Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Wiesz, że możesz być zazdrosna tylko o moje psy. – Bo te Eve kochała ponad życie. Były jej rodziną, kompanami i powiernikami wszystkich smutków. To im zaufała w pełni, to o nie dbała i ze wzajemnością. Więź z nimi była dla niej bardzo ważna i gdyby kiedyś Blackwell kazała jej wybierać między sobą a psami to.. cóż, Paxton nigdy nie pozbyłaby się Jello ani Apolla. – Ale znowu przyszło mi pracować sierżantem Walkerem, który ciągle zaskakuje mnie szowinistycznymi tekstami na podryw. – Z niedowierzaniem pokręciła głową. – Przynajmniej jego ekipa jest w porządku. Bez nich możliwe, że NIECHCĄCY uderzyłabym go z łokcia w twarz. – Prychnęła, bo nadal nie wierzyła w tego faceta. Niby spotkała się już z takim zachowaniem, ale miało ono granice albo było nieco tłumione, kiedy kolejny raz zwracano komuś uwagę. W przypadku Walkera to nie miało końca. Nie rozumiała takich ludzi; nic do nich nie docierało. Tak, jakby rozmawiało się ze ścianą.
- Za to Eloise zna wszystkich. – Możliwe, że obserwowała ich ze swego okna. A przypominając sobie o kobiecie Eve zerknęła do lodówki szukając czegoś, co kobieta mogła upichcić dla Gin, która na pewno się podzieli (podzieli, prawda?).
Zaryzykowała nie do końca pewna co robi i czy to był dobry moment. Brała jednak pod uwagę to, że jako dojrzała osoba w równie dojrzałym związku, powinna zaproponować coś takiego. Kimże by była, gdyby nie rozważała wspólnego mieszkania? Kimś, to nie myśli o przyszłości a taka osoba, cóż.. nie była idealna. A Eve chciała nią być, jednocześnie do końca nie wiedząc co to oznaczało.
- Tak, wiem. Farma to ostatnie miejsce, w którym byś zamieszkała. – Dobrze o tym wiedziała, a jednak w tej chwili miała tylko/albo aż tyle do zaoferowania. – Nie ważne. Zapomnij. – Pokręciła głową, wypiła wodę do końca i dopiero wtedy odwróciła się przodem do salonu i również Gin, która zaczęła się zbliżać. Z początku podejrzewała, że będzie wpierdol. Nie miała pojęcia czemu, ale całe szczęście się pomyliła.
Uśmiechnęła się delikatnie acz wciąż smutno, bo była zawiedziona samą sobą i zbyt długim językiem (bo palnęła coś bez przemyślenia).
- Na farmie prowadzę ośrodek. Czuje się pewniej, kiedy tam jestem. – To był jej dom oraz praca. Pilnowała dobytku, na który sama zapracowała i zbudowała. Nie wyobrażała sobie sprzedanie tego wszystkie i podobnie jak Gin (gdyby jednak nie sprzedała farmy) to miałaby daleko do pracy. – Nie wiem, czemu o to zapytałam. Po prostu czasami, jak nie jesteśmy razem to chciałabym to zmienić, ale.. – Najwyraźniej nie mogły albo było jeszcze za wcześnie aby znaleźć jakieś rozsądne rozwiązanie. – Kwiaty zwiędną – zmieniła temat chcąc zapomnieć o swojej wpadce i pomimo bliskości przeszła w stronę kupionego bukietu, na który zaraz zaczęła szukać odpowiedniego wazonu albo chociaż słoika, do którego mogłaby nalać wody.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Pieski mi nie przeszkadzają – ona sama je lubiła i wiedziała, że w większości przypadków zwierzęta są fajniejsze niż ludzie i gdyby miała wybrać między sobą, a pieskami to też wybrałaby psy i wcale, by się Eve nie dziwiła. Dla Gin to było jak najbardziej normalne i nie wpadłaby na tak głupi pomysł żeby kazać Eve jakkolwiek wybierać. Sądziła, że jakieś dziwne ultimatum, nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem w związku. Poza tym chciała, żeby Paxton była szczęśliwa, a widziała ile radości dają jej psy. – Jezu jak ja nienawidze takich ludzi – wywróciła oczami – powinnaś mu przywalić tak dla zasady wiesz? – Zaproponowała wzruszając lekko ramionami, bo na bank każdy normalny człowiek, by uważał, że sobie facet na coś takiego zasłużył. – Mam nadzieję, że Cię nie uraził jakoś mocno, bo inaczej będę musiała tam pojechać i sama załatwić sprawę, a nie wiem czy chcesz zobaczyć jak będe się bić z sierżantem na gołe klaty – ona sowja klate miała bardzo ładną, ale nie była pewna czy widok faceta wszystkiego, by nie obrzydził.
- Eve... – jęknęła, bo nie chciała jej urazić czy coś w tym stylu! Nie była fanką tamtych terenów, lubiła farmę Paxton, bo było tam miło, ale gdyby miała codziennie iść taki kawał do pracy to byłoby to dla Blackwell niesamowicie uciążliwe. – Przepraszam, naprawdę – mrukneła idąc za nią, bo nie chciałaby żeby zrobiło się jej przykro. Chciała zaproponować jakies wyjście z sytuacji, znaleźć złoty środek, który byłby w stanie zadowolić obie. – To może spróbujemy na razie tak z doskoku co? W sensie, zostanę u Ciebie na tydzień albo dwa i zobaczymy czy się nie pozabijamy i jakby to wszystko miało wyglądać... co Ty na to? – Zapytała wpatrując się w oczy swojej ukochanej, a później westchnęła, gdy kobieta zaczęła szukać wazonu na kwiaty. – Eve, myślę o tym naprawde bardzo poważnie. O Tobie, o nas, o mieszkaniu, chcę żebyś o tym wiedziała – bo teraz trochę obawiała się, że przez jej wcześniejsze zachowanie kobieta mogłaby wyciągnąć jakieś złe wnioski. – Wsadź te kwiaty tu – powiedziała ściagając z szafki w kuchni wielki kufel do piwa. Takich kradzionych z baru przemdiotów Blackwell miała naprawdę bardzo dużo. – Co powiesz na jakiś relaks? Wybierz coś do oglądania na Netflixie, a ja ogarnę jedzenie? Może Ci zrobię masaż żebyś się trochę wyluzowała po pracy? – Chciała aby obie miło spędziły ten wieczór w swoim towarzystwie, szczególnie, że Ginevra bardzo mocno się za Eve stęskniła i potrzebowała jej obok.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Nie przepraszaj. Głupio z tym wypaliłam. Nawet nie pomyślałam, chociaż wiem, że farma to nie twoje ulubione miejsce. – Pośpieszyła się. Powiedziała to co jej się nawinęło na język i trochę tego pożałowała, bo przecież z tyłu swej głowy znała odpowiedź. O co w tym wszystkim chodziło? Naprawdę starała się być idealną chcąc zrobić w ich relacji krok do przodu czy jednak podświadomie niszczyła ich związek?
Pokiwała głową na boki wyrzucając z głowy te głupie myśli. Jasne, że nie chciała zniszczyć ich związku. Dawno nie czuła się kochana i spieprzenie tego byłoby strasznie głupie (wbij to sobie do głowy, Eve).
- Nie chcę cię zmuszać. – Gin było głupio za jej reakcję a Eve czuła się głupsza przez to, że nie pomyślała o możliwej odpowiedzi. Znała ją. Wiedziała jakie Blackwell miała podejście do farm, a jednak jak debil zadała to pytanie. - Wiem, ale.. – Znów przerwała tym razem w celu odebrania kufla, do którego nalała wody z kranu. – ..wszystko w swoim czasie. – Znów westchnęła rozumiejąc, że źle na to wszystko reaguje. Wstawiła więc kwiaty do wody i spojrzała na Gin. – Ja też myślę o tobie poważnie – wyznała, co by nie zostać bierną. Tą, która zbyt przeżywa swą głupotę (chociaż miała powód, bo wręcz panikowała na samą myśl o kolejnej stracie kogoś bliskiego). – I wiem, że na wszystko musi przyjść czas a ja.. po prostu nie przemyślałam pytania, chociaż od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym, jakby to było. – Przyznała się do czegoś, o czym wcześniej nie mówiła na głos. Nie chciała wywierać na Blackwell presji, która mogłaby sprawić, że ta zechce uciec. Teraz jednak, gdy stała się taka super idealna, chciała pójść o krok dalej i nieco przesadziła. Powinna ostać przy kwiatach i innych prezentach. Później się pomyśli. – Jeżeli to ci odpowiada, możemy spróbować zamieszkać razem przez tydzień. – Przystała na jej propozycję, chociaż obawiała się, że jej dom nie będzie pasować Gin. Że kobieta nie polubi tej przestrzeni oraz czasu jaki musiałaby spędzić, żeby dotrzeć do centrum. To było odludzie a Blackwell należała do duszy towarzystwa, która potrzebowała mieć wokół siebie ludzi i imprezy pod ręką (popraw mnie, jeżeli się mylę).
Jeszcze chwilę wpatrywała się w kobietę nie mając pojęcia, jakim cudem ją poderwała. Że się jej udało, chociaż była kobietą po trzydziestce, która co najwyżej w snach mogła marzyć o poderwaniu dwudziestoparolatki. Nie żeby kiedykolwiek planowała. To po prostu się stało i wcale nie żałowała, chociaż czasami zastanawiała się, czy nie była za stara dla Blackwell, która wciąż miała przed sobą kilka świetnych lat życia (bo po 20-stce człowiek jest tylko głupi a po 30-stce jest głupi i zaczyna się sypać).
- Czym sobie na ciebie zasłużyłam, co? – zapytała z delikatnym uśmiechem i niespodziewanie zamknęła Gin w objęciach. Pochyliła głowę i schowała twarz w jej włosach. Z początku miał to być prosty gest, ale gdy tylko poczuła ciepło drugiego ciała i nieco rozluźniła własne mięsnie, poczuła jak wszystko z niej odchodzi. Jak to co szczelnie zamyka ukradkiem zaczyna się otwierać i ledwie sekundy dzieliły ją od rozpłakania się.
- Kocham cię, wiesz? – szepnęła zamiast tego i zaraz się wyprostowała. – Na tyle mocno, żeby nie pozwolić ci przeciążać obolałego kolana. – Niech Gin nie myśli, że Eve tak łatwo zapomniała o tej wzmiance i choć masaż robiło się rękoma, to kto wie do jakich pozycji je to doprowadzi. – Ale skuszę się na Netflixa i może na chińczyka? – zaproponowała w kwestii jedzenia chyba, że w lodówce stało coś od Eloise. Jej dań nigdy nie odmówi. - A jutro zobaczę, co to za sąsiedzi się wprowadzili. Bo jak się okaże, że to cała drużyna koszykarska, to z miejsca zbieram cię do siebie. - Bez żadnej tygodniowej próby. - Słyszałaś, że rozmiar buta odpowiada rozmiarowi "kuśki"? - Widząc stopy koszykarzy wolałaby nie wiedzieć co mieli w spodniach. Nie żeby coś, ale strach się bać, a raczej strach zostawiać w ich towarzystwie swoją dziewczynę.
Oczywiście to wszystko były tylko żarty. Korzystała z sytuacji, żeby podkreślić, że wciąż zabiegała o Gin, bywała o nią zazdrosna i zabłysnęła wiedzą na temat męskiej anatomii. Inteligenta, zaangażowana i zabawna. A to wszystko posypane słodkim uśmiechem i jeszcze słodszym buziakiem, który podarowała na sam koniec.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Moje ulubione miejsce to takie, w którym jesteśmy razem - powiedziała, a później trochę się skrzywiła. - Ughhh strasznie ckliwie mi to wyszło - dodała, bo tak czuła, że mogła trochę przesadzić. Nie mogła przecież być za słodka, to nie leżało z jej naturą! - Mam nadzieję, że nie dostaniesz przeze mnie cukrzycy - dodała tym razem już z lekkim rozbawieniem. Kochała ją, chciała z nią być i spędzać każdą, wolną chwilę, ale farma była tak cholernie daleko. Z drugiej strony planowała spędzić z Eve resztę swojego życia, bo tak poważnie o niej myślała, natomiast pracować w barze aż tak długo nie zamierzała. Może to był ten moment, w którym powinna mocno zastanowić się nad dalszą ścieżką swojej kariery. - Do niczego mnie nie zmuszasz - pokręciła głową, bo nigdy nie czuła tego w ten sposób. Chciała spróbować, kto wie, może mieszkanie na farmie okaże sie całkiem fajne? Nie dowie się nigdy jeżeli nie spróbuje. - To będzie szalony tydzień - tego była w stu procentach pewna. Chciała być otwarta na możliwość wspólnego mieszkania, nawet jeżeli nie miałoby ono być gdzieś w centrum, do którego Blackwell była przyzwyczajona. Oj tak, Gin zdecydowanie była duszą towarzystwa, a impreza to jej drugie imię. Lubiła się bawić, uwielbiała tańczyć i pokazywać swoje umiejętności na parkiecie, ale to co kochała najbardziej było właśnie obok niej, teraz, w domu. Niczego więcej jej nie było potrzeba, a na każdej imprezie bawiłaby się o wiele lepiej mając przy sobie Eve.
- Nie mam bladego pojęcia, musiałaś sie naprawdę sporo modlić, że Ci zesłali takiego anioła - zaśmiała się pod nosem kręcąc lekko głową, a później objęła kobietę przytulając ją do siebie bardzo mocno. Potrzebowała tej chwili bliskości, chociaż nie... potrzebowała o wiele więcej. Może rzeczywiście dobrze im zrobi wspólne mieszkanie i sprawdzą, czy na dłuższą metę się nie pozabijają.
- Oj to naprawdę spora miłość - uśmiechnęła się kładąc dłoń na policzku dziewczyny i przysunęła się do niej, by pocałować ją długo i namiętnie. Doceniała jej starania cholernie mocno. Nie było osoby, która się o nią troszczyła tak jak Eve. Dopiero późnij wybuchła śmiechem słysząc słowa kobiety. - Jak zamieszkała tu drużyna koszykarska, to sama się stąd zabieram, pewnie będzie śmierdziało potem na klatce - machnęła ręką, bo co za dużo testosteronu to nie zdrowo! - Co? Ahahahah - zaśmiała się. - Myślisz, że to prawda? Czyli spotykałam się ze wszystkimi facetami o małych stopach - zażartowała sobie i pokręciła głową. - Dobra kładź się i włącz coś, przyniosę to jedzenie - bo oczywiście, że miała żarcie od Eloise i po chwili wróciła z talerzem pełnym sałatki. - Proszę niech pójdzie w cycki - rzuciła, gdy już usiadła obok Eve i zaczęła jeść swoją porcję. Nie żeby miała małe piersi, ale zawsze mogły być lepsze! - Oglądamy Drag Race? - Zapytała, bo to był jeden z jej ulubionych programów! Były śmiechy, dramaty, płacz, szejdy. Wszystko co trzeba!

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Może coś w tym być, ale zastanawia mnie, czy chodzi o rozmiar w zwodzie czy na luźno. – Zaczęła dumać, jakby fakty dotyczące męskiej anatomii były najważniejsze na świecie. Mimo wszystko Paxton lubiła tego typu rozkminy. Niekoniecznie o fallicznych członkach, ale ogólnie o życiu i świecie. Zadawała pytania, które mogły brzmieć na nietypowe i interesowała się mało istotnymi rzeczami, które podczas rozmowy mogły być interesującymi ciekawostkami. A miała ich parę, bo rozwiązując krzyżówki można się co nieco dowiedzieć o świecie.
Uśmiechnęła się słysząc wytyczne i bez żadnego „ale” zgarnęła szklankę, butelkę wody i ruszyła w stronę sypialni Gin. Mogły obejrzeć program na kanapie, ale sen mógł zmóc Eve w każdym momencie a nie chciała być pierwszym co zobaczą współlokatorzy Blackwell. O wiele swobodniej będzie czuć się w sypialni z laptopem na łóżku (albo telewizorem, o ile takowy kobieta miała w pokoju).
- Hej, twoje cycki są w porządku – jęknęła w obronie piersi swojej dziewczyny. – Lepiej ich nie obrażaj, bo rzucą fochem i podczas okresu będą boleć bardziej niż zwykle. – Groźba godna gangstera, ale nikt nie miał prawa krytykować piersi Gin; nawet ona sama. Paxton będzie ich bronić tak samo, jak każdej innej części ciała kobiety.
- Na którym już jesteś sezonie? – dopytała w kwestii programu, na który się zgodziła. Lubiła go. Nie była aż tak wielką fanką jak Gin, ale miała swoje ulubione momenty i wcale nie zamierzała się obrażać za to, że Blackwell obejrzała część odcinków bez niej. – Ale jeżeli był epizod ze „Snatch Game”, to musimy do niego wrócić. – Bo to była jedna z najlepszych konkurencji w programie i Eve nie mogła jej przegapić.
Usiadła nieco wygodniej na łóżka opierając się plecami o ścianę z podłożoną nieco niżej poduszką i jedząc sałatkę spojrzała na swoje stopy, z których jedną trąciła tę należącą do Gin. Zwróciła jej uwagę.
- Myślisz, że miałabym dużą kuśkę? – zapytała kiwając głową na swoje nogi i pomachała paluszkami, które potem wyciągnęła jak najmocniej, żeby stopa wydawała się dłuższa. – Myślałaś czasem o tym, jakby to było żyć jako facet? – zapytała totalnie z czapy pozwalając aby program leciał w tle, bo najważniejsze jeszcze miało nadejść. Więc o ile Gin jej nie zagryzie za gadanie, to będzie to robić aż do rozpoczęcia konkurencji. – Czuję, że byłabym jednym z tych, co wszystko zaliczają. – Oj tak, byłaby rozwiązłym facetem, który nie boi się, że zajdzie w ciążę, więc uprawiałaby dużo seksu. Tak samo dużo, jak to robiła z Gin; a trochę tego było, bo Eve to piekielnie rządna bestia, która uwielbiała bliskość. Tylko ostatnio nieco przystopowała, co należało do tych dziwnych wymuszonych zachowań niby to reprezentujących idealną osobę na przyszłość. Na kogoś, z kim można dzielić życie, bo.. kto myślał poważnie o przyszłości z kimś uwielbiającym seks? To aż się prosi o podejrzenia o zdradę.
Szkoda tylko, że właśnie stało się na odwrót i mniejsza chcica Eve miała wpływ na podejrzenia Blackwell co do jej rozwiązłego życia poza ich związkiem.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Dzięki Bogu, że nie mamy takich problemów... nie chciałabym się budzić obok Ciebie i patrzeć jak sie rano drapiesz po jajach - a podobno faceci tak robili każdego ranka. Gin nie za bardzo wiedziała, bo nie miała na swoim koncie az tylu związków z mężczyznami żeby dowiedzieć się, czy rzeczywiście jest to ich stała tradycja. Jej relacje z facetami czesto kończyły się na jednorazowym spotkaniu, a nawet jeśli trwało to trochę dłużej to nigdy nie zostawała na noc. Po co? Miała swoje łóżko. Kobiety były jednak bardziej higieniczne i delikatne, co Blackwell mocno doceniała.
- Nawet im tego pomysłu nie podrzucaj - jej cycki chociaż były fajne to zawsze mogły być fajniejsze okej? Nie wolno było spoczywać na laurach. - Mam nadzieję, że to Twoje ulubione cycki w okolicy... - dodała spoglądając nas Eve z ukosa, bo teraz testowała jej czujność. Blackwell tak czasem miała, rzuciła jakaś bombę i czekała, czy Paxton uda się wyjść z tego obronną ręką, no i jak na razie jej to wychodziło. To tak samo jak z tekstem "kochanie czy jestem gruba?" albo "czy sąsiadka jest ładna?" na oba pytania trzeba odpowiedzieć od razu bez nawet sekundy zawahania i to oczywiście w ten dobry sposób.
- Na trzynastym... kocham Rose, jak kiedyś będziesz chciała jakiś trójkąt to ja chce żeby był z Rose - totalnie typiara podobała się Gin zarówno w dragu jak i bez. Hot. - W sumie, możemy kiedyś pojechać na jakiś występ Courtney Act? Ona jest z Australii wiec pewnie, by cos miała w Sydney - zaproponowała, bo sądziła, że był to dobry pomysł. Mogłyby sobie zrobić romantyczną podróż tylko we dwie i przy okazji zobaczyć jedna z bardziej specyficznych drag queen. W ogóle to było straszne, że Gin pamiętała większość imion uczestniczek tego programu, a nie potrafiła zapamiętać jak nazywają się jej ludzie z pracy. - Nooo już był i oczywiście Rose odjebała w kosmos, kocham ją... ale okej, wróćmy do tego - nie miała problemu żeby obejrzeć to jeszcze raz. Lubiła ten program i poprawiał jej humor w ciężkich chwilach.
- Czasem się boję zapytać skąd masz takie przemyślenia - stwierdziła rozbawiona i spojrzała na stopę swojej dziewczyny. - Mam nadzieję, że miałabyś dużą, bo to byłoby szaleństwo... laska z dużą fujarą, byłabym szczęściarą - nie żeby teraz nie była! Bo była! Czasem nawet sama nie mogła uwierzyć w to jak bardzo. - Hmm ja to pewnie byłabym tym Wieśkiem co chleje pod monopolowym, śpi na na ławce i sika w gacie, bo nie ogarnia po pijaku - tak, to brzmiało jak coś co męska wersja Gin mogłaby robić. - Nie wiem czy wtedy chciałabyś mnie zaliczyć... ale tak od tyłu, na pół śpiąco, to pewnie bym się nie obraziła - może męską wersję Eve kręciłoby zaliczanie żuli. Nigdy nie wiadomo.
Gin odłożyła talerzyk gdzieś na bok i uśmiechnęła się do kobiety tajemniczo. - Mam sprawdzić czy Ci coś nie wyrosło między nogami po tej rozmowie? - Zapytała kładąc dłoń na kolanie kobiety. Wiedziała, że Eve jest zmęczona po dzisiejszym dniu więc nie chciała jej naciskać w żaden sposób, ale ciężko też było udawać, że wcale się za nią nie stęskniła też w ten trochę bardziej intymny sposób.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Szzz – pośpiesznie uciszyła Gin, która na pewno nie tego się spodziewała zadając pytanie testowe. – Bo cię usłyszą. – Znacząco spojrzała w dół na swoje piersi. Skoro ustaliły, że biust mógł rzucać fochem, to pociągnęła ten temat dalej. Przesunęła się nieco bliżej, chociaż już i tak stykała się z Blackwell ramieniem i ostrożnie żeby nie niczego nie zgubić z talerza wyciągnęła szyję zbliżając wargi do jej ucha. – Twoje piersi są moimi ulubionymi w okolicy – powtórzyła nieświadomie robiąc coś źle. Chciała dobrze, ale nie wyłapała drobnej rzeczy jaką była „okolica”, bo powinna lubić jej cycki wszędzie. W okolicy, poza nią, daleko od ziemi i w stanie nieważkości. Wszędzie!
- Rozważałaś bycie w trójkącie? – zapytała wracając do jedzenia. Dużo mówiło się o różnych figurach tworzonych z innymi partnerami, ale Eve nigdy czegoś takiego nie rozważała. Czuła, że to nie dla niej, bo nie lubiła się dzielić. Chciała całować i być całowana a nie patrzeć, jak inni to robią. – Jasne, czemu nie? Na pewno to nie jedyna drag queen w Australii, chociaż zaczynam się bać, że zaczniesz każdą kolejną zapraszać do trójkąta. – Miała ku temu poważne podejrzenia i była tak samo poważna, jak w przypadku koszykarzy. Okazanie odrobiny zazdrości nie zaszkodzi, aczkolwiek musiała uważać, bo według chujowego poradnika mogła być zazdrosna, ale nie zaborcza. Szkoda, że nikt nie napisał, kiedy dokładnie zaczynała się chorobliwa zazdrość.
Oceniająco popatrzyła na swoje stopy wciąż niby to oceniając długość wyimaginowanej kuśki, które posiadanie może byłoby lepsze od comiesięcznego okresu. Z pewnością byłoby lepsze. Cholera, kobiety nie dość, że miały okres to jeszcze nie każda doświadczała orgazmu i to nie dlatego, że facet nie umiał ich zaspokoić, ale taką miały zjebaną anatomię. A faceci? Trochę żelu, skarpetka i lecą z koksem. Chujnia – nie sprawiedliwość. Ale kończę z tym, bo schodzę z tematu.
- Masz o sobie bardzo niskie mniemanie – stwierdziła słysząc historię o Wieśku, ale zanim rozwinęła temat to – dopiero teraz! – dotarł do niej sens poprzednich słów. - Byłabyś? Więc teraz nie jesteś, bo nie mam kuśki? – Zmarszczyła brwi i na moment skupiła wzrok na Gin zamiast na jedzeniu. Skłamałaby mówiąc, że nigdy nie obawiała się utraty Gin porwanej przez jakiegoś faceta. Ale nie tak, jak w 365 a poważnie z miłością i planami założenia rodziny.
W połowie drogi jedzenia z talerza do jej ust zatrzymała dłoń z widelcem czując na sobie dłoń Blackwell. W normalnych warunkach rzuciłaby się na nią przy okazji gubiąc trochę jedzenia, czym ani trochę by się nie przejęła. Teraz jednak..
- A co powiesz na to, że ja sprawdzę to rano u ciebie, a potem mi się odwdzięczysz? – zasugerowała nie chcąc mówić wprost „nie”, bo już mówiła, że była zmęczona. Nie chciała się powtarzać i wszczynać możliwej kuchni.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Tylko jeżeli byś chciała - do niczego jej nie namawiała. Poza tym, ona sama potrafiła być nieźle zazdrosna i miała to wszystko dobrze przemyślane, bo ta trzecia osoba musiałaby być kimś nieznajomym i mniej pociągającym niż Gin. Blackwell chciała się czuć pewnie, a mogła to osiągnąć tylko wiedząc, że oczy Paxton zawsze będą lądować na niej. - Super, sprawdzę, gdzie występuje i zarezerwuje miejsca - ucieszyła się mocno, bo chciała spędzić z Eve trochę więcej czasu sam na sam, bo jednak w jej mieszkaniu przeszkadzali czasem jej współlokatorzy, a u Paxton psy. Podczas takiego wyjazdu przynajmniej będą mogły nacieszyć się sobą. - Jeżeli to nie będzie Rose, to nie będę namawiać - zaśmiała się, bo cóż, Rose była ładną kobietą i męskim mężczyzną, a zarówno Gin jak i Eve były biseksualne więc jakby dobrze to rozegrać to nawet dałoby się z tego ugrać czworokącik. - I wiesz, ze to takie żarty? - Upewniła się, bo nie chciała żeby kobieta to źle odebrała i się na nią obraziła. Bóg jeden wie, że nie ma w świecie nic gorszego niż obrażona baba.
- Wcale nie mam - oburzyła się lekko, bo nie sądziła, żeby jakoś wybitnie źle o sobie myślała. - Jestem po prostu realistką - dodała tym razem się uśmiechając szerzej, bo znała siebie i pewnie, gdyby nie miała Eve u boku to rozpiłaby się i balowała do rana, nie pamiętając większości rzeczy, które robiła. To nie było zdrowe, ani dobre. Dlatego mogła tylko się cieszyć, ze trafiła na kogoś takiego jak Paxton na swojej drodze. Dzięki niej każdego dnia stawała się lepszą osobą i bardzo się starała żeby jej nie zawieźć jednocześnie nie zatracając w tym wszystkim samej siebie. To było cholernie trudne zadanie, ale skoro Eve jeszcze z nią była to chyba nie wywiązywała się z niego jakoś tragicznie. - Oczywiście, że jestem - wywróciła oczami. - Największą szczęściarą na świecie, a nawet i dalej - wiedziała, że zjebała... ale chyba popełniła ten sam błąd co Paxton z jej cyckami. Teraz musiała się jakoś z tego tłumaczyć. - Kocham Cię - powtórzyła więc z nadzieją, że to jakoś dziewczynę udobrucha.
- Hmmm jak mi proponujesz takie rzeczy to nie wiem czy będę mogła zasnąć - stwierdziła z uśmiechem, chociaż w głębi serca było jej trochę przykro, że nie była w stanie namówić Paxton na drobne igraszki pomimo zmęczenia. Nie chciała jednak się narzucać i po prostu ułożyła swoją głowę na ramieniu kobiety wpatrując się w ekran. - Jakim cudem one tak dobrze wyglądają w takim makijażu? Ja bym wyglądała jak pojebana... w ogóle większość z nich ma lepszą figurę niż ja - nie wszyscy się tam przecież wypychali gąbkami, a nawet jeśli to Blackwell też takie chciała żeby nadać sobie idealne kształty!

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Na pewno? – zapytała odnośnie żartów. – Zaczynałam podejrzewać, że to drobne sugestie do tego, że jednak chcesz tego trójkąta. – Niby żarty, niby Rose na ekranie, a jednak chodziło o wybadanie gruntu, czy Eve chciałaby w ten sposób zaszaleć, czy jednak lepiej nie próbować. Owszem, mogły sobie pogadać na poważnie spisując listę seksualnych zabaw, na które obie by się zgodziły, ale czasami zła interpretacja mogła skończyć się nadmiarem zazdrości a ta, jak wiadomo, odbierała rozum.
- Czyli jakbyś nie była tutaj to byłabyś zapijaczoną Angeliką spod klatki? – zapytała w kwestii realizmu. Owszem, wiedziała że Gin miała tendencje do zabaw. W końcu na jednej takiej imprezie poznała aktualną partnerkę i obserwowała jak bawi się na innych, aczkolwiek nigdy nie posądziłaby jej o zachlanie się na całe życie. Możliwe, że Blackwell właśnie tego chciała. Przy drugiej osobie ludzie starają się być kimś lepszym i Eve nie widziała w byłej tancerce osoby, którą przedstawiła (na pewno nie zapijaczonego Wieśka).
Uważnie przyglądała się kobiecie jeszcze długo po tym, jak powiedziała – Kocham Cię – tak, jakby podejrzewała ją o kłamstwo. Wystarczyła jednak chwila aby zorientować się, że robiła to umyślnie. Droczyła się chcąc nieco podkręcić napięcie, które zaraz rozładowała przyciskając wargi do szyi partnerki. Złożyła na niej jeden i drugi pocałunek w ramach odpowiedzi, jak i zapewnienia, że wcale się nie gniewała. Po prostu nosiła w sobie pewne obawy co do ich relacji, w której głównym problemem była ona sama. Nie umiała myśleć inaczej zwłaszcza, że to właśnie od niej ludzie uciekali. To ją się zostawiało a nie na odwrót.
- Ułatwię ci sprawę i zasnę pierwsza. – A skoro odpadnie to może i Gin łatwiej będzie oddać się w ramiona Morfeusza, który porwie ją do krainy snów. Kiedy poczuła głowę kobiety na swym ramieniu automatycznie ucałowała ją we włosy i wróciła do jedzenia, którego jeszcze trochę miała.
- Zauważyłaś, ile go nakładają? – wtrąciła na temat makijażu i pośpiesznie odłożyła talerz. Poruszyła się na znak, żeby Gin uniosła głowę, po czym od razu przerzuciła nogę przez ciało kobiety. Z uśmiechem klęcząc nad nią złapała za boki, pociągnęła tak, żeby z siadu Gin przeszła do leżenia i pochyliła się tuż nad nią. – Wiesz czego nie mają? – Nie oczekiwała odpowiedzi. Sama ją poda. – Kochającej dziewczyny, która nie pozwala ci myśleć, że masz gorszą figurę od nich. – Pochyliła się najpierw całując kobietę w szyję, potem policzek i na sam koniec musnęła wargi, w które wpiła się namiętnie na znak, że nawet męskie zajebiste figury nie były w stanie oderwać jej oczu od Gin. – Przekonałam cię? – zapytała, ale zanim usłyszała odpowiedź, przesunęła się nieco w dół, przerzuciła ciało na bok tak żeby nie leżeć na Blackwell i ułożyła głowę na jej brzuchu, twarz oczywiście kierując w stronę ekranu. Nie chciała prowokować partnerki, która wyraźnie była chętna do igraszek a ona.. cóż, lada moment na pewno zaśnie. Jednak walczyła ze sobą, żeby nie wyjść na szuję, która zasypia po pięciu minutach spędzonych ze swoją dziewczyną.
- Wiesz czego ja bym chciała? Tych pstrokatych marynarek RuPaula. Myślisz, że zakłada je tylko na jeden odcinek i po wszystkim producent odsprzedaje zestaw szalonym fanom? Najlepiej takie nieprane i przesiąknięte jego zapachem. – Zaśmiała się wygodniej układając głowę na brzuchu Gin i obejmując ją w pasie. – Co to za wiewiórki?! – Prychnęła rozbawiona na widok peruki Utici. – Czy naprawdę wszystko musi być poprawne politycznie? Bo to już trochę przesada. Że jak założy afro do gry w show to kogoś tym obrazi? – Nie rozumiała tego. Jasne, należało szanować ludzi, ale to był program, zabawa i gra, więc nikt nie powinien się czepiać afro w karykaturze faceta wybranego przez zawodnika. - To tak, jakbyś ty była pozywana za to, że tańcząc zrobiłaś twerka. - Nie miało to sensu. Szacunek szacunkiem, ale w każdej kwestii można było przesadzić - nawet w tej.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Niby mam rodzeństwo więc jestem przyzwyczajona do tego, że trzeba się dzielić, ale Tobą bym wolała jednak nie - tak to był też sygnał, że jeżeli Eve ją zdradza to powinna natychmiast przestać, bo Blackwell nie bawiło bycie piątym kołem u wozu, albo tą nudną babką, do której sie wracało z przyzwyczajenia żeby odpocząć po płomiennym romansie i nabrać sił do kolejnego skoku w bok. Chociaż Rose była hot i była dla Gin atrakcyjna w każdej wersji, tego nie miała zamiaru ukrywać. - Dokładnie tak - kiwnęła głową - ewentualnie już by mnie tu nie było, bo bym się utopiła po pijaku - to też było całkiem prawdopodobne. Ludzie dostawali nagłego ataku brawury gdy za dużo wypili i sądzili, że są niepokonani, a później jej kolega William musiał wyławiać ich ciała z morza. Zresztą ostatnie o czym chciała myśleć w takiej sytuacji to Henderson więc szybko z głowy sobie to wybiła skupiając się na dalszych słowach i poczynaniach swojej dziewczyny. - Ja Ciebie też - odpowiedziała z uśmiechem, bo było to naprawdę szczere wyznanie. Kochała ją, tak jak potrafiła. Nie była mistrzynią w pokazywaniu zbyt wielu uczuć, przynajmniej nie publicznie, w domu to cóż... no chyba nie najgorzej jej to wychodziło skoro Paxton jeszcze z nią była. No właśnie... a co jeśli na swoich wyjazdach pozna kogoś kto będzie w tym wszystkim bardziej bezpośredni? Kto nie będzie się obawiał mówić o swoich uczuciach, obawach i całej reszcie? Kogoś kto w związku będzie bardziej odważny? Kto sie bez słowa wprowadzi na jej farmę i będzie biegać za psami, zarabiając grubą kase jako programista, a nie barmanka? Miała sporo swoich obaw, o których oczywiście nie miała zamiaru mówić. W zamian za to bardzo uważnie obserwowała zachowanie Eve i na jej ustach pojawił się ponętny uśmiech, gdy poczuła na swojej szyi je wargi. Zamruczała cicho, bo to zagranie było cholernie przyjemne i aż przymknęła oczy. - Zdecydowanie, od razu czuję się piękniejsza - mruknęła wyginając się jeszcze trochę, bo chciała przedłużyć ich pocałunek na tyle na ile było to możliwe. - Serio chcesz żebym teraz jakby nigdy nic poszła sobie spać... - pokręciła lekko głową - co Ty mi robisz Eve - westchnęła, ale nie dobierała się do niej, bo wiedziała, że Paxton najwyraźniej dzisiaj nie ma sił na seks. Gin to szanowała i dlatego starała sie trzymać rączki przy sobie i nie wciskała je kobiecie pod koszulkę, chociaż bardzo ja to kusiło, bo robiło jej się gorąco na samą myśl o tym co skrywało ubranie Eve. - Hmmm chyba nie, chociaż w sumie to nie widziałam go dwa razy w tym samym, pewnie ma wypożyczone te ciuchy. Ale do twarzy, by Ci było w takiej marynarce - w sumie to we wszystkim jej było do twarzy. - Trochę nie rozumiem o co tu chodzi, w sensie jak nie chciała nikogo obrażać to mogła wziąć białą gwiazdę... i nie byłoby problemu z afro, a tak to wyszło tylko dziwnie i niepotrzebnie - no to było bez sensu zagranie. - Ooo zobacz Rose jest Marią Stewart. Chciałabym kiedyś pojechać do Szkocji, podobno jest tam pięknie... zabierzesz mnie? - Zapytała kładąc swoją dłoń na włosach Eve i zaczęła ją delikatnie głaskać. - Zamkniemy się w jakimś starym zamczysku przy jeziorze i będziemy grzać dupska przed kominkiem - albo robić wiele innych rzeczy również przed kominkiem, obok kominka, na kominku to może nie, bo jednak trochę niebezpieczne.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Podobnie jest tam wietrznie i ciągle pada, ale jeżeli chcesz, to cię tam zabiorę. – Ziewnęła niekontrolowanie. – Dla ciebie wszystko – dodała ani na chwilę nie zmieniając pozycji, ale za to jedną dłoń wsunęła pod koszulkę Gin i przez parę chwil opuszkami palców muskała jej bok. Później tylko przylgnęła nimi do ciepłej skóry i obiecała sobie, że przymyka oczy tylko na sekundę. Na malutki moment, po którym znów wróci do oglądania, ale nim się zorientowała, całkowicie odpłynęła na jakże wygodnej poduszce w postaci Blackwell.
Paxton rzadko kiedy spała jak kamień. Zazwyczaj czuwała i nawet jeśli obecność Gin uspokajała ją na tyle, żeby nie budzić się na każdy usłyszany szmer, to jakaś malutka cząstka jej wciąż słuchała otoczenia. Umożliwiło to Gin przekonanie Eve, żeby zmieniła pozycję (i wreszcie zeszła z kobiety, bo ciało jej zdrętwieje). Nie trzeba było krzyczeć. Wystarczyła delikatna sugestia, na którą Paxton zareagowała od razu z zamkniętymi oczami poszukując miękkiej poduszki.
Otworzyła oko słysząc pierwszą wibrację w telefonie. Od razu spojrzała w stronę okna orientując się, że było już jasno, na śpiącą Gin i znów na wibrujący telefon. Szybko za niego złapała, przeczytała kontakt wyświetlony na ekranie i dyskretnie wysunęła się z łóżka, a potem z pokoju. Odebrała połączenie dopiero, kiedy dotarła do kuchni zaskoczona, że nie wpadła w niej na żadnego współlokatora Blackwell. Głaszcząc Jello wysłuchała rozmówcy po drugiej stronie i na sam koniec rzuciła krótkie „Już jadę”.
Po rozłączeniu się przyłożyła telefon do czoła, jakby ta pozycja umożliwiała cofniecie się w czasie albo rozwiązanie wszystkich problemów bez konieczności opuszczania mieszkania Gin. Czuła w kościach – ba, wiedziała na sto procent – że kobieta będzie na nią zła. Niestety nie mogła zostać. Musiała jechać.
Cholera.
Starała się zachowywać jak najciszej. Zgarnęła swoje rzeczy, przebrała się w łazience i nieco wcześniej na szafce nocnej zostawiła kartę z krótką notką.
  • „Awaria w ośrodku.
    Przepraszam. Wynagrodzę Ci to.
    Kocham.”
W drodze do ośrodka uznała, że zrobi Gin kolację niespodziankę, bo z tego co się orientowała to dzisiejszego wieczora też miała mieć wolne. Bała się jednak, że kobieta nie będzie chciała nawet o tym słyszeć. Obiecała partnerce przyjemny poranek i.. nic z tego. Zostawiła Gin z niczym, przez co było jej strasznie głupio. Tak bardzo, że na jej miejscu dałaby sobie kopa w tyłek.
W trakcie próby opanowania powodzi z rury w ośrodku, Ziggy (pies, którego w tamtym czasie miała zamiast Apollo) nagle źle się poczuł. Zauważyła to od razu już nawet nie próbując zakrywać się przed wodą tryskającą z rur. Prędko zadzwoniła po panią weterynarz, która z grzeczności pomagała jej z psami i prawie w każdej chwili mogła przyjechać na miejsce. Całe szczęście, dzisiaj nie odmówiła. Wręcz przeciwnie, weterynarz wydawała się bardzo zadowolona z konieczności przyjazdu; już nieco mniej z powodu Ziggy’ego, którego zaczęła badać.
- Wiadomo, co z nim? - zapytała, kiedy wreszcie jako tako udało jej się opanować powódź. Nie czuła się głupio stojąc przez kobietą w kompletnie mokrym ubraniu. Za bardzo przejmowała się swoim psem, żeby teraz myśleć o tym, jak pani weterynarz ją ścinała i że momentami za bardzo się spoufalała.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Była wkurwiona, gdy obudziła sie rano i okazało się, że Eve nie było obok. W pierwszej chwili w sumie sądziła, że nie jest to nic wielkiego i dziewczyna po prostu poszła do łazienki, albo robić śniadanie czy coś w tym stylu. Później jednak zobaczyła karteczkę i cóż... zagotowała się. Poczuła jak stacza się gdzieś na sam dół w hierarchii potrzeb Paxton. Jej farma i pieski zawsze będą ważniejsze niż ona, sądziła, że już się do tego przyzwyczaiła, ale to tak czy inaczej dość mocno bolało. Czy coś powinna z tym zrobić? Kochała Eve, nie chciała jej stracić i starała się jak mogła zaakceptować to, że praca jest dla niej tak bardzo ważna. Dlatego zamiast od razu kręcić awanturę to wzięła zimny prysznic i postarała się uspokoić. Może to było coś naprawdę bardzo ważnego? Może powinna być bardziej wyrozumiała? Tak. Na pewni tak! Dlatego po tym jak wzięła prysznic postanowiła przygotować większe śniadanie, którego część chciała zanieść Eve. Zrobiła nawet kawę do termosu, bo sądziła, że kobieta nie miała czasu nawet się napić czegoś ciepłego. Ubrała się i z ładnym wiklinowym koszykiem ruszyła w stronę farmy. Dojście ma miejsce trochę jej zajęło, ale przynajmniej miała czas żeby wypalić sobie papieroska, dwa lub trzy.
Gdy znalazła się na farmie to chwilę się pokrzątała po okolicy żeby w końcu zlokalizować miejsce, w którym mogła przybywać Eve. Skierowała tam swoje kroki i na chwilę przystanęła tuż przed drzwiami gdy usłyszała drugi kobiecy głos. Chwilę tak stała, słuchając o czym obie panie rozmawiają i nagle poczuła się jak skończona idiotka, bo nie powinna jej przecież podsłuchiwać, to było dziecinne. Dlatego otworzyła drzwi i to co tam zastała trochę ją zaskoczył. Eve jako miss mokrego podkoszulka i pani weterynarz, która aż się do niej śliniła. - Oj, przeszkodziłam w czymś? - Zapytała spoglądając najpierw na jedną, a później na drugą kobietę. - Alarm już opanowany? - Nie wiedziała co się stało, dlatego z tym pytaniem zwróciła się do swojej dziewczyny. Chyba będzie nalegać żeby Eve zmieniła weterynarza dla swoich psiaków, bo kobieta, która teraz badała zwierzaka, nagle w oczach Gin stała się mało kompetentna.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
ODPOWIEDZ