30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ostatnie tygodnie nie były dla Grahama najlepsze. Stracił kilka stałych kontraktów na rzecz innych firm, które jakimś cudem oferowały lepsze ceny od niego, co było kompletną bzdurą. Musieli robić jakieś przekręty żeby wychodzić na czysto. Do tego kilku druhów w końcu podjęło bardzo słuszną decyzję by odejść z tego zawodu i choć cieszył się z tego, że próbowali prowadzić normalne życia, firma dostawała przez to po dupie ponieważ nie zatrudniał ludzi, których nie znał, a co za tym idzie brakowało mu trochę rąk do pracy. Nawet zaczął się zastanawiać, czy sam znów nie będzie musiał wyjechać na kilka kontraktów tylko po to żeby utrzymać wszystkich swoich klientów. Wisienką na torcie była śmierć jednego z przyjaciół, co prawda nie pracujących dla niego, jednak każda taka strata bolała. Nawet jeśli w ostatnich miesiącach nie byli jakoś super blisko.
W związku ze wszystkim z powyższych dzisiaj zamknął biuro nieco wcześniej. Telefon również wyłączył postanawiając wrócić do domu trochę wcześniej i chociaż spróbować jakoś się zrelaksować. Normalnie pewnie zahaczyłby o mieszkanie Su, jednak dzisiaj nie był w odpowiednim nastroju by być tym wesołym mężczyzną, którego zazwyczaj jej pokazywał. Nie lubił mówić ani o sobie, ani o swoich uczuciach, dlatego raczej unikał jej w dni, w których mógłby być dla niej utrapieniem. Sam musiał radzić sobie ze swoimi problemami. Poza tym była dość duża szansa, że jego PTSD znów zacznie mu dzisiaj doskwierać, a nie chciał by widziała go w takim stanie.
Normalnie pewnie sięgnąłby po broń, skoczył na strzelnicę albo po prostu na siłownię rozładować trochę tych negatywnych emocji, ale wchodząc do domu... Jakoś opuściły go siły. Może nie tyle opuściły go siły, co wchodząc do swojej małej zbrojowni natknął się na pudełko z rzeczami swojej byłej narzeczonej i śmierć przyjaciela uderzyła go o tyle mocniej. Przez dłuższą chwilę przyglądał się ich wspólnemu zdjęciu aż w końcu coś go tknęło. Właściwie nie coś, a ktoś. W jakiś przedziwny sposób zobaczył w szklanym odbiciu tę drobną blondynkę, która pojawiła się w jego życiu kilka miesięcy temu. Uznał, że to znak, którego potrzebował żeby w końcu spakować ten karton, zamówić kuriera i odesłać to wszystko do jej rodziny. Nie miałby serca tego wyrzucić, ale jej rodzina zasługiwała by w końcu wiedzieć.
Wyniósł paczkę do garażu, a sam wrócił do salonu by zwalić się na kanapę ciężko wzdychając. Odchylił głowę opierając ją na zagłówku i zamykając oczy. Zdecydowanie miał już dość ciężkich decyzji tego dnia.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Za to biznes Su kręcił się o wiele lepiej niż w sezonie letnim. Pogoda była przygnębiająca, dni szare, a na niebie zamiast słońca, często można było obserwować jedynie ciemne, ciężkie chmury. Może to przesilenie, może sezon infekcji, blondynka nie zastanawiała się nad tym mając o wiele więcej zamówień niż ostatnio. Coraz częściej rozważała, czy nie powinna zatrudnić chociażby jednej, dodatkowej osoby, która ogarniałaby zakład od A do Z nie musząc gnać do właścicielki z każdym błahym pytaniem. Takie rozwiązanie pozwoliłoby jej wrzucić na luz i poświęcić więcej czasu Grahamowi. Pracę w barze rzuciła już dawno i wcale za nią nie tęskniła. Ok, było fajnie i zabawnie, ale to nie miejsce dla kogoś takiego jak ona. Rozrywka rozrywką lecz wypadało dbać o jako taki wizerunek. W końcu jakby to wyglądało, gdyby ktoś zamawiający pogrzeb zasugerował, że jako kelnerka jeszcze jakiś czas temu podawała mu drinka?
Fatalne połączenie.

Dzień nie różnił się niczym od poprzednich. Po definitywnie zakończonej papierologii, zebrała rzeczy, wsiadła da auta i pojechała do domu. Dopiero to co wydarzyło się później uczyniło popołudnie najbardziej atrakcyjnym w negatywnym tego słowa znaczeniu. Otóż, pod bramą stał mercedes. Biały, wysoki i mimo tego, że Murphy nie zna się na autach, wręcz ociekał luksusem, musiał być bardzo drogi. Równo z chwilą zgaszenia silnika, wysiadła z niego dziewczyna, kobieta, wysoka, szczupła, w okularach przeciwsłonecznych (mimo braku słońca). Naturalnie Su również opuściła pojazd pchana potężną ciekawością, której pożałowała zaledwie pięć minut później. Laska nie była nikim innym jak ostatnią żoną jej szanownego tatuśka, a to co miała w dłoni świadczyło o tym, iż dom należy tylko i wyłącznie do niej. Sytuacja była absurdalna biorąc pod uwagę testament i ostatnią wolę zapisaną przez starego jeszcze przed śmiercią. Z dokumentów wynikało, że nie tylko posiadłość nie należy do Murphy, ale żadna rzecz pozostawiona po ojcu, bowiem wydziedziczył córkę . Wszystko wydawało się tak irracjonalne i naciągane, że w pierwszym odruchu młodsza zadzwoniła do Grahama, który… miał wyłączony telefon – świetnie. Drugi telefon należał do adwokata. Ten zakazał jakichkolwiek dalszych ruchów nim nie zapozna się z nowymi fatami. Podsumowując, między obiema paniami w bardzo krótkim czasie doszło do nieprzyjemnej wymian zdań, podczas której Su usłyszała groźby skierowane pod swoim adresem. Jak na złość nie włączyła na czas dyktafonu, więc nici z dowodu przeciwko tej ponaciąganej flądrze… Zirytowana, wściekła i rozdygotana, wpadła do domu wyciągając z garderoby trzy spore walizki, które w pośpiechu spakowała. Ostatnie co by poświęciła broniąc tej całej „rezydencji” to własne zdrowie. Nie mając absolutnie zamiaru zostać tutaj na noc po tym co usłyszała, załadowała bagaże na pakę RAM’a, którego kupiła zaledwie kilka tygodni temu. Auto było używane, trzyletnie, ale prezentowało się świetnie i mogło dojechać wszędzie.
Nadal w wielkim stresie i nerwach, wsiadła za kółko i wyjechała w kierunku domu Grahama. Po kilkunastu minutach wtoczyła się na podjazd próbując uspokoić warczące na siebie psy. Przecież nie zostawi dwóch dobermanów na podwórku wiedząc, że jakaś wariatka może chcieć otruć je po zmroku. W efekcie nieuwagi stuknęła w tył auta Grahama.
– Kurwaaaaa! – krzyknęła ze złością uderzając pięścią o kierownicę. Nawet psy poczuły respekt do wyprowadzonej z równowagi właścicielki, a ona czuła, że zaraz będzie płakać. To gówno przerosło ją szybciej niż mogła się tego spodziewać.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Może tym razem nie sięgnął po alkohol by zagłuszyć nieprzyjemne myśli, jednak nie znaczyło to, że PTSD magicznie zniknie i nie będzie dawało o sobie znać. Wszystkie wspomnienia wracały, zwłaszcza te, w których tracił swoich przyjaciół i choć nie za wszystkich był odpowiedzialny tak było kilka przypadków, za które brał odpowiedzialność jako dowódca. Zwłaszcza jego była narzeczona, która nadal często prześladowała go po nocach wraz z jego głupimi decyzjami. Jedną z których było wzięcie jednej ze swoich broni ze zbrojowni. Położył pistolet na stoliku w salonie przez dłuższą chwilę po prostu się w niego wpatrując. Przypominając sobie ile razy strzelał z podobnej broni do nieprzyjaciół, jak ich w wojsku nazywano, lecz ilu z nich tak naprawdę stanowiło zagrożenie? Zazwyczaj nie miał czasu zastanowić się dwa razy zanim pociągnął za spust. Zwłaszcza na początku swojej kariery. Albo on, albo ktoś inny, co nie znaczyło, że nie pamiętał właściwie każdej twarzy ludzi, których zabił. Teraz wszyscy w harmonii pojawili się w jego salonie i choć wiedział, że to tylko wyobraźnia płata mu figle, te wszystkie martwe twarzy wywierały prawdziwą presję. Zdawały się mówić, że pora za to wszystko zapłacić, dołączyć do nich. Wziął broń do ręki i za ich namowami powoli skierował lufę w stronę swojej czaszki. Zdawało mu się, że był gotów.
Uratowany przez dzwonek, a raczej dźwięk wyginającej się blachy. PTSD przychodziło również z wyostrzonymi zmysłami oraz pamięcią mięśniową. Zanim się dobrze zorientował broń była już bezpiecznie wycelowana w podłogę, a on sam wyskakiwał przez drzwi tarasowe żeby obejść dom od tyłu i sprawdzić, co narobiło tyle hałasu. Cały czas czujny i przyklejony do ściany przesunął się w stronę garażu. Wyglądając zza rogu szybko zorientował się co narobiło takiego rabanu. Tył jego auta był skasowany, a przód wielkiego RAM'a, w którym jego kochanka wyglądała trochę komicznie biorąc pod uwagę to jaka jest drobna, ledwo naruszony. Graham z jakiegoś powodu odetchnął z ulgą. Schował broń za pasek spodni z tyłu nakrywając ją koszulką i wychylił się zza ściany krytycznie oceniając zniszczenia. Lubił to auto. Czy był wkurzony? Trochę tak. Trzeba się postarać żeby wjechać w jego auto na podjeździe, a to zdecydowanie nie był na to dobry dzień. Do tego zauważając psy na tylnym siedzeniu, mógł tylko powiedzieć...
Co jest kurwa..?!
I z takim samym wyrazem twarzy zapukał w szybę od strony pasażera oczekując od dziewczyny jakichś wyjaśnień, bo to naprawdę była lekka przesada.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Tego byłoby już za wiele… gdyby odnalazła zwłoki Grahama ociekające krwią i to chwilę po całej akcji z blond dziunią, niewykluczone, że sama skorzystałaby z leżącej na podłodze klamki. Są takie sytuacje kiedy człowiek stwierdza, że ma już dość, że mimo walki pora się poddać, bo przebijanie głową muru nie jest w jego zasięgu. I wielce prawdopodobne, że uznano by ten wypadek za samobójstwo zbiorowe. Teraz tego nie wiedziała, bo wiedzieć nie mogła i najpewniej nigdy się nie dowie, że przypadkowy dzwon na podwórku uratował mężczyźnie życie. Jakby nie patrzeć – powinien być wdzięczny za tak drastyczny powrót do rzeczywistości.
Głośno rzucone przekleństwo odrobinę zdarło Su gardło, ale wyrzucenie negatywnych emocji w podobny sposób zawsze przynosi ulgę. Jej przyniosło, krótkotrwałą, ale zawsze. Widok Grahama w szybie pasażera nie był zaskoczeniem. Podobnie jak jego reakcja. Nie wyglądał na zachwyconego. Ona też by nie była… – Czemu nie odbierasz?! – najlepszą obroną jest atak? Ależ oczywiście! Bo gdyby raczył mieć włączony telefon, wiedziałby co się stało i byłby przygotowany na przyjazd blondynki z kilkoma rzeczami i psami, bo nie było innego wyjścia. – Co ja mam z tym zrobić – rozłożyła ręce nad kierownicą szacując swój zapas cierpliwości na przestawianie samochodu i zamawianie lawety, bo jazda połowicznym złomem przed nią, nie wchodziła w grę. Ubezpieczyciel zapłaci pod warunkiem, że ubiorą to w jakąś ładną historię z hamowaniem przed dzikim zwierzęciem i wjechaniem w tył.
Nieważne.
Później.
– Wysiadka – zakomunikowała wypuszczając bydło na zewnątrz. Kaj i Gerda (bo tak mało kreatywnie nazwała parę dobermanów) natychmiast okrążyły wóz skacząc radośnie na mężczyznę. Po krótkim i intensywnym przywitaniu pobiegły zwiedzać nowy, tymczasowy (to się okaże) dom. – Graham no tragedia – również i Su obeszła pakę RAM’a obejmując pas kochanka jakby nigdy nic. – Jakaś suka chce mi zabrać dom. Groziła mi więc spakowałam walizki, zabrałam psy i przyjechałam. Nie wiem co mam robić, muszę się napić – niezwykle chaotyczny opis, a raczej streszczenie wydarzeń z pominięciem wielu szczegółów był tym, na co mogła się zebrać w tym momencie. Potrzebowała usiąść i wygadać się. A najlepiej jeśli w pakiecie będą jeszcze czułe ramiona kochanka i szklanka czegoś mocniejszego z lodem.
– A to może się wyklepie – pociągnęła nosem kompletnie nie znając się na blacharce.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z wojska wyniósł nie tylko PTSD i pokaźną kolekcję broni, ale również to, że zazwyczaj ciężko jest go zaskoczyć. Może to nie do końca tak, że spodziewa się każdego możliwego rozwinięcia sytuacji i na bieżąco zmyśla kolejne możliwości, a raczej jest po prostu przyzwyczajony do tego, że co może pójść nie tak, zazwyczaj pójdzie nie tak, więc po prostu nie robi to na nim większego wrażenia. W tym wypadku Susan udało się sprawić, że musiał pokiwać głową z uznaniem. Takiego obrotu spraw się dzisiaj zdecydowanie nie spodziewał. Ogólnie się nie spodziewał. Przerosła jego najśmielsze oczekiwania i to nie pierwszy raz, tylko tym razem trochę negatywnie. Całkiem lubił swoją brykę i szkoda mu było teraz oddawać ją do jakiejś ubezpieczalni żeby ją sobie wyklepali i sprzedali za nieludzką sumę. Kupienie nowej nie będzie problemem, tylko będzie musiał trochę poczekać.
Jedyne, co był w stanie usłyszeć przez zamkniętą szybę to jej wrzaski na temat swojego telefonu, co spotkało się z dość wymownym uniesieniem brwi i posłaniem nie do końca przyjaznego spojrzenia. Nie widział, że do niego dzwoniła. Może miał akurat wyciszony, pewnie gdzieś wibrował na kanapie, kiedy on wybierał sobie odpowiedni kaliber żeby przemodelować sobie w głowie. Jeśli mówiła jeszcze coś do siebie, albo do swoich psiaków, nie słyszał tego. Przywitał się z psiakami, które zdążyły się już do niego przyzwyczaić, nie podzielając ich entuzjazmu. Na szczęście miał dość wysoki płot, więc raczej nikt nie będzie narzekał na parę dobermanów biegających za domem.
- No tragedia... - potwierdził ponownie spoglądając na tył swojego auta, jednak nie odmawiając jej odrobiny czułości w postaci przyciągnięcia bliżej do siebie.
- Co? Kto chce Ci zabrać dom i na jakiej podstawie? - zmarszczył brwi wracając do niej wzrokiem - Czym Ci groziła..? - był całkowicie zbity z tropu.
Znając Su pewnie pominęła tysiąc szczegółów, bardzo istotnych dla całej historii, pozostawiając go ze strzępkami informacji, które zupełnie nie miały sensu. W pierwszej chwili prawie ją zapytał dlaczego do niego nie zadzwoniła, ale właśnie... Podobno dzwoniła. Nagle rozbity samochód nie był już jego największym zmartwieniem bo wychodzi na to, że dziewczyna, przynajmniej na jakiś czas, z nim zamieszka. Trochę za szybko, lecz była to sytuacja losowa, na którą nie miał wpływu.
- Chodź. - pocałował czubek jej głowy i pociągnął za sobą do domu, gdzie posadził ją na kanapie ze szklanką whisky w dłoni, taką do połowy pełną.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
Odklejając się w końcu od Grahama, którego obdarzyła mocno przerysowanym tulasem ze względu na to auto… podążyła za nim do domu. Psy zaciekawione nowym wybiegiem zostały na podwórku.
– Dzięki – odebrała szklankę rudawej cieczy pociągając na starcie spory łyk. Nawet nie trzeba wspominać, że od dawna nie miała nic w żołądku więc po jakiś dziesięciu minutach odczuła lekkie kołysanie. I było to dość miłe. – Słuchaj – zaczęła rozemocjonowana poprawiając się na kanapie jakby ta zaczęła nagle parzyć jej tyłek. – Wróciłam do domu jak zawsze po robocie, podjeżdżam pod bramę, a tam stoi mercedes. Biały i wielki – bo to istotny element całej opowieści. Nie każdego bowiem stać na taką furę i mało kto bawiłby się w wypożyczenie tylko po to, aby zażartować z biednej, zestresowanej Su. – No więc podjechałam, wysiadłam i ona też – pauza na kolejnego łyka. – Okolice 30, wysoka blondyna z doczepami niemal do pasa i na bank miała zrobione cycki – skrzywiła się z pogardą dla tej manipulantki, która bardzo prawdopodobne owinęła sobie starego Su wokół paluszka. Jaki on był głupi i naiwny. Pewnie jeszcze wierzył, że ta żmija zakochała się w nim bez pamięci dlatego, że był inteligentny i miał poczucie humoru. I nie miało żadnego znaczenia, że był adwokatem i miał duża kasy.
– Podchodzi do mnie, przedstawia się i mówi, że zaszło pewne nieporozumienia i ten dom należy do niej – popatrzyła na Grahama upewniając się, że ten jej uważnie słucha. – Na to ja, że raczej nie, bo odziedziczyłam całość po zmarłym ojcu. I wtedy zaczęła gadać jakieś głupoty o tym, że podrobiłam testament, że ojciec nic mi nie zostawił i na dodatek mnie wydziedziczył. Wariatka! – bo średnio wiedziała jak inaczej opisać ten chory absurd. Takie rzeczy dzieją się w niskobudżetowych serialach. – Zaprzeczyłam, jeszcze grzecznie – bo Graham nie raz i nie dwa był świadkiem wybuchu blondynki i doskonale wiedział do czego jest zdolna. – Zaczęłyśmy się kłócić. Już pod koniec radziła mi na siebie uważać, bo nieszczęścia chodzą po ludziach. Życzyła mi wszystkiego dobrego i zapewniła, że jeszcze się spotkamy – upiła trzeci już łyk. – Zadzwoniłam do ciebie ale panicz miał wyłączony telefon. Spakowałam walizki, wzięłam psy i przyjechałam, bo cholera wie do czego ta pizda jest zdolna. Adwokat też wie o wszystkim. Teraz będziemy rozmawiać przez pośredników. Ja nie chce mieć z nią nic wspólnego – oparła się o kanapę czując jak zaczyna burczeć jej w brzuchu. – Masz coś na obiad? – przekręciła głowę w stronę rozmówcy. Widać było na pierwszy rzut oka, że jest zmęczona.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Graham miał na tyle instynktu samozachowawczego żeby wysłuchać jej bardzo uważnie przytakując dość często głową żeby miała pewność, że faktycznie to robi, a nie tylko stoi jak słup soli i się na nią patrzy. Nie mógł się za to powstrzymać od lekkiego uśmiechu, kiedy nie pominęła kilku zgryźliwych uwag na temat kobiety, która najwyraźniej wygoniła ją z domu, bo przecież to, że miała doczepy i zrobione cycki było tutaj najważniejszym szczegółem całej historii. Nie był jednak na tyle głupi żeby się roześmiać. Szybko zmazał ten delikatny uśmieszek z twarzy dalej słuchając tej emocjonującej historii.
Z jego perspektywy nie wyglądało to zbyt kolorowo. Wychodziło na to, że dziewczynę będzie teraz czekać batalia w sądzie. Jak to z prawem bywa, przeprawa będzie długa i przynajmniej upierdliwa. Nie miał jeszcze pojęcia jakie stosunki miała ze swoim ojcem, ale może być też bolesna. W między czasie natomiast... Wygląda na to, że zamieszka u niego. Przynajmniej na jakiś czas. Wraz ze swoimi psiakami, które właśnie mignęły mu w polu widzenia gdzieś na podwórku i nie zamierzał nawet myśleć czym się teraz bawiły, bo raczej nie przywiozły tego ze sobą. Był to dość szybki kolejny krok w ich związku, na który nie był do końca pewien, czy jest gotów, ale przecież jej nie wyrzuci, prawda?
Na słowa o tym, że on, czyli panicz, nie odbiera tylko schylił się w jej stronę i wyciągnął swój telefon spod jej tyłka. Rzeczywiście do niego dzwoniła, a on nie miał włączonych nawet wibracji. Najwyraźniej gdzieś podświadomie nie chciał żeby ktoś przeszkadzał mu w nieudanej próbie samobójczej.
- Mam, mam. Chyba lubisz steki? - spojrzał na nią przelotnie przy okazji zamawiając lawetę dla swojego samochodu, skoro już miał telefon w dłoniach.
Zanim doszedł do kuchni rzucił go z powrotem na kanapę i wziął się za wyciąganie mięsa z lodówki oraz czegoś, co by do tego wszystkiego pasowało.
- Czyli dopóki ta sprawa się nie rozwiąże, zapewne dom będzie zajęty. Chujowa sytuacja z tą kobietą. Przykro mi. - spojrzał w stronę Su obierając już ziemniaki i nie wyglądał na takiego, co tylko to mówi bo wypada - Myślisz, że twoje ciuchy zmieszczą się do mojej garderoby, czy wolisz zająć osobną sypialnię? - przeszedł nad całym faktem mieszkania razem do porządku dziennego, bo jednak zawsze był dość pragmatyczny - I powiedź mi, że psy nie będą spać na kanapie... - z lekkim uśmiechem spojrzał na hasające po tarasie czworonogi.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
A i owszem... szczegóły dotyczące wyglądu tego żmijska były bardzo ważne, bowiem świadczyły jednoznacznie o tym, że jej ojciec w dużej mierze myślał penisem. Faceci są prości jak konstrukcja cepa. I naiwni w dodatku, zwłaszcza ci starsi. Bo który rozważny mężczyzna w podeszłym wieku uwierzyłby w czystą miłość młodszej o dobre 25 lat laski. To nie ma prawa się wydarzyć. A jednak wydarzyło się. Mało tego, Susan oberwała rykoszetem od tego całego… uczucia.
Ostatecznie dopiła zawartość szklanki do końca i odstawiła ją na stolik. – Graham, aż mnie głowa rozbolała od tego wszystkiego – wyciągnęła się na całej długości kanapy zasłaniając dłonią zamknięte i tak oczy. – Może być. Tylko mocno wysmaż – na widok krwi byłaby w stanie wyobrazić sobie, że to fragment rozszarpanego przez nią ciała tamtej suki. – Spale ją w krematorium – rzuciła wykładając stopy na jeden z podłokietników. – Żartowałam – dodała na wszelki wypadek. Należy pamiętać, że Graham znał jej sekrecik i cholera wie, czy wyczuje w tym sarkazm i żart. – Nie wiem. Zabrałam ze sobą tylko trzy walizki więc to nie jest połowa – nawet pod presją czasu i w stresie, Su była na tyle przytomna, że wrzucała do walizek rzeczy, w których chodzi aktualnie. Nie siliła się na łączeniu ze sobą kolorów, przegląd marek… pogoda przestawała rozpieszczać, więc ładowała jak leci ciuchy adekwatne do temperatury za oknem. To był niewątpliwy plus. Pytanie co z resztą…
– Dom nie jest zajęty. Tylko ja mam do niego klucze – zerwała się szybko do siadu. – Chyba – odwróciła głowę odszukując spojrzenie Grahama. Przecież nie wymieniała zamków na nowe, a jeżeli ona faktycznie wcześniej tam mieszkała, to miała klucze. – Co za kurwa chora sytuacja – wypuściła dużą porcję powietrza z płuc sięgając po swój telefon. Murphy nie byłaby sobą gdyby nie miała dostępu do monitoringu przez całą dobę. Wystarczyło wejść w ikonę aplikacji i jej oczom ukazało się wnętrze domu.
– Pusto. Musiałaby być mega tępa żeby tak szybko się włamać – bo inaczej nie mogła tego nazwać. – Muszę zapalić. Masz papierosy? – tego nie zabrała ze sobą. Były rzeczy ważniejsze.
– I koce? Najlepiej dwa. Nie brałam ich legowisk, więc trzeba im zrobić miejsce. No i jedzenie też trzeba kupić.- z każdą kolejną minutą okazywało się, że prócz ubrań nie przywiozła ze sobą nic.
I jeszcze ten pulsacyjny ból nad prawym okiem. Do szczęścia brakowało jedynie migreny…

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Na szczęście Graham raczej nigdy nie przekona się o wszystkich urokach walki o spadek po rodzicach. Jego rodzina postanowiła go wydziedziczyć, kiedy wstąpił do wojska mordować ludzi zamiast podjąć pracę jak prawdziwy facet, za minimalną krajową w jakiejś fabryce, gdzie opary nie pozwolą Ci dożyć sześćdziesiątki. Bo przecież tak postępują mężczyźni. Zakładają rodzinę nie mając na to funduszy. Tak, jemu się nic nie zależy, chociaż tak naprawdę na co ma liczyć? Tę klitkę w jakimś małym miasteczku w Anglii? Nie róbmy sobie żartów. Po co by mu to było skoro sam dorobił się domu i całkiem lukratywnego biznesu.
Lekko się skrzywił słysząc, że ma wysmażyć stek "mocno". Jak dla niego było to marnotrawstwo dobrego mięsa, ale czego się nie robi dla swojej kobiety. Nasz klient, nasz pan, jak to niektórzy mówią.
- Całkiem niegłupi pomysł. Nie pozostawia wiele śladów, a śledczy z prochów mieliby niezły tetris. Tylko trzeba by znaleźć jakiś czas, gdzie będziesz mieć większy ruch. - wyszczerzył się do niej traktując to jako żart, bo nie wierzył w to, że Su byłaby do tego zdolna.
Pomimo tego, co mu powiedziała, nie widział w niej mordercy. Tamto to był tylko nieszczęśliwy wypadek, który bardzo dobrze zatuszowało. To nie była jej wina. On natomiast... On potrafiłby kogoś odpalić bez większych wyrzutów sumienia. To jest akurat coś, co bardzo szybko nabywa się w wojsku, albo się z niego po prostu wypada. Z resztą nawet jak się już z niego wypadnie, te twarze potrafią się za człowiekiem ciągnąć, jak za nim dzisiaj.
- Tylko? - zaśmiał się cicho doprawiając steki i unosząc na nią wzrok - Zdajesz sobie sprawę, że tak trochę na około pytałem czy wprowadzasz się do mnie na stałe, czy tylko przelotem? - uśmiechnął się do niej wymownie przechodząc już do smażenia kiedy ziemniaki jeszcze się gotowały.
- Przez zajęty miałem tylko na myśli, że sąd może zakazać używania go i Tobie i jej do wyjaśnienia sprawy. Nie wiem dokładnie, jak to tutaj działa. W każdym razie mi casa e su casa. - puścił jej oczko całkiem umiejętnie obchodząc się z tym mięsem na patelni teraz podlewając je masłem z rozmarynem.
- Cygara. Lewa szuflada w stoliku. - skinął głową na stojący przed kanapą mebel - Jak zjemy wezmę twój samochód i skoczę do bazy. Mamy tam koce i jedzenie dla psiaków moich kumpli, nikt nie zauważy, że kilku brakuje. - odstawił steki żeby odpoczęły, kiedy on sam zajął się ubijaniem ziemniaków na puree - Będziesz wtedy miała chwilę żeby na spokojnie się rozpakować.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Teraz mam większy ruch – wzruszyła beznamiętnie lewym ramieniem dając niemal ciche zaproszenie do współudziału w zbrodni. To wszystko byłoby zbyt banalne i oczywiste. Już na samym początku dochodzenia śledczy uznaliby ją za główną podejrzaną i prawda szybciutko ujrzałaby światło dzienne. Jeden trup na koncie był zupełnie wystarczający i tym razem problem należało rozwiązać w bardziej cywilizowany sposób. O ile można w ten sposób określić szarpaninę w sądzie... Tak zupełnie szczerze, to Su nie czuła kompletnie żadnego przywiązania do tamtej chaty. Mieszkała w niej, ale nie był to dom, do którego wracała myślami czując ciepło na sercu. Prawdę mówiąc nigdy nie zaznała miejsca, które mogłaby określić oazą, prywatnym azylem.
Podsumowując z czystej zawziętości będzie boksować się o te cztery ściany, ale jeśli przegra, to płakać nie będzie.
– Tak. Dobrze wiesz, że mam tego o wiele więcej – nie wspominając o innych rzeczach osobistych, takich jak zdjęcia, pamiątki, biżuteria, kosmetyki i wiele, wiele innych. – Nie Graham. Ostatnie na co mam ochotę i siłę to zabawa w zgadywanki – posłała mu niezbyt zadowolone spojrzenie. – Nie wiem. Skąd mam niby to wiedzieć – może sprawa będzie toczyła się miesiącami, a może wszystko okaże się w ciągu kilkunastu najbliższych dni. – Przyda ci się towarzystwo – podsumowała nie mając najmniejszego zamiaru proponować, że w razie przeciągania się sprawy, wynajmie coś w mieście. Byli ze sobą już dłuższy czas, a Su znalazła się w tarapatach i zakichanym obowiązkiem Grahama było ją wspierać.
Takie tam drobne gratisy do możliwości bzykania tej blondyny.
– A niech go sobie zajmują. Byle mogłabym pozabierać resztę swoich pierdół – jeszcze tego brakowało, żeby zostawiła tej flądrze swoje złote zegarki i ulubione perfumy. Nawet jeśli pozostałą zawartość garderoby Su miałaby rozdać bezdomnym – wszystko było lepsze od porzucenia dobytku.
Co to, to nie!
– Ok. W takim razie zostawisz mi walizki i pojedziesz do miasta. Tylko kup jeszcze 4 miski bo muszę im w czymś dawać wodę i jedzenie. A cygar nie palę. Nie pasują do mnie – zaczesując włosy do tyłu wyjrzała na podwórku przez tarasowe drzwi. – Gerda wykopała Ci dół pod płotem. Super – nowe miejsce, nowe zapachy… niemal jak nowy plac zabaw! – To kup mi jeszcze fajki bo to alko wcale mnie nie uspokoiło – wręcz przeciwnie, spotęgowało ból głowy i podrażniło i tak skołatane nerwy. – Doleje sobie – bo co innego jej dziś pozostało? W końcu nie każdego dnia trzeba szybko ewakuować się z miejsca zamieszkania, aby ratować skórę przed wariatką. – Tylko nie bądź długo i miej telefon przy tyłku. Włączony – pogroziła Grahamowi palcem obsługując butelkę rudej cieczy. Ta szklana powinna ją pozamiatać, albo wyciszyć. Na szczęście na horyzoncie majaczyła wizja obiadu, więc to nie upijanie się na pusty żołądek.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Graham tylko uśmiechnął się wymownie na wzmiankę o tym, że teraz ma większy ruch. Jakkolwiek kuszące nie byłoby właśnie takie pozbycie się problemu, raczej nie wchodziło w grę. Su nie była do tego zdolna, a on nie chciał sobie dokładać kolejnej twarzy, która będzie potrafiła spędzać mu sen z powiek, czy nawet pokazywać się na jawie kiedy leki na PTSD przestają działać albo po prostu gorzej jakiegoś dnia wejdą. Pomimo wyjaśnień blondynki, pewnie nadal nie usłyszał połowy faktów, a skoro w sprawę zamieszane są już sądy to nagłe zniknięcie powódki wzbudzałoby zbyt wiele podejrzeń. Najlepsze, co mógł dla niej zrobić to pojechać tam z nią następnym razem żeby na spokojnie się spakowała i chwilowo przeprowadziła do niego, chociaż nadal nie miał pojęcia, gdzie mógłby pomieścić te wszystkie ubrania. Pewnie zajmie pozostałe dwie gościnne sypialnie wraz z garderobami. Po co jej w ogóle tyle ciuchów, skoro on zdecydowanie wolał oglądać ją nago? Chociaż... To nie do końca prawda. Potrafiła jeszcze seksowniej wyglądać w bieliźnie albo niektórych sukienkach. Sprawa zamknięta.
- Oj nie burmusz się, próbuję być uroczy. - uśmiechnął się do niej pomimo tego, że jej spojrzenie było bardziej niż nieprzychylne - To, co masz możesz na razie wrzucić do mojej garderoby. Później pomyślimy, co z całą resztą. - odpowiedział szykując już wszystko na talerzach - Twoje na pewno. - puścił jej oczko szeroko się do niej uśmiechając.
Tym razem naprawdę miał to na myśli, a nie tylko się z nią przekomarzał. Zwłaszcza, że schowana za pasek broń zaczęła go nagle nieprzyjemnie uwierać w plecy. Może tak rzeczywiście będzie lepiej? Nie będzie mieć czasu usiąść i pozwolić dogonić się demonom przeszłości. Su na pewno zadba o to żeby miał co robić. Pewnie zaraz będzie trzeba coś przemeblować bo nie będzie jej się podobało. Dzisiaj tak trochę uratowała mu życie, o czym oczywiście nigdy nie będą rozmawiać bo on się do tego nie przyzna.
- I chcesz jeszcze frytki do tego? - zaśmiał się cicho obchodząc wyspę kiedy ona właśnie rozstawiała go po kątach i planowała mu resztę wieczoru - Później się zakopie, pod płotem się raczej nie podkopie, jest tam metr betonu. Lubię solidne rzeczy. - uśmiechnął się rozbrajająco wzruszając ramionami - Najpierw zjedź, co? - zabrał jej szklankę patrząc na nią z góry - Nie będzie mnie przynajmniej godzinę. Mam kawałek do naszej bazy. Najwyżej zadzwonię żeby któryś z chłopaków wyjechał mi naprzeciw. - skinął głową w stronę kuchennej wyspy, gdzie czekała już na nią ta abominacja zwana dobrze wysmażonym stekiem - Zanim wystygnie. - odstawił jej szklankę na barek i sam również przysiadł przy wyspie.

Susan Murphy
przyjazna koala
Graham
25 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
25 letnia dziewczyna uciekająca przed mroczną przeszłością. Wieczna optymistka mimo wszystko...
– Bądź bardziej rzeczowy – odparła jakoś nie mając ochoty na żarty. Ten dzień ostatecznie spisany był na straty i nic, ani nikt nie mógł od odratować. To nie jakiś konkretny powód do smutku, ale Su straciła nastrój na dobre j jedyne o czym myślała to to w jaki sposób zorganizować swoje życie w najbliższym czasie. Zamieszka u Grahama – kwestia była przesądzona i choć wyczuwała obawy ze strony mężczyzny, to można potraktować sytuację jak test. W końcu są już ze sobą tak długo, że najwyższa pora sprawdzić, czy dogadają się w 100%. Co innego bowiem przebywać ze sobą od czasu do czasu, a co innego dzielić jeden adres. Od dziś będą mogli sprawdzić, czy to co między nimi jest, to miłość, czy zwykle zauroczenie i szczeniackie pożądanie. – Jak pojedziesz po paśnik dla psów to zerknę jak to tam wygląda – kiwnęła głową w kierunku sypialni dając znać, że chodzi o garderobę. Graham był facetem, byłym wojskowym, nie miał tylu ubrań co ona, więc przy sporych umiejętnościach organizacyjnych uda się zadowolić obie strony. Przy okazji posegreguje męskie rzeczy sprawdzając, czy nadają się jeszcze do użytku. Z pewnością Halifax będzie za to wdzięczny… bardzo. – Raczej – czyżby w damskim głosie pojawiała się nutka zazdrości ? Teraz mogła przyznać bez cienia wstydu, że była zaborcza. Graham się jej podobał i był jej. I zdecydowanie była gotowa posłać mordercze spojrzenie każdej suce, która się za nim obejrzy.
– Nie. Stek i ziemniaki będą ok – odpowiedziała zupełnie szczerze nie łapiąc żartu zaciągniętego ze starej reklamy. Susan M. lubiła rządzić. Lubiła podejmować decyzje i rozstawiać ludzi wierząc przy tym, że jej słowa wpływają na ogólną korzyść wszystkich i każdego z osobna. Na początku znajomosci ukrywała fakt chęci dominacji, ale z biegiem czasu stało się to czymś normalnym. A Graham jak to facet, raz słuchał, a innym razem nie…
– Ej, co robisz – zaprotestowała kiedy ten zabrał jej alkohol. – Nie mam 16 lat i mam dzisiaj ciężki dzień. Należy mi się. Oddaj – kopnęła w krzesło, na którym siedziała niczym niepokorny źrebak. – Smacznego – burknęła wbijając mało delikatnie widelec w mięso. Po chwili odkroiła kawałek i wsunęła go do ust. – Czemu moje życie jest tak skomplikowane – rzuciła niby w eter, niby do Grahama ładując do buzi porcje ziemniaków. – Serio mam już dość – doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że niekulturalnie jest mówić z pełnymi ustami, ale dzisiejsza sytuacja dawała taryfę ulgową na każdej, dosłownie każdej płaszczyźnie. – A ty? Jak ci minął dzień nie licząc tej akcji – znaczy problemów blondynki… bo przecież świat nie kończy się na niej.

Graham Halifax
towarzyska meduza
Susan Murphy
ODPOWIEDZ