Uczeń — się uczy
16 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie miał parcia na zwycięstwo. Szczerze i z głębi serca zdecydowanie wystarcza mu sama świadomość, że po raz pierwszy od wielu lat miał z kim dzielić cokolwiek. Zwykłą, szarą chwilę, która dla większości ludzi byłaby jedynie pustym momentem od razu zapomnianym oraz zastąpionym przez masę tych nowszych i ciekawszych zdarzeń. Dla Harrego jednak było to coś wyjątkowego i chociaż nie miał zamiaru nigdy nikomu o tym wspomnieć, wiedział, że przez długi jeszcze czas będzie wspominał to jedno, ciepłe spojrzenie, którym Zig obdarzył go tuż przed wykonaniem konkurencyjnego rzutu. Przyjemne ciepło przebiegło wzdłuż drobnego kręgosłupa i zniknęło równie szybko jak kaczka na wodzie.
Całkiem nieźle! — zapropsował rzut kolegi, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że liczba dwa wcale nie zaspokajała jego ambicji. Lipiński był urodzonym sportowcem, co Harry już nie raz doświadczył, a tacy to wygraną mieli już we krwi. Poza tym nikt nie lubi przegrywać! — Nie martw się, mi na pewno pójdzie o wiele gorzej — skwitował totalnie przekonany o swojej porażce. Może i nie miał wielkiej liczby do pobicia, jednak tak z ręką na sercu nie liczył na więcej niż jeden.
Dobra, teraz ja — ustawił się odpowiednio, podążając za wskazówkami kolegi, po czym zaciskając na sekundę oczy, cisnął kamykiem przed siebie, nie chcąc nawet patrzeć na tą wielką porażkę… która o dziwo nie miała miejsca. Rozchylił jedno oko, a następnie drugie, by uświadomić sobie, że jego kamień odbił się od wody aż CZTERY razy. C z t e r y. Przywidział się? Zdawało mu się? Czy to halucynacje związane z adrenaliną i ucieczką ze szkoły? Nie. On faktycznie wygrał ten luźny pojedynek. — Ale jaja!!! — tylko na tyle było go stać. Wciąż niedowierzał własnym oczom, kompletnie zszokowany wynikiem. I chociaż przez chwile zrobiło mu się szkoda Ziga, wielki uśmiech na jego twarzy przypomniał mu momentalnie, że była to tylko zabawa. Jak najbardziej zdrowa rywalizacja.
Mój brat powiedziałby teraz pewnie, że głupi to ma zawsze szczęście — zmodulował głos, by brzmieć jak starszy brachol, po czym spojrzał w kierunku ich plecaków, wylegujących się na kamieniach. — To z czym masz ten lunch? Mam nadzieje, że to jakieś dobre kanapeczki! — aż mu ślinka zaciekła. Sam miał w torbie jedynie krakersy, które i tak planował za chwile wyjąć i oczywiście podzielić się z Lipińskim, tak samo jak jedzeniem, który za moment miał dostać.
A gdybyś mógł stworzyć taką kanapkę idealną, no wiesz, wszystkie składniki świata… z czym by była? — zagaił jeszcze w drodze po przekąski.

Zig Lipinski

Rzut Harrego
ambitny krab
Kasik#0245
Jo
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
Pierwszy raz od dawna po prostu dobrze się bawił. Nie myślał o kolejnej kłótni z rodzicami, o czekającej go naganie w szkole, a tym bardziej nie zastanawiał się nad wygraną w kaczki. W tym wypadku zwycięstwo nie było ważne. Właściwie w obecności Harry'ego nie liczył się nic poza wspólnie spędzonym czasem. Zig bardzo się nim cieszył. Tym czasem i faktem, że mógł tak dobrze bawić się z kimś, przy kim czuł się nadzwyczaj swobodnie. Tak właściwie miał wrażenie, że zna Parkera od bardzo dawna, żeby nie powiedzieć od zawsze. I pomyśleć, że tych dwóch dopiero kilka tygodni temu miało okazję do dłuższej rozmowy.
- Nie martwię się - odparł natychmiast. Czym miał się martwić? Przegraną? Brał udział w zawodach, tych sportowych i umysłowych, więc umiał godnie ponosić porażki. - Nie chcę, żeby poszło ci gorzej, więc mam nadzieję, że dasz czadu - zachęcająco klepnął rudzielca w ramię, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i bacznie przyglądał się wyrzuconemu kamieniowi, który zaczął podskakiwać na tafli wody.
Jeden. Dwa. Trzy. Cztery. Harry Parker puściła właśnie cztery kaczki. Nie mniej, nie więcej. Cztery! A Zig aż podskoczył i przyklasnął w dłonie widząc ten niesamowity wyczyn.
- Wiedziałem, że będziesz wymiatał! - ucieszył się chyba bardziej niż sam zwycięzca. - Przyznaj się, na pewno wcześniej trenowałeś i tak naprawdę bierzesz udział w zawodach w puszczaniu kaczek i jesteś ich sekretnym mistrzem! - oczywiście obaj wiedzieli, że nie było to możliwe, ale Harry mógł skrywać przecież jakieś tajemnice, których wolał nie wyjawiać ze względu na reputację i swobodne życie w Lorne Bay. Po co psuć sobie sielankowe życie dla chwili sławy?
Ale Harry wygrał i należała mu się ustalona wcześniej nagroda, dlatego Lipinski podbiegł do kamieni, na których leżały ich plecaki, chwycił ten swój ciemnofioletowy i wyciągnął z niego pudełeczko z sushi.
- Własnoręcznie robione. To znaczy sushi zawsze jest ręcznie robione, ale chodziło mi o to, że te jest domowe, a nie kupne. Nasza gosposia ma japońskie korzenie i czasem robi nam coś, co często jadało się u niej w domu. W ogóle lubisz sushi? Bo jak nie, to w ramach zwycięstwa mogę ci kupić burgera albo pizzę - paplał jak najęty i zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, wcisnął mu pudełko sushi w dłonie.
Zig nigdy nie zastanawiał się nad idealną kanapką świata i wcześniej nikt go o to nie zagajał, dlatego pytanie, które padło z ust Harry'ego nieco go zaskoczył.
- Kurczę, nie wiem - odparł zgodnie z prawdą, absolutnie szczerze. - Lubię dużo rzeczy, więc musiałoby w niej być mnóstwo składników. Grillowany kurczak, ser, pomidor, sałata, awokado, jajko na twardo, ser halloumi, tuńczyk, kukurydza, szarpana wołowina, pikle, czerwona cebula i sos tysiąca wysp. Nawet nie wiem czy to było smaczne - zaśmiał się z tej kompozycji kanapkowej i szczerze powiedziawszy nie miał pojęcia, w jaki sposób wymienione składniki miałyby się zmieścić w bułce. - A twoja co miałaby w środku, hm? - Lipinski zrzucił swój plecak z kamienia i sam usadził tyłek na chłodnej skałce, czekając na to jaką Parker podejmie decyzję w kwestii sushi, a także w tworzeniu doskonale idealnej kanapki.

Harry J. Parker
ambitny krab
-
Uczeń — się uczy
16 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Tak tak, wszystko zgadłeś — zaśmiał się głośno, przytakując teorii Ziga. — Tak naprawdę ćwiczyłem już od wielu miesięcy. No wiesz na różnych jeziorach, stawach i kałużach mając nadzieje, że gdy w końcu nadejdzie dzień naszego pojedynku, totalnie rozniosę cię na strzępy — machnął rękami, wizualizując wielki wybuch, po czym roześmiał się niezręcznie nie będąc to końca przekonany, czy aby nie wziął tego sytuacyjnego żartu za bardzo. Ale Zig ja zwykle stanął na wysokości zadania jako świetny kolega i nim stresujące myśli dosięgnęły głowy Parkera, ten zdążył obdarzyć go sympatycznym, pełnym rozbawienia spojrzeniem. A więc jednak nie było aż tak źle, pomyślał sam do siebie i odwzajemnił gest.
Przyjemne było to wszystko… Ta beztroska. Przez ten krótki okres czasu Harry kompletnie zapomniał o czekających ich konsekwencjach, wściekłej matce i tym całym rozżalonym świecie za drzewami lasku, w którym się znajdowali. Życie spowolniło i stało się wyjątkowo znośne. Aż sam musiał przed sobą przyznać - nauka to (tak jakby) nie wszystko. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem na własne przemyślenia, po czym wracając do świata żywych, zadreptał do Ziga, który właśnie prezentował swoje obiadowe rarytasy. Aż mu ślinka pociekła, kiedy jego oczom ukazało się Sushi. Jacie. W domu nigdy nie jadło się takich wspaniałości, nie wspominając nawet o dostawaniu czegoś podobnego do szkoły jako lunch.
O wow, ale czad — nie potrafił wyjść z zadziwu. Przycupnął na kamieniach tuż obok, czując na tyłku, jak nagrzane były po całym dni na intensywnym słońcu. — Masz gosposie? — wyrwało mu się zanim zdążył ugryźć się w język. Kurcze. Może nie powinien pytać o takie rzeczy? W końcu to mocno prywatna sprawa, co dzieje się u kogoś w domu. Może Zig nie chciał o tym rozmawiać? Usiłując odnaleźć odpowiedź na te pytania Harry uświadomił sobie, że prawie nic o nim nie wie. Jasne, znał kilka ciekawych faktów, doskonale zdawał sobie sprawę z jego szkolnych zdolności, jednak co to reszty, nie miał absolutnie żadnego pojęcia. Nie wiedział nawet, czy Zig miał rodziców... W końcu skoro opiekuje się nim gosposia? A może był po prostu bogaty? Wiedział jednak jedno - bardzo chciał go poznać.
Jadłem Sushi tylko raz w życiu, kiedy polecieliśmy odwiedzić brata kilka miesięcy temu. Było pyszne! Z wielką chęcią spróbuje i teraz — wsadził brudne paluchy do pudełka, wyciągając niewielki kawałek, po czym władował go prosto do ust. — MNIAM!! — zadelektował się, wypychając jedzenie w kierunku Ziga, by ten też rozpoczął pałasowanie. Przecież to, że wygrał wcale nie znaczyło, że miał zamiar zjeść to wszystko sam. Chciał się z nim dzielić. Bardzo.
Ej to nie fair. Wymieniłeś chyba wszystkie składniki świata! — wymusił oburzenie, pozwalając by przebłysk uśmiechu był widoczny dla Lipinskiego. — I chociaż uwielbiam wszystko, co wymieniłeś, tak z ręką na sercu wydaje mi się, że po takiej kanapce byś się totalnie porzygał — roześmiał się głośno. W końcu te wszystkie rzeczy brzmiały niebiańsko i Bubu dobrze wie, że Kasia też wszystkie je uwielbia, jednak gdyby tak zjeść wszystko na raz, myślę, że nie skończyłoby się to za dobrze. Dla nikogo. Harry władował do ust kolejny kawałek sushi, zastanawiając się nad swoją killerską kanapką.
Moja by na pewno miał przypieczony chlebek, do tego guacamole, ser i… nachosy! — wykrzyknął to ostatnie, jakby nagle oświeciły go wielkie łaski pańskie i aż poczuł, jak ślina zbiera mu się w ustach. O jakby teraz wcisnął jeszcze takiego tościka, jacie! Parker może i był chuderlakiem, który na pozór nie jadł absolutnie nic, jednak jego natura w rzeczywistości była kompletnie inna. Koleś jadł na potęgę! Uwielbiał jedzenie i to bardzo.
A jest coś, czego nienawidzisz? Tak wiesz, nie tknąłbyś nawet tego za sto dolców? — zainteresował się, wciskając do ust kolejny już kawałek morskiej kuchni.

Zig Lipinski
ambitny krab
Kasik#0245
Jo
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
W sumie nie zdziwiłby się, gdyby Harry sprawiał tylko takie pozory, a w rzeczywistości naprawdę zawodowo zajmowałby się puszczaniem kaczek na wodzie. Reszta była tylko przykrywką.
- To dobry materiał na komiks - zaczął, choć nie wiedział czy rudowłosy chłopiec w ogóle czytywał sekwencyjne historyjki obrazkowe. - O kolesiu, który prowadzi zwyczajne życie, a po godzinach bierze udział w zawodach i jest mistrzem w puszczaniu kaczek na wodzie. Nazwałbym go Duckling Paperstone. Nosiłby okulary, porozciągane swetry w paski i miałby rudą, rozwichrzoną czuprynę... Brzmi znajomo, co? - roześmiał się jeszcze głośniej, bo dostrzegł minę Parkera, która wskazywała na to, że zorientował się kogo przypominałaby wyimaginowana postać.
Sięgnął po kawałek sushi i zamoczył je w pojemniku z sosem sojowym. Był to miły gest z estrony Harry'ego, chociaż Zig podejrzewał, że jeśli to jemu udałoby się wygrać, to z pewnością postąpiłby podobnie. Mimo że Lipinski był jedynakiem, nigdy nie miał problemów z dzieleniem się wszystkim tym, co miał.
- Taa, mój ojczym ją zatrudnia - odparł na pytanie o gosposię. - Mieszkamy w dużym domu, a utrzymanie go w porządku jest dość czasochłonne. Musisz do mnie wpaść, to sam zobaczysz - rzucił luźną propozycję, bo miło byłoby pograć razem na konsoli czy obejrzeć jakiś serial.
Na twarzy Ziga ponownie zagościł uśmiech, a to za sprawką faktu, że Harry'emu smakowało sushi. A potem ściągnął brwi, do czego z kolei przyczyniło się wymuszone oburzenie ze strony kolegi.
- Hej, nie było ograniczeń co do ilości składników! - odparł podobnie udawanym obruszeniem i prawie natychmiast zawtórował chłopcu śmiechem, bo faktycznie po takim połączeniu rzyganko byłoby gwarantowane. - Chleb i nachosy? W sensie nachosy w kanapce? - skrzywił się lekko, ale co się dziwić, skoro Parker nie sprecyzował łączenia składników w swojej idealnej kanapce. - Wy, Anglicy, jesteście jacyś dziwni. Słyszałem, że jecie chipsy w kanapkach, ale żeby aż tak? - parsknął w swój kawałek sushi, po czym wpakował sobie rolkę do ust. Te z tuńczykiem i łososiem zdecydowanie były najpyszniejsze!
- Nienawidzę papryki. Żadnej papryki. Serio, nie tknę nawet kawałeczka aż do końca swoich dni. Jak byłem mały to strułem się i rzygałem samymi skórkami od papryki, a teraz mam uraz. Poza tym w smaku jest jakaś taka... Sam nie wiem. Mdła? To nie moje smaki. Nie przepadam też za rybami i trzęsie mną na samą myśl o małżach. Jadłeś kiedyś małże? Ja nie i wcale nie mam zamiaru - Zig pokręcił pośpiesznie głową, jakby chciał tym sposobem umocnić wypowiedziane słowa. - Twoja kolej - zachęcił kolegę, bo on również musiał mieć w swojej głowie kategorię znienawidzonego jedzenia. Nie istnieją ludzie, którzy lubią wszystko, a przynajmniej Zig nigdy nie spotkał nikogo takiego na swej drodze.

Harry J. Parker
ambitny krab
-
Uczeń — się uczy
16 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Harry’emu bardzo podobał się pomysł Ziga i fabuła, jaką nakreślił na ich nowy, autorski komiks. Słuchał z zaciekawieniem, kiwając podekscytowany głową, już wyobrażając sobie głównego bohatera, kiedy nagle zorientował się, że Lipinski tak naprawdę wciąż mówi o nim. To on był głównym bohaterem. To on był sekretną gwiazdą i mistrzem w puszczaniu kaczek. O nim Zig chciał pisać komiksy. I kiedy do Harry’ego w pełni dotarł ten fakt, na jego piegowatej twarzy wymalował się wielki, czerwony burak. Spalił wstydziocha aż głowa mała, do tego stopnia, że musiał na moment odwrócić głowę, żeby nie zbłaźnić się przed nowym przyjacielem.
W sumie fajnie. Przynajmniej pewnie nie gonią cię do sprzątania co chwile — uśmiechnął się na wzmiankę chłopaka o gosposi. Gdyby się nam tym tak zastanowić, Harry’emu tez by się taka przydała. Matka miała bzika na punkcie czystości i nawet o najmniejszy nieumyty talerz potrafiła robić aferę. — Hm? — wybił się na moment z własnych myśli, mając dziwne wrażenie, że Zig właśnie zaprosił go do siebie do domu. — Ja do ciebie? — uśmiechnął się blado, niezręcznie upewniając czy aby właśnie to miał na myśli. Parker nie należał do ludzi nachalnych i zanim odpowie na ten przepięŻny gest, wolał się upewnić czy propozycja, aby na pewno padła z ust przyjaciela. — No pewnie, że wpadnę. Bardzo chętnie! W jakiej w ogóle dzielnicy mieszkasz? — zainteresował się, bo w sumie jakby się nad tym zastanowić, nie miał bladego pojęcia. Wiedział jedynie, że na pewno nie był z okolic Carnelian Land, bo inaczej na pewno spotkałby go już nie jeden raz.
Zig miał rację. W przepisie na idealną kanapkę wcale nie było limitu składników i kiedy dłużej się nad tym zastanowił, doszedł do wniosku, że było to bardzo nieładne z jego strony, że tak skarcił przyjaciela za nadmierną ilość wybranych produktów. Każdy mógł marzyć, o czym chciał, a jego słowa były zdecydowanie nie na miejscu. Posmutniał lekko, wstydząc się samego siebie.
Jacie, masz rację, przepraszam — puścił głowę, grzebiąc butem w kupce kamyków. — Pewnie, że możesz wybierać sobie ile składników tylko zapragniesz. A co do nachosów, tak, zdecydowanie w kanapce! Jeśli nie próbowałeś nigdy takiego połączenia - koniecznie musisz. NIe ma na co nawet czekać. Gwarantuje, że gdy tylko spróbujesz, zrozumiesz, że jest to najlepsze, co cię w życiu spotkało! — gadał jak najęty, reklamując te naczosy z guacamole, jakby sam był sprzedawcą na bazarku. — Ja nienawidzę oliwek! Ahhh, aż mnie mdli na samą myśl!

Zig Lipinski
ambitny krab
Kasik#0245
Jo
uczeń liceum — lorne bay state school
16 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
uczy się pilnie, a po szkole uczęszcza na koło z pierwszej pomocy, bo w przyszłości chciałby zostać ratownikiem medycznym
Musiał przyznać Harry'emu raję, bo ze względu na pokojówkę, dom należący do ojczyma lśnił czystością. Właściwie sam Zig czasem czuł się wewnątrz jak w jakimś muzeum, gdzie wszystko nieskazitelnie miało swoje miejsce, jakby nikt niczego nie używał od lat. Oczywiście chłopak miał swoje obowiązki, w tym wynoszenie śmieci, pomaganie przy przygotowaniu kolacji i sprzątanie swojego pokoju, ale całą resztę wykonywali ludzie wynajęci przez ojczyma, który był biznesmenem i mógł pozwolić sobie na takie luksusy. Ktoś mógłby pomyśleć, że mamie Ziga trafi się wspaniały mężczyzna, zupełnie jak ślepej kurze ziarno, ale nic bardziej mylnego, bo rzeczywistość była kompletnie inna, a sam ojczym w domu uchodził za okropnego człowieka, o czym Zig wolał nie wspominać nowemu przyjacielowi, żeby ten przypadkiem nie zmienił zdania co do zaproszenia.
- Ale fajnie! - ucieszył się szczerze, gdy chłopak przystał na jego propozycję. - Mieszkam w Pearl Lagune, napiszę ci dokładny adres na Whatsappie, ale na pewno trafisz bez problemu. Kiedyś mieszkaliśmy w centrum, ale po śmierci taty mama poznała ojczyma i dosyć szybko przeprowadziliśmy się do niego - dodał nieco smutniej i to wcale nie dlatego, że jego ojciec nie żył, a dlatego, że mama ponownie związała się z kimś, kto się na nich wyżywał. Zawsze powtarzał jej, że bez niego byłoby im lepiej, ale nigdy nie chciała słuchać. No tak, kto słuchałby rad kilkunastoletniego chłopca, który tak niewiele jeszcze wie.
Szybko zauważył, że Harry nagle spuścił wzrok i ewidentnie wziął jego słowa zbyt mocno do siebie, dlatego natychmiast położył mu rękę na ramieniu, chcąc dać do zrozumienia, że nie powinien się tak przejmować.
- Każdy może dodawać do wymarzonej kanapki jakie chce składniki, ale chyba muszę się z tobą zgodzić, ta moja byłaby zbyt wielka, zapchałbym się nią i pękł jak balon - zaśmiał się z nadzieją, że tym sposobem doda rudzielcowi otuchy. Nie chciał sprawić mu przykrości i pragnął, aby ten czuł się dobrze w jego towarzystwie. - W takim razie koniecznie musisz mi zrobić kanapkę z nachosami. Jak przyjdziesz, to będziesz miał okazję mnie zaskoczyć - tym razem zawadiacko sprzedał Harry'emy kuksańca w bok. - Nie lubisz oliwek? Przecież oliwki są super, szczególnie te czarne! A za czym jeszcze nie przepadasz? Ja nie jestem fanem melonów. Są takie, takie... Sam nie wiem. Niby słodkie, ale jednak bez smaku - Zig nie umiał wyjaśnić, jak w jego ustach smakował ten owoc, ale z pewnością nie było to jedzenie, po które sięgnąłby w pierwszej kolejności i melon zdecydowanie znajdował się gdzieś na końcu tej listy.
Czas leciał nieubłaganie i chłopcy w końcu musieli wracać do domu. W drodze powrotnej Zig dowiedział się o Harrym jeszcze kilku ciekawych szczegółów z jego życia, a gdy nadszedł moment rozstania, umówili się na kolejne spotkanie, tym razem w domu Lipinskiego.

/zt x2

Harry J. Parker
ambitny krab
-
ODPOWIEDZ