Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Nowy Rok nie zaczął się dla Jonathana i Marienne najlepiej. Mili spędzić Sylwestra w Adavale, ale stan zdrowia Marysi sprawił, że musieli wrócić do Lorne Bay wcześniej. Całe szczęście odpoczynek i spokój sprawiły, że Mari szybko poczuła się lepiej, a co za tym idzie wzbraniała się przed badaniami, na które Jonathan wysłałby ją najchętniej już kolejnego dnia po przyjeździe. Ostatecznie poszli na kompromis i Wainwright mógł odstawiać nad nią medyczny taniec każdego dnia i serwować jej dodatkowe porcje leków, a Mari mogła póki co unikać wizyt w szpitalu. Właściwie nie było przesłanek ku temu, aby te były potrzebne, aż do pewnego wieczora, gdy Marysia poczuła się słabiej po kąpieli. Nie było tak kiepsko jak w Adavale, ale Jonathan nie miał zamiaru czekać na kolejny raz. Musiał wiedzieć co dzieje się z sercem Marienne. Kwestia kolejnych badań była więc faktem, którego datę Jona wyznaczył samodzielnie. Kilka dni później przyszło mu tylko podzielić się tą wiadomością z Marysią, a raczej postawić ją przed faktem dokonanym.
- Dzień dobry, dobrze spałaś? - Było chwilę przed siódmą. Jonathan był już wykąpany po treningu, a Mari nadal leżała w pościeli i z niekrytym niezadowoleniem wyłączyła budzik. Niedawno rozpoczęła na nowo pracę, a chociaż zaczynała zwykle nieco później, bywały poranki, gdy decydowała się wstać wcześniej by zjeść śniadanie z Joną i wspólnie spędzić chwilę czasu. Zwykle takie dni następowały po tym jak Jona był długo nieobecny w domu przez prace. - Przygotuj się, a ja zrobię dla nas śniadanie - rzucił, po tym jak podszedł by pocałować Marienne w rozczochrany czubek głowy.
Miał nadzieję, że ten miły poranek wprawi Chambers w dobry nastrój i tym samym łatwiej przyjdzie jej przyjąć do wiadomość fakt, że podczas lunchu w pracy zamiast do przyjemnej knajpy przyjdzie jej zawitać w szpitalu. Aby jakoś osłodzić jej przełknięcie tych rewelacji, Jona zrobił dla niej ulubione naleśniki z owocami, które stały gotowe na stole w chwili, w której Marienne znalazła się w części dziennej loftu. Jonathan nie zamierzał pozbawiać Marienne apatytu, więc dopiero po śniadaniu postanowił poruszyć temat, którego rudzielec zapewne nie chciałby nigdy więcej słyszeć.
- Słońce, muszę ci o czymś powiedzieć - oznajmił, gdy obydwoje stali w kuchni, a Marienne popijała swoje leki wodą. - Ostatnio nie czułaś się najlepiej i nie chciałbym, aby taka sytuacja ponownie miała miejsce - zaczął powoli brnąc do sedna sprawy. - Dlatego umówiłem ciebie na badania - wyrzucił z siebie, ale najgorsze pozostawił na sam koniec. - Dziś o 12:15, więc chwilę przed 12 podjadę pod kancelarię, by ciebie zabrać. Nim minie twoja przerwa na lunch będziemy z powrotem, a jak starczy nam czasu skoczymy jeszcze coś zjeść - dodał zaraz, jakby chciał pokreślić, że to tylko takie szybciutkie badanie, że nim się Mari obejdzie będzie po wszystkim. Oczywiście specjalnie ubierał to wszystko w takie słowa, bo poruszanie jakichkolwiek około medycznych tematów z Chambers było jak igranie z ogniem.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
19.

Powrót do Lorne Bay z początku jej nie cieszył, w końcu związany był z szybszym powrotem z jej rodzinnych stron i z już drugim Sylwestrem, który spędziła z Jonathnem nie tak, jakby sobie tego życzyła. Próbowała jednak skupiać się na pozytywach, przede wszystkim na tym, że Wainwright przestał pitolić o szpitalu, a przy tym nie kręcił nosem na jej powrót do pracy, gdzie z kolei za sprawą Benjamina i Gwen czuła się, jakby znaczyła więcej, niż w rzeczywistości powinna znaczyć. Wierzyła też szczerze w to, że jej wypadek z Adavale był jednorazowy, a fakt, że czasem częściej jej się kręciło w głowie czy tam kłuło ją w klatce piersiowej zapalczywie ignorowała. Jonathana oczywiście wcale nie chciała o tym informować, ale niestety na pewne sytuacje nie miała wpływu i po wieczornym prysznicu, kiedy to osuwając się na ziemię strąciła z półki jakieś kosmetyki, które roztrzaskały się o posadzkę, nie mogła udawać, że nic nie zaszło. Mimo wszystko wierzyła, że Wainwright nie będzie tego roztrząsał.
- Za krótko - mruknęła po obudzeniu, kiedy do sypialni wszedł Jonathan, a za nim nieśmiało na swoich krótkich nóżkach dreptał Gacuś. - Mógłbyś mi je też przynieść do łóżka tak dla odmiany - wyszczerzyła się po tym, jak pocałował jej głowę, ale wiedziała, że nic z tego nie będzie więc faktycznie jakoś ruszyła w stronę łazienki. Nie miała tak z rana zbyt dużo energii, odkładała założenie soczewek na potem i teraz w swoich niezbyt urodziwych oprawkach ruszyła do części dziennej, uśmiechając się już od samego zapachu jedzenia, jakie przygotował blondyn. Naturalnie zjadła sporych rozmiarów porcję i pewnie jadłaby więcej, gdyby nie fakt, że wszystko co dobre kiedyś się kończy. Po posiłku grzecznie poszła po swoje leki, które były już z resztą przygotowane, żeby nie zapomniała. Zdarzyło jej się raptem kilka razy, ale Jona tak na to nie patrzył. Przełykała po jednej tabletce, bo inaczej się krztusiła i właśnie została jej ostatnia, gdy Wainwright musiał powiedzieć coś, co niekoniecznie jej się spodobało. Już na samym początku odstawiła pigułkę od ust, a potem dopiero poczuła się tak, jakby ktoś przywalił jej w brzuch.
- Chyba sobie żartujesz - burknęła, licząc, że faktycznie będzie to jakaś próba odnalezienia zaginionego przed laty poczucia humory Jonathana Wainwrighta. Jedno spojrzenie wystarczyło jej jednak, by zrozumiała, że nic podobnego. Odłożyła tabletkę na blat, już czując, jak się w niej gotuje ze stresu. - Przykro mi, ale już umówiłam się na lunch z Benem - skłamała bez zająknięcia, ale wierzyła, że robi to w dobrej wierze... dla siebie samej, ale zawsze. Trzeba mieć na uwadze swój własny komfort. - Poza tym nie możesz robić takich rzeczy. Ustaliliśmy, że nie będziemy mieszać w nasze życie szpitala, co nie? Ja w każdym razie czuję się świetnie, a przynajmniej czułam, bo teraz już jest mi niedobrze z nerwów, to dopiero mi szkodzi, Jonathanie - odpowiedziała nieco wyniośle, chociaż nie do twarzy było jej z tą manierą i przez to wydawała się być wręcz karykaturalna, gdy jeszcze poprawiła oprawki na nosie.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Nawet nie łudził się, że Marysia przyjmie ze zrozumieniem informację o tym jak ma wyglądać jej przerwa na lunch. Doskonale wiedział, że właśnie rozpoczął batalię, która zapewne skończy się nie małą awanturą wpływającą negatywnie na ich związek. Nic nowego, bo odkąd zdiagnozował u Mari wadę serca i stał się jej lekarzem, tego typu dyskusje powoli stawały się dla nich codziennością. Oczywiście z początku proponował Marysi, by zajął się nią ktoś inny. Niejednokrotnie próbował namówić ją do zgody na przejęcie jej przypadku przez innego lekarza, ale fobie Chambers kompletnie to uniemożliwiała. Zdecydowanie byłoby im łatwiej, gdyby na same słowo "szpital" Marysia nie dostawała ataku paniki, a krew w jej żyłach nie pieniła się ze złości.
- Ja nigdy nie żartuję - niestety zaginione poczucie humoru Jonathana tak naprawdę było od lat martwe, a tylko nieliczni szaleńcy nadal wierzyli w to, że uda się je odnaleźć. - Myślę, że Ben zrozumie odmowę w zaistniałej sytuacji, a w razie czego mogę nawet poświadczyć - oznajmił, oczywiście zdając sobie sprawę z tego, że Marysia kłamie. Nauczył się Chambers na tyle, by doskonale wiedzieć, że wszelkiego rodzaju kłamstewka, wymówki i głupie powody były dla niej naturalną formą obrony, gdy w grę wchodziło jakiekolwiek około medyczne działanie. - W takim razie uznaj to za zalecenie od swojego lekarza, a nie partnera - rzucił w odpowiedzi na ten jej zmianierowany ton, który kompletnie nie pasował do obrazu Marysi jaką znał na co dzień. - I weź tabletkę - dodał przy okazji, bo oczywiście nie umknęło uwadze Jony, że ostatnia z pigułek nadal była w dłoni Marysi.
W zasadzie Jonathan uznał, że sprawa jest poniekąd załatwiona. Oczywiście liczył się z tym, że przyjdzie mu przez godzinę słuchać o tym jakim to niedorzecznym i zbędnym pomysłem są te badania. Będą się spierać i przerzucać argumentami, z czego te Chambers, Wainwirght będzie ignorował, po czym i tak zrobią to co on zaplanował. Fakt... Nie brzmiało to wszystko najlepiej, ale ich związek od samego początku szedł trudną i wyboistą ścieżką, a mimo to nadal przy sobie trwali nawet na moment nie myśląc o tym, by zmienić szlak.
- To tylko zwykłe USG, nic ciebie nie zaboli, nic ciebie nie zakłuje, ani nie dostaniesz żadnych leków... Chcę tylko zobaczyć twoje serce - wyjaśnił, po tym jak samemu wypił szklankę wody popijając nią witaminy. - Marysiu... Rozumiem, że boisz się szpitala, ale powinnaś zacząć walczyć z tym lękiem. Robisz z igły widły, gdy tak naprawdę chodzi o pierdołę - mruknął pod nosem, zerkając na rękę Chambers. - Weź tę tabletkę - ponowił swoją prośbę, bo mogła z nim się kłócić, gdy już weźmie swoje leki do końca.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Prychnęła słysząc o tym, że nie żartuje, a po raz kolejny zrobiła to w odpowiedzi na jego poświadczenie. Chętnie by się z nim kłóciła w tym temacie, ale niestety obawiała się, że w razie czego jej przyjaciel zgodziłby się z Jonathanem. Nie chciała jednak Benjamina mieszać w to szambo, jakim ostatnio określała przypadek swojego zdrowia. Już i tak było jej źle z tym, że Wainwright poinformował jej rodziców, bo zwyczajnie czuła się tak, jakby robiła z siebie ofiarę przed innymi. Każdy miał jakieś swoje problemy, normalne więc, że nikt nie chciał słuchać o cudzych i Mari naprawdę wolałaby, gdyby o jej przypadku nie wiedział nikt, nawet, a może - zwłaszcza - Jonathan. W końcu tyle lat przeżyła ignorując te wszystkie przesłanki. Ilekroć zasłabła czy poczuła się źle, żartowała, że to nic takiego, albo też całkowicie to ukrywała, a teraz co? Gówno.
- Mój lekarz powinien zadzwonić, a nie wyskakiwać zza winka po śniadaniu, to podchodzi pod paragraf - rzuciła markotnie, nic sobie nie robiąc z jego słów. Miała już dość tego dnia, a ten ledwo się zaczął. Poza tym czuła się zdradzona, bo Jona znów pozwalał sobie - w jej odczuciu, na zbyt wiele. Naturalnie robił to dla jej dobra, kierował się rozsądkiem, jakiego brakowało Marienne i tak powinna na to patrzeć, ale niestety nie potrafiła. W jej oczach szpital miał już zawsze jawić się jako największe zło na tym świecie. W dodatku tylko ją poirytował bardziej, gdy przypomniał o tej cholernej tabletce. Niby zażycie jej nic ją nie kosztowało, ale teraz z głupiej i dziecinnej przekory nie chciała tego zrobić, byleby stanąć okoniem. Nic więc nie zrobiła, może poza zaciśnięciem mocniej palców na pigułce. Nawet gdy wyjaśniał co tam chciał zrobić, jej nerwy nie malały na sile, wręcz przeciwnie.
- Gówno prawda! - warknęła. - Znów będzie tak samo, zamydlisz mi oczy małym badaniem, a ja się na nie zgodzę i po nim przyjdą kolejne i kolejne. Tak było już wcześniej! Zawsze się zgadzam, żebyś nie jojczył, a tobie wiecznie mało, w dodatku nie mówisz mi nic, a potem gdy nie chcę badań zaczynasz straszyć, mam tego dość, do cholery jasnej! Może nie wiem nic o medycynie, ale poczytałam trochę i bez mojej zgody nie powinieneś nawet zastanawiać się nad moim przypadkiem - wytknęła mu, a kiedy kolejny raz przypomniał o tabletce, coś w niej mocno przeskoczyło. Posłała mu pełne buńczuczności spojrzenie, by zaraz okrążyć wyspę kuchenną w taki sposób, by znajdowała się ona między nimi - tak na wszelki wypadek. Była odważna, ale nie głupia. - Może wezmę, a może nie wezmę - oznajmiła nonszalancko, patrząc mu w oczy i wytrzymując jego spojrzenie. Wcale nie blefowała. - Przesadzasz z tym kontrolowaniem... jako lekarz powinieneś się liczyć z tym, że pacjent nie będzie się przykładał do przyjmowania leków, na pewno miałeś już tysiące takich przypadków - dodała łapiąc tabletkę między dwa palce. Była teraz istnym ucieleśnieniem powiedzenia "na złość babci odmrożę sobie uszy", ale nie dbała o to, nie teraz, kiedy była taka rozdrażniona. - Dlaczego ja miałabym do nich nie należeć? Może się przekonamy, co się stanie, jeśli jednak jej nie wezmę, bo jak dla mnie... nic wielkiego - wzruszyła ramionami. Chciała w końcu mu pokazać, że ta mania kontroli powinna gdzieś mieć kres i o ile wcześniej nie wytyczała granicy, to nie oznaczało to, że nie potrafiła. Szkoda tylko, że robią to działała przede wszystkim na własną niekorzyść.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Pierwszy komentarz Marysi puścił mimo uszu. Doskonale wiedział, że łatwo nie będzie, a nie dolewanie oliwy do ognia już na samym początku było głupim pomysłem. Nie znaczyło to jednak tego, że Jonathan kompletnie zignorował słowa Mari. Wręcz przeciwnie, zaczęła powoli kiełkować w nim irytacja, która miała w bardzo krótkim czasie osiągnąć punkt kulminacyjny, bo tamtego poranka rudowłosa nie przebierała w słowach. Jona sam nie wiedział co bardziej go wkurwiło; fakt, że Chambers interesowała się swoimi prawami jako pacjent, by
ograniczyć jego ingerencję w jej sprawę, czy obwinianie go za wszystko co w ostatnim czasie ją spotkało.
- Coś ty powiedziała? - Burknął nie kryjąc swojego gniewu. O ile z początku chciał przeprowadzić tę dyskusję na spokojnie, o tyle postawa rudzielca kompletnie zniweczyła jego plany. - Przypominam, że sama chciałaś być moją pacjentką, a ja ci to odradzałem! Zresztą... Jakie ma znaczenie to kto jest twoim lekarzem? Zmusiłbym ciebie do pójścia do szpitala tak, czy siak - dodał z mocą. Obecnie nie stał przed Marysią w roli doktora Wainwrighta, a Jony, wkurwionego, zranionego i kompletnie nie pojmującego dlaczego Chambers nawet nie chce słuchać tego, co on ma jej do przekazania. - I owszem jak będziesz potrzebować kolejnych badań to także na nie pójdziesz, bo chodzi o twoje zdrowie, do kurwy jasnej, a nie zabawę w przepychanki słowne! Zrozum to wreszcie - warknął w chwili, w której Marysia uciekła na drugą stronę wyspy oświadczając, że może weźmie leki, a może jednak tego nie zrobi.
-DOŚĆ! - Krzyknął, gdy jego dłoń uderzyła w blat. Przez pierwszych kilka sekund spoglądał w dół, na kamienną płytę, a dopiero po chwili uniósł rozgniewane spojrzenie na Marysię. Miał dość... Od kilku tygodni okłamywał samego siebie, że z Marysią jest coraz lepiej. Nie chciał ciągnąć jej z powrotem do szpitala, a z drugiej strony cholernie nie odnajdywał się w sytuacje, w której postępował tak irracjonalnie, wbrew własnym zasadom. Nie miał z kim podzielić się tym co go dręczyło, bo nawet nie potrafił prowadzić rozmów na takie tematy. Poza tym to była sprawa między nim, a Marysią. Wainwright był typem człowieka, który raczej nigdy nie ingerował w życie związkowe osób trzecich. Nie potrzebował doradców i uznawał, że to co się dzieje między nim, a Chambers to ich sprawa. Problem w tym, że Jona nie potrafił poradzić sobie ze stresem, który go zjadał. Nieprzepracowane traumy wcale nie pomagały, co jakiś czas przypominając o sobie. Utrata kontroli nad sobą i wybuchy gniewu zdarzały mu się coraz częściej. Co prawda z początku kontrolował je wyżywając się podczas treningów, albo odreagowując w samotności, ale tym razem nie zapanował nad sobą. - Przestań być taką egoistką! - Wycedził spoglądając na Marienne. - Myślisz, że to co się dzieje sprawia mi przyjemność? Wieczne bicie się z tobą o każdą pierdołę, tabletkę, badanie? Sądzisz, że robię to dla zabawy, bo podoba mi się widok twojej przerażonej twarzy, gdy znajdujemy się w szpitalu? - Wysyczał i wreszcie wyprostował się, aby na kilka sekund ukryć twarz w dłoniach, po czym przeczesał nerwowo włosy i znów wrócił spojrzeniem do Chambers. - Kurwa, staję na głowie, byś przechodziła przez to wszystko najlżej jak to możliwe. Wychodzę z siebie starając się zapewnić ci wsparcie i komfort, bo wiem jak cholernie się boisz... Naprawdę się staram, a ty co? Czy chociaż raz pomyślałaś o tym, aby najpierw mnie posłuchać, a dopiero potem odstawić ten pieprzony cyrk? Naprawdę, nawet na więcej nie liczę... - Burknął nieprzyjemnie i chociaż wiedział, że powinien ugryźć się w język to tego nie uczynił.
Nie byli ze sobą od wczoraj. To już ponad rok odkąd ich drogi życiowe się przecięły i każde z nich zdążyło poznać swoje dobre i złe strony, a Wainwright potrafił być czasem naprawdę paskudnym człowiekiem.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Wiele razy już słyszała, że powinna unikać stresu i podenerwowania, każda wizyta w szpitalu musiała wiązać się przynajmniej z jedną osobą, która by jej to tłukła do głowy, ale jak tu się nie stresować i nie denerwować, kiedy Wainwright tak bezczelnie ją zapędza w kozi róg? No i owszem, sama zachowywała się źle, jak dziecko, które zamiast pogodzić się ze swoim losem musiało wiecznie się stawiać, ale nie potrafiła spojrzeć na tę sytuację z racjonalnej strony. Jak dla niej była tylko ta, w której musi się sprzeciwiać Jonie by uniknąć losu, z którym nie chciała się bliżej zaznajamiać. Za bardzo się bała, panika popychała ją do najgorszych zagrań. a złość Jonathana tylko podburzała ją jeszcze bardziej.
- Gówno prawda! Właśnie, że nie chciałam być niczyją pacjentką, ale ty jako jedyny sam się umawiasz na wizyty, gdy ja nie przychodzę - wysyczała, bo owszem, nie wyobrażała sobie, że miałaby chodzić do jakiegoś obcego lekarza, nie dałaby rady na sto procent, ale to nie tak, że chciała, by leczył ją Jonathan. Jeśli ktoś faktycznie liczyłby się z jej zdaniem, to temat jej zdrowia w ogóle nie byłby poruszany i tyle. - Widzisz? Ty nawet nie udajesz, że mogę o sobie sama decydować! - wytknęła mu, a chociaż większość osób na tym etapie uznałoby, że nie można go bardziej denerwować, Marienne szła w zaparte. Dlatego też Jona zaraz trzasnął dłonią i było to na tyle niespodziewane, że faktycznie Chambers najpierw podskoczyła, a potem zamilkła, w końcu nawet ona czuje respekt do pewnych sytuacji. Kiedy nazwał ją egoistką... poczuła się trochę tak, jakby wymierzył jej policzek i chociaż w pierwszej chwili znów chciała zacząć wykrzykiwać swoje racje, zamilkła na moment pozwalając mu mówić o rzeczach, o których ona nie chciała słuchać.
- O moim podejściu do szpitali, lekarzach i całej służby zdrowia wiedziałeś jeszcze na długo przed tym, zanim mnie chociażby polubiłeś - przypomniała sucho, bo nagle straciła zapał do awantury, ale istniała duża możliwość, że niebawem znów jej on wróci. Póki co nadal po jej czaszce echem odbijały się jego słowa. - Nie wiem czy sprawia ci to przyjemność, mi na pewno nie. Bo gdyby nie dla ciebie, to nie byłoby żadnej pierdoły, tabletki czy badania, bo nawet jeśli miałoby się okazać, że nie wiem... umrę za moment, to nie chcę o tym wiedzieć, rozumiesz? - już zaczęły w niej wzbierać emocje, znów znajdowały się w niej siły na wyrzucanie z siebie słów. - Jeśli rzeczywiście miałoby być do dupy, to chcę swój czas spędzić na beztroskim życiu, bez wrzodów żołądka, popołudniowych drzemek zamiast wypadów do baru i ryżowych kleików zamiast piwa. No, a jeśli nie jest tak źle, to tym bardziej dam sobie radę bez badań. Zrozum to wreszcie. Ja. Nie. Chcę. Wiedzieć. - podkreśliła wyraźnie ostatnie słowa, boleśnie zaciskając przy tym zęby. Już czuła, jak serce jej wali i mogła wydawać się zła, ale nie była zła. Była cholernie przerażona. Od tamtego wypadku jeszcze w Adavale... bała się jak diabli, bardziej, niż kiedykolwiek w życiu, bo zaczęło do niej docierać, że być może faktycznie jej serce nie pracuje, jak powinno. Częściej skupiała się na tym, jak szybko się męczy, z jakim trudem łapie oddech czy zmienia pozycje. Jeśli więc faktycznie miała ograniczony czas, chciała po prostu żyć tak, jakby ten nigdy miał się nie skończyć, w słodkiej nieświadomości, bo już nawet nie same badania, a fakt, że te coś wykryją sprawiał, że bała się jak dziecko i nawet jej coraz trudniej było utrzymać na twarzy uśmiech.
- Muszę usiąść, ale to nie oznacza, że nie stoję mentalnie w buńczucznej pozie - warknęła po chwili pod nosem, bo już kręciło jej się w głowie... znów... chciałoby się powiedzieć, że niebawem do tego przywyknie, ale chyba był to niemożliwe.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Pluł sobie w brodę za to, że nawet nie spróbował odesłać Marysi do innego lekarza. Poddał się po tym jak uświadomił sobie ile stresu, wysiłku i męki kosztuje ją każda wizyta w szpitalu. Fobie Chambers podyktowała warunki ich układowi, w którym Wainwirght nie był tylko lekarzem, a także mężczyzną Mari i coraz trudniej przychodziło mu godzenie tych dwóch ról.
- Przestań zachowywać się jak zbuntowane dziecko - burknął w odpowiedzi na jej słowa o nie przychodzeniu na wizyty. Tracił cierpliwość do wyparcia, którym wciąż zasłaniała się Marienne, gdy poruszany był temat jej choroby. - A o czym chcesz decydować? Myślisz, że gdybym nie był lekarzem, ale wiedziałbym o twojej chorobie to bym ci odpuścił? - Prychnął niedowierzając temu co wygadywała Chambers. Chociaż z jednej strony pojmował do czego piła w swoich wypowiedziach, ale z drugiej chciał jej pokazać, że nie jako lekarz narzuca jej swoje zdanie, a jako partner z którym stworzyła związek na tyle poważny, by Jona rościł sobie prawo do podejmowania pewnych decyzji. A zwłaszcza w sytuacjach, gdy Marysia i zdrowy rozsądek nie szły w parze. - Jakie to ma znaczenie w świetle tego, co ci dolega? - Po raz kolejny zadał pytanie, na które nie oczekiwał odpowiedzi. Po prostu chciał, by Mari przestała stosować argumenty kompletnie nieadekwatne do powagi sytuacji. - Nie, nie chcę tego nawet słuchać - rzucił, tracąc nieco na swojej zdeterminowanej postawie. Nie spodziewał się tak mocnych słów płynących od Chambers. Miał wrażenie, że na moment broń wyleciała mu z dłoni i potrzebował chwili, aby przekalkulować wszystko od początku. - Nie pozwolę ci na takie lekko myślne działanie, rozumiesz? Zrobię wszystko byś została ze mną, tutaj; nawet jeśli po wszystkim i tak mnie zostawisz... - mruknął nie patrząc na Chambers, a skupiając swój wzrok na kamiennym blacie przed sobą. Nadal czuł jakby grunt osuwał mu się spod nóg. Tyle czasu nie pozwalał sobie na myślenie o tym, czy Mari mogłaby faktycznie umrzeć. Sam specjalnie ubierał wszystko w takie słowa, by i Chambers nie podsuwać takich myśli, a ona tak potrafiła mu bez zawahania powiedzieć o tym, że nawet jeśli będzie miała umrzeć to nie zmieni swojego nastawienia.
-Idę zapalić... - rzucił, po tym jak Marienne oznajmiła, że musi usiąść. Jednak nim wyszedł na taras, upewnił się, że rudowłosa dotarła do salonu. Dopiero wtedy wyszedł, by odreagować w samotności. Spalił dwa papierosy i kilkukrotnie wyładował swoją złość na medalowej barierce, ale nie poczuł się wcale lepiej. Doszedł do wniosku, że musi przedstawić Mari nieo czarniejszy scenariusz, aby wreszcie zrozumiała z jakimi konsekwencjami wiąże się jej choroba i lekkomyślne zachowanie. Uznał jednak, że pomówią wieczorem... I tak spieprzył im poranek i dzień w pracy tym USG, które umówił, a z którego nie miał zamiaru rezygnować.
Wrócił do środka. Rzucił Marienne przelotne spojrzenie, aby dopiero po tym jak zabrał z kuchni leki i wodę, podejść do niej.
- Weź tabletkę - mruknął wyciągając do dziewczyny dłoń z pigułką i drugą ze szklanką. - Jak się czujesz? - Zapytał łapiąc za nadgarstek Chambers i zerkając na swój zegarek, by zmierzyć jej puls. - Wiem, że nie chcesz więcej badań, Mari... Sam ich nie chcę ci zlecać, ale niestety muszę i będę to robił, bo nie ma dla mnie nic ważniejszego na tym świecie od ciebie. Przykro mi tylko, że ty nie uznajesz siebie za równie istotną... - rzucił cicho, po czym podniósł się, aby sięgnąć po marynarkę i zacząć zbierać swoje rzeczy. - Chodź, zawiozę cię do kancelarii - oznajmił to co i tak mieli zrobić. - Potem odbiorę cię o jedenastej... - dodał, aby zrozumiała, że cała ta batalia i tak nic nie zmieniła. Chociaż miałby ją zaciągnąć tam siłą, albo podstępem to i tak zrobi to co uważa za słuszne. Z drugiej strony Jona bał się, że jak jej odpuści teraz, to następnym razem będzie jeszcze gorzej, a on naprawdę nie miał już w sobie na tyle dużo sił, aby powściągać własne emocje przez ten cały czas.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Nienawidziła, kiedy miały miejsce takie sytuacje, a ich powodem było te jej zasrane zdrowie. Co innego, gdyby mieli się pokłócić o jakąś pierdołę, bo zupa była za słona czy wstało się z łóżka lewą nogą. Wtedy pożarliby się i koniec końców byloby po wszystkim, a tak? Tak to wiedziała doskonale, że nawet jak teraz się ułoży, to ten temat znów powróci, a co gorsza, wina za niesnaski będzie leżała po jej stronie, bo to ona ma jakiś ułomny organizm, który wszystko psuje, przez który Jonathan musi przynosić pracę do domu i nigdy jej nie zostawi za progiem, bo pacjentka będzie cały czas obok. Przez niego nie mogli się bawić beztrosko, stale uważając, żeby jej serce nie zbuntowało się i nie uznało, że starczy tej swawoli.
- Mam dwadzieścia siedem lat, a nie czterdzieści, więc mam prawo - warknęła chamsko, ale nienawidziła, gdy wyzywał ją od dzieci i Jonathan doskonale o tym wiedział. - Nie wiem, Jonathan, może o sobie chcę decydować? Tak se tylko gdybam - prychnęła na jego pytanie. Wiedziała, że się o nią martwił, ale była teraz za bardzo podenerwowana tym wszystkim i wizją kolejnych badań na które wcale nie miała ochoty. Tym bardziej, że wiedziała, że było z nią gorzej, a o większości tych odczuć Wainwright nawet nie miał pojęcia, bo przecież nie chciała go martwić. Nie odpowiedziała na jego pytanie, a jedynie patrzyła na niego z zaciętą miną, która lekko zmieniła się, gdy Jona wspomniał o tym, że mogłaby go zostawić. Cholera... miała być na niego zła, a przez te słowa poczuła się, jak ostatnia suka, którą przecież nie była. Wszystko się pieprzyło przez jej chorobę i może dlatego też nie chciała pozwalać by ta dochodziła do głosu. Zagryzła jedynie wargę i siedziała tak, co jakiś czas przecierając twarz dłonią. Nie było jej łatwo i myślała, że gdyba nad wszystkim jakieś pięć minut, ale musiało minąć ich więcej, albo Jonathan dość szybko wypalił papierosa. Spojrzała na przyniesioną tabletkę krzywiąc się jeszcze groźnie, ale ostatecznie wzięła ją i połknęła, chociaż nie chciała patrzeć mu w oczy, a rękę zabrała, dając mu jednak czas na to, by ten puls zmierzył.
- Pierdolisz... nie chcę poświęcać naszego związku z powodu jakiejś choroby - mruknęła pod nosem, nadal unikając jego spojrzenia. - Wcale nie jesteś przy mnie szczęśliwszy czy chociażby weselszy, niż jakby mnie nie było - dodała wzdychając pod nosem, po czym wstała z kanapy, uznając, że o tym, jak się czuje mówić nie będzie. Soczewek nie zakładała, jedynie rozpuściła włosy, które spięła gdy myła zęby i poszła po swoją torebkę. - Sama mogę dotrzeć do tego durnego szpitala - wcisnęła na nogi szpilki, a po chwili zastanowienia uznała, że pewnie na badaniach będą jej się nogi trzęsły, więc złapała jeszcze w ręce swoje trampki, biorąc je ze sobą do samochodu.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
- Nie przeklinaj - mruknął pod nosem, bo faktycznie nie lubił jak Marienne używała takich słów. Oczywiście był przy tym hipokrytą, bo nie przebierał w słowach, gdy do głosu dochodziła jego frustracja. Jednak Jonathan skarcił Chambers nie tylko z tego powodu, ale chciał też zatrzeć to jak wątpi w wypowiedziane przez nią słowa. O ile on był pewnym tego co do niej czuł i jak niesamowicie istotną rolę odgrywała w jego życiu, o tyle jej uczuć nie był już tak pewnym jak kiedyś. Wiele się zmieniło odkąd choroba Marysi okazała się na tyle poważna, by wymagała od niej wiele wyrzeczeń. Co gorsza Chambers wcale nie była na nie gotowa, ani nie pojmowała ich istoty to też niejednokrotnie Jonathan czuł się winnym temu, że zmuszał ją do pewnych wyrzeczeń. Koniec końców zaczął obawiać się, że Marysia zacznie go podświadomie także obwiniać za to co ją spotkało. Nie będzie umiała sobie poradzić z tym co się dzieje i to w Jonie znajdzie powód swoich problemów. I chociaż Wainwright chciał wierzyć w to, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca, niestety ostatnie wydarzenia sprawiły, że jego wiara zmalała. Poza tym Marysia była młoda, pełna życia i marzeń, a on nigdy nie należał do osób wybitnie spontanicznych i radosnych. Dlatego przestał się oszukiwać, wmawiając sobie, że ich poważny związek może wszystko przetrwać, bo przecież wiedział na ilu płaszczyznach się różnili i nie miał zamiaru stać na przeszkodzie, gdyby Chambers jednak uznała, że nie jest z nim naprawdę szczęśliwa.
- Jeśli nie będziesz się leczyć i badać to ciebie stracę w inny sposób - przyznał nazbyt szczerze, ale taka opcja także istniała i to jej Wainwright bał się najbardziej. - Marysiu, nawet nie chcę myśleć o tym jak mizerne i smutne byłoby moje życie bez ciebie. Nie wmawiaj sobie głupot, proszę - dodał to co mówił jej już niejednokrotnie. Zapewne gdyby nie ona, Jona wróciłby do armii, co ostatecznie nie skończyłoby się dla niego niczym dobrym. - Wiem, ale z chęcią po ciebie przyjadę - oznajmił, a gdy byli już gotowi udali się na podziemny parking.
Tak jak Wainwright powiedział, tak też zrobił i o dziesiątej czterdzieści pięć czekał w tesli przed nowo otwartą kancelarią Bana i Gwen. Z początku chciał wejść do środka, ale uznał, że Marienne wmówiłaby sobie, że zrobił to z obawy, że ona mu zwieje, więc powstrzymał się przed tym działaniem i wysłał jej sms'a, że może już schodzić.
- Chciałbym potem zjeść coś z tobą, ale nie wiem jak będziemy stali z czasem - oznajmił, gdy Marysia weszła już do auta. Zwykle witała go pocałunkiem, ale tym razem jej mina jednoznacznie mówiła o tym, że Jona może sobie co najwyżej pomarzyć o takim geście z jej strony. - Pomyślałem jednak, że może będziesz głodna teraz i kupiłem ci smoothie - dodał wskazując na kubek wypełniony ciemno różowym płynem. - Jak tam w pracy?
Jonathan starał się jakoś podtrzymywać rozmowę i rozpraszać myśli Marysi, by nie panikowała, gdy znajdą się na terenie szpitala. Nie mniej jednak, nie umknęło jego uwadze jak nerwowo zaciskała palce, gdy parkował auto na swoim miejscu parkingowym.
- Spokojnie słońce, pójdzie szybko i bezboleśnie - rzucił, łapiąc Marysię za dłoń, by ostatecznie unieść jej zimne paluszki do ust i złożyć na nich kilka pocałunków.
Potem już wyszli z wozu i udali się do środka, gdzie Jonathan od razu pokierował ich do właściwej sali. Nie mieli wiele czasu, a przy tym Jona naprawdę chciał wywiązać się z obietnicy i załatwić sprawę najprędzej jak się da. Szkoda tylko, że gdy wreszcie przeszli do badania to co zobaczył na ekranie monitora kompletnie wytrąciło go z równowagi.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Mógł tak mówić, ale ona i tak wiedziała, że w ostatnim czasie wcale nie było przyjemnie w tym ich związku, a przez Marienne Jonathan miał więcej zmartwień, niż kiedykolwiek. Nie chciała jednak o tym już dyskutować, bo po pierwsze była zmęczona kłótnią, po drugie czuła, że z tej i tak wiele nie wyniknie. Po prostu dała się zawieźć do tej pracy, a o odpowiedniej godzinie zeszła do samochodu Jonathana, kierując się tam tak, jak na ścięcie.
- Nie mam i tak apetytu, więc spoko - mruknęła zerkając na smoothie i wcale nie robiła tego na złość, czuła się tak, jakby miała zaraz zwymiotować z nerwów. Z resztą... kiedy zapytał o pracę, przez chwilę zastanawiała się czy postawić na szczerość czy może ukryć fakty, o których wiele kobiet wolałoby nie mówić swojemu partnerowi z wiadomych przyczyn. - Świetnie, tylko co dziesięć minut muszę latać z nerwów do łazienki - no, ale jednak zdecydowała się podzielić z nim suchymi faktami, ponownie wzdychając pod nosem, bo nie na taki dzień liczyła. Dojechali na miejsce zbyt szybko i wcale nie chciała wychodzić, czując, że po prostu nie da rady znów tam wejść.
- Strasznie mi niedobrze - przyznała zgodnie z prawdą, a potem spokojnie zmieniła buty i ostatecznie weszła do tego cholernego szpitala, by wziąć udział w tym cholernym usg. Kompletnie nienawidziła tych badań, nie tylko z uwagi na stres i strach, ale jeszcze niewyobrażalne zażenowanie, bo mimo, że nagość przed Jonathanem nie stanowiła dla niej problemu, to w tych chwilach, gdy dotyczyła tematów około medycznych, było całkiem inaczej. Na samym początku, gdy włączył głośnik w aparaturze jej serce waliło tak, że musieli wspólnie oddychać, aby je nieco uspokoić, a potem jeszcze próbował ją odstresować, aż w końcu nie zamilkł na dobre. Leżała przodem do ściany, z tyłem do niego, więc jeszcze bardziej ją to stresowało, gdy nie widziała twarzy mężczyzny. Cisza się przeciągała, badanie nie kończyło, krążył wokół jednego miejsca, słyszała, jak coś drukuje, było jej już niedobrze i serce znów zaczęło przyspieszać.
- Jonathan? - w końcu nie wytrzymała. - Nic nie mówisz, a słyszę, że już wydrukowałeś, więc koniec? - przełknęła ślinę. - Koniec, tak? - dodała po chwili ciszy, ale nie umiała być cierpliwą, poza tym miała wrażenie, że atmosfera się zmieniła, to też podniosła się, by usiąść na kozetce i odwróciła do niego, zasłaniając dłonią biust. Wzrok miała jednak utkwiony w tych czarnych zdjęciach, które wisiały z aparatury, a z których i tak nic sama by nie zrozumiała. - Nie lubię, jak tak nic nie mówisz - była przerażona i to nie trochę, a na tyle, by już się nie złościć, a uśmiechnąć, zaśmiać. Chichotała, gdy jedną drżącą dłonią sięgała po swój biustonosz. - Przypominam, że obiecałeś mi jeszcze lunch - kompletnie nie była głodna, ale strach kazał jej udawać, że jest wspaniale, normalnie, wręcz sielankowo. - Mam ochotę na coś pysznego i deser. Deser koniecznie, zasłużyłam przecież, prawda? - znów zachichotała zapinając bieliznę nieco tyłem, a następnie podniosła się, by podejść po koszulę, ale wtedy nogi nieco jej odmówiły posłuszeństwa i musiała się go złapać, przez co okulary zsunęły się jej z nosa i wylądowały na ziemi. Na szczęście w jednym kawałku. - Haha... prawie jak kiedyś, pamiętasz? - trzęsła się już cała, pobladła też znacząco i z tego wszystkiego nawet twarz jej drgała, a zęby obijały się o siebie i chociaż bardzo chciała udawać, że nic podobnego nie ma miejsca, to organizm robił swoje.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Z głupią nadzieją przesuwał głowicą po skórze Marysi łudząc się, że obraz usg nagle się zmieni uświadamiając Jonathanowi, że fatalnie się myli, że to co widzi wcale nie jest tym na co wygląda. Niestety im dłużej skupiał się na badaniu, tym trudniej było mu oszukać samego siebie. Przeprowadzając pierwszą operację przekonany był o tym, że zgrubień w sercu Chambers nie było, ale obecnie ewidentnie widział je na czarno-białym ekranie. Tornado myśli przetoczyło się przez głowę Wainwrighta i żadna z nich nie napawała optymizmem.
- Moment, jeszcze chwila.. - Faktycznie od dobrych kilku minut milczał, a jego dłonie zaczynały trząść się delikatnie. Nie umiał zapanować nad drżeniem palców, gdy łapał wydruki zdjęć z badania. - Marysiu.. - Mruknął nie wkładając w to krzty przekonania, więc chwilę później Chambers siedziała już przodem do niego i co gorsza starała się kompletnie ignorować to jak zachowywał się Jona. Takie podejście z jej strony, wprawiało Jonathana w jeszcze gorszy stan, bo wiedział, że lada moment ponownie przyjdzie im przejść przez sytuację, w której atak paniki i strach Marienne uderzy w ich oboje. Nawet nie wiedział jak miał zacząć tę rozmowę. - Nie sądzę byśmy mieli czas na lunch, Mari - rzucił cicho, ale w tej samej chwili Chambers wstała, by sekundę później stracić równowagę. Jonathan złapał ją intuicyjnie, a zaraz potem schylił się, aby sięgnąć po okulary Marienne, które wylądowały na ziemi. W porównaniu do Chambers, on nie umiał znaleźć w tym co się działo, ani odrobiny radości. - Mmmm... Musimy porozmawiać - oznajmił po raz kolejny, bojąc się zmierzyć z konsekwencjami tych słów.
Starał się znaleźć najłagodniejszy sposób na to, aby przekazać Marysi swoją diagnozę, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Przeszczep zastawki bardziej odpowiadał jego dziedzinie i mógł pozwolić sobie na nieco finezji w tym, co mówił do Chambers, ale obecnie miał niewielkie pole manewru. Owszem istniała szansa, że to tylko zgrubienia, które niekiedy pojawiają się po tym jak wadliwe serce zostaje poddane zabiegom, a jego komórki nie regenerują się tak jak powinny. Jednak nie wróżyło to wcale lepiej od podejrzenia nowotworu, które było pierwszym jakie przyszło Jonie na myśl widząc zapisy usg.
- W twoim sercu pojawiły się zmiany, których pochodzenia nie jestem wstanie ustalić na podstawie nieinwazyjnych badań - postawił na szczerość. Nawet nie próbował przekonać Marysi, by przeszli do jego gabinetu, tylko tak jak próbowała wstać, tak z powrotem posadził ją na łóżku, samemu nadal siedząc na krześle obok. - Skonsultuje to jeszcze z innym lekarzem i onkologiem, ale jestem pewnym, że bez biopsji nie będziemy wstanie postawić dobrej diagnozy - dodał, zamykając ręce Marysi w swoich dłoniach, by potem samemu położyć na nich swoje czoło. Nie umiał poradzić sobie ze strachem jaki czuł, ale nie chciał nadmiernie okazywać go Chambers, a ta chwila ucieczki pozwoliła mu pozbierać się w sobie. Poza tym musiał powiedzieć jej o tym, że nawet jeśli zmiany nie są nowotworem to koniec końców jej serce będzie coraz słabsze, więc czym prędzej powinien zapisać ją na listę do przeszczepu.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
To nie tak, że odnajdywała w tej sytuacji jakąkolwiek wesołość, bo tej nie było w niej wcale. Po prostu była przerażona do tego stanu, w którym bała się wręcz samego strachu i próbowała go ukryć za cholernie wymuszonym i nieszczerym chichotem, którym chciała oszukać samą siebie. W końcu cała się trzęsła, jak liść osiki, a równowagę straciła głównie przez to, że lęk odebrał jej władzę w nogach, które były jak z waty.
To, że Jonathan sam chciał zrezygnować z lunchu wcale jej nie pomagało. Miała wrażenie, że oddycha jej się ciężej, że tlen nie jest zbawienny, a wręcz uderza do głowy w sposób, który odbierał jej możliwość panowania nad własny ciałem. Jeszcze jednak jakoś z tym wszystkim trwała, próbowała się uczepić głosu Wainwrighta i jego obecności. Tylko, że wcale nie chciała z nim rozmawiać, a już na pewno nie wtedy, gdy zapowiadał tę rozmowę tak grobowym tonem.
Usiadła mimo wszystko i zaczęła słuchać rzeczy, których nawet nie rozumiała. Niby braki w wiedzy nie były dla niej nowością, ale tym razem przerażało ją to bardziej, niż odpychało, a poza tym znacznie więcej sobie dopowiadała, mając mimo wszystko nadzieję, że strzela na oślep W końcu jednak nie wytrzymała, bo ta cisza jak na nią i tak była długa.
- Jonathan - zaczęła, gdy schował twarz w jej dłoniach. Naprawdę bała się, że zaraz zwymiotuje. - Wiesz, że ja nic z tego nie rozumiem - zauważyła, bo nawet nie pytała i pochyliła się nieco, jakby w ten sposób miała zobaczyć jego twarz. Naturalnie jej to nie wyszło, więc jedynie pochyliła się, by oprzeć czoło o jego potylicę i samej na moment przymknąć oczy. - Co to są nieinwazyjne badania? - zapytała, ale już wiedziała, że odpowiedź jej się nie spodoba. - Poza tym onkolog... mylę się chyba co? Albo nie wiem, źle kojarzę... od czego to? - oczywiście, że wiedziała, ale wolała się upierać, że coś jej się poprzestawiało, że przecież na tematy medyczne wie niewiele, a zatem i tym razem braki w wiedzy dały o sobie znać. - I ta biopsja... - a tu już miała pustkę, chociaż mimo to cała się trzęsła w dalszym ciągu, więc ich głowy delikatnie podskakiwały. Zacisnęła mocniej powieki, bo przez chwilę bała się, że z tego wszystkiego się poryczy, ale jednak tym razem, jak i za każdym poprzednim - udało jej się to powstrzymać. To jeszcze nie taka tragedia by ronić łzy. Tak sobie mówiła. Nic w końcu ze swojej sytuacji nie rozumiała, nawet jeśli po zachowaniu Jony mogła być pewna, że ta do najlepszych nie należy. Jeszcze dała sobie kilka chwil, kilka wdechów i przełknięć histerii, która czaiła się za zakrętem, a potem... potem wyprostowała się i złapała jego twarz w dłonie, uniosła ją, zmusiłaby na nią spojrzał i uśmiechnęła się do niego przepięknie, jakby nic złego się nie działo. Była cholernie przerażona.
- Hej, nie borsucz się tak, bo będziesz miał zmarszczki - zauważyła lekko, żartobliwie, tak abstrakcyjnie w tej sytuacji. - O tutaj, trzeba ci je naprostować, bo na stare lata będziesz wyglądał przy mnie jak zasuszona rodzynka - oznajmiła, kciukami z czułością rozciągając wgłębienia przy jego oczach. Potrzebowała teraz takich głupot, niby przypadkowego wspomnienia o przyszłości, ale jednak będącego wizją, w którą bardzo chciała wierzyć, nawet jeśli nie rozumiała, że ta faktycznie była zagrożona.

jonathan wainwright
ODPOWIEDZ