barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Nie miał pojęcia, z której części Francji pochodzi. Ba, niekoniecznie potrafiłby nawet poprawnie umiejscowić na mapie wszystkie inne miasta niż Paryż, który to dość automatycznie z chłopakiem powiązał. Tak, był ignorantem, ale zdawało się, że nie jedynym — wszystkim, a głównie szalonym pannom, wystarczał przecież ten jego pociągający akcent. Wyglądał w dodatku na tyle egzotycznie, że dopisanie mu willi w stolicy Francji, niezliczonych zer na koncie i wielu szalonych przygód, rozpoczętych jeszcze w liceum, dopełniało tylko tychże przedziwnych marzeń, jakie to, być może nieświadomie, wokół siebie roztaczał. Skąd mógł wiedzieć, że powtarzane wszędzie plotki są pięknie brzmiącym kłamstwem? — No, współlokator. Ktoś, z kim się mieszka, żeby płacić mniejsze rachunki — wyjaśnił mu z lekkim zakłopotaniem, nie wiedząc, jak tę jego reakcję winien odczytać. Dlatego po prostu uznał, że nie jest zaznajomiony z tym słowem i cóż, gdyby nie ta cała afera związana z telefonem, pewnie prędko odnalazłby odpowiednie wyjaśnienie w tłumaczu. — Och, nie, dom to za dużo powiedziane. To taka niewielka chatka nad morzem, w Lorne Bay — wyjawił mu, po czym lekko się zarumienił, bo… Co jeśli Francis będzie chciał go odwiedzić? Przeprowadzić korepetycje właśnie tam? Przecież… Nie, nie mógłby go wpuścić, nie byłby w stanie. Nawet gdyby sprzątał to miejsce przez cały miesiąc bez przerwy nie wyglądałoby jakkolwiek znośnie. Począł się więc w duchu modlić, by temat Orpheusa i paskudnej chaty został przez chłopaka porzucony.
Z cichym westchnieniem ruszył przed siebie, co jakiś czas zerkając z ukosa na Francisa. Czy raczej, swój telefon, o którego dalsze losy nadal idiotycznie się martwił — nie miał wciąż pewności, co też absurdalnego mogłoby się stać, ale nie było to nawet ważne. Po prostu nie ufał chłopakowi, to wszystko. Z ulgą więc pochwycił więc swój sprzęt, obrzucił go uważnym spojrzeniem, a następnie wsunął do tylnej kieszeni spodni. — Literaturę — rzucił ogólnikowo, uważając, że wchodzenie w szczegóły nie ma najmniejszego sensu. — A ty? — dodał ze szczerym zaciekawieniem, bo jak dotąd nawet się nad tym nie zastanawiał. A przecież musiał to być jakiś wyjątkowy, fikuśnie brzmiący kierunek, który określono mianem najmodniejszego w tym roku.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
W swoim nadzwyczaj wyrozumiałym usposobieniu, wrodzonej pogodzie ducha, nieskrywanej ekscytacji towarzyszącej niemal bezustannie - we wszystkim tym skrywał się Paryż. Paryż, który napełniał jego serce goryczą, Paryż, którego przysiągł sobie nienawidzić do końca swych dni. Nie chciał więc wiedzieć, że to właśnie z tym Paryżem niesprawiedliwie wiąże jego losy Perykles. Gdyby wiedział, wymierzyłby mu lewego sierpowego.
- Fascynujące - mruknął, nie nasączając jednakże swej reakcji sarkazmem. Obojętność ta była wyrazem biegnących mu po głowie myśli, które próbował, a nie potrafił dogonić. - Maison en bord de mer… Musisz… Prenez-moi… Kiedyś. Wziąć. Sam przyjdę - oznajmił koślawo, mimo wszystko doprawiając swe słowa uśmiechem. To nie tak, że zapragnął go podrażnić. Nie tak, że denerwowanie kogoś sprawiało mu swoistą radość. Wszystko mówił szczerze, za każdym razem.
Prześledził uważnie trajektorię odkładanego do kieszeni telefonu, chcąc nie chcąc pogłębiając swój uśmiech o szelmowski wyraz. - Literaturę? - powtórzył za nim niepewnie, w głowie starając się dopisać to słowo do czegoś konkretnego; czegoś, co nabrałoby sensu. - W sensie że les livres? Czytać, lubisz czytać? - odgadł z brakiem przekonania, choć kiedy teraz na niego spoglądał, faktycznie wyglądał na miłośnika książek. Z początku zakładał, że Perykles studiuje medycynę czy coś w tym rodzaju. A kiedy padło pytanie o jego preferencje, pokręcił z rozbawieniem głową. - Psychologię - odrzekł niosąc to wyznanie śmiechem, w sposób tak niepoważny, że nie dało się orzec, czy tylko się zgrywał, czy jednak mówił poważnie. Stawiając kolejne kroki, wiodące ich w kierunku wysokich wieżowców i niewielkich kawiarenek wypełnionych po brzegi turystami, odbił nagle w prawo, trącając tym samym sylwetkę chłopaka, uginającą się lekko w celu utrzymania równowagi. Oczywiście mógł wybrać mniej agresywny sposób na zmianę trasy, ale dziś nadzwyczaj upodobał sobie naruszanie strefy osobistej tego bruneta. Dochodząc do jednej z najstarszych alejek miasta, otoczonej zdobionymi budynkami w odcieniach szarości, ecru i brązu, wskazał głową na przydrożny antykwariat, wystawiający na popękanym trotuarze zgraję zakurzonych i pourywanych książek i jedną z nich pochwycił do dłoni, wciskając ją następnie w klatkę piersiową chłopca, którego imię zdążył już zapomnieć. - U mnie się nie czyta - oznajmił zaskakująco dobrym jakościowo angielskim, po czym skinął głową właścicielowi sklepu, w formie niewerbalnego powitania. - Uważają to za… faiblesse - wyjaśnił, tym razem nie będąc już w stanie dokończyć zdania w odpowiednim języku. Słowo to jednakże dało się zrozumieć i bez znajomości francuskiego; zarówno wyraz twarzy, krzywiący się tak, jakby kogoś ordynarnie przedrzeźniał, tęczówki zakreślające pełen okrąg, a także urażony ton głosu jasno wskazywały na sens wypowiedzianego wyrażenia. - La maladie - doprecyzował, powoli wydychając z płuc powietrze i sięgając po inną z ksiąg. Zarówno ta trzymana teraz, jak i wręczona wcześniej brunetowi, opstrzona była zawijasami typowymi dla języka francuskiego. Dziwił się, że to miejsce jeszcze istniało.

pericles campbell
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Przyjdzie. Do ruiny skąpanej odorem klęsk i katastrof; do miejsca, które jesienią zalewa brunatna, mazista woda, szponami swymi ciągnąć wszystko w kierunku bagien. Do chaty z niedziałającym zamkiem w łazienkowych drzwiach, zepsutym kuchennym światłem i niewielkim, zagraconym pokojem, który nazywał swoim. Do miejsca, w którym ukrywał Orfeusza tak, jakby należał wyłącznie do niego, nawet jeśli obecnie rozkwitała między nimi nienawiść. — Eee… Jasne, wpadaj k-kiedy chcesz — odparł niby obojętnie, wzruszając lekko kościstymi ramionami. Przecież nie znał adresu. Jeśli o niego poprosi, Perry napisze mu to w taki sposób, by nie mógł odnaleźć się potem między ulicami Lorne Bay. I przez jakiś czas będzie bezpieczny, a potem, potem — kontynuacja najpewniej po prostu nie nastąpi, bo Francis pojmie, że lepiej trzymać się z dala od tego filigranowego, nieszczęsnego chłopca.
I pisać. Chciałbym kiedyś wydać swoją książkę — zdradził, wciąż obojętnie, nieco przy tym zakłopotany. Raczej nie dzielił się tym marzeniem z resztą świata; kiedy raz wspomniał o tym Philippie, z którą przyjaźnił się od lat, zareagowała tak gromkim śmiechem, że musieli unikać się potem przez cały miesiąc. Nie śmiał też skomentować kierunku obranego przez chłopaka; otoczka, z którą wypowiedział to jedno słowo pogłębiła trawiącą ciało Peryklesa konsternację. Wyśmiewał go czy psychologię? A może po prostu wszystko, przeklinając fakt, iż przyszło mu studiować w Australii, nie będącej wcale tak piękną, jak mu obiecywano? Milcząc więc stawiał kolejne kroki, nie reagując nawet wtedy, gdy Francis bez uprzednich wskazówek wymuszał na nim zmianę kierunku ich trasy. Nie wyglądało co prawda na to, by ten miał być jakkolwiek niebezpieczny — nie zachowywał się jak te półgłówki, których mentalność zatrzymała się na poziomie wczesnego liceum — ale i tak Perry obawiał się mu jakoś przeciwstawić. Wydał z siebie zduszony odgłos dopiero wtedy, gdy przestarzała książka pchnięta została w jego klatkę piersiową. Chwyciwszy ją w dłoń, utkwił spojrzenie w stosach zapomnianych i niechcianych lektur. — To głupie — odparł jedynie, nie do końca pewien, czy w odpowiedni sposób zrozumiał padające słowa. Otworzył też wręczoną mu książkę na przypadkowej stronie, niechętnie wpatrując się w szlaki obcego języka. — To dlatego wyjechałeś? — spytał nagle, nabierając jakiejś wątłej pewności siebie. Utkwił w nim przenikliwy wzrok, zdając sobie sprawę, że ten idealny chłopiec nie pochodził wcale z Paryża — nie mógł — i nie był, wobec tego, tymże boskim ucieleśnieniem nierealnych marzeń niemal wszystkich miejscowych studentów.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Jeszcze tydzień temu słowo “pisać” w języku angielskim sprawiało mu niewysłowioną trudność. Brzmiąc jak dziesięć innych wyrazów o całkiem odmiennym znaczeniu, wściekał się, kiedy przychodziło mu słyszeć je (lub mu podobne) w krótkim, powolnie wymawianym zdaniu, a teraz, natrafiając na nie w skomplikowanej, niewyraźnej i zanadto pędzącej konstrukcji, podrapał się w konsternacji po karku i przekrzywił twarz delikatnie do boku. - Znaczy… Chcesz być… Pisarzem? - spytał niepewnie, jak zwykle głupiejąc w tego typu momentach - to jest kiedy ktoś przeceniał jego anglojęzyczne zdolności. A później, po pokonaniu już labiryntu alejek i uliczek, po pochwyceniu w swe objęcia zakurzonej księgi o pourywanych rogach, uderzyło go pytanie, które nigdy jeszcze nie zostało wymierzone w jego stronę.
Czy dlatego wyjechałeś?
Czy faktycznie dlatego wyjechał? Bo nikt z jego otoczenia nie zaczytywał się w stronach zakurzonych książek? - Nie - odrzekł więc krótko, dostrzegając ten dziwny sposób, w jaki chłopak mu się przyglądał. Jakby rozgryzł już jego naturę, jakby przejrzał wszystkie tajemnice jego świata. - Les livres. Książki - wydostał z siebie nagle inny tor rozmowy, najwidoczniej nie odnajdując w powodzie swego wyjazdu upragnionego tematu dyskusji. Nie chciał zdradzać tego sekretu, czy po prostu sam nigdy tak naprawdę go nie poznał? - Powtórz - polecił mu, poważniejąc nieoczekiwanie. - La lettre. Litera, druk, list - kontynuował, błądząc palcem po otwartej lekturze, wskazując na poszczególne jej cząstki, będące odpowiednikiem wypowiadanych słów. - La couverture. Okładka - pędząc w swej przedziwnej lekcji, nie zwrócił uwagi na nagłą, zaskakującą płynność w angielskim - na brak zawahania, który towarzyszył mu nieustannie. - O czym chcesz pisać? - spytał jeszcze, znów przeskakując w osobliwy sposób między kolekcją niedopasowanych tematów.

pericles campbell
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Mówienie o tym, czego by chciał nie łączyło się ściśle z jakimkolwiek konkretnym planem; choć wypowiadanie niektórych słów przychodziło mu z łatwością, wiedział jednocześnie, że należą one wyłącznie do sfery płonnych marzeń. Że nigdy tak naprawdę nie uda się mu niczego napisać, że nigdy nie odnajdzie swego nazwiska pośród książek stojących z gracją na księgarnianych półkach. — Chyba — wzruszył wyłącznie ramionami, bo skrywała się w tym zbyt wielka niepewność. Dlatego nie rozprawiał o tym z kimkolwiek; przekonany był, że Francis już weryfikuje zasłyszane informacje i kpi z tak nierealnego snu.
A potem, westchnąwszy uprzednio, począł powtarzać kolejno padające słowa. Les livres. La lettre. La couverture. — Wymawiam to dobrze? Kuwertir? — nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie; od samego początku tych korepetycji wiedział, że poznanie francuskiego w żaden sposób jego życia nie zmieni. Ale skoro chłopakowi udało się go już namówić na wagary i zaciągnąć do antykwariatu, uznał, że ten jeden raz może się postarać. Tym bardziej, że poza nauką nie mieli z Francisem za bardzo o czym rozmawiać. — Nie wiem — odparł obojętnie, opierając się o jedną z półek. Nie chciał zabrzmieć niegrzecznie, choć nie miał z tym nigdy problemu — złośliwości wpisane były w jego charakter z powodu wszystkich zaczepek i podłości, którymi atakowali go inni — lecz po prostu nie miał pojęcia. — O ważnych sprawach. O tym, że ludzie są nimi nazbyt przerażeni i wolą je w sobie unicestwić, zamiast w końcu zacząć żyć — ponownie wzruszył niedbale ramionami i wyciągnął zakurzoną książkę stojącą nieopodal. — Wiem, że to głupie — dodał zaraz, unikając jego spojrzenia. Po raz pierwszy zdradził komukolwiek tak wiele — prawdopodobnie dlatego, że Francis i tak nie miał zrozumieć połowy słów — i uzmysłowił sobie, że to w istocie strasznie naiwne. Idiotyczne. I że może lepiej nie pisać jednak niczego wcale. Zaczął więc znów powtarzać szeptem, les livres, la lettre, la couverture.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Koniuszek palca błądzący dotychczas po przyprószonej upływem czasu księdze, dołączył wreszcie do reszty palców, by wraz z nimi powędrować ku peryklesowym ustom. - Pas exactement. Bardziej… miękko. Za bardzo spinasz usta - oznajmił, z początku delikatnie muskając opuszkami jego wargi, a po chwili przyciągnął ku sobie ich kąciki. - Coś raczej jak kuwertiur - poinstruował, przemykając wzrokiem z krańca twarzy wprost na jego oczy i posyłając mu jeden ze swych nierozwikłanych uśmiechów. Głuchy łoskot narastający nagle między ich sylwetkami był następstwem zwinnego zamknięcia obejmowanej wciąż w lewej dłoni lektury i przepustką ku temu, by rozluźnić uścisk palców, oderwać je od skóry Peryklesa i pogłębić grymas zakwitły przed momentem na francuskiej twarzy. - A co jeśli próbowali, ale nie potrafią żyć? - spytał półszeptem, nie ściągając z jego oblicza do reszty zaintrygowanego wejrzenia swoich błękitnych oczu. Być może właśnie w tym krótkim, niewinnym zdaniu skrywała się cała natura jego istnienia i tajemnica ucieczki z lawendowych pól. Być może. - Chciałbym stać się kiedyś choćby czyjąś dedykacją - dodał bezszelestnie, na krótki, nieuchwytny moment wędrując wzrokiem gdzieś poza jego osobę, poza cały ten, przerażający go świat. A potem zaśmiał się pogodnie, jakby wypowiedziane słowa wcale nic nie znaczyły, jakby nie obnażały smutku skrywanego gdzieś głęboko w sercu. - Spodoba ci się - odrzekł nagle, spojrzawszy na ściskaną w peryklesowych objęciach książkę. - La Douleur Exquise - wymówił na głos widniejący na jej oprawie tytuł i niepewnie wejrzał znów w jego przepełnione bezchmurnym niebem oczy. - To dźwięk rozdzierającego się serca, kiedy dociera do ciebie, że osoba, bez której nie wyobrażasz sobie życia, nigdy nie będzie twoja - wyjaśnił tonem pochłoniętym rzewną nutą, a potem, nie odciągając ani na moment swego spojrzenia, odłożył trzymaną dotychczas lekturę na drewnianą powierzchnię i ponownie uniósł swą dłoń, zbliżając ją do peryklesowej twarzy. - Je peux t’embrasser? - spytał, pochłonięty już tylko obrazem jego ust, od których nie potrafił oderwać swej uwagi.

pericles campbell
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Ułożone gniewnie brwi, ściągane w dół wraz z kolejnym dotykiem, stanowić miały jednoznaczne ostrzeżenie. Nie przesadzaj. Ale zamiast wydobyć z siebie słowa pretensji, wbrew swemu uporowi, wyszeptał niepewnie problematyczne słowo i nabierał pewności, że nigdy, przenigdy, nie odważy się wypowiedzieć go głośno. Że zawsze już tylko kojarzyć się mu będzie z tą absurdalną sceną, która wprawiała go w stan niezwykłego zażenowania. Chciał zapytać zamiast tego hardo, czy zawsze stosuje tak idiotyczne formy podrywu, ale za bardzo bał się odpowiedzi. Przyznania, że to tylko żarty i że ktoś taki, jak Francis (czego był świadom) nie mógłby się nim interesować. — To znaczy, że dotąd się okłamywali. Że nie próbowali tak n a p r a w d ę — odparł niepewnie, przyciskając do klatki piersiowej trzymane książki. Nie czuł się zbyt pewnie w całej tej nagłej pozie, w tejże bliskości, w temacie nazbyt dla niego ważnym. — W książkach takie postacie dopiero pod koniec uczą się, czym jest prawdziwe życie. A potem umierają. Pięknie. I dopiero to nadaje ich smutnej historii znaczenia— nie miał pojęcia, dlaczego kontynuuje tę rozmowę, dlaczego pozwala Francisowi na to wszystko, dlaczego nie uciekł stąd jeszcze pod byle pretekstem. — Trzeba sobie na to zasłużyć — odparł buńczucznie, mocniej zaplatając palce na książkach. Nie rozumiał go. Czasem zdawało się mu, że zaczął odkrywać jego historię, ale potem Francuz znów robił coś, co w znacznym stopniu konfudowało Periclesa. I nie miał już pojęcia, czy jest to wszystko paskudnym żartem, czy chłopak po prostu z tą samą manierą traktuje każdą inną osobę. Bez wyjątku. Rumieniąc się lekko oderwał od niego spojrzenie i myślał o tym, że chciał go nie lubić, tak jak i wszystkich innych, a tymczasem sam padał ofiarą jego uroku. Żałosne. — Nie rozumiem — pożalił się tylko, nie mając nawet odwagi, by powtórzyć za nim pytanie. — Ale chyba wystarczająco wiele dzisiaj się nauczyłem — zdołał jeszcze oznajmić, zapominając o tym, że po prostu może się odsunąć. Wykonać krok w tył i dłonią pchnąć lekko Francisa, by pojął, że ta pogłębiająca się między nimi bliskość jest nieodpowiednia. Ale nie potrafił. A może jednak nie chciał.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Oswajał się nie tylko z brzmieniem jego głosu, jego tempem i niewyraźnymi nutami, ale też jego osobliwą naturą. Powagą, którą tak ciężko było mu dostrzec wśród innych studentów. Patosem niepodobnym do osób w ich wieku. - Jesteś ekspertem od życia, co? - spytał z delikatnym, nieco szelmowskim uśmiechem wyginającym kącik jego ust. Może i miał rację. Może Francis od zawsze się oszukiwał, może uciekał przed przyszykowanym mu przez życie scenariuszem i udawał przy tym, że nic takiego nie dostrzega. A choć kusiło go zapytać, czy Pericles żyje tak naprawdę, wiedział już, jak brzmiałaby odpowiedź. Wiedział, że pod tym względem są tacy sami, niemalże identyczni. - Va te faire foutre - żachnął się z rozbawieniem na jego złośliwe stwierdzenie i wywrócił oczyma. Bluźnierstw także mógł nauczyć go po francusku. W s z y s t k i e g o mógł nauczyć go po francusku, co niebawem zamierzał zuchwale zademonstrować - gdy bowiem wpatrywał się tak w jego oblicze, w wypukłość jego warg i delikatne, namnożone niepewnością drgania kącika ust, nie potrafił myśleć już o niczym innym, jak tylko o tym, że tak bardzo, tak niezrozumiale bardzo chciałby sięgnąć do tych ust swoimi. - Zapytałem, czy mogę cię… - wyszeptał powoli, nie potrafiąc skoncentrować się na wypowiadanych słowach. Nie potrafiąc przypomnieć sobie, jak przetłumaczyć to krótkie zdanie na angielski. A choć te same usta, w które wpatrywał się teraz z tak nieodpowiednią uporczywością, wyrzekły, że na dzisiaj to już wszystko, tak oczy, w które zerknął przelotnie, mówiły coś całkiem innego. Dlatego zaryzykował. Dlatego przymknął swe powieki, zwilżył językiem wargi i nachylił się nieco do przodu - na tyle, by w sposób nieskrępowany móc obdarzyć tego przedziwnego chłopca swym pocałunkiem. Długim, z początku w niepodobny do niego sposób niepewnym. Głębokim i zmysłowym. Takim, który przywiódł jego dłoń do peryklesowej szyi, sunąc nią później ku jego włosom. A potem, dołączając drugą rękę do jego torsu, odepchnął go nieco od siebie, otworzył swe oczy i z delikatnym, szelmowskim nieco uśmiechem oznajmił: - Faktycznie to już koniec na dzisiaj, muszę złapać autobus. No to do zobaczenia! - i oddalił się ku wąskim alejkom miasta, już po chwili niknąc przed peryklesowym wzrokiem.


cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
ODPOWIEDZ