była policjantką — jest właścicielką winnicy
28 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
My soul hit the floor and it hurt to the core
And I didn't have nobody to tell
Nieświadoma niczego, weszła do recepcji, stukając obcasami o marmurową posadzkę. Tragarzowi, który przywiózł jej walizki, podziękowała przelotnym skinieniem głowy. Były dwie. Jej życiowy problem polegał na tym, że nigdy nie potrafiła zapakować się w jedną. Odebrała klucz do pokoju, ale zanim się do niego wybrała, postanowiła wybrać się do sklepu. Mini barki w pokojach bywały kosztowne, ale to nie było powodem jej wizyty. Nie posiadały czegoś w czym z rozkoszą moczyła usta. Co paliło jej gardło, powoli spływając wzdłuż przełyku. Hotelowe whiskey jednym słowem można było porównać do sików. Nawet jeśli były to bardzo drogie siki. Udało jej się dopaść sklep przed zamknięciem. Może gdyby wybrała się do niego zaledwie dziesięć minut wcześniej, uniknęłaby dwóch rzeczy. Pierwszą było brzydkie przekleństwo w hotelowej sieni, kiedy zorientowała się, że zostawiła portfel przy kasie. Drugą było kolejne, brzydkie przekleństwo w hotelowej sieni, kiedy przypomniała sobie, że miejsce już od pół godziny stoi zamknięte, a ona była tam ostatnim gościem.
Widząc jej grymas na twarzy, tragarz bez słowa zajął się walizkami. Postanowił przejść do realizacji sześć minut i trzydzieści sekund później, bo tyle sądził, że wystarczy do powrotu tego miłego uśmiechu, którym przywitała go godzinę wcześniej. Ludzie jednak czasami po prostu nie mają wpływu na swoje pomyłki, gdyż w najbardziej niespodziewanym momencie, pojawiają się czynniki z zewnątrz. Na przykład takie jak widok półnagiego, owiniętego jedynie w ręcznik mężczyzny, po otwarciu drzwi. Tragarz się nie mylił. Grymas ustąpił w zaledwie ułamek sekundy, ale na jego miejsce pojawiła się mieszanina szoku i niedowierzania. Jak. To. Możliwe.
- Na podstawie kawałka plastiku z dwiema cyferkami twierdzisz, że to Twój pokój? - zapytała powoli, robiąc krok do przodu. To był przecież jej pokój. Chociaż w innych okolicznościach wcale nie miałaby nic przeciwko dzieleniu go z kimś kto tak wyglądał. - Ubiegając Twoją odpowiedź... To. Jest. Mój. Pokój - powiedziała powoli, przerywając swój monolog potrząśnięciem włosów. Wysunęła w jego stronę dłoń, w której dzierżyła kluczyk i z niewielkim zamachem rzuciła go w stronę intruza.

Dexter Wheatley
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
23 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie wiele pamiętał z poprzedniego dnia - wprawdzie w głowie zapadła mu kolejna awantura z ojcem, który po raz kolejny doprowadził do tego, że miał ochotę zniknąć. Co gorsza rozumiał jego punkt widzenia, ale miał odrobinę nadziei, że spojrzy na niego przychylniejszym wzrokiem kiedy dowie się, że w końcu wyszedł na prostą - kosztowało go to sporo czasu i wysiłku, a on jedynie skwitował, że sam sobie pozwolił na to by tak wyglądało teraz jego życie. Niezależnie już czy to była jego wina, że tak mu oceny na uczelni spospadały, że groziło mu najgorsze potrzebował tylko odrobiny zrozumienia z jego strony - chyba nadal był naiwny, że kiedykolwiek zmieni się coś na lepsze między nimi. Pomyłka za pomyłką, a on nie potrafił się z nich wyplątać przez ten cały dłuższy czas - chciał mieć czyste konto w oczach ojca ale nie wiedział czy to kiedykolwiek nastąpi. Tym bardziej, że wcale nie mógł zwolnić.
Nie miał czasu zatrzymywać się po drodze w swoim mieszkaniu - dał więc cynka Poppy, że zatrzymuje się na noc w najbliższym hotelu, a potem z rana będzie musiał jechać na spotkanie i dopilnować by wszystkie dokumenty zostały dostarczone do kancelarii. Chłopiec na posyłki, ale chwilowo musiał pogodzić się z tą rolą i tak nie chciał brać na siebie nic więcej - to nie tak, że brakowało mu ambicji, po prostu czasem bywało tak, że nie ze wszystkim wyrabiał. W końcu niedawno to młodsza siostra uświadomiła, że musi postawić sobie jakieś granice inaczej wszystko rozsypie się jak domek z kart. Odkąd miał swoje mieszkanie rzadko kiedy bywał w hotelach, ale teraz był do tego po prostu zmuszony - cała procedura zamawiania pokoju w mgnieniu oka i już miał do dyspozycji tylko dla siebie cztery ściany. Wyciągnął nawet telefon by jedną fotką na instragram pochwalić się gdzie akurat się znajdował - chwilę się nawet wahał, ale w końcu wcisnął ten jeden przycisk i fotka poszła. Przez chwilę wpatrywał się zmęczonym wzrokiem za widok za oknem, aż wreszcie postanowił wejść pod prysznic a po chwili ktoś zaburzył mu ten spokój, na który tak liczył.
Jakie było zdziwienie malujące się na jego twarzy kiedy przed drzwiami pokoju zobaczył drobną szatynkę z torbami. Całe szczęście, że zdążył się owinąć chociaż ręcznikiem, bo chyba spaliłby się totalnie ze wstydu tak paradować przed nią zupełnie bez ciuchów (w mieszkaniu jak nie ma Poppy to nawet mu się zdarzało hehe)
-To jak wytłumaczysz, że mam twój numer? - nie ukrywał zdumienia, sam bowiem był zaskoczony tą sytuacją. Czy był na tyle wkurwiony, że mógł wejść do obcego pokoju? Przecież to nawet nie jest możliwe, skoro są automatycznie zamykane -Chyba tobie musiało się coś pomylić... - podtrzymał sobie ręcznik bo już czuł jak nieco zsuwa mu się z bioder, ale szczerze nie miał ochoty teraz na szarpaninę z nieznajomą. Był za bardzo zmęczony na to -Jak chcesz to możemy wyjaśnić to w recepcji, albo... - zerknął na chłodzący się szampan wewnątrz pokoju -Napić się po kieliszku i zapomnieć o tym - wzruszył ramionami, posyłając kobiecie czarujący uśmiech.
Sole Trelawney
sumienny żółwik
avada kedavra
brak multikont
była policjantką — jest właścicielką winnicy
28 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
My soul hit the floor and it hurt to the core
And I didn't have nobody to tell
Zazwyczaj nie była osobą, której twarz wykrzywiała się w tak nienawistnym grymasie jak w obecnej chwili. Liczyła na to, że podczas tego pobytu zdobędzie szansę, aby oderwać od wszystkiego myśli i przez chwilę dryfować w przestrzeni dalekiej światu, w którym przystało jej żyć od przeszło roku. Owszem, byli ludzie, którzy mogliby stwierdzić, że nie powinna narzekać, ale to nie było miejsce do którego należała. Zerwała z nim jak z niechcianym nałogiem, wyprowadzając się przed laty i urywając większość kontaktów. Dopiero śmierć rodziców sprawiła, że opuściła tak długo trzymaną gardę i pozwoliła sobie wrócić na stare śmieci. Pech chciał, że jako jedyna z trójki rodzeństwa poczuwała się chociaż minimalnie do tego, aby przejąć rodzinną schedę, mimo że ten układ ani trochę jej nie pasował.
Niczego bardziej nie pragnęła od ucieczki. Każda cząsteczka w jej ciele rwała się do ulic u wylotu Lorne Bay, które prowadziły do lepszego świata, który poznała i pokochała wszystkimi swoimi atomami. Ale tkwiła tu, czując że choć tego nie chce, zapuszcza w tym miejscu korzenie, porasta mchem, a marzenia skrywają się pod grubą kopułą kurzu.
To miał być jej weekend. Z dala od plantacji. Bez rąk zaróżowionych od smagnięć wiatru i winnych witek. Bez ubrudzonej flanelowej koszuli i kieliszka, który ostemplował każde możliwe miejsce na sędziwym biurku w winnicy. Tylko ona, ogromne łóżko i wschody słońca zaglądające do pokoju przez balkonowe barierki.
Nie mogła jednoznacznie stwierdzić kto zawinił. Czy to był chłopak owinięty zaledwie ręcznikiem, czy wyraźnie zmęczony pracownik recepcji. I choć ze wszystkich sił pragnęła być wyrozumiała, coś w niej pękło, pozwalając żeby z ust polała się frustracja.
- No właśnie. Mój numer - powtórzyła kwaśno, przesuwając wzrokiem od ściany do ściany, usilnie próbując ominąć sylwetkę półnagiego chłopaka, który choć zakłopotany, nie wydawał się być aż tak wyprowadzony z równowagi jak ona. - Taki dostałam numer i taką dostałam kartę. Jeśli miałoby mi się coś pomylić to jak bym się tu dostała Sherlocku? To raczej pytanie do ciebie. Jak ty się tutaj dostałeś? - nie potrafiła dopuscić do siebie innej możliwości niż ta, w której ewidentnie spragniony przygód chłopak, postanowił wejść do środka przez balkon. Albo wentylację. Choć to raczej prawdopodobne było wyłącznie na filmach. - Uhm - była wyraźnie wewnętrznie rozdarta. Jednocześnie chciała całą tą farsę wyjaśnić, a z drugiej strony pragnęła mieć już to wszystko za sobą i napić się szampana. Albo czegokolwiek. - Możemy zacząć od szampana, a potem pójść to wyjaśnić. Mam za sobą napraaawdę kiepski dzień - zaproponowała, siląc się na uśmiech. Wcale nie chciała cały czas wyglądać jak wkurwiona zołza.

Dexter Wheatley
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
23 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się tak zmęczony jak teraz - każda najdrobniejsza rzecz sprawiała w nim ogrom wysiłku, jakby co najmniej kazano mu przeprowadzić wycieczkę wspinaczkową na najwyższy szczyt w warunkach zimowych. Najgorsze było to, że powoli przestawał odnajdywać siły aby walczyć ze swoim własnym przygnębieniem, które stawało się co raz bardziej widoczne, choć usilnie starał się być dalej tym wesołym chłopakiem, czerpiącym radość z życia - trochę ostatnio jednak podupadł i sam nie wiedział skąd się w nim to brało - ilekroć starał się ignorować to paskudne nastawienie jakie w nim narastało tym czuł jakby zwyczajnie zderzał się ze ścianą. I sam już nawet nie wiedział czy po prostu nie przesadzał, bo przecież nie wypadało głośno mówić o tym, że nic się nie chciało robić w ciągu dnia, prawda? Marzył zwyczajnie o chwili spokoju - gdzie nie będzie musiał zastanawiać się po jakiej stronie się opowiada - czy podobają mu się dziewczyny czy może bardziej chłopacy? Czy czeka go w przyszłym tygodniu jakiś turbo ważny egzamin z prawa, który znowu zważy na jego chwiejnej przyszłości - czy on naprawdę nie nadawał się kompletnie na te studia? Czy serio powinien skupić się wyłącznie na sporcie? Ta myśl nie dawała mu spokoju i każdego dnia wracała jeszcze bardziej go w tym wszystkim dołując. I co gorsza - czuł się taki....samotny.
Mógł się oczywiście zaszyć u siebie jak każdego wieczoru to robił, ale dzisiaj poczuł pierwszy sygnał, że musi coś zmienić - niemalże po omacku wybrał tę miejscówkę, chyba po raz pierwszy decydując się na samotne zamieszkanie w hotelu. Zmiana otoczenia powinna na chwilę oderwać od rzeczywistości - może jest to tchórzliwa ucieczka, ale potrzebował jakiejś zmiany. To była ta jedna decyzja, której nie chciał żałować - choć dziwnie czuł się, wkraczając samotnie do środka, niemalże będąc od razu zlustrowany przez wszystkich pracowników, którzy aktualnie znajdowali się przy recepcji - napięta atmosfera dopiero opadła gdy jego karta płatnicza została pomyślnie zaakceptowana i dostał wymarzone klucze do pokoju - na szczęście nie był rozkapryszoną gwiazdą, która potrzebowała największego apartamentu, wystarczył mu zwykły pokój. W którym po prostu położy się na łóżku i nie będzie musiał dosłownie nic robić - i kij już z tym, że dokładnie to samo mógł zrobić u siebie i pewnie wszyscy dookoła mieli by pretensje, że szasta swoimi pieniędzmi. No właśnie. To były JEGO pieniądze i mógł sobie z nimi robić co tylko chciał, prawda? Tym bardziej, że nie szedł na łatwiznę i ciężko pracował, w końcu coś mu się od tego życia należy, no nie?
Nieznajoma jednak zdawała mu się mieć jeszcze gorszy humor od niego - dalej próbował odszukać w myślach tę chwilę, w której szedł ciężkim krokiem, szukając swojego pokoju. Karta zadziałała i drzwi się otworzyły, dlaczego miałby podejrzewać, że ktoś inny zaraz mu tu wparuje?
-Muszę panią rozczarować, to niestety nie jest żadna zaplanowana akcja FBI - powiedział od razu, dalej trochę z tego wszystkiego żartując, bo dla niego autentycznie to nie był żaden problem. Oczywiście mógł ustąpić - tak by się zachował prawdziwy gentelmen, prawda? -Jestem za...rozumiem panią....mam tak samo...a raczej kiepski tydzień...miesiąc....w sumie cały rok - westchnął ciężko, przyznając się również do własnego średniego nastawienia do życia. Uchylił zatem bardziej drzwi by mogła wejść do środka - na szczeście nie zdążył zrobić większego bajzlu - nie miał też ze sobą walizki, bo nie zabawi tutaj przecież długo. Miała to być jedna noc, góra dwie. - Naprawdę chciałbym wiedzieć jakim cudem do tego doszło, że przydzielili nam te same pokoje... mruknął dalej będąc nieco zmieszany całą tą sytuacją, bo to chyba raczej nie jest jakieś powszechne w hotelach. Pierwsze co zrobił, to zniknął na chwilę by ubrać na siebie swoją koszulkę i spodnie od dresu by nie paradować tak przy nie znajomej prawie nagi. Po chwili wrócił a kobieta już szykowała im schłodzonego szampana -ale szczerze mówiąc w obecnej chwili nawet dobrze się składa, że nie będę upijał się sam... - posłał jej łobuzreski uśmieszek -A pani...co się stało, że zdecydowała się na noc w hotelu?....a właśnie, jestem Dexter dodał jeszcze, wyciągając w jej stronę rękę a drugą przejmując jednocześnie kieliszek z szampanem.
Sole Trelawney
sumienny żółwik
avada kedavra
brak multikont
była policjantką — jest właścicielką winnicy
28 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
My soul hit the floor and it hurt to the core
And I didn't have nobody to tell
Być może jeszcze rok temu, gdy zalewała ją szturmem niekończąca się frustracja, przeszłoby jej przez myśl kilka czarniejszych scenariuszy. Gdyby tylko znalazła chwilę by przysiąść w fotelu, wyciągnąć przed siebie nogi i przez chwilę zająć się tylko sobą, ale jej myśli wiecznie krążyłyby wokół winnicy, czasami stawiając kilka kroków na niezbadaną ścieżkę, którą wybrało jej rodzeństwo, zamiast opieki nad rodzinną schedą. Prawda była taka, że nawet jeśli chciałaby zrobić sobie krzywdę, najzwyczajniej w świecie nie miała na to czasu, będąv aniołem dla tych którzy ją opuścili. Nawet dla tych martwych. Raz nawet uśmiechnęła się, zderzając się z tym porównaniem. Nie miała ani skrzydeł, ani zadatków by stanąć w szeregi tych legendarnych postaci. Była zwykła.
Zupełnie jakby kolor jej włosów, bladość jej skóry i spojrzenie rzucane ukradkiem zza ramienia mówiły, że niczym nadzwyczajnym się nie wyróżnia. A jednak to ona codziennie rano przygotowywała w kuchni kolejno jajka po benedyktyńsku, tosty i kawę, na wszelki wypadek układając obok białą pastylkę aspiryny. Opiekowała się pracownikami plantacji i razem z nimi wybierała się na wzgórza porośnięte winoroślami. Przychodziła na na wieczorne zmiany do winnicy i do późnej nocy siedziała w dokumentach. Ale to wciąż nie było dość.
Przez jej głowę przebijała się sieć nierówno poskładanych myśli. Naderwanych strzępów, z których niewiele można było ułożyć, a na pewno nie wywnioskować gdzie popełniła błąd, który doprowadził ją do tego miejsca.
Człowiek który stał na przeciwko niej przez kilka długich chwil był po prostu drzazgą. Skrupulatnie skrytą pomiędzy głębszymi warstwami skóry.
zakamarkach pamięci.
Mogło być tak, że los przezornie, specjalnie trudził się, by na ich ścieżkach stawiać przeszkody. A czymże los, jeśli nie układem w gwiazdach? Westchnęła ciężko, przymykając na chwilę powieki, które ciężko opadły tworząc rzęsami cień na policzkach. Nie miała siły dłużej stawać okoniem. Chciała po prostu... Już sama nie wiedziała.
- Sole - powiedziała krótko, zaciskając wargi w wąską linię. - Pani mnie postarza. Nie jestem chyba aż tyle starsza, co? - zapytała, unosząc do góry jedną brew. Tak naprawdę nie chciała wiedzieć. Może lepiej było pozostać w tej słodkiej niewiedzy i cieszyć się (o ile to w ogóle możliwe) tym co postanowił zesłać im los? Na przykład tym szampanem, o którym tak żywo rozprawiali.
- Cały rok... - powtórzyła cicho, mimowolnie kiwając głową. - To zupełnie jak u mnie - kiepski rok, kiepski miesiąc, kiepskie całe życie. Czasami miała wrażenie, że kiepskie było wszystko od A do Z. Powoli wspomnienia z dawnego życia zdawały się zacierać w jej głowie, a na ich miejscu powstawały nowe. I wszystkie w tym samym miejscu. W Lorne Bay, którego nie cierpiała.
- Szczerze? Po prostu jednego dnia stwierdziłam, że rzucam ten bajzel i wyjeżdżam. Nie zajechałam co prawda daleko, a i od początku jak widać na drodze same problemy, ale musiałam się wyrwać - uśmiechnęła się lekko, czując jak pierwsze fale wkurwienia opuszczają jej ciało. - Chciałam pobyć sama ze sobą. Ale właściwie... Tak właściwie to większość czasu jestem sama, jeśli wiesz o czym mówię, a skoro masz tak samo gówniany okres to chyba wiesz. Więc... Może i masz rację. Może to dobrze, że nie upiję się sama, a jeśli miałabym przez to zrobić z siebie pajaca, wydzwaniając do rodzeństwa, które od roku ma mnie w dupie, to już wolę to robić przed tobą - tym razem uśmiechnęła się szerzej, ściskając jego dłoń, równocześnie drugą przechylając kieliszek w stronę ust. - A ty jaką masz wymówkę?

Dexter Wheatley
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
23 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Najgorsze w tym wszystkim było to przeszywające poczucie bezradności - im bardziej się starał zapanować nad tym na czym jeszcze mógł panować tym miał wrażenie, jakby obserwował z boku jak jego własny domek z kart rozpada się a on nie może nawet tego zatrzymać. Potrzebował czasu, którego absolutnie nie miał - ta nieustająca pogoń aby ze wszystkim zdążyć - od momentu gdy zaczynał się ranek, gdy tylko otwierał powieki zaczynała się ta sama gonitwa za tymi samymi sprawami, które ani drgały ku lepszemu. Co miał jeszcze zrobić by wyrwać się z tych sznurków codziennych obowiązków? Miał wrażenie, że czasem nie miał czasu by nabrać powietrza w płuca. Jedyne czego chciał to chwili spokoju - zanurzenia się we własnym świecie, odcięcia się od tego z czym tak usilnie walczył - ale nie potrafił.
Wiedział, że oszukiwał samego siebie, myśląc, że hotelowy pokój pomoże mu w czymkolwiek - chyba jedynie w tym, że jego portfel oczywiście stał się chudszy, pół wypłaty jaką dostał właśnie w cudowny sposób przepadła na jakże nietypową zachciankę poczucia jakiegoś luksusu bycia samemu w danej chwili - nawet nie we własnym mieszkaniu, co oczywiście dla niego byłoby o wiele tańszym sposobem. Potrzebował czegoś zupełnie innego, czegoś, czego jeszcze w sumie nigdy nie robił. W głowie musiał postawić w końcu jakiś warunek dla siebie samego - jeśli by miał liczyć na kogoś, to chyba tylko i wyłącznie w tej chwili na siebie: w grę absolutnie nie mógł na nikogo więcej aby nie narobić jeszcze więcej szumu wokół siebie.
- Nie śmiałbym pytać tak pięknej kobiety o wiek - sam nie wiedział skąd się zaczęły się wylewać z niego gentelmenskie zwroty, które trochę śmiesznie brzmiały z ust młodego szczona, który nagle miał do czynienia z na pewno starszą od siebie pięknością. W międzyczasie nalewał szampana do kieliszków ,jakby obydwoje w magiczny sposób przenieśli się na wytrawny bankiet, szkoda tylko, że on w ręczniku a ona nie była w pięknej wieczorowej sukni - Chciałbym wiedzieć, skąd się biorą te wszystkie problemy - wierz mi, Sole, naprawdę chcę stawiać im czoła, ale kolejna kłótnia ze starymi i rodzeństwem wcale mi tego nie ułatwia...sam nie wiem co już robię nie tak, że nie potrafię zdać kolejnego egzaminu z prawa i robię sobie kolejną poprawkę....a może po prostu jestem głupim leniem i wmawiam sobie to wszystko? - westchnął ciężko, otwierając swoje zielone oczy nieco szerzej kiedy ciemnowłosa zmaga się z podobnymi problemami, jedynie co zrobił to nie czekając na jakąkolwiek reakcję kobiety zwyczajnie wypił jednym chaustem prawie całą zawartość ledwo nalanego szampana -W dodatku pocałowałem przyjaciela jakiś czas temu i zaczęło mi się mieszać w głowie czy przypadkiem może nie skręcam z uczuciami w jedną stronę, ale chyba nie...bo nie chciałbym rozwiązywać kolejnego problemu - jęknął dzieląc się swoją wymówką z zupełnie obcą mimo wszystko dalej Sole, choć miał dziwne poczucie, jakby znali się całe życie.
Sole Trelawney
sumienny żółwik
avada kedavra
brak multikont
ODPOWIEDZ