student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
Był przerażony. Tak mocno, że nie był w stanie zapanować nad trzęsącymi się dłońmi i kołatającym sercem. Nie był to lekki niepokój spowodowany niewiadomą, nie był to nawet lęk przed spotkaniem, był to niemal paraliżujący go strach, który odbierał mu zdolność rzeczywistego patrzenia i oceniania okoliczności. Pogłębiał się on z każdym kolejnym pokonywanym przez blondyna kilometrem i w końcu urósł do takiego rozmiaru, że nie był on w stanie prowadzić samochodu. Doskonale wiedział, że jest już blisko, mógłby spróbować podjechać jeszcze ten kawałek, jednak wolał zostawić auto na poboczu i przejść się ten fragment. Wysiadł z samochodu i trzy razy upewnił się, że go zamknął, bo za każdym razem gdy robił krok do przodu, to zupełnie zapominał o tym że już to sprawdzał. A potem po prostu ruszył przed siebie. Miał możliwość odwrotu, zawsze mógł to zrobić, wsiąść do pojazdu i odjechać. Lecz nie to było jego celem. Tak więc, pytanie brzmiało co nim było? Na co liczył?
Jordan raczej nie myślał w kategoriach „co mógłby osiągnąć przez to spotkanie”, on był kompletnie wyczerpany wachlarzem emocji, które targały nim przez ostatnie miesiące. Pierw było ogromne poczucie straty i ból, które przekształciły się w dobrze znaną mu samotność. Później nieopisywalne złość i gniew skierowane w stronę jego rodziców. By końcowo zrozumieć, że za tym wszystkim stał jego wielki żal do samego siebie. Bo ostatecznie to on był winny, gdyż to on pozwolił się omamić i on uwierzył w tą wersję wydarzeń, która jak już się okazało była kompletnym wymysłem jego kochanych rodziców. Po tym jak poznał prawdę potrzebował czasu, żeby wszystko przeprocesować, ułożyć sobie na nowo, rozliczyć się ze swoimi emocjami i uczuciami oraz zrozumieć jaki ciężar nosił błąd, który popełnił. Dlatego też nie przyszedł do niej w świeżych emocjach, cały rozdygotany, bo to nie mogłoby skończyć się dobrze. Tylko tak czy inaczej, czy to w ogóle miało szansę na pozytywne zakończenie?
Ledger zatrzymał się pod drzwiami jej domu. Podszedł do niego takim powolnym, cichym, prawie ospałym krokiem, że na pewno nie zwrócił niczyjej uwagi. Uniósł dłoń, zacisnął ją i dwukrotnie, niezbyt głośno zapukał. Po czym zwyczajnie czekał. Wiedział tyle, że chciał ją przeprosić. Mógłby też zacząć się tłumaczyć, nawet miał to wszystko ułożone, lecz szczerze wątpił w to, że będą ją obchodzić jego tłumaczenia. Przede wszystkim chciał po prostu dowiedzieć się, czy wszystko z nią dobrze i czy daje sobie radę. Myślał o tym niemal każdego dnia, gdy był na wymianie studenckiej. Przecież z dnia na dzień nie przestał się interesować, nie przestało mu zależeć. Jednak wtedy to nie był jego interes, a teraz… pewnie nadal nie był, ale mimo wszystko chciał to wiedzieć i przy tym naiwnie wierzył, że Mattie nie zatrzaśnie mu drzwi przed nosem, gdy tylko w progu swojego domu zobaczy jego pełną skruchy i przygnębienia twarz i usłyszy ciche, słabe, wypowiadane na niemal ściśniętym gardle cześć.

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Pamiętała dzień, w którym zrobiła test, a on pokazał dwie kreski.
Początkowo sądziła, że to nieśmieszny żart, dlatego kupiła jeszcze cztery, nim odważyła się odezwać i cokolwiek wydukać do Ledgera. Ufała mu. Był istotny. Może nawet myślała, że będzie to coś na wieczność i jak początkowo sądziła, tak się to toczyło przez kilka tygodni, lecz potem świat runął.
Runął w dniu, kiedy Jordan zdecydował się zniknąć, zaś jego matka dała jej pieniądze. Raz czy dwa pomyślała, że to dobre rozwiązanie, bo z wielkim brzuchem miała problem z dotoczeniem się do sklepu spożywczego, by zrobić podstawowe zakupy. Czuła żal w sercu i tęsknota, która paraliżowała jej wątłe ciało. Wielokrotnie chciała napisać do niego, wyrzucić z siebie ból jaki po sobie zostawił, jednak tego nie uczyniła. Uniosła się dumą i przyjęła z całym dobrodziejstwem inwentarza historię pisaną przez los.
Kolejnym ciosem był nagły wyjazd matki, który zapoczątkował serie następstw, jak chociażby poród i wieczne słuchanie cichego łkania małej istotki. Pamiętała opowieści Lotte, że kiedy sama była mała, to uspokajał ją las
i w przypadku Mii było tak samo.
Usypiała na łonie natury, a Mathilde dostawała niewymiarowy czas, by przelewać na papier własną twórczość, marząc że kiedykolwiek dostrzeże swoje suknie na smukłych ciałach pięknych kobiet. Sama nie oczekiwała od życia niczego, poza iluzją spokoju.
Czasami tylko wracała do wspomnień, chcąc wiedzieć czy Ledger jest szczęśliwy. Czy znalazł inną dziewczynę. Czy kiedykolwiek wracał w myślach do niej. Odpowiedź wydawała się prosta, chociaż naiwnie wierzyła, że życie nie jest tak proste, jak każdy zakład, a o czym uczyła ją matkę.
Wolnym krokiem wracała z małą dziewczynką leśnymi ścieżkami, pchając wózek wypchany owocami. Wydała ostatnie pieniądze na zakupy, modląc się, by opieka wysłała jej zasiłek, a ktokolwiek zadzwonił o możliwość sprzątania. Robiła dobrą minę do złej gry, uśmiechając się do córki i łapiąc jej rączkę, gdy ta wyciągała w kierunku młodej mamy pulchne paluszki.
Zamknęła drzwi za nimi, chwilę później kładąc małą w bujaku, który stał w salonie, a sama Mattie powtarzała materiał na studia. Chciała tam wrócić po wakacjach, by nie marnować więcej czasu, szczególnie że czas urlopu powoli dobiegał końca. Jeszcze nie miała na to wszystko pomysłu, ale sprowadzona na ziemię pukaniem, podniosła się nagle z miejsca i wolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Nie oczekiwała wizytacji w postaci Lotte, która swoją drogą wydawała się być nieosiągalna, ale w tym wszystkim nie spodziewała się również Jordana.
- Co… – jęknęła cicho, gdy zobaczyła go w progu, chcąc zatrzasnąć przed nim drewniane podwoje.
- Po co tu przyszedłeś? Ostatnio powiedzieliśmy sobie wszystko. Zapomniałeś o czymś wspomnieć? – warknęła ostrzej niż zamierzała. Dłonie zaciskały się w drobne piątki, którymi – jak to sobie wyobrażała – uderzała w tors Jordana, wypędzając go ze swojego życia.
Nie mogłaby tego przyznać na głos, choć w rzeczywistości szczerze za nim tęskniła.

Jordan Ledger
happy halloween
Booyah
brak multikont
student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
Przez te zaledwie kilka sekund przez które czekał pod jej drzwiami, zdążył już wyobrazić sobie dwa różne scenariusze. Pierwszy był taki, że jego oczom ukaże się jej pięknie, szeroko uśmiechnięta twarz, co na dzień dobry byłoby dla niego sygnałem, że radziła sobie doskonale, a bez jego w pobliżu układało się jej znakomicie. Drugi natomiast przedstawiał coś zupełnie odwrotnego, czyli mniej więcej obraz nieszczęścia i rozpaczy, widoczne męczenie czy nawet przygnębienie na buzi, które świadczyłoby o tym, że życie ją przytłoczyło. Każda z tych opcji wydawała mu się niewłaściwa, chociaż z dwojga złego to wolałby zobaczyć ją w pełni uśmiechniętą i szczęśliwą. Wtedy po prostu jeszcze mocniej odczułby to, jakim był cholernym idiotą i jak bardzo się pomylił. W tym wszystkim nie zdążył przemyśleć wersji, z którą jak się okazało wyszła do niego Mattie.
Jordan zdążył wyrzucić z siebie tylko to jedno, ciche słowo. Nie spodziewał się jakiejkolwiek odpowiedzi, tym bardziej ciepłego przywitania. Lecz nie oczekiwał też bojowego nastawienia, chyba ze względu na to, że Mattie zawsze okazywała tą spokojną, miłą czy wręcz uroczą twarzyczkę. Jednak niedziwne, że w tych okolicznościach była w stanie pokazać się z całkowicie innej, wcześniej mu nieznanej strony. - Ja… - zaczął coś tam sobie dukać pod nosem, ale mało co z tego dało się zrozumieć. Jego zielone tęczówki wpatrywały się w jej buzię, a usta lekko rozchyliły, więc chciał powiedzieć coś więcej, coś co prawdopodobnie miałoby jakiś sens, jednak w tej chwili poczuł, że wcale nie powinien tego robić. Jakby w tej chwili dopiero uderzyła go ta świadomość, że Mattie nie zasłużyła na to wszystko, to jak ją potraktował i to że została sama. W sumie nie istniał żaden logiczny powód, by miała go wysłuchać i po wszystkim nie kazać mu wypierdalać ze swojego życia, tak jak on sam wcześniej na własne życzenie z niego zniknął. A Ledger tym bardziej nie zasługiwał na to, żeby okazała mu jakąkolwiek dobroć i łaskę. Więc skoro był odgórnie na przegranej pozycji, to już mógł się odwrócić i odejść. Jednak tym razem wcale nie rozchodziło się o niego i od tego należało zacząć.
- Ja… ja chciałem się dowiedzieć, jak się czujesz? I czy wszystko z tobą w porządku? Albo czy czegoś potrzebujesz? - wydukał w końcu z siebie, biorąc się w garść. Momentalnie na jego twarzy zaszła zauważalna zmiana. Pierw wpatrywał się w nią niczym w jakąś zjawę, a teraz został przywołany do żywych i obecnych. Szkoda, że nie został wybudzony z tego koszmaru, którym okazało się jego życie. - Gdybyś mi tylko pozwoliła to… chciałbym ci jakoś pomóc - dopowiedział po krótkiej pauzie, w czasie której pozwolił sobie na głębszy oddech. Było widać po nim, że pyta szczerze, a nie dlatego że musi bądź powinien. Także wpatrywał się w jej buzię z widocznym zatroskaniem, które najchętniej popchnęłoby go o krok do przodu, schowało ją w ramionach i kazało przepraszać dopóki nie przyjęłaby tych przeprosin. Lecz zdrowy rozsądek kazał mu stać i przyjąć wszystko, co miała mu do wyrzucenia, bo spodziewał się że to sarkastyczne, końcowe pytanie było jedyne początkiem fali, która miała w niego uderzyć.

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Niegdyś był powodem uśmiechu, który rozpromieniał twarz Mathilde, lecz dzisiaj było inaczej. Czuła złość i rozdrażnienie, które przychodziło za każdym razem, gdy wracała wspomnieniami do dni, gdy byli szczęśliwi.
Poczuła ulgę, gdy ich tęczówki spotkały się, a pewność, że wszystko z nim dobrze nabrała na sile. Przez ułamek sekundy chciała cofnąć czas, ale duma nie pozwalała przekroczyć granic, które budowała ostatnimi tygodniami. Pamięć o córce i tygodniach pełnych jej dziecięcego płaczu, a także samotności, nie pozwalały jej zbliżyć się do mężczyzny, który nadal tkwił głęboko w dziewczęcym sercu, bo odchodząc zapomniał oddać jej część dawno skradzioną.
Nie zmienił się. Nadal był przystojny i istotny dla codzienności, w której tkwiła. Dostrzegała go w obliczu Mii, która z ufnością wlepiała wzrok w Mattie, jak gdyby ta była jej jedyną ostoją spokoju.
- Nie musiałeś tu przychodzić – powiedziała w odpowiedzi na jego słod owa, po czym zastygła w bezruchu. Skrzyżowała ramiona na piersiach, by ten nie przedarł się przez bezpieczną strefę komfortu, mimo iż łaknęła w pełni, by wydukał to jedno słowo.
Mathilde Bennett była jednak zbyt zawzięta, by przyjąć to do siebie.
P r z e p r a s z a m – zdawało się nie istnieć.
- Mogłeś napisać, bo przecież twoi rodzice nie zgadzają się na to, żebyś tkwił w moim życiu, co nie? To dziecko nie jest twoje, zapomniałeś? – atakowała go, tak jak wcześniej nie miała odwagi. Łzy zebrały się w kącikach oczy, bo nigdy nie potrafiła pogodzić się z tym, co usłyszała tamtego dnia. Pamiętała to dokładnie, nigdy nie przypuszczając, że Jordan w nią zwątpił.
W nią i w to co łączyło ich od początku.
- Daję radę i nie potrzebuję niczego – skłamała, bo tak było łatwiej. Wierzyła, że już wkrótce odmieni się los, a ona odzyska siłę, o której tak bardzo marzyła. Musiała wrócić na studia, by razem z Mią mogły kiedyś wyjechać. Pragnęła przetrzeć szlaki, jakby nic więcej nie miało znaczenia.
- Dlaczego miałabym? – spytała z dozą rozbawienia, zaraz potem wlepiając w niego wzrok pełen niezrozumienia. Drżała od nawarstwiających się emocji, by chwilę później przesunąć się w drzwiach. - Rozumiem, że chcesz o czymś porozmawiać? – głos Mathilde zadrżał, ale wpuściła go do środka. Czuła, że nie ma wyboru. - Chcesz herbaty? Odkryłam ostatnio dobry smak.
Problematyką ich znajomości było to, że nie przestał być ojcem małej dziewczynki, która dzięki Bogu – nadal spała.

Jordan Ledger
happy halloween
Booyah
brak multikont
student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
Ledger może nie należał do tych najmądrzejszych i czasem potrafił zrobić coś naprawdę debilnego - o czym Mattie świetnie przekonała się na swojej skórze - to jednak nie był skończonym debilem i wiedział, że gdyby zaczął od tego prostego przepraszam to prawdopodobnie wywołałby burzę. A wtedy mogłyby umknąć mu te inne sprawy, jak właśnie chęć pokazania jej, że chciał jej jakoś pomóc, chciał z powrotem być w jej świadomości i w jej otoczeniu, nawet jeżeli jego obecność miałaby ograniczać się do jechania w środku nocy na stacje benzynową by kupić coś, czego koniecznie w tym momencie potrzebowałaby. - Może nie musiałem, ale chciałem - odpowiedział krótko, chociaż zapewne dziewczyna miała kompletnie gdzieś to, czego chciał Jordan, nawet jeżeli stały za tym same dobre i szczere intencje. Zresztą już w kolejnym zdaniu bardzo jasno zostało mu to przedstawione. Należało mu się. Zdawał sobie z tego sprawę. Teraz, gdy wiedział to wszystko te słowa, jego własne słowa, zabolały. Więc nawet nie próbował sobie wyobrażać, jak musiały zaboleć ją kiedy nimi w nią rzucał, a potem zniknął. Już wiedział, że spieprzył, chociaż domyślał się, że jeszcze nie raz i w różnych formach zostanie mu to wypomniane. Dlatego tylko tak stał i słuchał jej. Nie dlatego, że chociaż w najmniejszym stopniu ją ignorował. Wręcz przeciwnie. Wytrwale wpatrywał się w jej buzie, zaciskając tylko coraz mocniej szczęki ze sobą i przyjmując jej kolejne, coraz bardziej teatralne wypowiedzi, jakby właśnie świetnie się bawiła. Jakoś w to nie wierzył, zupełnie nie. Lecz miał jeszcze czas, żeby dojść do tego punktu.
- Chcę porozmawiać. Tylko porozmawiać - odpowiedział, przekraczając próg jej domu. Wcale nie poczuł się zaproszony ani tym bardziej chciany w tym pomieszczeniu. Starał się nawet nie rozglądać dookoła, nie szukać niczego albo raczej nikogo wzrokiem, tylko dalej, kompletnie bezmiennie tkwił nim w Bennett. - Dlaczego miałabyś? - powtórzył po niej to pytanie, bo chyba sam nie znał na nie odpowiedzi. W sumie skoro niczego nie potrzebowała i dawała sobie radę, to chyba nie było powodu. Chociaż nie. Istniał jeden. Bardzo poważny. Chociaż chwytanie się go, było w tej sytuacji i okolicznościach bardzo niebezpieczne, ale… - Bo… bo to jest moje dziecko, prawda? - zapytał słyszalnie łamiącym się głosem, chociaż nie musiał. Wiedział, że to wszystko co spowodowało tą lawinę oszczerstw skierowaną na Mattie, było jedynie dobrze ułożonym planem wydarzeń przez jego chorych rodziców. - Oni bardzo namieszali mi w głowie. I to nie tak, że ja od razu w ciebie zwątpiłem, naprawdę. Ale oni pokazali mi „dowody”, wytłumaczyli różne sprawy i po prostu im uwierzyłem. Chociaż wiem, że nie powinienem, ale… - przestał mówić, bo sam zaczął się plątać w swoich słowach. Wcześniej miał wszystko dokładnie, po kolei ułożone. Każdy temat, który chciałby jej wyjaśnić i wytłumaczyć, jednak w praktyce gdy musiał się mierzyć z ogromem emocji kotującym się w jego wnętrzu oraz z nią w tym bojowym wydaniu, to jego początkowe założenia poszły się je… - Mattie… ja… tak bardzo cię przepraszam. Wiem, że to tylko słowa i wiele nie zmienią, ale bardzo żałuje tego jak się zachowałem i naprawdę przepraszam, że musiałaś przejść przez to sama - zaczął mówić bardziej składnie i sensownie, opanowując swoje zdolności werbalne. Jednak tymi niewerbalnymi nie zarządzał już tak w pełni, bo w nieświadomym odruchu poczynił krok w jej stronę i niepewnie, powoli, wcale nienachlanie wyciągnął dłoń w jej kierunku, zapominając całkowicie o tym że najbezpieczniej byłoby zachować dystans. Bo jednak w tych okolicznościach zaczynał już lekko tracić zdolność zdroworozsądkowego myślenia, a do głosu zaczynały dobijać się jego rozchwiane emocje.

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Ona natomiast należała do osób ponadprzeciętnie naiwnych. Wierzyła w każdego kogo poznawała, nawet kiedy krzywdzili ją ponad miarę. Być może dlatego przerażało ją spotkanie z Jordanem, którego nie widziała przez kilka miesięcy.
Nie wiedziała, co go przygnało do jej domu, lecz nie miała odwagi wyrzucić go za próg drewnianej chatki otoczonej florą. Wolała zmierzyć się z demonami przeszłości i raz na zawsze zamknąć temat.
Czuła, że zamierzał jej powiedzieć po raz kolejny, jak bardzo go zawiodła i że Mia to nie jest jego córka. Słuchała tego w trakcie rozstania, więc nie przypuszczała, że cokolwiek mogło się zmienić. Życie bywa okrutne, jednak ona pozwoliła mu mówić, słuchając z niezrozumieniem padających słów.
- Zmieniłeś zdanie? Wow, zaskakująca sytuacja – burknęła z niezadowoleniem.
Drzwi za nimi zamknęły się, zaś Mathilde wolnym krokiem skierowała się do kuchni, która połączona była z salonem. Serce biło gwałtownie, kiedy układała w głowie rozsypane puzzle, nie mogąc dotrzeć do kuriozalnej prawdy.
W jej życiu nic nie było pewne.
Wrzątek rozlał się po brzegach kubków, a przyjemna woń kwiatowej herbaty uniosła się w powietrzu. Wolnym krokiem dotarła do kanapy, przy której stał stolik kawowy, ale ułożenie szklanych naczyń było trudnym wyzwaniem. Dłonie Bennett drżały, dlatego mokre plamy pozostały na podniszczonym drewnie.
- Jakie dowody? Chodzi o tamto zdjęcie? – spytała nagle, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. Przetarła pospiesznie twarz, by nie dać upustu emocjom, które drzemały w jej drobnym ciele. Zapewne, kiedy Ledger wyjdzie, ona rozpłacze się i zaszyje w bezpiecznym miejscu. Z dala od wszystkich i wszystkiego, mając przy sobie Mię, która koiła jej nerwy.
- Skoro tak łatwo uwierzyłeś i nie dałeś mi nic wytłumaczyć, to znaczy, że… Nigdy mi nie ufałeś, co jest zajebiście okrutne, ale… – zamilkła na moment, spoglądając na niego z nikłym cieniem uśmiechu. - Przestałam już się tym przejmować, wiesz? Zrozumiałam wszystko, dlatego nawet nie próbowałam z wami walczyć – wzruszyła ramionami, a serce zabiło gwałtownie.
Wsunęła się w kanapę, kuląc się i przybliżając pod brodę kolana. Obejmowała się ramionami, byle tylko otoczyć się pozorną tarczą, która ochroni ją przed wszystkim, co jest złe. Była też wdzięczna losowi, że córka spała i nie płakała, tak jak miała to w zwyczaju po zbyt intensywnym dniu.
Mattie czasami nawet sądziła, że dziecko ma analogiczne problemy z emocjami, co jej matka.
- Spoko, dałam sobie radę… To nie jest twój problem, Jordan… Naprawdę nie jest twój… Nie wiem, dlaczego chciałeś tutaj przyjść, ale możesz po prostu powiedzieć, bo nie mam siły na zgadywanki – musiała otrzymać to o co prosiła, toteż coraz bardziej zaczynała odczuwać irytację, kompletnie nie pojmując zachowania byłego partnera. - Wyjaśnisz mi o co chodzi?

Jordan Ledger
happy halloween
Booyah
brak multikont
student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
Tak, zmienił zdanie. Zabrzmiało tak, jakby chodziło o wybór koloru farby do salonu, który okazał się inny niż ten zakładany od samego początku. Straty i tak nie byłyby ogromne, bo przecież zawsze można było przemalować na inny odcień. To nie było takie proste jak mogłoby pozornie wydawać się. Przecież pomimo początkowego strachu i niepokoju, to Jordan przysłowiowo „wziął to na klatę”. Był przy niej w każdym momencie, w którym go potrzebowała. Angażował się, sam chętnie pogłębiał swoją wiedzę w temacie ciąży, porodu czy opieki nad małym dzieckiem. Bo lepiej było mieć jakąkolwiek teorię niż rzucać się od razu na głęboką wodę. To co stało się później, ta „prawda” którą poznał, całkowicie go przygniotła. Bo nie tylko robiła z niego głupca, ale też odbierała mu wizje, plany i uczucia, które już pojawiły się w nim do tej jeszcze wtedy nienarodzonej istoty. Zmierzenie się z tym było cholernie ciężkie, jednak mówienie o tym, czy tłumaczenie się tym, że czuł się chujowo po tym jak uwierzył w kłamstwa swoich rodziców, chociaż mogło go jakoś wyjaśniać, to w pełnym obrazku nie odgrywało tak istotnej roli, bo ostatecznie przez jego błędy to Mattie była główną poszkodowaną.
Kiedy odeszła to Ledger westchnął tylko cicho i krótko pod nosem. Mierzenie się z tym, co mu prezentowała, jaką obojętną odkrywała wcale nie było dla niego łatwe. Tym bardziej, że… może wcale to nie była żadna gra? Jordan tak bardzo przytłoczony tym wachlarzem emocji, który przepracował przez ostatnie tygodnie, nie dostrzegł jednego ważnego faktu. Dla Mattie od miesięcy nic się nie zmieniało. Musiała poczuć się zdradzona i porzucona w momencie, gdy on zarzucił jej oszustwo. Więc nawet jeżeli na początku cierpiała, to minęło już wystarczająco dużo czasu, by w mniejszym bądź większym stopniu pogodzić się z tym wszystkim i… naprawdę mieć go tak gdzieś, jak to właśnie prezentowała. Gdy ta świadomość go uderzyła, to dopiero zaczął odczuwać rzeczywisty lęk. - Nie tylko zdjęcie… matka mówiła, że wypisywałaś maile do jej firmy i… - nie musiał kontynuować, bo było do przewidzenia o co chodziło, jakąś współpracę która miałaby pomóc Mattie się wybić. - Rzuciła nie wierzysz, to sam sobie to sprawdź, wcale nie próbowała mnie usilnie przekonać, co byłoby podejrzane. Męczyło mnie to, więc w końcu to sprawdziłem i… faktycznie znalazłem maile wysłane z twojego adresu. Nie wiem jak oni to zrobili - dopowiedział po chwili. Nie był na tyle głupi, żeby uwierzyć w jedno zdjęcie. Ono mogło być wynikiem przypadku, losowej sytuacji, czegoś co dało się wyjaśnić. Ale te maile i podobieństwo do „przygody”, którą przeszedł w liceum, podziałały na niego niczym zapalnik. Dał się złapać na haczyk i już zaraz całkowicie pozwolił wciągnąć się w ich konspiracje. Tymi słowami zaczął się tłumaczyć, chociaż co by nie powiedział to i tak brzmiało źle. Jednak chciał spróbować pokazać, że to wcale nie było tak łatwo. Nie stracił tej wiary nagle, z dnia na dzień, tylko po tym gdy bliscy dla niego ludzie, którzy powinni się o niego troszczyć, „pokazali” mu to, co miał zobaczyć, by dać sobie spokój z dziewczyną, która według nich nie była dla niego odpowiednia.
Gdy przemieszczała się to jedynie przekręcał się lekko w jej stronę. Dopiero gdy zajęła swoje miejsce, to dał sobie chwilę by wziąć głęboki oddech i przemyśleć swoje kolejne słowa. Na moment ścisnął nawet pięść, jakby chciał skoncentrować w niej całe swoje rozkojarzenie i nerwy, które zaczęły brać nad nim górę. Ostatecznie rozluźnił dłoń, wyprostował się i przeniósł na nią swoje o wiele pewniejsze spojrzenie. - Ufałem ci. Bardzo ci ufałem. Gdybym ci nie ufał, to nie powiedziałbym że chcę wychowywać z tobą nasze dziecko - powiedział i zamilkł. Odnosząc się do części słów, które wypowiedział do niej kiedyś w dłuższym monologu. Tym sposobem próbował dotrzeć do niej, licząc że wersja którą tak skrupulatnie przed nim prezentowała nie była tą rzeczywistą, tylko świetnie odgrywaną by pokazać, że faktycznie dawała sobie radę. - Więc… jeżeli przestałaś się już tym przejmować, to chyba wiele na to nie poradzę, ale chciałbym żebyś pozwoliła mi być w jakimś stopniu… w waszym życiu, albo przynajmniej w jej życiu - dokończył z trudem, bo to wcale nie była wizja, której pragnął. Nie chciał być okazjonalnym kimś pojawiającym się, gdy akurat byłaby taka potrzeba. Jednak wyglądało na to, że obecnie nie miał możliwości prosić o cokolwiek więcej, a i pewnie za to zaraz miał otrzymać reprymendę. Tylko, że tym razem mogła sobie rzucać jakimiś gorzkimi tekstami, bo nie stał przed nią jako skulony, przestraszony chłopczyk, tylko jako ojciec, którym naprawdę był i którym miał zamiar być w ich rzeczywistości.

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Nie rozumiała motywów, które przygnały Jordana do jej domu, ale chciała go wysłuchać. Przybrała maskę obojętności, choć w rzeczywistości niebywale za nim tęskniła. Robiła to nieustannie, gdy tylko spoglądała na córkę, a jej oczka śmiały się wesoło.
Mężczyzna musiał jednak mieć świadomość, jak niebotycznie skrzywdził dziewczynę, która relacji z nim poświęciła bezkres, tak jak i urodzeniu Mii. Zrezygnowała ze studiów, które były dla niej niebotycznie ważne. Porzuciła pracę, mimo iż ta wydawała się być dostatecznie zadowalająca. Poświęciła się córce, a jego nie było. Nie widział pierwszego uśmiechu, ani nie czuł jak wyciąga ku niemu małe, dość pulchne rączki. Nie słyszał płaczu, gdy miała kolkę, ani kiedy domagała się uwagi.
Uwadze Mathilde nie umknęło, że dziecko było nad wyraz spokojne właśnie teraz.
Gdy przyznał się do wysłanych maili, zmarszczyła nieznacznie nos. Nie pojmowała do końca o czym mówił, dlatego zadrżała od naporu prozaicznych emocji, jak złość i frustracja. Pragnęła, by jej to wyjaśnił, lecz powoli wszystko układało się w całość. Łzy niekontrolowanie spłynęły po dziewczęcych, pyzatych policzkach. Próbowała odnaleźć powody, dla których rodzice Jordana postąpili w tak irracjonalny sposób, ale jedynym argumentem dla tej podłości było Tingaree i fakt, że była biedna. Posiadała wyłącznie domek w lesie, starego garbusa i brak stabilnego zatrudnienia, lecz starała się na tyle, by tych różnic nie było widać.
- Widocznie za słabo mnie poznałeś, skoro uwierzyłeś w wiadomości, których nawet nie byłam autorką… Co w nich było? Żądanie pieniędzy? A może chęć zmuszenia cię do ślubu? – burknęła z niezadowoleniem, jeszcze bardziej starając się ukryć za fasadą wątłych ramion. Bała się, że całkowicie pęknie i nic nie zdoła jej uratować przed kolejną feerią cierpienia.
Nerwowo zacisnęła dłonie, lecz żeby zająć je jakkolwiek, sięgnęła po kubek herbaty. Upijała wolno łyki, modląc się, by Jordan niebawem zniknął, bo przecież nie mogła się przy nim rozkleić. Na ziemię sprowadził ją płacz dziewczynki.
- Przepraszam… Poczekaj… – szepnęła cicho, odkładając szklane naczynie na stół. Nie sądziła, że to spotkanie potoczy się w ten sposób, ale musiała zrobić cokolwiek, by dawny partner poznał swoją córkę. Mattie nie miała wątpliwości, którymi on się kierował, dlatego z taką pewnością zabrała malutką istotkę z niewielkiego pokoju i powróciła do salonu.
- Ona bywa kapryśna – przyznała z subtelnym uśmiechem, kiedy dziecko tkwiło w jej ramionach. Nie usiadła ponownie przy Jordanie, nie umiejąc zaakceptować jak wiele kosztowało ją pojawienie się Mii. I choć nie żałowała tego, tak serce niemalże pękało jej na pół, gdy spoglądała na mężczyznę i chwilę potem na kwilącą córkę.
- Od prawie pół roku wychowuję ją sama… Naprawdę sądzisz, że mam czas się przejmować? Nie sądziłam, że po narodzinach małej nie będę miała na nic czasu, a ty zjawiasz się i chcesz być ojcem? Bez testów? Tak nagle? Oskarżyliście mnie o straszne rzeczy… Skąd mam wiedzieć, że to nie jest gra? – głos Mathilde łamał się, dlatego wreszcie zajęła miejsce obok Jordana. Mia powoli uspokajała się, choć łezki nadal płynęły po jej twarzyczce. - Jak mam uwierzyć, że nie kłamiesz?

Jordan Ledger
happy halloween
Booyah
brak multikont
student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
Jordan wlepił swoje spojrzenie w podłogę zaraz po zajęciu miejsca na kanapie. Był w bardzo kiepskiej pozycji, bo z jednej strony jego zachowanie skutkowało tym, że nie powinien mieć jakichkolwiek oczekiwań i wymagań. Lecz z drugiej strony skoro był ojcem… brzmiało to tak dziwnie. Chociaż przygotował się do niej od miesięcy, to jednak na sam koniec wmówił sobie, że to wszystko było jedynie kłamstwem. Tak więc, zdążył już odzwyczaić się od tego określenia. Ale wracając do meritum, z drugiej strony przecież przyszedł do niej właśnie po to, by pokazać jej że chce nim być. Kotłowało się w nim za wiele sprzecznych emocji na raz, by jego postawa mogła prezentować się w pełni stabilnie.
- Mattie, przecież prawda jest taka, że wcale nie poznaliśmy się bardzo dobrze. To na samym początku budziło nasze największe obawy, pamiętasz? Więc… to na pewno przyczyniło się do tego, że uwierzyłem w te bzdury. Wiem, że popełniłem ogromny błąd. Wiem, że spieprzyłem. Wiem, że cię skrzywdziłem. Wiem, że musiałaś poczuć się przeze mnie okropnie. Wiem, że pewnie ledwo co mnie teraz znosisz. I naprawdę, szczerze cię za to wszystko przepraszam… - zaczął mówić w lekkim amoku, zdanie za zdaniem, wymieniając kolejne coraz to szybciej, jednak coraz to słabiej. Wcale łatwo nie przyznawało się do tego, jakim było się beznadziejnym człowiekiem i jak bardzo skrzywdziło się kogoś tak cholernie bliskiego. - To nieważne co w nich było. Ważne, że w to uwierzyłem, a nie powinienem. I chociaż bardzo chciałbym to nie cofnę tego, nie zmienię przeszłości. Przez swoją głupotę nie byłem przy tobie w najtrudniejszych dla ciebie chwilach i uwierz mi, że gdy pomyślę sobie o tym, że ja użalałem się nad sobą, gdy ty musiałaś przechodzić przez to sama, to czuję się jak ostatni skurwiel - wyrzucił z siebie na sam koniec, już widocznie emocjonując się. Był zły, jednak na samego siebie. Zaczął pierw gestykulować dłonią, która później zaczęła mu samoistnie drżeć, więc pochwycił ją drugą. Gdy z resztek równowagi, którą starał się utrzymywać wybił go płacz dziewczynki…
Pierw jego wzrok powędrował za Mattie, tak kompletnie nieprzytomnie. By zatrzymać się w miejscu, w którym mu zniknęła. Wpatrywał się w nie, czekając, wyczekując i jednocześnie chcąc by ten moment wydłużył się maksymalnie jak tylko mógł, bo chyba… w tym swoim przyjściu do Mattie Jordan nie przewidział tego, że to było oczywiste że w domu też na pewno będzie znajdować się ich córka, a na to spotkanie nie w pełni przygotował się. A gdy dziewczyna pojawiła się ponownie w tym samym miejscu, tylko już nie sama, tylko z małym zawiniątkiem w ramionach to Ledger… mimowolnie uciekł od niej spojrzeniem i ponownie wbił je przed siebie. Pochylił się nieznacznie do przodu, opierając się łokciami o swoje uda i wziął jeden, głęboki wdech. - A co niby miałbym w ten sposób ugrać? - zapytał odruchowo. Zarzucała mu nieszczere, nieprawdziwe intencje i nie powinien się o to złościć, bo przecież on zrobił jej totalnie to samo. Zawalił raz i porządnie, ale to nie znaczyło, że stał się innym człowiekiem. - Jeżeli chcesz, to możemy zrobić testy. Jeżeli chcesz, to możemy załatwić to „oficjalnie”. W sensie drogą sądową. Wtedy będziesz miała pewność niezależną od mojej osoby. Zrobimy to jak będziesz chciała - zaczął mówić nieco chaotycznie, przenosząc swoją dłoń na kark i zaciskając go na nim, co miało go uspokoić. Było to dla niego charakterystyczny gest wykorzystywany w momencie, gdy czuł się nieswojo czy niekomfortowo. - Ale tak czy inaczej… nie mam żadnych powodów by kłamać. Chcę dobrze. Chcę zachować się jak należy. Chcę… po prostu chcę. Nie chcę cię… was… krzywdzić. Naprawdę Mattie. Mogę coś zrobić, żebyś mi uwierzyła? - dopiero przy ostatnim zdaniu uniósł głowę do góry, prezentując przy tym wyraz skruchy i smutku namalowanych na jego twarzy. A gdy jego ślepia przeniosły się w jej kierunku, to niemal od razu utknęły w tej niewinnej istocie. Trwało to jednak bardzo krótko gdyż zaraz zawiesił go ponownie w podłodze, bo dopiero w tym momencie odczuł bardzo silnie i dogłębnie jak bardzo zjebał. I chociaż ta drobna dziewczynka nie była niczego świadoma, to jednak czuł ogromy wstyd i żal do samego siebie, że już na samym początku jej życia tak cholernie ją zawiódł…

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Miał cholerną rację, dlatego Mathilde odczuwała jeszcze bardziej ból, który wypełniał jej smukłe ciało. Poznała chłopaka, który całkiem zawrócił jej w głowie, dlatego nie czuła potrzeby w trzymaniu własnych uczuć na wodzy, bowiem od zawsze uchodziła za dziewczynę kochliwą i pełną romantyzmu. W głębi duszy, marzyła ona jednak o czymś prawdziwym, a nie ledwie przelotnym, bowiem – w mniemaniu panienki Bennett – tylko to mogło dać jej spełnienie, a tak…
Została matką w wieku dwudziestu jeden lat i nie do końca ogarniała swoje życie. Musiała stanąć o własnych siłach – nie dla siebie, ale dla tej maleńkiej istotki, która potrzebowała swojej mamy. Mattie była jaka była, ale zamierzała przyjąć rolę odpowiedzialnej kobiety. Na tyle, by dziecko z biegiem czasu dostrzegało wyłącznie zalety z bycia jej córką.
- Tu nie chodzi o twoje przepraszam, tylko o to, że przez kilka miesięcy nie potrafiłam stanąć na własnych nogach, by Mia mogła żyć w normalnych warunkach… Wiesz, że moja matka uciekła zanim ona się urodziła? Została całkiem sama i gdyby nie moi przyjaciele to pewnie dzisiaj nie miałabym co jeść… – powiedziała zgodnie z prawdą, wzruszając przy tym ramionami. - Miesiąc po tym jak ona się pojawiła… Musiałam wrócić do pracy, wiesz? To było pojebane, że brałam tę małą na sprzątania wielkich, zajebistych domów – mówiła niemal na jednym wydechu, kiedy dziewczynka starała się wtulić w postać Mathilde. Ta skierowała na nią swój wzrok, by obdarzyć ją słodkim uśmiechem. Przez tygodnie była ona jedyną radością, która trzymała młodą kobietę w ryzach, a teraz rozpadała się na oczach Jordana, który powrócił niespodziewanie. Nie tak jak powinien.
Słuchała odpowiedzi, która zaskoczyła ją, wszak wydawał się faktycznie być skruszony. Nie pojmowała, co nim kierowało, ale pozwalała mu wyrzucić z siebie wszystko, jakby to miało przynieść faktyczną ulgę.
- Masz szansę to naprawić – wyjawiła zgodnie z prawdą, a zaraz potem wypuściła powietrze ze świstem. Nie miała pojęcia, jak z nim rozmawiać. Kiedyś było to prostsze, bowiem czytali siebie niemal jak otwarte księgi – dzisiaj tego nie potrafili.
Serce Mathilde zatrzepotało gwałtownie w piersi, kiedy Mia pociągnęła za długie pukle Bennett. Była zaabsorbowana nowym gościem, przez co otwierała szeroko buzie, do której wsuwała pulchne rączki, przygryzając je nieznacznie. Chciała zaskarbić sobie uwagę mężczyzny, ale szybko ją to nudziło, bo była ciekawska wszystkiego, co ją otaczało.
Nie różniła się w tym od swojej maki zupełnie niczym.
- Nie chcę robić ani testów, ani nie potrzebuję alimentów – szepnęła zawstydzona jego propozycją. Nigdy nie byłaby zdolna zaakceptować czegoś takiego. Miała pewność, że to Jordan był jej ojcem. Widziała to w przekornym uśmiechu maleńkiej istotki, a także spojrzeniu, wszak to posiadała niemalże identyczne jak niewiele starszy od niej mężczyzna.
- Pokażesz mi, że naprawdę ci zależy na tym, by ona miała jednak tatę? Nie mówię o związku, ale chcę, żeby czuła twoją obecność – spytała nieśmiało, przygryzając dolną wargę. - No wiesz, jak ja będę w pracy i nie będę mogła jej zostawić z Harper albo Phoenix.
Ufała, że tę jedną rzecz uczyni, bo niczego więcej nie potrzebowały.

Jordan Ledger
happy halloween
Booyah
brak multikont
student, grafik komputerowy — IT start-up
23 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I try to forget you
I try to move on
To run from the memories
That keep me up till dawn
Gdyby Jordan jeszcze wystarczająco nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo źle zachował się, to po jej kolejnych słowach był tego jeszcze bardziej pewny. Samo wyobrażanie sobie tamtych wydarzeń było ciężkie i przykre, a co dopiero przeżycie tego wszystkiego kompletnie samej. Gdy Mattie wspomniała o swojej matce, to zauważalnie ściągnął brwi i zaczął wpatrywać się w nią wzrokiem pełnym niezrozumienia. Jego odejście było ugruntowane pewnymi powodami - które okazały się błędne - jednak na tamtą chwilę nie miał tej świadomości. Lecz czemu miałaby zostawić ją własna matka? Co prawda zdawał sobie sprawę, że ta kobieta była trochę specyficzna, lecz zostawiać córkę w zaawansowanej ciąży, mając świadomość że nie ma ona wsparcia w nikim innym? Ledger może nie powinien jej oceniać, jego tłumaczenia brzmiały równie marnie, jednak wydawało mu się to niezrozumiałe z tego drugiego punktu widzenia. On czuł się tragicznie, chociaż zostawił niczego nieświadomą, małą istotę, a ona miałaby zostawić własną córkę w potrzebie? Nie rozumiał, ale nie musiał rozumieć. Konsensus był taki, że Mattie miała jeszcze bardziej pod górkę, niż zakładał na początku, bo nie tylko on ją zostawił.
- Nie wiedziałem… - wymruczał cicho. Był daleko, nie miał z nią żadnego kontaktu. Rodzice przecież nie wspominali nic na jej temat, bo przecież nie taki był ich cel. Więc nie miał jak dowiedzieć się wcześniej. - To nie powinno się wydarzyć… ale się wydarzyło. Nie wiem, jak sobie z tym poradziłaś. Nie będę udawał, że wiem jak bardzo było ci ciężko. Nieważne, ile razy powiem, że mi przykro to nic nie zmieni - odpowiedział po jej dłuższej wypowiedzi, gdy jego zielone tęczówki utknęły w jej postaci. Był pod wrażeniem, że dała sobie radę, nie mając przy sobie oparcia we własnej matce czy w ojcu dziecka. Była naprawdę silna i skoro poradziła sobie na początku, to pewnie teraz też by tak było. Tylko, że nie musiało już tak być. I do tego dążył Jordan. Takie były jego założenia, chociaż niezbyt zdawał sobie sprawę, jak to może wyglądać w praktyce. Mimo to jego oczy z widoczną ufnością i nadzieją wpatrywały się w nią, gdy padły jej następne słowa. To samo w sobie było cholernie trudne. Bo przecież… to nie tak, że z dnia na dzień o wszystkim zapomniał. Albo przestał czuć. Bo chociaż ich znajomość była względnie krótka i świeża, to jednak zdążyły już paść pewne słowa, wyznania. Z jego strony były one jak najbardziej szczere. Lecz po tym jak ją potraktował, to nawet wolał nie próbować zaczynać tego tematu. Jednak widocznie zawiesił się na jej uroczej twarzy zbyt długo, pozwalając sobie by emocje, które dotyczyły samej Mattie - nie jej jako mamy czy nie tej małej dziewczynki - wzięły nad nim górę. Pewnie też przez to nie zdążył przygotować się właściwie na jej kolejne słowa, które go rozgromiły.
- Co, czekaj, co… - wyrzucił z siebie, z wrażenia podnosząc się z miejsca. Potrząsnął lekko głową, jakby próbował się ocknąć i wrócić do rzeczywistości. - To znaczy, że chcesz żebym został z nią sam? Ale jak? Przecież ja nic nie wiem. To znaczy, wiem, bo przecież czytałem te wszystkie książki, ale to tylko teoria, ja nic nie umiem i… - zaczął mówić, widocznie spanikowany tą wizją. Zupełnie inaczej byłoby, gdyby oboje zajmowali się mała razem od początku i wszystkiego uczyli wspólnie, a teraz? On nie miał pojęcia, czego potrzebowała, jak funkcjonowała, jak wyglądała opieka nad nią i wizja zostania z nią sam na sam go widocznie przerażała, bo odruchowo bałby się, że swoją niekompetencją mógłby spowodować jej jakąś krzywdę. - Powoli… - powiedział do samego siebie, by opanować swoje emocje i ściszyć głos to normalnego tonu. Wypełniała go teraz mieszanka skołowania i zawstydzenia, bo przecież dopiero co sam mówił, że chciałby pomóc. I to było szczerą prawdą, lecz z kolei ta wizja zostania sam na sam z małą wydawała mu się zwyczajnie niebezpieczna. - Musiałabyś wszystkiego mnie nauczyć, żebym nie zrobił czegoś nie tak. I dopiero wtedy moglibyśmy spróbować. Ale chce mieć pewność, że jej nie skrzywdzę i… że zostanie ze mną nie będzie dla niej jakąś traumą, bo przecież ona w ogóle mnie nie zna - dopowiedział po chwili zastanowienia z ogromnym trudem. Chociaż było to niewinne zawiniątko, to jednak Jordan był dla niej zupełnie obcy. Nie znała jego dotyku, zapachu czy uścisku. Tak więc, mogła zacząć reagować na niego płaczem, który byłby nie do opanowania i tyle byłoby z jego dobrych chęci. - I ja też jej nie znam… Mattie, jakie ostatecznie wybrałaś imię? - zapytał, gdy jego wzrok powędrował na tą małą, pulchną buzię. Po raz pierwszy nie widząc jej tylko tak ukradkiem, tylko w pełni i właśnie wtedy kompletnie zagubił się w tej małej, słodkiej twarzyczce.

mathilde bennett
ambitny krab
wkurwix#7366
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Mathilde uśmiechnęła się słabo, kiedy dostrzegła konsternację Jordana. Nie chciała obarczać go swoimi problemami, bo mimo iż obecnie łączyło ich tylko dziecko, ona wierzyła, że kiedyś wrócą do dawnej relacji, która obecnie wydawała się być jedynie zgliszczami. Chciała móc z nim rozmawiać i skupiać się na wychowaniu córki, lecz nie mogła wymagać tego, by był przy niej zawsze.
- W porządku, serio – powiedziała prawdopodobnie zbyt stanowczo, bo nawet dziewczynka poruszyła się niespokojnie. Ułożyła ją więc na kanapie, delikatnie głaszcząc pyzate policzki i dając się trzymać za palec. Jej drobne rączki były jeszcze pulchne, dlatego uśmiechnęła się szeroko, gdy mała próbowała zjadać rękę własnej matki. - Musiałam dać radę, a poza tym Phoenix i Harper dużo mi pomogły… Przychodziły i dawały ciągle prezenty temu dziecko, więc na bank będzie rozpieszczone mając takie ciotki – parsknęła nieco pod nosem, mając przed oczami obie dziewczęta. Były w tym niebywale urokliwe i rozkoszne, kiedy tak bardzo starały się zadowolić Mię, mimo iż ta kompletnie nie rozumiała niczego. Szczerzyła się szeroko, dopominając o uwagę, by chwilę później zasnąć i zapomnieć o bożym świecie.
Jordan mógł jedynie żałować, że nie widział tych wszystkich zachowań córki, gdy tak bardzo starała się zrozumieć świat dorosłych.
- Tak szczerze, to… Te książki na nic się zdają, wiesz? Opieka nad dzieckiem to coś innego. Ona wymusza na tobie uwagę, a jednocześnie zaczyna po chwili płakać i nie wiesz czy ma kolkę czy jednak zrobiła kupkę… Gubisz się w tym, bo chcesz jak najlepiej, a i tak wiesz, że jest na maksa chujowo – głos Bennett wybrzmiewał pokraczną nostalgią. Nie radziła sobie z tym i po raz pierwszy od dawna wyrzucała z siebie wszystko, tak jak było. Docierało to do niej z opóźnieniem. Wszystkie artykuły czy posty na Instagramie. Wierzyła, że nie da rady, ale ta mała istotka pokazywała jej, że wcale nie była aż tak złą matką. Tego nie zamierzała mówić Ledgerowi, bo bała się, że każde zdanie zostanie wykorzystane przeciwko niej. Nie ufała mu tak jakby tego chciał, przez co wolała wiele spraw zachować dla siebie.
Przez to co zrobili jej jego rodzice, czuła że większość rzeczy może być pułapką.
- Boisz się jej? – spytała nagle, a delikatny uśmiech pojawił się na jej obliczu. Była rozbawiona strachem, który podzielała. - To normalne, serio. Obawa przed skrzywdzeniem tej kruszynki nie wydaje się być czymś zaskakującym dla mnie, ale na pewno nie możesz wyjść z założenia, że i ona odczuwa ten lęk przed tobą… Nauczy się ciebie i będzie dobrze, tylko oboje potrzebujecie czasu – przyznała zgodnie z prawdą, a następnie pogłaskała pyzatą buzię córeczki. Ułożyła nawet dłoń na jej niewielkim ciałku, by obdarzyć najmłodszą latorośl Bennettów szczerym uśmiechem.
- Mia… Podoba ci się? – spytała, choć to pytanie mogło wydawać się absurdalne. - Chciałabym, żebyś był w jej życiu, serio… W moim wiem, że możesz nie chcieć, bo jak sam powiedziałeś… Ledwie się znaliśmy, ale wychowanie bez ojca jest straszne i wolałabym, żeby ona tego nie doświadczyła – wyznanie było przesiąknięte swoistego rodzaju smutkiem. Mówiła to co zaprzątało jej myśli i serce, aż wreszcie wlepiła wzrok w byłego chłopaka. Nie umiała powiedzieć nic więcej, czując się podle z wyznaniem każdego grzechu, który miała na sumieniu, bo nigdy nie zdążył jej poznać na tyle, by wiedział o jakichkolwiek niuansach z jej codzienności.
- Jak było na studiach?

Jordan Ledger
happy halloween
Booyah
brak multikont
ODPOWIEDZ