udaje profesjonalną nianię — a jest świadkiem koronnym
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z trudną przeszłością oraz kilkoma sekretami. Niedawno przyjechała do Lorne Bay i dopiero urządza się w mieście, próbując unikać przy tym kłopotów.
Czy była mila? Prawdopodobnie. Tak, potrafiła taka być. Czy była otwarta? Niekoniecznie, aczkolwiek potrafiła całkiem nieźle udawać. Zresztą, całe jej życie w Lorne było jedną wielką mistyfikacją i biedna dziewczyna nie miała wyjścia. Musiała grać swoją rolę, chociaż ani trochę nie było to łatwe.
- Nie wolałeś mieszkać w tamtej dzielnicy?
Wiadomo, nie z mamą, ale po prostu w tamtej, zdecydowanie lepszej okolicy. Mimo wszystko każda część miasta wydawała się lepsza, niż Sapphire River. No, może niekoniecznie pod względem ceny, bo jednak tutaj było najtaniej, a to niewątpliwy plus.
- Tak - odparła po chwili. - Całkiem nieźle tam płacą o można nieźle dorobić sobie napiwkami. Ale ja jestem tam tylko kelnerką!
Wolała to powtórzyć, żeby nie przyszło mu do głowy coś zupełnie innego. Nie miała nic do swoich rozbierających się koleżanek, bo przecież trzeba jakoś zarabiać na życie, ale nie chciała, żeby każdy rozmówca myślał od razu o tym najbardziej oczywistym skojarzeniu. Ten etap życia miała już za sobą. Tak jej się przynajmniej wydawało.
- O, byłam tam kilka razy - ucieszyła się, że znała miejsce, o którym mogła z nim porozmawiać. To już coś! Jeszcze chwila i Diane będzie gotowa uznać się niemal za miejscową! - Mają świetną kawę i babeczki czekoladowe. Czasami wpadam tam z samego rana, kiedy akurat kończę nocną zmianę - dodała jeszcze, chcąc nieco pociągnąć ten temat, zdaje się, że wspólny dla obojga. Diane, zdobywasz przyjaciela i plotkujesz z ludźmi! Jeśli tak dalej pójdzie, niebawem zostaniecie przyjaciółmi!
- Przepraszam. Jeśli nie znasz... Po prostu mieszkam tu od niedawna i wciąż jeszcze próbuję poznać miasto - wytłumaczyła od razu. Ani trochę nie przeszkadzało jej to, że nie trafiła na towarzyskiego orła i sokoła. Tak było lepiej. Niespecjalnie chciała rozmawiać z ludźmi, którzy bez przerwy o coś by ją wypytywali. To, że Jake stronił od tłumów, zdecydowanie było jej na rękę.

Jake Hargreeves
IT ninja — wszędzie
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Jego matka robi mu za kumpelkę, a dziadkowie za rodziców. Wpadkowy syn Rufusa, którego nigdy nie poznał. Studiuje, programuje i ogarnia owczarka Javę. Mieszka z psem na bagnach i uwielbia te dni kiedy nie musi widywać się z ludźmi
- Nie, totalnie nie. Za głośno, za gwarno, za tłoczno - odparł zdecydowanie, choć "tłok" w odniesieniu do Lorne Bay było stwierdzeniem mocno na wyrost. Mimo wszystko wolał te swoje bagna i kumkające żaby. O mieszkaniu z matką to już w ogóle nie myślał, zwłaszcza że nieskromnie mówiąc zarabiał całkiem fajny hajs. Ale wolał trochę odkładać, a trochę inwestować w krypto, bo giełdą też się trochę interesował. O taki był z niego przedsiębiorczy okaz.
- Nie no, przecież żadna praca nie hańbi - odparł z uśmiechem, bo przecież praca striptizerki to praca jak praca. Choć mimo wszystko nie widział w takiej roli Diane. Chcąc nie chcąc trochę już ją zaszufladkował jako grzeczną i spokojną niewiastę. Gdyby tylko wiedział o jej przeszłości...
No wiadomix, że znała tę miejscówkę, bo była tam na najlepszej randce w życiu, just sayin'.
- O, widzisz. To musimy się mijać, bo czasami zdarza mi się stamtąd pracować. No chyba, że widujesz tam zakapturzonego kolesia z laptopem - to ja - roześmiał się, bo w sumie jego opis wcale nie odbiegał tak bardzo od rzeczywistości. Dla Jake'a rozmowa z obcą osobą też była przełamaniem pewnych barier. Gdyby Diane go nie zagadnęła, to pewnie siedieliby oboje obok siebie bez słowa czekając na koniec cyklu prania. Kurcze, jeszcze mu się spodoba to wychodzenie z domu.
- Tak? A skąd jesteś? - spytał wyraźnie zaciekawiony. - Wiesz, ludzie zazwyczaj uciekają z tego miasta, a nie przyjeżdżają tu - dodał całkiem szczerze. Sam szczerze mówiąc rozważał czasami emigrację... tylko cii, Charlotte nie może się o tym dowiedzieć! A tak serio to nie był maminsynkiem i w sumie kto wie, może kiedyś ruszy na podbój np. europejskiego rynku IT? - No ale to miła odmiana. Zawsze to dobrze usłyszeć, że twoje rodzinne miasteczko było w stanie kogoś tu przyciągnąć. Musiałaś mieć naprawdę dobry powód - dodał z lekkim uśmiechem, czekając na odpowiedź Diane. Oczywiście jeśli nie będzie chciala rozmawiać na ten temat, to nie planował jej ciągnąć za język. Jake w odróżnieniu do niektórych szanował czyjąś przestrzeń osobistą.

Diane Mason
udaje profesjonalną nianię — a jest świadkiem koronnym
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z trudną przeszłością oraz kilkoma sekretami. Niedawno przyjechała do Lorne Bay i dopiero urządza się w mieście, próbując unikać przy tym kłopotów.
Czasem zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby jednak miała normalnych rodziców, z którymi dałoby się mieszkać i od których nie musiałaby uciekać w tak młodym wieku. Jake wyglądał na kogoś, kto wychował się w normalnej rodzinie (bo przy dysfunkcyjnej rodzinie Diane każda rodzina była normalna). Nie mogła powiedzieć, że nie rozumiała jego decyzji o usamodzielnieniu się, ale czasem naprawdę żałowała, że nie miała porządnej matki, do której mogłaby zwrócić się z jakimś problemem, a jedyną osobą, która mogła jej w tym momencie pomóc, był gliniarz, który jej pilnował.
- Wiesz, to tylko taka przejściowa praca. Potrzebowałam czegoś na szybko, żeby zacząć zarabiać i urządzić się w Lorne Bay - zaczęła się tłumaczyć. - Tak naprawdę lubię malować, chociaż ostatnio nie mam zbyt wielu okazji.
Oczywiście, że kłamała. Przecież obrazy w jej domu nie był nawet autorstwa Mason. Ona miała tylko udawać, że ma jakiś ułamek talentu i nie chwalić się zbytnio tym, że tworzy. Jak widać na załączonym obrazku, chwaliła się tylko odrobinkę, ale to powinno wystarczyć, żeby zmienili temat.
- Widuję ich kilku. Ty to pewnie ten... - udawała, że myśli, ale zaraz zaczęła się śmiać. - Okej, od dzisiaj będę baczniej przyglądać się kolesiom w bluzach. Tylko nie zdziw się, jeśli nagle przyjdzie was dwóch, obaj będziecie mieć na głowie kaptury, a ja cię nie rozpoznam.
Okej, przy dwóch może się nie pomyli. Byłoby znacznie gorzej, gdyby nagle cały lokal wypełnił się podobnymi ludźmi. Wtedy mogłaby mieć problem.
- Jestem z Sydney - przyznała. - Wiesz, kiedy pewnego dnia odkrywasz, że nie masz już czego szukać w dużym mieście, zaczynasz szukać jakiegoś mniejszego. W okolicach Cairns jest sporo nawiązań do sztuki aborygeńskiej, jest tu Centrum Edukacji Aborygeńskiej, Galeria Sztuki, znajdę tu coś dla siebie - to było nieco wyuczone, ale mimo wszystko całkiem nieźle pamiętała o wszystkich instytucjach. - A ty? Jesteś stąd? Tak... No wiesz, całkiem?
No, wiadomo, czy stąd byli jego rodzice, czy on sam przyszedł na świat tutaj, typowe pytania.

Jake Hargreeves
IT ninja — wszędzie
22 yo — 179 cm
Awatar użytkownika
about
Jego matka robi mu za kumpelkę, a dziadkowie za rodziców. Wpadkowy syn Rufusa, którego nigdy nie poznał. Studiuje, programuje i ogarnia owczarka Javę. Mieszka z psem na bagnach i uwielbia te dni kiedy nie musi widywać się z ludźmi
Jake'owi - mimo że wychowywał się w niepełnej rodzinie - nigdy nie przyszłaby do głowy myśl, że czegoś w tej układance im brakowało. Na przykład takiego ojca, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za zrobienie dzieciaka Charlotte. Ale kto wie, może ojciec postanowi kiedyś zrobić Jake'owi urodzinową niespodziankę i kiedyś zapuka do drzwi jego chatki? Szkoda tylko, że 22 lata za późno. W każdym razie, pewnie ciężko byłoby mu postawić się w sytuacji Diane. Choć prawdopodobnie Hargreeves'owi nigdy nie będzie dane poznać prawdziwej historii dziewczyny podającej się w Lorne Bay za pannę Mason.
- No przestań, nie musisz mi się tłumaczyć - zaśmiał się nieco nerwowo, bo nie chciał przecież wywoływać w dziewczynie żadnego zakłopotana. Ani sprawiać, że powinna czuć się mu winna jakichkolwiek tłumaczeń. - Malujesz? No proszę, czyli artystyczna dusza z Ciebie. Można gdzieś zobaczyć Twoje obrazy? - zapytał z nieukrywaną ciekawością. Ludzie z pasjami zawsze go intrygowali. On sam może nie miał, przynajmniej teoretycznie, interesujących zainteresowań - pewnie sporo ludzi miało go po prostu za nerda, kiedy opowiadał o komputerach i grach. Grunt, że miał masę znajomych, którzy podzielali jego miłość do elektroniki i jej pochodnych.
Roześmiał się słysząc jej przekomarzanki co do kolesiów w kapturze. Spokojnie, nawet jeśli ona się pomyli, Jake na pewno rozpozna uroczą sąsiadkę z Sapphire River. Następnie wsłuchał się uważnie w jej kolejne słowa.
- Wow, zrobiłaś bardzo dokładny  research. To nawet ja nie byłem w niektórych tych miejscach - przyznał lekko zawstydzony. - Ale rozumiem Cię, ja też nie przepadam za dużymi miastami. Parę lat temu byłem na takiej rocznej objazdówce po Europie największe wrażenie robiły na mnie te małe miasteczka, a nie głośne stolice. Także rozumiem ten vibe - pomasował się po brodzie, bo już mu szczęka drętwiała od tego ciągłego uśmiechania się! Zdecydowanie powinien częściej ćwiczyć te partie, bo skończy się zakwasami. - Tak, z dziada pradziada pochodzę z Lorne Bay - dodał potwierdzając swoje poprzednie słowa. Co prawda część jego genów prawdopodobnie pochodziła z Perth, ale nie to chyba nie był czas na tego rodzaju rodzinne opowieści. Jeszcze.

Diane Mason
udaje profesjonalną nianię — a jest świadkiem koronnym
26 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z trudną przeszłością oraz kilkoma sekretami. Niedawno przyjechała do Lorne Bay i dopiero urządza się w mieście, próbując unikać przy tym kłopotów.
Tak, Jake nigdy nie pozna jej historii, podobnie zresztą jak żaden z mieszkańców Lorne Bay. Była tylko jedna osoba, która wiedziała o niej więcej i gdyby tylko Mason wiedziała, co łączy obu panów, prawdopodobnie uciekłaby z miasta i nigdy więcej by się tu nie pokazała. Na szczęście nikt jeszcze niczego nie wiedział i niczego się nie dowie, więc dziewczyna będzie mogła trochę tu zostać.
- Nie, nigdzie, nie wystawiam tego, to po prostu takie hobby, które zostaje tylko dla mnie.
Gdyby komuś to pokazała, to prawdopodobnie mogłoby dojść o wypalenia oczu i trwałego uszczerbku na umyśle, a przecież zdrowie jest najważniejsze. Zwłaszcza to psychiczne.
Nie no, nie było tak źle. Przecież tak naprawdę to nie ona je tworzyła. Prawdziwa artystka miała znacznie więcej talentu, niż ona.
- Wow. Zawsze chciałam pojechać do Europy - nieco się ożywiła. W zasadzie wyjechałaby wszędzie tam, gdzie nikt nigdy by jej nie znalazł. - Póki co jest tu całkiem fajnie. Liczę na to, że z czasem poznam jeszcze więcej ciekawych miejsc i ludzi, bo w tym momencie obracam się raczej w obrębie swojej dzielnicy. Znaczy... Tej dzielnicy.
Bo przecież on też tu mieszkał, więc na pewno wiedział, co miała na myśli.
No, ale my tu gadu gadu, a tu jednak okazało się, że Diane ustawiła jakiś krótki program w pralce i jej pranie było już gotowe. Chwilę jeszcze już porozmawiali, Mason pomogła mu za pomoc, sama zapakowała swoje majty do plecaczka, uśmiechnęła się na pożegnanie i każde poszło w swoją stronę.

/ zt Jake Hargreeves
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
#7

W końcu miał trochę wolnego i postanowił ogarnąć swój dom. Nie ma się co oszukiwać, mieszkał tam sam więc nie było jakiegoś wielkiego syfu, ale trzeba było cos tam posprzątać. Zrobił więc takie podstawowe rzeczy jak zapakowanie zmywarki czy pościeranie kurzy. Zdecydowanie nie należał do perfekcyjnych panów domu, ale w syfie żyć nie zamierzał. Musiał też zrobić zakupy i na tym trochę mu zeszło, bo pojeździł sobie po sklepach, a w jednym z nich spotkał swojego sąsiada z synem i trochę się zagadał. Zazdrościł temu pajacowi szczęśliwej rodziny i dziecka. To było coś, na czym mu zawsze zależało, ale niestety nie przyszło mu się czegoś takiego dorobić. Nie związał się z nikim jakoś mocno poważnie od rozstania z żoną, to była dla niego bardzo bolesne. Mieszkanie samemu w domu też nie za bardzo poprawiało mu humor. Jeżeli o domu mowa, to po powrocie ze sklepu miał do zrobienia jeszcze jedną rzecz. Musiał zrobić pranie, a niestety jego pralka zepsuła się jakimś czas temu i jeszcze nie udało mu się jej naprawić. Pewnie dałoby się to załatwić szybciej, gdyby zadzwonił po jakiegoś mechanika, ale umknęło mu to z głowy. No więc zebrał swoje rzeczy do torby i wpakował się do samochodu żeby pojechać w stronę pralni.
Gdy tam się pojawił wyciągnął rzeczy z bagażnika i wszedł do środka jak pan i władca, nie obawiając się niczego. No i tu się przejechał, bo pierwszą osobę jaką zobaczył była ona. Marissa. Szczerze mówiąc, sądził, że już jej nie zobaczy, pomimo tego, że Lorne Bay to małe miasto, to jakoś dało się tu unikać ludzi, z którymi się widzieć nie chciało. James nie był gotowy na spotkanie z nią. Była pierwszą kobietą, o której pomyślał w bardziej romantyczny sposób od momentu jego rozstania z Irene. No, a jednak nic z tego nie wyszło i zostawił odstawiony z kwitkiem, a w sumie to z listem, z którego nic nie rozumiał. Uważał, że dość dobrze im się wtedy układało, ale najwyraźniej tylko on tak sądził. Nie chciał się jednak zachowywać jak palant i udawać, że jej nie zna. Mimo wszystko James był dobrze wychowany. - Cześć - powiedział stając naprzeciw niej. - Dziwne miejsce na spotkanie - starał się być uprzejmy i dlatego się nawet do niej uśmiechnął.

Marissa Cooper
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
ordynatorka ginekologii i położnictwa — Cairns Hospital
35 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
An oxidation is the compromise you own but this is beginning to feel like the dog wants her bones
2.
Przegrała zakład to miała za swoje. Tak się kończy cwaniakowanie z kolegami w pracy. Przez tydzień musiała prać fartuch kolegi z ostrego dyżuru tylko dlatego, że w bardzo nieetyczny sposób zdecydowali się założyć o to, kto pierwszy z najstarszych pacjentów na oddziale paliatywnym umrze. Czy będzie to wiekowa Helen, czy równie wiekowy John? Marissa obstawiła, że Helen przeżyje tego starego zrzędę, o którym nawet ona słyszała na swoim oddziale, ale jakież było jej zdziwienie, kiedy to Helen zmarła pierwsza. Zakład to zakład, wolała wrzucać do pralki ubrania upaćkane we wszelki możliwe wydzieliny, jak to na ostrym dyżurze, niż mieć plamę na honorze.
Tym o to sposobem, już któreś późne popołudnie siedziała w pralni, bo powiedziała, że do własnej pralki tego nie wrzuci. Wolała stracić kilka dolców. Siedziała więc na pralce, w której robiła pranie i nieobecnym spojrzeniem wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Jej myśli błądziły i nie były w stanie ułożyć się w żadną logiczną całość. Błądziły, mieszały się i doprowadzały ją do szału, ale w tym momencie po prostu pozwalała im przepływać niczym podczas medytacji.
Nie zauważyła go, ale wyczuła. W pewnym momencie energia w pralni zdołała się zmienić, a ona na początku nie widziała dlaczego. Straciła czujność, w końcu minął już prawie miesiąc od ich rozstania.
Kiedy usłyszała jego głos, wciągnęła gwałtownie powietrze i mimowolnie spojrzała mu w oczy. Poczuła, jak serce jej przyspieszyło i skarciła się w duchy, że nadal tak na niego reaguje:
- Hej – odpowiedziała, a jej głos był zachrypnięty, więc chrząknęła, a w odpowiedzi na jego pytanie pokiwała głową: - Tak, zdecydowanie nie bywam tutaj regularnie – zaśmiała się gorzko i spojrzała na swoje dłonie. Zaczęła obracać gwałtownie jeden z pierścionków na palcu i nie miała odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy ponownie.

James Diamini
powitalny kokos
cattitude#5494
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
Nie spodziewał się tutaj takiego spotkania. W sumie to nawet nie za bardzo wiedział jak się powinien zachować. Może byłoby lepiej, gdyby udawał, że jej nie widzi? No nie, byli dorosłymi ludźmi, a James chyba nie potrafiłby tak po prostu ignorować obecności kogoś z kim kiedyś tak wiele go łączyło. Miał trochę lat na karku i sądził, że wie jak się odpowiednio zachować w większości sytuacji. Czasem hamulce mu puszczały po pijaku, ale to były jednostkowe przypadki. Tak poza tym to był facet do rany przyłóż, z sercem na dłoni i zawsze był gotów do tego, by coś dla kogoś zrobić. Chciał się zachować fair w stosunku do Marissy i nie robić z siebie jakiegoś upośledzonego buraka, tylko dlatego, że zraniła jego uczucia. Nie ma się co oszukiwać, że tak nie było. Sądził, że układa im się nie najgorzej, a tu cóż. Ona wolała to po prostu zakończyć. Starał się jednak nie mieć do niej żalu i dlatego odezwał się tak jakby nigdy nic.
- Tak właśnie myślałem - kiwnął głową - jest to widok raczej niespotykany, chociaż nie będę ukrywał, że dla oka dość przyjemny - no nie byłby sobą, gdyby po prostu nie rzucił jakimś komplementem, nawet jeżeli było to nie do końca zamierzone. James już tak miał. Był po prostu za miły dla wszystkich. Nawet z byłą żoną dogadywał się tak nie najgorzej, chyba nie potrafił mieć wrogów. - Ciężki dzień w pracy? - Zapytał, bo wydawało mu się, ze to jest dość neutralny temat, o którym mogli porozmawiać. W międzyczasie otworzył też najbliższą z wolnych pralek, która znajdowała się naprzeciw tej użytkownej przez kobietę i zaczął pakować tam swoje rzeczy. - Wszystko w porządku? - To nie tak, że nagle magicznie mu przestało zależeć na jej dobru. Nie działało to tak niestety. Pomimo wszystko życzył jej jak najlepiej i martwił się o nią, a wyglądała na jakąś taką smutną i dlatego chciał się dowiedzieć czy przypadkiem się coś nie stało.

Marissa Cooper
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
ordynatorka ginekologii i położnictwa — Cairns Hospital
35 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
An oxidation is the compromise you own but this is beginning to feel like the dog wants her bones
Nie chodziło o to, że nie chciała go zobaczyć. Pragnęła tego. Wewnętrznie, sercem, naprawdę tego chciała. Jednak pozwoliła przemówić swojej głowie, która podchodziła do wszystkiego racjonalnie. On chciał rodziny i dzieci, a ona nie mogła mu tego dać. Nawet jeżeli sama bardzo tego pragnęła, to jej ciało nie było w stanie. Zawiodłaby go, kiedy miałaby mu powiedzieć prawdę. Nie chciała zobaczyć w jego oczach żalu, rozczarowania i litości. Miała ciarki na samą myśl. Wolała zapamiętać jego pożądliwe spojrzenie, kiedy ściągając z niej sukienkę, widział ładną bieliznę. Chciała pamiętać go z tym łobuzerskim uśmiechem na ustach, kiedy spotkali się drugi raz i razem jedli burgery stojąc przy swoich samochodach. Musiała go w swoim życiu uśmiercić, inaczej nie mogłaby sobie z tym poradzić.
Teraz jednak stał przed nią, kompletnie żywy a w jej głowie wróciły wszystkie przyjemne wspomnienia, które upchnęła gdzieś w głowie do szuflady nazwanej jego imieniem, którą otwierała tylko w kontrolowanych warunkach.
- Ciebie również dobrze widzieć James – uśmiechnęła się, wypowiadając jego imię, ale jej spojrzenie nie emanowało, jak zwykle pewnością siebie. Było jej wstyd, szczególnie że był dla niej tak miły, kiedy ona tak okrutnie zostawiła go, pisząc list. Głupia łudziła się, że w tak małym miasteczku nie będzie miała okazji na niego wpaść. Karma była suką, a ona właśnie się o tym przekonywała.
- Przegrałam zakład, więc tutaj siedzę – zaśmiała się i pokiwała głową na wspomnienie zakładu. Czasami nie zachowywała się jak dorosła kobieta na odpowiedzialnym stanowisku. Miała w sobie dużo z dziecka, co czasami wychodziło na wierzch.
- Bywało lepiej, ale dziękuje, że pytasz – w końcu odważyła się patrzeć mu w oczy dłużej. W końcu stał przed nią, mimo że siedziała na pralce, musiała odrobinę zadzierać głowę, ale nieznacznie. Był na tyle blisko, ze czułą jego perfumy. Był też na tyle blisko, że wystarczyło wyciągnąć dłoń, żeby znów móc przejechać opuszkami palców po jego policzku.

James Diamini
powitalny kokos
cattitude#5494
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wcale nie uważała, że pralnia jest dziwnym miejscem na socjalizację, szczególnie na taką, jaką miała w planach. Po pierwsze o godzinie dziewiątej rano mało kto korzystał z dobrodziejstwa pralni publicznej, więc też nikt przypadkiem nie podsłucha ich rozmowy, na czym głównie Blanche zależało. Będzie więc mogła swobodnie i na tyle głośno na ile chciała wypytać Gilberta, jak właściwie chce jej pomóc i jaki ma plan. Bo założyła, że skoro sam się do niej zgłosił, to jakiś plan w zanadrzu miał. Przecież ona za niego myśleć nie będzie, nie? No. A po drugie, serio zepsuła jej się pralka w domu, a ona musiała zrobić pranie na cito. Nie mogła czekać aż jakiś pan złota rączka zajrzy w jej pralkę, tym bardziej nie mogła czekać aż sobie nowy sprzęt kupi. Zarabiała na życie jako aktorka i chociaż kochała swoją pracę, nie miała z niej wielkich kokosów. Cóż, oczywiście dochodziły też udziały w pubie rodziców, ale pieniądz nieszczególnie jej się trzymał. A taka pralka to nie był mały wydatek, szczególnie dla kogoś kto jeszcze musiał płacić za wynajem mieszkania.
W każdym razie, pralnia publiczna z jednej strony była spoko, a z drugiej nie za bardzo. Bo tak, była to dobra opcja dla osób przyjezdnych, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać albo właśnie dla takich w potrzebie jak dzisiaj Blanche. Z drugiej strony, problem pojawiał się w momencie, kiedy tego prania nazbierało się dużo. No bo jak to przetransportować za jednym razem? Przyjść na cztery razy i cały boży dzień spędzić w pralni? W sumie… Mogłaby w końcu przysiąść do tej książki, co to ostatnio w ogóle nie miała na nią czasu. Albo mogłaby serial nadrobić. No nie było to głupie, nie było. Trochę pluła sobie teraz w brodę, że zamiast tego umówiła się z Gilbertem, jednak szybko jej przeszło, bo przecież ostatnio w pubie bardzo dobrze im się rozmawiało. A że Blanche generalnie uwielbiała rozmawiać z ludźmi, to może jednak nie będzie dzień stracony.
Przyjechała pod pralnię na rowerze. Miała jeden koszyk z przodu a drugi z tyłu, obydwa zapełnione, więc całkiem sporo rzeczy zabrała dzisiaj ze sobą, chociaż nie było to wszystko. Czekała ją przynajmniej jeszcze jedna wycieczka, jak nie dwie. Na razie postanowiła zabrać ze sobą w specjalnych workach to, czego potrzebowała na już. Głównie bieliznę, spodnie i koszulki, w których na co dzień chodziła. Gilberta na miejscu jeszcze nie było, więc pogwizdując sobie pod nosem, weszła do środka, zapłaciła, załadowała pralkę, powciskała odpowiednie guziczki i usiadła sobie na jednym z krzesełek, nadal pogwizdując i machając sobie jedną nóżką. Miała spotkać się z Zeimerem, więc nie brała ze sobą dodatkowego bagażu w postaci książki. Już i tak ledwo tu przyjechała z tymi torbami pełnymi ciuchów.

Gilbert Zeimer
Prywatny detektyw — znudzony śledzeniem niewiernych żon
36 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
I don't stalk, I investigate
#10

Dla Gilberta takie miejsce było dziwne, bo cóż, pralnia publiczna była dziwnym miejscem. Jego pranie przez całe... pół życia robiła matka, później niby on to przejął, ale jakby co zawsze mógł wrócić w rodzinne strony z workiem brudów. Jakby mu się na przykład pralka zepsuła, wiadomo. A nie, że jakby mu się nie chciało, albo potrzebował pilnie czystej białej koszuli. Choć wiadomo, czego nie robi się dla swojego ulubionego syna? No, ale nieważne. Zeimer nie miał zielonego pojęcia, ile osób korzysta z takich przybytków, czy faktycznie nikogo nie będzie. Postanowił jednak po raz pierwszy w życiu i być może nie ostatni (oby) i pojawił się we wskazanym miejscu, o podanej godzinie. Nie, nie wziął swoich brudów, by zachować pozory. Szczerze? Nie pomyślał o tym. Z resztą, nie chciał zostać zmuszonym do tego, by stać przy innej pralce i drzeć się do Blanche rozmawiając o tematach, które nie powinny być mówione na głos w miejscu publicznym.
-Cześć, Blanche Fitzgerald, kawy?-zapytał, wchodząc do środka w swojej bejsbolówce naciągniętej na oczy. Nie wyglądał jak tajniak, czy stalker tylko dlatego, że miał na sobie jasną koszulkę, kolorowe spodenki przed kolana i japonki. Niby wyglądał jak przeciętny Australijczyk i część turystów, ale jednak rzucał się w oczy. I miał ze sobą całą tackę z pobliskiego miejsca starbucksopodobnego. -Nie wiedziałem co pijesz. -oprócz tego, że krew niewinnych dzieci, ale na razie bał się powiedzieć to na głos. To nie był jeszcze ten etap znajomości, aby tak sobie otwarcie docinać-Mam mrożone latte, cappucino z syropem waniliowym, czarną kawę i ... venti ananasowo-marakujowy refresher z lemoniadą z dodatkowym truskawkowym puree-odczytał z naklejki na kubku. Nigdy się do tego nie przyzna, ale miał nadzieję, że brunetka wybierze coś z pierwszych trzech propozycji, a ten uroczy, owocowy napój zostanie dla niego. A on się poświęci i wypije, skoro już zapłacił.
-Ciekawe miejsce jak na spotkanie biznesowe-powiedział, bo przecież dla niego to było zwykłe spotkanie z klientem. No, nie takie normalne, ale to wcale nie miejsce miało wiele do gadania w tym miejscu. Chyba. -Skąd taki dziwny wybór miejsca? -zapytał, rozglądając się po wnętrzu. Faktycznie nie było nikogo. Podał w końcu wybrany kubek z kawą albo napojem kawopodobnym. Brunetka mogła, choć nie musiała, zauważyć drobne, choć liczne rany wojenne na jego rękach. Cóż, tak to jest, jak się prowadzi wojnę z prawdziwym Diabłem. To znaczy kotem i to takim, który serio mieścił się w jego bucie.

Blanche Fitzgerald
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No Blanche nie mogła już z workiem brudów udać się do rodzinnego domu na pranie, bo i tak musiałaby zrobić je sobie sama, tylko może w bardziej dogodnych warunkach. Zresztą, zawsze szybko chciała się usamodzielnić, żeby nie być zależną od rodziców. Nie żeby jej czegokolwiek zabraniali w życiu, albo raczej, żeby ona się kiedykolwiek do ich zakazów stosowała, ale jednak łatwiej było rządzić samą sobą, jeśli miała własne pieniądze. Dlatego nie wróciła po studiach do rodzinnego domu, w przeciwieństwie do większości jej licealnych kolegów i koleżanek. Ale z drugiej strony chyba fajnie było mieć takie luźne relacje z rodzicami. Tego Blanche nie wiedziała, bo nigdy nie zdążyła takich z nimi mieć.
Gilbert ewidentnie nie znał się na życiu, a na pewno nie był dzieckiem ulicy. Nie żeby było to po nim widać, ale w pralni nie stało się twardo przy swojej pralce i darło do innej osoby. Tutaj były krzesełka, na których kulturalnie można było usiąść i cicho sobie porozmawiać. No cóż, wychodziło na to, że Blanche musiała go trochę tego życia ulicy nauczyć. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie. Na pewno świetnie będzie się przy tym bawiła, jak właściwie przy każdym aspekcie swojego trzydziestotrzyletniego życia. Nieważne, bo w końcu przyszedł księciunio we własnej osobie.
- Cześć. Chyba ci mówiłam już, że bez nazwisk, nie? Jak nie chcesz żeby cię porównywali do creepa z serialu, to się nie zachowuj jak on - cóż, słowa nie były miłe, ale nie powiedziała ich w złej wierze. Była chamówą, ale nigdy nie miała na celu obrazić drugiej osoby. Zwłaszcza, że uśmiech, jaki pojawił się na jej twarzy kiedy zobaczyła Gilberta był szczerze wesoły, nie ironiczny czy złośliwy. A potem, zupełnie nie zastanawiając się dlaczego to robi zbliżyła się do Zeimera, stanęła na palcach, zdjęła mu czapkę i przegarnęła palcami włosy Gila, żeby się dobrze ułożyły.
- Tak lepiej - uśmiechnęła się delikatnie, zupełnie inaczej niż do tej pory widział. Trwało to sekundy i nie miało wielkiego podtekstu, Blanche nie zabiło mocniej serce i nie pojawiły się motyle w brzuchu, a jednak gdyby oglądał ich ktoś z boku mógłby pomyśleć, że jest właśnie świadkiem jakiegoś niezwykle intymnego momentu pomiędzy pasującą do siebie dwójką ludzi.
- Mhm, mhm, ten ostatni brzmi dobrze. Dzięki - i już całą swoją uwagę przeniosła z Gilberta na napoje, które trzymał w ręce. Cóż, trochę się zdziwiła, że chciało mu kupić tę kawę zwłaszcza, że kupił ich całą tackę. A że Blanche była Blanche, to nie mogła oczywiście wybrać zwykłego cappucino, o którym było wiadomo, że jest dobre, tylko musiała wziąć to, czego nie znała. Co jak zwykle odbiło jej się czkawką, bo wystarczył jeden łyk i wykrzywienie mordy kilka razy by wiedzieć, że śmieszna lemoniada z truskawkowym puree nie była dla niej.
- Nie pij tego - wyciągnęła rękę w stronę Gilberta, by zabrał od niej to obrzydlistwo, a potem sięgnęła po cappucino z syropem waniliowym, które wypiła z podwójnym smakiem.
Uniosła jedną brew do góry, kiedy zapytał ją o miejsce spotkania. Przecież pisała mu o tym w smsie, prawda? A może napisała, ale nie wysłała i teraz jej się tylko wydawało?
- No… Bo muszę zrobić pranie, pisałam ci przecież - odpowiedziała a potem spojrzała wymownie w stronę jedynej pracującej w tym momencie pralki. Czy Gilbert myślał, że żartowała z tym praniem? No cóż, nie. Tak jak nie zwróciła na razie uwagi na rany wojenne na jego dłoniach.

Gilbert Zeimer
ODPOWIEDZ