organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Żadnym kłamstwem Maeve nie musiała się martwić. Tych Divina się wystrzegała, chociaż ostatnio bardzo sprzecznie ze swoją naturą, zaczęła tego żałować... a raczej żałowała swojej szczerości, bo nawet gdy prosiła, żeby ktoś - Nathaniel - nie pytał o to, o czym ona nie chciała rozmawiać, to ostatecznie i tak musiała wykładać wszystko, jak na tacy. Gdyby więc przyszpilić ją pytaniami, marne były szanse, że udałoby jej się uciec od odpowiedzi.
- Taki krzyk to nic złego, jeśli nie stoją za nim żadne złe emocje. To dobrze, że eskpresyjnie wyrażasz, co czujesz - zapewniła, co musiało brzmieć absurdalnie w ustach kogoś tak opanowanego, a raczej powściągliwego, jak Divina. Ona po prostu... nikt jej nie nauczył, że może się dzielić tym, co w danej chwili myślała, a nawet wielokrotnie była z a to karana, ale nie oznaczało to, że nie lubiła obserwować takich niuansów u innych. Fascynowało ją to... śmiech, płacz, okrzyki zadowolenia, czy niezadowolenia. Czasem chowała się z boku i szczególnie gdy była jeszcze młodsza, obserwowała bawiących się rówieśników, to jak się gonią, popychają, piszczą w zabawie. Było w tym coś fascynującego, coś o czym pewnie pragnęła, chociaż starała sobie wmawiać, że wcale tak nie jest. - Thad to twój starszy brat, prawda? - zmieniła mimo wszystko odrobinę temat, pytając o coś, na co znała odpowiedź. Mimo to lubiła, gdy inni opowiadali o swoich rodzinach, jakkolwiek do nich nawiązując.
- Tak... błędy i tą korektę już poznałam. Cały czas nazywałam Jay'a jajkiem - przyznała się do swojego powszechnego błędu, wzdychając pod nosem. Nie mniej jednak nie miała złego humoru, wręcz przeciwnie, uniosła kąciki ust, spoglądając na oddany jej przez Maeve telefon, z nowym kontaktem. - Cieszy mnie to - kiedyś całe dnie spędzała na włóczeniu się po buszu lub cmentarzu, a nocami grywała w kościele, dbając o to, by ludzie uważali to miejsce za nawiedzone, chociaż robiła to nieświadomie. Teraz głównie przebywała w willi Hawthorne'a, więc perspektywa kontaktowania się z innymi za sprawą telefonu, była przyjemna. - A jak tam u ciebie? Wszystko dobrze? - zagadnęła jeszcze, dość niepewnie, jak zawsze sobie nie radząc, ale jednocześnie czując potrzebę upewnienia się, że ludziom w jej otoczeniu niczego nie brakuje.

Maeve Halsworth
bibliotekarka — dom kultury
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
A, to bardzo dobrze. Maeve również nie posuwała się do kłamstwa, aczkolwiek nie z tak górnolotnych powodów jak Divina. Po prost nigdy nie wpadła na to, że mogłaby coś w swoich historiach pozmieniać i pozmyślać. Zresztą, nawet jeśli zdarzało jej się powiedzieć nieprawdę, to wcale nie dlatego, że umyślnie skłamała. Na przykład ostatnio, kiedy powiedziała swojej koleżance Indii, że jej brat zna jednego z sąsiadów a się okazało, że jednak nie, to nie skłamała. Zanim faktycznie zapytała Lenny’ego o tę znajomość, była przekonana, że najstarszy Halsworth taką zawarł. Zresztą, nie widziała sensu w opowiadaniu kłamstw. Kłamstwo zawsze miało krótkie nogi i prędzej czy później każdy się w nich orientował i koniec końców kłamczuch zostawał zdemaskowany. Potrafiła sobie wyobrazić wstyd jaki czuła taka zdemaskowana osoba. Przynajmniej ona by czuła, a to w tym wszystkim było najgorsze. No i to, że już później nikt nie wierzył w żadne twoje słowa. A Maeve wolała żyć z ludźmi w zgodzie. Dlatego instytucja kłamstwa nie miała dla niej sensu. A to, że była plotkarą to zupełnie inna sprawa. W końcu zdarzało jej się rozsiewać prawdziwe plotki, nie kłamstwa. Zresztą, żadne też plotki z ust Maeve Halsworth nie były złośliwe. Ona po prostu lubiła dużo gadać.
- Niby tak, ale wiesz, jak nad tym nie panujesz to nieważne ile razy ktoś ci zwróci uwagę, to się dzieje po prostu naturalnie. No i w pewnym momencie, jak zwracasz komuś uwagę trzy, cztery, pięć razy to w końcu zaczyna cię to wkurzać. A ja przecież nie robię tego specjalnie - znowu zawołała głośno. Na całe szczęście nadal były z Di w bibliotece same, nie licząc Jaspera. Zaśmiała się cicho i pokręciła głową nad samą sobą, jakby chciała powiedzieć widzisz? Znowu to zrobiłam i zorientowałam się po fakcie.
- Mhm. Ale nie najstarszy. Najstarszy jest Lenny. I najmądrzejszy. Tylko nie mów Thadowi, że to powiedziałam - zniżyła głos do szeptu, jakby Norwood faktycznie znała jej brata. Nie wiedziała czy się znają, ale z góry tak założyła, kiedy Di zadała pytanie. No bo skąd by wiedziała? Do głowy jej nie przyszło, że przecież sama mogła jej o tym powiedzieć.
- Potem jest Annie. Ma taką malutką, uroczą córeczkę. Musisz ją kiedyś poznać, na pewno się polubicie - miała na myśli oczywiście zarówno siostrę jak i jej córkę. I tak, Divina trafiła w sedno. Maeve lubiła rozmawiać o swojej rodzinie. Nawet jeśli pomiędzy nią a najstarszym bratem było siedemnaście lat różnicy i nie zawsze w pewnym sprawach potrafili się dogadać, kochała ich wszystkich całym sercem.
- U mnie zawsze jest dobrze. Wiesz, nawet jeśli ludzie w większości patrzą na mnie z góry i patrzą z politowaniem jeszcze zanim zdążę się odezwać, jakby już wiedzieli, że powiem coś głupiego i tak ich wszystkich lubię - uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami. Bo owszem, zdawała sobie sprawę z tego, że swoim zachowaniem dziecka i nieprzemyślanym wywalaniem z siebie słów sprawia, że ludzie uważają ją za głupiutką. I nie przeszkadzało jej to ani trochę.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
przepraszam za ten czas oczekiwania </3

W domu Diviny krzyk nigdy nie był czymś dobrym, czy związanym z wesołością lub szczęściem. Gdy jej ojczym unosił głos, dostawała dreszczy ze strachu, dlatego do dziś nie czuła się zbyt dobrze, gdy ktoś to robił. Pan Reed miał ciężką rękę i łatwo pozwalał ponosić się nerwom. Teraz był już martwy, a Norwood nie mówiła o nim źle, jednak pewne demony przeszłości nadal były w niej żywe, a skojarzenia pozostawały dość silne. Mimo to ani myślała się skarżyć i zaraz przywołała na twarzy coś, co w jej odczuciu miało być uśmiechem, chociaż przypominało raczej jego cień, ale jak na nią, było to i tak wiele.
- Jesteś po prostu bardzo ekspresyjna - tak to podsumowała, odrobinę nie wiedząc, co innego na ten temat mogłaby powiedzieć. Zerknęła też na Jaspera, jakby kontrolnie. Z jakiegoś powodu cały czas to robiła, bojąc się chyba, że uzna kogoś z jej otoczenia za zagrożenie, nawet jeśli nie było ku temu powodów.
- Myślę, że żaden z twoich braci raczej nie byłby zainteresowany moją opinią na temat ich mądrości - przyznała, wyobrażając sobie, jakby wyglądało jej życie, gdyby miała starszych braci. Kogokolwiek w zasadzie. Teraz miała Nathaniela i wiedziała już, ile do życia może wnieść cudza obecność. - W zasadzie nie wiedziałam, że masz aż tyle rodzeństwa - przyznała zgodnie z prawdą, będąc tym faktem zaskoczona. - To musi być miłe, mieć braci i siostry - pozwoliła sobie na taką opinię, bo sama nie miała nikogo, więc liczyła, że dowie się nieco więcej o dość odmiennej sytuacji Maeve. Jednocześnie zrobiło jej się nieco szkoda, bo zrozumiała, że ona nigdy nie będzie ciocią, nigdy nikt nie pokaże jej swojego dziecka, nie poda go na ręce. Była w prawdzie młoda, a większość życia spędziła bez rodziny, ale jednak gdzieś budziło to w niej żal.
- Myślę, że to bardzo dobre podejście - zgodziła się z nią, chociaż nie uważała kompletnie, by Maeve mówiła głupoty. Z jednej strony chciała ją poprawić, by nie była dla siebie krytyczna, ale z drugiej czuła, że to jedynie żarty. Powoli o ich znaczeniu też zaczynała się uczyć, nie biorąc wszystkiego na poważnie. - U mnie ostatnio też jest zadziwiająco dobrze - dodała nieco ciszej. W prawdzie Maeve nie pytała, ale Divina czuła potrzebę podzielenia się tą informacją, bo chyba sama nie wierzyła w to, w jak pozytywnych barwach malował się ostatnio jej świat. Kiedyś nigdy by o tym nawet nie marzyła, a teraz jej codzienność praktycznie odarta była ze strachu, który niegdyś towarzyszył jej na każdym kroku.

Maeve Halsworth
bibliotekarka — dom kultury
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
/Nie szkodzi, ja miesiącami mogę czekać na posty, nie idę sobie nigdzie <3

Prawda. Wszystko zależało od tego, co wynieśliśmy z domu rodzinnego. I oczywiście, młodzi ludzie najbardziej kształtowali swój charakter po wyprowadzce i zaczęciu nowego, samodzielnego, dorosłego życia. Jasne. Tylko że mimo wszystko, wychowanie jakie odebraliśmy od rodziców ma na nas ogromny wpływ właściwie przez cały czas, więc nie ma co się oszukiwać. Krzyk w domu Diviny był czymś negatywnym, nic więc dziwnego w tym, że i w dorosłym życiu dziewczyna nie lubiła gdy ktoś podnosił głos. I tak, w domu Maeve krzyk również czasem oznaczał coś negatywnego, no bo zdarzało się, że kłóciła się z rodzeństwem lub rodzicami. Zdarzało się, że rodzice się na nią zdenerwowali i unosili głos. Przeważnie jednak oznaczał radość i był nieodzownym elementem wyrażania emocji ale też nadpobudliwości, w przypadku najmłodszej z Halsworthów. Divina nie miała niestety tego szczęścia, by względnie szybko nauczyć się odróżniać krzyk pozytywny od tego negatywnego. Maeve o tym nie wiedziała. Znaczy… No nie do końca wiedziała. Była głupawa, ale aluzję do tego, że Di nie lubi krzyku raczej zrozumiała. Chyba. Zresztą, nie miało to wielkiego znaczenia, bo pomimo najszczerszych chęci i tak w pewnym momencie by o tym zapomniała i po prostu dałaby się ponieść emocjom.
- Nawet nie mam zamiaru się z tym kłócić - odpowiedziała tylko i roześmiała się serdecznie. Nie zwróciła uwagi ani na nikły uśmiech koleżanki, ani na jej zerkania w stronę Jaspera. Tak z ręką na sercu mówiąc, jak się tak nie odzywał i stał z boku, to zupełnie zapomniała o jego istnieniu.
- Czemu nie? Znaczy, może niekoniecznie na temat ich mądrości, ale to w sumie można o każdym powiedzieć, bo ludzie raczej nie lubią słuchać opinii innych na ten temat. Ale na różne inne sprawy? Myślę, że moglibyście przeprowadzić różne ciekawe konwersacje - czy ja już wspominałam gdzieś, że przebywając w bibliotece słownictwo Maeve nagle robiło się zupełnie inne niż na co dzień i nagle się okazywało, że potrafi używać mądrych słów? Na pogawędce w parku nigdy nie użyłaby słowa konwersacja.
- I jest miłe. Tylko wiesz… Oni są ode mnie starsi o całe lata świetlne. I to nie jest złe, bo pomimo tego mamy ze sobą bardzo dobry kontakt… Chodzi po prostu o to, że pomimo posiadania tak licznego rodzeństwa, wychowywałam się praktycznie sama. Chociaż nie, to złe słowo… Dorastałam! Tak właśnie. Dorastałam sama. Oni wszyscy mieli już wtedy swoje własne życia no i tak - zakończyła kulawo, wzruszając ramionami. Nie chciała sprawiać wrażenia osoby, która narzeka na swoje życie. Kochała je i prawdopodobnie gdzieś bardzo, bardzo głęboko zdawała sobie sprawę z tego, że miała w nim o wiele lepiej niż Divina Norwood. Chciała… Sama właściwie nie wiedziała co. Żeby koleżanka spróbowała zrozumieć jej punkt widzenia? Nadal przedstawiał lepszą sytuację niż u Di.
Nie pytała, bo nie wpadła na to, że jeśli ktoś pyta co u ciebie to po udzieleniu odpowiedzi, wypadałoby się zrewanżować.
- Tak? To super, bardzo się cieszę! Wiesz… Jeśli chcesz to ja mam czas. Mnóstwo czasu, bo już wspominałam chyba, że o tej porze prawie nikt do biblioteki nie zagląda, nie? - Zmarszczyła brwi, jakby się zastanawiała czy powiedziała czy nie, a potem poklepała przyjaźnie krzesełko obok siebie. Nie mogła co prawda wpuszczać za kontuarek ludzi, którzy w bibliotece nie pracowali, ale to najwyżej pójdą sobie usiąść przy stoliku w czytelni.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Po tym, jak zginął jej ojczym, w życiu Diviny nastały lata ciszy i naprawdę sobie to ceniła, chociaż nie mówiła o tym na głos, bo mogłoby to brzmieć tak, jakby nie opłakiwała pana Reeda, a przecież to nie po chrześcijańsku. Potem natomiast... w jej świecie pojawił się Nathaniel i sprawił, że wszystko, co znała, stanęło na głowie. Znów w jej codzienności zagościł krzyk, ale teraz zwykle nie był on kierowany do niej. Nie, żeby przez to nie przerażał ją gniew, jaki czaił się w Hawthornie, ale jednak... to, jaki potrafił być dla niej czuły i opiekuńczy niwelowało obawy. Mimo to nienawidziła, gdy czasem wrzeszczał na swoich ludzi, nie przebierając przy tym w słowach, a miejscami nawet czymś rzucając.
- Nie wiem, czy jestem w stanie powiedzieć coś ciekawego - podrapała się po nosie, jak zawsze stawiając siebie w pozycji kogoś, kto raczej nie należał do szczególnie interesujących jednostek. - Poza tym wiesz... lepiej, żeby trzymali się ode mnie z daleka - dodała ciszej, nie chcąc zrzucać tematu rozmowy na te tory, ale jednocześnie pragnąc przypomnieć, że w świetle własnych przekonań, jak i przekonań lwiej części miasteczka - była osobą przeklętą i ściągała na innych nieszczęście. Nawet jeśli Maeve to ignorowała, nie oznaczało to, że Norwood się o nią nie martwiła.
- A teraz jak to wygląda? - zagadnęła grzecznie, już od dłuższej chwili wizualizując sobie, jakby to było, gdyby i ona miała starszego brata. - Spędzacie ze sobą więcej czasu? - przechyliła odrobinę głowę do boku, jakby sama już próbowała to zrozumieć, zanim jeszcze uzyskała odpowiedź na swoje pytanie. Lubiła słuchać innych, wierzyła nawet, że ma do tego talent, bo nigdy nie czułą potrzeby ani nikomu wchodzić w słowo, ani zmieniać tematu rozmowy na własną osobę.
- Mimo wszystko jesteś w pracy, a ja... - znów zerknęła na Jaspera. Zastanawiała się, czy podsłuchiwał. Z jednej strony miło byłoby powiedzieć komuś o tym, co działo się u niej, a z drugiej wiedziała, że może to być niebezpiecznie. Wiele było takich spraw, o których nie mogła wspominać, a nie chciała potem patrzeć, jak Nathaniel się na nią denerwuje. Westchnęła więc cichutko, ale mimo to usiadła na krześle i skinięciem głowy podziękowała za to, że Maeve zaproponowała jej miejsce siedzące. - Ja do końca i tak nie powinnam o tym mówić, ale chyba jestem szczęśliwa i bezpieczna i mam kogoś, komu na mnie zależy - wyjaśniła pokrótce, bawiąc się w dłoniach fragmentem własnego ubrania. - Byłaś kiedyś zakochana? - zagadnęła pod wpływem chwili, sama zaskoczona swoją śmiałością.

Maeve Halsworth
bibliotekarka — dom kultury
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Maeve nie miała pojęcia o relacji Diviny i jej ojczyma, ale gdyby koleżanka zechciała się jej ze wszystkiego zwierzyć, mogłaby ją tylko zapewnić, że absolutnie nie musi czuć się winna z powodu ulgi, jaką poczuła po jego śmierci. Ona sama nie miała akurat takich doświadczeń, ale gdyby ktoś ją kiedyś zapytał to frazę nie po chrześcijańsku wyśmiałaby od razu. Jeśli ktoś kto zatruwa ci życie, boisz się go i nie czujesz przy nim bezpiecznie nagle umiera, to ulga jest jak najbardziej uzasadnionym uczuciem. I z pewnością mówienie o tym głośno nie powinno być źle odbierane. Niestety, ludzie nawet o najpodlejszych typach nie powiedzą złego słowa po ich śmierci. Tak jakby śmierć robiła z nich automatycznie świętych. Na szczęście nikt jej o zdanie nie pytał, bo to już za bardzo filozoficzne tematy i prawdopodobnie sama by się pogubiła w swoich własnych rozważaniach.
- A przestań. Oni nie wierzą w żadne tam zabobony i inne takie rzeczy. Nie możesz ściągać nieszczęścia na innych, bo każdy indywidualnie jest odpowiedzialny za własny los. Jeśli przytrafiło się komuś jakieś nieszczęście po spotkaniu z tobą to znaczy, że sam je sobie na siebie ściągnął. Ja jakoś nie zauważyłam, by mi przydarzyły się jakieś pechowe rzeczy, a już jakiś czas się znamy, prawda? - uśmiechnęła się szeroko, bo jej się wydawało, że taki personalny argument wygra wszystko. A prawda była taka, że nawet jeśli Divina ściągała na innych nieszczęścia, Maeve po prostu nie zwracała na nie większej uwagi, przyjmując jako integralną część jej krótkiego życia.
- Hmm… Trochę więcej, ale to dlatego, że wszyscy mieszkamy w Lorne a tak to wiesz, jak byłam młodsza to wszyscy w rozjazdach. Ale z czasem jest tak samo, bo każdy z nas pracuje, a Annie to ma jeszcze małą córeczkę, więc ona to w ogóle ma najmniej czasu - wzruszyła lekko ramionami, jakby opowiadanie Di rodzinnych historii było czymś co robiła codziennie. Nie robiła, ale lubiła takie gadki - szmatki. Mogła wtedy gadać tyle pierdół ile chciała.
- Ojej, to super! - Podskoczyła kilka razy na krześle jak piłeczka i klasnęła w dłonie. Po tych wszystkich przykrych rzeczach, które Norwood doświadczała w swoim życiu, szczęście jak najbardziej jej się należało. Dla niej samej, ale nie ukrywajmy, że trochę też dlatego, by utrzeć nosa tym najzłośliwszym.
- I nie martw się, jak nie możesz mi czegoś powiedzieć to po prostu nie powiesz, ja cię za język ciągnąć nie będę. A czy byłam kiedyś zakochana… No nieeee… Wiesz, ostatnio rozmawiałam o tym z moją przyjaciółką Indią i doszłam do wniosku, że nie mogłabym się zakochać w tych chłopcach, których znam. Wiesz, to są znajomości od dzieciaka i trochę trudno wymazać z pamięci jedzenie gili z nosa albo grzebanie sobie w… Tylnej części ciała. Fuj. Nie. Żebym się mogła zakochać, to musiałby być ktoś kogo zupełnie nie znam. Tak sobie przynajmniej myślę. A ty? - Zapytała głupio, bo Divina wcale dosłownie przed chwilą nie dała Maeve wskazówki, że kogoś ma.

Divina Norwood
Właściciel sklepu sportowego — SPORTSPOWER LORNE BAY
30 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Grinch - Świat nie będzie!
To było całkiem niedawno, jakieś kilkanaście dni temu, tygodni, a może miesięcy. Mathias przestał liczyć w momencie w którym jego skrzynka odbiorcza poinformowała, go o braku miejsca na otrzymywanie kolejnych wiadomości. Musiał wtedy usunąć te zalegające w odebranych od jakiś dziesięciu lat. Większość to były prośby o autograf, wysłanie jakiegoś prezentu lub piłki jeszcze za czasów gry w Sydney, więc w sumie nie było mu ich żal. Randomowe osoby pisały i wychwalały go pod niebiosa, a tak naprawdę miały gotowy szablon i zmieniały tylko imię danego sportowca i ewentualnie pozycję na boisku. Znany schemat. Doyle nie dał się na to nabrać ani razu.
Dzisiaj jednak najważniejsze były wiadomości wysłane od niej. Od nieznajomej do której napisał kiedy tylko zobaczył intrygujący obraz na lokalnej wystawie. Inicjały nic mu nie mówiły, ale za to pod nazwą dzieła był adres e-mail. Mathias z początku chodził z adresem poczty zapisanej na kartce i wrzuconej do kieszeni kurtki bijąc się z myślami. Nie miał zielonego pojęcia o stylach malowania, o tym co "autor miał na myśli", czy coś go zafascynowało czy po prostu miał wenę twórczą. Jednak obraz utkwił mu w pamięci na tyle, że zebrał się na odwagę i napisał i o dziwo dostał szybką odpowiedź.
To trwało już jakiś czas. Sam nie wiedział ile, bo nie liczył. Ani czasu, ani wiadomości. Był zafiksowany na punkcie tej znajomości i choć wiedział o kobiecie niewiele - z początku wiedział jedynie, że na pewno jest z okolic Lorne Bay i kocha malować - to pisali ze sobą codziennie. Na tematy, które zupełnie odbiegały od ich życia codziennego. Nawet nie wiedział czym się zajmuje, ale zanotował w głowie, że chce psa i boi się burzy.
Mathias nie posiadał komputera w domu, wszystko notował w telefonie, a wydatek na laptopa uważał za zbędny, bo i tak nie miałby co na nim robić oprócz wysyłania rachunków i e-maili. Dzisiaj jednak szczęście go opuściło, telefon zaniemógł i nie chciał się ładować. Oddał sprzęt do serwisu, a sam został z pustymi dłońmi i musiał znaleźć jakieś rozwiązanie. Padło na Dom Kultury w której znalazł bibliotekę i ich dostępne dla czytelników komputery. Nieważne, że trzeba było płacić na godziny. Doyle mógł zapłacić każdą cenę!
Pani w bibliotece była przemiła, ale na jej twarzy Mathias dostrzegł lekkie zdziwienie. Ten się tylko uśmiechnął i skierował do wyznaczonego stanowiska. Stoliczek stał na środku okrążony innymi stoliczkami. Wszystkie zakupione w Ikei. Przy jednym siedziała jakaś kobieta i czujnie obserwowała monitor swojego laptopa. Prawie jak on, gdy czekał na wiadomość od nieznajomej. Doyle szybko się zalogował, odczytał nowego e-maila i przystąpił do działania - znaczy odpisywania.

Nie wiem czy kojarzysz, ale za dzieciaka w paczkach chipsów można było znaleźć karty z Dragon Ball. Pamiętam, że zbierałem je bez opamiętania, zabierałem zawartość saszetek, a ojciec zjadał resztę. Mama potem coś tam brzęczała, że jego wielki brzuch to moja wina. Ale przecież nikt nie kazał mu tego jeść, prawda? Pamiętaj tylko, że to było dawno! I że nie mam piętnastu lat!


Kliknął wyślij i czekał. Podskoczył w momencie kiedy przy stoliku, gdzie siedziała kobieta z laptopem można było usłyszeć głośny dźwięk. Spojrzał na nią przewracając oczami, ale nie powiedział nic więcej. W myślach tylko przeszła mu pogardą dla tych, którzy nie wyłączają głośności w bibliotece.

Olive Halsworth
powitalny kokos
Mati
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Pierwsza wiadomość nadeszla, gdy akurat siedziała w pokoju nauczycielskim ze słuchawkami w uszach próbując uzupełnić tą nudną papierologię, której wymagał od niej dyrektor. Kochała malować, kochała uczyć dzieciaki, ale ta cała administracja? Zostawiała ją zawsze na ostatni dzwonek, aż żyłka na czole szefa niebezpiecznie pulsowała grożąc wystrzeleniem. Tak było i tym razem, znudzona zapisywaniem ocen, obecności... aż nagle dostała wiadomość od nieznanego adresu. Początkowo myślała, że to jakiś spam z linkiem do kliknięcia, który spowoduje debet na jej koncie, którego stan zawsze był bliski zeru. Lecz o dziwo nie było żadnego niebezpiecznego linku, a pochwała jej obrazu. Malowała od lat, odkąd tylko jej ukochana nauczycielka pokazała, że może stworzyć sztukę z niczego, która sprawiła że chaos w głowie blondynki znajdował chwilowy spokój. Malowała dla siebie, to pozwalało jej się wyciszyć, znaleźć ukojenie pędzących myśli, których nie potrafiła opanować. Nie zależało jej na zarobieniu fortuny na swoich obrazach, próbowania wbić się w jakąś modę, konwenanse. Nie, nie to nie było jej celem w życiu. Ale nie była też przeciwna wystawianiu swoich obrazów. Dom kultury, w którym prowadziła wieczorami i weekendami zajęcia od czasu do czasu organizował wystawę miejscowych artystów, a wśród nich była między innymi Olive i jej prace. Zawsze zostawiała też swój adres do kontaktu, na wypadek gdyby jednak ktoś chciał coś kupić, bo przecież nie zaszkodzi, gdy czasem wpadnie parę groszy, co nie?
Lecz ten email nie był typową ofertą zakupu jej obrazu... Był początkiem pewnego rodzaju znajomości? Olive nie była w stanie tego nazwać, ale nawet nie próbowała. Za to nie mogła się doczekać każdej kolejnej wiadomości od nieznajomego. Uśmiechała się za każdym razem, gdy na jej telefonie bądź laptopie wyskakiwało powiadomienie o nowym emailu. Nie wiedziała wiele o osobie po drugiej stronie, początkowo nawet uznała go za uroczego staruszka, bo któż inny pisałby meila w dzisiejszych czasach, aby skomplementować czyjąś pracę? Wydawało jej się to wręcz abstrakcyjne. Czasami zastanawiała się jakie są jego oczy czy jak brzmi jego głos, ale podobały jej się te konwersacje, czasami na trywialne tematy.

W ostatnim czasie niewiele wychodziła z domu z uwagi na unieruchomioną nogę i strach, który jej towarzyszł od pamiętnej nocy halloweenowej. Lecz stabilizator już zdjęła i musiała powrócić do życia, do ludzi. Nie wróciła jeszcze do szkoły, ale miała zaległą pracę papierkową do zrobienia, więc uznała, że wykonanie jej w bibliotece wśród ludzi, ale bez otaczającego tłumu będzie dobrym pomysłem. Rozsiadła się więc przy jednym ze stolików, kładąc laptopa, a także wypakowując stos dokumentów do uzupełnienia i mrożoną herbatę, którą kupiła po drodze. Miała też paczkę chipsów w torebce, gdyby zgłodniała, ale raz już dostała upomnienie za rozsypanie ich oraz w ogóle za ich jedzenie. Ale cóż miała zrobić, gdy głód przekąskowy wzywał? Więc tym razem paczka czekała schowana, aby mogła jeść po kryjomu.
Zanim jednak sięgnąła po przekąskę czy chociażby swoją pracę, najpierw włączyła pocztę, aby odpisać swojemu nieznajomemu. Palce szybko latały nad jej klawiaturą, a gdy tylko kliknęła Wyślij, wyczekiwała z bijącym sercem na odpowiedź, która przecież nie musiała nadejść od razu. Jednak odpisał bardzo szybko, a na dźwięk głośnego powiadomienia aż delikatnie się wzdrygnęła. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i zaczęła od razu pisać kolejną wiadomość.

Muszę coś Ci wyznać.... To będzie straszne i zrozumiem jak już nigdy więcej nie napiszesz....
NIE WIEM CO TO DRAGON BALL
Pokemony? Coś mi świta, może przez wzgląd na braci. Ale Dragon Ball? Nic, a nic.
JEDNAKŻE rozumiem Twojego tatę, bo przejść obojętnie obok paczki chipsów? Nie da się. Tak samo jak obok pizzy - jest to wręcz niewykonalne, aby choć nie skubnąć kawałeczek.

Wysłała wiadomość i odwróciła się, aby wyciągnąć telefon z torebki, a że potrafiła być niezdarą to telefon niefortunnie wysunął się z jej rąk i dziwnym sposobem upadł gdzieś za nią wywołując głuchy dźwięk rozchodzący się po bibliotece skąpanej w kompletnej ciszy. Trochę się speszyła, że zaraz znowu ją wygonią, więc szybko wstała, a ten gwałtowny ruch spowodował, że przewaliło krzesło, które jeszcze głośniej niz telefon runęło na ziemię. Zaraz stąd wyleci, a jeszcze chipsów nie otworzyła!


Mathias Doyle
wystrzałowy jednorożec
Miło
Właściciel sklepu sportowego — SPORTSPOWER LORNE BAY
30 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Grinch - Świat nie będzie!
Mathias odświeżał stronę co dwie sekundy, uznał, że to odpowiedni przedział czasowy do sprawdzenia czy odpowiedź przypadkiem nie nadeszła. Sekunda to byłaby paranoja, a trzy to za dużo jak na jego skromną cierpliwość. Doyle nie mógł być też pewny tego czy kobieta aktualnie dysponuje dostępem do poczty, ale skoro już wykupił dostęp do starego bibliotekarskiego komputera to liczył na chociażby jedną odpowiedź.
Matko. Znajomi powiedzieliby, że zachowuje się jak w podstawówce. Pamiętał kiedy szkoła dostała nowy sprzęt na zajęcia informatyczne, a nauczyciel pozwalał dzieciakom robić co chciały. Ekipa Mathiasa wchodziła wtedy na różnego rodzaju czaty i pisała z różnymi osobami w innych zakątkach świata. Wtedy to też poznał dziewczynę z którą wymieniał wiadomości bardzo często, aż kumple mieli z niego ubaw. Niespodziewanie wkręcił się w ową znajomość, która zakończyła się tak samo szybko jak zaczęła i Doyle przez dłuższy okres czasu miał na twarzy wypisany smutek.
Dzisiaj natomiast podchodził do tego z dystansem. Nie miał pojęcia skąd w nim było tyle odwagi, by napisać do nieznajomej, ale czuł dreszczyk emocji i może nadziei..? Wiara na to, że po drugiej stronie siedział ktoś w granicach jego wieku była duża, ale Mathias przyzwyczajony do rozczarowań nie spodziewał się zbyt wiele.
Ponownie kliknął na poczcie przycisk - "Odśwież" i zobaczył na ekranie odpowiedź, ale w tym samym momencie kobieta, która siedziała z boku - ta samą, która miała czelność z początku nie wyłączyć głosu - znowu zrobiła wokół siebie szum. Pokręcił głową i choć już go pod palcami swędziało, by zobaczyć e-mail od internetowej znajomości, musiał najpierw nieco uciszyć towarzyszkę z sali.
- Można pół tonu ciszej? - Spytał z delikatnym uśmiechem, bez złości czy rozczarowania w głosie. Przyglądał się jej jeszcze przez moment, a potem odwrócił wzrok w kierunku ekranu, bo ręce same się rwały.
Jak to nie znała Dragon Ball?
Toż to plucie mu prosto w twarz!
Owszem, przez chwilę był oburzony, ale gdyby ktoś widział Mathiasa to zauważyłby u niego niespodziewaną radość w oczach. Mężczyzna całkowicie rozumiał, że nie każdy siedzi w tych samych zainteresowaniach co Doyle, ale nie znać Goku i Smoczych Kul? Będą musieli to nadrobić.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego to o czym pomyślał. Przecież to tylko pisanie, nic więcej. Uspokój się chłopie!

Długo mi zajęło przetrawienie tej wiadomości, ale jesteś według mnie ciekawą osobowością i to jedyny argument do kontynuowania tej wymiany zdań!
Oczywiście to żart! Nie bierz tego do siebie, na żywo wyszłoby to o wiele zabawniej. Serio!
Pizza? Zaraz zacznie mi burczeć w brzuchu. Jaką lubisz najbardziej? Osobiście w tej kwestii jestem totalnym nudziarzem, jem zazwyczaj tą z salami i papryczkami pepperoni.


Uśmiechał się do siebie jak niepoczytalny w momencie wysyłania tej wiadomości. Niekiedy ich wymiana zdań wyglądała trochę typowo, czasami nudno i z boku to coś co w normalnym świecie nie miałoby miejsca. I może właśnie to jest takie super? Że nie ma między nimi niezręcznej ciszy w podrzędnej kawiarni. Mathias rozejrzał się dookoła i widząc, iż każdy z obecnych w sali jest zajęty sobą wyciągnął z kieszeni batonika. Czekoladowy z orzechami. To coś cudownego. Otwierał go powoli, ale wiadomo jak to jest gdy ktoś się mocno stara. Dźwięk szeleszczącego sztucznego plastiku było zapewne słuchać w Sydney.

Olive Halsworth
powitalny kokos
Mati
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Gdyby Olive nie przewróciła krzesła, to pewnie również odświeżałaby stronę non stop czekając na odpowiedź. Była niecierpliwa, ciężko było ją ujarzmić i oczywiście przyszła do biblioteki, aby popracować trochę przed powrotem do szkoły, ale powiedzmy sobie szczerze - to była tylko przykrywka. To oczywiste, że nie dałaby rady się skupić teraz na uzupełnianiu jakiś tabelek, bo jej myśli krążyły wokół nieznajomego, który dosyć niepostrzeżenie ulokował się w jej głowie.
Z kolei znajomi i rodzina Halsworth powiedzieliby, że pewnie poznała jakiegoś szaleńca, który chce ją wykorzystać. Mówiliby to z troski o nią, bo zawsze była niezwykle naiwna i wierzyła prawie we wszystko, co się jej powiedziało. Może dlatego bez problemu podjęła rozmowę z nieznajomym i kontynuowała tą znajomość. Bez żadnych oczekiwań i nadziei na cokolwiek. I może właśnie forma jak to wszystko się zaczęło i szło swoim tempem, bez nacisków, sprawiał że całkowicie niezauważalnie ta nadzieja zaczęła jednak w niej kiełkować? Na nową wiadomość od niego, na kolejny fakt i historię z jego życia. Na to że kiedyś będzie mogła spojrzeć mu w oczy i spodoba jej się to co w nich dostrzeże... Ale oczywiście głośno się do tego nie przyzna, bo przecież Olive Halsworth nie była żadną romantyczką! Oczywiście tak powtarzała innym.

- Jasne, nie ma problemu. Następnym razem ściszę krzesło, zanim upadnie - odpowiedziała lekko rozbawiona podnosząc krzesło, bo nie wyczuła w głosie mężczyzny żadnej pretensji. Może gdyby przybrał bardziej złośliwy ton, ale tak nie było, więc posłała mu jeszcze przelotny uśmiech i usiadła z powrotem przy biurku. Starała się przy tym zachowywać najciszej jak tylko mogła, ale gdy tylko zajęła miejsce, to zamiast zająć się pracą w oczekiwaniu na odpowiedź, zaczęła nerwowo i niecierpliwie stukać palcami o blat, a kolano jej latało góra i dół grożąc tym, że zaraz uderzy o spód blatu. Jak już wiadomo- panienka Halsworth do cierpliwych osób nie należy. Bo to, że nieznajomy się obrazi za Dragon Balla to w głębi duszy czuła, że raczej nie nastąpi. Ale oczywiście mogła się mylić. Nie znała go aż tak, ale liczyła jednak, że nie przekreśli po tym ich niecodziennej relacji.
Przyjście wiadomości zasygnalizował dźwięk, którego dalej nie wyciszyła i czytając jego odpowiedź uśmiechnęła się szeroko, a oczami wyobraźni widziała już jak próbuje udawać oburzonego jej brakiem wiedzy. Chociaż nigdy go nie widziała i nie mówili nic o swoim wyglądzie, to Olive w swojej głowie czasami tworzyła jego obrazy.


Oh, moje serce teraz krwawi! Czyli żartujesz z tym, że uważasz mnie za ciekawą osobowość?
Nie wiem czy dźwignę się po tym...
W kwestii pizzy raczej też nie wzbudzę Twojego zainteresowania, bo mi wystarczy sama szynka parmeńska i rukola. Chociaż i za samą margharitę z podwójnym serem ukocham <3
Więc chyba jedynym rozwiązaniem, abyś dalej mnie uważał za ciekawą osobowość będzie obietnica namalowania... Dragon Balla, czymkolwiek to jest.


Od razu wzięła się za odpisywanie i czuła się jak w transie. Podobnym, w który wpadała gdy malowała. Gdy wszystko wokół niej znikało, była tylko ona i płótno. W tym przypadku tylko ona i słowa kierowane do jej nieznajomego. Rozmowy z nim były zawsze swobodne i niewymuszone. Mogła mu opowiedzieć zarówno dowcip, który akurat usłyszała albo podzielić się spostrzeżeniami na temat ostatniej wystawy na jakiej była. Mogła odpisać po 5 minutach albo po 5 godzinach. Wszystko w tej relacji wydawało się takie łatwe, a jednocześnie wzbudzało w niej ten dreszczyk eskcytacji, bo wciąż tak wiele jeszcze o sobie nie wiedzieli. Ba, nawet nie wiedzieli jak ma druga osoba na imię.
Gdy tylko Olive wysłała swoją odpowiedź, to sięgnęła do torebki, aby otworzyć w niej paczkę chipsów. Starała się to zrobić najciszej jak mogła, aby nikogo nie zdenerwować. Zerknęła więc na mężczyznę, który przed chwilą zwrócił jej uwagę, czy aby sytuacja się zaraz nie powtórzy i wtedy dostrzegła, że je batonika! Oh, czyli powinna go mieć po swojej stronie. Pokręciła z rozbawieniem głową i złapała w końcu chipsa, a następnie w oczekiwaniu na wiadomość, włączyła przeglądarkę internetową. Cóż, Olive może i bywa rozkojarzona, ale zdania dotrzymuje, więc musi sprawdzić jak wygląda Dragon Ball.


Mathias Doyle
wystrzałowy jednorożec
Miło
Właściciel sklepu sportowego — SPORTSPOWER LORNE BAY
30 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Grinch - Świat nie będzie!
Odpowiedź kobiety wpuścił jednym uchem i wypuścił drugim, ale musiał uznać, że była dosyć zabawna. Gdyby znali się dłużej lub w ogóle znali to zapewne by pociągnął tą wymianę zdań. Na razie musiał jej wystarczyć szczery uśmiech i zero pretensji o wywoływanie chaosu w bibliotece.
Mathias wiedział już, że nieznajoma miała dostęp do internetu. Na pierwszą wiadomość odpisała dosyć szybko, więc tym razem grzecznie czekał udając skupionego. Zajadał batonika obiecując sobie, że po świętach przejdzie na obiecaną dietę. Po zakończeniu kariery koszykarskiej i przejęciu sklepu sportowego nieco odpuścił przepisy podrzucone mu kiedyś przez klubowego dietetyka. Doyle żałował czasami, że tak potoczyło się jego życie, gdyby inaczej pokierował karierą mógłby właśnie wybiegać na boisko w NBA obok LeBrona Jamesa. Tylko czy wtedy pisałby z tą uroczą osóbką po drugiej stronie monitora? Mathias byłby wtedy innym człowiekiem, już grając w Sydney rzadko odwiedzał rodzinne strony, a mieszkając w Ameryce te kontakty stałyby się znikome.
Batonik prawie się skończył, a jego żołądek prosił o więcej. Otworzył plecak, ale niczego ciekawego tam nie znalazł oprócz komiksu i żelek, które przy otwieraniu mogą hałasować bardziej niż zwykły, tani wafelek z osiedlowego sklepu monopolowego. Cóż począć ze swym losem? Westchnął cicho, a dla poprawy humoru odświeżył stronę wierząc, że dotrze do niego przemiła wiadomość. I się nie pomylił. Czytał ja z uśmiechem, chociaż będzie musiał wyjaśnić nieznajomej, że źle zrozumiała jego słowa. Doyle wiedział, iż może dojść do takiej sytuacji, ale całość była pisana na takim luzie i lekko mu ulżyło.

Nie, nie! Żartuje, że tylko przez Twoją ciekawą osobowość będę z Tobą nadal pisać! Nieznajomość Dragon Balla nie ma tutaj nic do rzeczy. Mówiłem, że na żywo wyszłoby to o wiele zabawniej! Gdybym nie był w tym miejscu w którym jestem to pewnie na znak swej złości i niepowodzenia uderzył bym pięścią w stół.
Czyli jesteś tą osobą, która bez wyrzutów sumienia zamawia pizzę pół na pół?
Namalowania Smoczych Kul? Serio? Zrobisz to dla mnie? Najgorzej jeśli dasz obraz na wystawę, a jakiś inny fanatyk mnie ubiegnie i zostanę bez obrazu, a Ty bez satysfakcji.
Nie myślisz o tym żeby wystawić swoje prace na jakiejś większej wystawie? Nie oszukujmy się, ale Lorne Bay to taka trochę dziura dla artystów. Chyba, że Twoim marzeniem jest uzbieranie odpowiedniej kwoty pieniędzy i stworzenie w mieście szkółki artystycznej dla dzieciaków. Wtedy zrozumiem i będziesz mieć u mnie dozgonny szacunek.



Przez chwilę miał wyrzuty sumienia, że nieznajoma mogła dojść do wniosku, że nie jest ciekawą osobą. Mathias zawsze musiał coś przekręcić i potem wychodziły takie zwiędłe kwiatki. Z boku coś zaszeleściło, a żołądek Doyle'a wysłał wiadomość do mózgu, by ten odwrócił się w tamtym kierunku. Kobieta siedząca przy laptopie miała chipsy, a jemu aż ślinka pociekła. Powiercił tyłek niecierpliwie na krześle, podskoczył dwa razy kolanem, a trzy razy postukał palcami o stolik.
- Mogę jednego? - Spytał szeptem i przez chwilę miał wrażenie, że kobieta nawet go nie usłyszy. W razie gdyby jej odpowiedź przybrała negatywny ton to zawsze mógłby ją przekupić żelkami, które spoczywały na dnie jego plecaka.

Olive Halsworth
powitalny kokos
Mati
Nauczycielka plastyki — LORNE BAY STATE SCHOOL
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Girl, come show me your true colors
Paint me a picture with your true colors

Może gdyby Olive również inaczej pokierowałaby swoją karierą, to teraz nie pisałaby z nieznajomym w miejskiej bibliotece, a malowałaby kolejny obraz w swoim apartamencie na Brooklynie? Mogła tak skończyć, ale czy żałowała, że jej życie się potoczyło tak, a nie inaczej? Oczywiście, że nie. Nie potrzebowała mnóstwa pieniędzy, aby być szczęśliwą. Zawsze w taki sposób podchodziła do tego, a jej rozmowa sprzed kilku miesięcy z przyjacielem, który miał miliony na koncie, a które mu tego szczęścia nie dawały, tylko ją w tym utwierdziła. Było jej dobrze tak jak teraz żyła. W małym mieszkaniu, z przyjaciółmi wokół i pracą, gdzie czekały na nią dzieciaki, które dzięki niej znajdowały w sobie pasję i ukryte głęboko talenty.

Starała się cicho jeść i przeglądała internet w poszukiwaniu tego, jak wygląda ten cały Dragon Ball i co by mogła namalować. Na razie nie do końca miała wizję obrazu, ale gdy już ją najdzie wena, to na pewno chwyci za pędzel. Gdy tylko usłyszała komunikat wiadomości od razu wzięła się za czytanie, będąc przy tym niesamowicie podekscytowana, jakby od tej korespondencji zależało tak wiele. Nie zdawała sobie sprawy, że chwyciła jeszcze kilka chipsów, a potem wzięła się za odpisywanie i była jak w transie, nic z zewnątrz do niej nie docierało. Jej palce szybko szły po klawiaturze, a z jej twarz wciąż nie znikał uśmiech. Zupełnie jakby rozmawiali przez kamerkę i mogli siebie zobaczyć.


Kamień spadł mi z serca! Będę mogła dzisiaj zasnąć spokojnie.
I jasne, że tak! Chociaż nie jestem pewna czy się nie rzucę też na drugą połowę pizzy. Pepperoni nie pogardzę.
A co do obrazu, to ten nigdy nie będzie na sprzedaż! A jak go znajdziesz, to wtedy będzie Twój. Masz moje słowo.
Wiesz co, nigdy nie podchodziłam do malarstwa w ten sposób. Zaczęło się od tego, że byłam strasznie narwanym dzieckiem. Nie potrafiłam się skupić na jednej rzeczy, zaczynałam jedną zabawę, a potem zaraz kolejną. Szybko się nudziłam i nie byłam w stanie usiedzieć dłużej w jednym miejscu. Czułam się jakbym miała w głowie wieczny chaos. I wtedy z pomocą przyszła nauczycielka plastyki, która pokazała mi, że mogę stworzyć coś z niczego. Gdy zaczęłam malować, w końcu potrafiłam na chwilę uspokoić moje pędzące myśli, odciąć się od bodźców i skupić na jednym. Sztuka dała mi spokój i wciąż go w niej znajduję.
Więc nie zależy mi na byciu sławną artystką i malowaniu tego, co się podoba innym. Może to egoistyczne, ale to co maluję ma dawać ukojenie przede wszystkim mi, ale....


Nagle miała wrażenie, że ktoś się do niej nachyla i coś szepcze? To ją wybiło i przypadkiem wysłała wiadomość, zanim ją skończyła i spojrzała na mężczyznę całkowicie rozkojarzona. - Co jednego? Laptopa?- spytała marszcząc brwi zdziwiona jego pytaniem. Przecież ma komputer, przestał działać? Zaraz jednak zorientowała się, że chodzi o jej przekąskę. - Oh chipsa? No jasne- szepnęła z uśmiechem i wyciągnęła paczkę z torebki, aby go poczęstować. Gdy jego dłoń nurkowała po zawartość, przyjrzała mu się z pewnym cwanym uśmiechem. - A nie masz może jeszcze jednego batonika?- pamiętała jak się zajadał batonikiem i chętnie uskuteczniłaby jakąś wymianę. Lecz zanim jej odpowiedział, przypomniała sobie, że ktoś czeka na jej odpowiedź. Ktoś ważniejszy niż nieznajomy siedzący obok niej w bibliotece. - Przepraszam, muszę coś wysłać- dodała i szybko jeszcze napisała kilka zdań, które od razu wysłała.


Wybacz, zostałam rozkojarzona i za szybko wyslałalam wiadomość. A więc jestem też fatalna w oszczędzaniu i zarządzaniu pieniędzmi. Nie dałabym rady założyć takiej szkółki, ale za to poszłam w ślady mojej nauczycielki i również uczę plastyki w szkole.
Wystawiam szóstki każdemu, kto chociaż się postara coś zrobić, bo czyż nie w każdym z nas drzemie ukryty talent?



Mathias Doyle
wystrzałowy jednorożec
Miło
ODPOWIEDZ