dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Choć Timothy stara się zachowywać jak w pełni zdrowy człowiek, wręcz denerwuje go, gdy inni traktują go pobłażliwie tylko ze względu na fakt poruszania się na wózku inwalidzkim, to jednak jego ciało z racji bezwładu dolnych kończyn jest bardziej narażone na różne dolegliwości. Kłopoty z prawidłowym krążeniem, zwyrodnienia stawów czy problemy ze strony neurologicznej, to tylko wierzchołek góry lodowej. Na szczęście w przypadku Tima ta góra nie sięga tak głęboko, jak u innych niepełnosprawnych, których zdarzało mu się spotykać na swojej drodze na szpitalnych korytarzach lub w poczekalniach pod gabinetami lekarskimi. Nie zmienia do jednak faktu, iż każdego dnia zjada garść tabletek na różne schorzenia. Nie narzeka, przynajmniej jest w stanie żyć praktycznie tak samo, jak w pełni sprawni ludzie. Już nawet poszedł o krok dalej i od rozmyślania o wynajęciu samodzielnie mieszkania, faktycznie przeszedł do czynów. Był już nawet umówiony na podpisanie umowy najmu, tymczasem brutalna rzeczywistość sprowadziła mężczyznę na ziemię, stawiając przed nim schody, które bez podjazdu są dla niego barierą niemożliwą do przeskoczenia. I to gdzie te schody? Pod apteką, czyli miejscem, które z zasady powinno być dostosowane do potrzeb możliwie największej grupy ludzi. Nie zamierzał się rzucać, podjazd był tutaj od zawsze, tyle tylko, że teraz musiał być w naprawie, bo wszystko ogrodzone było biało-czerwoną taśmą ostrzegającą o terenie przebudowy. Dobrze, że nie była to taśma w kolorach czarnym i żółtym z powtarzającym się napisem do not cross, to świadczyłoby o znacznie poważniejszych problemach właścicieli apteki.
W każdym razie receptę Callaway i tak musiał zrealizować, a w miasteczku nie ma żadnej innej apteki, więc rozejrzał się wokół, by poprosić kogoś o przysługę. Na ten moment w promieniu pięciu metrów nie było żadnej żywej duszy — martwej też na szczęście nie — więc Tim miał kilka chwil na schowanie dumy do kieszeni. Bo jednak ta samodzielność jest dla niego bardzo ważna i o ile wie, że na wsparcie rodziny zawsze będzie mógł liczyć, to proszenie o pomoc obcych ludzi jakoś tam godzi w jego ego. Jeśli ktoś słyszał, że osoby z niepełnosprawnościami mają swoją dumę, a nigdy nie spotkał się z tym w rzeczywistości, to Timothy jest doskonałym przykładem tej tezy.
Możliwość poproszenia o przysługę pojawiła się w momencie, w którym pewna młoda dziewczyna wyszła z apteki, zamaszyście otwierać prowadzące do niej drzwi. Nie miał pewności czy zwróci na niego uwagę, ale podjął: - Dzień dobry. Czy mogę mieć nietypową prośbę? - zapytał. Mogła go wziąć za żebraka. Inwalida miał nadzieję, że tak się nie stało, bo jednak wyglądał schludnie i jego wózek bynajmniej nie świadczył o biedzie, ale kto inny w tych czasach obcą osobę na środku chodnika prosi o przysługę.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
004.

Wprawdzie nigdy nie zmagała się z problemami zbliżonymi do tych, które były codziennością mężczyzny, ale zdarzało się, że czuła się, jakby była niepełnosprawna. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z fizycznością – miała sprawne ciało i poza jedynym razem, gdy jako dziecko złamała rękę, nie odczuła przykrych konsekwencji niemożności poruszania jakąś kończyną. Jednakże, wychowując się przy boku kobiety, która nie potrafiła zadbać o samą siebie, co dopiero o córkę, nabyła pewnych dysfunkcyjnych nawyków. Mianowicie nie potrafiła mówić o uczuciach, nie potrafiła również stawiać czoła przeciwnościom i podobnie, jak w przeszłości robiła to jej matka, teraz Frankline uciekała, gdy tylko życie zaczynało ją przerastać. W dzieciństwie przyglądała się nieodpowiednim wzorcom i choć nie czuła się odtrącona czy niekochana, widziała, jak przez partnerów traktowana była Emilia, co miało bezpośrednie odzwierciedlenie w tym, jak pozwalała mężczyznom traktować samą siebie. Pragnęła uwagi oraz miłości, tak naprawdę nie wiedząc, czym one są. Z tego powodu miała siebie za osobę nie w pełni samodzielną. Jakby, mimo dorosłego wieku oraz poważnej kariery zawodowej, potrzebowała, by ktoś pomagał jej podejmować słuszne decyzje, by prowadził ją za rękę i tłumaczył, co jest właściwe, a co nie. Jednakże na co dzień nie myślała o tym zbyt wiele. Szczególnie teraz, gdy próbowała budować wszystko od zera. Skupiała się głównie na pracy, wiedząc, że szansa, jaką otrzymała, mogła być ostatnią. Jeśli ponownie popełni błąd, będzie w branży skazana na wygnanie.
Wykorzystując to, że była w mieście, postanowiła zajrzeć w kilka miejsc. Ostatnim na liście była apteka, gdzie zgodnie z prośbą matki, miała kupić potrzebne medykamenty. Pożegnawszy się z farmaceutką, wyszła z budynku, przypadkiem donośnie trzaskając drzwiami. Wtedy też zatrzymał ją czyjś – przyjemnie brzmiący – głos.
Spojrzała na siedzącego na wózku, młodego mężczyznę i chociaż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że osoby niepełnosprawne nie lubią być traktowane inaczej, uśmiechnęła się do niego z widocznym współczuciem. To był odruch, nie potrafiła go powstrzymać. — Tak, oczywiście — zreflektowała się, mając nadzieję, że mężczyzna nie liczył, że Frankline będzie w stanie wciągnąć go na górę po tych kilku, ale jednak groźnie wyglądających schodkach. — Jak mogę pomóc? — dopytała, poprawiając torbę zawieszoną na ramieniu.

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Timothy miał dużą rodzinę, a gdy wszyscy spotykali się świętach w winnicy, to można nawet powiedzieć, że bardzo dużą rodzinę. Wiele razy się już przekonał, że może na nich liczyć w każdej sytuacji. Z drugiej zaś strony od małego wykazywał tendencje do bycia indywidualistą. Chociażby z tego powodu w czasach szkolnych nie dołączył do drużyny piłki nożnej, zamiast tego stawiając na pływanie, gdzie praktycznie wszystko zależało od jego ciężkiej pracy. Będąc tak bardzo skupionym na karierze pływackiej, kiedy jednego dnia całe te plany legły w gruzach, to bardzo trudno było mu przejść nad tym do porządku dziennego. Z nowym życiem w końcu się pogodził, zaś chęć osiągania samodzielnie jak największej ilości rzeczy pozostała mu do dzisiaj. Prawdę mówiąc, chyba właśnie dlatego Callaway stara się być możliwie jak najbardziej samodzielny, podejmując codziennie coraz to nowe wyzwania. Pewnych barier niestety nie da się przeskoczyć, co oznaczało właśnie, że musiał czasami schować dumę do kieszeni i poprosić o pomoc innych. Zwykle spotykał się wówczas z pozytywnym odzewem, pewnie dlatego, że jego niepełnosprawność widać na pierwszy rzut oka. Niektórym, którzy mają problemy nierzucające się tak bardzo w oczy, łatwiej można nawymyślać, że udają i zwyczajnie się nad sobą użalają. Pewnie dlatego temat różnych schorzeń ze strony psychicznej, wciąż jest tak wielkim tabu.
To bardzo ciężki temat, dlatego wracając do nierównych schodków i podjazdu w remoncie, to Tim miał świadomość, że ani sam, ani przy pomocy drugiej osoby nie pokona tej przeszkody. No przynajmniej nie uda mu się to w sposób rozumiany wprost.
- Dziękuję. - skinął głową. Dostrzegł współczucie w oczach rudowłosej. Widział je wcześniej niezliczoną ilość razy i choć nie lubił, kiedy ktoś się nad nim litował albo chodził wokół niego na paluszkach, to zdążył już też przywyknąć i dopóki nie jest z kimś w na tyle bliskiej relacji, by móc swobodnie powiedzieć, że ta osoba ma go traktować normalnie, to nauczył się już ignorować te spojrzenia.
- Mam receptę, ale nie jestem w stanie dostać się do środka. Czy mogłabyś mi ją zrealizować? Jeśli to nie byłby problem. - nie trzymał już dłużej kobiety w niepewności. - Dam Ci oczywiście pieniądze. - dodał, nieco zakłopotany swoją prośbą. Nie było się czego wstydzić, to nie były żadne leki na chorobę weneryczną, a jednak to nie potrafiło mu dać spokoju. Z drugiej strony, przecież nie będzie teraz pisał na rodzinnej konwersacji, kto z najbliższych byłby mu w stanie pomóc. Dużo szybciej załatwi sprawę w ten sposób.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Frankline bardzo mało wiedziała na temat swojego drzewa genealogicznego. Prawdę mówiąc, nie znała nawet imienia własnego ojca, nie wspominając o jego nazwisku czy choćby zdjęciu, dzięki któremu mogłaby ocenić, czy jest do niego choć odrobinę podobna. Na akcie urodzenia w rubryce zatytułowanej „ojciec” wypisano jedno słowo: nieznany. Będąc znacznie młodszą dziewczyną, zdarzało się, że prosiła matkę, by ta opowiedziała jakąś historię o tajemniczym mężczyźnie. Nawet jeśli Emilia zgadzała się, za każdym razem mówiła coś innego. Snuła barwne opowieści o wielkiej miłości, zakazanym romansie lub przypadku, który połączył dwie zbłąkane dusze. Niestety, żadna z tych bajek nie była prawdą, a po kilku nieudanych próbach rozwikłania zagadki ojcostwa, rudowłosa przestała dociekać, nijako godząc się z tym, że nigdy nie dotrze do informacji o własnym pochodzeniu. Pogodzenie się z brakiem rodziny nie było łatwe i przysporzyło dziewczynie wiele rozczarowań, ale ostatecznie łatwiej było zapomnieć niż wciąż zderzać się z niepowodzeniami. Chyba właśnie dlatego marzyła o tym, by w dorosłym życiu stworzyć rodzinę – dużą, zgraną i o t w a r t ą. Niestety, mimo że niedługo skończy trzydzieści lat, nie zbliżyła się do realizacji tego planu. Po nieprzyjemnym rozstaniu i przeprowadzce do Lorne Bay wolała skupić się na pracy w ratuszu i ratowaniu resztek kariery, którą budowała w większym mieście. Początkowo była przekonana, że nie odnajdzie się w małej społeczności i będzie tęskniła za wieżowcami oraz biurowcami. Na szczęście z dnia na dzień coraz lepiej czuła się w miasteczku, a odkrywanie jego sekretów sprawiało jej niemałą przyjemność. Siedzący na wózku mężczyzna z pewnością stanowił jeden z nich, bo za każdym wypadkiem stała jakaś historia.
Współczucia nie dało się oduczyć. Frankline była empatyczną, ciepłą osobą i choć czasami wydawała się protekcjonalna, wynikało to głównie z postawy, jakiej musiała się nauczyć, by dobrze wykonywać swoją pracę. Wystarczyło jednak poznać ją nieco bliżej, by to wrażenie zniknęło.
— No tak, schody — mruknęła, oglądając się przez ramię, by spojrzeć na wyłączony z użytku podjazd. Takie naprawy zwykle nie trwały długo, a mimo to potrafiły utrudnić wykonywanie codziennych czynności. — Nie ma problemu, zrobię to dla ciebie z przyjemnością — dodała nieco weselszym tonem, nie skupiając się na trudnościach, a możliwości ich pokonania. Wzięła od niego receptę, a także pieniądze i wróciła do apteki. Gdy dostała wszystko, co znajdowało się na liście, wyszła przed budynek, gdzie czekał mężczyzna.
— Farmaceutka prosiła, żeby ci przekazać, że za tydzień wjazd będzie skończony. Skojarzyła cię, gdy tylko zobaczyła nazwisko na recepcie — oznajmiła. — Nawiasem mówiąc, Timothy to ładne imię. Wpada w ucho — stwierdziła, po czym potrząsnęła torebeczką, w którą zapakowane były lekarstwa. — Gdzie je schować?

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Historia Tima jest o młodości, szaleństwie i braku odpowiedzialności. Jeśli mógłby powiedzieć, czego żałuje w swoim życiu i w jakim momencie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki chciałby móc podjąć inną decyzję, to byłoby to właśnie nieskoczenie z klifu, które to posadziło go na wózek inwalidzki. Samej imprezy nie żałuje, wystarczyłoby, tylko żeby z większą wyobraźnią podszedł do szaleństw, które są nieodłącznym elementem w takich okolicznościach. Miał wówczas w głowie plany na kolejnych kilka lat i nie były to plany pokroju pójścia na kurs księgowości czy nawet uczenia się fachu w rodzinnej winnicy. Miał szanse zostać reprezentantem kraju na olimpiadzie. W gruncie rzeczy nie ma zbyt wielu ludzi, którzy mają okazję dojść do tego miejsca i w dodatku mieć możliwości zajść jeszcze dalej. No właśnie, jeden skok i o mały włos już nigdzie w życiu nie udałoby mu się zajść. Mimo wszystko można powiedzieć, że miał szczęście, po pierwsze mógł skończyć jako warzywo i być tylko ciężarem dla swojej rodziny, a po drugie właśnie ta rodzina była dla niego olbrzymim wsparciem, nawet jeśli on zachowywał się w sposób, przez który mogliby się od niego odwrócić. A jednak nawet młodsze siostry, które wówczas chodziły jeszcze do szkoły średniej i mogły przechodzić nastoletni kryzys, znajdowały czas, by odciągnąć jego myśli od tego najciemniejszego miejsca, w którym kryje się między innymi depresja czy zespół stresu pourazowego. Niemniej, dużo czasu musiało upłynąć i wiele kwestii musiał Timothy przepracować, żeby znaleźć się w miejscu, w którym jest dzisiaj.
Gdyby ktoś go zapytał, czy jest szczęśliwy w życiu, wówczas miałby problem z odpowiedzią, natomiast z całą pewnością cieszy się, że żyje. Dziś jest tego pewien na 100%, ale to pewnie w dużej mierze dlatego, że gdy tylko ma taką możliwość, to stara się pokonywać każdą napotkaną na swojej drodze barierę. Dziś ta sztuka nie do końca mu się udała, ale jak mówi stara ludowa mądrość, koniec języka za przewodnika. No i zadziałało.
Skinął głową po spostrzeżeniu rudowłosej, a potem odjechał dalej od rzeczonych schodów, żeby inni klienci mogli bez problemu dostać się do apteki. Przez chwilę obserwował wnętrze apteki przez przeszklone drzwi, ale potem coś po drugiej stronie ulicy przyciągnęło jego uwagę.
- Nic dziwnego. Nie ma zbyt wielu inwalidów w tym mieście. - stwierdził. Miało być żartobliwie, ale chyba jednak nutka goryczy wybrzmiewała w słowach mężczyzny.
Co do samych osób niepełnosprawnych, to jest ich kilka w Lorne Bay — nawet Timothy przez ułamek sekundy miał siostrę, która straciła słuch — jest też pewnie trochę osób starszych, które przez problemy zdrowotne praktycznie w ogóle nie wychodzą już z domu. Tak wygląda rzeczywistość.
- Dziękuję. - uśmiechnął się. - Ale nie pytaj, skąd rodzice wpadli na taki pomysł. - dodał żartobliwie. On był jednym z pierwszych pociech państwa Callaway, to faktycznie mogli mieć jeszcze jakiś powód, dla którego Timothy, to Timothy, ale potem produkcja małych Callawayów ruszyła niemal taśmowo i całkiem możliwe, że losowali w kalendarzu na chybił trafił.
- Z tyłu mam plecak, ale dam radę sam. - zapewnił, wyciągając rękę po pakunek, który chwilę potem położył sobie na kolanach, by w następnej kolejności sięgnąć po plecak.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Mogę Ci się jakoś odwdzięczyć? - spojrzał na kobietę.

Timothy Callaway
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Życie wymagało przede wszystkim o d w a g i. Każdego dnia podejmujemy decyzje, które mają ogromny wpływ nie tylko na upływający dzień lub miesiąc, lecz często na całe życie. Niestety nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć, konsekwencje których wyborów zostaną z nami przez długie lata, a o których zapomnimy po kilku godzinach lub nawet minutach. Ta nieświadomość sprawia, że życie staje się ekscytujące. Problem w tym, że nie każdy tego pragnie. Frankline, której od dziecka wmawiano, że nie ma bezpieczniejszego miejsca niż schronienie oferowane przez ramiona matki, z wielkim trudem mierzyła się z każdym nowym doświadczeniem. Nie bez trwogi odłączyła się od matki i weszła na ścieżkę dorosłości. Wprawdzie podążając nią samotnie, nie popełniła wielu błędów, jednak tylko dlatego, że była p i e k i e l n i e ostrożna. Dwukrotnie zastanawiała się nad każdym posunięciem, unikając pochopnego podejmowania decyzji, szczególnie tych mających istotny wpływ na przyszłość. Wszystko to powodowało, że Frankline nie przeżyła niczego nadzwyczajnego – wiodła nudne, skrajnie przewidywalne życie. Dopiero zdrada partnera, który okazał się d u p k i e m wywołała falę zdarzeń, które zmusiły ją do zmiany otoczenia i przeprowadzi z dużego miasta do małego Lorne Bay. I – choć mogło się to wydawać niezrozumiałe – była to najbardziej szalona rzecz, jaka spotkała ją od wielu lat.
Najważniejsze, że zaczynała się przystosowywać. Przestała użalać się nad swoim nieszczęsnym losem, a zamiast tego podniosła głowę i spróbowała raz jeszcze zaplanować swoją przyszłość. Może właśnie to było problemem? Ograniczająca potrzeba realizowania planów.
— Dobrze, nie będę pytała, choć tą prośbą sprawiłeś, że jestem tego bardziej ciekawa niż wcześniej — zaznaczyła z uśmiechem, oddając mu zakupione rzeczy. Jednakże to jego wcześniejsze słowa mocniej rozbrzmiały w jej głowie. Mianowicie jako osoba blisko współpracująca z burmistrzem, od razu pomyślała o tym, że miasteczku przydałyby się większe zmiany, nie tylko w postaci poprawionego wjazdu do apteki. — W zasadzie możesz — stwierdziła, przyglądając mu się z tajemniczym uśmieszkiem wpełzającym na twarz. — Napij się ze mną kawy i opowiedz o tym, co twoim zdaniem w Lorne Bay powinno się zmienić. Masz zupełnie inną perspektywę, a mnie przyda się opinia niepowielająca najczęstszego schematu — stwierdziła, poprawiając torebkę na ramieniu. — Pracuję w ratuszu — dodała, jakby to miało wyjaśnić tę niecodzienną propozycję. Wprawdzie rudowłosa nie zajmowała decyzyjnego stanowiska, ale lubiła angażować się w pracę zespołu. Ponadto chciała pokazać, że jest wartościowym pracownikiem, który potrafi wyjść ze swojej strefy komfortu i nie być jedynie rzecznikiem z wyuczonymi formułkami, ale kimś ze znacznie szerszymi kompetencjami.
— To nie musi być dzisiaj. Jeśli nie masz czasu, możemy umówić się w innym terminie — zaznaczyła, bo przecież nie chciała rozbijać mu całego dnia.

Timothy Callaway
dyspozytor — Lorne Bay Fire Station
32 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oddycham chmurami wspomnień.
Jeśli nie ma mowy o czymś takim, że rodzisz się, jako osoba lepiej radząca sobie działając w grupie albo pracując pod presją, tylko tego typu cechy sami wypracowujemy z biegiem lat i wraz z nabywaniem kolejnych życiowych doświadczeń, to Timothy trenując przez kilkanaście lat pływanie, wyrobił w sobie naturę niestrudzonego indywidualisty. Pomijając trenera, w pływaniu wyniki zależą wyłącznie od ciebie. Tak więc młody Callaway pracował coraz więcej i więcej, co wiązało się z presją wywieraną przez kolejnych trenerów i taką, którą sam na siebie nakładał. Dzięki temu, szybko stał się człowiekiem, który jest w stanie zadbać o sam siebie. Niewątpliwie wpływ na to miała też ilość dzieci w rodzinie państwa Callaway, w taki sytuacjach nigdy nie można poświęcić wystarczająco dużo czasu wszystkim swoim pociechom. Tim nie chował w sobie żalu z tego powodu. Będąc nastolatkiem i mając kilkuletnie siostry, miał większą swobodę, niżeli to on byłby tym najmłodszym w rodzinie.
Przechodząc już do konkluzji, ta samodzielność i niezależność tak bardzo weszły mu w krew, i do tego stopnia mu się podobały, że gdy po wypadku musiał powrócić do rodzinnego domu, to był to dla niego dodatkowy cios. Taki kolejny kamyczek do ogródka, który warto by przepracować na terapii. I mężczyzna tak też zrobił. Kilka kwestii z osobistych powodów przemilczał, ale tego, jak trudno było mu pogodzić się z nową rzeczywistością w tym aspekcie, było niemalże niemożliwe do przeoczenia. Timothy powiedziałby, że nawet ślepy by zauważył, bo, jako że sam mierzy się z jakimś rodzajem niepełnosprawności, wie, że inni nie będą pochopnie oceniać pewnych jego żartów i powiedzonek.
- Mam dużo rodzeństwa i na pewnym etapie rodzice musieli zacząć wykazywać się nie lada fantazją w poszukiwaniu imion. - przyznał. Timothy ma imię po jakimś nieznanym już dziś muzyku, do którego w młodości wzdychała jego matka, zaś ojciec przez długie lata wierzył w wersję, jakoby była to postać literacka.
- O... - spojrzał na kobietę. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Sądził, że rudowłosa zbędzie go szybkim nie ma sprawy i tyle ją będzie widział. - Jak Ci się to udało? Plotki głoszą, że do pracy w ratuszu tylko po znajomości można się dostać. - powiedział pół żartem, pół serio. Bo prawdą jest na pewno, że jak ktoś już zajmie stołek w lokalnym urzędzie, to tylko emerytura jest w stanie go stamtąd ściągnąć. A część historii, które przyszło mu słyszeć przez pracę w instytucji, która jest jednak jakoś powiązana z urzędem, nie musi być prawdziwa.
- Kawa to bardzo dobry pomysł, choć jeśli mamy rozmawiać na tak poważne tematy, to chyba powinienem się przygotować. - myślał na głos. - Może zapisz mi swój numer telefonu i się umówimy, co? - zaproponował i już sięgał po telefon, który miał w bocznej kieszonce przy podłokietniku, by chwilę później odblokować ekran i podać aparat młodej kobiecie.

Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Uśmiechnęła się słysząc jego odpowiedź. Sama nie miała żadnego rodzeństwa – nie wiedziała wprawdzie czy mężczyzna, który ją spłodził miał więcej potomstwa, jednak nie głowiła się nad tym szczególnie, bo miała świadomość, że nie pozna prawdy, choćby błagała o nią matkę całymi dniami oraz nocami. Emilia była nieugięta. I nawet jeśli czasami snuła jakieś opowieści na temat pozostałych członków rodziny, których rudowłosa nigdy nie miała okazji poznać, brzmiały one jak sterta bzdur wyssanych z palca (lub jak scenariusz słabej, hiszpańskiej telenoweli, które były bardzo modne w czasach jej dzieciństwa). Nie miała innego wyjścia jak zaakceptować to, że były same. Wprawdzie teraz miało się to zmienić, bo Emilia planowała ślub z mężczyzną, który miał syna w wieku zbliżonym do Frankline, jednakże daleko temu było do prawdziwej r o d z i n y.
— Duże rodziny z pewnością mają wiele zalet — odparła, choć nie miała o tym bladego pojęcia. Może właśnie dlatego idealizowała posiadanie rodzeństwa? Tak czy inaczej, wizja posiadania bliskich, do których można zwrócić się z każdym problemem wydawała się sympatyczna.
— Naprawdę? — zdziwiła się. Nikt wcześniej nie powiedział jej, że złapanie posady przy boku burmistrza to takie wyzwanie. — Wiesz, mam duże doświadczenie. Szczerze mówiąc, za duże, jak na pracę w takim miasteczku. Ale… Czasami nie ma się innego wyboru — stwierdziła, bezradnie wzruszając wątłymi ramionami. Choć była młoda, udało jej się skompletować naprawdę imponującą historię zatrudnienia. Niestety z ostatniej posady wyleciała z h u k i e m, przez co nie mogła liczyć na stanowisko w żadnej liczącej się agencji. Wydawało jej się, że miała to pod kontrolą, że pogodziła się z takim obrotem spraw, ale kiedy zaczynała o tym mówić lub rozmyślać, rozczarowanie powracało.
— Jasne, jak najbardziej — powiedziała i wzięła jego telefon do ręki, by zapisać w nim prywatny numer. — Frankline — przy okazji podała swoje imię, by wiedział, pod jaką nazwą może ją znaleźć. — Ale nie traktuj tego, jak wywiadu. To zwykła rozmowa, ale może mi pomóc — dodała, nie chcąc odstraszyć mężczyzny. Oddała mu aparat i poprawiła torebkę, która zsunęła się z ramienia. — Więc… Do zobaczenia? — upewniła się, lekko się przy tym uśmiechając. A kiedy się zgodził, pożegnała się i poszła w swoja stronę.

Koniec.
Timothy Callaway \
SEKRETARKA | CHÓRZYSTKA — CROWN PROSECUTOR'S OFFICE | KOŚCIÓŁ
23 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś była łyżwiarką, ale nabawiła się kontuzji w wyniku czego musiała przerwać treningi, odwołać swoje uczestnictwo w mistrzostwach i z ukochanego UK wrócić do Lorne Bay, gdzie ojciec załatwił jej ciepłą posadkę sekretarki w biurze prokuratora. Śpiewa też w kościelnym chórze, choć przecież jest ateistką. Pochodzi z lordowskiej rodzinki i jest siostrą Alfiego. Natomiast Ace z nią randkuje, ale tylko jako zastępstwo!
10

Dokuczało jej w Australii wszystko.
Począwszy od okropnej temperatury, przez którą pociła się w miejscach, w których damie nie przystawało się pocić, przez insekty, których szczerze nienawidziła, a które nie dawały jej spać, po skręconą podczas ulew kostkę, która przypomniała jej o starym urazie. To ostatnie stało się wyłącznie z jej winy i głupoty, ale w życiu by się do tego nie przyznała. Irytowała ją pretensjonalność jej lordowskiej rodziny; zagubienie jej brata, który postanowił zasmakować biednego życia na łodzi w imię dumy; i wyniosłość sąsiadów w dzielnicy Pearl Lagune. Działała jej na nerwy praca w Crown Prosecutor's Office oraz śpiewanie w kościele podczas nabożeństw niedzielnych. Zwłaszcza to drugie – bo o ile praca sekretarki w biurze prokuratora zapewniała jej dochody i plotki, o tyle przebywanie w kościele czyniło z niej oszustkę, gdyż była zadeklarowaną ateistką i nie po drodze jej było w kwestiach wiary.
Wkurzał ją też niemiłosiernie brak zainteresowania ze strony chłopaka, którego obecnie obrała sobie za obiekt westchnień – Zetę – i jego wybitnie głupi pomysł wysyłania Ace’a na wszystkie randki jako zastępstwo. Randki – tego przecież nawet randkami nie można było nazwać, bo Claire wydawało się, że chłopak unika jej do tego stopnia, że woli na swoje miejsce wysłać najlepszego przyjaciela, aniżeli samemu powiedzieć Claire, że nie jest w jego typie, co zamknęłoby sprawę. Irytowali ją zatem… australijscy chłopcy i te ich dziwaczne zwyczaje. Wolała ująć to właśnie w ten sposób niż przyznać się do tego, że – być może! – zbyt łatwo się zakochuje.
Może to jej nastawienie sprawiało, że Lorne Bay było w jej odczuciu takie duszne i nieznośne. Ale mogłaby przysiąc, że czasem czuła się niczym protagonistka kryminału młodzieżowego na bagnach. Duszne małomiasteczkowe przestrzenie sprawiały, że Claire marzyła momentami o tym, by cofnąć czas i nigdy nie doprowadzić do kontuzji.
Zamknęła oczy i przejechała dłonią po szyi, sprawdzając stan swojej skóry. Westchnęła głęboko i skręciła w stronę apteki. Jej celem był zakup kremu do twarzy, maści, tabletek przeciwbólowych i bandaży. I śmiesznych, dziecinnych plastrów, które zamierzała od teraz nosić w torebce – chciała je mieć zawsze pod ręką na wypadek, gdyby przyszło jej kogoś opatrywać. Otworzywszy oczy opanowało ją uczucie osłupienia. W pierwszej chwili pomyślała, że to w końcu słońce sprawiło, że miała omamy, i że nagle zaczęły ścigać ją duchy przeszłości. — Nie wierzę — rzuciła wreszcie z adekwatnym do owych słów niedowierzaniem, wpatrując się w wychodzącego z apteki chłopaka. Najpierw zatrzymała się na parę metrów od niego. Po to, by następnie bez cienia refleksji czy zażenowania rzucić się mu w ramionach, jakby wykonywała niezbyt skomplikowany skok, oplatając go nogami w pasie na wypadek, gdyby jednak postanowił jej nie złapać. — To ty! — powiedziała radośnie, obejmując mocno szyję dobrze zbudowanego chłopaka.
alty baillirgian
baletmistrz, łyżwiarz — emocjonalny parias
22 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Byłem niegdyś szczęśliwy, choć tylko we śnie. Ale byłem szczęśliwy.
Jego wspomnienia przypominają korkową tablicę; taką z przyszpilonymi strzępkami wycinków z gazet, połączonych ze sobą cienką, czerwoną nitką. Jeden z ów skrawków głosi “nieszczęśliwy wypadek młodej łyżwiarki figurowej: kontuzja może odebrać jej prawo do zawalczenia o złoty medal”, a kolejny “prognozowany zwycięzca zimowych igrzysk olimpijskich nie pojawia się — on i jego trener wstrzymują się od komentarza. Czy to koniec kariery?”. Następny opisuje nieostrożną jazdę sportowym samochodem przez nieoświetloną drogę, sprowadzając się do nazwiska znanego aktora — Willem Wordsworth. Na pierwszy rzut oka są to całkiem przypadkowe pasma wiadomości — można by pomyśleć, że poza nadzwyczaj niefortunnym losem nie łączy ich już nic innego; a jednak to trzy najważniejsze (poza śmiercią taty — ta niezmiennie zajmować będzie podium) etapy życia Baltasara Baillirgiana.
Pierwszy: kiedy zakochana w łyżwiarstwie dziewczyna (dzielili przecież tę samą miłość) przeceniła swoje możliwości i jeden, jedyny raz źle ułożyła łyżwę na lodzie. Błędna rotacja, ryzykowne ułożenie rąk — już było po jej karierze. Pamięta, że kiedy o tym usłyszał — z trzecich ust, nawet nie od niej — niezwłocznie chwycił za telefon. “Claire. To prawda? Co mówią lekarze? Jak się czujesz? Mam przylecieć? Jestem teraz w Montrealu”, ale nie dane było im zasmakować tej tragedii wspólnie — należała tylko do Claire, a on i tak nie był w stanie jej pomóc. Czasem mimo wszystko odnosił wrażenie, że tego wypadku doświadczył wraz z nią — pierwszy raz stanął wówczas przed świadomością, że jego kariera również może zakończyć się szybciej; nieraz lekceważył zmęczenie organizmu i jego zdolności, pojawiając się mimo ostrzegawczych sygnałów na lodowisku.
Drugi: kiedy faktycznie doświadczył ów przedwczesnej emerytury, rezygnując z udziału w najważniejszych zawodach. To jednak nie wypadek odpowiadał za tę katastrofę, a zbiór niefortunnych zdarzeń: jedno źle powierzone zaufanie, trzy krótkie zdania kończące wieloletnią znajomość, no i podjęta w przypływie uczuć decyzja — nie pojadę. Nie pojadę właśnie przez ciebie, Monty (cóż za idiotyzm). Choć więc to jasnowłosy mężczyzna otrzymał dedykację do tej porażki, Claire była tą, przez którą Alty w ogóle o niej pomyślał — jej wypadek będący końcem kariery nigdy nie wymazał się z jego pamięci.
Trzeci: nieuważna przejażdżka tego znienawidzonego aktora, która sparaliżowała Baltasara na kilka tygodni. Takie to absurdalne, że złożyło się to z jego powrotem do prawdziwego życia; zburzył barykadę trzymającą go od miesięcy w czterech ścianach swojego domu, znalazł pracę i szczątkowe siły do uśmiechu — a tu nagle zrzucono na niego ładunek wybuchowy w postaci tej naprzykrzającej się przeszłości. Początkowo chciał zadzwonić; zapytać, czy mógłby go odwiedzić — ale i tutaj, tak samo jak przed laty u Claire, nie mógł dzielić z kimś tragedii, która nie należała przecież do niego. Zresztą Monty i tak nie chciał go widzieć.
I te trzy urywki z gazet towarzyszą mu nieustannie — nie musi odtwarzać ich w umyśle i rozdzielać na drobinki, analizując każdy detal; one i tak zakorzeniły się w jego głowie na zawsze. Może to o nich myślał wychodząc z przydrożnej apteki — pomagał pani Lonsdale z receptą, którą bała się zrealizować; lekarz błędnie zapisał jej nazwisko, a ona nie potrafiła kłócić się z farmaceutką. Z palców prawej dłoni zwisało mu ramiączko zakupowej siatki, w drugiej obejmowana była czapka z daszkiem, w której zawsze ukrywał się przed światem; o dwa rozmiary za duża koszulka również służyła temu kamuflażowi. Za sobą słyszał głos żegnającej się ze znajomą z kościelnego kółka pani Lonsdale, u której od kilku tygodni wynajmował pokój — i to właśnie na ów dźwięku się skupił; nie na dziewczynie biegnącej w jego kierunku i wieszającej mu się na szyi. Jęknął głucho, upuszczając sprawunki i okrycie głowy, by podążyć poleceniami instynktu samozachowawczego — jeszcze zanim przypisał do jej twarzy konkretne imię, jego dłonie obejmowały jej… pośladki. Karminowy rumieniec kwitnący na jego bladej twarzy okrutnie go zapiekł; nie przywykł do dzielenia się tak intymnymi gestami. — Chryste, jak mnie wy... — wychrypiał, zostając niespodziewanie ugodzony także z przeciwnej strony — to pani Lonsdale wychodziła z apteki, w roztargnieniu zawadzając o jego sylwetkę (nie: teraz o dwie splecione ze sobą ciała) swoim ramieniem. — Och, Alty, przepraszam. A to kto, twoja dziewczyna? — zaświergotała z zaciekawieniem i pogodnym uśmiechem, a Alty przesunął dłonie na plecy brunetki, jeszcze bardziej spalając się z zażenowania — kim właściwie była dla niego Buxton? Na pewno nie jego dziewczyną, ale też nie przyjaciółką (przecież nie widzieli się od tak dawna!), ani nie znajomą (to na nich zbyt bezuczuciowe). — To moja… — zaczął niepewnie, ale nie dane było mu skończyć — Lonsdale weszła mu w słowo. — Musisz kiedyś wpaść do nas na obiad, kochaniutka. Chętnie poznamy bliskich Alty’ego, to jest taki dobry chłopak, prawda? No, nie będę wam przeszkadzać, Alty, upuściłeś moje leki — pochyliła się ze stęknięciem, przykładając palce do odcinka lędźwiowego i chwyciła w nie zakupową siatkę i czapkę z daszkiem; z tymi nabytkami pomaszerowała w dal chodnika, wykonując to, co zapowiadała — zostawiając ich samych. — Przepraszam, nie chciałem, żebyś upadła — wytłumaczył się więc w pierwszej kolejności, nawiązując do swojej niechlubnej próby nadania jej sylwetce stabilności. Może i byli kiedyś blisko — bardziej blisko, niż z większością osób — ale i tak czuł się w tej nieszczęsnej chwili jak niegodziwiec. — Czy to nie panna od potrójnego lutza? — zaczepił ją już bardziej pogodnie, dołączając do słonecznych słów swój promienny uśmiech. Nie tylko on niegdyś tytułował ją w ten sposób — każda wtajemniczona w świat łyżwiarstwa osoba zdołała spostrzec, że ta figura leży na jej sylwetce nieskazitelnie; zawsze dostawała za nią najwyższe noty. Nie wiedział tylko, czy tak bezpośredni powrót do przeszłości, której oboje się już wyrzekli, jest odpowiednim pomysłem.
ambitny krab
lunatyk
SEKRETARKA | CHÓRZYSTKA — CROWN PROSECUTOR'S OFFICE | KOŚCIÓŁ
23 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś była łyżwiarką, ale nabawiła się kontuzji w wyniku czego musiała przerwać treningi, odwołać swoje uczestnictwo w mistrzostwach i z ukochanego UK wrócić do Lorne Bay, gdzie ojciec załatwił jej ciepłą posadkę sekretarki w biurze prokuratora. Śpiewa też w kościelnym chórze, choć przecież jest ateistką. Pochodzi z lordowskiej rodzinki i jest siostrą Alfiego. Natomiast Ace z nią randkuje, ale tylko jako zastępstwo!
Alty. Baltasar Baillirgian stojący przed nią w pełnej krasie przypominał tylko trochę tamtego chłopaka, którym niegdyś była w pewnym stopniu zauroczona i na którego widok uśmiechała się uroczo, a oczy jej błyszczały. Teraz również się uśmiechała, ale było to spowodowane jedynie przytłaczającym uczuciem nostalgii, a nie efektem aureoli, którym wówczas była zaślepiona. Zawsze tak było, gdy się troszkę w kimś zakochiwała, bo jak inaczej można było mówić o tych jej wszystkich zauroczeniach. Ale Claire po prostu kochała ludzi – i chciała z nich wyciągać wszystko, co najlepsze.
Miała ochotę sprawdzić, czy zaczęły pojawiać mu się siwe włosy, co zapewne brzmiało absurdalnie, ale Claire zbyt dobrze wiedziała, że stres, zmęczenie i genetyka robią swoje. A stresów przecież mieli zbyt wiele w tym zawodzie. Zmęczenia również, bo to właśnie przez nadwyrężenie i przecenienie swoich sił kariera Claire zakończyła się w tak ¬¬– jej zdaniem – głupi sposób. Za każdym razem, gdy Claire opadała na lód odczuwała ulgę i radość, że jej się udało. Aż w końcu któregoś razu upadła w taki sposób, że nie była w stanie się podnieść, a ból wypełniał każdy skrawek jej ciała. Fizycznie cierpiała, ale to psychicznie umierała. I choć Claire przez długi czas wierzyła, że jeszcze się dźwignie i jeszcze zdąży zawalczyć o medal, to jednak ten czas nie nadchodził, więc decyzję podjęto za nią i tym samym przekreślono jej szanse. Blizna na jej duszy została i bolała tak bardzo, że gdy nie tak dawno temu poślizgnęła się i sturlała ze skarpy, wszystkie wspomnienia uderzyły w nią ze zdwojoną siłą, a ona czuła tylko przenikające ją przerażenie.
A teraz przed nią pojawił się ktoś, kto był łącznikiem do jej dawnego życia. Niewyobrażalne było to jak można za kimś tęsknić i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy do momentu ponownego zobaczenia się z tą osobą. Na chwilę świat przestał się liczyć. Okropne, gorące i duszne Lorne Bay przestało się liczyć. I przez tą chwilę, gdy Alty obejmował Claire, ona znów poczuła się lekka i szczęśliwa.
Jednakże dotarło do niej wreszcie otoczenie. Dziewczyna? Nie była jego dziewczyną, ale zamiast zaprzeczyć tylko lekko uśmiechnęła się do staruszki, czekając na rozwój tego jakże ciekawego zdarzenia. Z niemałym rozbawieniem, zagryzając wargę, spojrzała na chłopaka – jakby rzucając mu wyzwanie i oczekując od niego jakiegoś wybrnięcia z tej sytuacji. Spoiler: poległ. Uśmiechnęła się więc do kobiety i tylko skinęła głową. — Dziękuję za zaproszenie — odpowiedziała z całą uprzejmością, na jaką ją było stać. Postanowiła się wreszcie zgramolić z jego ramion i dygnęła z gracją, a następnie spojrzenie zawiesiła na stojącym obok… koledze? — Alty to wspaniały chłopak — oświadczyła z lekką przekorą w głosie, prawdopodobnie drażniąc się z nim. A następnie już tylko patrzyła, jak staruszka odchodzi.
Za co? — spytała niezupełnie świadoma tego za co w istocie ją przepraszał. Przewróciła na niego oczyma i potrząsnęła tylko głową. — Nic się nie stało — stwierdziwszy to zupełnie beztrosko znów się do niego uśmiechnęła. I ponownie go niespodziewanie objęła – już stojąc o własnych siłach a unosząc się jedynie na samiutkich palcach. — W rzeczy samej — odpowiedziała, odsunąwszy się od niego i po chwili już okręcając się wokół własnej osi w uroczy i pełen gracji sposób. — Czy ty… — urwała i potrząsnęła głową, ale to była przecież Claire, która nie zamierzała kryć się przed nikim ze swoimi myślami, dlatego odważnie podniosła na niego spojrzenie i z cichym westchnieniem zaczęła raz jeszcze: — Dlaczego się wycofałeś? Dlaczego się wtedy nie pojawiłeś na igrzyskach zimowych? — spytała wprost, bowiem owe pytanie zaprzątało przecież jej głowę, odkąd tylko dotarła do niej ta informacja. Odkąd tylko jej trener wysłał jej zdjęcie nagłówka. Wiadomość od trenera miała tylko jeden przekaz; „hej, popatrz, nie tylko tobie się nie udało” – ale to nie była pocieszająca informacja, dlatego Claire zignorowała byłego trenera. Właściwie było to dewastująca wiadomość i Claire chciała się dowiedzieć co stało za decyzją Alty’ego. Ale nie wiedziała, co napisać i czy w ogóle napisać powinna, skoro już od jakiegoś czasu przebywała na innym kontynencie.
alty baillirgian
baletmistrz, łyżwiarz — emocjonalny parias
22 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Byłem niegdyś szczęśliwy, choć tylko we śnie. Ale byłem szczęśliwy.
Dopiero teraz — kiedy wczesne, lipcowe słońce przygrzewało skórę na jego karku, odciskając na nim swój rumiany pocałunek, a on wpatrywał się w beztroski, niezmiennie urzekający uśmiech szczupłej, drobnej brunetki — dotarło do niego (a może: natarło na niego niespodziewanie, jak rzęsista ulewa w sam środek pogodnego lata), że dwa minione lata prześnił najgorszym z koszmarów, w którym świat był wąsko odizolowany, a jego życie zawieszone w niebycie. Bo kiedy Claire była tak blisko; kiedy była tak łagodna w swojej zuchwałości i urocza w zagwozdkach krążących po niezbadanych mu rejonach jej umysłu (nigdy nie podejrzewałby, że po tych tysiącleciach rozłąki, jedną z jej pierwszych myśli będzie: czy Alty otrzymał w spadku po łyżwiarstwie siwe włosy?), on odnosił wrażenie, że nie widzieli się raptem trzy tygodnie. Trzy tygodnie, podczas których Buxton wysmukliła się o kilka dodatnich centymetrów, nabrała doroślejszego wyrazu twarzy i pokolorowała swoją cerę na miodowy, australijski kolor słońca. — Najlepszy, na jakiego kiedykolwiek trafisz — odwdzięczył się jej własną zaczepnością, zataczając półokrąg swoimi miętowymi tęczówkami. Lonsdale była już na tyle daleko, że bezpiecznie mógł wyznać: — Nie musisz przychodzić. Chociaż pewnie spłonęliby z zachwytu, gdyby w końcu upewnili się, że mam znajomych. — Życie towarzyskie Baltasara atrakcyjnością przypominało tani rejs dla emerytów po okolicznej rzece — bez widoków, bez perspektyw, bez zabawy. Jeśli kogoś mógł nazywać swoim przyjacielem, to właśnie panią i pana Lonsdale, u których pomieszkiwał w ostatnim czasie; co zresztą miał doprecyzować. — Zatrzymałem się u państwa Lonsdale jakiś czas temu, właściwie to nie znam ich jakoś specjalnie. Ale chyba zachowują się równie niezręcznie, co prawdziwi rodzice, hm? Przynajmniej Mavis — zapytał chyba tak na poważnie, jako że nigdy nie doświadczył podobnych chwil z własnymi rodzicami — nigdy ich za bardzo nie miał. — Och, i sprostuję później tę sprawę; to znaczy wyjaśnię im, że nie jestem twoim chłopakiem. Bo twój chłopak jest pewnie jakimś cwaniakiem, młodym gniewnym o zranionym sercu, które próbujesz mu poskładać, co? I zabójczo przystojnym, ma się rozumieć — lubił momenty, w których mógł się z nią podrażnić — te nie zdarzały się w ostatnim czasie zbyt często, co musiał odpowiednio odpracować. Wydawało mu się ponadto, że właśnie w chwili, w której Claire przejrzała go tak przejrzyście, bez pośredniego filtru swojego cichego zauroczenia, o które niepewnie ją podejrzewał — kiedy dotarło do niej, że Alty nie jest pociągająco niegrzecznym samotnikiem, a opuszczonym, zepsutym na każdy możliwy sposób naiwniakiem — jej trzepoczące w sercu uczucia względem niego odleciały na zawsze. I nie chował z tego powodu urazy — nie było mu nawet specjalnie przykro, bo Claire w roli przyjaciółki sprawdzała się po stokroć lepiej, od Claire, którą pewnego dnia musiałby dogłębnie zranić swoim wadliwym nawykiem odpychania każdego, komu zależało na nim zbyt mocno.
Uważaj, ktoś nam jeszcze cyknie zdjęcie i w świat popłyną plotki, że jednak będziemy jeździć po lodzie w parze — zaśmiał się, kiedy smukłe ramiona brunetki oplotły jego szyję, a on, już teraz odważniej i bez wstydu (być może dlatego, że teraz rozsądnie omijał rejon jej pośladków), ów uścisk odwzajemnił. Później, po odzyskaniu swojej prywatnej przestrzeni, pozostawało mu z uznaniem i niezwykłym zapałem klasnąć kilka razy w dłonie, kiedy Buxton prowizorycznie zaprezentowała powidok swoich łyżwiarskich zdolności na miejskim trotuarze. Aż w końcu padło to nieuniknione, znienawidzone pytanie, przez które za każdym razem pragnął uciec — nie wiedząc nawet dokąd i przed czym, albo przed kim konkretnie. — Och. Straciłem do tego serce — wyznał cicho, myśląc: a może straciłem serce tak p op r o s t u. — Chcesz gdzieś się przejść? Postawić ci truskawkowe smoothie? Lody o smaku pietruszki? Smoothie z pietruszkowymi lodami? Czy musisz zmykać już do tego swojego lowelasa? — zreflektował się w ostatniej chwili, już we wczesnej młodości nabywając to przykre, krzywdzące przekonanie, że jego towarzystwo nigdy nie jest wystarczająco dobre i odpowiednio absorbujące, by to mu powierzać w pełni swój czas.
ambitny krab
lunatyk
ODPOWIEDZ