właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#18

Czy ona mogłaby dostać jakąś mapę, żeby móc wydostać sie ze wszystkich problemów w jakie sie ostatnio wpakowała? Poproszę. Najlepiej o dwie sztuki, na wypadek, gdyby jedna jej się zgubiła razem z resztkami jej godności. Straciła ją równie boleśnie co dziewictwo te kilkanaście lat temu. Jak mogła być aż tak popierdolona? Nikt nie wie, a przynajmniej nie ona. Było jej najwyraźniej mało ekscesów w życiu, bo zamiast spokojnie prowadzić sobie biznes to ratowała swoją eks, którą całowała, gdy ta nie była w stanie nic ogarnąć, spotykała się ze swoim kolejnym eks, który kiedyś rozjebał jej serce na małe kawałeczki i wykorzystał jej naiwność na maksa... no i William, z tym ostatnim to wiadomo miała największy problem. Tak to jest jak łączysz przyjaźń z ruchaniem się po kątach. Fakt, że przelizała się z jakimś typem podczas pogrzebu sąsiadki też był ogólnie rzecz ujmując dość zabawny. Jej życie ostatnio przypominało jeden, wielki żart i to taki, który wypowiada stary wujek, który absolutnie nie jest zabawny, a wszyscy dookoła sztucznie się śmieją, żeby nie było mu przykro. To była metafora jej obecnej sytuacji.
No, a gdyby tego wszystkiego było za mało to postanowiła zrobić z siebie jeszcze większą wariatkę niż do tej pory i pomyślała, że dobrym pomysłem będzie sprawdzenie co słychać u Eve, która ostatnio była dość mocno poturbowana. Martwiła się o nią, to było bardziej niż pewne, chciała nawet odwiedzić ją w szpitalu, ale w ostatniej chwili stchórzyła sądząc, że to może nie być najlepszy pomysł. Tym razem jednak odnalazła w sobie potrzebną odwagę i udała się na farmę Paxton niosąc ładny, wiklinowy koszyk, do którego powkładała jabłka, które niedawno zerwała ze swoich drzew. Podobno jak się kogoś odwiedza to nie powinno się przychodzić z pustymi rękami i Blackwell tego się trzymała.
Gdy zjawiła sie na miejscu to rozglądała się uważnie dookoła mając nadzieję, że Eve kręci sie gdzieś przy domu, ale niestety nigdzie jej nie było widać. Może nie było jej na farmie? No nic, jedynym sposobem żeby się o tym przekonać było zapukanie do drzwi i czekanie, aż ktoś się w nich pojawi. - Dzień dobry - powiedziała grzecznie, gdy drzwi otworzyła jej jakaś kobieta. - Przyszłam do Eve, jest może w domu? - Teraz to trochę się czuła jak taka 10-latka, która pyta przez domofon czy koleżanka może wyjść na dwór się pobawić.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Jest na hali – Sue Ann zlustrowała kobietę wzrokiem, a potem wskazała na duży budynek oddalony od drewnianego domu (fotki w podglądzie). Przez chwilę starsza kobieta zastanawiała się, czy skądś kojarzy ów pannę. Chyba ze zdjęć a to oznaczało, że kryła się za tym jakaś historia. Czy dobra? Teraz nie kojarzyła, ale zaczynała żałować, że tak łatwo wskazała miejsce przebywania Eve. Może ta w ogóle nie chciała rozmawiać z nieznajomą? A raczej znajomą, której imienia Sue Ann nie pamiętała. Postanowiła jednak posłać jej surowe spojrzenie kogoś, kto niemo mówił „mam cię na oku” (a w tej roli Octavia Spencer, więc lepiej jej nie podskakiwać).
- O nie. Nawet nie próbuj.. – Psiak, którego Paxton myła w specjalnej wannie dla futrzaków, po wypłukaniu szamponu postanowił wytrząchać się z wody, którą wciąż był mocno przesiąknięty. Treserka z uśmiechem automatycznie osłoniła się przed atakiem i odwróciła głowę w kierunku otwartych drzwi od hali, w których ujrzała niespodziewanego gościa.
- Gin – Była nieco zaskoczona, ale z drugiej strony wcale się nie dziwiła. Sama powinna zajechać do Blackwell i przeprosić ją za wieczór pełen wrażeń. Tylko, że było jej strasznie głupio i nadal, przez tych parę dni, nie wymyśliła dobrej przemowy lub prezentu w ramach podziękowań za pomoc. – Hej – dodała od razu, ale nadal stała przy wannie mniej więcej po środku hali, bliżej części z kojcami dla psów, które teraz hasały sobie swobodnie po całym budynku. Jello i Apollo były razem z nimi i to one jako pierwsze wystrzeliły do znanej sobie persony. Chciały się przywitać, do czego zaraz dołączyły się inne psiaki gotowe poznać nieznajomą. – Nie gryzą – zapewniła w kwestii reszty psów, które teraz Paxton miała pod opieką. Nie raz i nie dwa psy pokazywały zęby. Gin na pewno to widziała i była świadkiem jak jeden ugryzł Eve, ale to nie ich wina. Niektóre z czworonogów miały trudną historię, bały się ludzi i w ten sposób broniły przed każdym dotykiem. Ale nawet kogoś takiego, Paxton potrafiła przekonać. Zyskać ich zaufanie i pokazać, że ludzie wcale nie byli tacy źli.
- Zamierzałam do ciebie przyjechać, ale.. – Od razu zaczęła się tłumaczyć jednocześnie jedna ręka trzymając psa, który był gotów wykorzystać okazję i wyskoczyć z wanny. – ..przez tych parę dni w szpitalu nazbierało mi się sporo pracy. – Parę dni przy wstrząśnieniu brzmiało poważnie zwłaszcza, że wiele osób po krótkiej obserwacji odsyłano do domu. Tylko, że Sue Ann przekonała swoją znajomą ze szpitala, żeby nie wypisywali Paxton. Zbyt dobrze wiedziała, że jak tylko Eve wyjdzie to nie będzie odpoczywać (zgodnie z zaleceniami lekarza) a od razu wróci do pracy.
- Wszystko w porządku? – zapytała, bo jednak od rozstania nie miały tendencji do przyjeżdżania do siebie nawzajem. Pierwszy raz zdarzył się niedawno, kiedy Eve doznała wstrząśnienia i przypadkiem znalazła się pod farmą Blackwell, więc prostą drogą dedukcji szybko wywnioskowała, że kobieta mogła mieć jakiś problem. Może potrzebowała pomocy z farmą, doradzenia w jakiejś kwestii albo numeru do polecanego fachowca? – Nie będzie ci przeszkadzać, że będę..? – Nie dokończyła wypowiedzi wskazując na psa. Jeżeli to nie problem, to Eve dalej będzie się nim zajmować, może umyje też drugiego, o ile Gin nie przeszkadzała rozmowa w takich warunkach. To nawet lepiej dla Paxton, która przynajmniej czymś zajmie dłonie.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Gin spojrzała na kobietę nieco zdziwiona jej zachowaniem. Wydawała się być niesamowicie oschła, jakby z góry zakładała, że Blackwell przyszła tutaj w jakiś niecnych czynach, chociaż oczywiście była to bzdura. Raczej... nie chciała nikomu zrobić krzywdy, ale z nią to też tak nigdy nie wiadomo, jak miała być szczera. Chrisowi też nie chciała zrobić nic złego, a jednak od niej oberwał... okej, nie chciała zrobić Paulowi, za którego się podawał, a gdy wyszło na jaw, że ten stary szczur dostał po prostu nową twarz, to Blackwell nie wytrzymała i zasadziła mu soczystego sierpowego prosto w ryj. Zasłużył sobie za wszystko co jej zrobił. Eve w sumie trochę też, bo może i nie zdradziła Gin, ale jednak jej zachowanie doprowadziło w dużej mierze to całego spektrum niepewności i obniżonej samooceny, z którą Ginevra musiała się później przez lata męczyć. Nawet teraz nie koniecznie się z tego wyleczyła, bo wszystkie swoje kompleksy i problemy nauczyła się skrywać za żelazną maską twardej i pewnej siebie babki. A trzeba przyznać, że pod tym wszystkim była ostro pojebana i powinna iść na nie jedną terapię żeby sobie z tym wszystkim poradzić.
Brunetka podziękowała kobiecie za wskazanie miejsca, w którym znajduje się Paxton i poszła do hali trochę niepewnym krokiem. Nie wiedziała czego może sie spodziewać i miała trochę taką ochotę zostawić ten koszyk pod drzwiami i wrócić do domu. Później by się na siebie wkurwiała, że jest tak wielkim tchórzem, że nawet takiej głupoty zrobić nie może. Przecież nim nie była prawda? Czas założyć maskę i być twardą, odważną babką. Dlatego przed wejściem do hali wzięła głęboki oddech i, gdy weszła do środka od razu w jej oczy rzuciła się Eve piorąca psa. - Hej - rzuciła podchodząc nieco bliżej, a wtedy całe stado piesków się na nią rzuciło i musiała się z każdym przywitać. To trochę czasu zajęło. - Nie możesz go wrzucić do pralki? - Zapytała żartując sobie oczywiście, bo wiedziała, że nie wolno robić takich rzeczy! Pieski były słodkie, Gin nawet ostatnio rozmawiała z bratem czy nie wziąć sobie jakieś na farmę.
- Jasne, rozumiem... nic się nie stało - uśmiechnęła się podchodząc nieco bliżej żeby zobaczyć jak się wierci maluch w wannie. Był przesłodki, serio. - Nie, nic się nie stało. Przyszłam zobaczyć jak się czujesz, bo ostatnio cóż... było z Tobą średnio - tak, właśnie się przyznała do tego, że się o nią martwiła. Trudno, wyjdzie na trochę słabszą. - Nie, nie będzie mi przeszkadzać - kiwnęła głową, bo absolutnie nie miała z tym najmniejszego problemu. - Przyniosłam Ci trochę jabłek, podobno są zdrowe, ale chuj je tam wie, nie znam się na tym - machnęła ręką odstawiając koszyk gdzieś na bok, na odpowiednią wysokość tak żeby pieski się do niego nie dorwały. - Chciałam Cię też przeprosić za ten pocałunek, nie powinnam tego zaczynać, to nie był dobry moment - ta cała rozmowa pewnie też nie była wtedy na miejscu patrząc na to jaki stan zdrowia miała wtedy Eve. Z drugiej strony pewnie nigdy nie byłoby dobrego momentu na jej przeprowadzenie, bo przy każdym spotkaniu skakałyby sobie do gardeł. - Poczułabym się wtedy po prostu taka beznadziejna, że nie potrafiłyśmy się jakoś normalnie dogadać i tak jakoś wyszło, jeszcze raz przepraszam - umiała powiedzieć to magiczne słowo, nawet jeżeli czuła się z tym źle i aż ją dusiło gdy to mówiła, ale jakoś się jej udało!

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Przyznaje, byłam w kiepskiej formie. – Próbowała żartować, bo to było najlepsze co mogła teraz zrobić. Lepsze od ich wiecznych kłótni, które sobie urządzały i od zmieszania, które czuła z powodu tamtego wieczora. Nie tylko przez to, że była w kiepskiej formie, ale również przez ich rozmowę i niespodziewany pocałunek. Długo nie była pewna, co o tym myśleć, ale szybko uznała, że to był całus z litości albo pojednawczy, który na dłuższą metę niczego nie zmieniał. Prócz tego, że być może już przestaną drzeć się na siebie i drapać jak wściekłe kocice.
- To miłe. – Ledwie rzuciła okiem na kosz jabłek, a potem poprosiła, żeby kobieta odstawiła je na ladę obok ręczników. – Dziękuję bardzo. – Zawiesiła wzrok na Gin zastanawiając się, czy to teraz będzie ich nowa rzeczywistość? Że wreszcie po tak długim czasie będą umiały ze sobą rozmawiać? Skłamałaby mówiąc, że nie tęskniła za kobietą. Nie miała też złudzeń i nie spodziewała się, że jakkolwiek mogłyby powrócić do tego co było. Tylko, że Blackwell była również jej przyjaciółką i sporo już wiedziała o Eve. Mało kto tak naprawdę znał jej przeszłość i to na swój sposób było przerażające, ale również kojące.
Podeszła bliżej po to, żeby wziąć jeden z ręczników. Od razu go rozłożyła i zaczęła wycierać psa tkwiącego w wannie, ale szybko odwróciła wzrok na Gin zaskoczona jej przeprosinami. Chciała od razu jej przerwać i powiedzieć, że nie musi tego robić, ale powstrzymała się wiedząc, jak wiele wysiłku ją to kosztowało.
- Doceniam. – Energicznie przesunęła ręcznikiem po grzbiecie psa. – To było miłe – dodała uparcie patrząc na psa, którego wycierała. – Rozumiem, że obie nas opanowały emocje i miało to duży wpływ na to co się stało, ale.. – Zrobiła krótką pauzę, nabrała powietrza i odważyła się spojrzeć na Gin. – To była najmilsza rzecz, która ostatnio mi się przydarzyła. – Nawet jeśli trwała chwilę i skoczyła się omdleniem. – Swoją drogą, to był zabójczy pocałunek. – Posłała kobiecie rozbawiony uśmiech i obejmując psa ręcznikiem wyciągnęła go z wanny. – Poison Ivy. – Niespodziewanie psiak owinięty w ręcznik pojawił się tuż przed Gin. – Wytrzesz go? – Czy prosiła o dużo? Raczej nie, chociaż dla niektórych dziwnym mogłoby wydawać się, że Eve zaciąga ich do roboty. Tylko co to za robota, kiedy można bezkarnie wygłaskać psa, który od razu polizał Blackwell po policzku? Przyjemna.
W międzyczasie Paxton zawołała kolejnego psa, który choć z zadowoleniem machał ogonem, to nie był pewien czy na pewno chce podejść. Wiedział, że szykowała się kąpiel.
- To ja powinnam przeprosić ciebie. – Podniosła psa i włożyła go do wanny. – Przysporzyłam ci kłopotów i nieźle nastraszyłam, gdy nagle zemdlałam. Pewnie już zaczęłaś szukać numeru do prawnika w razie gdyby.. no wiesz, oskarżyli cię o zamach na mnie. – Znów posłała kobiecie rozbawiony uśmiech, bo obrany kierunek – pełen żartów – był najlepszy, który mogła teraz wybrać. – Ale przynajmniej porozmawiałyśmy i cieszę się, że wyjaśniłyśmy sobie pewne kwestie. – Na razie; chciałoby się powiedzieć. Włączyła wodę, wsunęła rękę pod strumień i dopiero potem przeniosła słuchawkę prysznicową nad psa. Czuła się głupio przez to, co zafundowała kobiecie. Świadomie odraczała wizytę u Blackwell, bo nie wiedziała jak mogłaby zacząć. A tu proszę. Wcale nie było tak źle, więc może..
- Myślisz, że mogłybyśmy funkcjonować bez kłótni? Wiesz, poszłybyśmy na drinka, pogadały.. niezobowiązująco jak przyjaciółki albo te pary co rozstają się z rozsądku i dalej są w kontakcie? – Ich rozstanie wcale nie było miłe, ale wcale nie musiały dosrywać sobie do końca życia, prawda? Prawda?

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Niby tak, ale przynajmniej tym razem nie musiałam Ci trzymać włosów nad kiblem - powiedziała uśmiechając się do kobiety, bo pewnie się zdarzały takie rzeczy w ich wspólnej przyszłości i nic w tym złego. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie zatruł się alkoholem czy innymi substancjami. To było bardzo popularne, Blackwell też sie zdarzało, chociaż chwaliła się tym, że nie wymiotowała od dawna. Kurwa, trochę to smutne, że właśnie coś takiego było jej życiowym osiągnięciem, ale postarajmy się jej nie oceniać, bo się tylko niepotrzebnie zasmuci.
- Oczywiście, że miłe, bo jestem zajebiście miłą osobą - zażartowała sobie, bo wszyscy dookoła dobrze wiedzieli, że nie jest to tak do końca prawda. W sensie, może i była miła, ale raczej dla swoich bliskich, a gdy ktoś jej zaszedł za skórę? To cóż, Eve wiedziała jaka wtedy potrafiła być. Zresztą nie tylko ona. Policzek Chrisa czy Williama też może coś na ten temat powiedzieć. Ten gest, choć może nie do końca przemyślany, miał być czymś czym chciała przekazać, że topór wojenny został zażegnany, a przynajmniej na chwilę nieco przysypany ziemią z nadzieją, że już tak zostanie. Nie miała dłużej siły na takie nerwy i rzucanie sie sobie do gardeł nawet podczas spotkania w sklepie. Ta cała afera, która okazała się jednym wielkim nieporozumieniem, nie była tego po prostu warta, a dla Gin znajomość z Paxton kiedyś była naprawdę bardzo istotna. Być może dalej tak było, pewnie już nie w takim charakterze jak wtedy, ale Eve nie była dla niej pierwszą lepszą, obcą babą z okolicy.
Zaśmiała się słysząc słowa kobiety. - Nie masz chyba zbyt wysokich wymagań, jest aż tak źle, że pocałunek podczas wstrząśnięcia mózgu uważasz za najmilszą rzecz? - Zapytała wyraźnie rozbawiona tą sytuacją. - Ale cieszę się, że zdołałyśmy sobie wszystko wyjaśnić... nie żeby mi w zupełności przeszła złość, chociaż jesteśmy chyba na dobrej drodze - chciała pogodzić się z całą zaistniałą sytuacją i po prostu zapomnieć o tym calym smutku wywołanym ich rozstaniem. - Myślisz, że powinnam sobie kupić taki strój i następnym razem jak będę musiała Cię ratować to w nim wystąpić? - Na pewno Gin tańczyła lepiej niż Uma Thurman jako Poison Ivy, wiec to już byłby spory plus. - Jasne - wzięła psiaka i zaczęła go energicznie wycierać z czego nie był jakoś wybitnie zadowolony ale też nie szczekał i nie warczał wieć pewnie mogłoby być gorzej.
- Owszem wystraszyłam się, ale nie dzwoniłabym do prawnika tylko do kogoś kto pomoże mi ukryć ciało... znam gościa, który zna gościa - tak naprawdę to nie znała żadnego gościa, no może oprócz tego jednego grabarza, ale on się chyba takich nielegalnych pogrzebów nie chwytał. - Tak, ja też się cieszę, przynajmniej trochę oczyściła się atmosfera między nami - idealnie nie było, ale lepszy rydz niż nic. Uśmiechnęła się lekko słysząc kolejną propozycję Paxton i kiwnęła głową. - Bardzo chętnie, to byłaby miła odmiana - odpowiedziała dalej wycierając pieska, któremu chyba zachciało się nagle siku, bo zaczął oblewać Gin moczem zanim zdążyła się zorientować i odsunąć go od siebie na bezpieczną odległość. - Emmm Eve... - no stała tak jak głupek z rękoma wyciągniętymi maksymalnie przed siebie i trzymała tak sikającego pieska, który całe szczęście już przestał oblewać jej koszulkę.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- O kurde.. – Udawała, że dopiero teraz ją olśniło. Że właśnie w chwili, kiedy Gin opisała całą sytuację z ich ostatniego spotkania, Eve zrozumiała coś bardzo istotnego. – Masz rację. Przez to wstrząśnienie musiałam coś sobie ubzdurać, bo pocałunek był co najwyżej średniawy. – Pociągnęła tę rozmowę żartobliwym tonem, acz w słowach Blackwell kryło się sporo prawdy. Ostatnio mało rzeczy uszczęśliwiało Paxton. Miała wrażenie, że wszystko dookoła się rypało, ale nie na raz a po kolei. Najpierw jedno, a potem drugie, żeby nigdy nie złapała oddechu. Ukryła jednak to wszystko za uśmiechem i żartem sytuacyjnym, którym lubiła się bawić i lawirować. Żarty i wygłupy były dobre na wszystko.
Domyślała się, że cały smutek i żal tak łatwo nie przejdzie. Sama miała mieszane uczucia stojąc teraz w towarzystwie Gin, bo to przecież nie tak, że nagle przestały się kochać i stąd ich rozstanie. Zraniły się. Nieumyślnie, ale to zrobiły. Paxton jednak nigdy nie powiedziałaby, że kobieta przestała być dla niej bliska. Zapamiętała ją dobrze, pomimo tych wszystkich późniejszych kłótni (nawet po rozstaniu), które skumulowane byłyby w stanie wymazać wszystko co było przyjemne w ich związku.
- Chcesz, żebym dostała zawału? – Bo samo wyobrażenie Gin w stroju Poison Ivy sprawiało, że.. – Cholera, zaczynam żałować, że ci takiego nie kupiłam jak byłyśmy razem. – Przynajmniej miałaby z niego większą rozrywkę i satysfakcję niż teraz. A było tego pewna, bo właśnie przed oczami miała ten obraz. Z łatwością go sobie wykreowała i szybko wyrzuciła z głowy, bo jak tak dalej pójdzie to jej poprzednie słowa o rozejmie oraz ewentualnej przyjaźni pójdą się bujać.
Znów się zaśmiała na wspomnienie o schowaniu zwłok. Może to dziwne, bo przecież rozchodziło się o jej własne super ciało, ale Paxton miała przedziwne poczucie humoru i jak najbardziej popierała rozsądne podejście do tematu.
- W takim razie jesteśmy umówione. – Wciąż wpatrywała się w psa starając ukryć zadowolenie spowodowane zgodą Blackwell na ich niezobowiązujące wspólne wyjście. Z jednej strony czuła się niepewnie, bo wiele wskazywało na to, że znów mogą zacząć się kłócić, ale może ostatnia rozmowa faktycznie nieco odmieniła obraz całej sytuacji? W końcu największy głupek (Eve) przyznał się do idiotycznego zachowania, przez które zaczęła się seria podejrzeń o zdradę.
- Tak? – Nie tego spodziewała się, gdy ponownie spojrzała na kobietę. Szerzej otworzyła oczy i zamiast od razu zabrać psa z rąk Blackwell, to zaczęła się śmiać. – Franklin – jęknęła niby to zażenowana jego zachowaniem. Przechwyciła czworonoga przytuliła go do swojej piersi. – Co mówiłam? Że masz na nią nasikać bez rzucania podejrzeń na mnie – ostatnie słowa wypowiedziała konspiracyjnym szeptem, ale tak żeby Gin wszystko usłyszała. Posłała kobiecie niewinny uśmiech odrobinę dłużej przeciągając tę grę, jakoby od samego początku planowała atak na ex.
- Już ci pomagam – rzuciła odkładając psiaka na podłogę, a ten od razu poleciał do swoich towarzyszy. – Hmm – dumała na głos i umyślnie złapała za słuchawkę prysznicową poważnie rozważając opryskanie Gin. Zasugerowała to spojrzeniem i miną. Nie spodziewała się uzyskać zgody i nawet sugestywne „nie rób tego” nic nie dało. Z premedytacją psiknęła wodą w kobietę. Raz i drugi nie reagując na żadne protesty. Psy rozszalały się słysząc, że coś się dzieje i zaczęły skakać wokoło jak oszalałe. Jedne je zaczepiały a drugie otwierały pysk, żeby złapać w nią wodę. Atak jednak nie potrwał tyle, ile Eve by chciała bo czworonóg, który był w wannie próbował się z niej wydostać, więc Paxton szybko opuściła słuchawkę i go złapała (wanna była wysoka, więc psiak mógł coś sobie zrobić).
- Nie myśl, że wymigasz się przed kąpielą - powiedziała do futrzaka przez cały czas się uśmiechając.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Eve kogo chcesz oszukać? Obie wiemy, że jestem zajebista w całowanie - i w wiele innych rzeczy! Co prawda miała tak sporo negatywnych cech, że jej umiejętności w różnych kwestiach, były przez nie dość mocno przysłaniane. No i kto jak kto, ale Eve zdecydowanie udało się poznać Gin zarówno w superlatywach jak i mając do czynienia z jej wadami. Ich związek jakoś przetrwał mimo okropnego charakteru Blackwell, a jednak rozpadł się przez coś o wiele, wiele głupszego. Zwykłe niepowodzenie i brak umiejętności komunikacji sprawiło, że coś co mogło być czymś pięknym stało się jakimś przepełnionym kłótniami koszmarem. Przez to jak wyglądała końcówka ich związku Gin nie chciała myślami do niego wracać, ale jednak, gdy w jej głowie pojawiły się jakieś obrazy miłych, wspólnie spędzonych dni, to jednak pojawiało się to małe ukłucie tęsknoty.
- I słusznie, powinnaś żałować... mogłyśmy się wybrać tak na Halloween, Poison Ivy i Harley Quinn - co prawda obie musiałyby sobie założyć ładne peruki, ale czego się nie robi dla efektu wow? Na pewno wygrałyby konkurs na najlepsze kostiumy, a później... cóż cieszyłyby się nagrodą w zaciszu własnej sypialni. - Całe szczęście zawsze pozostaje Ci wyobraźnia - rzuciła puszczając oczko do kobiety i zaśmiała się pod nosem z własnej głupoty, bo nie powinna czegoś takiego w ogóle Eve mówić. To było nie na miejscu. Ponownie.
- Mam swój stary numer więc wiesz jak mnie znaleźć w razie co - powiedziała jeszcze odnoście ich wspólnego wyjścia. Cieszyła się, że będą mogły naprawić swoją relację, bo chyba potrzebowała tego, by w końcu pogodzić się z przeszłością i wszystkim co w życiu utraciła żeby móc na spokojnie iść naprzód. Takie definitywne zamkniecie tamtego rozdziału przydałoby się pewnie każdej z nich.
- To nie jest takie zabawne jak wygląda - powiedziała, bo serio nie za bardzo wiedziała co powinno się robić, gdy osika Cię pies! Pierwszy raz jej się to zdarzyło. - Bardzo śmieszne, naprawdę... boki zrywać - niby wywrociła oczami, a w sumie to samej jej się chciało z tego śmiać, bo sytuacja była doprawdy irracjonalna. - Nie Eve, nawet o tym nie myśl... nie próbuj... - nie zdążyła jej jednak dalej pogrozić, bo strumień wody w nią wystrzelił i nagle zrobiło jej się przyjemnie chłodno. Całe szczęście jesień w Australii była naprawdę ciepła i nic złego raczej się Gin nie stanie! - Jak chciałaś mieć miss mokrego podkoszulka to wystarczyło poprosić - rzuciła, ale pomyślała, że trzeba sie odwdzięczyć więc podeszła do kobiety niby po to żeby zobaczyć na pieska, a tak naprawdę to, gdy Eve powstrzymywała psiaka przed ucieczką z wanny Gin zabrała słuchawkę i tym razem to Paxton oberwała wodą. - Kto mieczem wojuje, od miecza ginie, nie mów, że nie znasz takiego powiedzenia - teraz to się świetnie bawiła, bo nie w nią leciał strumień wody.


Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Była świadoma tego, że przejście do porządku dziennego nie będzie proste. Właściwie nigdy się nie wydarzy, bo nie mogłaby traktować Blackwell tak, jakby nic między nimi się nie wydarzyło. Jakby nigdy nie były razem, nie całowały się lub spędzały miłe chwile. To niemożliwe. Nie wymaże tego podobnie, jak możliwości wyobrażania sobie niektórych rzeczy. Tego jakby mogło być, gdyby się nie pokłóciły albo teraz, kiedy niby sobie żartowały, a jednak wyobraźnia Eve powędrowała w tym konkretnym kierunku. Bez problemu wykreowała Gin w stroju Poison Ivy i to w jakich okolicznościach by go zdjęła. Wątpiła aby kiedykolwiek podobne rozmowy lub żarty mogłyby powstrzymać ją przed niektórymi wizjami zwłaszcza, że zbyt dobrze znała te widoki. To życie z Gin, które spartoliła, bo pozwoliła strachowi dać się omamić. Opanował każdą komórkę jej ciała i sprawił, że kompletnie zwariowała.
- Ja mam z tego frajdę – stwierdziła, bo jako osoba stojąca z boku bawiła się najlepiej zwłaszcza, że zdarzyło się coś tak niespodziewanego. Jasne, psy sikały zwłaszcza z ekscytacji, więc można założyć, że Franklin zakochał się w Gin od pierwszego wejrzenia. – Oficjalnie zostałaś żoną Franklina. – Dosadnie ją oznaczył, co by inni psi typek się do niej nie zbliżał.
Gdyby nie pies w wannie, nie przerwałaby ataku. Z drugiej strony była dorosła i kiedyś powinna odpuścić, a jednak takie oderwanie się od rzeczywistości dobrze jej robiło.
Automatycznie podkuliła ramiona i zawołała kobietę po imieniu, kiedy ta postanowiła odpłacić się pięknym za nadobne.
- To nie mnie.. – Nie dokończyła argumentować słuszności swej decyzji w kwestii urządzenia Gin prysznica. Cały czas walczyła z lejącą się na nią wodą, aż wreszcie się wyprostowała i bez względu na wszystko podeszła blisko łapiąc kobietę za nadgarstek. Nie za mocno. Tylko tyle, żeby skierować strumień wody w innym kierunku. Mimo wszystko bawiła się bardzo dobrze, dlatego przez cały czas się uśmiechała. Odruchowo spojrzała w dół na mokrą koszulkę Gin i świadomość, że również była mokra (nie tylko z powodu wody, ale też przez poprzednie wyobrażanie sobie Blackwell w stroju Poison Ivy).
- Seks na zgodę? – palnęła i w ułamku sekundy na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Szybko zrobiła krok w tył puszczając nadgarstek Gin. Zmarszczyła brwi wraz z czołem, zamknęła oczy i przyłożyła palce do nasady nosa tak, jakby nagle dopadł ją tępy ból (jej głupoty). – Nie wierzę, że powiedziałam to głos. – Nie zamierzała. Chciała zostawić to dla siebie (w swej durnej łepetynie), bo przecież nie była aż takim bezczelem. – Przepraszam, to.. to było głupie. Udawaj, że tego nie powiedziałam – poprosiła i z zażenowaniem odwróciła się w stronę wanny, z której wyjęła psiaka zniecierpliwionego czekaniem. Ostawiła go na podłogę i nadal nie patrząc na Blackwell rzuciła. – Chodź, dam ci coś suchego do przebrania. – Przynajmniej koszulkę, którą obsikał pies, bo spodnie w takiej temperaturze same wyschnął (chociaż te też da, jeśli Gin zechce).

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Oczywiście nie było to takie proste, a szkoda... w sumie chyba nawet cieszyłaby się, gdyby jakoś dało się to wszystko ułożyć tak, by nie było po prostu dziwnie. Każda z nich była teraz na zupełnie innym etapie życia niż wtedy, gdy były razem i kto wie, może obie były nieco mądrzejsze i dlatego przynajmniej na chwilę miały możliwość się ze sobą dogadać. - No jasne, że tak... ale zobaczymy, zobaczymy - pogroziła jej, bo z perspektywy Ginevry to wcale zabawne nie było. Dobrze, że na zewnątrz pogoda była dość słoneczna i przynajmniej nie zmarznie! - Tak myślałam, że mój mąż będzie psem na baby - zaśmiała się, bo okej, to akurat było zabawne. Nie spodziewała się, że akurat samcem, który zaznaczy na niej swój teren (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi), będzie akurat pies i to w towarzystwie jej byłej dziewczyny. To zdecydowanie było dla niej wielkim zaskoczeniem.
- Teraz mnie to bawi - rzuciła wesoło tym razem mając władzę nad prysznicem. To jej się podobało! Wybuchła śmiechem, gdy Eve złapała ją za nadgarstki, bo obie były mokre i w zdecydowanie lepszym nastroju niż pewnie obie mogłyby się spodziewać. I to wszystko bez alkoholu! Podejrzanie kurwa dziwnie... kolejna rzecz, która dzisiaj była w stanie zaskoczyć Gin. Śmiała się dość głośno przez pewien czas i nie przestała nawet wtedy, gdy usłyszała pytanie Paxton. No, bo brzmiało to dość zabawnie prawda?
- Nie panikuj - powiedziała rozbawiona - nie zgodziłabym się na seks przy psach - dodała chcąc to wszystko przekręcić w jakiś żarcik. - Dlaczego bym miała? - Zapytała trochę już poważniejąc i zrobiła krok w stronę kobiety. - To miłe wiedzieć, że wciąż byś mnie chciała mieć - przynajmniej w sferze fizycznej! Uśmiechnęła się do niej więc, żeby nie pomyślała, że ma jej za złe takie słowa. Wyraźnie bawił ją fakt, że kobieta tak się speszyła, dlatego podeszła do niej bliżej i teraz stanęła naprzeciw niej i złapała jej twarz w swoje dłonie. - Wstydzisz się mnie? - Zapytała dalej się uśmiechając. - Twoja koleżanka z domu mnie chyba nie do końca lubi, więc nie wiem co sobie pomyśli jak przyprowadzisz do domu laske w takim stanie - no chyba kobieta nie pałała do niej pozytywnymi uczuciami, albo Gin miała jakąś paranoję, co też było możliwe!

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Dopiero gdy wypowiedziała na głos pytanie mające pozostać jedynie w jej głowie usłyszała jak źle ono brzmiało. Gdyby nadal były w związku, to mogłaby rzucać takimi tekstami spodziewając się, że w odpowiedzi dostanie gromiące spojrzenie, które i tak niczego by nie zmieniło, bo potem (czy to po paru minutach czy godzinach) pogodziłyby się w ten lub inny sposób. Teraz jednak zabrzmiała jak napalony typ nakręcony scenerią i mokrą koszulką podkreślającą biust Gin. A gdzie gra wstępna? Cokolwiek co nie wskazywałoby, że Eve tak łatwo się napalała? Cóż, kogo chciała oszukać? Swoją byłą? Tą samą osobę, którą zaczepiała, podczepiała, pisała sms’y i dzwoniła z dziwnymi sugestiami? Bo owszem, że na nią leciała i wtedy i nawet teraz, bo niektóre rzeczy były niezmienne. Nie można tak po prostu wyłączyć pociągu seksualnego zwłaszcza u kogoś, kto to lubił.
Czując dłonie na policzkach poczuła się odrobinę sprowokowana, ale też starała się nie patrzeć na Blackwell. Dla dobra ich wszystkich i psów, które nie powinny oglądać niektórych scen.
- Raczej tego, co mam teraz w głowie – przyznała cicho, bo same słowa nie były takie złe, ale wizualizacja wszystkiego już tak. Te piętrzące się wspomnienia i aktualna chwila bliskości zrobiły swoje. Paxton nie potrzebowała zbyt wiele, żeby się nakręcić i od zawsze trochę się tego wstydziła (nawet przed swoimi ex).
- Sue Ann, nikogo nie lubi. Jest bardzo podejrzliwa i opiekuńcza wobec mnie – wyjaśniła odrobinę uspokajając się z powodu zmiany tematu na jej pomocnice. Mimo wszystko nie czuła się komfortowo stojąc tak blisko Gin i wciąż czując jej dłonie na swoich policzkach. - Mogłam też kiedyś o nas wspomnieć i możliwe, że to dlatego.. – Opuściła spojrzenie i umyślnie zrobiła krok w tył uciekając od dotyku. Niby to popatrzyła na psy kontrolując co robią. – Wiesz, wspomniałam o kłótniach o tym, że złamałaś mi serce. W sumie obie sobie złamałyśmy. – Biorąc pod uwagę to, co Blackwell wyznała jej, kiedy ostatnio się widziały. – Traktuje mnie jak rodzinę i dlatego jest odrobinę.. nerwowa wobec nieznajomych. – Zwłaszcza takich, o których kiedyś słyszała. – Nie przejmuj się. Nie ugryzie cię. Co najwyżej postrzeli z dubeltówki męża. – Postarała się o żart, zaśmiała i bez zbędnego dalszego namawiania ruszyła w stronę wyjścia z hali jednocześnie łapiąc za koszyk jabłek. Przetrzymała drzwi aż Gin wyszła, ostatni raz rzuciła okiem na psy i zamknęła, co by te nie rozbiegły się po całym terenie. Nie mogła sobie pozwolić aby któryś się zgubił.
- Swoją drogą, skoro na dzień dobry na siebie nie krzyczymy, to chyba mogę zapytać, czy wiesz co stało się z moją koszulką Queen? Wiesz, tą z logiem z feniksem, lwami i koroną?(klik) To była jej ulubiona i o dziwo w magiczny sposób zaginęła, kiedy obie się rozstały. Możliwe, że Gin zgarnęła ją nieumyślnie albo zrobiła to z premedytacją za co Paxton nie byłaby teraz zła. Wcześniej owszem, bo dużo o tym myślała i przez cały czas piekliła się na swoją ex, ale teraz.. po takim czasie już jej przeszło.

Gin Blackwell
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Zaśmiała się pod nosem. – Wyobraźnia to nie problem, całe szczęście jeszcze nikt nikogo nie może ukarać za to jakie obrazy ma w głowie – rzuciła rozbawiona unosząc przy tym jedną ze swoich brwi. Cała ta sytuacja była dla Gin bardzo specyficzna, nie spodziewała się, że kiedykowliek będzie w stanie znów w ten sposób rozmawiać z Eve. W sumie to gdyby tak dokładniej się temu przyjrzeć to nawet ze sobą flirtowały! To było naprawdę sporo jak na fakt, że kilka tygodni temu nie byłyby w stanie zamienić ze sobą jednego zdania bez nerów i słownej agresji, albo nawet i fizycznej... różnie to mogło być. – Oh... czyli nie lubi mnie przez Ciebie, no ładnie Paxton, dzięki Ci bardzo – westchnęła udając tym wszystkim wielce zasmuconą i przejętą, chociaż nie trzeba było jakoś specjalnie długo znać Blackwell żeby wiedzieć, że wcale nie za bardzo jej zalezało na tym co inni ludzie o niej myślą. – Te kłótnie nie były dla nikogo łatwe – dodała obserwując Eve uwaznie, gdy ta postanowiła się cofnąć. – W ogóle tamten okres był mega dziwny i ciężki – oczywiście, że Gin wolałaby tego wszystkiego uniknąć, nie mieć nigdy złamanego serca i nie przezywać tego strasznego, rozrywającego bólu jakiego zaznała, gdy sądziła, że Eve ją zdradziła. Nic jej nigdy chyba tak nie bolało, a przynajmniej nic do tamtej pory. Czuła się z tym strasznie i nawet płakała! A to jak na Blackwell było już naprawdę, naprawde wiele. Nie pozwalała sobie na to, by pokazywać po sobie to, że jest zraniona, smutna, czy cokolwiek w tym stylu. – Oooo okej, to wiele ułatwia, co tam postrzał – zaśmiała się i machnęła ręką. – Nie ona pierwsza i pewnie nie ostatnia – no Gin nie była wybitnie grzeczną kobietą, kto wie, czy kiedyś jakaś zazdrosna żona nie biegała za nią z pistoletem próbując ją trafić za romanse z mężem.
Była gotowa na to, by zmierzyć się z opiekunką Eve (bo teraz tak będzie o niej mówić), bo co złego może się przytrafić? Najwyżej tym razem to Paxton będzie musiała zająć się ranną Gin. - Hmm... w sumie to tak, wiem gdzie jest – kiwneła głową, a później spojrzała na kobietę ze złosliwym usmiechem, który nagle pojawił się na jej twarzy. – Spaliłam ją, bardzo ładnie się jarała – no to była taka mała zemsta Blackwell! – Przepraszam – dodała pośpiesznie, bo gdyby wiedziała to co wie teraz to nigdy, by tego nie zrobiła! Pewnie wtedy wcale, by się nie rozstały, a jeżeli już to nie w takich okopnych okolicznościach. – Załatwię Ci nową – obiecała, bo już ona sobie poszuka w lumpeksach żeby znaleźć dokładnie taką samą jak ta, którą zniszczyła Eve w przypływie szału.

Eve Paxton
towarzyska meduza
catlady#7921
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Co zrobiłaś? – Zatrzymała się tuż przed drzwiami do domu i z niedowierzaniem spojrzała na Blackwell. W pierwszej chwili poczuła napływającą złość, od której aż czerwienią uszy. Nie chodziło tylko o koszulkę samą w sobie, ale o fakt, że należała właśnie do niej. Że coś osobistego zostało spalone, sponiewierane i zamienione w popiół. Coś, co lubiła a trzeba podkreślić, że Eve nie przykładała ogromnej wagi do rzeczy.
Zacisnęła szczękę opanowując się przed nagłą reakcją. Nie poddała się irracjonalnej złości, przez którą znów wybuchłaby bezsensowna kłótnia oraz wojna o to, kto ma rację. To tylko koszulka. Była dla niej ważna, ale z drugiej strony Gin miała prawo się zemścić po tym jak uznała, że została zdradzona.
- Wybacz, to tylko t-shirt. – Machnęła ręką przepraszając za chwile napięcia, którą kobieta na pewno wyczuła. Możliwe, że była już gotowa przyjąć atak i się zrewanżować, bo ani jedna ani druga nie odpuszczała w boju. Coś o tym wiedziały. W końcu miały za sobą mnóstwo kłótni. – Nie musisz kupować nowej – zapewniła wpuszczając Gin do środka.
Od razu ruszyły w stronę schodów nie unikając krótkiego spojrzenia Sue Ann, która wychyliła się z kuchni zdziwiona tym, co zobaczyła. Dwie dorosłe kobiety mokre od wody; nic strasznie dziwnego. Lepsze to niż krew i siniaki acz nie spodziewała się, że Eve oraz Gin (po tych wszystkich opowieściach, o których słyszała) będą w stanie przebywać w jednym pomieszczeniu bez rzucania przekleństw. Co się działo? Chwilę się nad tym zastanawiała, ale szybko uznała, że nie będzie sobie tym zawracać głowy i wyszła tyłem na ogród sprawdzić jak się miały sadzonki.
- Trochę to dziwne – przyznała prowadząc kobietę do swego pokoju. – iść z tobą do tej sypialni. – Do miejsca, w którym zdarzało im się spać razem, budzić obok siebie i oddawać wielu przyjemnościom, których nigdy sobie nie żałowały. – Nie przemyślałam tego. – Zaśmiała się nerwowo i pokręciła głową, bo to wszystko brzmiało jak jakiś plan. Najpierw dać Gin psa, który ją obsika, oblać wodą i na koniec zaprowadzić do sypialni pod pretekstem przebrania się w coś nie obszczanego przez psa.
- Czyli jesteś niegrzeczną dziewczyną? – zapytała zanurzając się w szafie, w której szukała koszulki dla Gin. – Wspomniałaś, że Sue Ann to nie pierwsza osoba, która chciałaby cię postrzelić. – Nie dosłownie, bo przecież za to szło się za kraty, ale najwyraźniej Blackwell miała coś za uszami skoro podobno tak dużo osób chciało się na niej mścić. – Powinnam wiedzieć w co się wpakowałaś? A raczej kto miał okazję zetknąć się z twoim mocnym charakterem? – Wraz z wybraną koszulką, którą przekazała w dłonie kobiety, posłała jej również cwany uśmiech, jakby rzeczywiście w magiczny sposób dojrzała do rozmowy o tym, z kim się Gin szlajała. Komu podpadała lub złamała serce. Bullshit. Chciałaby grać taką, ale skłamałaby mówiąc, że to by jej nie ruszyło. Nawet jeśli od bardzo dawna nie były razem dziwnie byłoby słuchać o innych osobach. O kimś, kto ją zastąpił.
- Reszta wyschnie sama. - Ale koszulkę obsikaną przez psa warto zmienić. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - zapytała zanim elegancko wyjdzie z pokoju pozwalając Gin przebrać się w samotności. Z czystego szacunku do kobiety, nie zostanie i nie będzie się gapić. Nie żeby się wstydziła, ale po tym, o czym pomyślała na hali, kiedy mokre stały blisko siebie, nie ufała ani własnym myślom ani dłoniom, które dla pewności (w ramach ich opanowania) wcisnęła w kieszenie spodni.

Gin Blackwell
ODPOWIEDZ