fotoreporter — cały świat
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
naprawdę sporo podróżuje, zwiedził świat wzdłuż i wszerz, więc mogliście się gdzieś poznać, gdziekolwiek... ale nie w Lorne, bo tu jest pierwszy raz, jest fotoreporterem z nagrodą Pulitzera na koncie, kocha dobre jedzenie, ciekawe opowieści i ludzi
#2

Lorne było malownicze, zwłaszcza dzikie okolice Sapphire River, takie klimaty ostatnio pasowały Verniemy, zieleń, bagna i odrobina tajemnicy, nie ma więc w tym nic dziwnego, że zapuścił się z aparatem odrobinę dalej niż powinien. Ale przyciągała go magia tego miejsca, tak jakby jakieś leśne nimfy wołały go: chodź dalej, jeszcze trochę, a zrobisz zdjęcie, które trafi do twojego albumu na zawsze. Gorzej, że nie przemyślał sprawy za bardzo i pewnie zaraz wpakuje się w paszczę jakiegoś aligatora, albo ruchome piaski, znając jego szczęście i to jak los ostatnio wodzi go za nos, to wcale nie byłoby dziwne.
Dziwny za to był ptak, który siedział na gałęzi nad jego głową, barwny, ale mający w sobie coś dzikiego, może to ten jego dziki skrzek, złowieszczy wręcz. Zrobił mu kilka zdjęć i zmierzał zawrócić, ale chyba pomylił drogę, wszedł w jakąś pajęczynę, a potem minął zarośla i wyszedł prosto na ten domek. Trochę chatka czarownicy, jakiejś leśnej wróżki, trochę przytulne gniazdko, ciekawe. Spojrzał na ten domeczek przez obiektyw i uchwycił coś, czego chyba wcale nie powinien. W oknie stała jakaś kobieta. Chyba nie powinien jej obserwować, ale ona zamiast się schować za ścianą to wychodzi na werandę i ukazuje mu się w pełnej krasie. Jej jasna karnacja kontrastuje z soczystą zielenią, która ją otacza, ciemne włosy dodają jej charakteru. Ma w sobie coś z eterycznej wróżki, a zarazem coś z mrocznej, tajemniczej czarownicy.
- Chyba nie powinienem, ale to będzie zajebiste zdjęcie... - mruknął pod nosem robiąc jej z ukrycia kilka fotek. Poczuł się znowu jak wtedy, kiedy robił zdjęcia sławnych aktorek i wschodzących gwiazdeczek chowając się po krzakach. Może nawet uszłoby mu to na sucho, gdyby za jego plecami coś nie przeleciało w krzakach, a Vernon odwrócił się, zapobiegawczo chciał cofnąć, źle tylko wymierzył i wpadł prostu w jakieś bagnisko. Oczywiście instynkt samozachowawczy kazał mu ratować aparat, więc wyrżnął prosto na gębę z aparatem nad głową do tej bagnistej kałuży. Trochę plusnęło, a kilka gałęzi pękło pod jego ciężarem, co mogło brzmieć jak nurkujący drapieżnik, który właśnie wypatrzył ofiarę, albo... jak podglądacz z aparatem, który upadł na swój głupi ryj.
- Cholera - warknął wygrzebując się z tego błota, a potem zerknął w kierunku werandy, na której niestety, albo stety? Nimfy-czarownicy już wcale nie było. Miał tylko nadzieję, że nie poszła po strzelbę, bo raz taka jedna w Meksyku pogoniła go giwerą ze swojej działki. A może wcale go nie zauważyła? Oby. Bo co jeśli okaże się, że w tej chacie na odludziu naprawdę praktykuje magię i rzuci na niego jakąś klątwę, albo zamieni go w żabę?

Judy Evans
powitalny kokos
z.
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
☾ Siedem
Dla Judy Evans Sapphire River było… Jedynym wyborem. Nie mogła pozwolić sobie na piękną willę bądź domek w jednej z tych spokojnych dzielnic, nie starczyło by jej również na czynsz w centrum Lorne Bay, a wizja współlokatora wydawała jej się zwyczajnie niemożliwa. Bowiem Judy Evans przypominała kotkę - chadzała własnymi ścieżkami, nie raz sypiała do południa by później w twórczym szale buszować przez pół nocy i zrzucała rzeczy zapominając o ich podniesieniu gdy w pośpiechu wybiegała z niewielkiej chatki. Nie wyobrażała sobie aby swoją przestrzeń dzielić z kimkolwiek innym i choć Saphhire River wydawało się być końcem świata, przynajmniej mogła liczyć na całkiem niezłą komunikację miejską oraz życie nocne, którego była nieodłączną częścią.
Dzisiejszy dzień rozpoczął się dla niej leniwie w samej stanowczo za dużej koszulce sięgającej do połowy ud gdy piła czarną kawę na niewielkim tarasie. Tak, tego było jej trzeba - odpowiedniej porcji kofeiny, która pomoże oczom otworzyć się szerzej a umysłowi wskoczyć na obroty. To jednak zdawało się nie pomagać, więc Evans niewiele myśląc sięgnęła po telefon, by chwilę później radosne dźwięki hard drive gold wybrzmiały w otoczeniu - to było zaletą mieszkania w niewielkiej, oddalonej od innych chatce. Chwilę później już tańczyła w rytm piosenki ze szczotką w dłoniach, przy okazji zgarniając z niewielkiego tarasiku nadmiar piachu naniesiony przez ostatnie wiatry. Pomarańcz, turkus, fiolet, czerwień… Kolejne barwy podsuwane przez umysł, wywołujące jeszcze większe szczęście kobiety, zupełnie nie świadomej publiczności, jaka przyglądała jej się z daleka. I zapewne nie byłaby świadoma podglądacza gdyby nie hałas, jaki doleciał do jej uszu. Bezwiednie podskoczyła spłoszona, a gdy zielone oczy dojrzały ruch gdzieś w krzakach złość eksplodowała sprawiając, że Evans szybko wciągnęła króciutkie szorty i wyskoczyła ze swojej niewielkiej chatki.
Szybko odnalazła sprawcę całego zamieszania, ubabranego błotem oraz resztkami jakichś roślinek i była pewna, że to karma pokarała go za paskudne naruszenie jej prywatności. I to tak pięknego dnia!
- Zboczeniec! Co ci przyszło do głowy żeby podglądać ludzi w ich domach?! Jesteś nienormalny?! - Warknęła rozeźlona, w zasadzie nie wiedząc, co innego mogła by powiedzieć, emocje jednak brały górę co dało się zauważyć w zielonych oczach rzucających gromami i ustach ściągniętych w wąską linię. Och, nie miała zamiaru mu odpuszczać… A widok aparatu w jego dłoni zwyczajnie dolał oliwy do ognia. Niewiele myśląc drobna kobietka ściągnęła szybko buta, by niczym prababka Rebecca cisnąć nim z całej siły w tego, tego… Wiele określeń cisnęło jej się na usta i każdego z nich nie powinna powtarzać szanująca się kobieta.
- Pieprzony podglądacz! Nawet nie waż się ruszać, już dzwonię na policję! - Dodała, złowróżbnie celując w mężczyznę palcem, drugą ręką wyciągając z kieszeni szortów swój telefon. Bo to wydawało jej się wyjściem najrozsądniejszym, nawet jeśli obecnie była chodzącą furią mierzącą całe sto sześćdziesiąt pięć centymetrów i warzącą ledwie pięćdziesiąt kilo i z pewnością byłaby w stanie przetrzepać mu skórę tak, aby do końca życia o niej nie zapomniał.

Vernie McClain
niesamowity odkrywca
chaosem
fotoreporter — cały świat
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
naprawdę sporo podróżuje, zwiedził świat wzdłuż i wszerz, więc mogliście się gdzieś poznać, gdziekolwiek... ale nie w Lorne, bo tu jest pierwszy raz, jest fotoreporterem z nagrodą Pulitzera na koncie, kocha dobre jedzenie, ciekawe opowieści i ludzi
Jeśli chodzi o Verniego to mimo, że może nawet stać by go była na jakąś willę, jeśli oczywiście żona nie puści go z torbami, to on chyba wybrałby Sapphire River. Już w swoim nowojorskim mieszkaniu czuł się dziwnie samotny, a co dopiero w willi, w której te puste pokoje się mnożą. Tutaj przynajmniej można było wyjść na taras i zawsze trafił się jakiś "sąsiad", który zbłądził. Bo Vernon zbłądził, wcale nie chciał jej podglądać. Powiedzmy.
McClain w pierwszej chwili zerknął na aparat, przytulił go do piersi, jakby to był jego najcenniejszy skarb, a później już jego wzrok spoczął na tej złośnicy, która nad nim stała. Cały w tym błocie, z patykami między włosami i resztkami jakiegoś mchu na ubraniu wyglądał żałośnie. Chociaż z drugiej strony może trochę jak jakiś potwór z bagien. Może jakby improwizował i udawał, że jest jakimś stworem...?
Na moment się zawiesił z tymi myślami, ale w końcu się odezwał.
- Hej, spokojnie, przecież cię nie podglądałem - próbował się tłumaczyć, bo fakt był taki, że nie przyszedł tu z takim zamiarem, a że wyszło jak wyszło, cóż. Chciał się uchylił przed jej butem, ale wlazł jedną nogą w jakieś grząskie błoto, może nawet ruchome piaski i skończyło się na tym, że dostał prosto w łeb. Może mu się należało.
- Ej! Ja naprawdę nie miałem zamiaru cię podglądać! Jestem ornitologiem robię zdjęcia ptaków, sama się nawinęłaś - trochę ją skłamał, a trochę nie. Bo przecież od tego się zaczęło, od jakiegoś ptaka. Umazanymi w błocie palcami sięgnął po aparat i jej pokazuje zdjęcie tego barwnego ptaszyska.
- No sama zobacz kopciuszku - to tak odnośnie tej jej bosej stopy. Mogliby tu napisać całą bajkę, o złej czarownicy, leśnej wróżce i kopciuszku rzucającym pantoflami.
- Po co tu policja? Przecież nic takiego się nie stało, ty jesteś ubrana, prawie, a ja nie miałem złych zamiarów - próbował ją jeszcze jakoś udobruchać, nawet się schylił, żeby podnieść tego jej buta, którym mu nabiła niezłego guza - mam twój but - trochę to zabrzmiało jak jakaś kolejna karta przetargowa. But za niewzywanie policji, but za święty spokój? Postąpił krok w jej kierunku.
- Naprawdę nie jestem żadnym zboczeńcem, ja po prostu trafiłem tu przez przypadek, nawet nie wiedziałem, że ktoś tu mieszka - wskazał na jej chatkę. Nie chciał, żeby to zabrzmiało, jakby sugerował, że to nora. Chociaż może odrobinę tak to zabrzmiało. No dalej, popraw się Vernon.
- To naprawdę ładny domek, tylko trochę na odludziu, nie boisz się tu sama mieszkać? - nie pogrążaj się Vernie, bo teraz to zabrzmiało, jak jakaś groźba - to znaczy... Przepraszam, jeśli źle mnie zrozumiałaś - zakończył w nadziei, że to wystarczy, a jeśli nie... nawet już sobie zaplanował którędy będzie uciekał, tam w krzakach żadna policja go nie odnajdzie!

Judy Evans
powitalny kokos
z.
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Ciężko było uspokoić złość, jaka zalęgała się w Judy na widok ubabranego błotem podglądacza - bo właśnie za tego go miała po tym hałasie który wyrwał ją z jej własnego świata, aparacie oraz tym, że zwyczajnie siedział w krzakach, do których żaden, normalny mieszkaniec Australii raczej by się nie pakował.
- Ornitologiem? Czy ty sobie jaja ze mnie robisz?! - Syknęła rozeźlona, zwyczajnie nie kupując tej całej bajeczki o oglądaniu ptaszków. Judy Evans nie miała najmniejszego pojęcia o faunie, wiedząc jedynie co sprawdzać w poszukiwaniu tych zwierzaków które mogłyby ją zabić i aby nie wchodzić do wody, gdy widzi znak ostrzegający przed krokodylami… Nie miała więc najmniejszego pojęcia czy w ogóle da się odnaleźć w tej okolicy jakiekolwiek ptaszki.
Zadowolenie jednak pojawiło się w jej oczach, gdy paskudny (przynajmniej póki jego twarz pokryta była błotem) podglądacz oberwał jej bucikiem wprost w ten głupi, pusty łeb. I kto mówił, że kobiety są tą, pozbawioną jakiejkolwiek siły płcią? Z pewnością w tym momencie temu zaprzeczała.
- Pokaż… - Mruknęła, po czym zacisnęła palce na aparacie aby pociągnąć go w swoją stronę i wyrwać z rąk mężczyzny. Wiedziała, przynajmniej mniej więcej, jak się obsługuje takie ustrojstwa i ostrożnie przeskoczyła przez kilka zdjęć… - Jasne, gość który pałęta się po krzakach z pewnością nie ma złych zamiarów… Widziałam za dużo filmów, żeby to kupić. - Bo przecież według każdego dobrego dreszczowca gość w krzakach z aparatm knuł coś wyjątkowo okrutnego! A ona wolałaby nie zostać inspiracją do kolejnego horroru… Choć chyba miała ku temu niezwykłą okazję - ta myśl pojawiła się w jej głowie gdy odnalazła swoje zdjęcie.
- A to?! Co to jest?! - Wbiła w niego wściekłe spojrzenie odwracając aparat tak, aby mężczyzna zobaczył wyświetlone na nim zdjęcie. Palce dziewczyny mocno zaciskały się na aparacie, aby przypadkiem go nie stracić. - Z tego co mi wiadomo ptaszkiem nie jestem! Już, tłumacz się! - A może jednak powinna zadzwonić na policję? Złość przysłaniała jednak logiczne myślenie, a kolejne słowa sprawiły, że prychnęła pod nosem rozeźlona. Czy naprawdę jeszcze śmiał sugerować, że nie była bezpieczna we własnym domu?
- A co? Czyha na mnie jakiś zły wilk? - Odparowała więc butnie, unosząc podbródek ku górze, jakby chciała wydać się wyższa niż jej sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. - Tu było najtaniej i mam obok rzekę. - Dodała mimowolnie, bo przecież nie mogła pozwolić sobie na inne, bardziej wymyślne dzielnice. Nie z jej pensją zwykłego, barowego muzyka.

Vernie McClain
niesamowity odkrywca
chaosem
fotoreporter — cały świat
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
naprawdę sporo podróżuje, zwiedził świat wzdłuż i wszerz, więc mogliście się gdzieś poznać, gdziekolwiek... ale nie w Lorne, bo tu jest pierwszy raz, jest fotoreporterem z nagrodą Pulitzera na koncie, kocha dobre jedzenie, ciekawe opowieści i ludzi
Może jednak powinien udawać potwora z bagien, może prędzej łyknęłaby tę bajeczkę, niż ściemę z ornitologiem, ale fakt Vernon wcale nie wyglądał na ornitologa. Chociaż w zasadzie czym taki ornitolog powinien się wyróżniać, pióropuszem?
- Dobra, dobra, jestem fotografem, ale robię zdjęcia ptaków... - zaczął, ale wtedy ona mu wyrywa aparat. APARAT, czyli jego najcenniejszy skarb, może nawet nie sam sprzęt był na tyle cenny, stać go było na nowy, co zdjęcia. Pewnie większość i tak miał zgrane gdzieś w chmurze, ale nie te nowe, te z dzisiejszej wycieczki, a okolica była urokliwa, więc oprócz tej, swoją drogą też dość uroczej złośnicy, miał tam też inne zdjęcia.
- Tylko uważaj... - mruknął pod nosem, ale ona wcale nie była delikatna. Teraz Vernie patrzył tylko na jej palce zaciskające się na jego sprzęcie zbyt mocno, jakkolwiek to nie brzmi.
- Chyba oglądasz za dużo filmów, przecież to dżungla, chyba ludzie tu się czasem... gubią? - no bo on się trochę zgubił, w sumie pewnie nawet nie wiedziałby teraz jak wrócić. Ale może miała tu jakaś ścieżkę do miasta? Powinna mieć.
Kiedy trafiła na swoje zdjęcia na moment przymknął powieki, modlił się w duchu do jakiś indiańskich bożków, żeby nie trafiła na te zdjęcia, a tu cholera, nie dość, że los się z niego nabija, to jeszcze inne bóstwa pokazują mu środkowy palec.
- Ludziom też robię zdjęcia, po prostu jesteś fotogeniczna, to chyba dobre zdjęcia, nie? Może nie zasługują na Pulitzera, ale wyszły fajnie - odezwał się, ale ona się tylko bardziej wścieka i każe mu tłumaczyć. Nakręciła się, jakby rzeczywiście Vernon miał tu jakieś złe zamiary, a nie miał! Westchnął ciężko.
- Przecież nawet się nie znamy, co miałbym zrobić z tym zdjęciem - na przykład oglądać w długie, samotne wieczory? -nie chcę go kasować, ale usunę, jeśli ci się nie podoba, bo jak ci się podoba, to je wydrukuję i powiesisz je sobie na ścianie w tej przytulnej chatce - powiedział, bo co miał jej zaproponować, że jej zapłaci, to dopiero brzmiałoby dziwnie. Wreszcie wylazł z tej sadzawki ze spodniami do kolan w wodzie, a kiedy tak stanął obok niej, nie dosłownie, bo jednak bał się zbliżać, że oberwie kolejnym butem, po prostu stanął na równym poziomie, to z tym swoim ponad metr dziewięćdziesiąt patrzył na nią z góry.
- Jak dla mnie to fajna miejscówka, tylko... mieszkasz tu sama? - Vernon, znowu brzmisz jak zbok, ten zły wilk, co czyha w krzakach na tego kapturka! - nieważne - dodał, żeby nie było, że to go coś obchodzi. Chociaż w kościach czuł, że jakby nie mieszkała sama, to to całe zamieszanie zwabiłoby jej współlokatora, czy kogoś tam. Uśmiechnął się nawet, gdy wyznała, że tu było najtaniej. Ludzie lubili przepłacać za piękne hotele, a Vernon z doświadczenia wiedział, że te biedne domki, które na pierwszy rzut oka nie miały wiele do zaoferowania kryły w sobie rzeczy o wiele piękniejsze niż wille. Może tutaj też tak było?
- No i co kąpiesz się w tej rzece? Robisz pranie, czy łowisz ryby? A może to ja się powinienem bać, bo z tego pomostu zrzucasz podglądaczy, a potem zakopujesz ich w ogródku przed domem? - trochę chciał rozładować sytuację, no i... trzeba przyznać, że jak tak na nią patrzył z góry to już wcale się nie bał. W najgorszym wypadku wytłumaczy się na komisariacie, albo dostanie kolejnym butem, chyba to przeżyje, żeby tylko aparat mu oddała w całości.

Judy Evans
powitalny kokos
z.
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Uniosła brew ku górze, gdy mężczyzna przyznał się do wykonywanego zawodu. A więc fotograf - co do tych miewała niezwykle mieszane uczucia bo z jednej strony nie raz przyszło jej z nimi współpracować i zwykle były to współprace bardzo udane, z drugiej jednak strony… Nie lubił wścibskości, jaką reprezentowali niektórzy z nich i miała wrażenie, że w tym wypadku trafiła dokładnie na taki przypadek. Wścibski. I niezbyt ogarnięty wnioskując po tym, że taplał się w błocie australijskiego lasu deszczowego.
I aż oczy jej błysnęły na reakcję mężczyzny, gdy tylko jego aparat znalazł się w jej dłoniach. Starała się, naprawdę się starała uważać, jednak buzująca w niej złość podszeptywała coraz to różniejsze scenariusze, jak ten jeden, niewielki fakt wykorzystać.
- A czy wyglądam na przewodnika? - Odpowiedziała, wywracając teatralnie zielonymi oczami, bo w zasadzie… Nie wiedziała czy ktokolwiek gubił się w tych stronach. Rzadko bywała w domu, a gdy już bywała zwykle trwała w najlepsze impreza bądź odsypiała jej połączenie z późnymi godzinami pracy… I jakoś nigdy nie zwracała uwagi na to, czy ktoś przypadkiem nie zabłądził w tych okolicach. - Dobre. - Przyznała, bo mężczyzna faktycznie miał do nich oko… Nie byłaby jednak sobą gdyby tak szybko odpuściła uwalniając go z objęć swojej złości. Cwany grymas pojawił się na jej ustach gdy przekładała w dłoniach aparat, aby zwyczajnie go… Puścić. A ten poszybował w dół, w stronę paskudnego błocka mogącego zakończyć jego żywot po kilku sekundach jednak zawisł w powietrzu, na pasku nadal tkwiącym między jej palcami. Och, sama gdyby ktoś tak postąpił z jej gitarą, zapewne chciałaby go zamordować oraz wydrapać mu oczy długimi paznokciami.
- Albo mogę roztrzaskać ten aparacik w drobny mak i upewnić się, że już nie powtórzysz swoich błędów. - Dodała, posyłając mężczyźnie wyzywające spojrzenie w stylu daj mi powód abym tego nie robiła. Czy była w stanie faktycznie rozbić aparat? Oczywiście, bez dwóch zdań.
- Ej, ej! Co to za wywyższanie się?! - Rzuciła, gdy ten tak zwyczajnie stanął niedaleko, przypominając jej o niewielkim jej wzroście. A przecież nie jej winą, że na loterii genów nie wygrała wysokiego wzrostu modelki rodem z Victoria Secret. Zamiast tego mierzyła ledwie ponad metr sześćdziesiąt, lecz jej duch sięgał znacznie wyżej i aby to zobrazować zadarła głowę ku górze i dyskretnie wspięła się na palce. - A co, boisz się? - Odparowała na pytanie dotyczące miejsca zamieszkania, delikatnie wymachując trzymanym przez nią aparatem. I nie bała się mieszkania w pojedynkę, zwyczajnie pewna, że byłaby w stanie się obronić… O ile w ogóle miałaby przed czym, żyli przecież w dwudziestym pierwszym wieku i to nie było tak, że każdy chadzał z rewolwerem i mógł robić to, co mu się tylko żywnie podobało. Przynajmniej w teorii. - Topię wysokich, wścibskich fotografów. - Odpowiedziała i nie potrafiła powstrzymać niewielkiego uśmiechu, jaki pojawił się na jej ustach. Bo mimo złości te przekomarzania nawet jej się spodobały.

Vernie McClain
niesamowity odkrywca
chaosem
ODPOWIEDZ