lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
W koooooońcu! W końcu doszli do punktu, w którym zaczynali się rozumieć. Na co dzień nie było z tym problemu, ale dzisiaj… Tak dzisiaj mieli silne turbulencje. Na szczęście stopniowo się uspokajały. Tak jak i Weston, który na wymamrotanym mu do ucha kocham cię zareagował pomrukiem zadowolenia. – I lepiej, żebyś nigdy nie przestała. – nie potrzebował przytaknięcia czy zapewnienia, że nic takiego się nie wydarzy. On to wiedział. Okazywała mu to każdego jednego dnia, a to, że za nią tęsknił – już wiedziała jaka to była tęsknota. Jak bardzo… Nawet nie tyle, co nieszkodliwa, a wręcz pożądana. – Widzisz? Mówiłem, że pokonam je wszystkie? Te twoje demony, przez które dzisiaj, jutro, pojutrze, za miesiąc i za rok byłabyś smutna. Tylko trochę wiary we mnie, Ane, tylko trochę wiary. – zwykłego-niezwykłego zaufania, o nic więcej nie prosił. Objął żonę łapskami i mocno do siebie przyciągnął. Przytulił ją do siebie, siebie w nią wtulił, pysk przytknął gdzieś w okolice jej policzka czy wyżej - ucha. Mruknął cicho i potem… – Nie stracisz mnie, głuptasie. Przecież jestem twój Weston. Zawsze byłem. – sto lat temu w Monte, przez chwilę w San Francisco, teraz tutaj… Przechylił mocniej łeb i kilkakrotnie odbił pocałunkiem swoje wargi na kobiecej żuchwie i zaraz też nieco niżej – na szyi. - No dobrze, koniec tych dram. – zdecydował moment później. Wyprostował się i spojrzał Ane prosto w te jej ciemnobrązowe ślepia. Często zastanawiał się nad tym czyje oczy będzie miała Rose. Jego zieleń, czy jej brąz, niemal czerń. Czyje włosy, czyje gesty, ruchy, miny, rysy twarzy… Wyobrażał sobie dziewczynkę, jako mix samych najlepszych cech jej rodziców. – Niech ona będzie dokładnie, tak jak ty. Wszystko niech ma twoje. No może poza… – kiedy zaczął mówić, znów instynktownie jedną rękę opuścił na brzuch żony. – Żartowaaaałem. Żadnego poza. Wszystko to wszystko. Niech będzie kropka w kropkę, jak jej mama. – tego chciał dla córki, bo wiedział, że jeśli tak będzie to… O rany, mała Westonówna zdobędzie świat i to bez najmniejszego wysiłku. – Boisz się? – zapytał nagle i standardowo nie od razu powiedział o co właściwie mu chodziło. Spojrzeniem wskazał na brzuch Ane. – Porodu. Wiem, że już to przechodziłaś, więc… Wiesz co i jak, ale… No nie będę ściemniał, Ane, ja się trochę boję. – błysnął kłami, ale hej – powinna go zrozumieć. Dla niego to będzie kompletna pierwszyzna. – Chcesz, żebym tam był? – w sali, razem z nią.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Jednego dnia mu się udało – pokonać je. Szkoda, że nie mogła mu obiecać, że jutro, pojutrze albo za pięć dni nie pojawią się nowe, bo aktualnie w jej głowie często zbierało się na sztorm, ale tak… udało mu się. I była mu za to ogromnie wdzięczna, bo jeśli mieliby pokłóceni spędzić kolejną noc na tej niewielkiej niewygodnej przestrzeni to… mogliby się pozabijać. No mogłoby się to nie skończyć dobrze.
- Trzymam za słowo. – dodała raz jeszcze, bo skoro był jej… zamierzała to egzekwować. Jak złamie dane jej słowo… będzie miał przechlapane, po prostu przechlapane. Teraz jednak mogła się do niego ładnie uśmiechnąć – może gdzieś tam jeszcze było widać cień tego smutku, który na kilka chwil wziął górę, ale generalnie było już dobrze. Lepiej. Zdecydowanie lepiej.
- O nie, Weston! – chyba nie myślał, że teraz da mu spokój skoro znowu próbował żartować, prawda? Ściągnęła mocniej brwi i spojrzała na niego prawie, że groźnie – Teraz musisz powiedzieć. Jakie poza? Czego nie chcesz, żeby miała to po mnie nasza córka, co? Co to miałoby być? – teraz już nie było odwrotu, musiał powiedzieć skoro zaczął… a wystarczyło nie zaczynać! Na szczęście zaraz też uśmiech wrócił na jej twarz, więc nie powinien się bać konsekwencji odpowiedzi. No chyba, że… znowu bardzo mocno nie przemyśli odpowiedzi – I oczywiście, że chcę, żebyś tam był. I oczywiście, że się boję. Jestem przerażona, absolutnie przerażona. – bo jak mogłaby nie być? Miała urodzić dziecko – nieważne ile razy to robisz to musi być zawsze tak samo przerażające – To że to przechodziłam nie ma najmniejszego znaczenia. Zwłaszcza, że wszystko może pójść inaczej… – nic nie było pewne! – Plus jest taki, że przynajmniej w Australii nie zbankrutujemy. – zaśmiała się, ale prawda była taka, że poród w Stanach Zjednoczonych to mała fortuna i chociaż bankructwo im raczej nie grozi za szybko – nawet jeśli miałaby rodzić w prywatnym szpitalu, ale i tak! – Ale wiesz, że jak zemdlejesz to będę się z ciebie nabijać do końca naszych dni?



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Aż stęknął wymownym „omaaaaaaatko”. Bo napraaaaaaaawdę, to jej łapanie za słóóóóóówka i stawianie go pod ścianą! To było tym poza, tego mała Rose mogłaby nie mieć – przynajmniej nie wobec swojego padre, hyhy. Dla reszty świata mogła być złośliwa i niedobra. Rodziców i siostrę miała szanować. – Wiem! Wiem, bo… Ożeniłem się z małą zołzą. Cholernie seksowną, nieprzyzwoicie wręcz inteligentną, ale zołzą. – odparował, jak gdyby nigdy nic, być może znów narażając się na babskie demony, ale trudno – zaryzykował. Pochylił się i przytknął pysk w czułym buziaku do damskiego brzucha. – Tata cię bardzo kocha, Rose. I pamiętaj, ta-ta. Taaa-ta, twoje pierwsze słowo, tak? Taaa-ta. – powtórzy kilka razy i zaraz potem łypnął kontrolnie na Ackerman. Wyszczerzył kły, cicho zachichrał się pod nosem i… - Nie chcę, żeby wątpiła w siebie, tak jak jej mama czasami wątpi. Chcę, żeby wiedziała, że… Może wszystko i jest warta wszystkiego, co najlepsze. I nie musi iść na żadne kompromisy, bo do cholery jest z krwi Ackermanów i Westonów, a to do czegoś zobowiązuje. – do tego, żeby iść przez życie z podniesionym czołem, na przykład. Pogładził brzuch żony ręką i mimowolnie wciąż wyczekiwał na to upragnione kopnięcie. – Oczywiście, że będę tam z tobą. I z całych sił postaram się nie zemdleć. Mogę się popłakać, właściwie to jest bardziej niż pewne, że będę ryczał, jak bóbr, ale podobno zaryczani faceci są seksi, więc… – niech z tym handluje. Z jego podpuchniętymi ze wzruszenia oczami, chrypą w głosie i siąpiącym nochalem. – Skąd będę wiedział, jak… Jak ją dotknąć? – pytał i już nie żartował, pytał na serio, chciał, żeby mu powiedziała. – Jak mam ją trzymać, z jaką siłą, jak ułożyć ręce, żeby jej nie… – zmarszczył śmiesznie brwi. – Nie zepsuć. Będzie taka malutka, a ja… – spojrzał na swoje ręce. Jak na gościa, który pracował fizycznie – w drewnie – miał je naprawdę zadbane. Czy to jeszcze chłop czy już degenerat? – Okeeej, nie wierzę, że to mówię, ale gdyby Mark wciąż był na tym świecie… Chyba bym do niego zadzwonił. – i zapytał. Czy on wiedział od razu? Jak być dobrym ojcem? Jak obchodzić się z tym drobiazgiem, którym była mała Lily?

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Hola, hola! Sam był sobie przy tym winny, tak? Mógł nie zaczynać, albo kończyć gdy już to zrobił – wtedy nie musiałaby go łapać za słówka i domagać się wyjaśnień. To logiczne, że gdy ktoś zaczyna, ale nie kończy… w większości przypadków nie chciał powiedzieć nic miłego, ale za późno się zorientował, że to nie będzie miłe. Więc nic dziwnego, że chciała się dowiedzieć, przy czym ugryzł się w język i co mu się w niej nie podobało do tego stopnia, że nie chciał tego dla swojej córki. No kurde… logiczne! Więc to nawet ciężko było nazwać łapaniem za słówka. Ale jeśli faktycznie chodziło tylko o brak wiary w siebie to… mogła to przełknąć – Ale wiesz, że moi rodzice też mi to wmawiali? – zażartowała, bo hej… była tak wychowana! Że mogła wszystko, co tylko chciała. A tu proszę! Coś w międzyczasie poszło nie tak, ale to może też kwestia tego wszystkiego, co później wydarzyło się w jej życiu. Także w przypadku ich córek też mogło dojść do wszystkiego.
- Płakać możesz, ale mdleć nie próbuj. – płacz jej nie przeszkadzał, ani trochę! – Pewnie będę też na ciebie trochę krzyczeć, ale to też będziesz musiał znieść. Dobrze? – nie miał innego wyjścia jeśli chciał tam być. A że mogła wtedy na niego krzyczeć? No jednak… chyba widział jak wyglądał poród, prawda? Więc wiedział, co się będzie z nią działo, że to boli i… że to przez niego! Sama sobie tego nie zrobiła.
- A ty będziesz jej tatą i nie zrobisz jej żadnej krzywdy. – ani swoimi wielkimi dłońmi, ani nadmierną siłą. Wszystkiego się przecież nauczy! A skoro był chętny i chciał się dowiedzieć to dla niej rozwiązanie było jedno… - Chodźmy do szkoły rodzenia. – tylko tam mógł się nauczyć jak sobie radzić z noworodkiem pod opieką kogoś doświadczonego i przy okazji w zupełnie kontrolowanych warunkach bez ryzyka uszkodzenia własnego dziecka, gdyby miało wyjść w praniu jak to się z dzieckiem obchodzi – Nie planowałam, bo jedną już przeszłam, ale… ty też musisz, więc chodźmy. – na dobrą sprawę przypomnienie sobie paru rzeczy też jej nie zaszkodzi, a przynajmniej nauczyciele wyjaśnią im wszystko co i jak – To zdecydowanie lepsza wiedza niż Mark. Swoją drogą też do niej chodził… – sam ją tam nawet zaciągnął, bo miał dokładnie takie same obawy jak Skyler. Nie wiedział jak obchodzić się z dzieckiem, żeby nie zrobić mu krzywdy.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Oczami i uszami wyobraźni już widział i słyszał te wszystkie cudowności, które Ackerman z pewnością będzie słać do Westona, rodząc mu córkę. Nie mógł się do tego wyobrażenia nie uśmiechnąć. Głównie dlatego, bo to wciąż było tylko wyobrażenie, a nie faktyczna sytuacja. Tia… Zdaje się, że wtedy będzie mu trochę mniej do śmiechu. Trochę bardzo. - Chodziliście do szkoły rodzenia? - sam w zasadzie nie wiedział dlaczego go to zdziwiło. Ba, jak się tak chwilę nad tym zastanowił to… Tak, to pasowało mu do tego wyobrażenia Marka, które wyrobił sobie po opowieściach Ane. Normalnie widział go w tym jego nienagannie skrojonym garniturze, albo w polówce i - zdaniem Skylera - mało męskich mokasynach, czytającego wszystkie książki świata o wychowywaniu dziecka i uczestniczeniu na ochotnika we wszystkich prezentacjach ćwiczeń w szkole rodzenia. Ech, tak, to było super niesprawiedliwe, ale… Czy takie do końca niezgodne z rzeczywistością? Sky nie wiedział. Żeby wiedzieć, musiałby zapytać o to Ane, a chyba trochę się bał, hyhy. Chociaż jego mina przy tym temacie jasno wskazywała na to, że coś tam sobie pomyślał. I to coś trochę go rozbawiło. Spojrzał na żonę i śmiesznie drgnął, bo uzmysłowił sobie, że odpłynął na ułamek chwili za długo. - No tak, tak, pewnie. Pójdziemy do szkoły rodzenia. Jeśli ma to ze mnie zrobić super tatę… To jestem za. - nie zamierzał się opierać, chociaż szkoły rodzenia kojarzyły mu się z miejscem, w którym łatwo było spotkać naprawdę dziwnych ludzi i dziwne pary i małżeństwa. Żeby nie było - skojarzenie miał z seriali. - Tylko… Nie lubię rywalizacji, okej? I robienia czegoś na czas, więc żadnego pospieszania, ok? Jak będę zakładał bobasowi pieluchę czy coś. - bo zanim skuma, który pasek szedł do czego… No dajmy mu szansę, ok? - Masz być tak cierpliwa i wyrozumiała, jak jesteś dla swoich najgorszych, najgłupszych i najwolniejszych studentów. - o ile w ogóle takich miała, ale znając australijskie realia - miała. Sky chciał coś jeszcze dodać, ale gdzieś z boku słyszał już dochodzące głosy dziewczynek. Widać Lils i reszta spacerowiczów wracali do „obozu”. - No dobra, mama. Chyba trzeba ruszyć tyłek i jednak pójść poszukać tych obiecanych muszelek, co? No chodź. Jakoś jej to wytłumaczę, że poszłaś z nami. - wyszczerzył kły i wstał, a zaraz potem wyciągnął do żony rękę. No i faktycznie tak było - poszli we czwórkę, bo i Bosman, na plażę, ale muszelek znaleźli niewiele. I o, i tyle w sumie. Dzień zakończyli miło. Nazajutrz wracali już do Lorne i… Tak, kolejny wyjazd: łódka i wędka dla Lils.
/koniec

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
ODPOWIEDZ