lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Ona nie widziała w tym niczego innego w tym, co mu przypomniała. Ale niewątpliwie mieli inną wizję tego… wszystkiego. Wypadków, wyrzutów sumienia i całej reszty. Ane naprawdę nie chciała się kłócić, nie chciała kończyć tego dnia jakimiś negatywnymi emocjami bo i tak był długi i trudny, ale po prostu nie rozumiała do końca Skylera. Czy to ważne, co robiła? Skoro wszystko było w porządku? Nikogo nie dźwigała, nie musiał się martwić, ale nawet jeśli by to zrobiła? Skoro wszystko było w porządku? Nie zaszkodziła ani sobie ani Rose? To jakie to miało w ogólnym rozrachunku znaczenie? Chciał jej to po prostu wytknąć – że była nieodpowiedzialna i powinna myśleć o sobie, a nie jakimś człowieku na drodze? Oczywiście, że tak. Myślała w tym wszystkim głównie o Rose, ale to nie znaczy, że mogłaby nie udzielić pomocy drugiemu człowiekowi i zrobiłaby wszystko, co byłaby w stanie. Nie chciała, że Sky się na nią dąsał, nie chciała, żeby się wkurzał, bo nie usłyszał tego, co chciał usłyszeć. Chociaż ona sama nie była do końca pewna, co to miałoby być – Nie próbowałam go dźwigać. Ale nawet jakbym go dźwigała… to tak długo jak nie zaszkodziłam przy tym Rose, a nie zaszkodziłam, bo lekarz sprawdził, że ma się doskonale, jej serce bije mocno i pewnie. Wszystko jest w porządku. Nie patrz na mnie jakbym miała się zaraz rozsypać. Proszę. – mruknęła z ogromem niezrozumienia do męża. Kochała go jak wariatka i wiedziała, naprawdę wiedziała, że chodzi tylko i wyłącznie o troskę, ale to i tak nie zmieniało, że nie rozumiała. Walnęła głową w zagłówek, gdy wyszedł i westchnęła mocno i teatralnie. Myślała, że podjadą do drive thru, ale podejrzewała, że Weston chciał po prostu od niej uciec na chwilę. No trudno.
Na szczęście szybko do niej wrócił.
- Wezmę wolne. – odpowiedziała spokojnie, wbijając w niego uważne spojrzenie – Tak, zadowolona. – zapewniła, jedząc frytkę i dalej uważnie wpatrując się w męża – Nie jestem z porcelany, Sky. Ale nie jestem też głupio nieodpowiedzialna. Robię tyle ile mogę, żeby to dla wszystkich było dobre. Wiem, że się martwisz. A ja byłam złośliwa, bo tak… przeszło mi przez myśl, że powinnam ci zrobić to, co ty zrobiłeś mi. Wrócić do domu z plastrem na czole i twierdzić, że wszystko jest w porządku, a to głupota. Nie. Poszłam do lekarza, dałam im wszystko sprawdzić i zadzwoniłam do ciebie. I cały czas mam wrażenie, że zamiast cieszyć się tym, że jest w porządku… szukasz dziury. – wyrzutami sumienia, tym że mogła zrobić coś nie tak i jakoś tak… - Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Kompletnie… Pogubił się teraz. Bo ani nie szukał dziury w całym, wbrew temu co zarzucała mu Ackerman, ani też nie patrzył na nią, tak jakby miała się rozsypać. Rany… Nigdy w życiu tak na nią nie patrzył, nawet w tych najmroczniejszych czasach, kiedy oboje żyli w przeświadczeniu, że Mark i Lily nie żyją. Nawet wtedy - kiedy przyszło jej obchodzić urodziny swojej zmarłej córki, Weston wiedział, że ona to przetrwa. Bo to prawda - nie była z porcelany. Była z pieprzonego żelaza. Dlatego niecierpliwie sapnął i aż lekko uderzył ręką w kierownicę. - Nie szukam żadnej dziury, Ane. Cieszę się, że jest z wami w porządku, ale też nie oczekuj ode mnie, że pięć minut później będę miał wywalone na to, że moja żona miała wypadek. Właściwie to sam już nie wiem czego ode mnie oczekujesz… - bo naprawdę się w tym zgubił. - I nie, Ane, nie uważam, że jesteś z porcelany, że mogłabyś się rozsypać, rozpaść, zepsuć… Nie. I ty dobrze o tym wiesz. - że on tak nie myśli. - Ciągle ci powtarzam, że jesteś dużo silniejsza ode mnie. Lepsza i silniejsza w trudnych sytuacjach. We wszystkich sytuacjach, tak naprawdę. Przecież nie chucham na ciebie, nie dmucham, nie obchodzę się z tobą jak z jajkiem… Masz tyle przestrzeni i tyle niezależności ile tylko chcesz. I to nie tylko teraz, kiedy jesteś w ciąży. - spojrzał na nią krótko, bo jednak głównie skupiał się na drodze. Było ciemno, latarnie przy drodze dawały marne światło, więc musiał uważać w razie jakiejś nagłej sarny albo kangura. Albo nocnego rowerzysty. - Zawsze. Zawsze to masz. Zawsze masz prawo powiedzieć mi, że mam ci dać spokój, bo potrzebujesz ode mnie odpocząć. - chociaż naprawdę nie uważał, żeby był nadopiekuńczy, a jego troska krzywdząca i przesadzona. Ale z drugiej strony, co on tam wiedział, prawda? Pierwszy jego poważny związek, tak naprawdę, pierwsze małżeństwo - popełniał mnóstwo błędów i jedyne co mu wobec tego pozostawało, to wyciągać z nich wszystkich nauczki i wnioski. - A to, że chciałaś mi się… Sam nie wiem, odwdzięczyć? Za to, co zrobiłem ja… - że rozbił głowę i nie zadzwonił do niej od razu, że upierał się, że wszystko ok i… Tak, dużo tam było różnych „że” i „ale”. Teraz pokręcił głową i… Kurde, było mu tak po prostu przykro. Zajebiście przykro, bo jednak nie tego się po niej spodziewał. Trochę go rozczarowała. - Przeprosiłem za tamtą sytuację dobrych kilka razy. Przeprosiłem, Ane. Rozumiem jednak, że udowadnianie mi w taki sposób jak dzisiaj, jak bardzo wtedy spieprzyłem, mimo tego, że przyznałem swój błąd i za niego przeprosiłem, sprawia ci frajdę? Będziesz mi o tym przypominać i mi tym dogryzać przez najbliższych dwadzieścia lat naszego małżeństwa? - nie sądził, żeby to było konieczne, ale skoro miało ją uszczęśliwić… - Chciałaś się zemścić to trzeba było to zrobić. Zresztą, ciągle możesz. Ciągle możesz, Ane. Skoro tego chcesz, skoro tak naprawdę tego chcesz… - żeby co? Dokopać mu? Udowodnić za wszelką cenę jak bardzo ona miała rację, a on nie? Dać mu nauczkę na całe życie? No to śmiało. - Zrób to, zemścij się na swoim mężu idiocie i zobaczymy gdzie nas to zaprowadzi. - nie unosił się, kiedy to mówił. Było mu przykro, był rozczarowany i smutny. Zaczynał się też zastanawiać czy nie zadzwoniła po niego dzisiaj tylko z poczucia obowiązku i przyzwoitości, a nie bo faktycznie go tam chciała, skoro torpedowała niemalże wszystko co padało z jego ust.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Ona nie rozumiała jego, on nie rozumiał jej. Generalnie się nie rozumieli i to zdecydowanie nie był dobry wieczór. Ba! Dobry dzień. Bo właściwie nawet jeśli wcześniej nie było tak źle to wszystko teraz i tak się na niego rzucało cieniem i wszystko wcześniej nie miało już najmniejszego znaczenia. Nie szło im dogadywanie się dzisiaj, zdecydowanie. Czy to świadczyło o jakichś nie wiadomo jakich problemach? Nie, raczej nie. Oboje byli po prostu zmęczeni i zdenerwowani, więc to raczej to brało górę. Ane w tym momencie już nawet straciła apetyt. Zwinęła papierową torebkę, w której był kartonik z frytkami i już nawet nie myślała o tym, żeby cokolwiek przełknąć – Nie chcę żadnej pieprzonej przestrzeni, Sky! – mruknęła, zdenerwowana, bo o jakiej on znowu przestrzeni mówił – Bo powiedziałam, że nie chciałabym, żebyś po mnie przyjeżdżał? – bo było późno i padał deszcz i tak jak on się martwił o nią, tak ona się martwiła o niego? Nie wiedziała skąd wytrzasnął tą cholerną przestrzeń, bo nawet jeśli się z nim nie zgadzała… to nie mówiła o przestrzeni. Nie mówiła, że go nie potrzebuje. Nie mówiła, że nie chce go obok. Gdyby tak faktycznie było – nie dzwoniłaby. Mimo całej swojej złośliwości potrzebowała mieć go obok. Zawsze – Nie chcę, żebyś dawał mi spokój. – zakończyła, wlepiła spojrzenie w szybę i musiała się bardzo, bardzo mocno gryźć w zęby, żeby nie powiedzieć czegoś, czego później będzie żałowała. Wiedziała, że przeprosił. Tak, przeprosił… - Co dałyby mi twoje przeprosiny, gdyby coś ci się stało? – no i nie wytrzymała – Nie chcę się mścić, nie o to w tym chodzi. Chcesz wiedzieć, czy nie zrobiłam czegoś, czego robić nie powinnam pomagając człowiekowi, który miał wypadek… gdy jednocześnie sam swoją ranę opatrywałeś u pieprzonego weterynarza. Ty nie możesz mieć w ciągu pięciu minut wywalone, że miałam wypadek, chociaż nic mi nie jest i potwierdził to lekarz… ale ja mam mieć wywalone na twój wypadek, bo przecież był twój i ty lepiej wiesz kiedy nic ci nie jest. Ale przeprosiłeś, także jest wszystko w porządku. Więc też mam to zrobić? Mam przeprosić? W takim razie przepraszam, Weston. Będziemy kwita. – nie chciała się na nim mścić, bała się o niego… bała się o niego tak samo mocno jak on się bał o nią. Zaledwie się przewróciła, nie zrobiła sobie nic złego a i tak obejrzeli ją na prawo i lewo, robiąc mnóstwo testów, czy na sto procent jest wszystko okej… a to tylko uświadomiło ją jak bardzo mogło być nie okej, gdy plasterek zakładał mu weterynarz, jak źle się to mogło skończyć. Bała się. Po prostu zwyczajnie się bała – Skończmy już. Jak mamy się kłócić to po prostu dajmy sobie spokój, wróćmy do domu w ciszy. – nie miała na to siły, zwłaszcza że oboje byli uparci.



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
No teraz to już w ogóle, nic a nic, nie rozumiał. No, jak pragnę zdrowia - nic. Zero. Nada. Bo… Zaraz, to znaczy, że miał nie przepraszać? Czy przepraszać, a i tak pokornie znosić złośliwości Ackerman przez najbliższych sto lat ich wspólnego życia? Pogubił się i to jak diabli. I tak, zdecydowanie było to po nim widać. - Nie rozumiem, Ane. - przyznał zupełnie spokojnie
i zupełnie też szczerze. Spojrzał na żonę krótko, widział, że jest zdenerwowana, ale nie chciał tak tego zostawiać. Zamieść pod dywan i udawać, że tej rozmowy nie było. Albo, że była, ale po dniu boczenia się na siebie powinno im przejść. Nie, nie powinno. Nie dopóki tego sobie nie wyjaśnią. - Może jestem głupi… Na pewno tak jest, ale nie rozumiem. Bo… Przeprosiłem i przyznałem ci rację. Wielokrotnie. Tak, głupio wtedy zrobiłem. Spieprzyłem, miałaś prawo się wkurzyć. Biorę to na klatę… - no… Więc o co tak naprawdę chodziło? - Nie rozumiem, nie wiem czego ode mnie oczekujesz. I nie mówię tego z pretensją, Ane. Ja naprawdę tego nie wiem i potrzebuję, żebyś pomogła mi to zrozumieć. Musisz mnie oświecić, bo błądzę po omacku. Czego chcesz? Co mam zrobić, żebyś nie wypominała mi tamtej sytuacji przy każdej możliwej okazji? - to po pierwsze. A po drugie… - Zemścij się, Ane. Odpowiedz mi pięknym za nadobne, bo to ewidentnie za tobą chodzi i… Jeśli ma to coś zmienić, przynieść ci ulgę, satysfakcję, poczucie bycia kwita to tak, mówię serio, zemścij się. - tego chciała, tak? Sama przyznała, że ta myśl przeszła jej przez głowę. Dlaczego ostatecznie za nią nie podążyła? Żeby móc mu dalej w najlepsze wypominać to co wtedy? Bo przecież, gdyby zrobiła mu to samo, co on zrobił jej - wypominać nie byłoby już czego. Tak, byliby kwita. W bolesny sposób, ale byliby kwita. - Nie chcę być twoim workiem treningowym. Nie tak. Nie, jeśli masz mi wypominać ten jeden błąd przez kolejne lata. Nie zasłużyłem na to, Ane. Myślę, że to wiesz. - nie znał jej od tej strony, nie sądził nigdy, że wprawianie go w poczucie winy będzie czymś, co sprawia jej przyjemność. A chwilowo… Tak, miał takie wrażenie. Takie, że tak jest.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie chciała tego dłużej ciągnąć. Naprawdę nie chciała. Nie chciała dłużej słuchać, że przeprosił, że wziął na klatę, że ona jest tą złą i ma pretensje, chociaż przeprosił. No przeprosił, ale nadal… co to zmieniało? Dokładnie o to zapytała. Co zmieniały jego przeprosiny, gdyby jednak mu się coś stało? Gdyby w nocy dostał wylewu krwi do mózgu? Albo jakiegoś wstrząśnienia? Straciłby przytomność? I co… wtedy miałaby go dźwigać? Jak miała się zemścić? Wysiąść z auta, pojechać po swoje i jeszcze raz w coś uderzyć? Chociaż nie, wróć… ona nawet w nic nie uderzyła. Nie mogła.
- Workiem treningowym? Naprawdę Weston? Jeśli jestem taka zła, a ty na nic sobie nie zasłużyłeś, a ja jestem okropna… droga wolna. Nie zamierzam cię trzymać na siłę. – skoro nie był szczęśliwy, bo ona wypominała mu to, że postąpił głupio i ją przestraszył. Ale jeśli nie potrafił tego odnieść do wszystkiego, co dzisiaj się działo, nie potrafił zauważyć swoich podwójnych standardów, którymi ją teraz częstował… to naprawdę nie mieli o czym rozmawiać. Zdecydowanie.
- Niczego nie chcę. Już więcej się na ten temat nie odezwę, ale żeby było sprawiedliwie ty nie odzywasz się na temat mojego stanu zdrowia. Po prostu to ignorujemy. Nikt nikomu nie będzie nic wypominał. Tego przecież chcesz, prawda? Ty przepraszasz, ja przepraszam, wszystko jest w porządku, ignorujemy temat. – jeden i drugi. Tylko tak to mogło funkcjonować. Musiał jednak mieć po pięciu minutach wywalone na to, że jego żona miała wypadek. Jeśli chciał, żeby ona miała wywalone na to, że on zrobił sobie krzywdę a nawet nie dał się obejrzeć lekarzowi. Tego zdaniem Ackerman właśnie chciał – I czy naprawdę możemy już skończyć? Nie rozumiesz, nie chcesz zrozumieć, więc mówię… ignorujemy to. – zaproponowała rozwiązanie, które w tym momencie było jedynym słusznym skoro nie był w stanie połączyć kropek. Nie wypominała mu tego codziennie, każdego jednego dnia, gdy wstawali z łóżka… dopiero pod wpływem wizyty w szpitalu, więc dla niej to było logiczne. Jak widać… błędnie. Widocznie jej zeżarty przez hormony mózg nie działał tak sprawnie jak przywykła.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Droga wolna? Serio? To właśnie chciała mu teraz powiedzieć? Właściwie to… Jak to usłyszał, przestał mieć nadzieję na jakkolwiek pozytywne rozwiązanie tej sytuacji. Była patowa. Nie. Nie patowa. Była beznadziejna. I to tak fest beznadziejna. Zero światła w tunelu, nawet lichego przebłysku. Może i nie chciał zrozumieć Ane, może tak było, ale w takim razie działało to w obie strony. Ona też nie chciała zrozumieć jego. Robiła absolutnie wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Przy okazji też… No cóż, nie wytłumaczyła mu niczego. Niczego. Mimo, że wyraźnie o to poprosił i jednocześnie przyznał, że tak kurna po ludzku i zwyczajnie, nie rozumie. Widać prosił o zbyt wiele. - Możemy. Oczywiście, że możemy. - odpowiedział ciszej, znacznie ciszej co nawet w ten symboliczny sposób kończyło ich wyboistą rozmowę. - Dobrze, że ty wszystko chcesz zrozumieć i rozumiesz. - dodał jeszcze, a w myślach „normalnie szczęściarz ze mnie”. Ech. Potem już w ogóle się nie odzywał. Czy ona też, czy nie - nie wiem, ale on milczał jak zaklęty. Dojechali do domu, odprawili ich miłą sąsiadkę, która zgodziła się przypilnować śpiącej Lily w tej szczególnej sytuacji, a potem… No cóż, pewnie każde poszło w swoją stronę. Sky wybrał taras. Widok z tego miejsca zawsze dobrze na niego wpływał. Lubił ocean, a nocą ten był jeszcze bardziej szczególny. Myślał, że może uda mu się cokolwiek popracować - bo na spokojny sen nie było szans, miał co do tego pełne przekonanie - ale… Nie. Głowę zajmowały mu uporczywe myśli. Krążyły w tę i we w tę, nie dając mu spokoju. Nawet chwili. Próbował je od siebie odpychać, bo dobrze wiedział, że nie ma szans, nawet najmniejszych, na dojście do zrozumienia tego, czego chciała i co zarzucała my Ane. Próbował, bardzo mocno próbował, ale nic z tego. Skutek był gorzej niż marny. Żenujący wręcz. Złapał się też na tym, że… Nie bardzo miał z kim porozmawiać. Nie mógł zadzwonić ani do ojca, ani do matki, bo nie. Jedyną osobą, która mogła mu cokolwiek wyjaśnić i jakoś go wesprzeć, a dodatkowo jedyną osobą, od której tego chciał i oczekiwał, była Ackerman. No i jak tu żyć? Jak żyć? Zniecierpliwił się i wstał ze swojego ulubionego fotela. Wszedł do domu, akurat w tym samym momencie, w którym Ane zeszła z góry. Ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą i żadne z nich od tego nie uciekało. Chwila ciszy. Niewygodna. Atmosfera gęsta i pulsująca wzajemnym żalem. Aż w końcu… - Chodź na spacer. - Sky odezwał się pierwszy. Krótki i konkretny komunikat. Co ona na to?

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Była zła. Zmęczona. Zdenerwowana. W ciąży. Zmęczona. Przestraszona. Zła. Zmęczona. Tak… to była bardzo dziwna mieszanka wielu różnych elementów, ale głównie zmęczenia, strachu i ciąży, odbierającej zdolność logicznego myślenia. Ale nie miała też zwyczajnie siły na słowne przepychanki z mężem, gdy było tak jak zawsze… każde z nich upierało się przy swojej wersji i nie próbowało zrozumieć drugiej strony. Nie potrafili odpuścić. Ona chciała… dlatego proponowała, żeby to po prostu zostawić, dać temu spokój, zapomnieć. Nie było to idealne rozwiązanie, ale chyba lepsze niż żadne i wzajemne nakręcanie się. Potrzebowała spokoju. Ale o dziwo, gdy wróciła do domu jakos jej to przeszło. Siedziała w pokoju Lily, ja podłodze obok jej łóżka i sen wcale nie chciał przyjść szybko, łatwo i przyjemnie. Może nie było najwygodniej, ale nigdy nie miała z tym problemu.
W końcu więc zeszła na dół, chcąc zrobić sobie herbatę i mając nadzieję, że może to jej pomoże. Najlepiej pewnie zadziałałby drink, ale niestety nie mogła. No trudno. Herbata musiała wystarczyć. I właśnie gdy po nią szła wpadła na męża. W pierwszej chwili chciała wykorzystać zmęczenie jako wymówkę, to był naprawdę długi i męczący dzień, ale ostatecznie po prostu skinęła. Zeszła ze schodów, zabrała kurtkę którą wcześniej zostawiła na kanapie i wyszła za nim na taras, bo przecież plażę mieli tuż pod domem, nie musieli spacerować daleko.
Gdy już znaleźli się przy brzegu, po prostu zarzuciła sobie jego rękę przez ramię, jak zawsze, gdy spacerowali. Sięgnęła też do jego policzka i lekko go musnęła – Martwię się o ciebie, po prostu. Zaczęłam panikować, że skoro przy zwykłym upadku zrobili mi tyle różnych badań… – a to naprawdę był zwykły upadek, tak jak wiele razy któreś z nich się przewracało na porozrzucanych zabawkach albo po prostu jako ktoś się potyka, nic wielkiego – Ile wtedy ryzykowałeś. I na ile różnych sposobów mogłam cię stracić. – dlatego mu to wypominała, nie dlatego, że miała taki kaprys. Wzruszyła ramionami i tyle, nic więcej do powiedzenia nie miała.

Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
W duchu naprawdę ucieszył się na to symboliczne skinięcie. Chciała iść z nim na spacer. Nie odmówiła mu tego. Nie szukała wymówek, ani mniej lub bardziej podstawowych argumentów, żeby uniknąć sam na sam z Westonem. Mieli dużo sobie do wyjaśnienia, ale Sky wcale nie po to i nie dlatego zaciągnął Ackerman na to nocne szlajanie się. Nie oczekiwał… Właściwie niczego. No, może poza tym, że pobędą razem tak po prostu. Ot tak. Bez spięcia, napięcia, nerwów, przykrości, żalu, smutku i całej paczki różnych pogodowych zjawisk, które wydarzyły się między nimi w drodze do Lorne. Dlatego też kiedy Ane pierwsza się odezwała - Skyler przez moment był szczerze zaskoczony. Szybko jednak udało mu się zapanować nad swoją niepewną miną - spojrzał na żonę i lekko skinął do niej głową. Rozumiał co mówiła. Rozumiał co czuła - wtedy i teraz. Dała mu background, którego potrzebował. - Do wtedy… Nie sądziłem, że można inaczej. Że powinienem inaczej. Całe moje życie radziłem sobie sam i nikt szczególnie nie dbał o moją rozbitą głowę czy pogruchotane żebra. Nie… Nie wiedziałem, że mogę tego od ciebie oczekiwać. Ale teraz już wiem. Wiem, że muszę tego oczekiwać. I chcę. - jej troska była czymś czego się uczył, ale też czymś od czego powoli się uzależniał. Dawało mu to takie poczucie, że w końcu nie jest na tym psim świecie sam. Że jest ktoś, komu na nim cholernie zależy i to…To było jedno z najlepszych uczuć ever. Uśmiechnął się pod nosem i mocniej przyciągnął żonę do swojego boku. - Żeby ci to tylko za szybko nie zbrzydło, Ackerman. Bo jak już zacznę być miękką płaczliwą bulą to nie sądzę, żebym potem chciał wrócić do bycia najtwardszym twardzielem w… Całej Australii, a co. - a to znaczyło, że… - Zobaczysz. Jeszcze będę płakał częściej niż ty w ciąży. - co wcale nie było trudne, bo Ane swój stan znosiła naprawdę dzielnie. - Swoją drogą… Będę mógł dalej chodzić z tobą na wizyty? - zapytał, a jeśli Ane nie wiedziała o co mu właściwie chodziło, wzrokiem wskazał jej brzuch. Wizyty u ginekologa. O to pytał. - Chcę chodzić, Ane. Chcę być na każdej. - więc nie miała wyjścia jak tylko się zgodzić.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Nie lubiła się z nim kłócić. Nawet jeśli sama zaproponowała, żeby skończyli, przestali gadać i po prostu wrócili do domu – nie lubiła takiego stanu rzeczy. Źle się czuła z tym, że nie mogła się do niego odezwać, więc… po prostu to zrobiła. Przylgnęła do jego boku, pocałowała jego policzek i odezwała się, bo chociaż byli pokłóceni to właśnie było najbardziej naturalne zachowanie ze wszystkich. Nie umiała inaczej. Nie chciała inaczej. I to, co jej odpowiedział… usatysfakcjonowało ją. Dlatego się uśmiechnęła – No nic nie poradzisz… mam to we krwi. Troskę o rozbity łeb Westona. – zażartowała nawet, bo tak… jak w ogóle mógłby pomyśleć, że nikogo to nie zainteresuje. Jej nie zainteresuje. Już nie był sam, miał ją i dzieci… miał dla kogo o siebie dbać i dla kogo się pilnować, nie mógł już tak swobodnie podchodzić do tematu zdrowia. Swoją drogą jak już o tym mowa to coś jeszcze przeszło jej przez myśl, ale postanowiła to poruszyć dopiero za chwilę.
- Płacz. I tak będziesz najbardziej męskim mężczyzną w całej Australii. – zapewniła, bo nie uważała, że mężczyźni nie mogą płakać. Wręcz przeciwnie. Emocja jak każda inna… i lepszy taki sposób ich okazywania niż żaden – Całe życie obserwowałam jak moi rodzice się o siebie troszczyli, wzajemnie. To dla mnie normalne, więc nie możesz mi tego zabierać, bo ty nie masz takich doświadczeń. – i tylko on może się bać o nią, bez sensu, tak nie chciała. Dlatego mu w złości wytknęła, że albo razem albo wcale i wtedy ma się nie interesować jej stanem zdrowia. Domyśliła się więc stąd pytanie o wizyty… pokręciła lekko głową, ale to wcale nie znaczyło, że mu zabraniała, wręcz przeciwnie – Jakby nie było… to w połowie twoje dziecko, Weston. – więc oczywiście, że się zgadzała. Właściwie niewiele miała do powiedzenia.
- Ale jak już mówimy o wizytach, zdrowiu i tak dalej… – zaczęła, zerkając niepewnie na męża, bo to nie był temat, który poruszali często… a właściwie nie poruszali wcale – Wiesz, co z ojcem? – jak jego choroba? Czy Sky zastanowił się, co sam powinien z tym faktem zrobić? Nie lubiła rozmawiać o starym Westonie, ale czasami trzeba.


Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
No tak, wynieśli z domów i dzieciństwa zupełnie inne wzorce. Sky zdecydowanie nie chciał przekładać i odtwarzać wzorca ze swojego życia w domu rodzinnym. Był totalnie skłonny przyjąć wzorzec Ackermanów. Chciał oswoić się z tą normalnością, chciał żeby to była też jego normalność - w każdej sferze ich wspólnego życia. - Nie zabieram. Nie zabiorę. Obiecuję. - że nie zabierze jej… Tej normalności właśnie, którą znała z domu. Uśmiechnął się, ale jednocześnie też zmarszczył mocniej brwi, bo odpowiedź na jego pytanie była… Trochę inna, niż zakładał, że będzie. Brakowało mu w niej jednego kluczowego elementu. Tymczasem Ane zapytała o jego ojca, więc zmarszczka między brwiami Westona zrobiła się jeszcze surowsza, a po uśmiechu sprzed chwili nie było już nawet śladu. Był za to grymas. Gorzki grymas niezadowolenia. - Pogorszyło mu się bardzo… Podobno. Tak ocenia moja matka. Lekarze jej zdaniem rozkładają ręce. Tyle co mogli zrobić to już zrobili. - leki, które miały spowolnić rozwój choroby najwyraźniej działały na starego Westona bardzo średnio. - Zapomina coraz więcej… Wszystkiego właściwie. Ją jeszcze rozpoznaje, ale z moją siostrą podobno momentami ma problem. Musi się mocno skupić, żeby sobie przypomnieć… - że to jego ukochana córka. Przykre to było bardzo, ale z drugiej strony - czy sam sobie nie zapracował na taki podły los? Ech. Sky pokręcił głową, tak jakby chciał się otrząsnąć z jakichś nieprzyjemnych myśli. Spojrzał na Ane, pochylił pysk do jej skroni i lekko ją tam pocałował. - Patrzyłem w sieci za jakimś dobrym neurologiem. No wiesz, pod kątem siebie. Chcę żeby mnie zbadał i zlecił badania genetyczne. Jeśli to mam, jeśli jest jakakolwiek szansa na to, że skończę, tak jął mój ojciec to chcę to wiedzieć. - już kiedyś zresztą o tym zdecydowali. Potem jednak temat z naturalnych i codziennych przyczyn i zawirowań, ucichł. Teraz należało konkretnie się nim zająć. Weston uśmiechnął się znów do żony, bo coś wpadło mu do łba. - Nie martw się. Daję słowo, że będziesz pierwsza która pozna wyniki. Dostaniesz je przede mną i będziesz musiała mi je opowiedzieć, tak żebym w razie czego się nie rozpłakał. - to tak w ramach tej komunikacji i troski, o którą oboje walczyli. Tak, oboje - tyle, że dotychczas na trochę innych frontach. - Ane… Kiedy będziemy wiedzieli, że Rosie to Rosie, a nie… Arthur? No i… - tutaj się zatrzymał, bo… No nie chciał jej znowu zdenerwować, ok? Odetchnął głębiej i zapytał: - Ty też tego chcesz, prawda? Żebym tam z tobą był…? - na wizytach. Bo nie powiedziała tego. Nie tak wprost, jak było mu to potrzebne.

Ane Ackerman Weston
zaradny kameleon
nah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
34 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Life is short, right? We both know that. Well, what if you’re my chance? What if you are the thing that’s actually going to make me happiest?
Skrzywiła się lekko słysząc, że staremu Westonowi się pogorszyło. Nie lubiła go, nawet bardzo, ale to wcale nie znaczy, że życzyła mu tak marnego końca. A jeszcze bardziej – nie życzyła Skylerowi, żeby musiał to przechodzić, bo z jednej strony miał kiepskie relacje z ojcem… ale to jednak był jego ojciec. Na dodatek chorował na coś, co mógł mu sprezentować w komplecie z resztą genów, więc tym bardziej ciężko to obserwować. Dlatego kolejna rzecz przeszła jej przez myśl, ale chwilę musiała się z nimi bić, czy w ogóle powinna się odzywać. Zanim jednak zdążyła się odezwać Sky wspomniał o neurologu i uśmiechnęła się do niego ładnie, bo dobrze było o tym słyszeć. Wiedziała, że o tym rozmawiali, ale nie naciskała, nie pospieszała i czekała aż Skyler coś w tym temacie zrobi i bardzo, ale to bardzo cieszyło ją, że zrobił. Bo to jest to, o czym właśnie mówiła – chciała, żeby mogli takie rzeczy przechodzić razem – To chyba oczywiste… nie myślisz chyba, że pójdziesz do lekarza beze mnie, co? Wybacz skarbie, ale jak się żenisz to trochę się też cofasz w rozwoju. Wcześniej do lekarza chodziła z tobą matka, teraz chodzi żona… – żeby każda mogła wiedzieć, co mu jest i jak go przypilnować, żeby sobie nie zaszkodził. Na szczęście sobie żartowała i nawet wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu. Dalej jego ewentualne płakanie nie robiło na niej najmniejszego znaczenia – Oczywiście, że chcę – prychnęła, bo dlaczego miałaby nie? – I myślę, że na następnej już powinniśmy… jeśli oczywiście chcemy wiedzieć. Ale chyba chcemy? I muszę przyznać, że byłabym odrobinę rozczarowana jeśli to nie Rose – kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu – Zdążyłam się przyzwyczaić. – tak właśnie było. Gdy myślała o dziecku – myślała właśnie o Rose. Gdyby miał to być chłopiec? Orany… to byłoby skomplikowane! Zwłaszcza, że Ane nie miała zielonego pojęcia jak obchodzić się z chłopcami… na sto procent mieliby obsikane ściany albo i sufit!
- Nie chcesz pojechać do rodziców? – wypaliła nagle, ale chodziło jej to po głowie i nie dawało spokoju. Spojrzała na niego uważnie i miała nadzieję, że się na nią nie zdenerwuje przez tą propozycję – Rozmówić się z nim? Zanim całkowicie straci kontakt z rzeczywistością? Przypomnieć mu, co ci zrobił? – czasami oczyszczenie atmosfery robiło dobrze, więc może i tym razem?



Skyler Weston
zaradny kameleon
nick
brak multikont
lorne bay — lorne bay
36 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
If you really want to possess a woman, you must think like her, and the first thing to do is win over her soul. The rest, that sweet, soft wrapping that steals away your senses and your virtue, is a bonus.
Pierwszy raz tego wieczora - nocy właściwie - Weston się roześmiał. Tak zupełnie szczerze, w szczerym rozbawieniu tym, co usłyszał od żony. - Nie widziałem takiego punktu w naszym akcie ślubnym. - w ich kontrakcie pod tytułem „będę cię kochał i szanował do końca świata i jeden dzień dłużej”. Szczególnie, że z nim matka chodziła do lekarza tak rzadko, jak tylko się dało. Nie straszna im była gorączka czy rozcięte i rozkrwawione czoło Skylera - pewnie dlatego też dzisiaj bagatelizował takie swoje… Kontuzje. Srogo bagatelizował, co Ane doprowadzało do szału. No, ale! Pokiwał energicznie głową, bo tak - on tego chciał. Chciał wiedzieć czy urodzi im się córka czy syn, czy to będzie ich mała Rosie, czy… Ktokolwiek inny, kogo też na pewno od razu pokochają i znajdą mu równie fancy imię. - Musimy to wiedzieć, Ane. Jak inaczej mam wybrać kolor ścian i bajkowy motyw do pokoju tego brzdąca? Poza tym… Łóżeczko. Muszę zdecydować czy będzie ciemno-dębowe, co pasowałoby do chłopca, czy jasne, białe albo w kolorze sosny albo klonu… Dla dziewczynki. Rozumiesz? Ważne sprawy, Ackerman, ważne sprawy. - wyszczerzył kły i nawet zachichrał się krótko i cicho pod nosem, bo jasne, że ani łóżeczko, ani kolor ścian, ani wystrój pokoju - nic z tego nie było właściwie istotne i ze wszystkim poradziliby sobie nawet, gdyby poznali płeć dziecka dopiero przy porodzie. Skyler po prostu nie chciał tak długo czekać. Chciał wiedzieć - tak szybko, jak tylko się dało - czy będzie miał córkę, czy syna. Czy będzie chodził z nią na balet, czy z nim na piłkę nożną. A może byłoby odwrotnie? Chciał gdybać, chciał to planować i wyobrażać sobie. Nawet teraz, kiedy dalej szli wzdłuż brzegu, w jego głowie pojawiło się kilka takich przyjemnie-rodzinnie-przyszłościowych migawek. Już widział te ich wspólne wypady do parku, do kina, na plażę, na wakacje… Do warsztatu! Jego dzieci musiały lubić warsztat. Lily była już kupiona, a to drugie… Nie zdążył dokończyć w głowie tej myśli, bo Ane zapytała o to… O co zapytała i to było trochę, jak kubeł lodowatej wody wylanej mu na ten nieszczególnie rozgarnięty łeb. Aż drgnął. Spojrzał momentalnie na żonę i całkiem nieumyślnie ściągnął groźnie brwi przy nasadzie nosa. Nie, nie był na nią zły, no skąd. Po prostu… Ta myśl. To krótkie, ulotne wyobrażenie jego wizyty tam… No… Nie nastrajało go szczególnie dobrze. - A co to zmieni, Ane? Co to da? - odezwał się po wcale nie tak długiej chwili, a w jego głosie był spokój. Zero zdenerwowania czy pretensji. Pysk też już co nieco złagodniał. Pierwszy „wilk” ochłonął i wrócił do lasu. - Gdybym miał jakiekolwiek podejrzenia, że on mógłby tego żałować… - tego jak traktował swojego jedynego i pierworodnego syna. - To może. Może taka wizyta wtedy miałaby sens. Ale ja wiem, że tak nie jest. Nie jest i nigdy nie będzie. On nigdy tego nie żałował i nigdy nie pożałuje. No, teraz to już w ogóle nie. - bo choroba wymaże mu Skylera z pamięci. - Nic nie zmieni tych lat i tego jaki dzisiaj przez niego jestem. Nic tego nie zmieni. A taka rozmowa… Przyniosłaby mi więcej bólu i smutku, niż pożytku. Dlatego nie, nie chcę tam lecieć. Nie chcę z nimi rozmawiać. Ani z nim, ani z nią. Mam dość udawania w konfrontacji z nimi, że to mnie nie rusza. Że nie spieprzyli mnie i… Wszystkiego co wokół. - wciąż mówił spokojnie, nawet jeśli o rzeczach przykrych - nie unosił się, nie denerwował. - Wiesz, to jest jego karma. Jasne, może zapomni o swoich wszystkich grzechach… - w tym o Skylerze właśnie. - Ale przy okazji też zapomni o wszystkim, co było w jego życiu dobre. Co kochał, co lubił, co sprawiało mu przyjemność. Ostatecznie zapomni kim właściwie jest, więc… Tak. To karma. Wróciła do niego ze zdwojoną mocą. - tak musiało być. Po prostu. Weston miał tylko nadzieję, że on nie oberwie przy okazji rykoszetem i w jego genach nie znajdzie się jakiś tykający-gówno-szit, który za jakiś czas mógłby sprowokować reset jego mózgu.
zaradny kameleon
nah
brak multikont
ODPOWIEDZ