lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Westchnęła cicho i przytknęła kciuk do skroni, bo na samą myśl o tej rozmowie rozbolała ją głowa. Nie czuła się najlepiej, ciągle gdzieś po jej ciele roznosił się ból przedwczesnych skurczów, na brzuchu miała pozapinane te wszystkie mierniki kontrolujące stan dziecka, sama była podpięta do kroplówki i czekała ją wizja spędzenia dłuższego czasu w pozycji horyzontalnej. A on nie chciał jej obiecać czegoś, co chciała, żeby jej obiecał… - Skoro tak, skoro bardziej zależy ci na mnie niż na dziecku to po prostu stąd wyjdziemy? Wiesz, że nie lubię leżeć, więc po co mam się męczyć? Co będzie to będzie, nie? No tak… może je odzyskam. Może w magiczny sposób drugi raz się uda, prawda? Swoją drogą mówisz o tym tak, jakby to, że ją odzyskało miało wymazać uczucie, które mi towarzyszyło, gdy myślałam, że ją straciłam. – przez nią, przez jej prace… jeśli teraz miałaby stracić dziecko znowu przez nią, bo jej mąż wybrał ją od niego… tak, to byłoby dla niej za dużo. I nie odzyskałaby go – I naprawdę myślisz, że chodzi o to, żeby ci dopiec? Właśnie w takich chwilach mam to wrażenie… – mruknęła – Kiedy się kłócimy, kiedyś się spieramy o coś, gdy ci nie przytakuję, nie dmucham twojego męskiego ego… kiedy się z tobą nie zgadzam. – właśnie wtedy… - I nie, nie czuję tak względem ciebie. Lubię ciebie, nie lubię jak odwracasz kota ogonem. – dodała jeszcze, poprawiając się na niewygodnej szpitalnej poduszce i wbijając wzrok w sufit, ale zaraz przenosząc go na jeden z komputerków przy jej łóżku, który jakoś przerażająco zapikał, ale zaraz wszystko wróciło do normy, więc chyba mogła wrócić do oddychania, bo tak – serce na moment jej stanęło, ale nic więcej się nie stało, więc chyba powinno być dobrze. Albo i nie?
Po dokładnie wtedy do sali wszedł jej lekarz i nie miał dobrych wiadomości.
- Czyli… – zaczęła, gdy on skończył im wykładać jak wygląda ich sytuacja, a ona musiała się upewnić, że dobrze rozumie – Musimy utrzymać Rose tam, gdzie jest, żeby była silniejsza i mogła samodzielnie funkcjonować. Ale jednocześnie, gdy będziemy czekać za długo może to być niebezpieczne dla mnie? – prychnęła, bo proszę bardzo… karma! Wszechświat kolejny raz pokazał jej środkowy palec, a Sky miał dowód na to, że jej pytanie wcale nie było idiotyczne – Wytrzymam tak długo jak będzie potrzeba. – żeby dziecko zdążyło się rozwinąć, nawet się nie wahała



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Taka myśl zalęgła mu się w głowie… Taka uparta, drążąca mu dziurę w mózgu, myśl… Kiedy, w którym momencie ich wspólnego życia i bycia, ich wspólnej rzeczywistości, oni przestali się rozumieć? Kiedy? Naprawdę tego nie wiedział, ale ta rozmowa dzisiaj, teraz była kolejnym dowodem na to, że tak się stało. Co takiego wydarzyło się u nich i z nimi, że doszli do tego punktu wzajemnej ignorancji? Jasne, że mógł dla spokoju ducha – własnego i żony – po prostu jej to obiecać…. Mógł, prawda? Ale jednocześnie ona mogła, także dla spokoju ducha – własnego i Westona – po prostu spróbować go zrozumieć. Obie wersje były nietrudne… A jednak wyraźnie niewykonalne.
Sky patrzył na żonę, nic przy tym nie mówiąc, bo… Tak, ta myśl, ta pokrętna myśl, ta wątpliwość i niezrozumienie, odbijały mu się w głowie nieprzyjemnym echem. Ane tymczasem dodawała koksu do pieca, nie cackając się z nim i wyciągając same najgroźniejsze działa. Trudno mu było tego słuchać, nie spływało to po nim, jak po kaczce. Im dalej Ane brnęła w to swoje nim rozczarowanie, tym bardziej on się na nią zamykał. Mur cegła po cegle rósł w górę. Niepowstrzymany niczym, zachęcany wszystkim – otoczył Skylera wydawałoby się szczelną barierą. Nie powiedział ani jednego słowa. Ani przed przyjściem lekarza, ani kiedy ten był już z nimi w pokoju. To co mówił… Oczywiście było straszne. Niepokojące, przerażające… Straszne. Z drugiej strony Sky już sam nie wiedział co wolno mu czuć, a czego nie. Ane całkiem kategorycznie go podsumowała i to podsumowanie… Ech, wierciło mu w brzuchu nieznośną dziurę. Nie zależy ci na dziecku, jesteś hipokrytą, ignorantem i liczysz się dla siebie tylko ty i twoje ego. To słyszał w jej słowach, takie komunikaty mu przekazywała. Jak miał na to odpowiedzieć? Jak miał nie zrobić tego, co robił całe swoje życie? Nie uciec z powrotem do swojej skorupy i nie próbować przeczekać tej burzy… No jak? Zamyślony i pozornie nieobecny napotkał spojrzenie lekarza. Słyszał, dobrze słyszał co ten im właśnie powiedział. Ich córka była w niebezpieczeństwie… I Ane też była w niebezpieczeństwie. Najczarniejszy scenariusz właśnie się sprawdzał, a on być może będzie musiał wybrać. Pokręcił głową, bardziej do siebie i do własnych myśli, niż do tego, co działo się w sali. Podszedł do okna i szerzej je uchylił. Potrzebował powietrza. Chociaż jego drobnej namiastki. Usłyszał pytanie lekarza – czy Skyler rozumiał sytuację, w jakiej on i jego żona byli. – Tak, rozumiem. – odpowiedział krótko, nie wdając się ani w dyskusje, ani w dalsze rozmowy, ani nawet tego swojego zrozumienia szczegóły. Sytuacja była jasna. Bolesna, ale jasna. Lekarz więcej go nie zaczepiał. Wymienił ze swoją pacjentką jeszcze kilka słów, a potem wyszedł z pomieszczenia, zostawiając małżonków znów samych ze sobą i swoimi myślami. – Jeśli boisz się zostawiać decyzję w moich rękach… – a już dobrze wiedziała, co Sky by w tej sprawie zdecydował. Nie zmienił zdania, nawet jeśli oskarżała go o rzeczy… Naprawdę okropnie bolesne. Okropnie. Bo jak mogła sądzić, że nie zależy mu na własnym dziecku? Jak… Na samo wspomnienie tych słów aż ściskało go w żołądku. – Możesz mi ją zabrać. Decyzję, córkę, siebie. Wszystko. Możesz mi zabrać wszystko – nie mówił tego z pretensją. Mówił to ze smutkiem. – Jesteś prawnikiem. Na pewno znasz sposoby. – dodał ciszej i dopiero teraz oderwał wzrok od tego co za oknem i przeniósł go na żonę. W oczach błyszczały mu się łzy, ale zanim choć jedna spłynęła mu po policzku, ściągnął brwi i potrząsnął głową. – Nie mam z tobą żadnych szans, Ane. W żadnej walce… Mówisz mi te wszystkie rzeczy, a ja… Poddaję się, ok? Kocham cię i wierzę, że masz rację. Wierzę, że taki właśnie jestem. Taki, jak… – odetchnął cicho i opuścił pysk, ocierając zaraz szybko niesforną wilgoć, która kapnęła mu na policzek z oczu. Był zły na swoją słabość. Na swoje od tej kobiety uzależnienie. Jakie to wszystko byłoby prostsze, gdyby kochał ją chociaż odrobinę mniej.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Starała się zachować powagę. Starała się zachować zimną krew, ale prawda była taka, że była przerażona. Od pierwszego skurczu w kuchni w ich domu na plaży – była panicznie przerażona. Bo było za wcześnie, bo nie była gotowa i w głowie rysowało jej się mnóstwo czarnych scenariuszy. I teraz przychodził do niej lekarz i część z nich potwierdzał. Zaraz po tym jak jej mąż stwierdził, że w sytuacji kryzysowej nie będzie ratował ich dziecka tylko ją… tak, ona tak to właśnie odbierała. Że mogła się nawet nie starać, mogła wyjść i udawac, że wszystko jest w porządku, nie męczyć się i nie starać. Bo co z tego, że ona będzie leżeć i walczyć o każdy kolejny dzień dla Rose, a on ostatecznie wybierze ją? Po co to? Czuła z jego strony brak zrozumienia i to ogromny. Kochała go i wiedziała, że on kocha ją… i że to właśnie dlatego o tym rozmawiali, ale jednocześnie nie potrafiła tego zrozumieć.
- Nie boję się zostawić decyzji w twoim rękach. Znasz moje zdanie, powiedziałam ci, co się stanie jeśli zdecydujesz inaczej… – Ane wpadnie kolejny raz w dół, z którego już nie znajdzie wyjścia, to było niewykonalne. Ale nie zamierzała mu odbierać prawa do podejmowania decyzji, bo i tak on będzie musiał z nią żyć do końca swoich dni, więc to musiała być jego decyzja. Ona mu swoje zdanie na ten temat przedstawiła.
- Ale jeśli myślisz, że ja ulegnę i zdecyduję się wcześniej ją przerwać, żeby nie ryzykować to po prostu grubo się mylisz. – bo nie planowała, będzie leżeć na tym cholernym szpitalnym łóżku tak długo jak będzie trzeba, nie zamierzała rezygnować z dziecka ani ryzykować, że następne miesiące spędzą z nią w szpitalu przy inkubatorze. Nie chciała tego ani dla siebie, ani dla Skylera, ani tym bardziej dla ich córki. Córek właściwie… bo nie chciała też dla Lily utraty rodziców na wiele tygodni, gdy będą przejęci stanem dziecka w szpitalu – I widzisz… to jest właśnie ten moment, w którym twierdzę, że wcale mnie nie lubisz. Kochasz, ale nie lubisz. Naprawdę myślisz, ze byłabym w stanie cokolwiek ci odebrać? Walczyć z tobą w sądzie o cokolwiek? Ty jesteś ten biedny, nie masz szans, a ja jestem tym potworem. Nie jestem, żadne z nas nie jest. – nie musiał się martwić, nie sugerowała, że był podobny do własnego ojca, było mu do niego cholernie daleko - I potrzebuję, żebyś teraz o nas walczył. O Rosie, o mnie, o nas... żebyś kazał mi się zamknać, bo wszystko będzie dobrze, a nie stał tam i robił ze mnie potwora, gdy tak naprawdę jestem po prostu przerażona - tylko i wyłącznie - A z siebie kogoś, kto się poddaje. Nie wolno ci się poddawać.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Znowu. Znowu to robiła. Znowu wpychała mu do głowy myśli, których nie miał i do ust słowa, których nie mówił i nigdy by nie powiedział. Miał wrażenie, że czegokolwiek by nie powiedział to i tak obróci się przeciwko niemu. Był szczery – robił z siebie ofiarę, chciał walczyć o nią – źle, bo nie zależy mu na dziecku, powiedział, że ją uwielbia – ona i tak swoje. Serio… Jak miał z tym walczyć? Jak miał z nią walczyć? Chciała potakiwacza? Przytaknąłby, też byłoby nie ok. Powie co myśli – będzie jeszcze gorzej. Ta przepychanka była nierówna i był nią chwilowo zmęczony. Spojrzał na żonę i cicho zapytał: - A wiesz czego ja potrzebuję? Prawdopodobnie nie ma to dla ciebie większego znaczenia, bo zrozumiałem już, że ważne i prawdziwe jest tylko to, co ty uważasz, ale… Tak, potrzebuję, żebyś przestała mi wmawiać, że coś czuję lub że coś myślę, kiedy tego nie czuję i nie myślę. Przestań. Po prostu… Przestań. Jeśli masz do mnie choć trochę szacunku, to błagam… Nie proszę, błagam - przestań. – niech już serio zamknie się z tym „nie lubisz mnie, kochasz, ale mnie nie lubisz”, bo jak Weston to jeszcze raz usłyszy – kiedykolwiek, nie tylko teraz, dzisiaj – to wyjdzie. Nie tylko z siebie, ale tak w ogóle. Jeśli o to jej chodziło, jeśli chciała być złośliwa, chciała go wyprowadzić z równowagi… Świetnie. Znalazła idealny na to sposób. W głowie mu się nie mieściło, jak mogła dojść do podobnych wniosków. Czy naprawdę był taki paskudny? Jakim cudem ta jedyna na świecie istota, którą on tak kochał i tak uwielbiał, że to było czasami aż bolesne, ubzdurała sobie, że jest totalnie na odwrót? Nie… No nie do pojęcia. – Nie robię z ciebie żadnego potwora, Ane. Czy ty naprawdę tego nie widzisz? Naprawdę tego nie rozumiesz? Co ja mam jeszcze zrobić, żebyś w końcu uwierzyła, że… – urwał, bo dziwnie zakłuło go w klatce. Nerwy, nic więcej. Skrzywił się i warknął pod nosem, a potem odszedł od tego nieszczęsnego okna. Wrócił do łóżka i stanął nad żoną. – Myślisz o dziecku, ja myślę o tobie i o dziecku. Dziecko musi mieć matkę, a ja muszę zrobić wszystko, żeby ją miało. Wiem, że prawdopodobnie na wszystko, co teraz powiem znajdziesz kontrargument, możemy tak przecież w nieskończoność… – odbijać tę piłeczkę z jednej na drugą stronę boiska. Pokręcił głową i usiadł na krześle, które zajmował wcześniej – przed przyjściem lekarza i całą tą… Sytuacją. – Ja też się boję. To wszystko… Tylko tyle i aż tyle. – dodał ciszej i przetarł sobie zmęczony pysk ręką. Podniósł wzrok na Ackerman. Strach ich paraliżował i – Sky bardzo na to liczył – był powodem tych przykrości, które dotychczas padały. Tak, chciał tego, chciał, żeby to strach był ich przyczyną, bo jeśli nie… Jeśli jego żona naprawdę myślała to, co dzisiaj powiedziała, że myśli… Tak, to przerażało go równie bardzo. Dlaczego? Bo to znaczyło, że nie miał kompletnie, ale to koooompletnie żadnego wpływu na to, jak ona go postrzegała. Co o nim myślała, kim dla niej ostatecznie był. Był tym sparaliżowany. – Jak byłaś w ciąży z Lily… Wszystko było dobrze, prawda? – zapytał, mając nadzieję, że nie wywoła tym pytaniem kolejnej erupcji wulkanu. Dlaczego o to pytał – to już kompletnie inna historia. Miał powody. Powód właściwie. Jedną natrętną w głowie myśl, którą bardzo potrzebował wygasić.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Faktycznie mogliby się przekrzykiwać tak do samej śmierci. Bo on twierdził, że ona jemu wpychała słowa, których nie wypowiedział i on robił dokładnie to samo. Ona twierdziła, że on nie potrafił zaakceptować faktu, że się z nim nie zgadza, a on twierdził dokładnie to samo o niej. Zabawne, bo… dla każdego z nich było ważne i prawdziwe tylko to, co oni uważali. To jest chyba w sumie normalne, że każdy trzyma się swojej wersji. On swojej, ona swojej. Dla każdego to było najprawdziwsze i jeśli ich wersje nie były ze sobą kompatybilne… ktoś musiał odpuścić – a jak widać tego nie potrafili. Więc tak – dla niej najważniejsze było to, co ona uważa. A dla niego najważniejsze to, co on uważa. Proste. Ale nie odezwała się. Wpatrywała się w niego z całym tym swoim… urażonym jestestwem wymalowanym na twarzy. Bo tak, też była urażona. A do tego była zmęczona, obolała i zestresowana. Nie chciała się z nim kłócić. Po prostu znowu zadał pytanie, na które tak naprawdę nie chciał znać odpowiedzi… bo mu się nie podobała. Bo to były dwie niezależne rzeczy. To, co powiedziała lubieniu się i to, że chciała, żeby w pierwszej kolejności ratował dziecko, a nie matkę. Bo dziecko potrzebowało rodzica, a nie koniecznie matki… równie dobrze poradziłby sobie z tym sam. Ale nic więcej nie powiedziała, nie zamierzała. Zapadła się mocniej w poduszki i teraz to ona wbiła spojrzenie w okno, walcząc ze łzami cisnącymi jej się do oczu. Bo mówił, że nie robił z niej potwora, a jednocześnie tak właśnie się czuła – ona nie rozumiała, ona nie widziała, ona była dla niego okropna, ona była złośliwa, ona chciała się na nim odgryźć, ona robiła wszystko źle… wszystko i zawsze. I może tak było, nie przeczyła! Nigdy nie twierdziła, że umie w małżeństwa, bo przecież jej pierwsze się rozpadło i to była tak samo jej wina jak jej byłego męża. Ale wiedział na co się pisał.
- Tak – odpowiedziała zgodnie z prawdą. I ona miała swoją teorię na ten temat i było to dla niej oczywiste… tamtej ciąży nie chciała, nie czekała na nią, nie zależało jej – nie tak jak teraz. Ale była ciekawa teorii Westona, wiec wróciła spojrzeniem do męża, unosząc lekko brwi i czekająco, pytająco mu się przyglądając i dając do zrozumienia, że chce wiedzieć, co to ma do rzeczy?



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Ostatnim czego chciał to to, żeby Ane się tak czuła. Nie robił z niej potwora, bo nigdy w ten sposób o niej nie myślał, nawet przez ułamek chwili. Jak mógłby? To ona oswoiła w nim to, czego nie oswoił nikt wcześniej. Zburzyła mur, który budował wokół siebie przez ponad trzydzieści lat swojego życia. To, że teraz on na nowo powstawał… To nie była jej wina. Mógł na to nie pozwolić, a pozwolił. Mógł zrobić wiele rzeczy inaczej… Mógł. Teraz było już na to za późno. Pozostały mu tylko refleksje, a tych było w nim pełno. Ta jedna, najgłośniejsza bolała jednak najbardziej. Co takiego musiał w ich wspólnym życiu nawywijać, żeby tak bardzo stracić w jej oczach? Żeby wzbudzić w niej poczucie, że może ją kocha, ale jej nie lubi. To było tak dalekie od prawy, jak tylko się dało, a jednak Sky nie odnosił wrażenia, że jego żona mu wierzy. Czuł barierę między nimi i zaczynał się bać, że nie da rady jej przeskoczyć. Bo jak… Jakim cudem, jeśli nie miał jej zaufania? Jeśli nie wierzyła w to co mówił? Jak miał walczyć z tym goliatem? Jak miał wygrać tę nierówną walkę? O to mu chodziło, kiedy mówił o braku szans w starciu z nią. Nie myślał o sądach i bataliach prawnych. Myślał o uczuciach. O wzajemnym zaufaniu… A raczej, jak się dzisiaj boleśnie okazało, jego braku. O wzajemnej wierze w to, co sobie mówili. Bo jeśli tego nie mieli, jeśli nie potrafili wrócić do momentu, w którym, zamiast ignorować słowo tego drugiego i upierać się przy swoim, wierzyli… Tak po prostu wierzyli w to co mówił on, w to do mówiła ona, to… To jak to miało działać? Jak mieli spędzić ze sobą całe długie i szczęśliwe życie? Sky był tym sparaliżowany. Nie sadził, że mają aż takie problemy w małżeństwie, ale… Tak, one tam były. Pielęgnowane i nierozwiązywane. - To teraz też tak będzie. Musi. - odpowiedział i z powrotem nakrył dłoń żony własną. Zamknął ją mocniej w palcach i podniósł wzrok do jej oczu. Tego od niego potrzebowała, tak? Żeby powiedział jej, że wszystko będzie dobrze. Że to wszystko zadziała, jak trzeba. Bardzo chciał w to wierzyć. Co prawda myśl w jego głowie o tym, że to jego geny spierdoliły sprawę, jeszcze się gdzieś tam natrętnie kręciła, ale usilnie próbował zepchnąć ją na piąty i dziesiąty plan. Z lepszym lub gorszym skutkiem. - Chyba… Mamy sporo do przegadania… Czy tak nie jest? Nie mam racji? - i wyolbrzymiał sytuację, która była trudna, ale „tylko” ze względu na dramatyczne okoliczności. Nie pytał kąśliwie - pytał, bo chciał wiedzieć, co ona o tym myśli. - Wyszło między nami ostatnio kilka rzeczy, których żadne z nas nie chciało. A jednak… Są tutaj. - wskazał na siebie i na żonę. Tak, te niedomówienia, niesnaski i przykrości były między nimi, nawet jeśli przykryte spontanicznie zawartym rozejmem. - Kocham cię, jesteś moim całym światem i nie chcę, żebyś kiedykolwiek jeszcze czuła się, jakbym cię nie lubił. Bo tak nie jest. Dlatego… Proszę, Ane, powiedz mi co mam robić…? - prosił. Nie żądał. Szczerze prosił. Jeśli coś miało się zmienić między nimi, w porządku - on mógł być w tych zmianach pierwszy.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Oczywiście, że musiało być dobrze. Bo no cóż… tu jego geny raczej nie miały dużego znaczenia. To jej organizm się popsuł i coś było nie tak. Możliwe, że to po prostu przez cały stres, który przeżyła w swoim życiu, bo chyba nie trzeba tłumaczyć, że miała go sporo. Może tak naprawdę jeszcze się po tym wszystkim tak w stu procentach nie pozbierała, nie zregenerowała. Bo jak widać… coś jej jeszcze w głowie siedziało. Chociażby to, żeby sabotować własne małżeństwo. Nawet jeśli robiła to zupełnie nieświadomie – to robiła to. Więc może faktycznie mieli sporo do przegadania, ale czy naprawdę musieli robić to teraz? Spojrzała na niego, kręcąc lekko głową – Sky… to nie jest ani czas ani miejsce na tego typu rozmowy. – bo nawet jeśli musieli sobie dużo rzeczy wyjaśnić to chyba szpitalna sala – nawet jeśli pokój był jednoosobowy i całkiem komfortowy – nie była najlepszym miejscem na poważne rozmowy – Jestem zmęczona. Pewnie przez to też marudna. - to na pewno – Ty powinieneś też wracać do Lily, bo przecież utknęła u sąsiadki. – a pamiętał o co się martwiła i co mu zrzuciła kiedyś na głowę – musiał stanąć na rzęsach, żeby w tym okresie okołoporodowym Lily nie poczuła się odrzucona, bo na świecie pojawia się nowe dziecko – Nie chcę tu zostawać sama, ale nie możesz jej tam zostawić. – ani nie możesz jej przywieźć do szpitala, to oczywiste – Za trzy dni przyjedzie Margaret, więc trochę cię w tym odciąży… – bo pewnie przejmie opiekę nad wnuczką, ale no właśnie w tym momencie do niej dotarło, że jej była teściowa przylatuje do kraju, gdy ona utknęła na oddziale patologii ciąży. Szlag. Spojrzała na Westona, a kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, bo tak… patrzyła na niego, wyobrażała to sobie i ostatecznie było to dość komiczne – Będziesz mieszkał z moją byłą teściową, gdy ja będę w szpitalu… zajebiste wyczucie czasu. – parsknęła, bo to naprawdę było okrutne zrządzenie losu. Ale z drugiej strony – naprawdę mogła mu pomóc z Lily, więc nie ma tego złego.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Już po jej minie widział, że żadnej rozmowy nie będzie. Nie teraz przynajmniej. Nie czas, ani miejsce, rozumiał to. Trudno było się zresztą z Ane nie zgodzić. To był po prostu cały Weston i jego brak wyczucia do tego typu… Sytuacji. Chciał rozmawiać, więc dlaczego nie od razu? Ano dlatego, panie Skyler, że twoja żona jest zmęczona, obolała, zdenerwowana i przestraszona. I zdecydowanie nie w nastroju na poważne i z pewnością niełatwe pogawędki. - Jasne… Tak, oczywiście masz rację. - przyznał szczerze zmieszany, ale nie tym, że Ane zwróciła mu uwagę, a tym, że… Jak możesz nie wiedzieć takich rzeczy, idioto? Był tak bardzo nieprzygotowany do życia w rodzinie, do bycia mężem, ojcem i głową rodziny, że to aż bolało. - Ale… Porozmawiamy, tak? Później… Jak stąd wyjdziesz… Wyjdziecie, obie. Porozmawiamy? - mimo wszystko potrzebował to od niej usłyszeć. Że nie dawała mu kosza, jakkolwiek mogłoby to zabrzmieć, na amen, a tylko na chwilę. I ta potrzeba - taka prawdziwie szczera potrzeba - była widoczna w jego spojrzeniu. Pysk drgnął mu lekko do uśmiechu, kiedy i Ackerman pozwoliła sobie na taki. Łypnął na nią czujnie i dopiero po chwili dotarło do niego to, co ona tak NAPRAWDĘ do niego mówiła. Momentalnie pobladł. - Szlag… - tylko i aż tyle cisnęło mu się na usta. Oczami wyobraźni już widział tę okrutnie napiętą atmosferę w domu, kiedy pani Cannon będzie go - może nie na głos, ale jednak wymownie po cichu - obwiniała nie tyko o śmierć swojego syna, ale też o te problemy z Rose. - Nie no, jestem w dupie, mów co chcesz. - prychnął pod nosem, kręcąc przy tym głową i jednak gdzieś tam się pokątnie do żony uśmiechając. Trzy dni to mało czasu, żeby przygotować się do pójścia na front. Jakby nie było, Ackerman miała być jego protektorem! Jego barierą między ex-teściową, a nim. Nic z tego, panie Weston, nic z tego. - Dobrze, że Lily jest taką gadułą to może nie dopuści swojej babci do głosu, jeśli ona chciałaby mnie… Zjeść. - słowami i pretensjami. Uśmiechnął się nieco śmielej i spojrzał na ich dotykające się dłonie. Martwił się o nią. Bał się. Tak cholernie się o nią bał. O córkę też, to oczywiste, ale… Nie mógł jej stracić. Nie mógł stracić Ane Ackerman, bo… Nie, po prostu nie mógł. - O Lily się nie martw. W ogóle o nic się nie martw. Najwyżej zabiorę twoją teściową na tę wyspę z morderczymi syrenami… - zażartował trochę głupio i średnio zgrabnie, ale hej - i tak nieźle zważywszy na sytuację! Wargi drgnęły mu znów lekko do uśmiechu, a wzrok powędrował z powrotem do kobiecej twarzy. Pochylił się mocniej do żony, zmniejszył ten dystans między nimi. - Będę codziennie do ciebie przyjeżdżał. Teraz pomyśl co mam ci przywieźć… Zanim odbiorę Lily to obrócę w tę i z powrotem. - i przywiezie jej wszystko, czego mogłaby tutaj potrzebować. - I Ane… Kocham cię. Nie waż się o tym zapomnieć. - nawet w mega złości na niego, nawet w żalu za to jaki był. Musiała o tym pamiętać. Choćby nie wiem co.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Skinęła, bo oczywiście, że porozmawiają… kiedyś będą musieli. Osobiście nie uważała, żeby to, co powiedziała to było coś złego. Albo raczej inaczej – że to, że on czasami jej nie lubi to coś złego. Bo miał do tego prawo, wcale nie była łatwa we współżyciu i życiu tak ogólnie, więc tak… miał prawo jej nie lubić. I to ani trochę nie odejmowało temu, że czuła się przez niego super kochana i zaopiekowana. Ale dobrze było zmienić temat, chociaż na chwilę. Zwłaszcza, że mina Westona, gdy zdał sobie sprawę z tego, że czeka go czas spędzony z jej byłą teściową? Bezcenna! Po prostu bezcenna i aż musiała się zaśmiać pod nosem.
- Nie będzie chciała cię zjeść, daj jej szansę. – bo naprawdę nie demonizowałaby tak Margaret, bo wydaje mi się, że tak ją nazwaliśmy. Lubiła starszą panią, zawsze była rozsądna i nawet jeśli była z wyższych sfer jak to twierdził Weston to była naprawdę fajną babką i Ane była pewna, że będzie dobrze. Po prostu będzie dobrze – Przynajmniej wam pomoże, gdy ja będę leżeć tutaj. Także nie, nie rzucaj jej na pożarcie syrenom ani rekinom. – uśmiechnęła się pod nosem – Zajmie Lily, więc będziesz mógł więcej czasu spędzić tutaj. Bo nie powiem… odzwyczaiłam się od spania w pojedynkę. – uśmiechnęła się pod nosem i gdy się tak do niej pochylał to po prostu wyciągnęła szyję i pocałowała go w sam czubek jego przemądrzałego nosa – Wiem i nigdy, nawet przez chwilę w to nie wątpiłam. – nie zapominała, nawet na moment. Miała nadzieję, że on także pamiętał o tym, że ona kochała jego, nawet jeśli czasami była okropna do wspólnego życia. Uśmiechnęła się do niego i sięgnęła dłonią do męskiego policzka – Dzisiaj już nic nie musisz mi przywozić. Przeżyję do jutra. Myślę, że Lily kolację dostanie… ale obejrzyjcie coś może? Albo poczytaj jej. Nie chcę, żeby się denerwowała. Dobrze? – bo nawet dzieci czuły, gdy coś było nie tak i w tym momencie – nawet jeśli to ona leżała w szpitalu – uważała, że więcej uwagi trzeba było poświęcić przestraszonej pięciolatce. I to o nią się martwiła.




Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
A on tak uważał. Sam też nie chciał być przez nią nielubiany, nawet jeśli tylko czasami i przelotnie. Za dużo nielubienia doświadczył od własnej rodziny, żeby tak po prostu mieć to gdzieś. Ane mogła tego nie rozumieć, a jej niezrozumienie było dla Westona… Heh, zrozumiałe. Dlaczego? To proste. Był jej drugim mężem, drugim poważnym związkiem, drugim człowiekiem, którego kochała. Ona dla niego była pierwsza. Pierwsza we wszystkich najważniejszych rzeczach i emocjach. Tu nie było o czym dyskutować. On po prostu musiał się bardziej postarać. - Poczytam jej. Ostatnio lubi tę historię o żyrafie Andżeli. - uśmiechnął się pod nosem i mocniej przechylił psyk do kobiecej dłoni. Wzrok wlepił uważnie w oczy żony, w te jej intensywnie brązowe tęczówki, które przy jej ciemnych lokach wydawały się jeszcze bardziej… Soczyste. Chciał zapytać o tyle rzeczy… Ale wiedział, że Ane miała rację. Nie miejsce na to i nie czas, Weston. Nie miejsce i nie czas, bądź cierpliwy. Dostaniesz swoją rozmowę. Wyjaśnicie to sobie… Kiedyś. - Szkoda, że nie mogę was zabrać do domu… - w którym teoretycznie też mogły leżeć, Ane i Rose, ale… Wiadomo, w szpitalu były bezpieczniejsze. On nie mógł im tego zapewnić. Tego rodzaju bezpieczeństwa. Właściwie to… W ogóle nie mógł im tego zapewnić - żadnego bezpieczeństwa. Ta myśl uderzyła go teraz tak bardzo znienacka, że aż nieświadomie spoważniał. Odwrócił wzrok od oczu żony i wbił go w bliżej nieokreślony punkt szpitalnej kołdry, pod którą leżała. Musiała minąć chwila - krótka, ale jednak - zanim Sky wyrwał się z tego płytkiego zamyślenia i ponownie popatrzył na żonę. - Pojadę. Ty powinnaś odpocząć… Może spróbuj się przespać, a ja… Pojadę. - do domu, do Lily, którą musiał zająć się teraz naprawdę-naprawdę najlepiej jak potrafił. Musiał i chciał zrobić absolutnie wszystko, co było konieczne, byle dziewczynka nie przeżywała jakoś mocno „chwilowej” rozłąki z mamą. Obie były bardzo silnie ze sobą związane, więc Skyler nawet się nie łudził - nie będzie to najprostsze zadanie w historii świata. No, ale! Pochylił pysk i krótko, ale czule pocałował kobiece czoło. Sam jego środek. - Przyjadę do was jutro rano. Bądźcie dzielne, dziewczyny. - i nie weźcie się robić temu staremu osłowi jakichś niemiłych numerów. Pożegnali się więc i Weston wrócił do Lorne. Odebrał Lily od sympatycznej pani Jenkins i zadbał o to, żeby spokojnie zasnęła przy bajce o zabawnej żyrafie Andżeli.
Nazajutrz, tak jak obiecał, przyjechał do szpitala. Spędził tam z Ane ponad pół dnia, później odebrał Lils z przedszkola i razem wrócili do domu. Tak działo się przez kolejnych kilka dni… Nowa rutyna w ich nierutynowym życiu. Pogoda tego ranka była dramatyczna i paskudna. Z nieba lało się jak z deszczownicy i choćby chwila spędzona w tym deszczu gwarantowała udział w konkursie miss mokrego podkoszulka. Kiedy Skyler wszedł do pokoju żony… Tak, był idealnym tego dowodem. Problem polegał jednak na tym, że… Nikogo tam nie zastał. Sala była pusta, łóżko jakby nietknięte, perfekcyjnie posłane. Przestrzeń dziwnie nienaruszona. Oczywiście, że w jego głowie natychmiast pojawiło się milion pytań i drugie tyle wątpliwości, a głównym ich paliwem był strach i niepokój. Niewiele myśląc zaczepił młodą pielęgniarkę, która właśnie przechodziła obok. - Przepraszam panią… Pacjentka z pokoju 16… Gdzie teraz jest? To moja żona i… - dziewczyna tylko uśmiechnęła się pobłażliwie i wyjaśniła, że Ackerman zabrano na mniej lub bardziej rutynowe badania. Westonowi nie pozostawało zatem nic innego, jak… Czekać. Rozsiadł się w całkiem już swoim szpitalnym fotelu i udawał przed samym sobą, że cierpliwość to jego ukryty talent. Super moc i tak dalej. Heh… Co za bzdura. Ale! Pielęgniarka, z którą rozmawiał wcześniej zauważyła, że był przemoczony do ostatniej suchej nitki i… - Ale… Nie trzeba było. Naprawdę. Nie jest tak źle. - krygował się, a jednocześnie przyjmował suche ciuchy od tej przemiłej dziewczyny. Nic fancy, czysta, sucha kraciasta koszula i spodnie. Oczywiście, że w jego głowie pojawiła się myśl skąd dziewczyna wytrzasnęła te ubrania i to tak od ręki, ale trochę bał się zapytać. Tymczasem zaczął się przebierać i kiedy stał tam, w szpitalnym pokoju Ackerman, od pasa w górę goły i wesoły… Ona i jej pielęgniarska świta też się tam zjawiły. Mina Westona? Powiedzieć, że bezcenna to jak nie powiedzieć nic. - Umm… Cześć… - tia…

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Czy jej się dłużyło? Strasznie. Okropnie. Nienawidziła tak bezczynnie leżeć w łóżku. Tyłek ja tylko od tego wszystkie bolał. I kręgosłup. I była marudna, bo była znudzona i tak… pewnie nie były to dla niej najłatwiejsze dni. A przez to, że nie były najłatwiejsze dla niej – nie było też najłatwiejsze dla ludzi w jej otoczeniu. Była marudna, była zmęczona i bardzo chciała wrócić do domu. A najbardziej chciała, żeby to wszystko się po prostu skończyło… tylko, że nie mogła. Każdego jednego dnia miała konsultacje lekarską, każdego jednego dnia monitorowano Rosie, a przez to, że każdego jednego dnia widziano poprawę – to ona decydowała, żeby czekać. Wiedziała, że to może jej zaszkodzić, że to może się źle skończyć jeśli będzie czekać trochę zbyt długo, ale no… była uparta. I za bardzo jej zależało, żeby tak łatwo zrezygnować, poddać się i po prostu liczyć na cud. Nienienie, nic z tych rzeczy. Wytrzyma.
Towarzystwo Westona jej pomagało. Lubiła, gdy przychodził. Lubiła, gdy łączyła się z nim i Lily na face time, ostatnio nawet uparła się, że będzie córce czytać bajki na dobranoc przez facetime. No a jak się uparła to nie było opcji, że nie! Ale ona też potrzebowała tej takiej rutyny, ich normalnej rzeczywistości. Dlatego lubiła, gdy przychodził – nawet jeśli nie rozmawiali za dużo, po prostu siedział obok. Ale no właśnie… siedział.
Nie przypuszczała, że postanowi tu też zorganizować mały pokaz. Gdy wróciła do pokoju w towarzystwie miłej starszej pielęgniarki i po przekroczeniu jego progu zobaczyła to, co zobaczyła… ściągnęła mocniej brwi i przyglądała mu się z lekkim niezrozumieniem. Nie, nie zaczęła sobie wyobrażać nie wiadomo czego, bo miała do męża wystarczająco dużo szacunku, żeby wiedzieć, że nie jest tak głupi, żeby zdradzać ją z pielęgniarką w jej własnej sali szpitalnej, ale i tak musiał przyznać, że… wyglądało to co najmniej dziwnie.
- Cześć? – odpowiedziała, kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu, zwłaszcza że spojrzenie, które wymieniły z pielęgniarką, która ją tu przywiozła było wymowne, nawet bardziej niż wymowne. Pani pomogła jej przesiąść się na łóżko – Nienie, spokojnie, nie przeszkadzaj sobie – niech się rozbierze, ubierze, cokolwiek tam robił. Poprawiła sobie poduszkę, podziękowała pielęgniarce, ta puściła jej oczko i opuściła pokój, więc Ane i Weston zostali sami – Jest ładna… ale nie wiedziałam, że jesteś tak chętny do rozbierania się przed młodziutkimi pielęgniarkami. Rozumiem, że może ci się nudzić samemu w domu. – kącik ust drgnął jej wymownie w rozbawieniu – Ale ostrzegałam, że to dopiero początek… dopiero początek. Więc przyzwyczajaj się do swojego celibatu i nie wyskakuj tak chętnie z ciuchów przed obcymi osobami, bo się na ciebie śmiertelnie obrażę. – i skończy się to rozwodem, a jak!


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Wcale nie zamierzał niczego organizować, a już na pewno nie pokazów męskiego striptizu. Prawdę mówiąc nawet nie wiedział, że pielęgniarka, która przyniosła mu te suche ubrania wciąż była z nim w sali. Był przekonany, że wyszła zaraz potem i dopiero kiedy zobaczył zaskoczoną minę Ane - zrozumiał i obrócił się w kierunku młodej dziewczyny. Okeeeeej, mógł sobie dopowiedzieć jak to mogło dla Ackerman wyglądać. Zastanawiał się też jak bardzo i jak długo będzie mu z tego powodu dogryzać. - Świetnie. - mruknął tylko cicho pod nosem, zapinając pospiesznie guziki tej przeklętej koszuli… Która jakimś cudem była w jego rozmiarze. - Skąd wiesz, że chętnie? - odbił piłeczkę i poprawił na tyłku spodnie. Te z kolei były trochę za luźne, więc łypnął na nie z miną starogreckiego sceptyka i z niezadowoleniem mruknął. - I skąd wiesz, że mi się nudzi? - skoro był w tym domu sam? A właściwie to nie sam, bo z jej ex-teściową i małą Lils, które jednak były naprawdę niekłopotliwym towarzystwem - wbrew temu co przewidywał tych kilka dni wcześniej. Tymczasem podniósł wzrok na żonę i podszedł do niej zaraz potem. Uśmiechnął się też, tyle o ile, tuż po samym nosem i pochylił pysk do kobiecej twarzy. - Tak dla twojej wiedzy… Nie mam żadnego problemu z moim celibatem. Zakładam, że… - bardzo świadomie i bardzo wymownie zsunął wzrok do jej ust. - Ty też go nie masz? Nic, a nic, prawda? - zaczepiał ją, tylko tyle. Mogli się pokłócić o jego nieświadomy striptiz, o ich napięte ostatnio relacje, o Rosie, o Margaret, o… O wszystko tak naprawdę, ale mogli też po prostu z tego pożartować i trochę się przy tym poprzekomarzać. Weston wybrał bramkę numer dwa. - Zmokłem. I to tak porządnie. Jessica… - to musiało być jakieś takie plastikowe imię, hyhy. - Po prostu chciała mi pomóc. - wyjaśnił sytuację. - Daję sobie rękę uciąć, że to ciuchy jakiegoś zmarłego pacjenta, ale… Przynajmniej są suche. Nie dostanę kataru, nie będę marudził. - uśmiechnął się śmielej, celowo pijąc do „mitu” pod tytułem facet z katarem to kobieca trauma. - Powiesz mi jak się dzisiaj czujecie? Co to za badania, na jakie was zabrali? - pytał i uważnie i z bliska, cały czas przyglądał się żonie. - Trochę się wystraszyłem, jak zobaczyłem puste łóżko. Myślałem, że uciekłaś… Od męża tyrana. - wargi zadrżały mu mocniej, bo miał całe mnóstwo wad, był prawdopodobnie beznadziejnym mężem w porównaniu do innych mężów na świecie, ale… Nie był tyranem. Był zazdrośnikiem, narcyzem, przewrażliwioną na swoim punkcie bułą, ale nie tyranem. Nie był swoim ojcem… Jeszcze. Choć z drugiej strony, jakby tak się głębiej nad tym zastanowić - stary Weston prawdopodobnie też wybrałby zawsze żonę, a nie nienarodzone dziecko. Chyba jednak byli do siebie bardziej podobni, niż Sky przypuszczał. - Byłaś zazdrosna? Chociaż przez sekundę? - zapytał jeszcze i nie mógł nie błysnąć przy tym kłami. Bezczelnie. Oczywiście, że pił do sytuacji striptizu i publiczności w postaci młodej i niebrzydkiej pielęgniarki.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
ODPOWIEDZ