Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Louis Abernathy wyciągnął z kieszeni niewielki grzebyk, by zaczesać ciemne włosy do tyłu w geście godnym samego Travolty z Grease (a ten film był jednym z jego ulubionych) gdy tylko stanął na progu strażackiej remizy. W zasadzie od postaci z tego filmu nie różnił się wiele, w jeansach, prostym podkoszulku i skórzanej kurtce zdawając się być wyjętym z filmowej ekipy. Czarne oczy uważnie powiodły po otoczeniu z zaciekawieniem, bo chyba pierwszy raz miał okazję zwiedzić podobne miejsce, nie wiedzieć czemu kojarzące mu się ze skąpo ubranymi panienkami oraz rurami… A może chodziło o inne miejsce? Nie był pewien, bo choć podpalacz był z niego niezły (w poprzednim życiu oczywiście, Abernathy nie posunąłby się do połowy rzeczy, za które odpowiedzialny był Giovanni) tak z ugaszaniem pożarów nie miał nic wspólnego… I nie zamierzał mieć, przyprowadzony do remizy prywatnym śledztwem.
Otóż kilka dni wcześniej jakaś dwójka śmieszków postanowiła wkraść się na jego własną, prywatną łódkę. I choć ta ledwie trzymała się kupy, czasem nabierała wody i stwarzała zagrożenie podobne do wściekłego węża, tak przydawała mu się ogromnie gdy co niedzielę wypływał z niewielkiego portu celem łowienia ryb - zajęcia, które jak żadne inne pozwalało mu się odprężyć, jednocześnie dając te kilka, krótkich chwil podczas których nie musiał niczego udawać. Nic więc też dziwnego, że wściekł się okrutnie gdy przyszło mu gonić dwóch rozrabiaków przez bagna Saphhire River. I choć kondycję miał niczego sobie tak stracił trop, co wiązało się z całą gamą najróżniejszych przekleństw, zwłaszcza gdy zobaczył bałagan, jaki parka (bo był święcie przekonany, że o schadzkę właśnie chodziło) pozostawiła na niewielkiej łódeczce. Bałagan, pośród którego odnalazł etui z dokumentami należącymi do jakiejś panny Autumn z domu Goldsworthy, w którym najwidoczniej nie stawiano zbyt wielkiej uwagi na naukę manierów… Tak przynajmniej sobie powtarzał wizualizując sobie dziewczynę jako skupisko całego zła na tym boskim padole łez, kumulując na niej swoją złość wynikającą z wielu czynników, o których wspominać jednak nie powinien.
- Ej stary, gdzie znajdę Autumn? - Zagadał jednego z chłopaków, a gdy ten wskazał mu odpowiednie pomieszczenie pewnym siebie krokiem ruszył w jego stronę w zasadzie nie będąc pewnym, co też miał zamiar uzyskać. Satysfakcję? Przeprosiny? A może zwyczajnie miał dziś ochotę postrzelać fochem? Zapewne wszystko na raz, od czasu wypadku w pracy gdy dostał szpadlem w głowę nie bywał najmilszy, nadal czując nieprzyjemne mrowienie gdzieś z tyłu czaszki.
Przystanął w progu, przez chwilę przyglądając się sprawczyni całego zamieszania, z zaskoczeniem zauważając, że wcale nie wyglądała jak ostatnia wiedźma. Wręcz przeciwnie, było w jej urodzie coś, co mogłoby mu się spodobać gdyby nie złość nadal czająca się gdzieś w jego umyśle. Zapukał więc w drzwi, nie czekał jednak na jakąkolwiek prośbę tylko wszedł niczym do siebie, palce nadal zaciskając na dużej, czarnej torbie.
- Autumn Goldsworthy? - Upewnił się, zerkając na nią czarnymi oczami. - Zostawiłaś to na mojej łódce. - Oznajmił, po czym wcisnął jej w dłonie torbę wypełnioną śmieciami jakie znalazł w swojej łódce, uważając ten ruch na prawie równie dobry co upozorowanie własnej śmierci kilka miesięcy temu. Gio, jesteś genialny! Chwalił się w myślach, a cwany uśmieszek zamajaczył na jego ustach. - Razem z tym. - Dodał, wyjmując z kieszeni etui z dokumentami którymi pomachał dziewczynie przed nosem. Tych jednak nie miał zamiaru jej ot tak oddawać, o czym informowała buta w czarnym spojrzeniu jak i fakt, iż gdy tylko wyciągnęła palce po dokumenty odsunął swoją dłoń.
A gra dopiero się zaczynała.

autumn goldsworthy
ambitny krab
Grabarzem, baby!
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
[24]

Może nie popisała się wyjątkowo odpowiedzialnością i rozsądkiem podczas ostatniej przygody z młodszym braciszkiem, ale jak już wielokrotnie zdołała to sobie powtórzyć – sama chciała na moment oderwać się od poważnej dorosłości i zrobić coś, co dalekie było od odpowiedzialnego spotkania. Nie żałowała. Właściwie niechętnie musiała przyznać, że nawet ten krótkotrwały skok adrenaliny wpłynął na nią dobrze. W sumie… przyznała się nawet sama przed sobą, że chyba właśnie tego momentami jej brakowało w życiu – co jest dość absurdalne, zważywszy na jej profesję. W końcu już od bardzo dawna była taka poukładana i grzeczna, a kłopoty od nastoletniego wieku się jej nie imały. Niby tego właśnie chciała, ale nawet ta namiastka adrenaliny, której doświadczyła, gdy przyszło jej uciekać przez port przed właścicielem łódki, będąc mokrą od niedawnego wpadnięcia do wody było czymś, czego jej troszkę brakowało. Był to jednak jednorazowy wyskok. I nawet zguba legitymacji strażackiej nie zdołała jej popsuć tego wspomnienia przygody. Ponadto Autumn nie przyszło na myśl, że legitkę mogła zgubić właśnie tam, na tej łódce – była wręcz przekonana, że zginęła jej gdzieś w międzyczasie. Kompletnie zapomniała, że miała ją ostatnim razem – z jakiegoś nieznanego sobie powodu – właśnie w tamtych spodniach i najwyraźniej musiała jej zwyczajnie wypaść.
Nie sądziła na pewno, że przyjdzie jej poznać wściekłego właściciela łódki. Ba! Ani ona, ani Otis przecież nie wiedzieli do kogo owa łódeczka należała i prawdę mówiąc na tamtą chwilę kompletnie ich to nie interesowało. Zatem nie spodziewała się tej wizyty i nawet nie zaświeciła jej się żadna czerwona lampka, gdy ze zmarszczeniem brwi powitała nieznajomego w progu. Choć powitała padło tutaj trochę nad wyraz. Chwilę wcześniej niczego się nie spodziewając, związała włosy w dwa warkocze stylem francuskim (co nadawało jej dodatkowo niewinnego wyglądu), z czego końcówki włosy opadały na jej ramiona opięte czarnym T-shirtem, który sprawdzał się idealnie, gdy na akcje musiała ubierać się w mundur strażaka. Skrzyżowała ręce na piersi w geście obronnym – przyzwyczajona do tego, iż randomowi goście wpadający bezpośrednio do jej pracy nie zwiastują niczego dobrego. – Zależy kto pyta – odparła ze wzruszeniem ramion. Oparła się nawet o kant biurka tyłkiem odzianym w ciemne legginsy, spoglądając na mężczyznę podejrzliwie. W momencie jednak poluzowała ręce, w które wciśnięto jej śmieci. I ponownie zmarszczyła czoło. – Po pierwsze, to nie należy do mnie. Posprzątałam za sobą – oznajmiła, upuszczając worek śmieci na podłogę. – Widocznie ktoś jeszcze pożyczył łódkę – dodała, nie kryjąc się wcale z tym, że faktycznie na owej łódce byłam, bo ściemnianie niewiele by tutaj pomogło. – Po drugie, przepraszam za pożyczenie łódki, ale została zwrócona w nienaruszonym stanie, więc chyba nic wielkiego się nie stało – oznajmiła w miarę swobodnym tonem, choć oczywiście trochę głupia sprawa, że to wyszło i rozumiała poniekąd, że mężczyzna mógł mieć do niej pretensje. – A po trzecie, to należy do mnie. – I właśnie wtedy wyciągnęła dłoń w stronę legitki, której nie dostała we własne łapki. Reakcja i spojrzenie mężczyzny tylko ją zirytowały, co zaakcentowała zaciśniętymi ustami i niemalże morderczym spojrzeniem.
Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Louis Abernathy, a raczej Giovanni Italiano ukrywający się pod nowym imieniem oraz nową historią życia, doskonale znał potrzebę poczucia adrenaliny w żyłach. Niegdyś zaspokajał ją nielegalnymi wyścigami oraz kolejnymi akcjami na rzecz familii - im większe, im więcej musiał zaplanować aby się powiodły, tym większą satysfakcję oraz spełnieni odczuwał po ich wykonaniu czując w ustach posmak wystrzału adrenaliny. Tak, z pewnością były to piękne czasy… Przekraślił je jednak, przynajmniej tymczasowo, inny wyrzut adrenaliny sprawiający, że w środku zebrania przystawił broń do czyjejś skroni pociągając za spust.
Teraz, choć jego życie jako zwykłego grabarza pochodzącego z dalekiej Tasmanii było szalenie nudne, cały czas odczuwał delikatne mrowienie adrenaliny gdzieś pod skórą - musiał wszak być w gotowości, na wszelki wypadek gdyby wrogowie przejrzeli jego fortel i odnaleźli trop. Niczym zwierzę za którym podążali myśliwi stąpał uważnie, rozsądnie trzymając się od dawnych rozrywek, mimo iż temperamentne serce wyrywało się w stronę szaleństw.
Choć takim szaleństwem było, w pewnym stopniu, zjawienie się tutaj. Mógł przecież odpuścić kobiecie (która ku jego zaskoczeniu nie wyglądała ani na wiedźmę ani na podlotka) ten niewielki wybryk, nawet jeśli gnał za nią i jej kochasiem dalej w chaszcze aby ich dopaść, nic się w końcu nie stało… A jednak stał tutaj, z cwanym uśmieszkiem majaczącym na jego ustach, by po pierwszych jej słowach wyjąć niewielki grzebyk z kieszeni i zaczesać nim włosy do tyłu w bezwiednym odruchu, zawsze zdradzającym pierwsze oznaki zdenerwowania.
- Chyba nie do końca. Byłem na niej zaraz po tym jak ty i twój kochać mi zwialiście i właśnie to tam zastałem. - Mruknął więc z uporem, chociaż między jego wizytą a pościgiem minęło kilka godzin… To jednak nie było w tym momencie istotne, gdyż zwyczajnie zbytnią miał ochotę na to, aby droczyć się z nieznajomą panną. Ot tak, dla zasady… Albo z kaprysu, nie był pewien.
Wyciągnął więc dłoń wysoko ku górze niczym uczniak droczący się z dziewczyną, którą wpadła mu w oko (choć on sam jako nastolatek miewał o wiele lepsze zagrania) gdy ta uznała, że legitymacja należy do niej, nie mając zamiaru oddawać jej dziewczynie ot tak.
- Jest w nienaruszonym stanie i w takim pozostanie, nic wielkiego nie stanie się więc jak ją pożyczę i trochę poużywam, prawda? Przecież tak samo zrobiłaś z moją łódką. - Wysnuł więc, nie uginając się pod morderczym spojrzeniem dziewczyny. Takie spojrzenia już dawno przestały robić na nim wrażenie, a butna postawa Goldsworthy jedynie zachęcała, aby podroczyć się z nią jeszcze przez jedną, kolejną chwilę… Louis chyba zwyczajnie powoli zaczynał dziczeć, gdyż większość ludzi z jakimi miał ostatnio styczność była rozmowna jak trup… Bo właśnie trupami byli, to jednak uznawał za niewielki szczegół. - W zasadzie powinienem to chyba gdzieś zgłosić, nie? Kradzież łódki i utrata legitymacji… Myślisz, że lokalna gazeta by się tym zainteresowała? - Dodał, a psotne, chochlicze iskierki błyszczały w czarnych oczach, bo przekomarzając się z ładną dziewczyną bawił się niezwykle dobrze… I był ciekaw, do czego też mogła się posunąć, aby odzyskać swoje dokumenty.

autumn goldsworthy
ambitny krab
Grabarzem, baby!
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
Zabawne, że w niektórych aspektach mogliby nawet uznać, że mają podobne doświadczenia i… być może lęki? Tylko, że Autumn nigdy nikomu nie przystawiła broni do skroni – ani nawet nie wyrządziła nikomu fizycznej krzywdy. Och, może poza tym jednym razem, gdy jako podlotka uderzyła kolegę w niewątpliwe czułe miejsce, ale miała na to logiczne wytłumaczenie – w końcu ów ktoś zadarł z jej młodszym braciszkiem. To, co natomiast wydarzyło się później w życiu Autumn nie stało się bynajmniej z jej wina. Ona po prostu znalazła się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim towarzystwie, i będąc świadkiem egzekucji, na zawsze pozbawiła się jakiejś cząstki poczucia bezpieczeństwa. I choć próbowała się od tego odbić i zgodnie z obietnicą zapomnieć, co widziała, to jednak na dźwięk wystrzału czy widoku broni dostawała paraliżu, a serce biło jej tak, jakby przechodziła zawał.
Ale w tej chwili była kompletnie nieświadoma tego, kto przed nią stoi. Z trudem powstrzymała się od śmiechu, gdy mężczyzna oskarżył ją o schadzkę z kochasiem na jego łódce. Zagryzła więc tylko wargę. Jakże daleko był od prawdy. Niemniej, przez jej twarz przemknęło rozbawieniem, którego nie zdołała ukryć. Nie skomentowała tego jednak, nie chcąc słowem wspominać o drugiej osobie znajdującej się wraz z nią na łódce. Niemal wrodzona u niej była chęć ochrony brata i niewkopania go w żadne bagno, nawet jeśli ona poniesie jakiekolwiek konsekwencje.
Jakże dojrzałe – warknęła, gdy tak uniósł dłoń, czego i zapewne wcale nie musiałby tak ostentacyjnie robić, skoro był te dwadzieścia centymetrów od niej wyższy, ale najwyraźniej gest ten sprawiał mu niewyobrażalną satysfakcję. Autumn natomiast tylko przewróciła oczyma, ale nie starała się nawet wyciągać w górę dłoni, gdyż była i tak na przegranej pozycji. – Pewnie. Tylko do czego by tutaj użyć identyfikatora strażackiego ze zdjęciem jakiejś laski? – prychnęła z irytacją. Dodatkowo – dziewczyny, którą wszyscy znają w Lorne Bay, ale już wolała sobie tego komentarza oszczędzić i nie dodawać. Cóż, może brakło jej w tym momencie kreatywności, ale żaden konkretny pomysł nie przyszedł jej do głowy. Poza tym wolała nie dać się sprowokować nieznajomemu i zachować w tej chwili zimną krew, choć bynajmniej nie podobało jej się to droczenie się. – Zgłosić? A na jakiej podstawie? O ile wiem kamery w porcie nie działają od około sześciu miesięcy, a poza legitką chyba nie ma innych dowodów? – odparła obojętnie i ze wzruszeniem ramion, choć trzeba przyznać, że wyjątkowo z sobą walczyła wewnętrznie, by na mężczyznę ponownie nie warknąć i nie rzucić czymś, co miała pod ręką. Dla takiej wiedzy jednak opłacało się mieć znajomości w policji. W tym byłego chłopaka w narkotykowym, o którym pomyślała niemal natychmiast, machinalnie, gdy mężczyzna zagroził jej zgłoszeniem jej niewielkiego występku. Westchnęła głęboko. – I nie jestem pewna czy lokalne gazety faktycznie byłyby zainteresowane. Nie jestem aż tak ważna – dodała ze sztucznym uśmiechem i przekąsem poniekąd. Zauważyła, że mężczyzna nie bawił się w konwenanse i od razu przeszedł na ty. Niegrzecznie. Przemknęło jej jednak przez myśl, że chyba raz jeszcze powinna przeprosić i uśmiechnąć się ładnie w celu uzyskania rozejmu. W końcu zależało jej, by dokumenty odzyskać i o całej sprawie zapomnieć, a jakoś nie miała pewność czy jej próba zniechęcenia go zadziałała w jakikolwiek sposób.
Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Cieszył się, że dziewczyna nie ma najmniejszego pojęcia, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Giovanni Italiano bowiem dobrze czuł się pod przykrywką poczciwego grabarza jednocześnie mając czas na dokładne obmyślenie planu mającego zabrać go z powrotem na mafijne szczyty…
Przynajmniej w teorii, teraz będąc zbyt pochłoniętym dawaniem lekcji tej panience. W poprzednim życiu zapewne przyłożyłby do jej skroni pistolet wypowiadając kolejne groźby, teraz jednak… Cwany uśmieszek rósł na jego ustach, gdy ta przejawiała zniecierpliwienie oraz zdenerwowanie tym, jak unosił swoją dłoń wyżej byleby tylko nie dosięgnęła dokumentów. I było coś niezwykle uroczego w tym zdenerwowanym spojrzeniu, jakie mu posyłała zupełnie jakby ponownie patrzył na zdenerwowaną małą pandę, jaką niegdyś oglądał w ZOO w Melbourne za sprawą niezwykle głupiego pomysłu swojej byłej.
- Ale działa? działa. - Przyznał więc z cieniem satysfakcji w głosie, przynajmniej w pierwszej chwili, gdy dziewczyna uznawała jego działania za niedojrzałe. I już, już chciał coś dodać gdy z jej ust padły kolejne słowa - a te sprawiły, że Louis zmarszczył brwi w zastanowieniu, opuszczając odrobinę identyfikator aby dokładniej mu się przyjrzeć. Ot, zwykły kawałek plastiku ze zdjęciem, imieniem oraz nazwiskiem i jeszcze kilkoma informacjami, teraz zdającymi się być niezwykle nieistotnymi. - No nie gadaj, że to do niczego się nie przydaje. Musicie coś z nich mieć, nie? Nie wiem, otwierają jakieś tajemne drzwi… albo chociaż darmową kawę. - Wysnuł w zastanowieniu, przenosząc spojrzenie ciemnych oczu na towarzyszącą mu kobietę. Był ciekawy, do tej pory strażaków głównie obserwując podczas pracy w momentach, gdy sam podkładał gaszony przez nich ogień… To jednak było jedynie detalem i niezwykle nieistotnym szczegółem.
Z pewnością.
Nie miał jednak pojęcia, że ma do czynienia z kimś, kto był znany w Lorne Bay - sam w tym miasteczku był ledwie od kilku tygodni i jakoś nie udało mu się jeszcze w pełni poznać wszystkich wartych poznania osób… Bądź plotek na ich temat, które grabarz zawsze chłonął z zainteresowaniem gdy przyszło mu spotkać jakąś chętną do opowiadania duszyczkę. - A więc mam do czynienia z przestępczością zorganizowaną, skoro wiedziałaś nawet o niedziałających kamerach? - Rzucił, lecz w męskim głosie coraz mniej było złości a coraz więcej zwyczajnego rozbawienia. Och wiedział, aż nazbyt dokładnie, że z tymi zorganizowanymi nie miała nic wspólnego, nie mógł tego jednak wiedzieć prosty Louis Abernathy.
- Kim więc jesteś skoro nie jesteś ważna? Po za złodziejką łódek, oczywiście. - Odrobinę filozoficzne pytanie uleciało z jego ust, podejście dziewczyn do sprawy zaciekawiło go jednak sprawiając, że na chwilę odsunął od siebie vendettę za kradzież łódki oraz wszelkie złośliwości, zupełnie jakby chciał zapełnić czymś czas w którym rozważał podjęcie kolejnej decyzji… Albo zwyczajnie w ostatnich dniach poszukiwał takich krótkich pogawędek czasem odczuwając dziwną, niezbyt przyjemną samotność w tym zapomnianym przez wszystkich miejscu.

autumn goldsworthy
ambitny krab
Grabarzem, baby!
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
Autumn zapewne nie miała pojęcia, że Giovanni, a w zasadzie to Louis Abernathy, bo pod takim imieniem i nazwiskiem powinna go znać, jest grabarzem. Zapewne jej rodzice – państwo Goldsworthy – by wiedzieli, bo w końcu byli nieco bardziej przyjaźni wobec sąsiadów i społeczności miasteczka generalnie, i posiadali więcej umiejętności społecznych niż ona. Natomiast Autumn nie znała mężczyzny stojącego przed nią, co tylko potęgowało jej irytację, gdy tak się z nią otwarcie droczył i stosował na niej chłopięce niemalże zagrywki rodem z gimnazjum. Kompletnie nieświadoma też była jego porównania jej osoby do pandy w zoo, co było urocze pod pewnym aspektem i zapewne prawdziwe, bo tymi warkoczykami tylko dodawała sobie nieświadomie uroku, ale jednak podobna uwaga porządnie by tylko rozjuszyła Autumn. Jeszcze bardziej niż była w chwili obecnej.
Znów parsknęła tylko śmiechem, unosząc brew w geście zdumienia. Czego on oczekiwał? Legitka nie była przepustką niczym klucze do miasta – raczej tylko kawałkiem plastiku, który pozwalał jej bez tłumaczenia się wtargnąć na miejsce podpalenia. No dobrze, może dostawali czasem zniżkę na piwo, ale pewnie też nie wszyscy. – Tajemne drzwi? To nie jest MI6 – oznajmiła, krzywiąc się na ową bezmyślną uwagę. Przez głowę przymknęło jej zapytanie, dlaczego w ogóle kontynuuje z nim tą rozmowę.
Społeczności małomiasteczkowe miały to do siebie, że po prostu się znały, ale jeśli chodziło o osobę Autumn to tutaj dochodził jeszcze jeden aspekt. Oprócz tego, że jej rodzina od pokoleń była w tym miasteczku to jeszcze w wieku nastoletnim Autumn skutecznie zadbała o swoją reputację. Pewnie nieco starsi policjanci lub ci co odeszli już na emeryturę z pewnym błyskiem w oku zaserwowaliby mu opowieść o tym jak niejednokrotnie musieli odwieźć dziewczynę do domu i jak to myśleli, że już jest stracona przez te swoje śliskie łapki. A tymczasem ona odbiła się zupełnie.
Wszystkie informacje ma pan w zasięgu ręki. Powiedzenie o sobie czegokolwiek więcej uważam za zbyteczne – powiedziała i lekko wzruszyła ramionami, po czym założyła ręce na piersi i spojrzała mu w oczy. – A łódkę tylko pożyczyłam – przypomniała uparcie, bo doskonale znała różnicę między takim „pożyczeniem”, a faktyczną kradzieżą. Na tym kawałku plastiku co prawda znajdowało się tylko jej imię i nazwisko oraz stopień i jednostka, i do kiedy była ważna jej legitymacja, ale i te kilka informacji Autumn uważała za wystarczające. Dla porównania – ona nie wiedziała zupełnie niczego o swoim rozmówcy. Poza tym, że był właścicielem łódki, na której ostatnio miała rozmowę od serca ze swoim bratem. – Raz jeszcze przepraszam. Mogę prosić teraz o zwrot legitki? – spytała i ponownie wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny, oczekując zwrotu własności i uśmiechając się przy tym dość specyficznie, bo na pograniczu bezczelno-słodkiego uśmieszku. Na moment chyba straciła czujność i wydawało jej się, że obejdzie się bez dalszego szantażu.
Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Cień zawodu pojawił się na twarzy grabarza, gdy dziewczyna przyznała, że ten kawałeczek plastiku w zasadzie nic nie znaczy i nie wiąże się z jakąś ciekawą opowieścią. A te mężczyzna niezwykle lubił, zwłaszcza gdy niosły ze sobą przede wszystkim ciekawe informacje, które mógłby później wykorzystać. Tak, Louis uwielbiał wszelkiego rodzaju soczyste ploteczki oraz przemycane informacje oraz dwuznaczności, z których mógł później usnuć całą sieć swoich kłamstewek oraz intryg. Mógł bowiem ukrywać się pod innym imieniem, nazwiskiem oraz zawodem, nie potrafił jednak w pełni powstrzymać lisiej natury, która ciągle odzywała się gdzieś z tyłu jego głowy podszeptując rzeczy, których zapewne nie powinien słuchać.
- A bo ja wiem? Nigdy wcześniej nie byłem jednostce, kto tam was wie co ukrywacie za tymi rurami. - Mruknął z pozoru posępnie, chociaż kąciki jego ust powędrowały odrobinę ku górze. Faktycznie nigdy nie zwiedzał jednostki, nie znał również żadnego strażaka i podobna legitymacja zwyczajnie podsycała różne teorie godne najlepszych programów poświęconych konspiracyjnym teoriom. Zapewne gdyby legitymacja prowadziła w podobne miejsca nie oddałby jej, wpierw chcąc pozwiedzać jednostkę ale teraz kawałek plastiku wydawał mu się zwyczajnie bezużyteczny.
Uniósł brew z zaciekawieniem wpatrując się w dziewczynę o prezencji zupełnie nie wskazującej ani na charakter ani na swego rodzaju butę jaka pojawiała się w jej głosie. I gdzieś z tyłu jego głowy pojawiło się zwyczajne zaintrygowanie ów dziewczęciem, które Louis Abernathy starał się zdusić w zarodku. Nie sądził bowiem, że kiedykolwiek jeszcze przyjdzie mu spotkać dziewczynę, a jego łódka z pewnością powinna znaleźć inne miejsce w tym podłym porcie.
- Zaskakujące, jak sprowadzasz się do kilku linijek tekstu i mało korzystnego zdjęcia. - Stwierdził więc, już dawno rezygnując z iście formalnego podejścia na per pani, które zwyczajnie nie wydawało mu się być odpowiednim w momencie, gdy mierzył się ze zwykłą złodziejką jego własnej łódki. - Jasne. - Skwitował więc jedynie jej słowa dotyczące pożyczania łódki i przez chwilę zwyczajnie mierzył ją uważnie czarnymi oczami od stóp po sam czubek głowy, zupełnie jakby zastanawiał się czy powinien oddawać jej ten niewielki kawałek plastiku.
- Na przyszłość wolę, gdy wiem, że ktoś pożycza moją łódkę. - Wypowiedział w końcu, po czym wyciągnął dłoń z legitymacją w stronę dziewczyny, chcąc zwrócić jej własność. I choć mógłby ciągnąć podobne przedstawienie jeszcze przez kilka godzin, coś jednak sprawiło, że zwyczajnie odpuścił chcąc oddać jej legitymację.

autumn goldsworthy
ambitny krab
Grabarzem, baby!
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
Widząc ten cień zawodu tylko wzruszyła ramionami z bezczelnym uśmieszkiem. W tym przypadku naprawdę niewiele mógłby uzyskać z zatrzymania jej legitymacji – o ile nie zmieniłby płci albo nie przerobił plastiku na potrzebę udawania kogoś, kim nie był tylko po to, by wślizgnąć się pod przykrywką do jednostki z tylko znanych powodów. Tylko po co akurat do budynku straży pożarnej? Jeszcze rozumiałaby jakby trafiła mu się policjantką albo pani detektyw, bo prawdopodobnie na posterunku policji było znacznie więcej interesujących informacji. Ale straż? Bo tego Autumn nie była w stanie wymyślić. I o ile faktycznie nie chciał jej zgłosić za to przewinienie, to naprawdę nie widziała powodów, by miał jej nie oddać jej własności. Parsknęła śmiechem i potrząsnęła w odpowiedzi głową, co w zasadzie miało oznaczać, że za tymi rurami – swoją drogą dość mylne wyobrażenie jednostki – nie kryje się nic. – Nie, szara i nudna rzeczywistość – odparła tylko. Już nawet nie próbowała go zniechęcić, bo mówiła całkiem szczerze.
Mało korzystnego zdjęcia? – powtórzyła za nim ze zmarszczonym czołem, wyłapując tylko to z jego wypowiedzi w pierwszej chwili i prychnęła. Cóż, niewiele więcej mogła powiedzieć. To nie tak, że jej osoba sprowadzała się do kilku nierównych linijek tekstu na kawałku plastiku, ale były to informacje ogólnodostępne dla szarej masy i te kilka kwestii powinny być w zupełności wystarczające. A przecież nie miała zamiaru teraz grać w żadne gierki dotyczące odsłania kart i tego kim była, bo też nie widziała w tym sensu. Zwłaszcza, że o swoim rozmówcy nie wiedziała zupełnie niczego, a mogła powiedzieć, że powoli zaczynało ją to trochę zastanawiać. Zwłaszcza, że na ten moment nawet nie pamiętała jak wyglądała owa łódka, w którym stała doku i co było na niej wyryte – o ile cokolwiek było.
Zatkało ją – co prawda miała nadzieję, że tak właśnie się ta sytuacja rozwiąże, ale i tak się zdziwiła. Niemalże machinalnie odebrała od niego legitymację, której przyjrzała się szybko i z ulgą stwierdziła, że kawałek plastiku nie ucierpiał. – Zaraz, zaraz… I to wszystko? Zero szantażu, zero odgrażania się? Jestem wzruszona… – powiedziała ironicznie zanim stwierdziła, że o wiele lepiej wyszłaby na tym, gdyby się po prostu zamknęła. Skarciła się w myślach za głupotę i pewnie będzie sobie jeszcze przez długi czas wypominać to, że w ogóle się odezwała – bo zabrzmiało to trochę tak jakby sama upominała się o kłopoty. Widocznie jednak przebywała wyłącznie z nieodpowiednim gatunkiem męskim, skoro tak niewiarygodne było to, że miało jej się po prostu upiec.

Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Louis Abernathy był w stanie pomyśleć o przynajmniej kilku rzeczach, jakie można było pozyskać z włamania do straży pożarnej, nie miał jednak zamiaru głośno wypowiadać swoich myśli. W poprzednim życiu bowiem doskonale wiedział, że nie raz te najmniej istotne, najbłahsze rzeczy mogły przydać się w sytuacjach, których z początku nie połączyłoby się z danym wydarzeniem. To w tym momencie nie było jednak istotnym, bo plastik przestał być interesujący gdy powiązano go z szarą oraz nudną rzeczywistością, a ciemne spojrzenie na dłużej utkwiło w twarzy pani strażak… Tylko po to, aby mógł wywrócić teatralnie oczami na jej kolejne słowa. Oczywiście, przecież żadna kobieta nie była w stanie zwyczajnie zaakceptować komplementu jaki padał z męskich ust, musząc go podważać bądź uznawać za coś, co było obraźliwym - a przecież Abernathy się starał, choć nigdy nie był dobry w te gierki, w przeciwieństwie do pewnego Włocha.
- Aha, kiepsko na nim wyszłaś. W rzeczywistości wyglądasz lepiej i był to komplement. - Wyjaśnił więc z cieniem podirytowania w swoim głosie choć męskie usta układały się w cień uśmiechu. W końcu oddał jej legitymację, a gdy zaskoczenie pojawiło się na jej twarzy parsknął cichym śmiechem nie sądząc, aby cokolwiek było w stanie sprawić, że pani strażak braknie słów… No, może gdyby przyszło mu żartować w bardziej męskim gronie, przy damie jednak niektórych żartów wypowiadać nie wypada.
- Mam dziś dobry dzień. - Stwierdził więc pozornie obojętnie wzruszając ramieniem. W gruncie rzeczy nic wielkiego się nie stało i choć przekomarzania z dziewczyną sprawiały mu dziwną przyjemność wiedział, że niedługo przyjdzie czas aby wrócić do pracy i przestać zawracać jej głowę.
A może jednak nie?
- Ale jeśli tak bardzo chcesz, to dam ci się zaprosić na kawę albo lunch powiedzmy, że w ramach rekompensaty strat moralnych. - Propozycja sama uciekła z jego ust, a mężczyzna ponownie wyjął z kieszeni niewielki grzebyk, aby przeczesać ciemne włosy. Rozmówcą była ciekawym, a jemu chyba powoli zaczynała doskwierać zwykła, prosta samotność spowodowana znalezieniem się w nowym miejscu, bez większej ilości znajomości - jego klienci mimo prób nigdy nie byli rozmowni.

autumn goldsworthy
ambitny krab
Grabarzem, baby!
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
Spojrzała na niego z lekkim niedowierzaniem. Nawet nie chodziło o to, że nie potrafiła przyjmować bez sporej dawki sceptyzmu i sarkazmu komplementu – po prostu jego słowa dalekie były od miłych słówek, jakimi ją zazwyczaj obdarzali mężczyźni, którzy chcieli coś wskórać. Dla niej trochę koślawe były te słowa rzekomego uznania, ale widocznie mężczyzna przed nią uznał je za dość wartościowe na tyle, by faktycznie wyjaśnić jej, iż mówi jej komplement, co powinna docenić. Przewróciwszy oczyma tylko się wyprostowała, ponownie krzyżując ręce na piersi. – Dziękuję? Chyba. Bo nadal nie brzmi to jak komplement, ale niech będzie – oznajmiła powoli i spokojnie, zamierzając zresztą porzucić ten temat jak najprędzej. Zwłaszcza, że faktycznie na moment wybił jej z tego jakże uroczego przekomarzania się, robiąc coś tak nieoczekiwanego, jak po prostu oddając jej legitymację, którą od razu przyjęła i schowała do kieszeni.
Cóż… – zaczęła Autumn, wydymając usta i zastanawiając się czy rzeczywiście nie powinna zaryzykować. Dość nonszalancka była to próba wymuszenia ponownego spotkania i Goldsworthy nieomalże nie parsknęła śmiechem na sugestię, iż to ona powinna zapraszać mężczyznę na kawę bądź lunch, ale musiała przyznać, że wcale nie chciała tak kategorycznie odmawiać. Z niewiadomych powodów. I nagle w remizie rozbrzmiał sygnał wzywający do akcji. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. – Uratowana przez dzwonek. Obowiązki wzywają – powiedziała, bezradnie wzruszając ramionami. – Ale w razie czego wiem, gdzie cię znaleźć. Poza tym będę jutro o dwudziestej w Moonlight. Powinieneś wpaść – oznajmiła jeszcze, wymijając go tanecznym i lekkim krokiem i ironicznie mu salutując, gdy była już przy drzwiach. Dopiero, gdy go tak swobodnie mijała to zorientowała się jaki jest wysoki. – Odprowadzisz pana do wyjścia? – spytała, mijając koleżankę w drzwiach pomieszczenia i tylko z przelotnym uśmiechem cisnącym się na jej usta, pognała by się przebrać w odpowiedni strój. Nie czekała na odpowiedź, gdyż niezbyt miała na to czas, ale skłamałaby mówiąc, że nie była ciekawa czy ów mężczyzna faktycznie pojawi się w Moonlight. Choćby z czystej ciekawości – bo prawdę powiedziawszy ona była bardzo ciekawa.

[zt x2]
dziękuję za grę! odezwę się na pw :fox:
ODPOWIEDZ