Detektyw w obyczajówce — Lorne Bay Police Station
35 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarszy z Brooksów. Rozwodzi się z żoną, która uprzykrza mu życie na każdym kroku i z którą ma 6-letniego synka. Z Wydziału Zabójstw czasowo karnie trafił do obyczajówki. Po godzinach niańczy Diane i randkuje sobie z Mabel.
W innych okolicznościach Adam na pewno kibicowałby dziewczynkom i podziwiał ich charakterki i umiejętność tupnięcia nóżką, no ale nie kiedy te awanturowały się z jego synem. Musiał wyważyć chęć przyklaśnięcia bliźniaczkom oraz obowiązek zakorzenienia w swoim synu takiej cechy jak asertywność i pokojowe rozwiązywanie konfliktów. O nie, nie, nie piaskownica to zdecydowanie nie był dobry teren na prowadzenie działań wojennych. Jeszcze któryś z dzieciaków sypnie drugiemu piachem w oczy i potrzebny będzie SOR...
Słysząc jak matka dziewczynek NARESZCIE zaczyna tłumaczyć im, że zrobiły źle niszcząc babki Joeya, Adam przytaknął z przekonaniem głową. Nie miał nic do tej kobiety, może nawet w innych okolicznościach pogadaliby o trudach ojcostwa i macierzyństwa, ale póki co wolał trzymać wysoko gardę. Musiał być w końcu przykładem dla dzieciaka, prawda?
- Mama na pewno wytłumaczy im to w domu, prawda? - odparł nieco kąśliwie unosząc lekko brew. - Joey po prostu pożyczył wiaderko kiedy dziewczynki akurat ich nie używały. "Zachowywał się niegrzecznie" to chyba jednak zbyt duże słowo. Chciał przeprosić, ale pani córka zniszczyła mu babkę, jak w takim razie nazwiemy coś takigo? - skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, patrząc oczekująco na kobietę. Adam naprawdę był pokojowo nastawiony... do czasu. W takich okolicznościach na pewno nie wezmą z Joeyem na siebie całej winy.
Deb nie musiała wzywać policji do piaskownicy, bo ta już w niej była he he. Brooks lekko mrużąc oczy obserwował jak brunetka zbiera zabawki. Już nawet miał ostatecznie machnąć ręką na to wszystko, kiedy Joey dał kolejny pokaz. Dear lord...
- Joey, dlaczego pokazałeś dziewczynom język? Powinieneś je teraz przeprosić, podajcie sobie ręce i zakończymy tę rozmowę - skierował się do malca który no cóż, okazał się być bardziej uparty niż Adam mógł przypuszczać.
- Nie pseplose, bo to niscycielki - ułożył usteczka w podkówkę i w ślad za ojcem skrzyżował ręce na swojej wątłej klacie. Brooks westchnął i spojrzał przepraszająco na kobietę.
- Może po prostu na tym zakończymy i przegadamy to z dzieciakami poza polem bitwy? - skierował się do niej z taką oto wspaniałomyślną propozycją.
Deborah A. Winslow
architekt — w rodzinnej firmie
35 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Od zawsze związana z dzielnicą Sapphire River. Architekt. Pracuje z ojcem w rodzinnej firmie remontowo-budowlanej, a w wolnych chwilach biega za swoimi trzyletnimi córkami.
SOR to jeszcze pół biedy. Deborah była niemal pewna, że pewnego dnia zamiast po karetkę, będzie musiała dzwonić po karawan. Tyle dobrego, że miała dwie córki, więc w razie czego zostanie jej chociaż jedna, hehe. Taki tam żarcik. Ale racja, zdaje się, że atmosfera na placu boju zabaw nieco się zagęściła.
- Zanim pożyczy się czyjąś własność, nawet chwilowo nieużywaną, wypada o to zapytać. Ani trochę się nie dziwię, że Zoya postanowiła się zrewanżować.
- Aje Zioja to ja! - zawołała radośnie akurat ta z bliźniaczek, która po prostu zabrała wiadereczko. Cóż, Deb kolejny raz pomyliła swoje dzieci. Zdaje się, że dziewczynki były już do tego przyzwyczajone, bo nie zrobiło to na nich wielkiego wrażenia, a już na pewno nie przeszkodziło im to we wpatrywaniu się w małego Joey'a i wyczekiwaniu na przeprosiny. Może i miały tylko trzy latka, ale były tak cwane, jakby były już co najmniej pięciolatkami!
Mężczyzna miał rację. Najlepiej byłoby, gdyby dorośli pozabierali dzieci na dwie różne strony ringu, wytłumaczyli im, jak powinny zachowywać się dzieci bawiące się w jednej piaskownicy, ale maluchy najwyraźniej wcale nie chciały ich słuchać.
- Ja nić nie niciłam! - zawołała znów Zola. Biedna mała, poczuła się urażona słowami chłopca, który zarzucił jej bycie niszczycielką. Dlaczego ją obrażano? Nie mogła tego tak zostawić! Podeszła więc do małego Brooksa i chociaż sięgała mu pewnie ledwie do tych jego rąk skrzyżowanych na klacie, to kopnęła go z całej siły w nogę. A co!
- ZOLA! - Deb zamarła. O ile jeszcze przed chwilą faktycznie była skłonna przystać na propozycję mężczyzny i po prostu rozejść się we względnym pokoju, tak teraz chyba nie będzie to już możliwe. Dlaczego nie mogły trafić jej się grzeczne dzieci? Nigdy więcej "Omena". Nigdy.

Adam Brooks
Detektyw w obyczajówce — Lorne Bay Police Station
35 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarszy z Brooksów. Rozwodzi się z żoną, która uprzykrza mu życie na każdym kroku i z którą ma 6-letniego synka. Z Wydziału Zabójstw czasowo karnie trafił do obyczajówki. Po godzinach niańczy Diane i randkuje sobie z Mabel.
- Słucham? - aż zamrugał z niedowierzaniem, kiedy usłyszał dziwną teorię nieznajomej. - Nie dziwi się pani? A ja się bardzo dziwię, że zamiast załagodzić sytuację, pani ją jeszcze bardziej zaognia - oznajmił pewnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Uniósł zaczepnie jedną z brwi, kiedy dziewczynka oprotestowała swoją przybraną tożsamość.
- Ciekawe. To której z córek się pani nie dziwi? - spytał ironicznie, obserwując ten cyrk z lekko uniesionym kącikiem ust. Adam był ostatnią osobą, która dążyłaby do konfliktu, ale w tej sytuacji nie mógł powstrzymać się od powbijania nieznajomej paru szpileczek, ups.
- Zniscyłaś, przecież widziałem! - krzyknął młody Brooks, a kiedy oberwał z kopniaka od dziewczynki, zrobił wielkie oczy no cóż, był tylko dzieckiem, nie wiedział że dziewczynki w pewnych okolicznościach należy traktować ciut inaczej. Dlatego położył swoją małą dłoń na jej jeszcze mniejszej główce i tak trzymał, kiedy ta się wierciła.
- Joey! Chryste - Adam rzucił się w stronę synka i chwycił za jego dłoń, w której jako zakładnika młody trzymał twarz trzylatki. Trzymając swoje dziecko za rękę odszedł parę kroków dalej i zatrzymał wrogie spojrzenie na kobiecie.
- Gdzie je pani chowała, w lesie? Że wychodzą do ludzi i zachowują się jak dzikie? - skierował się do brunetki. Kto wie, może trzymała je w piwnicy? I kiedy już wyszły na światło dzienne, to jak małe dzikuski widziały we wszystkim zagrożenie? Nigdy nie wiadomo!
I po tych słowach Deb wzięła bobasy pod pachę i spierdoliła, życie :lol:

/zt x 2
Deborah A. Winslow
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
#numer

Remi miał dobry humor, no trzeba to przyznać.A kiedy miał dobry humor, to szukał okazji żeby jakoś przydać się światu. I właśnie dlatego dzisiaj wylądował właśnie tutaj, na placu zabaw, w którym no niestety, nie mógł już się bawić na zjeżdżalni, ani huśtać na huśtawce. To znaczy niby mógł, ale nie wiadomo czy by to te sprzęty wytrzymały, no i jak by zareagowały te wszystkie matki i babcie dookoła, która przychodziły tutaj czasami ze swoimi dziećmi. No nie, stary facet w takim miejscu, sam siedzący… to nie był dobry, ani zachęcający widok, co nie. Ale nie, nie bawił się, nawet nie naprawiał żadnego urządzenia. Ani nie wyciągał zmiażdżonego dziecka spod zawalonej konstrukcji, ma się rozumieć w roli ratującego strażaka, a nie kogoś, kto przewrócił tą zabawkę na to dziecko.. no dobra, streszczajmy się, bo zaczynam wchodzić w dziwne rejony swoimi myślami, no i opowieść nie wiadomo jaki krąg zaraz zatoczy!
Remi był tutaj w jednym i bardzo szlachetnym celu. Kocia rodzina wymagała ratunku, a on zamierzał ich uratować. Nie było to takie łatwe, ale miał już mamę i jedno młode złamane w klatce łapce i transporterze, ale niestety część miotu schowała się też na drzewie, na którym on teraz chwiejnie siedział i próbował je jakoś stamtąd ściągnąć.
- No dalej koleszko… lub koleżanko, zobaczysz, mam dużo fajnych i smacznych rzeczy u siebie, no wpadnij na moment. Zaraz pójdziesz do mamy i rodzeństwa… - obiecywał, próbując przesuwać się dalej i złapać kociaka, zanim ten spadnie na ziemie. Albo zanim Remi spadnie na ziemię, no jedno z dwóch mogło się wydarzyć, oba równie prawdopodobne.
towarzyska meduza
-
sprzedawczyni — gia's candlewick
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
I care not.
005.
{outfit}
Cece całe ostatnie kilka dni myślała o tym jak ogarnąć sprawy ze spadkiem, który dostała od tej randomowej babci, której pomogły razem z Morgan na halloween. Każda z nich dostała po 15 tysięcy hajsu, ale Cece otrzymała również mały domek w Tingeree. Miała swoją farmę, wiec nowego lokum nie potrzebowała. Zastanawiała sie czy nie oddać tego domku Morgan, ale tak dobrze im się wspólnie mieszkało, że byłby to durny pomysł. Dobrze się dogadywały i wspólnie zajmowały zwierzakami. Fajnie było mieć kogoś z kim można pogadać po powrocie z pracy. Doceniała to, że jej przyjaźń z Morgan wróciła na właściwe tory i udało im się pogodzić. Może to wskazywało na to, że były jednak odrobinę dojrzałe!? Fajnie, by było. To dobrze, by o nich świadczyło.
Wracała właśnie z odwiedzin u brata, z którym nie widziała się juz dość długo. Robin wybywał gdzieś na morze i nie było go sporo czasu, więc Cece wpadała w odwiedziny, gdy tylko jej starszy brat był na miejscu. Poza tym stęskniła się za swoją małą bratanicą. Helenka była słodka, jak prawdziwy kwiatuszek i chyba była jedynym dzieckiem, z którym Callaway mogła na spokojnie przebywać. W każdym razie wracała sobie na spokojnie, słuchając muzyki przez bezprzewodowe słuchawki. Przechodziła obok placu zabaw, który przestał ją interesować odkąd skończyła 5 lat. Gdyby nie fakt, że potknęła się i słuchawka wypadła jej z ucha to minęłaby całe zdarzenie nawet się nie zatrzymując. No ale, że nagle muzyka przestała jej lecieć to musiała sie zatrzymać i wtedy usłyszała straszne kocie miauczenie. Oczywiście musiała to sprawdzić, bo nie przeszłaby ze spokojem obok krzywdy dziejącej się jakiemukolwiek zwierzakami. No i wtedy dostrzegła tą kabaretową scenę, w której jej niedawno poznany znajomy siedział na drzewie próbując ściągnąć kota. Czyli może to jednak jest prawda, że strażacy ściągają zwierzaki z drzew. Cece myślała, że to jakaś głupia miejska legenda. W każdym razie oparła się o ogrodzenie placu zabaw i przyglądała tej zabawnej scenie, gotowa pomóc w razie co, ale była pewna, że Remi jakoś sobie radzi.
sex on the beach
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruna - eric - caitriona - benedict - owen - mira - olgierd
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
O prosze bardzo, co za sekretna podglądaczka się napatoczyła. A dopiero co sama narzekała, że zachodzenie ludzi z zaskoczenia nie jest wcale takie super, a tu proszę, sama robiła właśnie to samo! Nie żeby Remi z tego powodu się jakoś super złościł, w końcu jako strażak regularnie bywał obserwowany w trakcie akcji. Ludzie obracali się z ciekawością, żeby sprawdzić gdzie jadą, jak szybko, a potem co tam robią w akcji. I oczywiście strażacy byli często obecni przy spektakularnych momentach, bo taki pożar na przykład zwracał spojrzenia całej dzielnicy w swoją stronę. Nie mówiąc już o wypadkach, wiadomo że zdarzały się kolejne wypadki, bo ktoś się na takowe zagapił. No ale zwykle ofiar nie było z tego powodu wśród strażaków, a tu Remi wchodził bez asysty i bez zabezpieczenia, no i w cywilu! Ciekawe kto mu opatrzy bubu, ja nie wiem… no ale przynajmniej on już wiedział, że jest na widoku i celowniku! Wyczuł na sobie najwyraźniej jej wzrok i spojrzał w jej kierunku zaskoczony trochę - no proszę, czy to jakaś zemsta i liczysz że spadnę na ziemię? Wiem że niby oko za oko to stara zasada, ale tu jest jednak znacznie dalej do ziemi… - rzucił, w ramach przywitania, a potem uśmiechnął się lekko - cześć - i dodał, bo wypada też się ogólnie przedstawić, przecież! - Jesteś tu prywatnie, czy służbowo? - zapytał jeszcze, bo kto wie, może jego mama miała dla niej jakieś nowe super sekretne zadania? No lepiej wybadać temat i upewnić się, że jego mama dobrze dba o swoją pracownicę i nie nadwyręża jej za bardzo po godzinach.
towarzyska meduza
-
sprzedawczyni — gia's candlewick
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
I care not.
- Nie jestem mściwą dziewczyną... - powiedziała kręcąc głową i sprawnie przeszła przez ogrodzenie żeby podejść nieco bliżej do tego drzewa. - Po prostu byłam ciekawa czy to prawda, że strażacy ściągają kotki z drzew - takie krążyły legendy i mity, a Cece miała to do siebie, że nie ufała czemuś dopóki tego na własne oczy nie zobaczyła. Teraz już widziała, chociaż Remi chyba nie był na służbie, bo nie widziała tutaj żadnego strażackiego wozu, albo tego ich specyficznego uniformu, także to też mogło być trochę naciągane. No, ale niech będzie. - Mogę próbować Cię złapać, ale nie wiem co z tego wyjdzie - pewnie złamana rękę dla niej i złamana noga dla niego. Może lepiej niech nie próbuje i zajmie się czymś innym. Mogła na przykład patrzeć czy kotek jest cały. - Cześć - odpowiedziała uśmiechając się pod nosem i stanęła pod tym drzewem zadzierając głowę do góry, by spojrzeć i na niego i na to co ta robi. - Jeżeli pytasz czy po godzinach pracy w sklepie zajmuje się jeszcze opieką nad placami zabaw, albo śledzeniem syna szefowej to zdecydowanie jestem tu prywatnie - na pewno, by się nie zgodziła ani na to pierwsze, ani na to drugie. Nie chciałaby miec nic wspólnego z placami zabaw, za dużo dziwnych rzeczy się tu działo. - Wracałam od brata - dodała, żeby jednak jakoś wyjaśnić swoją obecność tutaj i żeby jej nie podejrzewał o jakieś potajemne spiski z jego matką. Lubiła swoją szefową, ale bez przesady.
- Dasz radę zejść z tego drzewa? - Zapytała, bo jednak nie miał tu żadnej drabiny, a wydawało się to być dość wysoko. Szczególnie jeżeli miał złazić na dół z kotkiem na rękach, to już zadanie w ogóle dość utrudnione. - Jak on się tam znalazł? - Wskazała na małego kociaka, który siedział na gałęzi i piszczał w niebogłosy, aż serce się łamało.
sex on the beach
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruna - eric - caitriona - benedict - owen - mira - olgierd
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
- Ha, podobno każdy tak mówi, aż nie ma dostatecznie dużego powodu żeby się przemienić w mściciela - uniósł brwi - zauważ, że w naszej kulturze to się trochę zawsze przeplata, każdy superbohater musi kogoś pomścić, nawet wielu strażaków, lekarzy czy policjantów ma takie motywacje do zawodu, chcą uratować kogoś, kogo w przeszłości nie byli w stanie - no tak rzucił ciekawostkę, chociaż nie wiedział, czy ona uzna ją za interesującą czy nie. Troche wychodził przy niej na strasznego geeka i nerda, ale hej, ktoś musi przejmować także i tę rolę w życiu, co nie.
- No to prawda, ale nie jesteśmy do tego aż tak często wzywani. O wiele częściej to są niestety gniazda szerszeni, niebezpieczne pająki, wściekła koala… - no wymienił, bo to jednak Australia. Tu te najbardziej niepozorne stworzenia są jednak najniebezpieczniejsze. I nie wiem czy mają tam szerszenie, ale jak nie, to pewnie mają jakąś bardziej diaboliczną wersję groźnych owadów…
- A ja po prostu często łapie albo pomagam jakimś zwierzakom.. w wolnym czasie. Potem je oswajam, leczę, aż nie znajdę im domu. Jestem takim domem tymczasowym - wyjaśnił, bo nie był pewien, czy ją w to wtajemniczył przy ich pierwszym spotkaniu. Więc cóż, nadrobione!
- I dlatego takie misje są lepsze w bajkach. ‘Roszpunko spuść mi swe włosy!’ i po sprawie - rzucił z rozbawieniem, bo to fajna bajka była, a Roszpunka wiedziała jak skakać, fikać, ratować ludzi, no i miała swoje skille z używaniem włosów jak lassa. Dobra laska w kryzysie i głodzie, skoro ciągle miała ze sobą również patelnię.
- Okej, ale prywatnie jakieś podejrzane sprawy? Chyba nie planowałaś tu zakopać jakiegoś ostatniego faceta, który złamał ci serce? Zbyt głośnego sąsiada? Przywołać mroczne moce i demony zła? - no nie wiedział co takiego mrocznego można tu robić, więc wymienił sobie kilka zabawnych wersji. W końcu jako kobieta mogła mieć mroczną tajemnicę, nie? A no właśnie.
- O masz brata? Tylko jednego? - zapytał zaciekawiony, a potem wyciągnął się znów po tego kota, który nieustannie mu umykał.
- Myślę że tak… jakoś damy radę. Spróbujemy - obiecał, oczywiście stawiając na optymizm w swoim życiu. Jak zwykle. - Albo urodził się z rodzeństwem niedaleko, albo ktoś go tutaj wyrzucił. Muszę go zabezpieczyć, droga jest tu zbyt blisko, boję się go zostawiać samego. No dobra, spróbuję go złapać w moją koszulkę. Nie podglądaj - rzucił z rozbawieniem, chociaż no wolałby żeby jednak nie patrzyła i nie oglądała jego blizny na plecach. Nie lubił jej pokazywać i straszyć nią ludzi. No i się jej wstydził. Dlatego kiedy się odwróciła, zdjął koszulkę dopiero, po czym spróbował ją zarzucić na kota, żeby go trochę uspokoić w ciemności. I o dziwo, kiedy tylko koszulka przykryła kota, ten się zwinął w większą kulkę, więc mógł stanąć na jednej z gałęzi i wziąć go w urocze zawiniątko. Misja zakończona sukcesem, teraz tylko wrócić na dół!
towarzyska meduza
-
sprzedawczyni — gia's candlewick
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
I care not.
Pokiwała głową, bo może i mówił prawdę. Ją jednak zainteresowało coś innego i postanowiła sie go o to zapytać. - No wiec za co Ty się mścisz? - No skoro strażacy też mieli taką motywacje, to chciała się dowiedzieć! Chociaż istniała opcja, ze historia nie była za miła i może Remi nie będzie sie nią chciał dzielić z randomową dziewczyną, którą ledwie znał. Może akurat zaspokoi jej ciekawość. Zapytać nie zaszkodzi. Jakoś bardzo go namawiać nie miała zamiaru, bo Cece zna granice i nie będzie sie pakować butami w czyjeś życie.
- To uważaj, bo koale roznoszą chlamydie. Kiedyś mój znajomy złapał. Chociaż nie jestem pewna czy to było od koali - miała dziwnych znajomych. Z tym akurat już od dawna nie utrzymywała kontaktów. Wiele z jej rwlacji się posypało gdy wyjechała do Cairns, a jeszcze więcej wtedy gdy zaczęła spotykać się z toksycznym typem. Nikt nie chciał się z nim widywać, a ona nie chodziła na spotkania ze znajomymi bez niego no i w ten sposób wszystko sie skończyło. Całe szczęście, ze teraz wstawała na nogi i odnowiła znajomość z Morgan.
- Czyli kradniesz tak jak ja - powiedziała z uśmiechem, bo ona była dumna z tego, że kradnie zwierzęta, które wymagają pomocy. Nie czuła się z tym absolutnie źle. - Tego też zabierzesz? - Zapytała przyglądając się teraz małej kici, która stała na drzewie. Niewiele widziała z tej odległości, ale na pewno był śliczny i uroczy. Jak to kotki miały w zwyczaju.
- Jakbyśmy się zamienili miejscami to mogłabym tak powiedzieć, chociaż nie wiem, czy moje włosy, by Cię utrzymały - były długie, ale czy na tyle silne żeby utrzymać dorosłego typa? Nie chciałaby jednak próbować. Za bardzo jej zależało na własnej głowie, która mogłaby przez takie akcje zostać nieco uszkodzona.
- Czy ja Ci wyglądam na kogoś kto ma podejrzane sprawy? Jestem spokojną, grzeczną, nikomu nie przeszkadzającą dziewczyną z sąsiedztwa - to on sie zakradał i straszył niewinne dziewczyny tak, że aż spadały z krzesła! Ona była słoneczkiem... pyskatym, ale słoneczkiem. - Tak, jednego brata i kilka sióstr - chyba, bo nie wiem jak tam jest. Nie orientuje sie w tej rodzinie wiec mam nadzieję, że trafiłam. - Ty masz rodzeństwo? - Jego mama niby cos tam wspominała, ale Cece nie zakodowała aż tak wiele szczegółów z ich życia rodzinnego.
Zaśmiała sie, bo szczerze mówiąc to sądziła, że żartuje. Nie wiedziała, że mężczyźni są aż tak wyczuleni na punkcie swojej klatki piersiowej, o plecach w ogóle, by nawet nie pomyślała. Żałowała, że ona ma kombinezon, bo wtedy sama, by mu dała swoją koszulkę. Ona nie miała z tym problemu. - Okej - odwróciła się grzecznie i nie patrzyła. - Może będzie łatwiej jak mi go po prostu podasz? - Zaproponowała, bo może to byłoby nieco prostsze. Lubiła szukać łatwych rozwiązań. - Udało Ci sie? - Zapytała, ale że nie usłyszała odpowiedzi to sądziła, że cos się stało więc się jednak odwróciła. Cóż, nawet jeżeli miała teraz możliwość zobaczenia jego blizny to nawet jej to nie ruszyło. Jakoś zupełnie tego nie zakodowała. - Czekaj tam - powiedziała i rozejrzała się dookoła za czymś na czym mogłaby stanąć. Była jakaś ławka, która akurat nie była przytwierdzona do ziemi. Callaway podeszła do niej i spróbowała ją przyciągnąć pod drzewo. Nawet nie miała zamiaru tego podnosić wiec po prostu ciągnęła ją po ziemi i jakimś cudem udało jej sie ją ustawić pod drzewem. - Dobra, dawaj go - powiedziała wyciągając ręce do góry żeby odebrać od niego miauczące maleństwo.
sex on the beach
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruna - eric - caitriona - benedict - owen - mira - olgierd
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
No a Remi w sumie nie analizował tego pod tym kątem, bo on sam nigdy się nie czuł bohaterem. Jasne, wiedział że raz prawie stracił życie, ratując dziewczynkę, czego w ogóle pamiątką niezbyt radosną była ta jego blizna na plecach, ale… no i tak nie uważał się za bohatera, okej. I dlatego po jej pytaniu przez moment miał minę nieco skonsternowaną, analizując co właściwie powinien jej powiedzieć.
- Ja? Gdzie mi tam do bohatera…. ja po prostu zawsze lubiłem pomagać ludziom, a strażackie wozy wyglądają o wiele fajniej niż policyjne - wyznał w sumie szczerze, bo jako dziecko naprawdę lubił wozy strażackie. I chciał też trzymać takiego węża z wodą i gasić pożary, co nie.
- No a na lekarza chyba nigdy nie byłem dość mądry i zdolny… no i nie będę kłamać, taka operacja to dopiero musi być straszny stres, krzywo zatniesz skalpelem i ktoś może stracić życie. Albo coś przegapisz… - no pokręcił głową, bo to zdecydowanie nie było dla niego. Wolał proste zadania, jak gaszenie pożaru, rozcinanie samochodów, zmywanie czegoś z drogi, no i te inne rzeczy, które strażacy robili.
- Tak, wiem. Siedzą na człowieku i na niego sikają…. mieli nawet wynaleźć jakąś szczepionkę dla nich, może już mają. Ale wiem wystarczająco dużo o szaleństwie koali, że nie zbliżałbym się do nich aż tak… wiesz, że kiedyś taki facet w zoo chciał porwać koalę, ale jednak wyszedł z aligatorem, bo łatwiej go było poskromić? - uniósł brwi - nie dziwię mu się, kiedyś musieliśmy pomóc wydostać wściekłą koalę z szafy pewnej pani… niewiele tam rzeczy zostały w jednym kawałku. Jej fryzura i twarz też ucierpiały… - no pokręcił głową, bo to w sumie za bardzo nie było zabawne, a po prostu niebezpieczne. Ale hej, żyli w Australii, to niebezpieczeństwo czaiło się za każdym rogiem. A toksyczne gady i pająki czaiły się w każdym rogu, wyglądając niby niewinnie i uroczo. Albo przynajmniej udając.
- Wolę określenie… pomagam w tymczasowej relokacji do na-zawsze-domu - odpowiedział i uśmiechnął się niewinnie, tak jakby to w ogóle nie było przestępstwo. Dobrze, że chyba za to by nie stracił możliwości wykonywania zawodu, jak policjant…- Razem z rodziną. Ale najpierw odwiedzimy lecznicę. Chcesz się wybrać? - no zapytał, zanim w ogóle się zastanowił. Bo co jak miała swoje plany? Albo miała go teraz za dziwnego natręta? No cóż!
- Może lepiej nie ryzykujmy, są bardzo ładne, nie chciałbym im zrobić krzywdy - no powiedział zgodnie z prawdą, bo przecież miała piękne włosy. W ogóle cała była piękna, wyglądała trochę jak jakaś elficka królowa czy coś, no ale przecież tu sie miał skupiać na drzewie i na tym, żeby nie spaść na ten swój głupi łeb.
- A co z tym powiedzeniem, że cicha woda brzegi rwie i najciemniej pod latarnią? - zmarszczył lekko brwi, słysząc swoje słowa - no dobra, pewnie było jakieś inne, bardziej trafne założenie, ale sama wiesz. Najlepsze szpieżki w historii były te niewinne i niepozorne - zauważył, unosząc lekko brew. Trochę miała zresztą vibe tej laski którą grała Diane Krueger w Bękartach wojny, co nie.
- Tak, brata bliźniaka i trzy siostry - uniósł brwi, bo nie ma co ukrywać, była to rodzina pełną parą! Chociaż teraz mam wątpliwości, czy miał pięć sióstr, czy trzy siostry i była ich piątka w komplecie, ale nieważne, nie chce mi się sprawdzać w kp.
- No dobra, czekaj, spróbuje zejść chociaż trochę niżej, będzie bezpieczniej. Nie chce żeby się wystraszył i nas podrapał - rzucił, a potem spróbował zejść na niższą z gałęzi używając tylko jednej ręki do tego. No i jednak przypał gdyby kotek się teraz zestresował i gdzieś uciekł w panice, jeszcze wpadnie pod auto! A do tego Remi miałby podwójne wyrzuty sumienia, gdyby po drodze podrapał Cece.
- O widzę że znasz się na rzeczy, teraz to ty postaraj się nie spaść - poprosił, podając jej powoli kota w zawiniątku, a kiedy go przejęła, mógł spokojnie zejść na dół i pomóc jej schować kota do transportera, gdzie siedziały dwa inne koty.
- No dobra, mogę się już chyba ubrać, żeby nie gorszyć ludzi na placu zabaw - rzucił z lekkim rozbawieniem, chociaż oczywiście swojej klatki piersiowej nie ukrywał za swoimi rękami, bardziej pilnował żeby plecy były z tyłu i nie zwracały jej uwagi. I w sumie tym się bardziej przejmował tak szczerze mówiąc, że jego blizna tu kogoś wystraszy…
towarzyska meduza
-
sprzedawczyni — gia's candlewick
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
I care not.
Zaśmiała się i pokręciła głową. - Wy chłopcy i wasze dziecięce marzenia o byciu strażakiem albo policjantem - niektórzy jeszcze chcieli być przestępcami, ale to już tak średnio jak się je wdrożyło w życie. - Niektórym jak widać się udaje je spełnić - mogła tylko pozazdrościć. Nie wiem jakie ona miała marzenia jak była dzieckiem, ale pewnie coś o wiele bardziej ekscytującego niż bycie sprzedawczynią. Cóż, życie różnie się układa, czasem nie tak jak się tego oczekuje.
- Nie przesadzaj, bycie strażakiem pewnie też jest ciężkim i odpowiedzialnym zajęciem, jestem pewna, że nie każdy się do tego nadaje - trzeba być wytrzymałym nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, gdy widzi się tych biedaków, którym nie koniecznie zdążyło się pomóc. Spalone ciała to pewnie nie był ciekawy widok, nie mówiąc już o smrodzie.
- Obrzydliwe - skrzywiła sie, bo jednak nie chciałaby teraz rozmawiać o byciu obszczaną przez koalę. W sumie bycie obszczaną przez jakiegokolwiek zwierzaka było dość obrzydliwe. Podziękuje za takie atrakcje. - Serio? Widziałam kiedyś aligatory i wcale nie wydają się być przyjazne - ale ona nie przepadała za gadami. Wolała jednak coś przyjemniejszego w dotyku. Świnię Elżbietę na przykład. Ona była słodka i tłuściutka.
- Nie, nie... kradzież jest lepsza - kto nie lubił bad boyów? ALbo bad girlsów? Szczególnie takich, którzy nikogo nie bili tylko trochę naginali prawo, by pomóc mniejszym i bezbronnym. Ona tak robiła i nie miała nic przeciwko temu, by ktoś też tak robił. Nawet lepiej, im więcej takich osób, tym więcej zdrowych i szczęśliwych zwierzaków.
- Oj zdecydowanie nie jestem cicha - zaśmiała się i pokręciła głową. Powiedzmy, ze Cece miała bardzo głośną osobowość i umiała krzyczeć gdy było trzeba. Czasem też po prostu była dość głośna. - Myślisz, że Twoja mama płaciłaby mi więcej gdybym Cię zaczęła szpiegować? Kurde... może jej to jednak zaproponuje. - Dodatkowy grosz sie zawsze przyda, szczególnie, że planowała niedługo zbudować stajnie na swojej farmie. Wątpiła jednak w to, ze pani Blackwell, by tego potrzebowała.
- Jest Was dwóch? - Zapytała unosząc brew. - Biedna Wasza mama... rozpoznawała was? - Zapytała, bo zawsze ją ciekawiło jak to jest mieć w rodzinie bliźniaki. Ona nie miała. Chyba. Tak mi się wydaje. Znów pokazuje się moja niewiedza o tej rodzinie.
Była bardzo zadowolona, gdy się już im udało ściągnąć tego zwierzaka z drzewa i nikt przy tym nie ucierpiał. Nic tylko się cieszyć. - Myślę, że mamuśki nie miałyby nic przeciwko - rzuciła i zaśmiała się, a później przykucnęła, by popatrzeć na kotka w transporterku. - Ale jest biedny przestraszony - robiło jej się go bardzo żal! - Zabierzmy go do tego weterynarza. Masz tu samochód? - Zapytała przenosząc wzrok na Remiego. Mieli tutaj bardzo ważne zadanie do wykonania.
sex on the beach
catlady#7921
joshua - luna - zoey - bruna - eric - caitriona - benedict - owen - mira - olgierd
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
- Tak, ale to jak to wygląda w marzeniach, a jak w rzeczywistości to przecież dwie różne sprawy - pokiwał powoli głową, bo na pewno dzieciaki wyobrażają sobie jazdę super wozem, fajne ciuszki, lanie wody, ale nie ciężką część tej roboty. Czyli poparzeni ludzie, ofiary wypadków, śmierć, no i narażanie życia swojego i swoich kolegów w trakcie… policjanci zapewne mają podobnie.
- A u ciebie? Jakie było to wielkie marzenie? - zapytał zaciekawiony, bo cóż, no jej życie jeszcze się nie skończyło. Właściwie to wiele osób mogłoby się kłócić, że życie zaczyna się dopiero po 30 w przypadku niejednej osoby, więc nie ma co się przejmować tym, że akurat teraz miała spokojniejszy okres.
- No każdy się nie może nadać, mamy zbyt trudne egzaminy na wstępne - przyznał., bo sprawdzało się tam wydolność i siłę, która jest niezbędna w kryzysowych sytuacjach.I to owszem, było wyzwaniem. - Ale to nie tak że skalpelem jesteśmy kogoś w stanie uratować od śmierci. Potrafimy co najwyżej wyciągnąć kogoś skądś, reanimować… czasami przyjąć poród - przyznał z lekkim rozbawieniem. Co prawda on tylko pomagał, ale hej, też się liczy, no nie? Strażacy muszą być gotowi na wszystko, a wszystko można spotkać na scenie wypadku, w zaciętej windzie i tak dalej.
- Wszystko kwestia perspektywy - pokiwał głową z lekkim rozbawieniem - i warunków. Jedno to spotkać go na bagnach sam na sam, inne w zoo, gdzie jest względnie przyzwyczajony do ludzi - wzruszył lekko ramionami - ale ja jednak za bardzo lubię swoje palce i ręce żeby próbować takich rzeczy - dodał, żeby nie było wątpliwości. Nie jest żadnym tym… no ten typ co krokodyl dundee na niego mówili, co nie. Remi wolał zwierzaki które są puchate, słodkie i nie tak… mordercze. I nie chciałby nosić ciuchów ze skóry krokodyla, bo to już na pewno nie było w jego stylu. Ani kowbojki.
- Coś jeszcze lubisz kraść? - zapytał lekko rozbawiony, bo kto wie co jeszcze miała na myśli! A lepiej wiedzieć z jakich kłopotów możliwe, że będzie ją musiał wyplątywać.
- Wolę nie wiedzieć… ale moje życie nie jest aż takie ciekawe, nie ma aż tak wiele do szpiegowania…. - pokiwał powoli głową, a potem zaśmiał się cicho.
- Tak, jest nas dwóch i tak, moja mama zawsze nas umie rozpoznać. I wiesz co, zależy od chwili. Czasami wyglądamy identycznie, a czasami zupełnie inaczej. Na pewno nasze charaktery się mocno różnią, ale nie przeszkadza nam to - przyznał, bo jak każdy bliźniak, chciał być swoją własną osobą, mimo miłości do swojego brata. I tak, nie ma co ukrywać, on był tym grzecznym dzieckiem, Logan był łobuzem. Ale kochali się tak czy siak, no równowaga w rodzinie.
- Tak, stoje za rogiem na parkingu. Okej, możesz wziąć rodzinke na kolana i je jakoś uspokajać w trasie - zaproponował, uznając że skoro powiedziała zabierzmy, to znaczy że jedzie z nim. No i wziął transporter, bo jednak trochę ważył z trójką kotów, a potem skierował się w stronę samochodu, przez chwilę zapominając, że przecież nie ma koszulki. - Ale mam nadzieję że nie wyrywam cię z żadnych planów, co? W razie czego mogę ci to wynagrodzić… jakimś obiadem - zaproponował, bo w sumie czemu nie? Ostatnio spędzili dobrze czas przy pizzy, dzisiaj mogli przy chińszczyźnie!
towarzyska meduza
-
ODPOWIEDZ