Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
Obrzucił Leonarda spojrzeniem. Nie miał zamiaru już drążyć tego tematu. Nie podobało mu się zachowanie brata. Domyślał się jednak, że jest to po prostu wynik tego, że panów dzieli spora różnica wieku i że Leonard już trochę wychował się w innych czasach. Zresztą widać po nim to było. W jego wieku Sal miał już chyba wszystkie dzieci. Leo nie ma nawet półki na książki. I dobrze, że nie wiedział, że w mniemaniu Leo, dzieci są po to, żeby sprawiać rodzicom smutki. Jego dzieci nigdy mu tego nie zrobiły. On też nigdy nie zrobił tego swoim rodzicom. Nie wiem skąd Leonard bierze takie dziwne przekonania. Pewnie za dużo w internecie siedzi. To jedyne wyjaśnienie. Mógłby zamiast tego wyjść do ludzi, albo poczytać książkę. –Co to za teksty? – Spojrzał na brata, ale czuł się jakby rozmawiał ze swoim dzieckiem. Miał wrażenie, że musi go skarcić. –Jeżeli mam odwalić fuszerkę to wolę tego nie robić wcale. – Był perfekcjonistą. A robienie czegoś na „odwal się” było nie w jego stylu. Poza tym było też stratą czasu. –Równie dobrze mogłeś to zrobić sam. – Dodał jeszcze. Nie wiedział czy Leonard zrobił to bo chciał spędzać czas z bratem czy co, ale na razie irytacja Salvadora tylko rosła.
-Leo. – Skarcił go ponownie, bo takie teksty to sobie rzucają trzydziestoletnie rozwódki, a nie dorośli faceci. Biedna Irene, pewnie ona pierdoliła takie bzdury. –No jestem w szoku, że masz jakąkolwiek informację. – Trochę poprawił mu się humor i klepnął brata w plecy, żeby dać mu do zrozumienia, że się na niego nie focha czy coś. –Ciemny popiel wydaje się sensownym rozwiązaniem w takim razie. Nie widać tak bardzo kurzu. – A bogowie wiedzą, że pierdolone rolety i żaluzje kurzą się jak skurwysyn. –No, ale to już kwestia kosmetyczna i zależna od twojego widzimisię. – Machnął ręką. –Wymiary okien masz? – Spojrzał na brata z ukosa. Fascynujące jak nawet takie rzeczy będzie miał zanotowane w tej swojej główce. Pewnie Sal będzie nawet pod wrażeniem, ale niczego nie okaże, bo na razie nadal troszkę się gniewa za to szczeniackie zachowanie. Już nawet jego dzieci nie zachowywały się tak niedojrzale jak Leonard.
-Nie mam im nic do zarzucenia. Jestem z nich dumny. – Uśmiechnął się. Dzieci mu się udały, to fakt. Ale ewidentnie on i Jenny oddali dzieciakom najlepsze części swoich genów i dzięki temu stworzyli ultra idealne dzieci. Nie dość, że wszystkie były ładne, to jeszcze inteligentne i odnosiły sukcesy. No kto by pomyślał. –Chciałbym poznać tą twoją Ainsley, wiesz? – Trochę już się o niej nasłuchał, a sorki, ale chamsko sobie założę, że Leo nie przedstawił jej rodzinie. A przynajmniej nie Salowi. Trudno. Tak to jest jak się ze mną nie ustala relek. –Rozmawialiście już o dzieciach? – Dopytał, bo on z Jenny to pewnie już na pierwszej randce nad milkshakiem omówili czy chcą mieć dzieci i ile. Takie tam różnice pokoleniowe. –Wcale nie jesteś za młody. To idealny wiek, żeby mieć dziecko. – Zmarszczył brwi. Później Leonard będzie miał problemy z kręgosłupem i o noszeniu dzieci będzie musiał pomarzyć. Tak to już jest z tymi młodymi pokoleniami. Na wszystko są za młodzi, albo mają jeszcze czas.

Leonard Callaway
właściciel i weterynarz — animal wellness center
28 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
single ready to mingle
- Nie jęcz, to nie będzie fuszerka, ja Ci ufam - swojej pamięci co do liczb też. Na bank nie będzie aż tak źle. Nie mogło być. - Oczywiście, że mógłbym, ale co to za fun? Lepiej to robić wspólnie. Byłeś za stary żeby się ze mną bawić klockami, więc musimy nadrobić - zarzucił dowcipem i poklepał brata po ramieniu. Niech stary tutaj nie przesadza, spędzą wspólnie trochę czasu i nic złego się nie stanie. Leonardowi najwyraźniej brakowało czasu spędzanego z rodziną. Był zajęty pracą i posiadaniem dziewczyny. To zajmowało strasznie dużo czasu! Kto, by pomyślał, ze związki są takie angażujące, na pewno nie Leonard, który nie był w zbyt wielkiej ilości poważnych relacji. Dobrze, że był przystojny to można mu to wybaczyć, bo wolał się bawić niż wiązać. Nie był jak swój starszy brat, który w jego wieku już pewnie miał dzieci.
- Nie rozumiem co w tym takiego szokującego - wywrócił oczami i pokręcił głową. - Potrafię być konkretny - ale tylko czasem. W tym wypadku akurat wiedział czego mu potrzeba, co było już wielkim plusem. - Dwa razy 240 x 90 i raz 380 x 60 - Leonard pamiętał takie rzeczy, bo gdy kupował to mieszkanie to musiał je sobie wyremontować więc wiedział o tym miejscu więcej niż można było przypuszczać. - Dwa na zwykłe okna i jedno na balkonowe - wyjaśnił jeszcze i posłał bratu delikatny uśmiech, bo był z siebie dumny w tej chwili.
- Po co? - Zapytał zdziwiony, bo nie widział potrzeby, żeby Salvador poznawał Ainsley. - Jeszcze nie, może na święta - ich związek był jeszcze dość świeżą sprawą i chociaż Leonard był mocno zakochany w Ainsley to nie chciał jeszcze decydować się na tak poważny krok jak przedstawianie sie wzajemnie rodzinie. Co jeżeli to wszystko zepsuje? Bał się, że mogłaby ich nie polubić i wtedy musiałby z nią zerwać, bo rodzina była przecież najważniejsza. - Co? Jezu. Nie... jakie dzieci - no i właśnie dlatego Leonard nie przedstawi swojej dziewczyny nikomu z rodziny w najbliższym czasie. Chciał uniknąć takich pytań. - Jesteśmy ze sobą dopiero kilka miesięcy, daj mi spokój z dziećmi. - Nie widział się w roli ojca, zupełnie nie. - Tak Ci śpieszno do bycia wujkiem? - Zapytał unoszą brew, akurat, gdy weszli do alejek z roletami i zaczął szukać odpowiednich dla siebie. - Ale myślę, że powinienem kupic Ainsley jakiś prezent. Co dajesz najczęściej żonie? Kwiaty? Czekoladki? Złoto? - On się na tym jakoś wybitnie nie znał, więc oczywiście, że zapyta brata o radę!

salvador callaway
ambitny krab
catlady#7921
zoya - inej - gin - james
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
Przewrócił oczami i zatrzymał się stając naprzeciwko Leonarda. –Leo, naprawdę, musisz przestać z takimi tekstami. – Wycelował w brata palec. –Nie jestem twoim kolegą, żebyś się do mnie zwracał w ten sposób. To jest najzwyklejszy brak okazywania jakiegokolwiek szacunku i nie będę takiego zachowania tolerował. – No niestety musiał rzucić bratu pogadankę jakby rozmawiał ze swoimi dzieciakami. Chociaż prawda jest taka, że z żadnym ze swoich dzieci nie musiał odbywać takiej rozmowy. Wszystkie okazywały szacunek jemu i Jenny. Tak samo jak okazywali ten szacunek swojemu dziadkowi i Salvador był nawet pewien tego, że Leonardowi też. Dlatego Sal nie chciał słuchać takich tekstów. Nie słuchał ich od dzieci i nie będzie mu rzucał nimi jego brat.
-No cóż… przychodzisz z niczym. Odnoszę wrażenie, że masz bardzo zlewcze podejście do tematu i… no po prostu tak to odbieram. – Wyjaśnił swój tok rozumowania. Nie chciał oczywiście w żaden sposób obrazić brata, ale po prostu chodził i się zachowywał jakby było mu to naprawdę bez różnicy czy będzie miał odjebaną fuszerkę czy nie. Prawda jest też taka, że Sal nigdy nie spierniczyłby remontu w domu brata. Nie spierniczyłby żadnego remontu. Ostatecznie wiedziałby, że pewnie zrobiłby pomiary samodzielnie i w pojedynkę pojechał do sklepu. Zrobiłby to dla brata, bo jednak go kochał. Wiedział tylko, że ze strony Leonarda byłoby to całkowite okazanie braku szacunku dla czasu Salvadora. A to nie tak, że on siedział na dupie i nie miał co robić. Wbrew pozorom Sal był naprawdę zajętym człowiekiem.
-Jak to „po co”? – Odwzajemnił zdziwione spojrzenie. –Jest twoją dziewczyną, więc naturalnie, że ja i Jenny chcielibyśmy ją poznać. – No dla niego to była naturalna kolej rzeczy. Tym bardziej, że Leonard był najbliższą Salowi rodziną. Tym bardziej, że Salowi bardzo podobało się to stwierdzenie, że jak wdajesz się z kimś w związek to po to, żeby z tą osobą być i się rozwijać, a nie po to, żeby zerwać. Także chciał poznać Ainsley niezależnie od tego jaki staż miał ich związek. –Dobra. Nieważne. Nie będę kontynuował tej dziecinady. – Machnął ręką wyraźnie zirytowany. Ewidentnie Leo nadal zachowywał się jak dziecko i w opinii Sala nie powinien się z nikim wiązać skoro oburzało go pytanie o przyszłość i dzieci. Chyba nawet poczuł lekkie współczucie w stronę dziewczyny jego brata. Dziewczyny raczej chciały rozmawiać o takich rzeczach, żeby później nie obudzić się w związku małżeńskim z człowiekiem, z którym absolutnie nic cię nie łączy.
-Nie mam pojęcia, Leonardzie. Nie wiem co się daje komuś z kim nie chcesz rozmawiać o przyszłości, ani komuś kogo nie chcesz przedstawić rodzinie. – No trochę go poirytowało zachowanie brata i teraz będzie trzymał urazę. W dzisiejszych czasach bardzo ciężko jest o szczere i prawdziwe uczucie, a Leo zachowywał się bardzo dziwnie.

Leonard Callaway
właściciel i weterynarz — animal wellness center
28 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
single ready to mingle
- Nawet lepiej, bo jesteś moim bratem, a nie kolegą - trochę nie wiedział o co mu teraz chodzi. - Nie mam olewczego stosunku do tematu, mówiłem, że mam wszystkie wymiary. To, że nie mam ich zapisanych na kartce, nie znaczy, ze się na tym nie znam - a nawet jeśli to będzie trochę udawał, że się zna. Teraz już nie będzie chciał pokazać przed bratem żadnej słabości. Nie ma opcji. Czasem potrafił być uparty jak głupi osioł. - No i poznacie, wszystko w swoim czasie. Najpierw my musimy sie ze sobą dobrze poznać, nie chcę jej przestraszyć zapraszając od razu na rodzinny obiad - a rodzinę mieli dość liczną, bo Sal się trochę tych dzieci dorobił. Co jakby się Ainsley przestraszyła? Nie chciał jej spłoszyć. Sądził, że to jeszcze za wcześnie, by poznawać wzajemnie swoje rodziny, szczególnie, ze ta jej była cóż... trochę bardziej fancy i Leo się trochę ich wstydził. Był w końcu tylko weterynarzem, a nie jakimś zdobywcą miliona nagród w jeździectwie. - Co jest z Toba nie tak? - Zapytał rozkładając nieco ręce, bo nie rozumiał o co mu w tej chwili chodzi. Nie wstydził się ani swojej rodziny, ani Ainsley, ale chciał to rozegrać na spokojnie, bez szaleństw. Na wszystko będzie odpowiedni moment. Nie rozmawiali jeszcze na poważne tematy, bo jednak pogawędki o dzieciach i ślubie to nie coś co się wyciąga na tak wczesnym etapie związku. To nie były już lata 90-te, teraz nikomu się nie spieszyło do ołtarza, żeby się hajtać jako 19latek. Wątpił też w to, by Ainsley też teraz chciała przeprowadzać tego typu rozmowę. - Nie powiedziałem, ze nie chcę, tylko, że jeszcze nie teraz - wywrócił oczami, bo brat tu przeinaczał jego słowa. - Poznacie ją jak oboje będziemy pewni, że to już jest ten czas, by swoje rodziny wzajemnie poznawać - nawet się teraz delikatnie uśmiechnął do brata, bo nie chciał się z nim sprzeczać w sklepie. - Mogę Ci pokazać jej zdjęcie - bo na pewno miał całą masę ich wspólnych zdjęć, którymi mógł sie z bratem podzielić.

salvador callaway
ambitny krab
catlady#7921
zoya - inej - gin - james
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
Spojrzał na swojego brata i coraz bardziej czuł się zagubiony w tej sytuacji. Odebrał to tak, że kolegę, jego brat traktowałby z większym szacunkiem. Na szacunek Salvador nie zasługiwał, bo był bratem. Co za niezrozumiała i absurdalna sytuacja. Nie wiedział czy Leonard był jakiś uber rozpieszczony czy po prostu był tak samotny, że teraz nie miał zielonego pojęcia jak zachowywać się w towarzystwie ludzi. Będzie musiał podpytać swoje dzieci czy Leo był dla nich kiedykolwiek nie miły. Jeżeli chciał mieć takie relacje, to Sal nie będzie miał problemu z obiciem mu mordy za to jak traktuje jego dzieci.
Machnął tylko ręką. Jeżeli Leonard się znał na temacie to tym bardziej Salvador nie rozumiał co on tutaj robił. Na pewno nie chodziło o wspólne spędzanie czasu, bo na tym etapie to Leo robił raczej wszystko, żeby Sal nie chciał spędzać czasu ze swoim bratem. Nie rozumiem dlaczego moje postacie mają tak ciężkie relacje ze swoim rodzeństwem, ale przynajmniej też widzę, że Ainsley i Leonard są dla siebie stworzeni.
-Okej. – Nie drążył już tematu. Nie wiedział jakim cudem kilkumiesięczny związek trzeba ukrywać przed rodziną. Właściwie to Salvador powinien mieć też wyjebane w to czy pozna dziewczynę swojego brata czy nie. To nie on miał ją zaakceptować. Bardziej chodziło o to, żeby tata ją poznał i polubił. Chociaż polubienie też nie było jakieś specjalnie ważne, bo to jednak już nie te czasy. Dla Sala to tak naprawdę bez różnicy jaka ta dziewczyna była. Chciał być miły, chciał coś zaproponować, wyjść z inicjatywą, a wyszło jak wyszło.
-Leo. – Zatrzymał się znowu i spojrzał na brata. –Nieważne. Spokojnie. – Odpowiedział z uśmiechem. Nie to nie. Nie będzie na nic naciskał. Nie będzie matkował Leonardowi. Nie będzie go też wychowywał i tłumaczył, że jego zachowanie jest niedojrzałe i to jak traktuję dziewczynę sprawia wrażenie jakby nie miał do niej żadnego szacunku. Sal nigdy nie wpieprzał się w cudze związki. Nie robił tego swoim dzieciom, to tym bardziej nie będzie robił tego swojemu bratu. Wszyscy są dorosłymi ludźmi.
-Nie chcę. Dziękuję. – Nadal się uśmiechając odpowiedział i ruszył w stronę odpowiedniej alejki gdzie odnalazł kolanka o wymiarach, które wcześniej podał Leo. –Coś jeszcze z tego działu czy idziemy dalej? – Musiał zapytać, bo przecież Leo miał listę w głowie.

Leonard Callaway
właściciel i weterynarz — animal wellness center
28 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
single ready to mingle
Czuł się teraz głupio. Nie wiedział za bardzo o co chodzi bratu. Może jeszcze nie był na tyle dojrzały żeby decydować się na jakiś poważny krok z dziewczyną, z którą spotyka się kilka miesięcy, ale to nie tak, że traktował Ainsley jako chwilową przygodę. Myślał o niej poważnie, ale jeszcze nie był gotów na to, by podjąć te ważne decyzje. Jak na przykład ta o wspólnym mieszkaniu. Nie był na to gotowy. Lubił swoje kawalerskie mieszkanie i to nie dlatego, że sobie tam sprowadzał jakieś panny czy robił wielkie imprezy, bo co to, to nie, ale na pewno chciał mieć chwilę spokoju po powrocie z pracy. Mógł sobie robić tam co chciał, szczególnie w takich momentach kiedy rzeczywiście był cholernie zmęczony całym dniem w klinice, a wiadomo, że gdyby była tam jeszcze inna osoba to będzie musiał się podporządkować pod tryb życia też tej drugiej osoby. Na to też nie był gotów. Jeszcze. Może niedługo.
- Idziemy dalej, muszę jeszcze to kolanko do zlewu ogarnąć - kiwnął głowa i wspólnie z bratem udał się dalej. - A jak w winnicy? Wszystko w porządku? - Zapytał spoglądając na brata. - Jak będziesz potrzebował pomocy to mów, mam dwie zdrowe ręce - jeszcze przynajmniej, bo nigdy nie wiadomo czy jakiś wściekły pies mu dłoni nie odgryzie. Leonard też nigdy się nie wymigiwał od pracy w rodzinnym biznesie. Zawsze chętnie pomagał, nawet jeżeli był zmęczony. Wiedział ile to miejsce znaczy dla jego ojca i brata.

salvador callaway
ambitny krab
catlady#7921
zoya - inej - gin - james
Właściciel winnicy i farmy — Farma Callaway
53 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Mam winiarnię i stado... dzieci, hehe
Salvador zatrzymał się przy jakimś regale i zaczął udawać, że czemuś się namiętnie przygląda, albo, że czegoś uparcie szuka. Był zły na siebie. Odnosił wrażenie, że był zbyt surowy dla Leonarda. Przez sporą różnicę wieku zdarzało mu się zapominać o tym, że Leonard jest jego bratem, a nie jego dzieckiem. Jednocześnie… Sal nigdy nie był tak surowy dla swoich dzieci. Pozwalał im na życie ich życiem, na podejmowanie decyzji (nawet jeżeli w jego mniemaniu niektóre były złe). Po prostu chciał, żeby uczyły się na własnych błędach i żeby nigdy nie mieli pretensji do niego czy Jennifer na temat tego, że zabraniali im korzystać z życia. Tymczasem był hipokrytą i był surowy dla Leonarda, który powinien być jego najlepszym przyjacielem, a nie dzieckiem. Może Sal starał się nadrabiać to, że Leo tak naprawdę nigdy nie zaznał obecności ojca w swoim życiu? Jasne, stary Callaway żył i o dziwo miał się dobrze. Po prostu był stary i zmęczony w latach kiedy Leo go potrzebował. No i Salvador to widział i chciał to jakoś Leonardowi wynagrodzić. Nawet jeżeli sam Leonard tego nie widział i tego nie potrzebował. Callaway odłożył narzędzie, które właśnie trzymał i odwrócił się do brata. Chciał coś powiedzieć, ale uznał, że nie jest to odpowiedni moment na taką rozmowę. Zaprosi brata do siebie na jakąś dobrą kolację ze stekiem, wypiją sobie piwko i wtedy Sal poruszy ten temat. –Przepraszam za moje zachowanie. – Mimo wszystko nie mógł jednak funkcjonować nie przepraszając brata. Temat nadal był otwarty i zostanie poruszony, ale Sal nigdy nie był człowiekiem, który nie potrafił się przyznać do błędu. Wręcz przeciwnie, nie mógłby spać gdyby wiedział, że Leo nie usłyszał jego przeprosin. Wyciągnął nawet rękę, żeby mogli tą zgodę i ewentualne przebaczenie przyklepać. Nie powinni się kłócić. Mieli tylko siebie.
-Prowadź. – Posłał bratu uśmiech i rzeczywiście ruszył za nim do odpowiedniego działu. –Tak. Jak najbardziej. – Rozchmurzył się, bo temat winnicy to jeden z jego ulubionych tematów. –Raczej nie pamiętasz babci od strony naszej mamy, ale jak żyła to czasami robiła taką pyszną nalewkę malinową. No i niedawno wpadłem właśnie na pomysł, żeby rozwinąć moje produkty o dodanie różnych nalewek do oferty. – Pochwalił się. –Mam nawet dla ciebie odłożone parę butelek, żebyś mógł spróbować. – Australia to nie Polska, więc wiadomo, że taka nalewka nie będzie stosowana w celach leczniczych i rozgrzewających, ale zawsze to dobry trunek, żeby się po prostu upić. Albo skosztować po prostu alkoholu. –Będę pamiętał. Dzięki. – Skinął głową. –A jak klinika? Zajmujesz się w ogóle końmi? Planuję kupić i w sumie nie miałbym nic przeciwko, żebyś zajmował się ich leczeniem. – Wiadomo, że w takich kwestiach zaufa Leonardowi bez wahania. W sumie w każdej innej też. To rodzina.

Leonard Callaway
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
3.

Remont? To nie może być takie trudne.
Pomyślała każda samodzielna, niezależna kobieta, której nie dane było posiadać w swoim życiu towarzysza doli oraz niedoli w postaci chłopaka, narzeczonego lub męża. Leighton Wyatt należała do tej grupy niemal od zawsze i nic nie zapowiadało zmiany takiego stanu rzeczy (oraz stanu cywilnego), dlatego też podjęcie próby samodzielnego odnowienia wynajmowanego w Lorne Bay mieszkania było krokiem oczywistym, na który zdecydowała się na krótko po przyjeździe do rodzinnego miasta i wniesienia ostatniego pudła z rzeczami do nowego lokum.
Nie chodziło wprawdzie o żadne gruntowne zmiany, ale zwyczajne odświeżenie koloru ścian i zadbanie o dodatki, dzięki którym nowa życiowa przestrzeń stałaby się bardziej przytulna, co w odgórnym założeniu miało doprowadzić do dobrego samopoczucia i kolejnych kreatywnych pomysłów - dokładnie tych, na który brak tak ochoczo zaczynał narzekać jej agent.
To właśnie wiadomość od niego odczytywała, błądząc po sklepowych alejkach w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się jej przydać. I o ile pędzel oraz puszka z farbą wydawały się oczywistością, o tyle cała masa pozostałych elementów przewijała się w kobiecej głowie jak przez mgłę, dlatego w markecie budowlanym spędziła już ponad kwadrans, nie tylko szukając inspiracji, ale przede wszystkim starając się nie wyjść na głupią przed mijającymi ją pracownikami.
Niech cię szlag – mruknęła pod nosem, ni to do siebie, ni to do ekranu telefonu, który wrzuciła do niewielkich rozmiarów torebki. W alejce zatrzymała się dość niespodziewanie, ale był to wybór o tyle trafiony, że przed kobiecymi oczami ukazało się kilkanaście rzędów ułożonych kolorystycznie pojemników z farbami. Kolejne minuty upłynęły jej właśnie na poszukiwaniu odcienia idealnego, choć problem pojawił się już na poziomie wybrania barwy, w jakiej miały mienić się ściany w kuchni czy salonie; wahając się między różaną altaną a polem lawendy i kilkoma tonacjami bieli, w końcu podjęła się próby sięgnięcia po jedną z wyżej ustawionych puszek.
Ograniczone możliwości fizyczne - a mianowicie niski wzrost - dość szybko utrudniły owe przedsięwzięcie, dlatego też postawione na krawędzi półki palce jednej ze stóp i szturchnięcie dłonią wybranego opakowania wystarczyły do tego, by w sklepie rozegrała się tragedia, w której wyniku puszka z impetem spadła na podłogę, kolorowa cień rozproszyła się po najbliższym otoczeniu, a Leighton zachwiała się i bez jakiejkolwiek kontroli poleciała do tyłu, tworząc dookoła siebie ogromny huk i zupełnie niepotrzebne zamieszanie.
Przez krótki moment nie miało to jednak znaczenia, wszak utracona w skutek spotkania z podłogą przytomność uratowała ją przed uczuciem przeszywającego na wskroś wstydu.

Weston Brooks
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Ratownik medyczny — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#1

Chociaż w swojej chatce mieszkał od trzech lat, to nieustannie tłumaczył sobie, że przez pracę nie miał czasu na przeprowadzenie generalnego remontu, dzięki któremu wnętrze stałoby się nieco cieplejsze. Po przeprowadzce zajął się tylko najważniejszymi rzeczami, jakimi była elektryczność i kanalizacja - zwłaszcza że ta w łazience była niewystarczająco drożna, co postrzegał jako spory dyskomfort w życiu codziennym. Porażenie prądem podczas podłączania elektroniki do źle zamontowanych gniazdek również nie było czymś, z czym chciałby się mierzyć, ale odchodzące od ścian tapety po poprzednim lokatorze, wysłużone panele i ślady po zalaniu zdobiące sufit, nie stanowiły problemu i były tym, co każdego roku podczas urlopu spychał na dalszy plan, woląc najzwyczajniej w świecie odpocząć.
W końcu nadszedł ten moment, kiedy należało powiedzieć dość i zrobić coś z miejscem, w którym miał spędzić co najmniej kilka, jak nie kilkanaście kolejnych lat swojego życia. Miał wolny weekend, co po długich kalkulacjach uznał za wystarczający czas na to, by odświeżyć sufit i pozbyć się tapet, jakie w ciągu tych trzech lat straciły na wizualnej atrakcyjności jeszcze bardziej. Wizyta w sklepie miała być dobrym początkiem dla przedsięwzięcia, jakiego się podjął, gotów przeprowadzać remont w ratach i poświęcając mu każdą wolną chwilę.
Kolejna samowystarczalna feministka – pomyślał, gdy skręcając do alejki z farbami, dostrzegł brunetkę sięgającą dość nieporadnie po puszkę z farbą. Już chciał zaproponować pomoc, żeby uniknąć zamieszania, jakie mogłaby spowodować, strącając inne farby, ale było za późno.
To nie mogło skończyć się dobrze. Od początku czuł to w kościach, ale zabrakło mu supermocy, które często ratowały czyjeś istnienie w filmach o bohaterach z nadludzkimi umiejętnościami. Nie mógł w zawrotnym tempie pojawić się obok i uchronić kobiety przed bolesnym upadkiem. Przez jego twarz mógł jedynie przemknąć nieznaczny grymas, gdy jego uwadze nie umknęło zderzenie głowy z twardą podłogą. Zachowując zimną krew, ruszył w kierunku kobiety, nie zwracając większej uwagi na rozlaną wokół niej farbę, która poczyniła szkody nie tylko w sklepie, ale również na jego spodniach, gdy uklęknął za jej głową.
Upewniwszy się, że kobieta oddycha, podciągnął drobną sylwetkę w swoją stronę, układając jej głowę na swoich kolanach, by zapobiec ewentualnym obrzękom mózgu i ocenił jej stan, szukając ewentualnych krwawień, świadczących o poważniejszych urazach. Tych nie zauważył, co pozwoliło mu nieco odetchnąć i założyć, że najgorszym z powikłań tego upadku będzie wstrząs mózgu i jego konsekwencje, z jakimi będzie zmuszona walczyć przez swoją bezmyślność, czy zapewne jakby nazwała to ona - niezależność. Kontrolując puls, rozejrzał się po alejce, nie dostrzegając nikogo, kto mógłby pomóc. Przeszukawszy kieszenie spodni, przeklął w duchu, kiedy dotarło do niego, że telefon zostawił w samochodzie.
Nie dziwię się, że nie prosiłaś nikogo o pomoc... – mruknął, wciąż wodząc wzrokiem między twarzą brunetki a dwoma końcami alejki, z nadzieją, że kobieta się zaraz ocknie, a jeśli nie, to pojawi się ktoś, kto będzie miał przy sobie telefon.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
someone
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Leżąc w sklepowej alejce, na chłodnych kafelkach i pośród bałaganu, który był bezpośrednią konsekwencją kobiecej niezależności, Leighton nie przywiązywała zbyt dużej wagi do tego, jak upływały kolejne minuty. Do jej świadomości docierały zaledwie strzępki prowadzonych w oddali rozmów, szmer wykonywanych przez innych klientów kroków oraz przebłyski światła bijącego ze znajdujących się nad jej głową lamp. Choć nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów, to jednak świat dookoła wirował, dlatego z nieskrywaną ulgą przymknęła powieki, pragnąc jedynie tego, by odciąć się od nadmiaru nieprzyjemnych, dręczących jej zmysły bodźców.
Gdyby ktoś - kiedyś - zapytał ją, ile ten niebyt trwał, prawdopodobnie nie umiałaby odpowiedzieć na to pytanie. Co więcej sama pragnęłaby wiedzieć, czy przez ten czas zdążyło minąć ją wiele obojętnych na cudzą krzywdę osób, czy może jednak przez sklepową alejkę przewinęło się kilka tych zaciekawionych sprowokowanym przez nią hukiem gapiów, którzy niczym dziennikarskie hieny zdołali nagrać jej spektakularny upadek, aby mogła stać się hitem internetu oraz memem. Cokolwiek się działo - nie wiedziała.
W pewnej chwili poczuła jedynie bijące nie wiadomo skąd ciepło oraz usłyszała miękki, przyjemny dla ucha dźwięk, jakim okazały się być tworzone pod nosem komentarze nieznajomego mężczyzny.
Jestem kobietą niezależną – mruknęła w odpowiedzi, pozwalając sobie na nieznaczny uśmiech, który bardzo szybko przeistoczył się w grymas, którego powodów Leighton nie była w stanie jednoznacznie określić; nie miała pojęcia, czy chodziło o jakąkolwiek mimikę, czy o mówienie w ogóle. – Strasznie nabroiłam, co? – zagaiła po krótkiej pauzie, rozglądając się dookoła na tyle, na ile było to z obecnej perspektywy możliwe. Nie widziała wiele, ale męskie kolana - w zestawieniu z twardą, zimną podłogą - okazały się miejscem niezwykle komfortowym.
Złożę skargę na układ produktów w sklepie – dodała, chcąc w ten typowy dla siebie, niekoniecznie udany sposób nieco rozładować atmosferę i odwrócić męską uwagę od własnego zdenerwowania. Było jej wstyd za to, jak lekkomyślnie się zachowała i jak wielkiego bałaganu narobiła, ale jednocześnie wciąż podtrzymywała opinię względem kiepskiej jakości obsługi.
Nie wezwał pan pogotowia? Proszę powiedzieć, że nie – jęknęła żałośnie, przykładając jedną z dłoni do rozpalonego od nadmiaru emocji oraz odczuwanego bólu czoła.

Weston Brooks
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
Ratownik medyczny — Cairns Hospital
33 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Trochę ta niezależność niebezpieczna, nie sądzisz? – rzucił tonem pełnym ulgi. Cieszył się, że odzyskała przytomność i była w stanie się odezwać i nieznacznie uśmiechnąć. To dobrze rokowało. Dawało nadzieję na to, że nie będzie tak źle, jak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka, szczególnie w oczach kogoś takiego jak Brooks, który wiedział, że często pozornie niegroźne urazy niosły za sobą olbrzymie konsekwencje dla życia, a nawet zdrowia pacjentów.
Nie tak bardzo, zapłacisz za jedną puszkę farby więcej, ale to chyba najmniejszy problem, skoro mogłaś rozwalić czaszkę – przyznał, zerkając na rozlaną na podłodze farbę. Zawsze mogło być gorzej. Wiele razy miał okazję przeglądać internet i natykać się na filmiki, które zdaniem wielu osób były śmieszne, a w których on sam nie widział niczego zabawnego - regały z drogim alkoholem, które przewracały się przez nieuwagę pracowników, królowały wśród innych podobnych wypadków w wielu branżach. Jedni się śmiali, inni współczuli tym, którzy musieli ponieść koszty za poniesione straty. Weston należał do tego drugiego sortu ludzi i w obecnej sytuacji współczuł również brunetce, która pewnie zostanie pociągnięta do odpowiedzialności.
Tak? I co w niej napiszesz? Że puszki z farbą stoją za wysoko? A jak położą tam coś innego, co będzie ci potrzebne za jakiś czas, napiszesz kolejną? – zapytał z lekką drwiną. Układ produktów na sklepowych półkach nie zawsze był idealny, a że jej wzrost z tym nie współgrał, na pewno nie interesowało sklepu, jego pracowników i osób, które zarządzały całym przybytkiem. Nie widział sensu w pisaniu skarg. Niemniej, była to tylko i wyłącznie sprawa kobiety, bo jeśli tylko czuła taką potrzebę... droga wolna.
Chyba obędzie się bez zamieszania z karetką, bo zostawiłem telefon w samochodzie, ale... – Urwał, uśmiechając się półgębkiem. – To nie jest twój najszczęśliwszy dzień, bo tak się złożyło, że pracuję w pogotowiu i będę nalegał, żeby obejrzał cię lekarz – dodał trochę rozbawiony tą sytuacją i faktem, że w chwili, w której nie chciała mieć styczności z lekarzami, trafiła akurat na niego - faceta, który nie widział najmniejszych szans na to, by jej odpuścić i pozwolić na to, żeby wróciła do domu, gdzie mogłyby dać o sobie z opóźnieniem skutki upadku.
Dasz radę wstać? Czujesz, że coś cię boli? – zagaił, patrząc na nią uważnie. Do tej pory nie narzekała, ale wiedział, jak szok działa na ludzi. Czasami potrzebowali dłuższej chwili na to, żeby dotarło do nich, że coś jest nie tak, a on, chociaż wcale nie czuł się komfortowo, kiedy farba przemakała przez materiał spodni, nie zamierzał narzucać niepotrzebnego pośpiechu.

Leighton Wyatt
sumienny żółwik
someone
brak multikont
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ryzyko zawodowe. Na pewno o tym słyszałeś – odparła cichym pomrukiem, niejako pozwalając sobie na ścieżkę, którą mężczyzna zdążył już obrać, gdy zwrócił się do niej per ty za pierwszym razem. Leighton nie miała problemu ze złamaniem społecznego dystansu, zwłaszcza że na pierwszy rzut oka - oraz na tyle, na ile orientowała się w tym, co działo się dookoła - różnica wieku między nimi pozostawała raczej znikoma, w efekcie czego nadmierna kurtuazja mogła przybrać efekt odwrotny do zamierzonego i stać się niepotrzebnym absurdem. Jednocześnie nie mogła być świadoma tego, jak bliskie prawdziwe były wymajaczone przez nią słowa.
Może to zbliży mnie do zdobycia karty stałego klienta – zasugerowała, raz jeszcze podejmując się próby rozejrzenia się dookoła. Chociaż nie przepadała za robieniem wokół siebie niepotrzebnego szumu (ten artystyczny i związany bezpośrednio z jej malarską działalnością w pełni jej przecież odpowiadał), to jednak nawet ona, jako główna poszkodowana, była zaskoczona tym, że w alejce wciąż nie pojawił się nikt z obsługi sklepu w celu skontrolowania, co sprowokowało ogromny huk oraz bałagan, którego uprzątnięcie na pewno potrwałoby dłużej, niż ktokolwiek mógłby tego chcieć.
Mniej więcej. I tak aż do skutku, aby zminimalizować dyskryminację osób o niższym wzroście. – O ile niektóre głupoty opowiadała zupełnie świadomie i z pełną odpowiedzialnością za wydźwięk własnych słów, o tyle tego dnia nie przywiązywała do tego zbyt dużej wagi, wychodząc z założenia, że jej obecny stan mógł być dobrym i wystarczająco mocnym usprawiedliwieniem dla plączącego się języka i pomysłów dalekich od idealnych.
Lekarz – powtórzyła za nim, nie kryjąc dezaprobaty dla przedstawionego przez mężczyznę pomysłu. Była wprawdzie poobijana i w lekkim szoku, ale nie uważała, by akurat te objawy wymagały specjalistycznej interwencji, skoro ostatecznie udawało się jej prowadzić pozbawioną błędów i dziwnych wtrąceń dyskusję. – A czy jeśli wstanę bez trudności, zrezygnujemy z lekarza? – zagaiła, unosząc wymownie brew. Humor - mimo niekoniecznie sprzyjających okoliczności - całkiem jej dopisywał, toteż liczyła, że typowo kobiecy urok zdoła zaczarować nieznajomego na tyle, by porzucił swoje zawodowe spaczenia i zaufał jej na słowo, kiedy mówiła, że wszystko było w porządku - nawet jeśli przeczyło temu malujące się na twarzy niezadowolenie sprowokowane przez pierwszą próbę podniesienia się chociażby do pozycji siedzącej.

Weston Brooks
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
ODPOWIEDZ