Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- Nie no, luz. Tylko jak zobaczysz tunel, to nie idź w stronę światła, dobra? - zażartował w swoim stylu, ale widząc że Lowell chyba nie podziela jego poczucia humoru, chrząknął tylko i włożył ręce do kieszeni. Cały czas czuł na sobie jego przeszywające spojrzenie. Jednocześnie miał wrażenie, że skupienie się na jednym punkcie w jakiś sposób pomaga chłopakowi, więc starał się nie wykonywać żadnych nieoczekiwanych ruchów, żeby go nie rozpraszać.
Kiedy chłopak wyraźnie przestraszył się kolejnego grzmotu i aż jęknął z tego powodu, Luke przykucnął przy Lowellu. Z zaskoczeniem zerknął na dłoń Hawkinsa, która zacisnęła się wokół jego nadgarstka. Nie zabierał jednak ręki - jeśli miało to w jakikolwiek sposób jego nieoczekiwanemu towarzyszowi, to niech go trzyma.
- Hej, jest spoko. Przestań mnie za wszystko przepraszać - stwierdził z lekkim rozbawieniem. Nie był pewien jak chłopak to odbierze, bo Lowell mógł zapamiętać Luke'a z tego, że zawsze swoje pojazdy po rówieśnikach zaczynał od posłania im właśnie takiego ironicznego uśmieszku - żeby uśpić ich czujność. Luke co prawda już dawno z tego wyrósł, ale źle wrażenie pewnie pozostało.
- To wiele tłumaczy - stwierdził szczerze i pomyślał, że powinien jakoś uspokajać chłopaka. Przynajmniej tak pewnie zrobiliby przyzwoici ludzie. - Też ich strasznie nie lubiłem jako dzieciak, ale stary sprzedał mi kiedyś jeden patent. Patrz. Albo chociaż spróbuj się wsłuchać - wyjął papierosa, którego odpalił i przez moment w ciszy czekał aż będzie mógł rozpocząć swoją prezentację. W końcu ciemne zachmurzone niebo zostało rozświetlone przez wyczekiwaną przez Luke'a błyskawicę. - Okej, błysnęło się. I teraz trzeba policzyć sekundy jakie miną aż zagrzmi. Raz, dwa... - zaczął odliczać, a kiedy usłyszeli donośny grzmot, znowu zaciągnął się papierosem. - Dwie sekundy. I teraz powtarzamy... - poczekał na kolejny błysk, policzył - tym razem zdążył do trzech - i wtedy ponownie nastąpił grzmot. - Teraz trzy sekundy, dłużej niż wcześniej. To znaczy, że burza powoli zaczyna się oddalać - wytłumaczył to, do czego zmierzał, przenosząc spojrzenie z bliżej nieokreślonej oddali na Lowella. Próbował odczytać z twarzy Hawkinsa, czy jego gadanina chociaż trochę mu pomaga, czy jednak przynosi odwrotny skutek. - Może teraz Ty chcesz spróbować? - uniósł pytająco brew.

lowell hawkins
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Jego brwi zmarszczyły się nieznacznie, a głowa równie delikatnie przechyliła się w lewo. - Nie rozumiem - potwierdził tylko obawy Luke'a, ale wyglądało na to, że faktycznie ich poczucie humoru się różniło. A może była to tylko kwestia tego, że Hawkins był dogłębnie zszokowany tym co działo się tuż obok nich... i prawdopodobnie w większości miasteczka? Tate nigdy się na jego poczucie humoru nie skarżyła, a skoro była łączącym ich ogniwem, to nie mogli być przecież aż tak skrajnie różni.
- Przep... no... okej - mruknął z zakłopotaniem. Dawno nie znalazł się już w takiej sytuacji i zapomniał już jak upokarzającym było zmaganie się ze swoimi lękami na oczach obcych. Gdyby tylko był spokojniejszy i bardziej rozluźniony to zapewne gorzej znosiłby tę interakcję z mężczyzną, ale na ten moment był jego jedynym ratunkiem i światełkiem we wspominanym przez niego tunelu. Czy to oznaczało, że nie powinien był za nim podążać? Te wszystkie metafory i skróty myślowe czasami naprawdę mu mąciły w głowie.
Kompletnie nie wiedział do czego chłopak dążył, ale posłusznie przyglądał mu się podczas gdy ten.. odpalał papierosa? Nie rozumiał jak miało mu to pomóc, ale ten w końcu kontynuował swoje starania, a cała ta sytuacja nabrała większego sensu. Na błysk rzecz jasna zmrużył powieki z niezadowoleniem którego nie dało się ukryć, ale mimo wszystko nie schował się z powrotem w kącie i słuchał co ten miał mu do powiedzenia. Na grzmot znów nim wzdrygnęło, ale tym razem obyło się bez niezapowiedzianego dotyku. Jego metoda wymierzania czasu między błyskiem a grzmotem okazała się być trafionym pomysłem, bo tak bardzo zafascynowało to Lowella, że jego ciało lekko się rozluźniło. Przytaknął energicznie na jego propozycję i niepewnie spojrzał w bok, aby mieć na widoku pochmurne niebo, które to po chwili rozświetliło fioletowawe światło. - Raz... dwa... trzy... - grzmot. Odetchnął powoli przez usta i powtórzył tę czynność raz jeszcze. - Raz... dwa... trzy... - grzmot. - Wydaje mi się, że widziałem to kiedyś w filmie - powrócił do niego spojrzeniem, choć widać było, że mocno próbował sobie coś przypomnieć. - Poltergeist, tak, Poltergeist. Totalnie o tym zapomniałem - zdobył się nawet na lekki uśmiech, ale ten film kojarzył mu się z dobrymi czasami kiedy to tata jeszcze z nimi mieszkał, a Charlie żył. Obaj panicznie bali się tego filmu, ale i tak oglądali go z zaciekawieniem spod koca. Nie wierzył, że wyparł coś takiego, bo scena z filmu którą przed chwilą na swój sposób odbył z Lukiem była niezwykle charakterystyczna. - Dziękuję - poszerzył uśmiech i objął swoje kolana, cały czas pilnując odliczania, ale też nie na tyle, aby nie mógł w tym czasie poświęcić uwagi towarzyszowi kryjówki. - Cztery! Było cztery, oddala się - jego zachowanie pod przystankiem mogło się wydawać infantylne, ale Hawkins często lawirował między dziecinnością oraz śmiertelną powagą, które były w zasadzie podstawą jego całej osobowości.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke w gruncie rzeczy nie odbierał zachowania Lowella jako czegoś upokarzającego. Nie do końca rozumiał, skąd u chłopaka brały się aż tak silne reakcje, ale wiedział że każdy ma swoje demony - on sam również. Luke przez paroma laty cierpiał na ataki paniki, po tym jak jego dziewczyna przedawkowała heroinę, a Winfield obwiniał się o to że nie zdążył w porę jej pomóc. Przez dobrych parę miesięcy nie wychodził z domu, co z boku mogło wyglądać tak, jakby był wariatem. Od tamtego momentu Luke był o wiele bardziej wyrozumiały na "dziwactwa" innych ludzi. Choć nie zawsze wiedział, jak się w takich sytuacjach zachowywać. Dlatego musiał improwizować i gadać to, co mu ślina na język przyniesie.
Nawet nie pomyślał, że trochę mącił Lowellowi w głowie, najpierw każąc wsłuchiwać się w odgłosy burzy, jednocześnie odpalając fajkę. Sam sprawiał wrażenie totalnie wyluzowanego, choć co jakiś czas zerkał z niepokojem na Hawkinsa.
Obserwował uważnie, jak Hawkins dokonuje kolejnych pomiarów.
- Poltergeist - powtórzył za nim nazwę filmu, próbując odgrzebać w pamięci fabułę. - Chyba nie widziałem. Dobry jest? Polecasz? - uniósł pytająco brew. - Wypomnę to ojcu, bo zdaje się, że szczycił się wtedy, że sam to wymyślił - mruknął z rozbawieniem. Już widział minę swojego ojca, kiedy zacznie mu opowiadać o okolicznościach, w jakich dowiedział się o jego kłamstewku sprzed lat.
W odpowiedzi na "dziękuję" chłopaka, posłał mu słaby uśmiech. W pewnym momencie odnotował, że zaczynał czuć się za chłopaka trochę... odpowiedzialny? Jeśli kiedykolwiek ktoś by mu powiedział, że tak zaangażuje się w pomoc chłopakowi, który ze względu na swoje cechy osobowości potencjalnie byłby pierwszy w kolejce bycia dręczonym w szkole, to Luke puknąłby się w czoło.
- Noo, czwórka pękła. Zajebiście Ci idzie. Piona - z nieudawanym entuzjazmem uniósł dłoń zaciśniętą w pięść i skierował ją w stronę chłopaka. Musiał szczerze przyznać, że sam wkręcił się w tę zabawę. - Zobaczysz, nim się obejrzymy będzie już po wszystkim. Jest jakieś tam powiedzenie, że z dużej chmury mały deszcz, czy coś tam - machnął lekceważąco dłonią, olewając że nie do końca powiedzenie to oddawało ich sytuację na przystanku. Zgasił czubkiem buta papierosa i ponownie przeniósł wzrok na chłopaka. - Co Ty teraz właściwie robisz, hm? Wiesz, tak w życiu - spytał, bo mimo że Lowell pojawiał się sporadycznie w rozmowach jego i Tate, to Luke nie miał pojęcia czym Hawkins się zajmował.

lowell hawkins
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Kompletnie o nim tego nie wiedział. Być może Tate mu nie powiedziała, a może wybrała najgorszy możliwy moment, kiedy to rozkojarzenie wzięło nad nim górę i zwyczajnie o tym zapomniał? W każdym razie obaj zmierzyli się z podobnymi uczuciami bezradności oraz wyrzutów sumienia, kiedy nie udało im się uratować swoich najbliższych.
- Poltergeist - zawtórował mu dla potwierdzenia. - Szczerze mówiąc, to niewiele z niego pamiętam, bo byłem jeszcze dzieciakiem, jak to widziałem, ale jest o tytułowym poltergeiście, który nawiedza małą dziewczynkę i próbuje ją wciągnąć do swojego wymiaru... chyba - zmarszczył mocno brwi, bo zaczął teraz kwestionować czy aby na pewno miał rację. - O ile pamiętam, to dom, w którym mieszkała z rodzicami, był zbudowany na starym indiańskim cmentarzu, ale... może to był inny film? Chyba sam musiałbym sobie odświeżyć pamięć - wzruszył ramionami. Nie wiedział, czy to aby na pewno dobry pomysł zważywszy na jego jedyne wspomnienia z tym filmem dotyczącymi jego brata oraz ojca. Może nie warto było ich "przykrywać" tymi z ponownego oglądania? Na pewno mógł przeczytać sobie opis na Wikipedii, tak chyba byłoby najbezpieczniej i najlepiej w ogólnym rozrachunku .
Luke może i odczuwał wobec niego jakąś odpowiedzialność, ale przez nieco szorstkie (choć może lepiej byłoby użyć słowa casualowe) zachowanie Lowell tego nie wyłapywał, a jego pomoc traktował jako... coś naturalnego? Zakładał, że on również nie chciał w tej chwili przebywać poza przystankiem i zwyczajnie z nim rozmawiał, przy okazji jedynie pomagając mu z jego małym atakiem paniki.
Wyszczerzył się i uniósł otwartą dłoń, aby przybić z nim pionę, ale ten jak widać miał trochę inną koncepcję tego, jak wyglądało przybijanie. Szybko się zreflektował jednak i zacisnął dłoń w pięść i zderzył się z nim delikatnie. Nigdy nie był dobry w takie gesty, ale Tate go przynajmniej nauczyła jak nie panikować, kiedy ktoś inicjował żółwika, a potem przemieniał go w coś innego tuż przed zderzeniem. Nie rozumiał, po co ludzie to robili, ale przynajmniej się już z tym pogodził.
- Hmmm, no nie wiem - wyjrzał delikatnie na zewnątrz, ale nie na tyle, aby dać się zmoczyć. - Mam nadzieję, że masz rację - dodał zaraz nieco pozytywniej. Być może powinien był się wreszcie bardziej zainteresować meteorologią, aby na przyszłość odczuwać większą pewność w podobnych sytuacjach, ale wiadomo jak to było.
- Ja? Ummm, pracuję w Sanktuarium i opiekuję się żółwiami, a do tego plotę z wikliny i sprzedajemy to w Magnolia Market - krótko i do celu, ale nie widział sensu w opowiadaniu mu o tym, dlaczego się na to zdecydował i czemu zrezygnował z pracy w przychodni. - A Ty? Jesteś barmanem, prawda? - tylko tyle pamiętał ze wspominek Callaway, ale to wcale nie oznaczało, że nic się od tamtego czasu nie zmieniło.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke sam tak naprawdę unikał w rozmowach tego tematu jak ognia. Trochę jakby liczył na to, że wspomnienia zamiecione pod dywan przestaną go dręczyć. Zazwyczaj działało, ale były i takie momenty, kiedy wszystko wracało ze zdwojoną siłą.
Zmarszczył brwi słuchając relacji Lowella na temat filmu.
- Brzmi creepy. I starzy pozwalali Ci oglądać takie filmy za dzieciaka? Nieźle. Moi mnie pilnowali, bo się bali że od oglądania horrorów będę miał zrytą banię. Spoiler alert - nie pomogło - roześmiał się, bo państwo Winfield najwyraźniej nie przewidzieli, że czasami nie potrzeba było takich bodźców, żeby dzieciak stał się nieznośny. Wystarczyło po prostu się takim urodzić i żadne horrory czy gry-strzelanki, które z reguły nie były przeznaczone dla małolatów, nie były już zagrożeniem.
Winfield nie był zbyt subtelny w obyciu, więc nic dziwnego że Lowell nie wyczuwał że Luke faktycznie chciał chłopakowi jakoś pomóc. I choć znalazł się na przystanku dość przypadkowo, bo wybrał po prostu pierwsze lepsze schronienie przed burzą, to wolał się upewnić czy chłopakowi nie będzie potrzebna jakaś dodatkowa pomoc. Był gotów wezwać mu po wszystkim ubera czy może pomóc mi z kimś się skontaktować.
- Opiekujesz się żółwiami? Czyli co, ganiasz je kiedy uciekają z klatki? - parsknął śmiechem, bo było to jego pierwsze skojarzenie i aż wyobraził sobie tę gonitwę za gadami poruszającymi się w - no właśnie - żółwim tempie. Ale widząc minę chłopaka odchrząknął parokrotnie. - Sorry - dodał, starając się zamaskować jakoś uśmiech, który wstąpił mu na twarz. - Wiklina, cool. Nie to, żebym się na tym znał, ale to pewnie spoko uczucie, potrafić coś konkretnego - zamyślił się na moment, bo sam o sobie uważał, że nie potrafi robić zupełnie niczego. Wkurzanie bliskich chyba nie zaliczało się do kategorii umiejętności. - Taa, polewam drinki w Shadow. Widzisz, Low, tak kończy szkolna łobuzerka - na wlewaniu w pijanych ludzi jeszcze większych ilości alkoholu. Nie idź tą drogą - zaśmiał się szyderczo pod nosem. Przybrał przy tym ton surowego nauczyciela, znowu zapominając na chwilę, że Hawkins nie był najlepszy w odczytywanie takich żartów.

lowell hawkins
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Lowell może i nie unikał, bo zapytany wprost raczej by nie spanikował, ale tak na co dzień zajmował myśli innymi sprawami. Podobnie miał problem z okazjonalnym nasileniem się ich intensywności, ale najgorsze zdecydowanie były burze oraz mocne opady deszczu, nic innego nie triggerowało go aż tak mocno.
- Dobre pytanie - nawet tak na to wcześniej nie spojrzał, ale faktycznie ciekawą decyzją ze strony rodziców było pokazanie im takiego filmu w tym wieku. - To był chyba taki wyjątek, bo nie kojarzę żadnych innych horrorów z dzieciństwa - zamyślił się na krótką chwilę. Niestety niewiele już pamiętał z okresu przed śmiercią brata, ale być może musiał sobie o tych filmach przypomnieć w taki sam sposób jak o Poltergeistcie. - Myślisz, że to faktycznie ma jakiś wpływ? - zapytał dość casualowo, wcześniej jeszcze uśmiechając się z lekkim rozbawieniem na jego wniosek odnośnie własnego stan psychicznego. Nie do końca rozumiał co ten miał przez to na myśli, ale to głównie dlatego, że prawie w ogóle go nie znał i w jego oczach Luke wcale nie miał zrytej bani. O Tate prędzej by tak powiedział, ale wyłącznie w pozytywnym sensie.
Skinął na pierwszą część pytania, ale drugą potraktował już stoickim spokojem. Nie chodziło mu o to, aby wpędzić towarzysza w zakłopotanie, ale no... słyszał podobne żarciki od wielu osób i nie robiły już na nim najmniejszego wrażenia. - Nie wiem czy wiesz, ale żółwie potrafią bardzo szybko biegać. Nie jest to częsty widok, ale może to i lepiej, bo przez to nie muszę faktycznie za nimi biegać - uśmiechnął się, nawiązując do jego pytania. - Dbam o to, aby wszystko miały i czuł się tam jak najlepiej - zakładał, że to jednak dość oczywiste, szczególnie kiedy mu zarzucał takim ogólnym zakresem obowiązków, ale no przecież mu nie będzie wymieniać dokładnie listę codziennych obowiązków, bo do czego było mu to niby potrzebne?
- Traktowałem to głównie jako hobby, ale skoro mogę na tym zarobić i komuś ma się przydać, to czemu nie - wzruszył ramionami. Czasem było mu głupio, szczególnie kiedy widział, że kupującym był ktoś o trudniejszych warunkach finansowych, ale wtedy zawsze wymyślał jakieś zniżki, albo w najgorszym wypadku, oddawał za darmo. Rzadko się przytrafiało, ale jego dobre serce musiało czasem przejąć kontrolę nad zdrowym rozsądkiem.
- Myślę, że mi to nie grozi. Poza tym... na pewno bym sobie nie poradził za barem. Za duży chaos - nie pijał za bardzo alkoholu, więc dodatkowo się na nim nie znał i wychodziło na to, że wszystko wskazywało tylko na to jak bardzo się nie nadawał do wykonywanego przez Luke'a fachu. - Czyli nie lubisz swojej pracy? - zapytał, bo tak to zinterpretował, ale nie miał pewności czy dobrze.
Tak bardzo się zagadali, że wkrótce przestał reagować już na dźwięki burzy i widocznie się rozluźnił. Luke był w tym naprawdę dobry!

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- Bo ja wiem? Wydaje mi się, że generalnie zobaczenie czy doświadczenie pewnych rzeczy za wcześnie może trochę skasować dzieciństwo. Przypomnij sobie ten szok, kiedy podkradłeś komuś pierwszego Świerszczyka jako małolat - spojrzał na Lowella porozumiewawczo. Jako dzieciak podkradał zakazane gazetki starszym braciom, ale był już na tyle duży żeby wiedzieć na co patrzy. Gdyby był młodszy, to jego niewinny dziecięcy umysł mógłby znieść to dużo gorzej - tak mu się przynajmniej wydawało, a w końcu Luke był samozwańczym ekspertem od wszystkiego.
- Żółwie potrafią biegać? Co Ty gadasz? - spojrzał zaskoczony na Hawkinsa. Okej, tego akurat nie wiedział! Będzie teraz mógł zabłysnąć ciekawostką w towarzystwie. - Muszę sobie zapisać ten widok na listę rzeczy do zobaczenia przed śmiercią - roześmiał się. Pomyślał sobie, że Lowell jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Co prawda nie znał go za dobrze, ale był dobrym obserwatorem i widział, że chłopak miał w sobie po prostu przyjemny vibe, przy którym jego milusińscy na pewno mieli dobrze.
- A umiałbyś zrobić fotel z wikliny? - spytał stwierdzając w duchu, że to pora na kolejnego papierosa, którego zresztą po chwili odpalił. - Ostatnio kupowaliśmy z kumplem fotel bujany i widziałem też takie wiklinowe. Długa historia - dodał szybko machając niedbale dłonią, bo fakt kupowania przez dwóch kolesi w okolicach trzydziestki fotela bujanego brzmiało na tyle absurdalnie, nie było czego drążyć. Ale musi zagadać do Remiego jak tam mu się siedzi w fotelu i pali fajkę, którą też wtedy wrzucił do wirtualnego koszyka, kiedy wpadli w szał zakupów rzeczy dla starszych panów, którymi się przez moment poczuli.
- No, to fakt. Za barem dużo się dzieje, jest głośno, ale jakoś odnajduję się w tym chaosie. Sam generuję go całkiem sporo, więc to trochę jakby moje środowisko naturalne - odparł natychmiast i puścił mu oczko. Za to słysząc kolejne pytanie Lowella, zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią. Prawdę mówiąc rzadko gadał z kimś na takie tematy - jego znajomi po prostu wiedzieli co robi i brali za pewnik, że Luke polewa drinki i raczej nigdy się to nie zmieni. Tak naprawdę nikt nigdy nie spytał go, czy w ogóle to lubi. - Nie, nie o to chodzi. Lubię to, naprawdę. Z tym, że to praca z terminem ważności. Inaczej - ludzie za barem mają termin przydatności. Widziałeś kiedyś 50-letniego barmana w nocnym klubie ze striptizem? - spytał spoglądając na Lowella, zupełnie tak jakby Hawkins miał zaliczyć każdy nocny klub w Queensland.
Luke sam w zasadzie tak się dał porwać rozmowie, że już zapomniał jak się tu w ogóle z Lowellem znalazł! Potraktował swoją "misję" bardzo zadaniowo, więc na pewno gdzieś w duchu uznawał za sukces to, że Lowell przestał skupiać się na burzy.

lowell hawkins
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Po karku przeszedł mu dreszcz, bo w głowie od razu powrócił wspomnieniami do najgorszych wspomnień z dzieciństwa jakie był w stanie przywołać. Luke nawet nie wiedział jak bardzo miał rację, ale ewidentnie trafił w czuły punkt. Na szczęście zaraz dodał coś, co zmieszało go na tyle, że zapomniał o obrazie umierającego brata.
- Obawiam się, że mnie to ominęło - posłał mu uprzejmy uśmiech. Ciekawość świata małego Hawkinsa musiała się objawiać nieco inaczej niż ta Luke'a, ale dało się to wyczuć już w pierwszych chwilach rozmowy z nimi.
- Totalnie musisz to sobie wygooglować. Są naprawdę szybkie jeśli chcą, ale z jakiegoś powodu ludzie kompletnie nie zdają sobie z tego sprawy - wzruszył bezradnie ramionami. Kiedyś troszkę go to burzyło i szokowało, ale teraz z góry zakładał, że ktoś tego nie wiedział niż odwrotnie.
- To bardzo konkretne pytanie - zauważył, marszcząc podejrzliwie brwi. Czyżby szykowało się dla niego zamówienie? - Normalnie plotę kosze, ale myślę, że bez problemu poradziłbym sobie z jakimś bardziej wymagającym meblem - był pewien swoich umiejętności, ale samego skilla w pleceniu posiadał. Reszta to była już tylko czysta matematyka, więc coś z czym zawsze mógł się zwrócić o pomoc do innych. - Możesz opowiedzieć - to nie tak, że mu się gdzieś spieszyło. Co prawda pogoda zdawała się uspokajać, ale wciąż nie było na tyle bezpiecznie, aby chciał wyjść spod przystankowego dachu. Równie dobrze mógł więc posłuchać o wiklinowych perypetiach Winfielda i jego kolegi.
- Rozumiem. W sensie... nie do końca rozumiem jak to może być dla Ciebie komfortowe środowisko, ale rozumiem, że ktoś może mieć inaczej niż ja - wytłumaczył mu trochę przesadnie, ale chciał, aby jego słowa były odebrane w taki sposób w jaki miał je na myśli.
- Nigdy nie byłem w klubie ze striptizem - przyznał bez cienia zażenowania. Nie wydawało mu się, aby było to coś obciachowego. Raczej nie czułby się tam komfortowo, więc brak tego doświadczenia mu nie przeszkadzał. - Ale widziałem starszych barmanów w życiu - może właśnie ta specyfikacja miała tutaj znaczenie, ale przecież nikt nie chodził w takie miejsca dla barmanów, prawda? Do zwykłych pubów to jeszcze może, ale klub ze striptizem miał striptiz, który był główną atrakcją takich miejsc.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Zaskoczony uniósł brew, ale nie skomentował słów Lowella. Dla Luke'a całkowicie naturalnym etapem okresu dorastania było zainteresowanie takimi sprawami, ale wiadomo - panowie pochodzili z dwóch różnych środowisk i różnili się w zasadzie wszystkim.
- Wiesz, w końcu utarło się w mowie, że jak ktoś jest powolny to się żółwi - odparł. Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że będzie siedział z Lowellem Hawkinsem i zastanawiał się z nim nad niesprawiedliwymi stereotypami dotyczącymi żółwi, to chyba pokładałby się ze śmiechu. Życie to jednak lubi płatać figle!
- No sam nie wiem, Remi - ten mój kumpel - to spory gość. Wiesz, strażak-mięśniak, ciężki koleś. To naprawdę byłby wymagający mebel. Ale spytam go - zapewnił, chociaż znając życie i Luke'a pewnie zapomni o tej deklaracji chwilę po tym, jak on i Hawkins się rozejdą. Spojrzał zaskoczony na chłopaka, kiedy ten wyraził zainteresowanie jego historiami z dupy. Ale Luke to Luke - jego nie trzeba było dwa razy namawiać do opowiadania tego typu historyjek. - Wpadłem kiedyś do kumpla, a ten wyskoczył z jakimś kryzysem egzystencjalnym. Wiesz, jęczał, że już stary, że żony i dzieciaków brak i że generalnie powinien już sobie załatwiać miejsce na cmentarzu. No i geniusz wpadł na to, że skoro jest już takim staruchem, to musi kupić sobie fotel bujany i zapuścić wąsa. No ale wiesz jak jest, jak zabrniesz za daleko w necie, to nagle potrzebujesz wszystkiego. No to kupiliśmy mu fotel bujany - tapicerowany - z jakimiś fikuśnymi poduszkami, fajkę, beret i parę innych takich dupereli. I najgorsze jest to, że sam się dałem w to wciągnąć i dla siebie też zamówiłem taką dziadkową fajkę. Oczywiście nawet jej nie odpakowałem, a termin na zwrot już dawno minął - roześmiał się, bo kiedy o tym opowiadał to aż czuł ciary żenady rozchodzące się po całym ciele.
Szczerze mówiąc zupełnie nie potrafił sobie wyobrazić Lowella za barem, więc kompletnie nie zdziwiły go jego słowa. Za to zdziwiły go te na temat klubu ze striptizem.
- Co Ty gadasz? Jezu, nawet z ciekawości? - skrzywił się, bo wiadomo, kluby ze striptizem jednak wciąż pozostawał numerem jeden na wieczorach kawalerskich. Chociaż... może i Hawkins na żadnym nie był. - Ta? A niby gdzie? - spytał nieco rozbawiony, bo zaczął powątpiewywać w to, że Lowell był kiedykolwiek w jakimkolwiek klubie czy pubie.

lowell hawkins
opiekun żółwi | wikliniarz — wildlife sanctuary | market
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Wrażliwa dusza o artystycznych skłonnościach. Obarczony dziecięcą naiwnością, ale za to obdarzony niezwykłą siłą ducha. Wiele przykrych rzeczy go spotkało w życiu, więc teraz stara się cieszyć z tego co ma.
Przez chwilę patrzył na niego z powagą, jakby przetwarzając jego słowa, a następnie lekko się uśmiechnął. - To prawda. Na co dzień nigdzie im się nie spieszy. Bardzo spokojne i wychillowane stworzenia. Ludzie powinni brać z nich przykład - zaśmiał się nawet cicho! Kto by pomyślał, że z burzą nad głową i Lukiem u boku będzie jeszcze w stanie zdobyć się na żart.
- Myślę, że sobie poradzę - przyznał uprzejmie, kiedy Luke opisał mu swojego kolegę. Wszystko dało się załatwić przy użyciu, you guessed it, matematyki! - Dobrze. Możemy się wymienić numerem, albo możesz wpaść w miejsce w którym sprzedaję, albo Tate może być naszym łącznikiem - wymienił mu opcje, które według niego miały najwięcej sensu. Wziął to bardzo na poważnie i w głowie już planował kolejne etapy tworzenia plecionego fotela.
Uśmiechał się podczas wysłuchiwania jego historii i lekko przytakiwał w oznace zrozumienia. - To trochę dramatyczne z jego strony, ale w sumie dość ciekawe zakupy. No a fajkę... zawsze możesz zacząć używać, co nie? - jeśli tylko palił, to Lowell nie widział problemu z tym nietypowym zakupem.
- Tak. W dobie internetu nie trzeba zbyt daleko szukać aby zobaczyć nagą kobietę - uśmiechnął się trochę głupio, ale poczuł się jakoś głupio, że coś takiego powiedział. Z drugiej strony było to też jego zdaniem zabawne i zgodne z prawdą. Nie widział zbyt wielu pozytywów w chodzeniu z innymi mężczyznami do baru, aby popatrzeć na półnagie kobiety. To było po prostu niezręczne.
- W Cairns w McGinty's mnie i Tate obsługiwał bardzo poczciwy pan. Opowiadał nam o swoim życiu, bardzo przyjemny wieczór - miał dobrą pamięć i ponownie nie zorientował się, że Luke trochę z niego kpił, ale może to i lepiej dla nich obojgu.

Luke Winfield
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Słysząc żart Lowella Luke roześmiał się pod nosem. Być może sam powinien wziąć przykład z żółwi i trochę zwolnić. Czasami sam nie nadążał nad wydarzeniami w swoim życiu - głównie dlatego że za podejmowanymi przez niego działaniami stały głównie emocje, a jakaś myśl i rozsądek pojawiały się dopiero po dłuższym czasie.
- Daj mi swój numer - odparł i wyjął telefon, na którym zanotował podyktowany przez Hawkinsa numer telefonu. Sam również dał mu swój, puszczając mu sygnał. - Nie wierzę, że właśnie zamówiłem wiklinowy fotel - pokręcił z niedowierzaniem głową myśląc sobie, że Remi totalnie go za to zabije.
- No ta. Ciekawe, czy można w takiej fajce odpalać trawę - zamyślił się na moment, nie czekając specjalnie na odpowiedź Lowella. Nie uważał, że chłopak pomoże mu rozwiać jego wątpliwości.
- Wiesz co, Low. Chyba nie chce słuchać o tym, na jakie strony wchodzisz wieczorami albo jakie filmy odpalasz - stwierdził z uśmiechem, bo z kolei Lukowi ten kierunek rozmowy podchodził pod cringe. - To musieliście przeżyć przygodę życia - rzucił nieco kąśliwie. Będzie musiał przy okazji podpytać Tate o ten ich szalony wieczór w Cairns.
Nawet nie zorientowali się, że podczas ich rozmowy niebo zaczęło stopniowo się przejaśniać. Co prawda wciąż towarzyszyła im lekka mżawka, ale zdaje się że burza przeszła na dobre.
- I widzisz, już po wszystkim. Możesz lecieć na tę swoją imprezkę - stwierdził, po czym wyprostował się i podał rękę Lowellowi by pomóc mu wstać z kucków. Nawet ruszył tyłek po leżący na ulicy rower Hawkinsa, z którym podjechał pod przystanek. - No dobra, to odzywaj się w sprawie tego fotela - poklepał Lowella po ramieniu niczym najlepszego ziomka, po czym ruszył w stronę Shadow.

/zt <3 jakbyś chciała jeszcze kiedyś zagrać to dawaj znać!
lowell hawkins
stomatolog — norco family dental
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
I've been cold, I've been merciless but the blood on my hands scares me to death.
And so it is, the shorter story:
No love, no glory, no hero in her skies.



Głupia-głupia-głupia-głupia-głupia. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczałby się samotnie w głąb lasu, który mętnie pamiętałby z dziecięcych czasów. Nikt, powtarzam, nikt nie zdecydowałby się również na zostawienie telefonu w domu, decydując się na przechadzkę o godzinie, o której słońce już dawno ucinało sobie drzemkę za horyzontem. Jedynie pozbawieni wyobraźni szaleńcy mogliby się do czegoś takiego posunąć, a fakt, że Reverie Halsford od przeszło dwudziestu minut błąkała się po terenach, które rzekomo znała, nieodwołalnie dowodził, iż należała do grona owych... pomyleńców. Co gorsza, niezmordowanie twierdziła przed samą sobą (i prawdopodobnie jeszcze jedynie przed Panem Bogiem, bo o tej porze w tutejszej okolicy nie roiło się od świadków tego książkowego przykładu idiotyzmu), że wszystko szło zgodnie z planem. Na czym miał polegać ten doskonały w swojej niedoskonałości plan, zapewne nie do końca wiedziała, aczkolwiek w jej głowie posiadanie nawet lichego zarysu brzmiało lepiej aniżeli bezradne rozłożenie rąk i oczekiwanie na magiczne przybycie odsieczy.
Nie wierzyła już w istnienie bohaterów.
Być może była zgorzkniała, być może zbyt mocno nasiąkła bolesnymi doświadczeniami z przeszłości, a może po prostu najpewniej czuła się, mając całkowitą kontrolę nad własną sytuacją. Ale za każdym razem zdawała się w tym swoim matematycznym układzie pomijać jeden składnik, na który nie miała najmniejszego wpływu.
Los. Który - jakby czytając jej w myślach - postanowił w tej chwili o sobie przypomnieć, wypuszczając z nieba atakujące ją bezlitośnie krople. Czy letni deszcz nie powinien być ciepły? Czy to był kolejny przejaw irytacji niewidzialnej siły wyższy na marną egzystencję? Biegnąc przed siebie, przy tym niemalże potykając się o własne stopy, Reverie zaczynała skłaniać się ku wersji, że ktoś tam u góry zwyczajnie jej nienawidził. Szybko jednak porzuciła ten nagły przypływ pesymizmu, gdy po wynurzeniu się zza drzew, oczom w końcu ukazało się wybawienie w postaci przystanku autobusowego. Dopadłszy go, opadła bezsilnie na odrapaną ławkę, oddychając gwałtownie jak po przebiegnięciu półmaratonu. Gdzieś w oddali rozległ się donośny grzmot, przez co automatycznie podskoczyła, bo nienawidziła burzy. Napawała ją lękiem, przypominała o tych bezsennych nocach, kiedy... Potrząsnąwszy mocno głową, wyrwała się z nieprzyjemnych rozmyślań. Nie, to nie była pora na wycieczki do przeszłości, a prędką ewakuację. Ale po spojrzeniu na rozkład jazdy autobusów, cały zapał z niej uleciał jak ze spuszczonego balonika.
A by to szlag. I z tą optymistyczną myślą ze zrezygnowaniem oparła się o szybę i przymknęła powieki. Ignorując wzmagający się wiatr. Ignorując deszcz uderzający z łoskotem o szklany dach. Prawie jak za dawnych czasów.

abraham goldschlag
powitalny kokos
ładnie
-
ODPOWIEDZ