asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
21.

Ostatnie dni były naprawdę trudne. Mimo swojej niechęci, poddała się biopsji, co zaowocowało migotaniem przedsionków i przyprawiło wszystkich na sali o niemały stres. Wcześniej już Jonathan tłumaczył ją, że badanie odbywa się na znieczuleniu mięśniowym, że jest ryzykowne, więc tak ważne będzie, aby Chambers zachowała spokój, ale mimo starań panika i tak wygrała i doprowadziła do powikłań. Całe to wydarzenie mocno nią wstrząsnęło, na kilka nocy przed nim nie mogła już spać, a po wszystkim wcale nie było lepiej. Starała się robić dobrą minę do złej gry, ale chyba najbardziej przerażało ją to, że strach widziała w zachowaniu Jony. Nie okazywał go wprost, przecież był opanowany, jak zawsze, ale Marienne znała go zbyt dobrze. Miała wrażenie, że swoją chorobą wyrządziła mu autentyczną krzywdę i pewnie dlatego bała się powiedzieć o niej komukolwiek jeszcze. Benjaminowi mówiła po prostu, że musiała wziąć udział w dodatkowych badaniach, w pracy zachowywała się normalnie, żartowała, wykonywała swoje obowiązki i udawała, że wcale nie obawia się wyników biopsji, a co za tym idzie, wyroku, jakim byłby nowotwór. Wcześniej przerażała ją wizja przeszczepu, a teraz, co było zabawne, bała się tego, że na ten się nie załapie, bo rak skreśli ją z listy. Było to po prostu absurdalne, w dodatku teraz, w obliczu takich rewelacji, jeszcze wyraźniej widziała, jak pogarsza się jej zdrowie. Tyle się mówi o osobach, które czują się normalnie, a potem diagnozuje się im chorobę i jak za dotknięciem magicznej różdżki podupadają na zdrowiu. Być może była tego przykładem. Często miewała zawroty głowy, kilka razy zwymiotowała, krwotoki także się zdarzały. Nikomu o tym nie mówiła, ale sama przytłaczała się obawami, czasem niemalże błagając by jej się wydawało, gdy dostrzegała czerwoną strużkę pod nosem. Kiedyś nie zwracała na to uwagi, a teraz? Chyba nigdy tak bardzo się nie bała, ale przed samą sobą nie chciała się do tego przyznać. Poza tym w tym wszystkim najbardziej przerażała ją sytuacja Jony. Co się z nim stanie, jeśli ona..? Skoro jej serce chyliło się ku końcowi, a nowotwór skreśli ją z listy biorców, to nawet dla kogoś, kto rozumiał tak mało, jak ona, wniosek był jasny. Bała się jednak rozmawiać o tym wszystkim z Wainwrightem, a jednocześnie miała mu szczególnie teraz tyle do powiedzenia, że musiała coś z tym zrobić. Było to może oklepane, może patetyczne, ale kiedy pożyczała od Benjamina kamerę, nie myślała tak o tym. Umalowała się, ustawiła ją na stole i usiadła przy nim, zastanawiając się nad tym, jak to wszystko wyjdzie. Kliknęła nagrywanie i westchnęła cichutko.
- Cześć Jona - przywitała się, czuję delikatne spięcie, które odreagowała cichym parsknięciem. - Sądziłam, że będzie to łatwiejsze, pewnie gdybyś był na moim miejscu lepiej byś to zaplanował, ale na całe szczęście nie jesteś - żartowała dalej, czując, jak coś ściska ją z bólu w okolicach brzucha i przełyku. - Pożyczyłam kamerę od Benjamina, ale nie bądź na niego zły, o niczym nie wiedział, poza tym teraz będziesz potrzebował wsparcia bliskich, jego i Waltera, błagam, nie zamykaj się w domu sam, bo... bo skoro to oglądasz, to znaczy, że mnie już tam nie ma - wypowiedziała to w końcu i na moment zaciął jej się głos. Miała właśnie kontynuować, kiedy nagle otworzyły się drzwi wejściowe, a w nich stanął Jonathan. Oczywiście Mari natychmiast się poderwała z miejsca, przerażona jego obecnością.
- Jona? Miałeś wrócić później - przypomniała, pochylając się w pośpiechu nad stołem, aby wyłączyć kamerę. Nie wiedziała do końca, jak powinna się zachować. Nie tak to sobie wymyśliła, a obecność blondyna mocno nie była jej na rękę, z wiadomych przyczyn. Czuła się zawstydzona, ale liczyła, że wyjdzie z tego z twarzą, więc po prostu zabrała urządzenie i opuściła dłoń wzdłuż ciała, by ukryć je za blatem stołu. - Jak było w pracy? - rzuciła więc lekko, chcąc nadać jakiś neutralny temat rozmowie.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Dawno życie nie było dla Jonathana tak trudne jak w ostatnich dniach. Oczekiwanie na wyniki biopsji jawiły się w myślach Jony niczym najgorsze tortury. Oczywiście starał się nie popadać w skrajny negatywizm, a trzeba przyznać, że zwykle miał ku temu skłonności. Jednak odkąd w jego życiu pojawiła się Chambers, Wainwright stawiał bardziej na racjonalizm, a przynajmniej w stosunku do jej osoby. Najzwyczajniej w świecie nie umiał myśleć o czymkolwiek związanym z Marienne w negatywny sposób, wiedząc doskonale, że to by go zniszczyło. Czuł jednak, że grunt powoli osuwa się spod jego stóp. Rozmawiał o tym z Leah, ale kilka słów wsparcia, które chociaż bardzo cenił, niestety nie ukoiły jego myśli na długo. I chociaż nie lubi obarczać brata swoimi problemami, tym razem potrzebował jego obecności. Cieszył się więc na wieczorną partię tenisa, którą mieli rozegrać. Pewnie zakończyłaby się ona dość pokrzepiającą rozmową, ale po powrocie do domu, Jonę czekała o wiele poważniejsza rozmowa i spotkanie z bratem musiało poczekać.
- Tak, ale umówiłem się z Walterem na wieczór, więc odwołałem ostatnie spotkanie z dzisiaj - wytłumaczył się, chociaż wcale nie potrzebował. Marysia nigdy nie kontrolowała jego pracy, ani nie pytała co dokładnie się działo, o ile nie czuła, że jakaś zawodowa kwestia dręczy Jonathana. Wainwright z początku nie podejrzewał, że mógł swoim niespodziewanym powrotem do domu przerwać Marysi nagrywania czegoś, czego nigdy w życiu nie chciałby obejrzeć. Jednakże osobliwe zachowanie rudzielca i jej nerwowe ruchy sprawiły, że Jona zaczął baczniej się jej przyglądać. - Standardowo. Nie działo się nic, co mogłoby ciebie zaciekawić - mruknął podchodząc bliżej, po tym jak odłożył na bok aktówkę i marynarkę. Jego wzrok skupił się na urządzeniu, które Chambers ewidentnie chciała przed nim ukryć, a które według Jony wyglądało na kamerę. - A tobie jak minął dzień? Co robiłaś? - Zapytał nadal się zbliżając. Miał wrażenie, że Marysia zachowuje się osobliwie. Trochę jakby była przestraszona i zdenerwowana, jakby próbowała przed nim uciec. - Wyglądasz na zdenerwowaną... Coś się stało? - Dodał zaraz widząc jak klatka piersiowa Chambers unosi się szybko w nierównym oddechu. - I co trzymasz za plecami, Mari? - rzucił na sam koniec, bo przecież nie był ślepy, a obydwoje nie byli dziećmi. Ewidentnie coś było na rzeczy, a skoro Chambers zachowywała się tak specyficznie zapewne prawda wcale nie miała się Jonie przypodobać.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Powrót Jonathana był czymś, czego nie mogła przewidzieć, a jednocześnie ze swoim pechem może powinna była? Nigdy nie należała do najlepszych kłamców, ukrywanie czegokolwiek przychodziło jej z trudem i chociażby przez to dość ciekawym był fakt, że pracowała w kancelarii. Ostatnio z resztą mówiła Benjaminowi, że jest transparentna i teraz cóż, mocno żałowała, że nie ma w niej pierwiastka podstępnego adwokata, tylko na rozbrajająca szczerość.
Nigdy nie wypytywała Jonathana o przesadne szczegóły, a poza jednym przykrym incydentem z przeszłości, kiedy właściwie nie byli jeszcze nawet parą, nie wątpiła w to, że mógłby ją z kimś zdradzać. Słowem, nie monitorowała go i nie rozliczała z czasu, którego nie spędzał z nią. Tym razem też nie planowała, ale coś powiedzieć trzeba było, aby nie pozwolić ciszy rozgościć się między nimi, tworząc tym samym idealne podłoże do ewentualnych wątpliwości blondyna.
- O miło, co będziecie robić? - wciąż stawiała na pytania, trzymając za plecami kamerę i jednocześnie... zła była na siebie za ten durny odruch ukrywania czegokolwiek. Widziała przecież, jak wzrok Wainwrighta podążał w tamtym kierunku. - W zasadzie to na niczym specjalnym, byłam na trochę w pracy - miała makijaż na sobie, ubrała się ładnie, więc chciała to od razu sprostować. Wzruszyła też ramionami, jakby miała podkreślić takim zagraniem, że ten dzień w niczym nie odbiegał od pozostałych. Same normalne akcje, nic podejrzanego. No, ale widziała, jak się zbliża, słyszała kolejne pytania i faktycznie te wywoływały tylko większy stres, który wpływał na jej samopoczucie. Jakby tego było mało, Jona bezpośrednio zapytał o ukrywany przedmiot i w tamtej chwili tylko cudem nie jęknęła.
- Zdenerwowaną? To ty z naszej dwójki lubisz się denerwować - parsknęła śmiechem i zaraz też wyciągnęła kamerę zza pleców, bo przecież musiała, ale nie planowała się do niczego przyznawać. - To? To kamera... chciałam pokręcić Gacusia - corgie akurat przydreptał bliżej, więc był wymówką, która nasunęła się samoistnie. Swoją wypowiedź wzbogaciła jaszcze o szeroki uśmiech i zaraz ruszyła do kuchni, niby po to, by napić się soku, ale chyba chciała po prostu zwiększyć nieco dystans między nią, a Jonathanem. Naturalnie nie chciała mówić mu prawdy, bo... bo chyba bała się jego reakcji i też jej samej z trudem przychodziły podobne tematy, nawet jeśli zwykle wierzyła, że może rozmawiać o wszystkim.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Naturalność i bezpośredniość dość mocno kojarzyły się Jonathanowi z Marysią. Przez ostatnie lata poznał ją na tyle, by wiedzieć kiedy coś w jej zachowaniu odbiega od normy. Wielokrotnie nie dawał nawet jej o tym znać, a doskonale zdawał sobie sprawę, że głupiutkie pytanka i nerwowy uśmieszek zamaskować miały to, że nim Jona pojawił się w pomieszczeniu, Maryśka delektowała się słodyczami, które przed nim ukrywała; albo robiła sobie głupie zdjęcia z Gacusiem, czy chichrała się do telefonu oglądając jakieś mało ambitne filmiki, które Wainwright uznały za totalną stratę czasu i ludzką głupotę. Ogólnie znał Marysię na tyle, by od razu wyczuć, że coś kombinuje, ale nie miał zielonego pojęcia co tym razem przyszło jej do głowy.
- Grać w tenisa - rzucił pod nosem, będąc bardziej skupionym na osobie Marysi niż własnych planach. - I jak było? - Oczywiście Jona w domyśle stawiał pytanie "I jak się czułaś, czy dałąś radę, czy serce ciebie nie bolało, czy na pewno musisz chodzić do pracy, skoro nie wiemy co z twoim zdrowiem się stanie za kilka tygodni".
Ostatecznie nie wytrzymał i wprost zapytał, czy coś się stało, bo zachowanie Marysi wydawało mu się podejrzane. Przedmiot jaki przed nim ukrywała także był dość zaskakujący, ale w pierwszej chwili Jona w życiu nie domyśliłby się co też kilka minut wcześniej Chamber chciała nagrać na kamerze.
- Nie lubię - zaprzeczył. - Reaguję złością, gdy doprowadzasz mnie do ostateczności - dodał niby żartem, ale była w tym spora doza prawdy, bo Jona starał się powściągać emocje póki mógł, ale często lekkomyślność i buńczuczność Marysi prowokowały go aż za bardzo. - Kamerą? - Mruknął zaskoczony, bo zwykle telefon wystarczył rudzielcowi do tego, aby coś tam sobie uwiecznić i męczyć wieczorami Jonę filmikami z Gacusiem starającym się przeciągnąć poduszkę po podłodze. Dla Marienne było to zabawne, a Jonathan burzył się o to, że kanapoa poduszka leży na panelach; zwykle tyle wychodziło z tych filmików.
W każdym razie Wainwright zaciekawiony autorskim dziełem Marysi, chciał dowiedzieć się o nim więcej. Tym bardziej, że ewidentnie Chambers też musiała odgrywać w nim rolę, bo odnosił wrażenie, ze siedząc za stołem w jadali chciała nagrać też siebie. Polazł więc za nią do kuchni, a że rudzielec akurat nalewał sobie soku, Jona nie myśląc o tym, że właśnie sięga po dowody "zbrodni" Chambers, chciał w ludzkim odruchu ciekawości po prostu zerknąć na kamerę.
- Nagrywasz jakieś sztuczki? Czy po prostu stoisz nad nim z kamerą i czekasz aż stanie z kojca, by położyć się kilka metrów obok na dywanie i spać dalej? - Zażartował sięgając po kamerę, by zaraz na niewielkim ekranie móc odtworzyć to co, Chambers zdążyła już nagrać.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Głównie przez to, że zwykle była naturalna i szczera, kłamstwo nie przychodziło jej zbyt łatwo. Gubiła się z wyssanych z palca historyjkach, szczególnie kiedy od początku do końca to ona je zmyślała, bo co innego, gdy działała z kimś w zmowie. Mimo wszystko wierzyła, że Jonathan łyknie ściemę, ale i tak była zestresowana jego niespodziewaną obecnością. W końcu zaplanowała sobie to wszystko inaczej i czuła nawet jakieś wewnętrzne zazenowanie tym, że nagrywanie nie wyszło.
- Uuu, w tenisa... Fajnie byłoby urodzić się takim bratem Wainwright - zażartowała, mając nadzieję, że temat spotkania z Walterem się utrzyma, a ten związany z kamerą odejdzie w niepamięć. Swoją drogą poczuła też autentyczne zainteresowanie, bo przecież nie tak dawno rozmawiała z Benem, który wspominał o bracie Jony i cóż, zastanawiała się co z tej ich wspólnej gry wyniknie. Może i Walter będzie chciał się zwierzyć? Nie miała pojęcia, ale sklamalaby mówiąc, że ta sprawa była jej obojętna, tylko, że też nie mogła za bardzo go maglować.
- Spoko, nic złego się nie działo, nie piłam kawy, nie jadłam żadnego ciasta, nie stałam zbyt długo, ani nie siedziałam bez ruchu, niczego nie nosiłam, nikt mnie nie zdenerwował, Ben mnie odwiózł, więc nie tłukłam się komunikacją miejską - wymieniała na palcach te czynniki, które zwykły przeszkadzać Jonie, a które ona znała już na pamięć. Inna sprawa, że nawet z tymi ograniczeniami coraz częściej nie czuła się najlepiej. - Iiii... Hmm, to chyba wszystko - podsumowała, bo wydawało jej się, że niczego nie ominęła. Przewróciła jeszcze oczami w ramach komentarza tego jego żarciku. Nie do końca się z nim zgadzała, ale niech już mu będzie.
- Ano, bardziej profesjonalnie - odpowiedziała nieszczególnie zadowolona z tego, że temat kamery ponownie się między nimi ukazał. Naprawdę musiała się napić, ale sądziła, że raczej Jona zignoruje swoje ewentualne wątpliwości, a już na pewno nie pomyślałaby, że zerknie na urządzenie, które musiała na moment odstawić. - Mówisz jakbyś na niego narzekał, jest stary i ma chore stawy. Powinieneś traktować go z szacunkiem - burknęła odwracając się, ale wtedy zamarła, widząc co Jonathan robi. Zadziałała impulsywnie, nie myśląc o tym wiele. Nawet nie była pewna, czy szklankę z sokiem odstawiła, czy może raczej upuściła na blat kuchenny. Po prostu rzuciła się na blondyna, by w jednej chwili wyrwać mu kamerę i odbiec kilka kroków, wyłączając ponownie urządzenie.
- Nie patrz! - wrzasnęła, a chociaż podjęty wysiłek nie należał do największych, to ten nagły zryw sprawił, że zakręciło jej się w głowie i musiała podeprzeć się stołu obok którego znów się znalazła. Nie wiedziała co ma powiedzieć, czy zrobić. W głowie miała totalną pustkę, teraz zauważyła rozlany na blacie sokz którego część oblała też jej koszule. Zamrugała kilkukrotnie, próbowała utrzymać niczym niezachwiany top. Najlepiej byłoby zwiać. - Pójdę się przebrać - to stanowiło całkiem niezłą wymówkę. Może nie najlepszą, ale całkiem niezłą. Przynajmniej w przeciwieństwie do całej reszty jej dzisiejszego przedstawienia z tą jedną kwestia nie była aż taka naciągana.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Jonathan nie pojął żartu Marianne, a więc skrzywił się lekko, po czym przytaknął. W końcu kochał swojego brata ponad wszystko, a nie mając pojęcia o tym jak wielkim kłamstwem i mistyfikacja było małżeństwo rodziców - żył w przekonaniu, że miał całkiem spore szczęście urodzić się w takiej rodzinie. Z drugiej zaś strony całe życie odnosił wrażenie, że czegoś brakowało mu w tym wszystkim do pełni szczęścia. Czegoś co odebrała im obłudna matka, egoistką i hedonistka o której błędach wiedział tylko ojciec i Walter, ukrywając wszystko przed Joną.
- Nauczylaś się tej litanii na pamięć, Mari - mruknął cicho, bo gdyby nie ta napięta atmosfera, zapewne znów odniósłby wrażenie, że doznaje dejavu. Poprzedniego dnia rudzielec poczęstował go podobną odpowiedzią i chociaż powinna ona cieszyć Jonę, ten wcale nie wyglądał na zadowolonego.
Mimo wszystko nie szukał dziury w całym, a wręcz przeciwnie dał się ponieść rozmowie i nic nie podejrzewając złapał za kamerę, a gdy tylko kilka słów powitania i twarz Marysi pojawiła się na niewielkim ekranie, dźwięk tłuczonego szkła rozbrzmiał w kuchni, a Chbers znalazła się przy Wainwrightcie wyrywając mu urządzenie z rąk.
Skołowany Jonathan dopiero po chwili zrozumiał, że właśnie był świadkiem czegoś kompletnie niezrozumiałego. Co gorsza film, który znajdował się na kamerze wcale nie zapowiadał się na serię zabawnych ujęć z Gacusiem w roli głównej.
-Stój! - Wainwright w przypływie emocji i nerwów uniósł głos. Nie umiał pojąć w pełni tego co zobaczył, ale też nie chciał wybuchać złością nim do końca nie był pewnym co też znów Mari strzeliło do głowy. - Co to ma być? Co to za film? - Zapytał ponownie dopadając rudzielca w drodze do sypialni. Rozlany sok i rozbite szkło nie miało teraz znaczenia, a całe szczęście przerażony Gacus ulotnił się w porę zaszywając na swojej poduszce ułożonej w biurze. - Daj - rozkazał, ale nie zamierzał czekać aż Marianne zrobi co powiedział. Sam wyrwał jej kamerę i ponownie ja włączył mogąc znów usłyszeć słaby głos Marysi.
Trudno znaleźć wyjaśnienie dla tego co nim kierowało. Powodów było milion, ale prawdopodobnie głównie strach i poczucie niesprawiedliwości pchnęło go do tego co zrobił. Szumiało mina uszach, a poziom adrenaliny zawyżył się niebezpiecznie w chwili, w której rzucił kamera przez pokój. Huk rozpadającego się plastiku zlał się z krzykiem Chambers, zapewne przerażonej.
-Nie wolno… Nie możesz nawet… Kurwa… - Jonathan był totalnie skołowany. Czuł się jak w potrzasku. W klatce z której nie było żadnego wyjścia i tylko siła mógł jakoś się wyswobodzić. - Nie umrzesz, rozumiesz? Nie możesz! - Wyrzucił wreszcie, a jego palce zacisnęły się na drobnych ramionach Marysi. - Nie pozwalam Ci tak myśleć, tak mówić… Nie pozwalam. Nie zostawisz mnie - dodał na sam koniec szukając w twarzy rudzielca zrozumienia dla tego co on czuł. Musiał mieć pewność, że ona pojmuje, że nie zrobi mi tego czego tak się bał. Oczywiście wiedział jaka okrutna mogłaby okazać się przyszłość, ale nie pozwalał sobie na tak przerażające myśli. Nie był w tamtej chwili lekarzem, był w swoim domu, miał przy sobie swoją kobietę i jak każdy partner, nie chciał i nie umiał słuchać o tym, aby zabrakło jej w jego życiu.


Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Wiedziała doskonale co by się stało, gdyby Jonathan zobaczył nagranie, a raczej była pewna, że by mu się to nie spodobało, bo konkretnej reakcji mężczyzny wcale nie chciała poznawać. Miała już dość trudnych rozmów i kłótni, szczególnie tych spowodowanych jej stanem zdrowia. Wainwright nie brał nawet pod uwagę tego, że Mari mogłaby po prostu umrzeć, ale ona bała się, że jeśli taki scenariusz się ziści, to ich ostatnie chwile wcale nie będą wyglądały dobrze, bo zamiast się cieszyć swoją bliskością, stale skakali sobie do gardeł.
- No to chyba lepiej tak, niż jakbym miała o niej nie pamiętać - przewróciła oczami i wyszczerzyła się w łobuzerskim uśmiechu, chociaż po prawdzie nadal była mocno zestresowana. Faktycznie znała to już na pamięć, ale dzięki temu szło szybciej, niż jakby Jona sam miał o wszystko z tej listy wypytywać. Nie lubiła tej części dnia, a stało się to ich swoistą rutyną, w której siłą rzeczy czuła się jak pacjentka na wywiadzie lekarskim.
Na wybuch gniewu nie musiała długo czekać i aż pisnęła przez to nieoczekiwane krzyknięcie, ale wcale nie zamierzała się z miejsca zatrzymywać. Jeszcze w głowie szukała jakiegoś planu, który pomógłby im uciec od niewygodnej rozmowy, jeszcze łudziła się, że jakoś to będzie, gdy palce zaciskała na kamerze, ale ta szybko została jej zabrana. Poczuła się zażenowana, bo nie powinien oglądać tego przy niej, nie tak miało się to odbywać.
- Jonathan! Nie patrz na to! - tym razem to ona warknęła, nie wiedząc, czy bardziej jest zła czy zawstydzona. Nagranie było dla niego, owszem, ale było też czymś niesamowicie intymnym i wizja tego, że będzie to oglądał, gdy jej już nie będzie, była na swój sposób kusząca. Nie będzie już mogła spalić się ze wstydu, ale w obecnej sytuacji wyglądało to całkiem inaczej. Miała ochotę wyrwać mu urządzenie, ale nim to zrobiła, Wainwright cisnął nim przez pokój, a ona podskoczyła przerażona. Strach co prawda szybko ustąpił złości i adrenalinie, ale serce nadal waliło jej jak młotem, gdy patrzyła to na blondyna, to na kawałki urządzenia i ubity ze ściany tynk. - Co to miało być?! To nie moja kamera! - słowa te były tak bardzo trafne i jednocześnie tak absurdalne w obecnej sytuacji, że sama nie była już pewna, czy wypowiedziała je na głos. Nie wiedziała nawet na czym zawiesić ma spojrzenie, ale kiedy głos Jonathana ponownie przeciął ciszę, naturalnie przykuł tym jej uwagę. Zachłysnęła się powietrzem, kiedy ją złapał i odruchowo chciała zacząć ciskać jakimiś słowami, wykłócać się, awanturować, ale kiedy docierał do niej sens tego, co mówił... była zagubiona, jak nigdy wcześniej.
- Jonathan - odezwała się w końcu i głos jej wydawał się tak spokojny, że dla niej samej brzmiał wręcz obco. Co miała mu powiedzieć? Zgodzić się z nim? Przecież to zwykle on był tym rozsądnym, ta nagła zamiana miejsc wcale jej nie odpowiadała, ale nie było wyboru. - Dobrze wiesz, że to nie ode mnie zależy - słowa tak boleśnie prawdziwe, że dla niej samej stanowiły niemałe wyzwanie. Mimo że trzymał ją za ramiona, uniosła dłonie by złapać w nie jego twarz, potrzeć kciukami nieco szorstkie od zarostu poliki. - Gdyby chodziło tylko o to co myślę, byłabym zdrowa... pamiętasz? Zawsze mówiłam, że jestem i doprowadzałam ciebie tym do szału - spróbowała zażartować, chociaż i jej serce się teraz krajało. - Nie możesz się tak zachowywać... Muszę wiedzieć, że w razie czego będziesz gotowy - westchnęła i na moment przymknęła oczy. Pokręciła głową na boki, zaśmiała się ponuro, ale jednak zaśmiała. - A ty spieprzyłeś mi nagranie - naprawdę chciała, by się do niej dołączył w tym ponurym żarcie, by razem sobie dowcipkowali z tego widma śmierci, które tak bardzo ich przerażało. Ją samą wcale nie mniej, niż jego, do tego stopnia, że bała się pozwolić sobie na ten strach, bo miała wrażenie, że wówczas będzie tak, jakby już umarła i nie miała czego ratować.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Zaciskał palce na drobnych ramionach Marienne, a jego wzrok spoczywał na rozbitej kamerze. Jonathan czuł jak odpływa; miał wrażenie, że otoczenie się zmienia, że on sam nie jest we własnym mieszkaniu, a gdzieś daleko na pustyni. Uczucia strachu, bezsilności i paniki wzbierały na sile i tylko głos Mari sprawiał, że Jona resztkami sił trzymał się rzeczywistości. Możliwe, że gdyby nie jej spokojna reakcja, cichy tembr głosu i czuły dotyk, Wainwright straciłby kompletnie panowanie nad sobą i musiał przyznać, że miesiące terapii poszły na marne, a dawne problemy powróciły wraz z chwilą, w której ponownie postawiony został pod ścianą.
-Gotowy? - Mimo okropnego stanu w jakim był, słysząc słowa Marysi, Jona nie umiał powstrzymać cichego parsknięcia. Jednak daleko było tej reakcji do jakiejkolwiek formy rozbawienia, była wręcz przesadnie nacechowana smutkiem i bezsilnością zawartą w tej cynicznej formie. - Nigdy nie będę na to gotowym - dodał po chwili milczenia. - Więc nie wolno ci mnie zostawić, rozumiesz? - Odetchnął przyciągając Marysię bliżej i opierając swoje czoło o to należące do niej. - Wiem, że nie będzie łatwo, ale damy radę, a tobie... Tobie nie wolno myśleć, że będzie inaczej. Masz walczyć, czekać na diagnozy i na litość boską nigdy nie nagrywać takich głupot! - Uniósł się delikatnie, ale zaraz potem ponownie znalazł ukojenie w bliskości Chambers. Starał się skupić na zapachu jej włosów, cieple dłoni i cichym, nierównym oddechu, który przerażał go i cieszył, bo póki był - póty było dobrze. - Dlatego zawsze rozważnie dzieliłem się z tobą informacjami na temat twojego zdrowia. Wiedziałem, że jakiekolwiek prognozowanie, a już w szczególności to złe, będzie niosło za sobą konsekwencje, na które ani ty, ani ja nie będziemy gotowi - przyznał zgodnie z tym, co czuł i myślał w zasadzie od początku ich znajomości. Marysia nie była standardowym pacjentem, któremu mówiło się najgorsze, a potem dodawało frezę o tym, że trzeba być dobrej myśli, z nadzieją, że Chambers to pojmie. Jej fobia i strach przed szpitalami i lekarzami była zbyt wielka, aby postępować standardowo, z drugiej strony Jona za wszelką cenę starał się zachować profesjonalizm i udawało mu się to, aż do momentu, w którym obydwoje nie stanęli na krawędzi. Wainwright czuł, że musi zabrać z niej Marienne, ale przy tym sam z trudem się cofał.
- To byłby bardzo kiepski film - burknął, ostatecznie poddając się próbą Marysi, bo czuł, że on także potrzebuje pomocy, mimo iż uważał, że to on pomagał jej. - Odkupią Benowi kamerę - dodał zaraz, bo było to oczywistym posunięciem. Z drugiej strony zaczął się zastanawiać nad tym czy Marysia powie adwokatowi prawdę, czy skłamie. Jona wcale nie chciał, aby ktokolwiek wiedział o tym jak ciężko przychodzi mu mierzenie się z sytuacją w jakiej znaleźli się z Marysią, a z drugiej strony cieszył się, że Chambers miała kogoś, kto pomoże jej poradzić sobie z tym wszystkim.
- Przepraszam.... - Wyszeptał po chwili. Emocje powoli się w nim wyciszały, a Jona zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, co zrobił, co powiedział i jak mocno mogło to wpłynąć na Marienne. Żal do samego siebie i wstyd zajęły miejsce złości i bezbronności. - Nie powinienem tak reagować... Straszyć cię i... - Zerknął raz jeszcze na rozbitą kamerę. - Posprzątam, a ty powinnaś się położyć. Masz przyspieszone tętno i nierówny oddech - dodał zasłaniając się maską lekarza, bo od dawna była to dla niego najlepsza droga ucieczki, gdy nie radził sobie z innymi problemami.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Była tym wszystkim przerażona i chyba nawet nie wiedziała czym najbardziej - swoim stanem, stanem Jonatana, czy samym faktem, że widział to nieszczęsne nagranie, które miało pozostać tajemnicą do ewentualnych ostatnich chwil. Póki co jednak skupiona była na tym, aby uspokoić Jonę na tyle, aby ten już nie chciał niczego zniszczyć czy się awanturować. Rozsądnie, co nie było jej mocną stroną, doszła do wniosku, że nie ma siły na kłótnię. Była zmęczona tym dniem, a teraz jeszcze podenerwowana na tyle, by serce waliło jej o żebra wywołując niemały dyskomfort. Przy okazji to samo serce krajało jej się w chwili, w której musiała słuchać tych rozpaczliwych słów, jakich nigdy nie chciała doświadczyć. Jonathan nie był ideałem, każdy o tym wiedział, tak samo, jak ona nim nie była. Nie można mu jednak było zarzucić tego, aby był człowiekiem słabym lub tchórzliwym, ale teraz... teraz zdawał się być wręcz bezbronny, przerażony, zagubiony i to wszystko przez nią. Poczucie winy zdawało się ją wręcz zgniatać.
- Staram się, ale... Jona, jestem optymistką, a ty realistą, kiedy wymieniliśmy się rolami? - mruknęła, ale też się w niego wtuliła, gdy już ją do siebie przyciągnął. Nie wiedziała kto teraz bardziej potrzebował obecności i bliskości tego drugiego, ale nie dbała o to. - No, ale musiałeś mi powiedzieć. Wiesz... zauważyłabym, gdybyś próbował wyciąć mi serce i wstawić nowe - znów sięgnęła po głupi żarcik, marząc o tym by oczyścić i rozładować atmosferę. Nie była dobra w takie ciężkie rozmowy, poza tym nadal walczyła o to, by samej się nie załamać. Póki co jeszcze jej to wychodziło, ale te pokłady też nie były nieskończone, nawet jeśli zdążyła już wszystkich przyzwyczaić do tego, że rozpacz nie jest w jej stylu. Uśmiechnęła się więc, gdy skomentował film i nie brzmiał już aż tak źle.
- Początek może kiepski, ale jak wjeżdża fabuła, to się rozkręcał - dodała więc po swojemu i odruchowo spojrzała na szczątki urządzenia, jedynie kiwając głową, bo jednak... należało odkupić cudzą własność. Sama w tamtej chwili w ogóle nie myślała o tym, co powie szefowi. Głównie przez to, że nie czuła się najlepiej, co z kolei miało nie umknąć Wainwrightowi, gotowemu podzielić zadania, a raczej ją oddelegować do odpoczynku. Mimo, że naprawdę go potrzebowała nie potrafiła tak po prostu wykonać tej sugestii. - Hej - zatrzymała go, ponownie kładąc dłonie na jego twarzy. Oczy miała lekko przymknięte, bo opadały na nie powieki, zdradzając zmęczenie, ale poza tym starała się nic złego po sobie nie pokazywać. - Nie straszysz mnie! - zaoponowała. - Wkurzasz tak... oj, nawet nie wiesz, jak mnie wkurzasz - uśmiechnęła się, kręcąc głową na boki. - Ale straszysz? Za cienki bolek na to jesteś, u siebie na wiosce takich jak ty nabijałam na widły - wyszczerzyła się głupio, bo chociaż doceniała jego przeprosiny, nie chciała, aby czuł się winny. Nie przez to, że nie radził sobie z jej chorobą, bo ona sama też wcale z nią sobie nie radziła.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Tak szybko jak podzielił się z Marienne swoimi obawami, tak szybko tego pożałował. Działając impulsywnie i nie przemyślanie kompletnie nie przejmował się konsekwencjami. I nie chodziło mi tylko o to, co powiedziała Marysia i jak zareagowała, ale to co przyjdzie z czasem. W głowie rudzielca mogło siedzieć w zasadzie wszystko i Wainwright zaczął obawiać się, że Chambers z obawy przed jego kolejnym załamaniem będzie gotowa zatajać przed nim pewne istotne fakty. I oczywiście Jona znał jej sztuczki i potrafił ja rozszyfrować, ale Marienne była cwana i nieprzenikniona tak w gruncie rzeczy.
- Nie jesteś realistka, a panikarą... Nie powinnaś nigdy nagrywać takich filmów - burkan chociaż w zasadzie nie umiał niezgodzie się z jej słowami. To drażniło go jeszcze bardziej dlatego chciał zmienić temat czym prędzej. Nie było to jednak wcale takie proste, bo nadal znajdowali się w centrum tej całej katastrofy .
Dobrze jednak, że i Marysia myślała o tym, aby jakoś zakończyć tę sytuację i nie roztrząsać tego co się stało. Chociaż w istocie pewne fakty miały już z nimi zostać na zawsze , a inne szczegóły przypominać o tym głupim pomysłem Marienne i nerwowym zachowaniu Jony. Chociażby kamera, która Jonathan będzie musiał odkupić i zapewne z niemałym zażenowaniem oddać Benowi. Tyle dobrego, że adwokat przyjaźnił się z Marienne, a więc może chociaż rudzielec jakoś usprawiedliwi ten nierozsądny wybuch Kony w oczach swojego przyjaciela.
- Ehh... Chciałbym wierzyć w twoje słowa, słońce - westchnął, ale zaraz po tych słowach przyciągnął do siebie Marysię, bo faktycznie pomogły mu one nieco wyciszyć myśli. Poza tym Chambers miała niesamowity talent do okielznywania Jony i kiedy on czuł, że byle pierdoła może doprowadzić go do białej gorączki, Marysia sprawnie wyciszała nadchodzącą burze. To znaczy przeważnie ja wyciszała, bo miała równie wielki talent do rozpatrywania piekła jak i do jego gaszenia.

[Koniec] <3
ODPOWIEDZ