest dla niego wystarczającą odpowiedzią.
- Chciałam, żebyś ty pożałował – powiedziała w końcu. Ostro, za zimno, za bezczelnie, ale naprawdę chciała poczuć, że mu zależy i że nie będzie już tym samym spokojnym Jay’em. Niegdyś ta cecha sprawiła, że ją uratował. Teraz zaś czuła, że dosłownie tonie w małżeństwie z nim.

Jayden Turner
ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Wyleczyć - czasami, ulżyć - często, pocieszyć - zawsze.
Był przyzwyczajony do jej wybuchów. Nie raz i nie dwa ich doświadczał. Zawsze były gwałtowne jak wzburzone morze, uderzały mocno niczym fale. Zawsze starał się na nie nie odpowiadać, nawet jeśli sam czuł gniew. Dawał Julii się wyżyć, wyrzucić z siebie te emocje, poradzić sobie z nimi na swój sposób. Sam jednak również musiał to przetrwać, więc zazwyczaj zamykał się, odcinał na moment gdy najgorsza zawierucha przeminie. Nigdy jednak te sytuacje nie spływały po nim całkowicie, zawsze zostawiały po sobie cierń. To bolało, ale było do zniesienia. Był w stanie przeczekać, a potem spróbować zaoferować rozmowę i bliskość. Nie zawsze się to udawało, czasem ich starcia pozostawały nierozwiązane, zepchnięte gdzieś na bok i zapomniane. Do czasu, ponieważ wciąż się piętrzyły, grożąc zawaleniem. I chyba nastał ten moment, gdy kolejna kropla przelała czarę.
Jak zwykle wysłuchał jej zarzutów w absolutnym milczeniu, jednak napięte mięśnie i ostre spojrzenie którym ją obdarzył były znakiem, że coś się zmieniło. Był potwornie zmęczony, przed chwilą dodatkowo dowiedział się, że jego ukochana go zdradziła. A teraz...
Wziął głęboki oddech, starając się z całych sił zachować chociaż minimum spokoju. - A co mam niby powiedzieć? - warknął. - Mam sobie ulżyć twoim kosztem? Coś to zmieni? Sprawi, że czas się cofnie, a ty zrezygnujesz z przelizania się z jakimś dupkiem w tej melinie którą tak uwielbiasz? - z każdym słowem mówił coraz głośniej. Teraz on zrobił krok do przodu, spojrzał na Julię zimno. Prawdopodobnie pierwszy raz widziała go w takim stanie. Zresztą nie tylko ona, chyba nikt tak naprawdę nie widział jeszcze jak ten spokojny facet wybucha. - Co mnie obchodzi kto to był?! Mam to w głęboko dupie! A wiesz dlaczego?! Zastanowiłaś się nad tym chociaż raz?! - teraz już krzyczał. Wszystkie mięśnie miał napięte prawie do bólu. Jedynie jego twarz wyrażała wyłącznie czyste cierpienie, jakby właśnie rozdrapał ropiejącą od dawna ranę.
Nie dał jej czasu na odpowiedź. - Bo cię kocham, do kurwy nędzy!! Liczysz się tylko ty, tylko to co TY robisz, tylko to co TY chcesz, tylko to co TY czujesz!! - odwrócił się, Przez kilka sekund miotał się po pokoju, nie wiedząc co z sobą zrobić. W końcu złapał najbliższy mebel (trafiło na stolik kawowy) i w furii miotnął nim o podłogę. Szklany blat rozpadł się na kilka części. Następnie ponownie ruszył w stronę Julii. - Jestem cholernym kretynem. Myślałem, że to wystarczy. Łudziłem się, że kiedyś pokochasz mnie tak bardzo, jak ja ciebie. A ty oświadczasz, że mnie zdradziłaś, żeby... Żeby co?! Sprawdzić czy mi zależy?! Napawać się moim cierpieniem?!! - złapał za resztki stołu, w celu usunięcia ich z drogi. Był wściekły, nieuważny i działał w pośpiechu, więc oczywiście w końcu musiała polać się krew. Zaklął głośno. Cofając się, ochlapał podłogę swoją krwią. Złapał się za dłoń i ścisnął, krzywiąc się.
Gwałtowny fizyczny ból sprawił, że otrzeźwiał. Odwrócił się tyłem, zgarbił. Jego ramiona przeszedł dreszcz. Zdawał się zmniejszać, marnieć w oczach. Gniew odszedł równie szybko, jak przyszedł. Został tylko żal.
- To ci się udało. Żałuję. - odparł obojętnym głosem na jej stwierdzenie, po czym ruszył w stronę kuchni i zlewu, znacząc drogę czerwonymi kroplami.

Julia Crane
powitalny kokos
cukier0177
brak multikont
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Wielokrotnie sobie wyrzucała, że nie umie być bardziej zaangażowana. Odpowiedź na to znała. Wiedziała, że swoje serce zostawiła dokładnie podczas wypadku z którego jej uratował. Nie chciała wtedy żyć, bo ktoś najbliższy wbił jej nóż prosto w łopatki i choć udało się jej fizycznie pozbierać, na psychice pozostała ogromna zadra. Sądziła, że kiedyś uda się jej wyleczyć tę ranę i to będzie moment w którym w pełni poświęci się małżeństwu i rodzinie. Była na to gotowa.
Tyle, że ten moment nigdy nie nadszedł i choć uwielbiała z Jay’em spędzać czas i czuła się szczęśliwa w jego obecności to wiedziała, że nie wywołuje u niej tego dreszczu niepewności co tamten on. Dla niej po części było to przekleństwo, bo została sama, z myślami o innym mężczyźnie, uwięziona w małżeństwie z kimś, kto nie wzbudzał u niej podobnych emocji.
Niegdyś malowała sporo. Obecnie zaś poprzestała, zupełnie jakby świadomie rezygnowała z tamtej siebie na rzecz domu i rodziny. Której jednak nie potrafiła docenić i to sprawiało, że ciągle żyła w poczuciu winy. Pragnęła, mocno chciała być częścią jego bajki, a mogła oferować mu jedynie falsyfikat uczuć.
Nie była szczera i przez to zagubiła się zupełnie w gniewie. Ten zaś pulsował w jej skroniach i sprawiał, że miała ochotę go spoliczkować mimo, że jego słowa były prawdziwe. A może właśnie dlatego?
- To nie jest moja wina, rozumiesz? Myślisz, że nie chciałabym…? – ale nie skończyła, bo wiedziała, że gdy przyzna się do tego, że ma rację i go nie kocha, ich małżeństwo legnie w gruzach. Po części wolała to zawieszenie, nawet jeśli doprowadzało do niespotykanej wcześniej agresji w wykonaniu Jaydena. Liczyła na takie emocje, bo zabawne, ale tylko w takich rejestrach – krzyku, pogardy i wzajemnych pretensji – umiała się odnaleźć. Nikt jej nie zaprogramował na małżeńskie szczęście, cierpliwość i wzajemne porozumienie.
To ona była zepsuta i właśnie to stwierdzenie kołatało się w jej głowie, więc po raz kolejny wybrała atak.
- Poza tym słyszałam, że masz bliskiego kolegę, więc z tym kochaniem bym nie przesadzała – to było zbyt obelżywe, więc musiała przełknąć to za pomocą nikotyny. Zapaliła papierosa i przez chwilę wdychała milion substancji, które zabijają ją i tak wolniej niż wściekły Turner.
Albo stół. Okruszki szkła przypominały ostry deszcz, a ona krzyknęła, choć niepotrzebnie. Akurat Julia była cała, tylko papieros wypadł z jej karminowych warg i patrzyła na swojego męża z wyraźnym przerażeniem. Czy nie tego oczekiwała? Emocji, krzyku, złamanego serca?
Najwyraźniej wiele prawdy było w stwierdzeniu, by uważać o co się prosi, bo zaczęła trząść się ze zwykłego strachu, a gdy Jay minął ją, podążyła za nim jak cień przydeptując obcasem niedopałek papierosa. Tak, na tej ich bajecznie drogiej podłodze, która emanowała rodzinnym ciepłem. Przynajmniej tak zachwalał producent, bo jak na razie została upstrzona plamkami krwi i tworzyła raczej smętny obraz małżeńskiej kłótni.
- Daj tę rękę – poprosiła, gdy znaleźli się przy zlewie. – Wiem, że mnie nienawidzisz, ale daj mi tę rękę! – powtórzyła i niemal mu rozkazała. Mogła go zdradzać, zamieniać ich małżeństwo w kpinę, ale nie zamierzała dopuścić do jego zakażenia.
Nawet jeśli należało mu się za zniszczenie tego pieprzonego stołu.

Jayden Turner
ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Wyleczyć - czasami, ulżyć - często, pocieszyć - zawsze.
Więc czemu tego po prostu nie powiedziałaś? Czemu nie powiedziałaś, że to nie twoja wina, że chciałabyś to cofnąć?!, przeszło mu przez myśl. Nie powiedział tego jednak na głos, był zbyt wzburzony. Porwała go fala emocji nad którą przestał panować, w jego umyśle szalał huragan i porywał wszystko ze sobą. Przez chwilę nie był racjonalny, nie zastanawiał się nad tym co robi i dlaczego to robi.
Dlatego gdy usłyszał kolejny zarzut skierowany w swoją stronę, szczególnie tak irracjonalny, spowodowało to u niego jeszcze większy gniew - za co zapłacił nieszczęsny stolik. Potem wszystko potoczyło się już szybko. Rozcięta ręka pulsowała bólem, Choć tak po prawdzie było to nic w porównaniu do tego, jak cierpiała aktualnie jego dusza. Czuł jakby ktoś rozdarł ją na pół i odrzucił za siebie jak śmieć, a jemu pozostało tylko ją podnieść i spróbować jakoś sklecić w jedną całość. Do tego to spojrzenie Julii... Zobaczył w nim strach, co zabolało go jeszcze dotkliwiej. Nie był w stanie jednak już nic z tym zrobić. Po prostu minął ją bez słowa. Czuł, że właśnie przekroczył jakąś granicę i nie ma już drogi powrotnej. Coś między nimi pękło.
Pochylił się nad zlewem, pozwalając, aby krople krwi swobodnie do niego spadały. Wpływ adrenaliny powoli mijał, więc ręce trzęsły mu się z każdą chwilą coraz bardziej. Miał tak od zawsze. W ferworze walki potrafił zachować zimną krew, znosił wszystko bez zająknięcia, a gdy już wszystko minęło, zaczynał dygotać jak dzieciak.
Gdy Julia podeszła do niego, w pierwszym odruchu oczywiście odtrącił jej pomoc. Było to głupie i dziecinne z jego strony, podyktowane resztkami tlącej się w nim złości. Jednak przy drugiej prośbie, a raczej rozkazie, uległ. Pozwolił się dotknąć, obejrzeć ranę czy cokolwiek tam sobie życzyła zrobić. - Wszystko co potrzebne mam w torbie. Leży w przedpokoju. Mogłabyś mi ją przynieść? - powiedział spokojnym tonem, spoglądając z uwagą na ranę. Gdy dostał w ręce swój ekwipunek, pierwsze co zrobił, to wytarł krew czystą gazą (lub pozwolił zrobić to Julii). Oględziny wykazały, że szycie raczej nie będzie niezbędnie konieczne. Wolał uniknąć pogotowia i tłumaczeń przed znajomymi z pracy, w jaki sposób rozorał sobie tak pięknie łapę w środku nocy...
- Przepraszam za to, co powiedziałem. - rzucił nagle, nie podnosząc spojrzenia. Nie uściślił za co przeprasza konkretnie, nie próbował nic więcej tłumaczyć. Po prostu stał nieruchomo, w ciszy, gdy małżonka zajmowała się efektem jego niedawnych nerwów, tj odkażała, oczyszczała i opatrywała. Jedynie mocniejsze marszczenie brwi zdradzało momenty, gdy zabolało go mocniej.

Julia Crane
powitalny kokos
cukier0177
brak multikont
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Od pewnych rzeczy nie było odwrotu, a jednak nadal wkładała rękę prosto do pieca nie obawiając się, że może się sparzyć. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że jest jedną z tych poszukujących adrenaliny za wszelką cenę. Nie było niczego przyjemniejszego niż możliwość ogrzania się przy ognisku, a jednocześnie uniknięcie oparzenia. Tym razem jednak nie upiekło się jej. Poprawka, tylko jedna rzecz mogła sprawić, że Julia Crane odejdzie od awantur, wojen i zejdzie z poziomu wysokiego C w swoich wrzaskach. Tym czymś była świadomość, że kogoś skrzywdziła. Być może wydawała się nie mieć serca, ale nie umiała z premedytacją zadać bólu. Dla postronnych robiła to bezustannie, ale przecież nigdy nie było to świadome.
Wystarczyło zaś spojrzeć w oczy swojego męża, by zrozumieć, że popełniła błąd. Nie musiała informować go o tym pocałunku. To był jej grzech i ona powinna go nieść ze sobą jako brzemię. Tymczasem beztrosko zrzuciła to na ramiona Jaydena, po ciężkiej nocy, po nieodratowanym (zapewne) przypadku. Mogła klęknąć na podłogę i błagać go o przebaczenie, ale na to była zbyt dumna. I tak naprawdę samego pocałunku nie mogła żałować.
Być może dla Turnera on coś znaczył, ale dla Julii był tylko zakończeniem flirtu, który nie prowadził donikąd. Była to gra przy papierosie, ot, coś o czym miała zapomnieć dużo wcześniej niż o krzyku Jay’a. Tak, wiedziała, że ją kocha i że codziennie zmaga się z jej obojętnością, a ona u kogoś tak żywiołowego jak Crane raniła niczym nóż.
Niczym szkło, które teraz ich otrzeźwiło i sprawiło, że po raz pierwszy od dawna go posłuchała i poszła po torbę. Nie znała się praktycznie wcale na pierwszej pomocy, ale umiała oczyścić powierzchowną, choć obficie broczącą krwią ranę, a potem założyć opatrunek.
To on zawsze pierwszy przepraszał, więc teraz zacisnęła dłoń na jego nadgarstku, gdy powiedział te słowa. Nie powinien. To nie on zamienił poranek w absolutną katastrofę.
- Nie ty masz przepraszać – odpowiedziała więc stanowczo, patrzyła głównie na jego zabandażowaną dłoń, nie zaś w oczy. Bała się, że po raz kolejny zobaczy w nich gniew i przedziwną pustkę. – Ten pocałunek… To nic nie znaczyło i więcej się na pewno nie powtórzy – tego była pewna.
Jak i faktu, że w ich małżeństwie działo się absolutnie źle, ale tego nie powiedziała. Nie, gdy jeszcze wiązała w supełek bandaż na jego ramieniu. – Na pewno nie wymaga to szycia? Może powinieneś to sprawdzić? – upewniła się i sama sobie pluła w brodę, bo przecież do cholery, to była jej wina.
Wszystko to była jej pieprzona wina i to ona nie potrafiła go pokochać tak jak na to zasługiwał.

Jayden Turner
ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Wyleczyć - czasami, ulżyć - często, pocieszyć - zawsze.
To nie pocałunek był problemem. Owszem, informacja o tym zabolała, ale nie było to nic czego nie byłby w stanie puścić w niepamięć. Bardziej zabolało to, że chciała go tym skrzywdzić - a przynajmniej tak to zabrzmiało. Pierwszy raz realnie odczuł atak z jej strony i to zraniło go najbardziej. Szczególnie, że czuł, że nie zasłużył na aż tak okrutną karę. Nie rozumiał co zrobił na tyle źle, że jego ukochana chce się na nim mścić. Do tego te żądania, aby i jej zadał ból, chociaż wszystko w nim się temu sprzeciwiało. W końcu jednak coś pękło, zadziałał na przekór swojej naturze. Wyrzucił z siebie cały kumulujący się w nim gniew i poczucie niesprawiedliwości, cały ten syf który gromadził w sobie i z którego obecności nawet nie zdawał sobie sprawy.
Czy poczuł się po tym lepiej? Nie, stanowczo nie. Czuł się brudny, czuł odrazę do samego siebie, wstydził się tego, poczucie winy przygniatało go jak głaz. Kochał Julię tak bardzo... A jednocześnie zdał sobie właśnie sprawę, jak to małżeństwo go zmienia. Jak bardzo go niszczy. W jakim stopniu wyciąga z niego to, co najgorsze i prowokuje do robienia rzeczy i wypowiadania słów, które będą go później prześladować. A on przyjmował tę truciznę, przywykł do tego, że powoli go zabijała i miał nadzieję... No właśnie. Na co miał nadzieję? Sam już nie wiedział. Wszystko co mu się nasuwało, brzmiało teraz tak bardzo naiwnie...

Gdy Julia powiedziało to, co tak bardzo chciał usłyszeć, uniósł głowę i spojrzał na nią. W jego oczach nie było gniewu, nie było pustki. Jedynie nowa nadzieja, wymieszana z cierpieniem. Przyciągnął ją do siebie i przytulił, objął ciasno ramionami, jakby chciał, aby stopili się w jedną całość. Był gotowy jej wybaczać, raz po raz, niezależnie od zadanych ran, na okrągło, ciągle, ile będzie potrzeba... Wiedział, że to beznadziejne i żałosne, ale nic nie mógł poradzić na to, że zawsze chciał dać im tę jeszcze jedną szansę. Kochał ją zbyt mocno, zbyt beznadziejnie, zbyt rozpaczliwie. Nie był w stanie odpuścić. Był uzależniony od tego związku jak narkoman od prochów. Co by się nie działo, jedyne czego pożądał, to kolejnej działki.
- Pierdolę szycie, zrośnie się. - wymruczał jej w ramię. Powoli się uspokajał i zmęczenie znów zaczęło dawać znać o sobie. Zamknął oczy i mimowolnie, powoli, zaczął odpływać w półsen.

Julia Crane
powitalny kokos
cukier0177
brak multikont
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Chciałaby opowiedzieć mu wszystko. O tym jak gwałt nakazał jej uciec z rodzinnego domu. O tym jak sięgała po narkotyki dostarczane jej swojego czasu przez Nathaniela i jak potem miała u niego dług wdzięczności, który skończył się graniem w Shadow. Nareszcie o tym jak kilka lat usiłowała założyć normalną rodzinę i zakończyło się przedwczesnym porodem i stratą jej córeczki. Mimo wszystko jednak milczała, bo nie chciała, by widział ją w ten sposób. Była zbyt grzeszna i szczerość przez to stanowiła dla niej mur, który nigdy nie pokonała. Całe to małżeństwo oparte było na tym, że o wielu rzeczach mu nie mówiła, bo była przekonana, że nie przyniesie to żadnego pożytku.
Miała rację, ale to tylko sprawiało, że była w tym związku coraz bardziej samotna. Gdy zaś powrócił Adam i powoli zaczynał mieszać jej w głowie, czuła, że się rozpada. Nie chciała mu ulec, pragnęła zachować ten związek w jednym kawałku, a jednocześnie miała wrażenie, że w przeciwieństwie do jej stosunków z mężem, tam nie musi niczego udawać. Kochanek – który jeszcze nie był kochankiem – miał tę przewagę, że nie musiała przed nim niczego udawać. Może i ich związek był bolesny, ale przynajmniej był stuprocentowo szczery i to bolało ją najbardziej.
Mimo wszystko jednak nie zdobyła się na to, by przybliżyć Jaydenowi to przez co obecnie przechodzi. Oszczędzała mu bólu i niepewności, która nią targała, zwłaszcza gdy doprowadziła ich na skraj poprzez poranną kłótnię. Powinna unikać jego spojrzenia, bo była winna jak cholera, ale patrzyła mu prosto w oczy i łudziła się, że wszystko będzie dobrze.
Przetrwają ten kryzys i zacznie go kochać tak jak na to sobie zasłużył. Frazesy, puste słowa, ale wierzyła w nie święcie, bo inaczej już wyszłaby z tego domu i przepadła na dobre. Miała skłonność do tego typu ucieczek i wiedziała, że wystarczy zaledwie moment i ta ewakuacja stanie się rzeczywistością.
Stała jednak i pozwoliła mu się tulić. Ba, sama wbiła paznokcie w jego ramiona w zaborczym geście, ale była do niego przywiązana. Nie umiała pozwolić mu na odejście i teraz czuła to wyraźnie. Krzywdziła go – jak zwykle, zresztą – a jednocześnie stanowiła dla niego narkotyk.
- Zaraz mi zaśniesz… a nie utrzymam cię – zaśmiała się cicho, nieco niewłaściwie jak na całą tę sytuację. – Idź spać, proszę – mruknęła, a jej usta znaczyły jego skroń pocałunkiem, zdradzieckim niczym ten Judasza.
Bo wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała wbić mu nóż prosto w serce.

Jayden Turner
ratownik medyczny — Lorne Bay Fire Station
39 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Wyleczyć - czasami, ulżyć - często, pocieszyć - zawsze.
Chciałby, żeby mu opowiedziała. Chciałby, żeby się przed nim otworzyła. A przede wszystkim chciałby poznać ją lepiej. Poznać jej przeszłość i teraźniejszość, aby mogli oboje zainwestować w ich wspólną przyszłość. Chciałby wiedzieć o czym myśli, czym martwi się tak naprawdę, czego się obawia. Chciałby, żeby byli w stanie pomóc sobie nawzajem. Ale to nie było możliwe, z różnych powodów - z czego nie zdawał sobie sprawy. On tylko chciał ją kochać, być z nią, być najlepszą wersją siebie dla niej i tylko dla niej.
Teraz jednak był zmęczony i to zmęczenie zasnuwało jego umysł jak mgła. Wspomnienia i myśli zatracały swoje kontury, robiły się rozmyte i miękkie. Nawet bolesne pulsowanie rany na dłoni zdawało się przytłumione, jakby doświadczał go ktoś inny. Jednak Julia była wciąż namacalna i rzeczywista, a jej głos wyrwał go ze stanu półświadomości, w który gdzieś w międzyczasie odpłynął. Zamruczał coś niezrozumiałego pod nosem, ale po chwili puścił ją. - Porozmawiajmy jutro na spokojnie. - powiedział, ruszając ciężkim krokiem w stronę sypialni. Dobrze, że wziął prysznic jeszcze w remizie. Dzięki temu, jak doszedł w stronę łóżka, mógł po prostu paść na nie jak kłoda. Zdjął tylko wcześniej buty. Sen przyszedł prawie natychmiast jak tylko jego głowa dotknęła miękkiego materaca. Rozluźnione mięśnie twarzy uwidoczniły kilka nowych zmarszczek w kącikach oczu.

Julia Crane
powitalny kokos
cukier0177
brak multikont
ODPOWIEDZ