MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
[4]

Ten most był dla Zety wyjątkowo szczególny. Może konstrukcja owego przejścia nie robiła dobrego pierwszego wrażenia i każdy zastanawiał się nie raz, a nawet nie dwa razy przed postawieniem kroku na dość chwiejnym moście w środku lasu, ale Zeta wychodził z założenia, że jakby most miał runąć to już dawno by to nastąpiło. Tymczasem to, co pozornie wyglądało na dość niestabilne, tak naprawdę było mostem, który nigdy go nie zawiódł. Ale nie dlatego był dla niego wyjątkowo szczególny. Miejsce, które w tym momencie zajmował; siedząc z nogami spuszczonymi i opierając brodę o kawał drewna służącego za barierkę; przywołał kilka wspomnień związanych z tymi licznymi momentami, kiedy siedział w tym samym miejscu wraz z Jeddą, wymieniając się spostrzeżeniami, plotkami, sekretami. Naprawdę żałował, że nie poświęcał siostrze więcej czasu od czasu licealnego, i że pozwolił sobie na tak dobrą grę lojalnego syna, że w rezultacie utracił kontakt z jedyną osobą w tej całej popapranej rodzinie, której bezgranicznie ufał. A która najwyraźniej nie mogła powiedzieć tego samego o nim. Potrzebował wyciszenia, a miejsce to dzikie i nieznane było wręcz idealnym schronieniem.
Dostrzegł Divinę już z pewnej odległości, choć tak po prawdziwie nie od razu ją rozpoznał. Dopiero po jakimś czasie przyszło mu do głowy, że ta sylwetka, włosy i twarz widoczna coraz wyraźniej jest mu znajoma. I nagle wróciło do niego wspomnienie, które wygodnie wyparł z pamięci, bo uzmysławiało mu jak okropnym byłby człowiekiem, gdyby Jedda nie starała się wydobyć z niego resztki człowieczeństwa i nie przypominało mu co jakiś czas o jego kręgosłupie moralnym. Te niezliczone momenty, kiedy nazywał Divinę wiedźmą, powtarzając to głupie słowo za swoimi jeszcze głupszymi kolegami; te momenty, kiedy podstawiał jej nogę, bo przecież to było takie zabawne; lub jeszcze inne, kiedy zaczepiał ją i atakował werbalne na wszelkie możliwe i kreatywne sposoby, jakie jemu i jego kolegom przyszły do głowy; jak wielokrotnie przymykał oczy, kiedy oni czymś do niej rzucali lub zostawiali w jej rzeczach przykre niespodzianki; jak sam parę razy podrzucił jej bardzo niewybredne rysunki, na widok, których obecnie by tylko zwymiotował. W pewnym momencie przestał, ale nie mógł niestety bohatersko powiedzieć, że sam z siebie przejrzał na oczy, bo znów kierował się nakazem Jeddy, która tyle razy próbowała uratować go przed przejściem na czarną stronę mocy.
Nie chciał tego wszystkiego pamiętać, ale musiał i chyba trochę był to winien obydwóm dziewczynom? Bardzo możliwe. Dlatego podniósł się gwałtownie, gdy Divinę dzieliło od niego zaledwie parę kroków. I wówczas spostrzegł jej twarz i mimowolnie zaczął zastanawiać się czy reszta ciała wygląda równie podle. – Wpadłaś w kłopoty… – To miało być pytanie choć chyba nie zabrzmiało jak pytanie. Szybkim spojrzeniem omiótł jej sylwetkę, a jego twarz wykrzywił grymas niezadowolenia na myśl, że Divina wciąż ma problemy. Może nawet gorsze niż nękanie w szkole, które przecież sam jej poniekąd fundował.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
27.

W lesie deszczowym czuła się naprawdę dobrze, bo potrafiła z łatwością wtopić się w tło, rzadko kiedy spotykając innych ludzi. Kiedy potrzebowała wytchnienia i ucieczki, zapuszczała się jak najdalej, wierząc, że tylko tutaj nie spotka jej żadna przykra interakcja z innymi mieszkańcami Lorne Bay. Wciąż przeżywała ostatnie wydarzenia, najpierw pobicie, a później napad w banku, który na pewno miał zasilić jej konto argumentów przemawiających za tym, że była przeklęta. Widziała, jak ludzie patrzyli na nią z odrazą, a potem... potem, gdy było już po wszystkim, wrażenie to zdawało się tylko przybierać na sile. Pewnie dlatego, mimo, że wciąż obolała i nie w najlepszej formie, chadzała na tak długie wędrówki, byleby uciec jak najdalej, ale wciąż pozostać w granicach miasteczka. Ilekroć te próbowała opuścić, zawsze działo się coś niedobrego i chociaż wątpiła w to, by w Lorne Bay mogła znaleźć szczęście, wiedziała już, że kolejnej próby wyjazdu nie podejmie. Jedyne na co mogła liczyć, to na to, że Bóg się zlituje i zakończy jej tułaczkę, ale ilekroć była tego bliska, działo się coś, co odsuwało od niej widmo śmierci. Najdziwniejsze było w tym jednak to, że kiedyś zdecydowanie chętniej o nią zabiegała. Potrzeba ulżenia sobie w cierpieniu i odejścia z tego świata przyświecała jej na każdym kroku, a teraz? Nie chciała przed samą sobą mówić, że coś miałoby się zmienić, a już na pewno nie chciała godzić się z myślą, że zmiana taka mogłaby być zasługą największego okrutnika, jakiego przyszło jej poznać. Takie wnioski byłyby niedorzeczne i niezgodne ze wszystkim tym, w co wierzyła.
Zwykle bywała naprawdę czujna, a przy tym poruszała się niepostrzeżenie, ale dzisiaj, przez ogrom myśli i swój stan fizyczny, nie mogła osiągnąć takiego poziomu. Nie tylko dała się zobaczyć już z daleka, ale co więcej, sama nie zauważyła Zety siedzącego nieopodal. Kiedy zdała sobie sprawę z jego obecności, było już za późno, by odejść. Zatrzymała się więc, trochę jak zwierzę, które spostrzegło zagrożenie i jeszcze nie wiedziało, jaki ruch wykonać. Czuła się obserwowana i sama też obserwowała. Pamiętała go. Chociaż osób takich, jak on było wiele, pamiętała twarze większości ludzi, którzy uczynili jej życie trudniejszym. Nie oznaczało to jednak, że się bała. Strach... strach czuła kiedyś, ale na tym etapie była już złamana, zmiażdżona, już nie czuła potrzeby reagowania na widmo zagrożenia, bo nie znała nic poza nim. Mimo to jego słowa zabrzmiały złowrogo, a wszystkie jej obrażenia w odpowiedzi zabolały mocniej, niż przez ostatnie minuty.
- Nie szukam ich - odpowiedziała po prostu, jakby to miało jakieś znaczenie. Po prostu stała i patrzyła na niego, nie uciekała, nie planowała odejść, jakby czekała na pozwolenie z jego strony. - Przepraszam, nie chciała przeszkadzać - opuściła w końcu głowę z pokorą, nie szukając już w głowie kolejnych słów. Była zbyt cicha, jak na kobietę w swoim wieku, zbyt cicha, by uchodzić wśród rówieśników za normalną, ale to głównie dlatego, że rzadko kiedy ktokolwiek chciał z nią w ogóle rozmawiać.

Zeta Corrente
MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
Zabawne, że ta jedna rzecz niewątpliwie mogła ich łączyć – Zeta również poszukiwał ukojenia i spokoju właśnie w lesie deszczowym. To w tym miejscu się wychował i znał Tingaree lepiej niż własną kieszeń – gdyby kiedyś przyszło mu uciekać lub schować się, to jedyne szanse miałby właśnie na terenach lasu deszczowego, co wynikało z tego, iż nie znał żadnego innego miejsca w Lorne Bay tak dobrze jak tego, w którym od dziecka bawili się z Jeddą – najczęściej w chowanego. Nikt nie potrafił ukryć się lepiej od Jeddy, zawsze była w tym o wiele lepsza niż on i musiał się nagłowić i dobrze pokombinować, i wykazać niesamowitą spostrzegawczością, by ją odnaleźć. Ale zawsze ją odnajdywał, dzięki swojej cierpliwości, której z kolei jego siostra nie posiadała. I liczył, że tak samo będzie teraz w dorosłym życiu.
Od razu zauważył jej spłoszenie i zawahanie, i począł zastanawiać się przez chwilę z czego ono konkretnie wynikało. Przyglądał jej się nieco podejrzliwie, obserwując każdą jej reakcję czy gesty. Czy Divina Norwood miała już za sobą tak wiele złych doświadczeń, że straumatyzowana zachowywała się niczym przestraszone zwierzątko – na to mógłby postawić całkiem niezłą sumkę – czy może to jego widok zadziałał na nią w taki sposób? Nie chciał przypisywać sobie całych zasług, ale skłamałby twierdząc, że nie przyczynił się poniekąd do złego traktowania Diviny te kilka lat temu. I ponownie – jak kiedyś – uderzyła go myśl, jakie to było głupie sądzić, że Divina jest przeklęta i by traktować ją niczym trędowatą tylko dlatego, że była trochę dziwna i odstawała od reszty. Dlatego widok pobitej kobiety sprawił, że skrzywił się z niezadowoleniem, ale nie z powodu odrazy lecz z powodu własnej, dziecięcej głupoty.
Tak, wiem, że ich nie szukasz – mruknął w odpowiedzi rozdrażnionym tonem, bo przecież byłaby niewątpliwie głupia, gdyby prosiła się sama o te wszystkie niesprawiedliwości, które ją dotykały. Nawet nie skomentował jej pokornego zwieszenia głowy i słów. Zupełnie zignorował wzmiankę o przeszkadzaniu mu, bo chyba w życiu nie słyszał nic tak bezsensownego. Przełknął głośno ślinę, wciąż jej się przyglądając. – Kto cię tak urządził? – zapytał wreszcie bez cienia zaciekawienia w głosie, bo szczerze powiedziawszy bardziej interesowało go „dlaczego?”, a nie „kto?”. Ale zbierając w sobie te resztki przyzwoitości stwierdził, że naprawdę beznadziejne z jego strony byłoby to pierwsze pytanie o powód. Dlatego wybrał opcję, która wydawała mu się bardziej… jeśli nie empatyczna to na pewno logiczna.
Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
To musiałoby być miłe... schować się gdzieś między drzewami i wiedzieć, że ktoś na pewno ciebie znajdzie. Divina na tym świecie żyła sama, a przynajmniej wierzyła, że rodzeństwa, a także rodziny, nie posiada. Nigdy niedane jej było posmakować zabaw, które większość jej rówieśników doskonale znała z dzieciństwa. Gdy się chowała, to ze strachu, gdy wychodziła, to z uwagi na potrzeby takie, jak głód... nie było w tym wszystkim miejsca na chichoty i rumieńce zmęczenia. Chociaż las deszczowy uważała za schronienie, to i tutaj często dopadał ją lęk, w szczególności w tych momentach, gdy ktoś stawał na jej drodze. Nie chodziło nawet o to, że twarz Zety budziła wspomnienia z przeszłości, choć bez wątpienia miało to swój wpływ na jej osąd, ale sam fakt, że kogoś spotkała, już to wystarczyło, by straciła na pewności siebie. Ludzie po prostu, w przeważającej mierze, nie dali jej posmakować życzliwości. To otoczenia nauczyło ją unikać mieszkańców Lorne Bay, bo gdy nie było ich w pobliżu, była zwyczajnie bezpieczniejsza.
Skrzywiła się delikatnie, gdy męski głos przerwał ciszę, a słowa, jakich użył Zeta, czy może raczej jego ton, nie wróżyły wcale niczego dobrego. W zasadzie zrobiło jej się niedobrze i jakby czekała na wyzwiska, może nawet na atak, na wszystko, co najgorsze, bo dlaczego by nie? Nie miała przecież podstaw, aby oczekiwać po nim przyjacielskiej pogawędki, a już szczególnie w ostatnich czasach życie mocno ją doświadczyło. Wzruszyła jednak ramionami, zanim odpowiedziała, chociaż nie planowała go zbywać. Nie dlatego, że chciała się żalić, a dlatego, że nauczono ją na pytania odpowiadać, tak po prostu.
- To zależy - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo nie była przekonana o które z obrażeń dokładnie mu chodzi. Trochę się przy tym zawstydziła, ale nie podniosła jeszcze wzroku, chociaż czujnie nasłuchiwała przy tym, czy mężczyzna się nie zbliża, nie skraca dystansu. - Część to wypadek... tamten mężczyzna nie wiedział, co robił - chciała usprawiedliwić Richarda nawet przed kimś, kto najpewniej - chociaż tego wiedzieć nie mogła - go nie znał. - A to tu, to sprawka złodzieja - uniosła dłoń do skroni, wypowiadając te słowa. Po nich zapadła już tylko cisza, której normalnie nigdy by nie przerwała. Nie była rozmowna, odpowiadała półsłówkami, a przynajmniej kiedyś tak było, jednak w ostatnim czasie zaszło w niej parę zmian. - Dlaczego pytasz? - zapytała więc, pozwalając sobie na to, by dać ciekawości dorwać się do głosu. Zwykle tą w sobie mocno zduszała, ale chyba faktycznie otworzyła się nieco, nawet jeśli w dalszym ciągu pozostać miała tą samą pokorną i wycofaną organistką, która straszy ludzi w lesie.

Zeta Corrente
MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
Zeta powinien się wykazać chyba nieco większym zrozumieniem wobec stojącej przed nim dziewczyny. Sam był przecież dręczony, podobnie jak jego siostra i choć on w dziewięciu na dziesięć przypadków próbę zaczepki rozwiązywał pięściami, tak serce go bolało, gdy ofiarą dręczenia werbalnego padała jego siostra. Choć chyba niedaleka może być droga od bycia ofiarą do bycia dręczycielem. Przynajmniej w jego przypadku trochę tak było. Większość rzeczy, które robił, robił dlatego, by się dopasować. Choć oczywiście żałował i teraz, gdy tak spoglądał na Divinię, przyszło mu do głowy, że tylko marnował czas na niewybredne żarty, głupie odzywki i próbę udowodnienia jej i wszystkim innym w ich wieku, że jest wiedźmą. A przecież doskonale wiedział, jak to jest unikać ludzi za wszelką cenę i pragnąć tylko świętego spokoju i dnia bez zaczepki.
Wyjaśnienia, którymi go obdarzyła nie były wystarczające. A wręcz były oburzające na tyle, że drgnął niespokojnie, nie mogąc uwierzyć, że dziewczyna naprawdę tak myśli. Bo to, co powiedziała brzmiało trochę jakby broniła swojego sprawcy. I chociaż przecież wiedział jaka jest Divina i jak bardzo jego zdaniem jej wiara ją zaślepia, to mimo wszystko nie spodziewał się takich słów.
Jak mógł nie wiedzieć? – powtórzył za nią i momentalnie się skrzywił, bo naprawdę pogardliwy stosunek miał do damskich bokserów. Mimowolnie zacisnął pięści i pomyślał, że to nie fair, bo Divina z pewnością na to nie zasłużyła, i że owego kogoś powinna spotkać kara za podniesienie ręki na tak drobną i nikomu nie przeszkadzającą dziewczynę. Tym bardziej więc stał w miejscu, nie chcąc, by jego zmniejszenie dystansu uznała za przejaw agresji czy czegoś niepokojącego, co miałoby ją wystraszyć. Milczał wraz z nią i dopiero jej pytanie sprowadziła go na ziemię. Wziął więc głęboki oddech i spojrzał na nią przelotnie, rozprostowując wcześniej zaciskane palce. – Bo twój obecny stan i wygląd rzucają się w oczy – oznajmił prosto ze wzruszeniem ramion, spoglądając na nią z pewnego rodzaju zacięciem. Sam nie wiedział na co liczył i dlaczego tak naprawdę chciał wiedzieć. Ale prawda wywoła w nim uczucie wzburzenia i tego się trzymał kurczowo.
Divina Norwood

[ajm so sorrriiii, że tyle czekałaś <3 ]
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Kiedyś jeszcze szukała zrozumienia, gdy była młodsza naprawdę liczyła na to, że jej los się odmieni, a problemy czmychną w niepamięć, pozostając jedynie mglistym wspomnieniem. Realia okazały się dalekie od tych wizji, a ona zrozumiała, że liczyła na zbyt wiele i nic z tego raczej się nie spełni. Nauczyła się więc akceptować to, jakie było jej życie, to, że musi trzymać się z boku, bo inaczej może oberwać... z tym właśnie kojarzyło jej się towarzystwo innych - z potencjalna awanturą, które nie musiała prowokować, by spotkało ją coś przykrego. Nawet teraz, gdy rozmawiała z Zetą na dość spokojnym gruncie, z tyłu głowy wciąż miała czerwoną lampkę sugerującą, że w każdej chwili może nastąpić cios.
- Był pod wpływem narkotyków... nie znam się na tym najlepiej - odpowiedziała, całkiem zaskoczona tym, że w ogóle dopytywał. Sądziła, że prędzej zignoruje ten temat, bo nie uważała go za szczególnie interesujący. Poza tym nie była pewna, czy wypada tak opowiadać komuś o Richardzie, ale obiecała sobie, że jego imienia nie zdradzi, by w żaden sposób nie obciążyć dobrego imienia strażaka. Poza tym, jeśli miałaby być szczera, też nie sądziła, aby Zeta miał szczególnie się tą historią przejąć. W zasadzie to było jej wstyd, że wiedział, co ją spotkało i nawet widział ją w tym stanie. Przez jego słowa zerknęła w dół, chociaż większości obrażeń nie mogła zobaczyć, bo te znajdowały się na twarzy lub pod materiałem zdezelowanych ubrań. - Przepraszam, nie planowałam kogokolwiek tu spotykać - rzuciła pod nosem, jakby to było normalne, że powinna czuć się winna temu, że musiał ją oglądać w takim stanie. W końcu naprawdę chciała unikać kłopotów, a co za tym idzie niepotrzebnych spotkań, jeśli czegoś mieszkańcy Lorne Bay jej nauczyli, to na pewno tego, że woleli nie mieć z nią zbyt wiele styczności. Z tego też względu pewna była, że należy przeprosić za samą jej obecność. - Może będzie lepiej, jak pójdę - zauważyła, zastanawiając się przez chwilę, czy nie lepiej byłoby gdyby bez słowa odwróciła się i zniknęła gdzieś za drzewami. Tylko, że głupio obawiała się ewentualnego pościgu, co chociaż absurdalne, w jej głowie wydawało się dość możliwym scenariuszem. - Naprawdę nie chciałam przeszkadzać - uniosła jeszcze dłonie, chociaż wcale nie musiała go uspokajać. Pamiętała po prostu czasy, gdy on i jego koledzy dręczyli ją tak bardzo, dokładając swoje własne cegiełki do tego, kim teraz była. Owszem, to Zeta kazał im przestać, ale tego Divina nie mogła wiedzieć, nigdy nie analizowała też za bardzo tego, co kierowało jej oprawcami. Z drugiej strony nie oskarżała ich też o najgorsze, czując, że przynajmniej połowę winy powinna wziąć na siebie.

Zeta Corrente
MANAGER — THE PRAWN STAR
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Zamieszkuje dzielnicę Tingaree i jest w 1/3 Aborygenem. Pracuje jako manager w the prawn star , bo to tak ładnie wygląda w CV, a gdy nie udaje przemiłego chłopca to pomaga ojcu w szemranych interesach. Obecnie chodzi wściekły na cały świat, bo jego siostra wyjechała i zostawiła go w tej zapadłej dziurze.
Nie miał powodów, by być dla niej w tym momencie okropnym, nieuprzejmym czy agresywnym. Przy czym co do tego ostatniego… nigdy też nie chciał być taki wobec żadnej osoby. A zwłaszcza wobec bezbronnej dziewczyny. Bardziej spodziewałby się, iż to ona ma wszelkie powody, by ich rozmowa nie była prowadzona na spokojnym gruncie. Zaczerpnął głośno powietrza, gdy usłyszał jej odpowiedź, bo niezbyt mu się ona spodobała. – Ja się znam i to żadna wymówka – oznajmił zgodnie z prawdą i spojrzał na nią badawczo. Nigdy nie spożywał narkotyków, ale to nie oznaczało, że nie znał – przynajmniej w teorii – ich działania i ewentualnych konsekwencji. Wiedział jak to świństwo działa na mózg i naprawdę był niemalże zły, widząc stan w jakim znajduje się Divina. Dlatego nie do końca potrafił ją zrozumieć – jak w ogóle była w stanie tak kogoś usprawiedliwiać? Nie chciał nawet wytykać jej, że przecież jej Bóg chyba potępia takie osoby. Zwłaszcza, że nie miał zamiaru tutaj wchodzić w jakąkolwiek polemikę, iż mogłoby być całkiem inaczej niż mu się wydaje.
Zerknął na nią przelotnie, nie rozumiejąc, dlaczego taka jest, dlaczego tyle razy go przeprosiła za to, że wpadli na siebie całkiem przypadkiem. I bardzo go to irytowało, prawdę mówiąc. Westchnął z politowaniem, wznosząc oczy ku niebu i potrząsając głową. – Żyjemy w wolnym kraju i możesz chodzić, gdzie chcesz – oznajmił, bo męczyła go już ta rozmowa, a jedyne, czego pragnął to tylko świętego spokoju i chwili dla siebie, by móc przemyśleć wszystkie problemy, które go dręczyły. – Powinnaś to zgłosić. Albo przynajmniej nauczyć się bronić, nie uważasz? Nie wydaje mi się, że dobrym pomysłem jest przyjmowanie takiego stanu w milczeniu i pokorze – oznajmił, wpatrując się w nią wymownie. I może nie miał prawa jej tego mówić w ten sposób, bo w ogóle jej nie znał i nie miał pojęcia czym tak naprawdę się kierowała, ale w jego głowie to była tylko ślepa wiara w pewne bóstwo. Powiedział to wszystko dlatego, że czuł, że powinien powiedzieć cokolwiek, bo inaczej Jedda by go znienawidziła. Zacisnął mocno usta i nie czekając na odpowiedź po prostu przeszedł obok niej obojętnie z zachowaniem pewnego dystansu, by nie naruszać jej przestrzeni osobistej i po prostu wrócił do domu.

/zt x2
ODPOWIEDZ