lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Tego nikt się nie spodziewał.
Dzień zapowiadał się zupełnie normalnie. No prawie! W ciągu dnia kilka razy miała pojedyncze skurcze, ale jak szybko się pojawiały – tak szybko przechodziły. Nie podejrzewała, że może to być coś niedobrego, bo i dlaczego, prawda? Mieli jeszcze trochę czasu, żeby ich córka przyszła na świat, także można było spać spokojnie. Albo spokojnie funkcjonować. Nie chodziła już do pracy, więc po tym jak zjadły z Lily śniadanie, pojechały na większe zakupy – bo w końcu za parę dni miała do nich przylecieć babcia Lily i nagle się okazywało, że ciągle czegoś brakuje… tak, oczywiście że Ane trochę się tym stresowała – w końcu to jej była teściowa miała wejść do jej bardzo aktualnego życia, więc chciała, żeby wszystko przebiegło sprawnie i bezproblemowo. I starała się! Bardzo się starała. Po zakupach wpadły z lunchem do warsztatu Westona, żeby trochę dotrzymać mu towarzystwa. Tak, to miał być spokojny dzień w doskonałym humorze.
Aż do czasu.
Już popołudniu, gdy Weston wrócił do domu z warsztatu, gdy wspólnie szykowali kolację… stało się. Kolejny skurcz, tym razem silniejszy sprawił, że prawie zgięła się w pół. Talerze, które akurat sięgała rozsypały się na kuchennej podłodze w drobny mak, a jej łzy stanęły w oczach. Bo kiedy skurcz już tak szybko nie minął – wiedziała, że nie jest dobrze – Jest za wcześnie… zdecydowanie za wcześnie. – wymamrotała do męża, a gdy na niego patrzyła – wcale nie ukrywała, że w tym momencie wpadała w panikę i tylko ostatkiem sił starała się zachować fason, żeby nie przestraszyć Lily, która do tej pory siedziała w salonie i oglądała bajkę, ale dźwięk roztrzaskanej porcelany zwrócił jej uwagę i teraz uważnie im się przyglądała z bezpiecznej odległości – Zaprowadzisz Lily do pani Jenkins? – sąsiadki, która wielokrotnie oferowała im swoją pomoc. Nie mieszkali w gęsto zaludnionej dzielnicy, więc mieli sporo szczęścia, że trafił im się w pobliżu ktoś na kim mogli polegać – Ja w tym czasie zadzwonię do lekarza i jak wrócisz pojedziemy do szpitala. – starała się brzmieć spokojnie i rzeczowo, bo jakby nie było – z ich dwójki ona już raz przeżyła poród i właśnie… - Tak zaczyna się poród, Sky. I to jest w tym najbardziej przerażające, bo to za wcześnie. – już nawet pomijając to, że oni nie byli do końca przygotowani – to najmniejsze ich zmartwienie w tej chwili. Gorzej, że ta mała istota nie była jeszcze przystosowana do życia na zewnątrz i zdecydowanie powinna zostać tam, gdzie była. A nie przyprawiać swoją matkę o mały zawał!



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Gdyby Skyler Weston wiedział, że ten, tak z pozoru spokojny i całkiem miły dzień, będzie miał tak nieprzewidywalny finał… Chyba w ogóle nie wstawałby z łóżka! Próbowałby zakląć rzeczywistość i odwlec to, co prawdopodobnie było nieuniknione. Jaka szkoda, że nie mogli lepiej się na tę złośliwość losu przygotować… - Ane, wiesz co mi przyszło do głow… - zaczął pogodnie, wchodząc do kuchni, ale stanął jak słup soli, gdy tylko zobaczył soją zgiętą wpół, obolałą żonę. - Hej, co jest? Co się dzieje?! - cokolwiek to było, o czym chciał jej powiedzieć, teraz już nie miało najmniejszego znaczenia. Przestraszył się. Nie, nie przestraszył się. PRZERAZIł - to bardziej odpowiednie słowo. Naprawdę i cholernie się przeraził widząc jej ból, jej cierpienie, jej zdenerwowanie i… Strach. Podbiegł szybko do Ackerman i złapał ją wpół, żeby przypadkiem mu nie upadła. - Ane, co się dzieje?! Co to znaczy?! Co ty mówisz?! - dopytywał, czując jak z każdym kolejnym słowem ciśnienie skacze mu coraz bardziej. Zmarszczka między ściągniętymi surowo brwiami była boleśnie głęboka, a w jego oczach odbijało się najprawdziwsze na świecie przerażenie. Nie wiedział co ma o tym myśleć, co to wszystko właściwie znaczyło - dla nich i dla ich córki. Na co było za wcześnie? Nie rozumiał, co Ane tak właściwie chciała mu… Pani Jenkins, lekarz, szpital… Te hasła odbijały mu się w głowie echem. Przez moment trwał, jak w transie, wpatrując się w żonę i czując w ustach dziwny metaliczny posmak… Tak, strachu. Prawdziwa erupcja zdenerwowania nastąpiła jednak wtedy, kiedy Ackerman powiedziała mu to wprost: tak zaczyna się poród, Sky. Serce gwałtownie mu załomotało… A potem równie nagle ucichło. Pobladł i czuł, że cała pewność siebie, cały jego wrodzony optymizm, całe jego tak silnie odczuwane szczęście - to wszystko odpływa… Gdzie? Nie wiem. On też nie wiedział, ale prawdę mówiąc nawet się nad tym nie zastanawiał. - Co ty mówisz… Jak… Jakim cudem? Przecież… - dukał, bo brakowało mu logicznych myśli, które mógłby przekuć w logiczne zdania. Potrząsnął głową i skinął w kierunku salonu. - Spróbuj usiąść. Ja… Tak, zabiorę Lily do pani Jenkins i potem… Potem pojedziemy. Do szpitala. - mówił jednocześnie podprowadzając żonę do ich dużej wygodnej kanapy. Pomógł jej usiąść, pocałował ją mocno w czubek głowy i wymamrotał: - Nie bój się, zaraz wrócę. Zaraz do ciebie wrócę. Obiecuję, Ane. - oczywiście, że nie chciał zostawiać jej samej nawet na ćwierć chwili, nawet na sekundę. Nie. Ale wiedział, że nie było innego wyjścia. Dlatego szybko ogarnął Lily do wyjścia i czym prędzej pognał z nią do ich przemiłej sąsiadki. Powiedział pani Jenkins tyle tylko, ile tak naprawdę sam wiedział. Kobieta kazała mu czym prędzej zabierać żonę do szpitala i nie martwić się o Lils, którą obiecała się zaopiekować. Skyler wrócił do domu biegiem. Wpadł do środka, jak tornado i… - Ane?! - nie widział jej! Zniknęła mu. Nie było jej ani w kuchni, ani w salonie… Obejrzał się w kierunku łazienki. - Ane?! - zawołał jeszcze raz i dopadł do uchylonych drzwi. Zajrzał do środka, w głowie już malując czarno-bury obraz nieprzytomnej żony leżącej w kałuży krwi na podłodze ich łazienki. Na szczęście nie - kiedy zajrzał do środka, tak, Ane tam była, ale całkiem przytomna i całkiem nie w kałuży krwi. - Co ty robisz? Dlaczego wstałaś? Chodź, musimy jechać! Szybko! - pakowała kosmetyki? Pieprzyć kosmetyki! On szalał! Nie wiedział co ma zrobić, nie był na to kompletnie przygotowany i… Nie mógł wyrzucić z głowy tych kilku słów… Tak zaczyna się poród… To za wcześnie. Stanowczo, kurwa, za wcześnie!

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie chciała nikogo straszyć. Żadne z nich nie potrzebowało teraz ataku paniki, bo tylko mógł im zaszkodzić. Dlatego starała się brzmieć rozsądnie, rzeczowo i wydawać konkretne polecenia, bo no cóż… ktoś musiał. Zresztą musiała to zrobić, żeby się nie rozsypać, nie stanąć na środku ich kuchni i nie zacząć płakać, że przecież nie może już rodzić, bo to zdecydowanie za wcześnie dla ich córki. No cóż, naprawdę tak było, ale będą się tym martwić jak dotrą do szpitala i lekarze potwierdzą, że nic nie można zrobić. Bo całe szczęście, że żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, a medycyna jest naprawdę niesamowita. Miała tylko nadzieję, że nie dotrą za późno, że jeszcze uda się powstrzymać.
Dlatego potrzebowała trzeźwo myślącego męża. Skorzystała z jego pomocy przy przejściu na kanapę i wzięła głębszy oddech. Skinęła, potwierdziła i cudem ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć by się pospieszyli. Odprowadziła ich wzrokiem do wyjścia, a gdy drzwi się za nimi zamknęły cisza aż jej grała w uszach. Kiedy skurcz minął – wstała. Nie było czasu do stracenia, więc gdy Skyler oddawał ich córkę pod opiekę sąsiadki, ona próbowała do torby zgarnąć kilka najważniejszych rzeczy, bo coś jej mówiło, że za szybko z tego szpitala nie wyjdzie.
- Pakuje się, nie myślałeś chyba, że będę bezczynnie czekać. Zresztą chwilowo minęło. – bo jak to skurcze, pojawiają się i znikają. Schowała buteleczkę z łazienkowej półki do torby, a samą torbę przekazała mężowi i po prostu ruszyła za nim do garażu – Tylko nie panikuj, dobrze? – ta, jasne… łatwo było jej powiedzieć, chociaż jednocześnie sama była zdenerwowana – W najgorszym wypadku zostaniesz tatą. – chciała go rozbawić, może trochę rozluźnić, bo chyba sama tego potrzebowała… - Chociaż wierzę, że uda im się ją zatrzymać tam, gdzie jest. – dodała, gdy już ruszyli i w naturalny sposób przycisnęła dłoń do brzucha, mając nadzieję, że nic złego się nie stanie. Nie mogło. To byłoby zwyczajnie niesprawiedliwe… nie względem niej – względem Skylera. Nie mógł odpowiadać za to, że wszechświat jej wyraźnie nie lubił i chciał jej dopiec.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Chwilowo minęło? Konsternacja, która po tych słowach Ane wymalowała się na męskiej twarzy była porażająca. - Jak to? To znaczy, że już nie rodzisz? - zapytał całkiem na serio, bo kompletnie nie przypisał tego „chwilowo minęło” do bólu i skurczu, który wcześniej zgiął Ackerman wpół. Prychnął pod nosem, odbierając od żony torbę. - Łatwo powiedzieć… - żeby nie panikował. Nie był panikarzem z natury, ale teraz, w tej sytuacji… Kiedy w grę wchodziło życie i zdrowie jego nienarodzonego dziecka i życie i zdrowie jego ukochanej żony? Cholernie się wystraszył. Bo to naprawdę było za wcześnie, żeby Rose przychodziła na ten mało udany świat! Sky w głowie miał prawdziwe tornado i… Cholera, sam nie wiedział jakim cudem ten średnio zgrabny żart Ackerman… Taaaaak, trochę go rozbawił! Sapnął pod nosem, szczerząc krótko kły, ale zaraz potem szybko spoważniał - skarcił się w duchu za tę chwilę rozproszenia, bo przecież ta chwila mogła kosztować ich wszystko! Powinien być skupiony i jak najprędzej dostarczyć żonę do szpitala! Zgarnął z komody w salonie kluczyki do auta i zrobił to dosłownie w ostatniej chwili, bo zaraz weszliby do garażu i… Musiałby się wracać. Szybko i sprawnie znaleźli się w aucie, a w dwie chwile potem byli już w drodze. - To możliwe? Tak robią? Że jak już ona… Ona chce wyjść to oni mogą ją zatrzymać? - pytał, ale nie patrzył na Ane, był maksymalnie skupiony na drodze. Nagle wypatrzył patrol policji stojący na poboczu i czuł, że ciśnienie skacze mu o kolejne dziesięć punktów. Zazwyczaj nie przepadał za widokiem mundurowych, ale dzisiaj… Tak, dzisiaj mogli im się przydać. Dlatego niewiele myśląc zatrzymał się tuż przy nich, otworzył okno i zaczął nawijać: - Panowie, prośba! Moja żona rodzi, a na wylotówce do Crains na pewno będzie ścisk. Przeprowadzicie nas? - młody funkcjonariusz tylko kontrolnie spojrzał na Ane i… Po chwili znowu byli w ruchu. Przed nimi jechał radiowóz na sygnale, a oni - trzymając się blisko policjantów - omijali wszystkie trudności na drodze. To była chyba najbardziej szalona jazda w życiu Westona. Inne samochody zjeżdżały im z drogi, a policja doprowadziła ich pod same drzwi szpitala. - Dzięki, naprawdę… Daję słowo, że więcej nie będę na was marudził. Dobra robota, panowie! Dzięki jeszcze raz. - Sky żegnał się z funkcjonariuszami, kiedy pomagał wysiąść żonie z auta. - Dodzwoniłaś się do swojego lekarza? Spotka się tu z nami? - bo zapomniał o to zapytać przez to całe zamieszanie z… Ze wszystkim właściwie. Czuł, że serce galopuje mu jak stado słoni, a po czole spływa strużka potu. Denerwował się. Cholera… Coraz bardziej się denerwował. Mocniej przylgnął do Ane, mocniej objął ją wpół i wbił w nią uważne, czujne i bardzo zatroskane spojrzenie. Wchodzili do szpitala, kiedy on… - Kocham cię, zawsze będę… Pamiętaj o tym. - zawsze. W każdej sytuacji, choćby nie wiem co miało się stać - on nie przestanie.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Spojrzała na niego wymownie jakby sobie właśnie z niej żartował. A jednak żart jej nie rozbawił! Bo jak już nie rodziła? Znaczy… Ane Ackerman w tym momencie bardzo mocno wierzyła w to, że nie urodzi. Nie dzisiaj. Nie teraz. Nie potrzebowali kolejnych komplikacji i tego, że przez najbliższe lata będą z niepokojem patrzeć na córkę, czy na pewno dobrze rozwija się jako wcześniak. Wszystko mogło być dobrze, ale no… wcale nie musiało. Dlatego się bała. I dlatego nie chciała straszyć Westona, który chyba i tak wystarczająco przestraszony. Nawet nie mogła mu się dziwić.
- Hej, co ty… – co ty robisz? Nie dokończyła, bo zatrzymał się przy policyjnym aucie, a ona musiała przybić sobie wewnętrznego facepalma, bo naprawdę… był niemożliwy! – Właściwie to wprowadziłeś ich w błąd… bo twoja żona wolałaby jednak NIE rodzić. – tak tak, właśnie tak… ale wtedy pojawił się kolejny skurcz, więc znowu syknęła z bólu i już się nie odzywała, przynajmniej do czasu aż nie przeszło i znowu nie mogła normalnie funkcjonować.
- Tak, rozmawiałam. – bo zanim zabrała się za pakowanie torby faktycznie zdążyła wykonać krótki telefon do swojego lekarza prowadzącego, który faktycznie potwierdził jej przypuszczenia i to, że muszą przyjechać do szpitala – Niedługo powinien tu być. I Sky… – zatrzymała się, złapała go za nadgarstek, żeby też się zatrzymał – Ja nie umieram, okej? I ona też nie. Więc się nie denerwuj. – bo to przecież nie był jeszcze koniec świata, prawda? Zwłaszcza, że na izbie przyjęć faktycznie czekał na nich jej lekarz, który od razu też je zbadał. Na pierwszy rzut oka nie było wiadomo skąd ten pośpiech, ale z dzieckiem było wszystko w porządku. I to była informacja, której potrzebowała… chociaż to i tak był tylko częściowy powód do radości. Ane miała dostać leki, które zatrzymają skurcze, spróbują ja ustabilizować i maksymalnie to przeciągnąć. Na wszelki wypadek Rose natomiast dostanie leki, które pomogą jej trochę wcześniej przygotować się na przyjście na świat i samodzielne funkcjonowanie. Niezbędna będzie dalsza diagnostyka i czy Westonowie tego chcieli, czy nie… w najbliższym czasie nie zapowiadało się, żeby Ane miała opuścić szpital. Została nawet przeniesiona z izby na normalny oddział, dostała szpitalną pidżamę i tak… pozostawało czekać – A mówiłam, że powinnam się spakować. – prychnęła, gdy już podziękowała pielęgniarce, która podłączała jej kroplówkę i zostali ze Skylerem sami w pokoju.




Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Coooo?! Jakiego znowu facepalma?! Powinna go docenić za pomysłowość, a nie kręcić głową na to, że znowu coś wymyśla! Przecież chciał dobrze… Najlepiej właściwie. I tym razem – w przeciwieństwie do tych wielu razy wcześniej, kiedy chciał dobrze – wyszło… Dobrze!
Poczuł palce żony na swoim nadgarstku i natychmiast wbił czujne spojrzenie w jej brązowe tęczówki. Czy spodziewał się tego, co mu teraz powiedziała? Nie umiera… Ani Ane, ani Rose, więc… Cholera, więc dlaczego tak się czuł, jakby miało wydarzyć się z nimi coś naprawdę złego? Coś nieodwracalnego i dramatycznego? Taki specyficzny ścisk gdzieś pod mostkiem i żebrami, dawał mu do zrozumienia, że to nie oni w tej grze trzymali najlepsze karty. To los, cholerny los, miał wszystkie asy i jokery w rękawie i właśnie bezczelnie z jednego z nich korzystał. – Ja… Tak… Tak, wiem. Postaram się. – zabrzmiał niepewnie, ale nie dlatego, że nie wierzył w to co Ane mówiła, nie. Raczej dlatego, że to wszystko było totalnie dalekie od tego, jak to sobie wyobrażał. To czyli dzień, kiedy Rosie postanowi wyjść z brzucha swojej mamy. Myślał, że będzie czuł podekscytowanie i radość, ale prawda jest taka, że w tej chwili przede wszystkim czuł strach i zmartwienie. To, że z dziewczynką wszystko było dobrze na pewno trochę go uspokoiło. To natomiast, że Ackerman musiała zostać w szpitalu – ponownie ten stres rozbudziło. Nie chciał wracać do domu bez żony i to nie dlatego, że był od niej uzależniony i nie umiał bez niej funkcjonować – mimo tego, że tak było to nie był najważniejszy powód. Nie chciał, bo… Bo bał się, że jak zostawi ją tu samą to… Coś się wydarzy. Coś, co on przegapi i czemu nie będzie mógł zapobiec, albo przynajmniej stawić czoła. Bał się o nią. Tak po prostu – bał się o kobietę, która była całym jego światem. Różne myśli krążyły mu po głowie, kiedy wpatrywał się otępiale w kroplówkę, którą przed momentem miła pielęgniarka podłączyła do ręki Ackerman. Siedział na szpitalnym krześle przy łóżku żony i chyba nawet w pierwszej chwili nie do końca dosłyszał, co Ane do niego mówiła. To dotarło do niego po sekundach… Trzech lub siedmiu. Drgnął więc. – Hm? Tak? – oderwał wzrok od kroplówki i przeniósł do na Ackerman. – Ja cię spakuję. Przywiozę ci wszystko, czego będziesz potrzebowała. Przecież wiesz. – nie musiała się o to martwić. Wystarczy, że zrobi mu listę – musiała wiedzieć, że odhaczy z niej każdy jeden punkt i to nawet z nawiązką. Uśmiechnął się lekko i ścisnął mocniej w palcach kobiecą dłoń, którą trzymał w nich od dobrych paru chwil. – Zastanawiam się… – co ty nie powiesz Weston? Zmarszczka na twoim czole tkwi już tam tak długo, że chyba zostanie ci tak na zawsze. – Myślisz, że… Sam nie wiem… Zrobiliśmy coś? Co to spowodowało… – ten przyspieszony alarm. Nie chodziło o poczucie winy, nie, pytał bardziej dlatego, że… Chyba po prostu potrzebował to wiedzieć. A może raczej potrzebował wiedzieć, że nie mieli na to wpływu, bo choćby Ane leżała plackiem to to i tak mogłoby się wydarzyć. – Może za dużo ostatnio… – spojrzał na żonę czujnie. Liczył na to, że zrozumie co miał na myśli. – No wiesz. Może przesadziliśmy? – z seksem, panie Weston, z seksem. O to pytał, tego się bał.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie miała wątpliwości, że chciał dobrze i doceniała jego pomysłowość, ale jednocześnie znał ją… wiedział, że nie lubiła rzucać się w oczy. Nie lubiła się wychylać i być w centrum zainteresowania, a tak niewątpliwie się stało, gdy eskortowała ich policja. Ale nie mogła się dziwić. Gdyby sytuacja była odwrotna, gdyby się o niego martwiła – też zrobiłaby wszystko, co trzeba. A że to wszystko różniło się od jego wyobrażeń? No cóż… o tym też mu mogła poopowiadać, bo porody nigdy nie są ładne. Po prostu fakt, że później można trzymać na rękach dziecko, na które się czekało – wszystko rekompensuje. I była pewna, że teraz też tak będzie… tylko Rose musiała jeszcze trochę poczekać, to wszystko. Były już pod opieką lekarzy, wszystko sprawdzali i nie mogło być źle, prawda?
- Wiem… po prostu jestem na siebie zła, że byłam tak nieprzygotowana. Przecież powinniśmy być mądrzejsi i już dawno mieć wszystko spakowane. – tak być powinno, ale rzeczywistość jak zawsze potrafiła zaskoczyć. Wydawało im się, że mają dużo czasu, a tu proszę…
- Hm? – spojrzała na niego zaskoczona, przekrzywiając lekko głowę, przyglądała mu się przez chwilę bez słowa i wreszcie pokręciła głową – Nie wiem, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. – nie chciała, żeby chociaż trochę czuł się winny, bo nie… to jak widać jej organizm źle to wszystko znosił. Albo naprawdę wszechświat jej nie lubił i jemu obrywało się rykoszetem – Teraz po prostu zrobię wszystko, żeby tego dziecka nie urodzić zanim nie będzie gotowe, tak? – i to było najważniejsze. Wiedział jak silna była jej potrzeba niezależności i jak bardzo nie lubiła, gdy ktoś jej mówił, co ma robić, ale cóż… jeśli lekarze każą jej leżeć to będzie leżeć. Po prostu. Tym razem były rzeczy ważne i ważniejsze, a bezpieczeństwo jej dziecka było najważniejsze – Zresztą teraz nie masz nad czym się zastanawiać… i tak nie pójdę z tobą do łóżka przez wiele miesięcy. – kącik ust drgnął jej wymownie w lekkim rozbawieniu i mocniej ścisnęła jej dłoń – Ale szlag… już zapomniałam jak to boli. Gdy przyjdzie co do czego i będę próbowała być odważna to walnij mnie w łeb… mam wziąć znieczulenie i nie kozaczyć. – spojrzała na niego ostro, bo oczekiwała, że jej obieca, że będzie jej pilnował, że nie będzie próbowała niczego nikomu udowadniać. Od tego było znieczulenie, żeby je brać - po prostu.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Odruchowo wziął w płuca głębszy oddech, bo to nie wiem, które usłyszał w odpowiedzi na swoje wątpliwości wcale nie było tym na co szczerze liczył. To mogło być to, a mogło nie być to. Mogło być wszystko albo nic. Ane miała rację i dobrze, że była z nim szczera – nie chciałby być okłamywany tylko dlatego, że to łatwiejsze. Pokiwał krótko głową, ściągając mocniej wargi i jeszcze przez moment nic nie mówił. Opuścił wzrok na brzuch żony… Ale na krótko, bo kiedy ona wspomniała o bólu, on natychmiast spojrzał w górę – do jej twarzy, do jej oczu… - Co? To ty… To ty możesz wziąć znieczulenie? – zapytał najszczerzej zaskoczony, jak tylko potrafił być. Z każdym kolejnym dniem i każdą kolejną ich rozmową „o tych sprawach”, Weston coraz mocniej uświadamiał sobie, jak niewiele wie o ciąży jako takiej i… Wszystkim co potem także. Był absolutnym ignorantem. Absolutnym! Dziś mógł tylko pluć sobie za to w brodę i pokornie się uczyć. – Oczywiście, że je weźmiesz, Ane. Nie widzę innej możliwości. Powiem ci więcej… Ja też je wezmę! – prychnął na koniec i w końcu też lekko się do żony uśmiechnął. Pochylił pysk i przelotnie musnął nim wierzch kobiecej dłoni, którą nieprzerwanie ściskał w swoim łapsku. – Swoją drogą, mówisz o tym niechodzeniu ze mną do łóżka przez najbliższych kilka miesięcy, jakby to było coś dobrego. – spokojnie, nie próbował jej dogadywać, a w jego głosie nie było nawet grama pretensji. Uśmiechał się pod nosem i uważnie wpatrywał się w jej ładną buzię. – Masz dość? Potrzebujesz urlopu, żeby zaleczyć siniaki? – po jego klapsach i wszędobylskich łapskach? Błysnął krótko kłami i cicho się też zaśmiał. Po chwili jednak znów nieco spoważniał… Choć nie do końca, bo nie był jakiś smutny czy, tak jak wcześniej, nieobecny i zamyślony. Był tutaj z nią, z żoną, w której tęczówki uparcie się wpatrywał. – Obiecujesz? – zapytał cicho i dał Ackerman dosłownie pół chwili na spróbowanie wejścia mu do głowy i odczytanie tego, co właściwie miał na myśli i co tak naprawdę Ane miała mu obiecać. – Że zrobisz wszystko, żebyście obie wyszły z tego całe i zdrowe? Że będziesz leżeć, jak każą ci leżeć i nie będziesz mnie za to nienawidzić? – bo to przecież on ją zapłodnił, on był winien temu wszystkiemu, prawda? To nic, że jakoś mocno się nie opierała, hyhy. To wciąż była jego wina. – Nie chcę, żebyś mnie nienawidziła. – dodał szeptem i opuścił krótko wzrok do jej ładnych ust. Zawsze trudno mu było oprzeć się ich sile przyciągania.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Znowu na niego spojrzała jakby sobie z niej żartował, a ona nie załapała dowcipu! Bo oczywiście, że można było dostać znieczulenie… ale z jakiegoś powodu dalej nie było normą i trzeba było się o nie prosić, a przy okazji zostawić w szpitalu mnóstwo pieniędzy, czego Ane nigdy nie potrafiła zrozumieć. Ale! Przekładała to na warunki amerykańskie i właściwie nie miała zielonego pojęcia jak wyglądało to w Australii. Może tu nie mieli znieczulenia? Właśnie to do niej dotarło i na ułamek sekundy mocno przeraziło. Głos Skylera jednak ściągnął ją na ziemię, uśmiechnęła się pod nosem, bo tak… jemu zdecydowanie należało się znieczulenie.
- Oh, nie Weston… to jest coś bardzo NIE dobrego, ale zamierzam się trzymać zaleceń, więc skarbie chcesz czy nie chcesz – czeka cię celibat. I pamiętaj, że jak nie wytrzymasz i znajdziesz sobie kochankę to cię znajdę i zamorduję. – dodała swobodnie, wzruszając lekko ramionami jak gdyby nigdy nic i ładnie się do niego uśmiechnęła. Jakby rozmawiała o pogodzie, a nie o ewentualnym morderstwie, prawda?
- Wiesz, że nie mogłabym cię nienawidzić – taka była prawda. Była beznadziejnie w nim zakochana, więc jak mogłaby nienawidzić? Zupełnie bez sensu. Zupełnie niewykonalne, nie musiał się tym martwić – I oczywiście, że zrobię wszystko. Wiem, że masz o mnie różne zdanie… – że jest uparta jak ciele na przykład! – Ale ona jest dla mnie najważniejsza. Zawsze. – wbiła uważne spojrzenie w męża – więc zrobię wszystko, żeby ona była cała i zdrowa… – sama Ane była tutaj drugorzędna i to właśnie bardzo mocno w nią uderzyło – Gdyby coś się stało… – nawet na moment nie spuszczała z niego wzroku, uparcie się w niego wpatrywała – Nigdy wcześniej o tym nie rozmawialiśmy i to chyba jest odpowiedni moment. – nie było to nic łatwego i przyjemnego, ale musiała to powiedzieć. Jeszcze mocniej zacisnęła palce na jego dłoni – Jeśli musiałbyś podejmować jakieś decyzje. – doskonale wiedział o czym mówiła, ale co nie chciało jej przejść przez gardło – Musisz mi obiecać, że wybierzesz ją. – Ane nie widziała innej możliwości i chciała, żeby jej to obiecał. Nie planowała takich wypadków, ale gdyby coś… musiała wiedzieć, że Sky wybierze dobrze – Nigdzie się nie wybieram, ale gdyby coś…



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Dobrze było zobaczyć jej uśmiech, a przy okazji usłyszeć, że za nic w świecie nie mogłaby go znienawidzić. Trzymam cię za słowo, moja seksowna zołzo, skomentował tylko w myślach, bo Ane, co prawda bardzo płynnie i sprawnie, ale jednocześnie tez dość dla Skylera niespodziewanie, uderzyła w znacznie poważniejszy ton. Sky na początku nie rozumiał do czego zmierzała i na podjęcie jakiej decyzji Ackerman próbowała go właśnie przygotować, ale kiedy to do niego dotarło… Kiedy to zrozumiał, a stało się to ledwie pół chwili później, wyraz jego pyska zmienił się diametralnie. Ściągnął groźnie brwi, zacisnął zawzięcie wargi, napiął szczękę i… Tak, wyglądał na złego. Bardzo, bardzo złego. Wyprostował się mocniej i surowo, stanowczo pokręcił głową. Krótko, bo jego przekaz też właśnie taki miał być. – Nie obiecam ci tego, Ane. Nigdy ci tego nie obiecam, bo nigdy nie mógłbym nie wybrać ciebie. – nie pytał czy rozumiała i czy to było dla niej jasne. Najważniejsze, że dla niego takie było. Jak mógłby świadomie zrezygnować z kobiety, która była dla niego wszystkim? Całym jego światem? Całym jego życiem? Kochał Lily i zrobiłby dla niej absolutnie wszystko, wskoczyłby za nią w ogień i przeszedłby dla niej pół świata bez butów, wiedział, że do Rosie też będzie czuł to wszystko, ale to wcale nie zmieniało tego, że… To nie miałoby sensu bez Ane. Ta rodzina, to, co próbowali zbudować. Po prostu nie. – Nie proś mnie o to więcej, bo nie lubię cię rozczarowywać, a za każdym razem kiedy o to poprosisz tak właśnie będzie. – odpowie, że nie obieca jej tego i to ją rozczaruje. Westchnął cicho, ale nie odrywał wzroku od kobiecych oczu. – Jak mógłbym świadomie zrezygnować z kogoś, kto jest moją pochodnią w tym pieprzonym mroku, co? Nie waż się mnie nigdy zostawiać, Ackerman, w ten czy inny sposób. I serio… Nie każ mi więcej niczego takiego obiecywać. Nie obiecam. Nie obiecam, bo ja zawsze wybiorę ciebie. Zawsze, Ane. Czy to ci się podoba, czy nie. – przekaz był jasny i powiedziany stanowczo. Weston się nie cackał, ale coś czuł, że ona wcale tego od niego nie potrzebowała. – Żałuję, cholera, naprawdę żałuję, że nie mogę postawić cię w adekwatnej sytuacji. Ciekawe co byś powiedziała. – prychnął na koniec i… W końcu też pozwolił sobie na lekki, naprawdę lekki, ale jednak uśmiech. Tuż po samym nosem. Spojrzał na żonę tuż po tym, jak krótko zerknął na jej ciążowy brzuch i… Tak, uśmiechał się. – Co właściwie miałaś na myśli mówiąc, że… Wiesz, że mam o tobie różne zdanie? – rzuciło mu się to w ucho i tak, zdecydował, że na pewno o to zapyta. Na przykład teraz.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie to chciała od niego usłyszeć. W naturalny sposób spoważniała, ściągnęła mocniej brwi i przyglądała mu się uważnie, bardzo uważnie… i tak jak on – wyglądała na złą. Bo chciała od niego usłyszeć coś innego. Nie ona tu była najważniejsza, nie o nią powinien się martwić… nigdzie się nie wybierała z tego świata, ale jeśli miałoby się coś stało chciała, żeby wybrał dziecko. Potrzebowała wiedzieć, że wybrałby dziecko. Bo ona nie chciałaby żyć z myślą, że zrobił inaczej… że lekarze ratowali ją kosztem życia jej dziecka. Gniewnie ściągnęła brwi i zaczęła kręcić głową – One… one wtedy byłyby twoim wszystkim. – nie wierzyła, że nie. Był dobrym ojcem dla dziecka, które nie było… biologicznie jego. Więc jak inaczej mogłoby być z Rose? No nie mogło. Dlatego nawet nie próbowała udawać, że jest usatysfakcjonowana i miał rację… za każdym razem, gdy będzie to powtarzał – będzie ją rozczarowywał. Bo z jednej strony rozumiała… kochała go jak wariatka i przecież też nie potrafiłaby z niego zrezygnować, ale była też mamą. Mamą, która raz straciła dziecko. Przeżyła to. Wiedziała jakie to uczucie i nigdy więcej nie chciała go czuć… nigdy – Straciłam dziecko. – wtedy w San Francisco, gdy była przekonana, że Lily zginęła – Nie chcę nigdy więcej tego przechodzić. Nie chcę nigdy więcej tego czuć. Nie przeżyję tego… nawet jeśli wybrałbyś mnie, straciłbyś nas obie. – bo ona by tego nie udźwignęła. Nawet dla niego i dla Lily. Niezależnie od tego jak bardzo ich kochała i jak bardzo byli całym jej światem – nie dałaby sobie z tym rady, bo nie jest niezniszczalna jak mogłoby się wydawać – że jestem uparta, przemądrzała i wydaje ci się, że czasami po prostu robię ci na złość. Nie mam wątpliwości, że mnie kochasz, ale czasami mnie po prostu nie lubisz... – wzruszyła lekko ramionami, bo wiedziała, że bywa trudna i to nie było nic złego, że miał tego serdecznie dość. Ideały nie istniały i ona doskonale o tym wiedziała.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Nie spodziewał się, że ta rozmowa pójdzie w takim kierunku. Bardzo… Nieoczekiwanym kierunku. Wyraz jego pysk stał się jeszcze surowszy i „groźny”, niż pół chwili temu. Patrzył na Ane i trochę nie wierzył w to co słyszy. - Ane, co ty mówisz? Jak… Jak możesz tak myśleć? - że jej czasami nie lubił. To było absurdalne, niewiarygodne i totalnie niemające nic wspólnego z prawdą. Nic, a nic! Jeśli miał być szczery, jeśli ktoś by go o to teraz zapytał - tak, musiałby przyznać, że zrobiło mu się zajebiście przykro. Nieporozumienie w tym, kto jest w sytuacji kryzysowej ważniejszy - matka czy dziecko - to jedno, ale usłyszeć, że twoja ulubiona i ukochana osoba na świecie myśli, że nią nie jest? Ba, że jej nie lubisz?! To… No nie. No po prostu nie. Sky pokręcił głową i poczuł w gardle dziwny ścisk. Nerwy, stres wydarzeniami z dzisiaj plus teraz jeszcze to… - Kiedy dałem ci odczuć, że cię nie lubię? Kiedy, Ane? - pytał i nawet nie próbował ukryć tego, że go uraziła. Rozczarowała. Bardzo. Sam nie uważał, żeby kiedykolwiek dał jej powód do podobnych wniosków, więc… Tak, chciał to od niej usłyszeć. Co zasiało w jej głowie taką abstrakcyjną myśl? - Wiem, że straciłaś dziecko, nie zapomniałem o tym. Ale wiem też, że je później odzyskałaś. Nie możesz ode mnie oczekiwać, że będę czuł tak samo, jak ty. Nie zrezygnuję z ciebie. W żadnej sytuacji, Ane. - wyjaśnił jeszcze tak stanowczo, jak potrafił i jak buzujące w nim rozczarowanie i żal, mu na to pozwoliły. Patrzył żonie prosto w oczy, bo nie chciał przegapić choćby skrawka jej reakcji. - Dlatego nie rozumiem… Po prostu nie rozumiem… Jak możesz myśleć, że… To dlatego, że powiedziałem, że wybrałbym ciebie? Że nie obiecałem ci tego, co chcesz żebym obiecał? Dlatego chcesz mi dopiec? Bo tak, Ane, to zabolało. - przyznał zupełnie wprost, choć może nie powinien, bo… Może tak naprawdę to nie miało dla niej znaczenia? Była przekonana o czymś, co on uważał za absurd. Był w szoku, że w ogóle znaleźli się w tak dziwacznym punkcie. Mruknął ciszej pod nosem i zabrał rękę z dłoni Ackerman. - Czy to znaczy, że ty tak czujesz względem mnie? Nie lubisz mnie? Czasami. - lub częściej. Zapytał o to i opuścił wzrok od jej oczu, wbijając go zaraz w… Nic właściwie. W przestrzeń przed sobą, nie skupiając się na żadnym konkretnym jej elemencie.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
ODPOWIEDZ