lorne bay — lorne bay
27 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Biurko.
Szafka.
Kluczyki.

Taki był plan.
Znaleźć co trzeba i czym prędzej spierdalać, zanim trupy ożyją albo co gorsza, nie wiadomo skąd włączy się alarm przeciwwłamaniowy, przyjedzie policja i wylądują w jebanym więzieniu, zanim zdążą pochować jeszcze zwłoki, które (oby) grzecznie czekały na nich w lesie. Był to więc jebany wyścig z czasem, a oni nie mieli najmniejszego pojęcia, które miejsce zajmują w rankingu.
Kevin odprowadził dziewczynę wzrokiem, upewniając się, czy aby na pewno ruszyła w stronę kantorka, po czym sam zabrał się za poszukiwania. Szef jak zwykle zawodowo zadbał o to, żeby nie było mu łatwo. Pozostawiał rozjebane chyba wszystkie możliwe sterty papieru, resztki jedzenia i coś, co w sumie przypominało palec. Czyżby wypadł gdzieś, kiedy pakowali truposza do trumny? Kurwa. Pisknął jak baba, sam przestraszając się własnego głosu (niczym ten typek z filmików na tiktoku, który boi się własnego krzyku i gdy już zacznie pokrzywikać nie jest w stanie przestać).
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
Kurwa.
Skup się debilu — rzucił do samego siebie, przywołując się do porządku. Odstawił potencjalną część ciała do szafki i zaczął przerzucanie dokumentów z jednej kupki na drugą. — No dalej, gdzie jesteście — zajebał się w misji, nie zdając sobie nawet sprawy, że Tate zdążyła już wrócić do głównego holu i przystanąć tuż przy nim. Więc kiedy już w końcu namierzył złote klucze z mini trumienką, służącą za breloczek, dopiero zobaczył zarysowaną postać tuż obok.
Aaaaah kurwa. W imię Ojca i Syna, Habemus Papam, odejdz demonie!! — krzyknął na całą pizdę, dopiero po jakimś czasie orientując się z kim tak naprawdę miał do czynienia. — Jezu, to ty — przewrócił oczami nieco urażony, że ta nie dała mu wcześniej jakiegoś ostrzeżenia, że nadchodzi. W końcu kurwa warunki były wystarczająco creepy, nie było potrzeby dodatkowego straszenia. Chuj, że w rzeczywistości Callaway mówiła do niego i to dużo, a to po prostu on nie słuchał. Nie ważne. Przestraszyła go? Przestraszyła. A to bardzo nieładnie.
Co mam? — z początku nie wiedział za bardzo, o co jej chodzi, dopiero po chwili ogarnął. — A tak, tak, mam. Chodźmy — pomachał kluczykami tuż przed jej twarzą, po czym spuścił spojrzenie na wszystkie przyrządy przyniesione przez dziewczynę i no cóż, nie mógł powstrzymać się przed wyrażeniem zachwytu. — Dobra robota — zapropsował, kiwając zadowolony głową, po czym zabrał większość rzeczy i ruszył do wyjścia, zostawiając Tate tylko workiem na śmieci, będąc przekonany, że sobie poradzi.
Władowali co trzeba do bagażnika, a Fisher czym prędzej zajął miejsce kierowcy. I jeszcze zanim Tate zdążyła się wpakować do furki, zacisnął dłonie na kierownicy, wypuszczając głośno powietrze. Kurwa. Gdyby jeszcze w południe ktoś powiedział mu, że będzie musiał zajebać samochód z roboty, żeby przewieźć nim trupa i go zakopać, śmiałby się do rozkupu. Teraz? Cóż nie było mu aż tak bardzo do śmiechu.
Gdy ruszyli z podjazdu w aucie panowała niezręczna cisza. Jedyny dźwięk dookoła wydawał trumienny breloczek, obijający o deskę rozdzielczą. Troche niezręcznie. Ruchem ręki odpalił radio, nastawiając pierwszą lepszą stację, by już po chwili do ich uszu dobiegła znana i jakże pasująca do sytuacji muzyka.

Knock, knock, knockin' on heaven's door
Knock, knock, knockin' on heaven's door
Knock, knock, knockin' on heaven's door


Tate Callaway
powitalny kokos
Kasik#0245
brak multikont
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
Zawtórowała mu krzykiem i teraz stali oboje w zakładzie pogrzebowym, wydzierając się przy tym w niebogłosy, jakby właśnie nawiali z psychiatryka. Tate nie bała się duchów. Nie bała się nieczystych mocy, opętania i zjawisk, których ludzie nie potrafili pojąć ani tym bardziej wyjaśnić. Bała się takich debili jak Kevin, którzy wydawali z siebie znienacka przeraźliwe krzyki niczym przy obdzieraniu ze skóry. Obawiała się, że właśnie przez takiego niedorozwiniętego typa fiknie kiedyś na zawał i tyle będzie z jej hasania po ziemskim padole.
- Zawsze tak straszysz ludzi? - kiedy w końcu przestali wrzeszczeć, teatralnie przycisnęła sobie dłoń do piersi. - Jakim cudem pracujesz się w domu pogrzebowym? - zapytała, tym razem z nieudawanym zdziwieniem, bo skoro chłopaczyna był aż tak strachliwy, to chyba ten karawan musiał prowadzić z zamkniętymi oczami, których nie otwierał aż do końca zmiany. Za to ona czułaby się w tej profesji niczym ryba w wodzie, bo miałaby bezustanny kontakt z zagubionymi duszami zmarłych. Czy ona w ogóle wspominała Kevinowi czym zajmuje się na co dzień? Nie? Może to i lepiej, bo pewnie - tak jak większość ludzi - wziąłby ją za wariatkę.
Przynajmniej jej dokonania otrzymały aprobatę, więc po chwili oboje mknęli do samochodu, gdzie cały zdobyty ekwipunek wcisnęli na tyły pojazdu. Sama Tate usadowiła się wygodnie obok kierowcą, którym naturalnie był Kevin. Samozwańczym kierowcą, bo równie dobrze to ona mogłaby prowadzić pojazd, ale chyba to nie była odpowiednia pora na sprzeczki i pogawędkę o dyskryminacji kobiet.
- Pierwszy raz jadę karawanem - oznajmiła, wsłuchując się w tekst piosenki Guns N' Roses. - Przynajmniej na pewno nie ostatni - dodała w ramach rozluźnienia atmosfery, a w jej oczach dało się dostrzec wyraźne rozbawienie. - No już, Kev, nie rób takiej grobowej miny. Co prawda sytuacja jest patowa, ale czasu nie cofniemy. Jak dotrzemy na miejsce, to mogę spróbować zagadać z gościem czy ma do nas jakiś ogromny żal - wypaliła, zanim zdążyła pomyśleć i ugryźć się w język. - Chyba teraz powinniśmy skręcić, co nie? - wskazała na prawo z nadzieją, że szybciutko uda jej się zmienić temat. Naprawdę nie widziało jej się tłumaczenie wszystkiego Kevinowi, który i tak na pewno nie zrozumie jej umiejętności.
Tate od dziecka czuła się mocno wykluczona i niezrozumiana nie tylko przez rówieśników, ale także przez najbliższych. Rodzice zawsze myśleli, że to tyko taka faza, że wyrośnie z tych bredni o zjawiskach paranormalnych, mimo że praprababka posiadła podobne moce. Tylko ona nie obnosiła się z nimi, w tamtych czasach uznaliby ją za czarownicę i próbowali spalić na stosie czy wykonać na niej jakieś inne, równie okrutne tortury. W każdym razie Tate nie wyrosła z duchów, w dodatku badała zjawiska paranormalne zawodowo, co nie podobało się rodzinie. Jedni załamywali ręce, inni pogodzili się z jej dziwactwami, chociaż w dużej mierze nie akceptowali ich i nawet nie próbowali udawać, że doskonale rozumieją to, czym zajmowała się na co dzień. Na szczęście Callaway nigdy nie przejmowała się opinią ludzi, a jeśli kiedykolwiek tak było, dawno przestała brać sobie do serca podłe słowa. Była inna, ale dzięki tej inności pomogła wielu zbłądanym duszom.

Kevin Fisher
sumienny żółwik
-
lorne bay — lorne bay
27 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na pewno nie ostatni — zaśmiał się tępo, wyjeżdżając na główną drogę i obierając kurs w stronę lasku. Bo chociaż Tate nigdy wcześniej nie jechała karawanem i teraz był jej pierwszy raz, tak z pewnością przejedzie się z nim jeszcze chociaż raz - chociaż już może mniej bardziej żywa (hehe).
Spoglądał uważnie przed siebie, próbując skupić się na drodze. Wcześniej władował w siebie już trochę alkoholu i będąc kompletnie szczerym, obraz przed oczami wcale nie był tak wyraźny jak jeszcze kilka godzin temu na trzeźwo. Mijali latarnie, wsłuchani w dobrze znane, rockowe klasyki, rozmawiając na równe tematy (głównie o trupach), kiedy Tate jak gdyby nigdy nic wspomniała o rozmawianiu ze zmarłym kolesiem.
Czekaj co? — z początku myślał, że się przesłyszał. Że tak naprawdę miała na myśli rozmawianie przez walkie-talkie, albo opowiadała fabułę niedawno obejrzanego horroru kategorii B, jednak nie. Ona tak na serio. Tak o trupach. — Chcesz mi powiedzieć, że umiesz się komunikować ze zmarłymi? — kątem oka rzucił jej zaciekawione spojrzenie. Nie był przerażony. Nic z tych rzeczy. Tego wieczora doświadczył już tyle popierdolonych rzeczy, że gdyby at the end of the day okazało się, że laska, którą miał zamiar przelecieć w krzakach i z którą przypadkowo zabił niewinnego człowieka, potrafi rozmawiać z duchami, nawet nie byłby zdziwiony. Co więcej, może nawet trochę by mu zaimponowała.

Gdy podjechali na przyleśny parking, Kevin zatrzymał karawan najbliżej lasku jak to tylko możliwe, po czym z głośnym westchnięciem zgasił silnik. Odpiął powoli pas, po czym spojrzał w zielone oczy towarzyszki.
Gotowa? — spytał, czując, jak niepewność z domieszką strachu znowu podchodzi mu do gardła. — Przygotuje rzeczy — wysiadł w pojazdy, po czym zabrał się za wyjmowanie łopaty oraz wszystkich zabranych przedmiotów z tylnego siedzenia. Kurwa. Czy oni naprawdę mieli zamiar ZAKOPAĆ kurwa trupa?

Tate Callaway
powitalny kokos
Kasik#0245
brak multikont
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
Machnęła tylko niedbale ręką, bo nie sądziła, żeby Kevin jej uwierzył. Tak, potrafiła komunikować się ze zmarłymi. Tak, udawało jej się to ze skutecznością na poziomie jakichś osiemdziesięciu pięciu procent. Tak, na tym polegała jej praca. Tak, ludzie mieli ją za wariatkę, dlatego wolała nie zagłębiać się w ten temat, mimo że sama go zaczęła. Nie znali się dobrze, właściwie wymienili tylko płyny ustrojowe przy ognisku, a potem w lecie i to chyba nie był odpowiedni moment na podobne wyznania. Tate wolała zaprezentować się przy mężczyźnie z jak najlepszej strony, chociaż chyba nie popisała się szczególnie, przyczyniając się do morderstwa. Wprawdzie nie była tutaj jedynym winowajcą, ale mniejsza z tym.
- Tak jakby - powiedziała krótko, kiedy podjeżdżali na przyleśny parking, po czym odwzajemniła spojrzenie Kevina. Czy była gotowa? Ani, kurwa, trochę. - Miejmy to już za sobą - rzuciła tylko, odpięła pas i wyskoczyła z samochodu. Nie minęła chwila, a już wyciągali z karawanu łopaty, latarki i coś, w co mieli owinąć zwłoki.
Szczerze? Callaway była przerażona i chyba dopiero w tym momencie dotarło do niej, w jaki patowe sytuacji się znaleźli.
- Poczekaj - mimowolnie zacisnęła palce na nadgarstku młodego mężczyzny. - Nie możemy tego zrobić. To znaczy, nie tutaj. Musimy go przewieźć - zarządziła, starając się panować nad tonem swojego głosu, choć drgała jej gdyka i z ledwością powstrzymywała się od paniki. - Co, jeśli ktoś będzie go szukał? Może miał rodzinę? Żonę, dzieci? - właściwe nic nie wskazywało na to, żeby mężczyzna miał najbliższych, prędzej znany był jako okoliczny żul, który nazywał każdą, przechodzącą obok sklepu kierowniczką. Ale kiedyś był czyimś synem i należał mu się jakiś należyty pochówek. Niekoniecznie na cmentarzu komunalny, wtedy Tate i Kevin musieliby powiadomić odpowiednie służby i przyznać się do winy, ale przynajmniej mogli zakopać go gdzieś na łące w towarzystwie pięknie rosnących, polnych kwiatów. - Zostawmy na razie łopaty - po tych słowach złapała odłożyła latarkę, wzięła jakiś koc, duże worki i ruszyła przed siebie, przemierzając tymi samymi zaroślami, którymi przedzierali się po oddaleniu się od ogniska.
Przez ten czas dwa razy zmieniali, zdążyli się pokłócić, zgubić i nie obeszło się bez wyzwisku w kierunku Kevina za to, że znów wprowadził ją w błąd. Ale w końcu dotarli na miejsce, a Bob dalej leżał pod tym samym krzykiem, niedbale przykryty liśćmi i gałęziami. I nadal był martwy.
Kiedy owijali go w koc, a później w ciemne worki na śmieci, nie zamienili ze sobą ani słowa. To znaczy między sobą, Bob dosyć chłodno zapatrywał się na zaistniałą sytuację.
- Chryste, waży chyba z tonę - mruknęła w drodze powrotnej do samochodu. Fakt, nieboszczyk lekki nie był. I w dodatku nie kwapił się, żeby im cokolwiek ułatwić. Ale co się dziwić, zabili go. W takim wypadku Tate również nie kiwnęłaby palcem.

Kevin Fisher
sumienny żółwik
-
lorne bay — lorne bay
27 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Co sobie myślał? Przeważnie nic. A w tamtej chwili, że spokojnie odpierdolą szybką akcję - złapią za łopaty, wykopią wielką dziurę, przeturlają go do środka, a następnie zakopią na wieki, pozwalając Bobowi odejść w spokoju i ciszy (chociaż może nie aż takiej ciszy, bo stojąc w miejscu morderstwa dość mocno dało się słyszeć dźwięki donośniej muzyki oraz gwar rozmów).
Jak to nie tutaj? — oburzył się z początku, kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi Tate i chociaż przez kilka pierwszych sekund był mocno nastawiony na bój, tak już kilka argumentów towarzyszki sprawiło, że Kevin przytaknął niechętnie i ruszył bawić się w jebanego grabarza.
Kurwa, już zaczyna jebać — mruknął niechętnie, gdy w końcu po wielkich ekscesach znaleźli zakopane pod jesiennymi liści ciało. Nie był do końca pewien, czy powodem odoru była sama gwiazda wieczoru, czy może czysty przypadek i na przykład jakaś zwierzęca kupka tuż obok. W końcu byli w lesie, wśród natury, a ta rządziła się własnymi prawami. — Pierwsze koc czy pierwsze worki? — dopytał, bo przecież nie był pieprzonym specjalistą w pakowaniu nieboszczyków. W przewożeniu - pewnie: Szybszy niż Robert Kubica, skuteczniejszy niż Bartosz Kurek i zawsze na czas niczym Kasia na dworcu kolejowym. Trupy rozwoził zawodowo, z pakowaniem było już nieco gorzej.
Ale starał się chłopaczyna. Zawijał jak mu kazano, wykonując dzielnie polecenia Tate, która (trzeba przyznać) nosiła jaja w tym duecie.
Ciężki jak cholera — stęknął, gdy już byli w połowie drogi do karawanu. — Bob, chłopie, coś ty dzisiaj jadł? Jelenia i dwie świnie? — przewrócił oczami, czując jak kolejna kropla potu spływa po czole, prosto do oka. Piekło jak cholera, a on biedny nawet nie miał jak sobie tego podetrzeć. Dopiero gdy dotarli do samochodu, Kevin oparł się plecami o bok fury, przytrzymując głowę Boba jedną ręką i opierając jego kark na własnym kolanie, wolną ręką próbując otworzyć tylne wrota — A mówiłem, kurwa, mówiłem. Otwór na pilot będzie praktyczniejszy, ale nie, oni muszą być staromodne chuje i mieć wszystko manualnie. A potem męczy się człowiek i ujebie po same łokcie, żeby tylko coś otworzyć — ponarzekał, ponarzekał, by już po chwili odnieść sukces w tej ciężkiej misji. Wcisnęli nieboszczyka do środka, wsród zapaszku sosny i jodełki. Całe szczęście, że Kevin dwa dni temu wymienił zapaszki w furce, bo teraz mieliby nie lada wyzwanie dojechać tam bez wymiotów.
Dobra, to prowadź — wsadził kluczyki do stacyjki, po czym odpalił maszynę i zdając się na współrzędne Tatę, podążał wyznaczoną trasą.


Ej, Tate — wydusił cicho, gdy stali na środku wielkiej łąki, pochyleni nad urokliwym Bobem. A przynajmniej Kevin zobaczył w nim prawną urokliwość, kiedy tak spoglądał w jego pomarszczoną twarz i lekki grymas na czole. — A mogłabyś się go zapytać no wiesz.. jak mu tam z tym wszystkim? Czy bardzo ma nam za złe? Może jest coś co możemy dla niego zrobić? Wiesz… jakaś taka niedokończona sprawa, albo coś.. sam nie wiem.

Tate Callaway
powitalny kokos
Kasik#0245
brak multikont
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
- Nie tutaj - warknęła przez zaciśnięte zęby, bo właśnie targała zwłoki na karawanu, czyli tam, gdzie było ich miejsce. Tyle, że Bob miał trafić gdzieś na pole kukurydzy, a nie na cmentarz, jak to zwykle robiło się w przypadku truposzy. No chyba, że ktoś zażyczył sobie urnę, wtedy można było sobie ustawić ją w salonie nad kominkiem. Sama Tate chciałaby być skremowana i chociaż na razie nie wybierała się na tamten świat, w głowie miała taką piękną wizję, jak rodzina rozsypuje jej prochy gdzieś przy Uluru - australijskim monolicie. Kiedyś myślała o Wielkim Kanionie, ale komu chciałoby się zapierdalać do Kolorado?
Wpakowali szanownego Boba do auta i po tym, jak ruszyli, Tate wskazała Kevinowi trasę. Była niczym żywa nawigacja, ale co się dziwić, Lorne Bay znała lepiej niż własną kieszeń. Codziennie podróżowała w inną część miasta, żeby pomóc zagubionym duszyczką dostać się na tamten świat.
Minęli pola, wysiedli z pojazdu, wyciągnęli z samochodu owiniętego w czarne worki Boba i stanęli nad nim, przyglądając się jego martwiej twarzy, jakby chcieli się upewnić czy ten aby na pewno był martwy. Był bardzo martwy. Właściwie bardziej martwym nie można było być.
- Ale że teraz? - spojrzała na Kevina, kiedy ten wyskoczył z nietypową prośbą. - Najpierw zajmijmy się kopaniem, a potem go zapytam. Tak będzie bezpieczniej - no bo co, jeśli Bobowi, a raczej jego duchowi coś odjebie i będą musieli uciekać zanim zdążą zakopać jego ciało? Trzeba to rozegrać logistycznie. - Łopaty w dłoń - zarządziła i nie czekając na reakcję chłopaka, sama sięgnęła po narzędzie, po czym zaczęła kopać.
Do tej pory nie zdawała sobie sprawy ile siły to wymaga. Wprawdzie wychowała się na farmie i pomagała rodzicom w gospodarstwie, ba, dalej zamieszkiwała te rejony, ale jej prace fizyczne zwykle ograniczały się do karmienia kur i przerzucania widłami snopków siana.
- Nie czuję rąk - jęknęła, kiedy wykopany dół wydał im się odpowiedni. - Serio, zaraz chyba mi odpadną. Dobra, pomóż mi - kucnęła i zaczęła przesuwać Boba aż ten w końcu z hukiem wylądował w środku rozkopanej ziemi. Teraz wystarczyło go zasypać, świeżą glebę dla niepoznaki okryć liśćmi, gałęziami i jakąś trawą i będą w domu. - Naprawdę chcesz wiedzieć czy nie ma nam tego za złe? - zapytała, ocierając wierzchem brudniej dłoni twarz, tym sposobem pozostawiając resztkę czarnej ziemi na swoim czole. Bardziej zaskoczyło ją, że Kevin wierzył w jej umiejętności. Większość ludzi uważało Tate za dziwaczkę i podważało jej zdolności porozumiewania się ze zmarłymi. Może chłopak był po prostu w zbyt dużym szoku, a sumienie gryzło go na tyle, żeby wierzyć uwierzyć w cokolwiek. - Mogę spróbować się z nim skontaktować - oznajmiła w końcu i podeszła bliżej miejsca, w którym zakopali mężczyznę. Potrzebowała ciszy, dlatego gestem ręki dała Kevinowi znać, żeby zamknął się na moment i dał jej chwilę na skupienie myśli.

Kevin Fisher
sumienny żółwik
-
lorne bay — lorne bay
27 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie teraz? Zastanowił się na moment. No bo co za różnica? W końcu lepiej chyba zapytać teraz, jak mieli go tak ładnie leżącego przed sobą niż w jebanej dziurze bez dna, którą zaraz mieli w planie kopać. Kevin za grosz nie znał się na tych wszystkich voodoo rytuałach, jak i na rozmawianiu ze zmarłymi, dlatego nie rozumiał za bardzo decyzji Tate. Ale cóż, rozumiał czy nie i tak musiał ją uszanować.
Dobra, już dobra — uniósł dłonie wysoko w pokojowym geście, po czym wykonał zwinny obrót na pięcie i ruszył po łopatę. Normalnie to stronił się od takich czynności, jak kopanie. Zawsze uważał, że miał po prostu za bardzo delikatne ręce, by łapać się jakiekolwiek robocizny. Ale mus to mus. Złapał za narzędzie i końcówką łopaty wskazał na przestrzeń, w której nie rosło za dużo zielonej trawy. — Tutaj? — upewnił się jeszcze, bo skoro laska rządziła wszystkim innym, pewnie i w wyborze miejsca nie miał za dużo do gadania. Chociaż musiał przyznać, lubił babki z jajami. Kiwnął głową zgodę Tate i zabrał się za kopanki. Wzdychał. Jęczał. Pocił się i trudził aż w końcu po kilkunastu solidnych minutach stali w jebanej dziurze na środku szczerego pola. Saturday madness, co?
Nawet mi nie mów, nie czuje ramion — otarł pot z czoła, drugą ręką opierając się na wbitej w ziemię łopacie. — Będę mieć zakwasy jak stąd to Europy — skwitował, z głośnym stęknięciem wyrzucając narzędzia na górę. Serio nie miał nawet najmniejszego pojęcia, jak będzie w stanie prowadzić samochód i wymachiwać łapami po kierownicy, kiedy ledwo mógł utrzymać je w pionie. A to jeszcze nie był koniec. — Tate, chodź, podsadzę cię — zaprosił ją niewielkim skinieniem głowy, po czym uformował z rąk niewielkie siodełko, by ta zwinna mogła się na nim wybić i komfortowo wyjść z dziury. I to nawet nie tak, że uważał ją za mięczaka, po prostu chciał zachować się miło i dżentelmeńsko, chociaż raz. Sam wychodząc, ujebał się po łokcie w ziemi, a nawet zarył przy wyskoku twarzą o jakiś wystający korzeń, takie już było jego szczęście. Nic nowego. Osypali co mieli osypać i nim się obejrzeli, już stali przy prowizorycznej łące, prawie w takim samym stanie, w jakim ją zastali.
Pewnie, że chce wiedzieć. — odpowiedział wręcz od razu, bez jakiegokolwiek namysłu. — Jeśli jesteś w stanie faktycznie sobie z nim pogadać, to myślę, że powinniśmy. Wiesz, zapytać co słychać, czy siedzi sobie w czyśćcu, czy może od razu skierowali go do piekła pierwszym lepszym autobusem. No nie wiem, albo czy miał żonę, albo jakieś dzieci? Nie chcesz wiedzieć? — spojrzał na nią z zainteresowaniem. Nie wiedział jak Tate, ale Kevin to zdążył się przez te kilka godzin już mocno przywiązać do trupa Boba.
Odsunął się na kilka kroków w tył, by dać dziewczynie odpowiednią przestrzeń. Nie za bardzo wiedział, jak powinien się zachować. Na filmach zazwyczaj rozpalali jakieś świeczki, mieli te wszystkie tabliczki odżuja czy jak to tam i trzymali się za ręce, tworząc jakieś popierdolone kręgi życia. Ale tutaj, wyglądało na to, że Tate wszystko ogarnie sama. Fisher skrzyżował ręce, przyglądając się uważnie i wtedy… wtedy go olśniło.
Kurwa TATE — skoczył jak oparzony. — A co jak on no wiesz, nas kurwa OPĘTA?! Albo coś?! Znasz jakiegoś dobrego egzorcystę? Może się tak stać?

Tate Callaway
powitalny kokos
Kasik#0245
brak multikont
badaczka zjawisk paranormalnych — freelancer
29 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
oj, chłopaku, nie wiesz co tracisz - magnes z Łeby jako pamiątkę z wakacji, hipoteczny kredyt, hot doga ze stacji na kolację, zawsze na szafie trójwarstwowy rumiankowy papier
Mogła oznajmić wszem i wobec, że nie potrzebuje pomocy przy wydostaniu się z dołu, bo przecież była samowystarczalna i świetnie sobie radziła, ale jej feminizm kończył się razem z wniesieniem mebli na trzecie piętro bez windy., dlatego bez zastanowienia skorzystała z rąk Kevina, z których ten uformował siodełko. Albo koszyczek, jak kto woli.
Czy chciała wiedzieć, co tam myśli o tym wszystkim Bob? Może i tak. Ale co, jeśli miał ich za okrutnych morderców i nigdy nie wybaczy im tego, co zrobili? Istniało duże prawdopodobieństwo, że był na nich wściekły. No bo wyobraźcie sobie tylko - hasacie sobie beztrosko po lesie i nagle jeb! Dostajecie w łeb kamieniem i butelką prosto w tętnicę szyjną, po czym wykrwawiacie się na śmierci. Nie brzmi to zbyt optymistycznie, prawda? Tate też wkurwiłaby się z tego powodu i pewnie nawiedzałaby sprawców aż do ich usranej śmierci.
- Czy ja wiem... - zawahała się, bo chyba było na to za wcześnie. - Chyba będzie miał nam za złe, że go tak urządziliśmy. Sprawa jest świeża nie lepiej dać mu trochę czasu? Niech sobie facet ochłonie - zaproponowała niepewnie, ale jeśli Kevin dalej będzie drożył temat, chyba nie pozostanie jej nic innego, jak próba skontaktowania się z tym gościem, którego roboczo każde z nich nazywało Bobem. A on pewnie nawet koło Boba nie stał, ale tego na razie się nie dowiedzą, bo typ nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Nawet dowodu osobistego. Nic. Zero. Null.
Chłopak nie dawał jednak za wygraną i wyczekująco wpatrywał się w Tate aż tak rozpocznie swoje działania.
- Chryste, niech ci będzie - wywróciła ostentacyjnie oczami. - Spróbuję, ale nie wiem czy mi się uda. Nie mam potrzebnych akcesoriów - przydałby się jakieś świecie i kadzidełka, bo tak na sucho, to średnio dusze lubiły współpracować. Mimo to zaczęła wypowiadać standardową formułkę i wykonywać bliżej nieokreślone gesty dłońmi. Przynajmniej do momentu aż Kevin jej nie przerwał. - Co? - spojrzała na niego, jak na skończonego idiotkę. - Mnie nie może opętać, a jak opęta ciebie, to go szybko z ciebie wypędzę. Mam tytuł badacza zjawisk paranormalnych, zapomniałeś? To mnie ludzie proszą, żebym pomogła im wygnać siły nieczyste - wprawdzie nie mógł o tym wiedzieć, bo o swoich umiejętnościach wspomniała mu dopiero w samochodzie. W zasadzie gdyby nie ta sytuacja, to pewnie w ogóle nie poruszyłaby tego tematu. Mieli się tylko całować, a nie gadać o duchach i pracy. - Ufasz mi czy nie? Mam kontynuować? - zapytała, czekając na jego decyzję. I szczerze powiedziawszy, ona by sobie nie ufała.

Kevin Fisher
sumienny żółwik
-
ODPOWIEDZ