Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Nie było niczego dziwnego, kiedy ktoś mówił, że nie przepadał za cmentarzami. W końcu to miejsce pochówku bliskich, których albo się kochało albo wolało unikać. To rodziło wiele trudnych emocji, z którymi ciężko się zmierzyć zwłaszcza gdy miało się do czynienia z ich skrajnościami. Paxton lubiła przychodzić do miejsca pochówku siostry. Miała żal do świata, że odebrano jej Isabelle, ale odwiedzała ją regularnie za każdym razem mając dużo do powiedzenia. Zwierzała się jej, czego nie mogła powiedzieć o nagrobku ojca, na który nawet nie patrzyła. Jego śmierć była dla Eve trudnym tematem głównie ze względu na to, że uciekł. Poszedł krótką drogą i pozbawił siebie życia zostawiając dzieci na pastwę losu. Tak się nie robiło. Po prostu nie..
Te skrajne emocje wierciły dziurę w brzuchu Eve, która właśnie wychodziła z auta zaparkowanego obok cmentarza. Wypuściła także Jello ubraną w specjalną kamizelkę i zapięła jej smycz zanim zdecydowała się ruszyć dalej.
Czytała o zwłokach wykopanych dwa miesiące temu oraz o wykopanej trumnie sprzed trzech tygodni. Była na bieżąco z wiadomościami, ale nigdy nie pchała się tam gdzie jej nie chciano. Miała swoją pracę i dopóki nie dostała telefonu od śledczych z prośbą o pomoc, nie zamierzała się wtrącać. Wiedziała, że niewiele mogła zrobić w przypadku zwłok, których na cmentarzu było wiele. Poproszenie psa o wywęszenie ścieżki z miejsca wykopu do miejsca „przeniesienia zwłok” było bardzo utrudnione, bo zapach ten unosił się wszędzie dookoła. Tym razem jednak – wierząc zapewnieniom detektywa – było inaczej i możliwe, że Eve mogłaby im pomóc.
Zgodziła się, chociaż sama oceni, czy rzeczywiście mogłaby tu coś zdziałać. W końcu nie była magikiem, acz wiele osób uważało ją za jakąś wiedźmę, która wierzy w nadprzyrodzone moce swoich psów. Ludzie po prostu nie wiedzieli, co wygadywali.
Z daleka zauważyła grupę osób stojących przy nagrobkach w kierunku, w którym znajdował się pomnik jej siostry. Spanikowała na myśl, że kolejnym celem chorych ludzi mogły okazać się zwłoki Isabelle, z których przecież nic już nie było.. musiała uspokoić samą siebie. Wziąć pod uwagę to, że ciała musiały być w miarę świeże, co dotarło do niej, gdy z paru metrów dostrzegła stos wieńców z pogrzebu.
- Pani Paxton. – Detektyw kiwnął głową darując sobie podanie ręki, na której wciąż miał ochronną rękawiczkę.
- Detektywie – odpowiedziała tym samym i zwykłym kiwnięciem powitała wszystkich na nieco dłużej zawieszając spojrzenie na nieznajomym mężczyźnie. Zignorowałaby go, ale w pierwszej chwili poczuła, że już się znali. Często zrzucała to na fakt, że po prostu zapamiętywała twarze przechodniów, ale tym razem to było coś innego. – Poznaliśmy się już? – zapytała wprost nie mając pojęcia, że rozmawiała z grabarzem, który trzy miesiące temu pomagał w poszukiwaniach grupki nastolatków.
- Sprawy towarzyskie zostawcie na później. Czy słyszała pani o zaginionych zwłokach? – Detektyw przejął inicjatywę, bo miał po dziurki w nosie zwyrodnialców, którzy to robili. Chciał ich złapać.
- Czytałam o tym.
- To trzecie w przeciągu dwóch miesięcy. Żadnych nie znaleziono. Nie wiemy kto ani gdzie je zabiera. Bóg mi świadkiem, że rzygam na samą myśl o tym, co ktoś może z nimi robić – Wzdrygnął się i splunął na kawałek trawnika.
- Problem w tym, że to teren pełen zwłok i moje psy..
- Wiem pani Paxton, ale teraz znaleźliśmy coś, co prawdopodobnie należy do tego świra.
- Jednego?
- Pan Abernathy – Machnął ręką na mężczyznę, którego Eve skądś kojarzyła. –był tu w nocy i zauważył podejrzanego gościa wciągającego coś ciężkiego do samochodu. Próbował go zatrzymać, ale uciekł w popłochu gubiąc czapkę. – Detektyw pstryknął palcami na młodego policjanta, który podał mu torbę ze znaleziskiem. – W nocy próbowaliśmy znaleźć ten samochód, ale to nic nie dało. Facet zwiał. – Ostatnie zdanie wysyczał przez zęby i podał torebkę Paxton. – To już trzecie ciało. Nie możemy pozwolić na więcej. To kurwa chore. – Znów splunął i poprawił swoją czapkę, pod którą krył oczy przed porannym słońcem.
- Czy wiadomo chociaż, w którym kierunku pojechał? – spojrzała najpierw na policjanta, a potem na niejakiego Abernathy’ego, który podobno był świadkiem, więc mógł wskazać kierunek.

Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Długo zastanawiał się co ze sobą zrobić. I nie chodziło w tym wypadku o pieniądze gdyż te zawsze potrafił odpowiednio ukryć na tak zwaną czarną godzinę (a ta nadchodziła zawsze czasem prędzej a czasem później) a wiarygodny obraz nowego życiorysu. Vulpe, mimo kilku nierozsądnych wyskoków, głupcem z pewnością nie był i doskonale wiedział, że zjawienie się w nowym miejscu oraz zwyczajne egzystowanie bez celu w czterech ścianach nie tylko wiało nudą ale i wzbudzało podejrzenia - a tych chciał za wszelką cenę uniknąć. Obraz Louisa Abernathy musiał być nie tylko spójny ale i logiczny, nie mógł więc korzystać w nieskończoność z odłożonych zasobów i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Lukę w jego głowie wypełniło ogłoszenie, znalezione w lokalnej gazecie.
Cmentarze jak i pogrzeby wszelakiej maści i rozmiarów nie były dla niego niczym nadzwyczajnym. Śmiałby wręcz rzec, że zwyczajnie się do nich przyzwyczaił, w swoim trzydziestoletnim życiu mając do czynienia z niebotyczną ich ilością - matka, babka, wujowie oraz przyjaciele którzy polegli podczas akcji, a nawet kilku wrogów, na których pogrzebach się pojawiał aby manifestować siłę familii. Tak, Giovanni Italiano był na wielu pogrzebach, doskonale znając ich przebieg. W kopaniu grobów z resztą również nie był laikiem, z tym że wcześniej kopali głębiej, aby ukryć niewygodnego typa pod truchłem jakiegoś bezdomnego psa. Tak, z pewnością nadawał się do tej pracy. A ta była zajęciem niezwykle spokojnym, które w połączeniu z udzielaniem się w MPIA pozwalała mu trzymać rękę na pulsie - bo to trupy były w stanie najwięcej mu powiedzieć o tym czy przypadkiem nie zbliża się ktoś niepożądany. Trupy, które winny leżeć dwa metry pod ziemią, by gnić w spokoju nie zakłócanym przez tych, którzy nadal męczyli się na tym padole łez. Komuś jednak to przeszkadzało, a Louis już kilka razy znalazł puste doły i choć Giovanni Italiano załatwiłby sprawę inaczej, po swojemu, Louis Abernathy musiał zdać się na pomoc lokalnej policji.
Stał więc w alejce piętnastej w rzędzie dziesiątym, tuż obok kwatery która teraz prezentowała makabryczny widok na wpół otwartej trumny w rozkopanym grobie - widoku, który zapewne nikt żywy nie chciał oglądać, w otoczeniu policjantów których najchętniej zadusiłby własnymi dłońmi, nie tylko przez fakt wykonywanego zawodu ale i z powodu ich bezmyślności. Czy oni w ogóle kiedykolwiek mieli do czynienia z miejscem zbrodni? Miał wrażenie, że nie - a sam przecież doskonale wiedział jak ukrywać ślady, by nikt nie wpadł na żaden, choćby najmniejszy trop. Louis Abernathy jednak tego nie wiedział, milczał więc wbijając czarne oczy w kobietę która do nich podeszła, a gdy skierowała w jego stronę słowa, przesunął wykałaczkę w ustach, aby unieść jeden ich kącik w odrobinę cwanym uśmiechu z którym przytaknął głową. Znali się, choć głównie z widzenia, jakoś nie mając okazji nadrobić towarzyskich konwenansów a słowa detektywa skwitował niezadowolonym spojrzeniem w jego stronę. Za kogo on się miał? Włoch rozumiał, że chciał dorwać tego, kto bezcześcił zwłoki, ale zachowanie detektywa wydawało mu się być trochę nie na miejscu, zwłaszcza po tym, jak na dzień dobry od razu spaprali sprawę.
- Ale proszę się zachowywać i nie pluć mi na trawnik! - Skarcił mężczyznę w momencie, gdy po raz drugi jego ślina zmieszała się z wilgotną ziemią. - To miejsce pochówku zmarłych, trochę szacunku dla nich! - Dodał, kręcąc z dezaprobatą głową, by z cieniem satysfakcji osobistej satysfakcji obserwować, jak detektyw zaciska wargi powstrzymując to, co cisnęło się mu na usta. Cholera, jak on nie lubił tych policjantów…
- Bo już pewnie ma nowy samochód, sugerowałem to już wczoraj. - Wtrącił wywracając czarnymi ślepiami, by wyciągnąć z kieszeni niewielki grzebyk którym poprawił zaczesane do tyłu włosy. - Pojechał na południe, pod wieczór padało więc zapewne byłyby jakieś ślady, gdyby szanowni policjanci zaparkowali w miejscu, które im wskazałem… - Prychnął, grzebieniem wskazując odpowiedni kierunek, nim ten zniknął znów w kieszeni jego jeansów.
-Konkrety, Abernathy, konkrety… - Rzucił detektyw, wyraźnie rozeźlony jego słowami. Korciło niezwykle, aby wywrócić ciemnymi oczami i wyrzucić kolejne nieścisłości, to jednak byłoby działaniem zbyt podejrzanym to też zacisnął zęby, psiocząc na policję we własnej głowie. - Później skręcił na zachód, podejrzewam, że chciał wyjechać z miasteczka. Pani Smith… - Tu wskazał na kwaterę, w której jeszcze wczoraj znajdowały się zwłoki. - Została pochowana dwa dni temu, ładna ceremonia, przyszło dużo osób, jej syn grał na trąbce… Rodzina i sąsiedzi dobrze ją wspominali ale jej zgon był dla nich zaskoczeniem. - Podzielił się tym, co udało mu się ustalić, pozostawiając sobie jednak kilka asów w rękawie. - Zebraliście już wszystko? Trzeba przywrócić grób do wcześniejszego stanu, rodzina załamałaby się, gdyby to zobaczyła… - A na to nie mogli przecież pozwolić - panika społeczeństwa mogła zaszkodzić śledztwu oraz przestraszyć tego pasjonata trucheł, uniemożliwiając jego pojmanie.

Eve Paxton
ambitny krab
Grabarzem, baby!
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ledwie na moment spojrzała we wskazanym kierunku, bo była zbyt zaintrygowana zachowaniem nieznajomego mężczyzny, na którego detektyw wołał „Abernathy”. Najpierw w oczy rzucała się wykałaczka między jego wargami, a potem czesanie włosów grzebykiem. Wyglądał jak wyrwany z klasycznego gangsterskiego filmu lat pięćdziesiątych, co było intrygujące i na swój sposób dziwne. Kto podczas rozmowy wyjmował grzebyk (który miał ze sobą!) i przeczesywał włosy? Miała wrażenie, że już gdzieś to widziała, ale nie na żywo a w jakiejś równie dziwacznej scenie, po której detektyw padłby trupem za plucie na trawnik.
Potrząsnęła głową wracając myślami do rzeczywistości. Skupianie się na manierze oraz zachowaniu nieznajomego nie było jej pracą, a jednak to co nietypowe zawsze intrygowało i zastanawiało. Przynajmniej Eve, która po raz pierwszy spotkała się z czymś takim.
Szybko rzuciła okiem na Jello, a potem na pusty nagrobek należącej do niejakiej Rhiannon Smith.
- Kobieta była stara. Wielkie mi rzeczy. – Młody policjant wydawał się zniecierpliwiony i zarazem zły, że byle grabarz sugerował dziwne rzeczy na temat zgonu starszej kobiety. To dokładało mu pracę, a tę chciałby skończyć, bo już dawno powinien opuści tę cholerną zmianę. Po chuj się starał o awans? Mógł zostać w drogówce i nie przejmować się takimi chorymi rzeczami.
Paxton puściła to mimo uszu wracając do słuchania tego, co miał do powiedzenia pan alfonso grabarz i znawca kierunków świata.
- Rodzina o niczym nie wie? – zapytała kierując te słowa do detektywa.
- Nie. Uznaliśmy, że lepiej będzie z tym poczekać. Ludzie nie mogą się dowiedzieć, że zniknęły trzecie zwłoki. Komendantowi dostanie się po dupie. – Detektyw nie wyglądał na niezadowolonego. Wydawało się, że byłoby mu na rękę, gdyby wspomniany komendant musiał się tłumaczyć, ale najwyraźniej nie był skończonym dupkiem.
- W takim razie chciałabym dostać kawałek płótna z trumny. – Gość, który ukradł zwłoki musiał się postarać. Otwarcie przewierconego wieka nie było łatwe. Eve zastanawiała się, czy w przypadku trzeciego rabunku jego technika była lepsza od poprzednich.
- Ja tam nie wejdę. – Młody policjant uniósł obie dłonie w geście olewania sprawy. Nie w jego interesie było zdobycie kawałka obicia z wnętrza trumny. Detektyw również nie wyglądał na niezdecydowanego, dlatego Eve nie czekając na jego odpowiedź, sięgnęła do swego plecaka i wyjęła szwajcarski scyzoryk będący pamiątką od brata.
- Sama tam wejdę – Nie wyglądała na zniesmaczoną tym faktem. Nie bała się wejść do grobu, nawet jeśli całkiem niedawnego z jednego wraz z Lorenzo wyciągnęli (ledwie) żyjącą kobietę. – Potrzyma pan? – Dłoń ze smyczą wyciągnęła w kierunku niejakiego Abernathy’ego, który chyba do samego końca nie wierzył, że kobieta naprawdę to zrobi. Eve wyłapała jego spojrzenie czując, że szukał w jej oczach wahania, a kiedy go nie znalazł zamiast po smycz sięgnął po scyzoryk, który miała w drugiej ręce.
Grabarz okazał się mieć jaja i sam wszedł do otwartego grobu.
- Czy to coś da? Myślałem, że trupy mają podobny zapach. – Detektyw podrapał się po karku.
- Bo mają. Truchło to truchło. W zapachu niczym się nie różni, ale tu mamy do czynienia ze starannie przygotowanymi zwłokami. Przed pogrzebem zostają one krótko mówiąc – zakonserwowane. To spowalnia gnicie i utrzymuje inne zapachy, które musiały utrzymać się wewnątrz trumny. – W tym na płótnie wycinanym przez Abernathy’ego. – To oczywiście krótka piłka. Jeżeli mam szukać pani Smith na podstawie tylko tego zapachu, to mamy niewiele czasu.
- A czapka?
- To bardzo celny strzał, ale w razie czego chce mieć dwie opcje.
- Czegoś tu nie rozumiem. – Młody gliniarz wydawał się nie przejąć tym, że kto inny wykonywał teraz jego robotę. – Jak niby pies ma wytropić gościa, który odjechał stąd samochodem?
- Pani Paxton odprawi swoje voodoo. – Detektyw się zaśmiał. Zawsze to robił nazywając jej pracę magicznymi sztuczkami.
- Pojadę we wskazanym kierunku i pozwolę psu tropić zapach przez otwarte okno.
- Poważnie? – Młody z niedowierzaniem szeroko otworzył oczy, za co dostał z pięści w ramię od detektywa.
Eve przewróciła oczami.
- Panie Abernathy, czy byłby pan w stanie mniej więcej opisać tamtego faceta? Ile miał zwrotu, był biały czy czarny, krótkie włosy..? – Wszystkie informacje się przydadzą.

Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Gio, teraz znany jako Louis, nie był w stanie poradzić nic na ten nałóg poprawiania włosów, jaki przejawiał już od czasów nastoletnich. Bo przecież fryzura była kwestią niezwykle ważną, czyż nie? Przynajmniej w jego mniemaniu prezencja również się liczyła, a on zawsze skrupulatnie układał włosy na wzór słynnego bohatera Grease granego przez Travoltę ot tak, ze zwykłego kaprysu nigdy nie przyznając się, że niegdyś był to film, który niezwykle lubił i gdyby nie rodzinny zawód zapewne myślałby o karierze na deskach muzycznego teatru. Ba! Był pewien, że posiada równie kocie ruchy, chociaż te prezentował jedynie przy byłej dziewczynie która teraz trwała w słodkim przekonaniu, że jest zimnym nieboszczykiem. Dokładnie takim, jak ludzie na kwaterach które były pod jego opieką, zupełnie jakby nagle zaczął zarządzać hotelem wiecznego spoczynku.
I nie przejmował się tym wcale, że psiara może uznać to dziwne bądź nienaturalne - był bowiem przekonany, że każdy posiadał jakiś gest, rytuał bądź też mimowolny ruch mięśni który dla osób mu nieznanych wyglądał dziwnie. Bo czymże była normalność? Ułudą, maską, odgrywaną rolą - przynajmniej w jego, jakże skromnej opinii.
- Widzę przysłali najlepszych, co? Była stara to nie żyje? No, jestem pod wrażeniem panie władzo. - Mruknął łypiąc nieprzychylnie w stronę zniecierpliwionego, młodego policjanta. Ach! Doskonale wiedział, że powinien trzymać język za zębami, ale zwyczajnie nie mógł się powstrzymać, zupełnie jakby jakiś diabełek siedział na ramieniu i trącał trójzębem by jeszcze bardziej uprzykrzył młodemu służbę. Zwłaszcza teraz, gdy wykazywał się brakiem jakiegokolwiek profesjonalizmu.
-Abernathy! Przywołuję pana do porządku! - Syknął starszy detektyw, posyłając mu nieprzyjemne spojrzenie na które to Louis uniósł jedynie dłonie w geście jakże obronnym, robiąc pół kroku w tył by już tylko przysłuchiwać się dalszej rozmowie. Przynajmniej do momentu, w którym padło jakże… nietypowe żądanie ze strony pani z psem. Pani, która z każdą chwilą wydawała mu się zwyczajnie ciekawsza. Męska brew powędrowała ku górze, a zaciekawione spojrzenie powędrowało w stronę policjantów którzy, oczywiście, stchórzyli… W przeciwieństwie do dziewczyny, która sama chciała pchać się do wykopanego dołu. I zapewne Abernathy pozwoliłby jej na to, gdyby nie duma grabarza, jaką powoli w sobie wyrabiał. I ta resztka szarmanckości jaka pozostawała w nim po starych wykładach ojca, wybudzana z letargu jedynie od czasu do czasu.
- No dobra panowie, zróbcie miejsce prawdziwemu facetowi… - Mruknął po czym podszedł do dołu, aby zamiast smyczy wziąć do ręki scyzoryk panny z psem. Nim jednak wskoczył do dołu wciągnął na dłonie grube rękawiczki - aby nie wymieszać zapachów i uchronić się przed tym całym cholerstwem, jakie mogło się tam znajdować - wiedział, że ciała napycha się całą masą chemicznego cholerstwa. A potem niczym ta krokuta cętkowano-cmentarna wskoczył do grobu, ostrożnie przystając na niewyłamanej części wieka. Specyficzny zapach dotarł do jego nosa, Louis jednak był już do niego przyzwyczajony i nie zrobił on na nim większego wrażenia. Ostrożnie, dokładnie wyciął niewielki kawałek tkaniny, a po tym przesunął część wieka tak, aby zabieg pozostał niewidoczny dla postronnych oczu.
- Wiesz co, młody… - Zwrócił się do jednego z policjantów, wygrzebując się z dołu. - Tam w mojej kanciapce jest czajnik, skocz i zrób nam kawę zamiast przeszkadzać, co? Widziałem psy pani Paxton przy pracy, te skubańce są lepsze od nas wszystkich razem wziętych. - Mruknął, czując dziwną potrzebę wstawienia się za tą, jakże nietypową dla niego, przedstawicielką płci pięknej. Bo większość kobiet które znał obawiałaby się choćby podejść do rozkopanego grobu - nie mógł więc nie docenić jej odwagi.
-Co? Ale dlaczego ja? - Policjant się oburzył, a Abernathy jedynie wywrócil czarnymi ślepiami. Jego uwaga już skupiała się na kobiecie której przekazywał kawałek materiału wprost z trumny nieboszczki.
- Pani wzrostu, trochę nabitej budowy, łysawy, biały… Nic szczególnego, powiedziałbym wręcz, że wizualnie był na tyle nieciekawy, że wtopiłby się w tłum. - Nie był to rysopis który mógł kogokolwiek zadowolić, nie jego jednak wina że po pierwsze było ciemno, a po drugie mężczyzna sam w sobie był przeciętny - i Abernathy nie dziwił się zupełnie, wszak łatwiej zniknąć przeciętniakowi który nie zapadnie w pamięć niż komuś, kto bija się umysły przechodniów. - Jechać z panią? - Spytał, bo choć czekał na niego grób do zakopania, mężczyzna chciał pozbyć się szkodnika ze swojego ogródka.


Eve Paxton
ambitny krab
Grabarzem, baby!
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Zanim grabarz przekazał jej fragment tkaniny, z plecaka wyjęła woreczek, który wyciągnęła żeby to tam znalazł się przedmiot potrzebny do poszukiwania tropu pani Smith. Przez cały ten czas nie kryła rozbawionego uśmiechu wywołanego przez komentarz mężczyzny w grobie na temat kawy, której na pewno oboje potrzebowali. Paxton, bo lubiła, zaś grabarz z powodu pracy i incydentu, przez który całą noc spędził na nogach. Sama choć lubiła, teraz nie zamierzała wdawać się w pyskówkę z policjantami. Po prostu nie miała na nią ochoty zwłaszcza, że wiedziała co ludzie myśleli o jej zawodzie. Nie raz i nie dwa spotkała się ze sceptycyzmem. Do tej pory z ironią wspomina kapitana oddziału, który z początku odrzucił jej pomysł zrekrutowana psów do wojska, ale kiedy amerykanie pojawili się ze swymi podopiecznymi, to od razu zapukano do jej drzwi. Nie mogli być gorsi od jankesów ani od reszty świata. A jednak ludzie w Australii wciąż nie wierzyli w umiejętności psiego tropienia, co miało niestety swoje podwaliny w pseudo specjalistach, których praca była żenująca i zawstydzała samą Paxton.
Spodziewała się, że detektyw znał rysopis sprawcy, ale zamiast jego wolała zapytać o to grabarza jednocześnie dając mu do zrozumienia, że doceniała jego zaangażowanie oraz pomoc.
- Takich najłatwiej przegapić – powiedziała bardziej do siebie zerknąwszy na Jello, która z zainteresowaniem zaglądała do wykopanego grobu, bo wiedziała czym on był. Czuła wokoło zapach śmierci, przez co suczka czuła się odrobinę zagubiona i jednocześnie podłamana. Wiedziała, że zwłoki to nic dobrego.
- Nie musi pan. – Nie kryła zaskoczenia propozycją grabarza zwłaszcza, że to nie była jego praca. – Jeden z policjantów..
- Właściwie.. – Wtrącił detektyw i odchrząknął kryjąc zażenowanie, które o dziwo czuł. – Mamy dziś mało ludzi. Krąży jakaś paskudna grypa i brakuje nam rąk do pracy, więc miło będzie jeśli pan Abernathy zechce pani towarzyszyć.
- Zapłacicie mu za to? – zapytała wprost wyraźnie zła postawą funkcjonariusza.
- Docenimy jego obywatelski obowiązek.
Eve zacisnęła szczękę. Nie miała nic przeciwko towarzystwu obcego faceta, o ile ten będzie trzymać się pewnych granic. Chodziło bardziej o brak profesjonalizmu i to, co miałaby niby zrobić gdyby już dzisiaj natrafiła na trop złodzieja zwłok? Krzyknąć „Stój i czekaj aż wezwę policje!”.
Dobre sobie.
- W porządku. – Westchnęła ciężko i zagwizdała do psa, który spojrzał na nią wyczekująco. Jello sądziła, że już tutaj zacznie pracę, ale musiała chwilę poczekać. – Uwierzy pan? – zagadnęła do towarzysza, kiedy oddalili się na parę metrów od policjantów. – Mam wrażenie, że się rozleniwili albo dobiły ich ostatnie pogodowe anomalie. Te burze i deszcze doprowadziły do tak wielu zniszczeń.. Z drugiej strony słyszał pan o czymś takim w tej okolicy? Nie mają pojęcia co robić. – Bo z czymś takim spotkali się po raz pierwszy i nie mieli na to żadnych procedur. Jak dzieci we mgle. – Czy my się znamy? Zapytałam o to wcześniej, ale nie pozwolono panu odpowiedzieć i na dodatek zna pan moją pracę, chociaż nie prowadzę relacji na Instagramie. – Nawet takowego nie posiadała, ale to dla wielu wyznacznik „znajomości z kimś”. Widzisz czyjeś wideo, obserwujesz jego życie i nagle stajesz się częścią tego wszystkiego.
Przeszła na tyły auta i otworzyła pakę posyłając mężczyźnie delikatny uśmiech podkreślający żartobliwy ton wypowiedzi w chwili, kiedy wspomniała o Instagramie. Złagodziła też to w jak rzeczowy i oficjalny sposób się wypowiadała. W pracy była profesjonalistką i jeżeli kogoś nie znała, to nie dawała tej osobie możliwości wejścia sobie na głowę.
- Wskakuj mała - zasugerowała dla Jello, która od razu naskoczyła na pakę pick upa. Stąd lepiej jej będzie łapać trop. - Wskaże mi pan ulicę, w którą zakręcił podejrzany? - zapytała jeszcze zanim podsunęła pod nos suni woreczek z kawałkiem tkaniny z trumny. Pewnym siebie, stanowczym i władczym tonem rzuciła do psa: - Złap trop. - Pozwoliła Jello parę razy głęboko wciągnąć powietrze i kiedy ta była gotowa dodała krótkie: - Szukaj. - Zamknęła klapę o paki i od razu wsiadła za kierownicę ciesząc się, że nie musiała instruować mężczyzny, co miał robić. Niektórzy czekali na jej polecenia, nawet kiedy po prostu musieli wsiąść do auta, zapiąć pasy i siedzieć.

Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Przyjemnie pracowało mu się (o ile można było to nazwać pracą, przywykł do bycia po tej drugiej stronie medalu) z kimś kto posiadał choćby odrobinę oleju w głowie - a tego z pewnością nie można było powiedzieć o dwóch policjantach przypominających mu bardziej Flipa i Flapa niż funkcjonariuszy prawa. A miał do czego porównywać - w swoim mafijnym życiu nie raz składał im odpowiednie oferty bądź odpowiadał na niewiarygodnie głupie pytania standardową formułką nic nie widziałem, panie oficerze. Ci dwaj z pewnością nie stanowili orłów oraz dumy australijskiej policji i, coraz mocniej, działali mu na nerwy. Do tego stopnia, że zapewne gdyby nie nowa tożsamość oraz przykrywka sympatycznego grabarza zapewne już wygrażałby im w najlepsze, przeganiając swoim szpadlem gdzie pieprz rośnie. Musiał jednak trzymać się postanowień i naprawdę starał się zbyt nie pyskować policjantom, przysłowiowy nóż (bo tego już nie nosił przy sobie) otwierał mu się w kieszeni z każdym ich kolejnym słowem.
- Powiedziałbym panu co myślę o tym obywatelskim obowiązku, byłoby to jednak obrazą funkcjonariusza a ja już dość mam problemów przez to śledztwo. - Syknął więc, rzucając mężczyźnie niezadowolone spojrzenie. I nie chodziło tu wcale o pieniądze tylko traktowanie sprawy po macoszemu, zrzucając najwięcej problemów na jego ramiona - bo to działo się na jego cmentarzu i to on musiałby tłumaczyć się zrozpaczonym rodzinom… A i tak musiał już nagłowić się, jak zamaskować zniknięcie zwłok - to, wbrew pozorom, zadaniem łatwym nie było.
Prychnął pod nosem, wyszukując w kieszeni kluczy od cmentarzu.
- Nie dziwi mnie to, kogo interesuje trup? - Odpowiedział, kręcąc głową do swoich własnych myśli. - Gdyby to byli żywi ludzie postawili by pół jednostki na nogi, a trup? I tak już nie żyje, w dodatku śmierdzi i nie ma z niego żadnego pożytku… To tylko worek gnijącego mięsa, czyż nie? Po co mieliby się wysilać, nawet jeśli trzęsie ich na wspomnienie tego, co ktoś zrobił?- Kolejne słowa uciekały z jego ust wypowiadane w zamyśleniu. Trupy miały to do siebie, że wzbudzały w ludziach irracjonalny lęk, nawet jeśli nie było żadnej możliwości aby byli w stanie zaszkodzić (przynajmniej jeśli nikt nie spotkał się z trupim jadem). Nie dziwił się więc, że policjanci wymigiwali się od sprawy, która mogła nieść z sobą mroczne rozwiązanie. A gdy minęli bramę cmentarza, zamknął drzwi oraz bramę na kłódki, na tablicy informacyjnej wypisując krótką informację o zamknięciu cmentarza z powodu wykonywanych na nim prac - jak wyjdą policjanci w tym momencie go nie obchodziło, musiał dbać o powierzoną mu pracę.
- Trzy miesiące temu, sprawa zaginionej grupki nastolatków. Udzielam się w MPIA, stąd też panią kojarzę… - Wyjaśnił więc, na chwilę czarne spojrzenie lokując uważniej w buzi pani Paxton będąc jednak pewnym, że do żadnej pomyłki nie doszło. A później wyciągnął swoją dłoń w stronę kobiety. - Tak oficjalnie, Louis Abernathy, możemy skończyć z tym panowaniem. - Dodał z wyuczonym, przyjaznym uśmiechem bo choć Giovanni uwielbiał gdy mu się panowało, tak Louis już nie koniecznie - był przecież tylko zwykłym, poczciwym grabarzem, czyż nie? A później grzecznie wsiadł do samochodu, chyba zwyczajnie nie chcąc przeszkadzać kobiecie w pracy z psem, choć niezwykle interesowało go jak to wszystko działa i jakie są tego zasady (głównie chcąc wiedzieć, jak temu zapobiegać, tak na wszelki wypadek).
- Droga zakręca w prawo, ale on pojechał w lewo, jest tam taka nieutwardzona droga. - Poinstruował kobietę jak powinna jechać, po czym wbił spojrzenie za okno, uważnie obserwując mijane krajobrazy - na wszelki wypadek, bo może coś rzuci mu się w oczy i odnajdą jeszcze jakąś poszlakę. - Od dawna się tym zajmujesz? – Dodał, chcąc zagłuszyć ciszę, choć jego spojrzenie nadal nie odrywało się od drogi - pozostawało mieć nadzieję, że wpadną na jakiś trop.

Eve Paxton
ambitny krab
Grabarzem, baby!
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Eve Paxton – przedstawiła się odwzajemniając uścisk dłoni w międzyczasie próbując odnaleźć w pamięci twarz mężczyzny. Łatwo nie było. W MPIA przewijało się wiele osób, dokładając do tego jednostki policji podczas poszukiwań były ich całe tłumy. Nie istniała możliwość aby kojarzyć ich wszystkich zwłaszcza, że Eve skupiała się na pracy a nie ludziach ją otaczających, chociaż wiedziała, że sprawcy mieli tendencję do angażowania się w poszukiwania. Na szczęście w przypadku nastolatków nie rozchodziło się o masowe morderstwo a zwyczajną głupotę i brak przygotowania. Tym bardziej Paxton nie zwracała większej uwagi na ludzi w około. Była jednak świadoma, że ona wraz z psami rzucała się w oczy bardziej niż by chciała; nie lubiła być w centrum uwagi.
Po wejściu do samochodu poprawiła wsteczne lusterko, żeby mieć lepszy widok na Jello, która została sama na pace. Tak będzie wygodniej niż gdyby pies musiał zapierając się łapami wychylać przez okno. Wystarczyło, że i tak mieli utrudnione zadanie przez sposób w jaki musieli tropić sprawcę, a raczej zaginione zwłoki, bo nikt nie powiedział, że na ich miejscu znajdą również odpowiedzialnego za to wariata.
- Kojarzę, droga się rozwidla i prowadzi w obie strony. Mógł pojechać tam specjalnie wiedząc, że go zobaczyłeś. – Nie była detektywem. Po prostu głośno myślała uznając, że przy mężczyźnie może sobie na to pozwolić jednocześnie ciekawa, co na to powie. Od samego początku Louis wykazywał się inteligencją oraz wiedzą, której przeciętny grabarz mieć nie powinien, ale nie uznała tego za coś wielce dziwnego. Mógł być po prostu fanem kryminałów i udzielał się w MPIA, więc to wiedza nabyta w trakcie pomocy w poszukiwaniach zaginionych. Nie było w tym niczego bardzo dziwnego. Poza grzebykiem, który nosił w kieszeni (i to wcale nie jest jakaś dwuznaczna metafora).
- Ośrodek tresury prowadzę od ponad siedmiu lat. Niedługo będzie osiem. – Musiała się nad tym zastanowić biorąc pod uwagę datę swojego powrotu ze służby oraz to, kiedy wreszcie wzięła się za siebie i rzeczywiście jako tako mogła funkcjonować bez uciążliwych objawów PTSD. – Wcześniej przez pięć lat służyłam w armii jako przewodnik psów. Razem z oddziałem w Afganistanie szliśmy w pierwszej linii frontu i rozminowywaliśmy teren. – Miny, bomby lub inne zagrożenia były na ich głowie. Ryzykowali wiele byleby oczyścić drogę innym oddziałom. To było ich zadanie. Zadanie Eve i psa, którego akurat miała pod opieką.
Przez całą rozmowę patrzyła w tyle lusterko obserwując reakcje Jello, która najpierw przemieszczała się z jednej na drugą stronę paki. Dopiero, gdy zbliżyli się do wskazanego przez grabarza zakrętu suczka stanowczo wskazała ten sam kierunek, co Paxton rozpoznała po jej zachowaniu. Zakręciła i dalej patrzyła na Jello, która znów skazała „na lewo”.
- A ty? Zajmowanie się cmentarzem nie brzmi jak praca z wyboru. – Przyznała szczerze, jak w jej oczach to wyglądało, ale może ktoś był tak zafascynowany śmiercią, że przebywanie wśród niej to istna zabawa? – Więc jak to jest? Jak doszło do tego, że stałeś się grabarzem w Lorne Bay? – dopytała może nazbyt szczegółowo, ale nie oczekiwała od Louisa historii całego jego życia. Nie znali się, więc równie dobrze mógł kłamać.
Znów rzuciła okiem na lusterko widząc, że Jello wskazuje tym razem w prawo, bardziej w głąb lasu, do którego wciąż mieli jeszcze drogę. Nierówną i ciasną, ale po do tego właśnie stworzony był pickup. Przyjmie każdą dziurę, nierówność i gałęzie; Eve nie było go szkoda.
Za to zaczęła zastanawiać się, czy ich sprawca w panice porzucił ciało w lesie. Świadom, że ktoś go widział i mniej więcej wiedział, w którym kierunku pojechał, mógł zrobić to co chciał byle jak najszybciej i zostawić ciało gdzieś w lesie.

Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Kiwnął głową na znane już imię i nazwisko w geście, mającym mówić, że miło było mu oficjalnie poznać panią od psów. I nie było to kłamstwem - Louis Abernathy był przekonany, że gdyby miał działać jedynie z policjantami dostałby w końcu szewskiej pasji i albo powybijałby im zęby albo sam rzuciłby się w rozkopaną mogiłę z prośbą rozkazem, aby zakopać go w tym dole i oszczędzić cierpień. Bo ich zachowanie jedynie nakręcało niechęć pana Abernathy do policji wszelakiej, sprawiając, że skrywający się pod jego imieniem oraz nazwiskiem Giovanni zgrzytał zębami okrutnie skręcając się na myśl o dalszej współpracy… Której nie dało się pominąć, jeśli chciał utrzymać dobre imię grabarza oraz pracę na cmentarzu - a chciał bardzo będąc pewnym, że lepszej przykrywki z pewnością nie znajdzie.
- Mógł. - Przytaknął, zerkając kątem oka na towarzyszącą mu kobietę. - Chociaż bezpieczniejszym wyborem byłby wybór asfaltu, na nieutwardzonej drodze łatwiej o ślady opon, z drugiej jednak strony, jeśli jest z okolic i nie ma większego doświadczenia mógł uznać, że droga w las oszczędzi mu możliwych świadków. Wiesz, zapach kilkudniowego trupa jest intensywny, a niedzielni kierowcy również łatwo zapadają w pamięć. - Wysnuł w zamyśleniu. Gdyby to on chciał zwiać z miejsca zdarzenia po pierwsze sprawdziłby czy na drodze ucieczki są jakiekolwiek monitoringi, a po drugie upewniłby się, że wybiera drogę na której najłatwiej będzie zatrzeć jakiekolwiek ślady - on jednak miał doświadczenie w podobnych działaniach, zaś typ od trupów zdawał się działać odrobinę na ślepo, jakby nie był do końca pewien jaki powinien być jego następny ruch, Louis jednak wolał przemilczeć fakt, że typek wygląda mu na totalnego amatora w podobnych dziedzinach - ta wiedza miała pozostać tylko i wyłącznie jego.
Spojrzał na nią z zaskoczeniem, gdy przyznała się do udziału w misjach w Afganistanie.
- No proszę, nie wyglądasz na żołnierza. - Bo nie wyglądała, ktoś o tak sympatycznej twarzyczce jakoś nie chciał mu się wyobrazić w mundurze, nawet jeśli doskonale wiedział, że pozory potrafiły mylić, a ci najbardziej niepozorni potrafili okazać się najgorszymi z katów. - Dużo masz psów? Szkolisz je pod jednym kątem czy pod wieloma? Kiedyś czytałem, że pies wyszukujący narkotyków nigdy nie nauczy się tropienia ludzi, ale wydaje mi się to być trochę głupim. - Zagadnął ze zwykłej ciekawości, spojrzenie ciągle lokując w drodze jaką podążali. I choć Jolly zdawała sobie radzić wyśmienicie i tak wyszukiwał jakichkolwiek poszlak, które miałyby upewnić ich, że oto podążają w odpowiednim kierunku.
- Praca jak każda inna. Pochodzę z Hobart, ojciec zmarł, zostawił mnie i mamę z długami, jej serce tego nie wytrzymało… Chciałem się odciąć, szukałem zajęcia to tu to tam, ale nigdy nie byłem orłem… Ogłoszenie z Lorne znalazłem, jak zaczynało brakować mi kasy, a praca szpadlem nie wymaga dyplomu z uniwersytetu. - Wzruszył ramionami po opowiedzeniu wyuczonej na pamięć formułki mającej streścić życie Loiusa Abernathy. Niezbyt ciekawe, ale właśnie takiego Gio potrzebował aby ukryć wyskokowe życie prowadzone w Melbourne. - To nic ciekawego i… Zatrzymaj się na chwilę. - Zaczął, szybko jednak przerwał, mając wrażenie, że coś rzuciło mu się w oczy. Ostrożnie uchylił okno aby wychylić się przez drzwi (na wszelki wypadek, gdyby jego podejrzenia okazały się fałszywe). - Te krzaki tam, widzisz? To wygląda trochę, jakby ktoś coś przez nie ciągnął… - Wydumał, zerkając na pannę Paxton. Tylko czy przypadkiem nie był w błędzie?

Eve Paxton
ambitny krab
Grabarzem, baby!
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Zmarszczyła brwi, ale nie spojrzała na mężczyznę, który błyskał wiedzą niczym doświadczony detektyw. Nadal próbowała to sobie wyjaśnić tym, że brał udział w poszukiwaniach i być może na poważnie był fanem kryminałów oraz specjalistycznych książek o tym. A jednak brzmiał na bardzo pewnego siebie i to rodziło w głowie Paxton wiele pytań. Zbyt wiele jak na warunki, w których powinna skupić się na Jello oraz poszukiwaniach.
Pokiwała głową na boki i odrzuciła w kąt wszystkie niepotrzebne myśli na temat towarzysza. Jeżeli miał coś mądrego do powiedzenia to z chęcią tego posłucha i nie będzie go o nic podejrzewać. Po co jej to? Mało miała problemów?
- Mam to uznać za komplement? – zapytała luźno, bo nie wiedziała czy to coś dobrego czy złego. Sama nie była z tych co na prawo i lewo chwalili się mundurem, ale też nie wypierała się tego. Często chodziła do baru spotykając się z innymi weteranami, podkreślała, że pracowała z psami już właśnie w armii i była też pewna, że jej postawa wiele zdradzała. Twardo stąpała po ziemi, zdarzało jej się robić obrót w specyficzny sposób i chodziła w wygodnych butach przez wiele kobiet uważanych za męskie. Wkurzało to ją, bo przecież w pracy nie będzie łazić w szpilkach lub sandałach a jednak kobiety komentowały to, jakby Eve obrażała je tymi butami. Jakby kurwa jej buty miały pasować do ich torebek; popieprzone.
- Prywatnie mam dwa. – Bo aktualnie zajmowała się także dodatkowymi trzema, ale to psy, które potem przekaże prawowitym właścicielom. – Trochę tak – przytaknęła i nawet się uśmiechnęła, bo nie pierwszy raz słyszała podobne mity na temat tresury. – Z drugiej strony nie każdy pies nadaje się do tak intensywnej nauki. Łatwo im namieszać w głowie, więc jeżeli wiesz, że pies ma szukać broni i narkotyków, to szkolisz go tylko do tego. – Pies specjalizujący się w wielu dziedzinach może uznać, że skoro nie czuje narkotyków to pokaże właścicielowi zwłoki i też zostanie nagrodzony. – Jello na przykład jest psem wielozadaniowym. Nie każdy to potrafi, ale ona jest wyjątkowa i nawet jeśli nieraz dostała nagrodę za odnalezienie broni albo narkotyków to wie, że teraz takowej nie uzyska. Nawet jeśli będzie już zmęczona, to nie wskaże mi niewłaściwego miejsca. – A to zdarzało się, kiedy pies czuł frustrację i po prostu pokazywał co sam chciał byleby dostać smakołyk albo zabawkę. – To jednak kwestia dużego zaufania. Jako przewodnik wiem, że Jello się do tego nadaje, bo jest niezwykle pracowita, wytrwała i mądra. – Żadnemu psu nie odbierała inteligencji, ale jak wspomniała, Jello była wyjątkowa. Pies nad psami, które zdarzały się naprawdę rzadko i to był jeden z powodów, dla których zatrzymała ją dla siebie. Najważniejszym jednak była miłość do tej suni.
Miała ochotę parsknąć i zapytać, co z ojcami było nie tak? Nie szykanowała każdego, ale najwyraźniej oboje z Louisem mieli coś wspólnego. Ojcowie zostawili ich z długami, jakby od samego początku planowali spłodzenie dziecka, któremu potem spierdolą życie. Zamiast tego zgodnie z prośbą zatrzymała auto znów zerkając na Jello widoczną w lusterku. Psina wciąż uparcie trzymała się prawej strony, dlatego zamiast wychylać się przez okno Louisa, postanowiła wysiąść.
- Jello też coś czuje – rzuciła zanim wysiadła z auta i od razu otworzyła klapę z tyłu, przez którą wyskoczyła suczka. Paxton sprawnie złapała za jej smycz i wspólnie podeszły do miejsca wskazanego przez mężczyznę. – Warto to sprawdzić – stwierdziła zerkając na telefon z myślą, czy zadzwonić po policję. Nie było jednak sensu sprowadzać ich dopóki czegoś nie znajdą. Lepiej uniknąć kolejnego sapania i narzekania na to, że muszą łazić po lesie zamiast popijać ciepłą kawę. – Możesz poczekać w samochodzie. – Nie zmusi grabarza do dalszych poszukiwań. Nie musiał z nią iść ani się męczyć. Nie musiał nic, a jednak tu był i to również zastanawiało Paxton.
Zostawiła te rozważania na później i razem z Jello ruszyła przodem za tropem/zapachem wykopanej z trumny martwej kobiety.
- Możliwe, że ją tu porzucił. Zrobił co chciał i zostawił w popłochu, bo przecież.. - zatrzymała się, żeby spojrzeć na Louisa. - ..został zauważony. - W panice odjechał szybko, a kiedy zrozumiał, że nie był śledzony, zrobił swoje i zostawił zwłoki świadom, że nie miał tyle czasu, ile by chciał.

Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Zawodowe doświadczenie nabyte w poprzednim życiu, składające się głównie na ukrywaniu czynów zakazanych niezwykle przydawało się Loiusowi w podobnych poszukiwaniach. Jednocześnie AMP było miejscem w którym zwyczajnie mógł poszukać dowodów na to, że ktoś już wpadł na jego trop - a tak się przecież stanie, prędzej czy też później. Przed kolegami pozował na zwykłego fana kryminałów posiadającego ten rzadki talent do składania poszlak w całość i całego ciągu przyczynowo - skutkowego. Tak, odpowiednia historia była podstawą udanego przekrętu.
- Tak, to był komplement. - Stwierdził więc z uśmiechem, przenosząc na nią swoje ciemne spojrzenie. - Masz sympatyczną, bardzo niepozorną buzię. - Dodał, wzruszając ramieniem i ledwie przez chwilę zastanawiając się czy po nim dałoby się odgadnąć zawód. Czy w ogóle był jakiś stereotypowy wygląd grabarza oraz pracownika domu pogrzebowego? Nie był pewien, z pewnością jednak chętnie zapoznałby się z podobnymi stereotypami.
Pokiwał głową w zamyśleniu gdy opowiadała o swoich psach, dając tym samym bezwiednie znak, że dokładnie słucha jej słów jednocześnie się nad nimi zastanawiając. Kwestia psów policyjnych oraz wojskowych wydawała niezwykle interesująca z czysto akademickiego punktu widzenia.
Tak, to było niezwykle ładne określenie.
- Wiele jest takich wyjątkowych psów czy Jello jest jedyna w swoim rodzaju? Są w ogóle jakieś wytyczne, dzięki którym idzie odnaleźć taką wielozadaniową perełkę czy nie da się tego przewidzieć? -Dopytał więc uznając, że wiedza z pewnością się kiedyś przyda, a oni umilą sobie tę podróż zwyczajną pogawędką, z pewnością o wiele ciekawszą niż pytania, które mogła zadawać ona. Zwłaszcza te, dotyczące jego osoby, bowiem Louis Abernathy starał się być jak najbardziej przeciętnym jak tylko się dało, nawet z tym wrodzonym urokiem osobistym oraz ślicznym obliczem (świętej pamięci babcia zawsze się nad nim zachwycała i był pewien, że jej słowa były prawdą!). Szybko jednak znaleźli kolejną poszlakę, a Abernathy już skupiał na niej całą swoją uwagę w poszukiwaniu kolejnej wskazówki… Niemal pewien, że tamci dwaj idioci z pewnością by ją przeoczyli.
- Zostać w samochodzie? Proszę cię, chodzi o moją klientkę… I zżera mnie ciekawość. - Odpowiedział, wyskakując z samochodu i przeciągając się aby wyprostować stare kości, przygotowując się do spaceru przez australijskie lasy tropikalne i krzaki zapewne pełne obrzydliwego robactwa. Ugh. Ruszył więc za kobietą, uważnie rozglądając się na boki w poszukiwaniu sprawcy, jakiegoś tropu, bądź biednej staruszki która powinna zaznać już wiecznego spokoju tam, gdzie wędrowało się po śmierci. Sam Abernathy wybrałby piekło, ze względu na doborowe towarzystwo oraz cały wachlarz atrakcji, nie sądził jednak, aby było to otoczenie w którym wieczność chciałaby spędzić pobożna staruszka.
Nie, one bywały niezwykle nudne.
- Zrobił co chciał? Masz jakąś teorię co do tego, czego typ chciał od martwej staruszki? - Spytał, z zaciekawieniem zerkając w stronę jej pleców. Sam był niezwykle ciekaw, co też mężczyzna mógł chcieć od biednej staruszki, to też dziarsko kroczył do przodu w kierunku który wskazywała Jello… Nie był jednak pewien, czy uda im się odnaleźć tak łatwo albo ciało albo jego porywacza. - Sądzisz, że ją znajdziemy? Wiesz, mieszkamy w Australii w dodatku na wybrzeżu, sposobów na pozbycie się niechcianego mięsa jest tu zapewne multum, nawet jeśli porywacz nie był zbyt bystry. - Dodał z zaciekawieniem, uważnie rozglądając się na boki.

Eve Paxton
ambitny krab
Grabarzem, baby!
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Krótko opowiedziała o tym, że ciężko określić, czy pies nada się do wielu zadań czy nie. Z reguły i na początku patrzyło się na jego rasę, która wyznaczała kompetencje. Były bowiem czworonogi domowe i kanapowe (albo raczej społecznie rozleniwione) oraz te w genach mające potrzebę wykorzystywania swych umiejętności. To były psy czystej rasy, z niezwykłym węchem oraz zapałem do pracy. To takie wybierało się do zawodowej tresury, ale nawet ich geny nie zawsze potrafiły określić to, czy byłyby one perełką. Każdy pies na swój sposób był wyjątkowy. Wyszkolenie ich nie było trudne, ale znalezienie takiego, który osiągnąłby poziom Jello, to jak gra w totolotka. Może się trafi a może nie, ale jak wspomniała wcześniej, lepiej było ograniczyć tresurę psa do konkretnego zadania. Podobnie z ludźmi. Nie można być doskonałym/najlepszym/wykwalifikowanym we wszystkim a jak już ktoś jest to - był jak Jello. Wyjątkowy.
- Klientkę? – powtórzyła za nim z nutką niepewności w głosie, bo akurat zmarłej kobiety nie nazwałaby klientką grabarza. – Mam się zacząć zastanawiać, czy ta biedna staruszka zapłaciła ci za swoją śmierć? – Bo tylko w takim sensie mogłaby być jego klientką. Teraz była tylko zwłokami a za całość płaciła rodzina, więc on – ten trup, którego brakowało na cmentarzu – mogła być klientką jedynie za życia. Mimo wszystko posłała mężczyźnie delikatny uśmiech sugerujący to, że jedynie żartowała. Nie miała podstaw aby podejrzewać Louisa o taką zbrodnię, chociaż głupio zrobiłaby gdyby całkowicie wykluczyła go z grona podejrzanych. W końcu to on jako jedyny widział domniemanego sprawcę, którym równie dobrze mógł być on sam.
Pozostawiła w swej głowie tę myśl i zastanowiła się, czy miała jakieś opcje na obronę. Nie licząc Jello oraz kluczy w kieszeni, nie miała nic. Pierwszy raz nie pomyślała o tym w porę, czego mocno pożałowała słysząc za sobą kroki mężczyzny. W takim momencie mógł zrobić wszystko. Rzucić się na nią, zabić i zostawić w lesie.
Kiedy stała się tak nierozważna?
- A ty nie masz? – zdziwiła się, bo.. – Do tej pory sypałeś wiedzą na prawo i lewo, co szczerze powiem niezwykle mnie intryguje, więc nie uwierzę, że nie masz pomysłu na to, co ktoś może robić ze zwłoki. – Jakie istniały opcje? – Poza szalonym teatrzykiem martwych kukiełek przychodzi mi na myśl jedynie dewiacja seksualna. – Jeżeli Abernathy posiadał jakąś inną teorię, to z chęcią jej wysłucha, bo przecież człowiek uczył się przez całe życie a ona była po prostu przewodniczką psów specjalistycznych a nie psychologiem czy detektywem znającym się na sprawie.
- Nie mam predyspozycji do zapewniania, że na sto procent ona tu będzie. – Nie sprzedawała mrzonek. Pies złapał trop, ale to mogło oznaczać wszystko, aczkolwiek wierzyła Jello, że ta nie wyprowadzała ich na manowce. – Facet się śpieszył, wybrał kiepską drogę i najwyraźniej coś tędy ciągnął, więc nie wyobrażam sobie, że w panice również wrócił z ciałem do auta i myślał żeby się go pozbyć. – Prędzej zostawił je w lesie. Te jedne, bo przy poprzednich miał czas. Nie musiał się o nic martwić, robił co chciał i planował wszystko po kolei. Przynajmniej tak to widziała Eve. – Ale nie jestem detektywem. Mam tylko znaleźć ciało i wskazać potencjalnego sprawcę, o ile Jello znajdzie jego trop. Jeżeli nie, wszystko w rękach detektywów. – Bez tropu nic nie zdziała a bawić się w łapacza świrów nie zamierzała. – Znając ich, to trochę im to zajmie. – Odwróciła się przez ramię posyłając Louisowi rozbawiony uśmiech. – Ja już do nich przywykłam, ale ciebie chyba zgrzali, co? – Wcale się nie dziwiła. Popierała jego zdenerwowanie, bo tutejsza policja naprawdę się nie popisywała. - Miałam wrażenie, że ich udusisz tym swoim grzebykiem. - Umyślnie zagadnęła o narzędzie ogarniające czuprynę Abernathy'ego, bo tym także była zaintrygowana. Mniej pozytywnie niż jego wiedzą, ale i tak próbowała zrozumieć jego zachowanie i odruch, którym się wyróżnił.

Louis Abernathy
Grabarz i obsługa ceremonii — Cmentarz i dom pogrzebowy
31 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś był członkiem mafii w Melbourne ale upozorował własną śmierć żeby zaszyć się w Lorne Bay i towarzyszyć jego mieszkańcom podczas tej ostatniej drogi oraz bawić się w detektywa. Wygadany cwaniaczek, z którym da się konie kraść a i szklankę cukru z chęcią pożyczy!
Pokiwał głową na słowa kobiety, gdy ta wydawała się być zaskoczona jego określeniem względem zmarłej kobiety.
- Klientka brzmi lepiej niż truchło jakieś starszej pani… Wolę to określenie, wtedy również łatwiej mi się rozmawia z żałobnikami. Na klienta reagują lżej, niż na tekst, że tu zakopię ich zmarłą matkę. - Wyjaśnił wzruszając ramieniem. Dla niego była to kwestia delikatności oraz odrobinę innego wyczucia, choćby również w gronie sąsiadów - inaczej rozmawiało się z kimś, kto zakopuje trupy a inaczej z kimś, kto przygotowuje kwaterę dla klienta. Niezwykle prosta oraz intuicyjna dla niego rzecz. Delikatne uniesienie kącików ust zapowiadało jednak, że mężczyzna zrozumiał jej chęć zażartowania oraz rozluźnienia sytuacji, choć jeśli tylko miałaby okazję wiedzieć, kto też ukrywa się pod mianem Louisa Abernathy… Cóż, wtedy zapewne wiedziałaby, że jej podejrzenia nie padły daleko od stanu rzeczywistego. To jednak miało pozostać jego słodką tajemnicą, nawet jeśli panna Paxton wydawała się być całkiem niezłym towarzyszem do śledztw wszelakich.
- Intryguje? Lubię kryminały, a tak się składa, że rzeczywistość bardzo często podobna jest do fikcji… Choć gdybyśmy grali w serialu, zapewne biegałabyś w bardziej skąpych ciuszkach, a ja miałbym sześciopak na brzuchu i zazdrosną kobietę. - Stwierdził z cieniem rozbawienia, bo faktyczne czytywał kryminały i oglądał filmy w tej tematyce… Głównie dla takich chwil, gdy jego życiowe doświadczenie zacznie odrobinę wychodzić na wierzch. Wszystko jednak dało się wytłumaczyć zwykłym, prostym zainteresowaniem podobnym tematem. - Może staruszka była mu coś winna? Albo jej rodzina? Jakoś ciężko mi pomyśleć o tym, że do wykorzystania seksualnego wykopał właśnie osiemdziesięciolatkę, zwłaszcza gdy ledwie kilka dni temu chowaliśmy znacznie młodsze klientki. - W zasadzie nie wiedział czy tok jego myślenia był dobry, coś jednak w wykorzystywaniu zwłok staruszek sprawiało, że wzdrygał się z obrzydzenia. Kim jednak był, aby oceniać? Cóż, w tym momencie był nikim, jedynie prostym grabarzem który próbował zapobiec panice wśród tych, żywych klientów.
Słuchał uważnie kolejnych słów kobiety z nadzieją, że jej przypuszczenia dotyczące położenia zwłok okażą się prawdą. Z jednego, niezwykle prostego powodu - nie miał najmniejszej ochoty na współpracę z tymi detektywami, których chyba znaleziono w cyrku.
- Nie przepadam za policją, głównie przez takich jej przedstawicieli. Leniwych, nie umiejących wypełnić swoich obowiązków i sądzących, że wszystko im wolno… Brat mojej mamy był właśnie takim gliną i przeszła przez niego piekło. - Skłamał jak z nut, uciekając spojrzeniem gdzieś na bok, zupełnie jakby chciał zapomnieć o czymś bolesnym. - Grzebyk to ty szanuj, taki sam miał Travolta w Grease. - Odpowiedział, ponownie wyciągając niewielki przedmiot aby poprawić fryzurę inspirowaną właśnie tym filmem. O tym mógłby rozmawiać godzinami, te jednak musieli poświęcić na odnalezienie staruszki oraz, niestety, ponowne spotkanie z detektywami.

ZT.
Eve Paxton
ambitny krab
Grabarzem, baby!
ODPOWIEDZ