Prywatny Ochroniarz — Agencja Ochrony
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
It was never the way she looked. Always the way she was. I could’ve fallen in love with my eyes closed.
Pokiwał głową z poważnym wyrazem twarzy, złapał się nawet za serce. Wiedział, że z psychofanami nie ma żartów. W końcu on też z nimi co jakiś czas w pracy dilował. –Powiem tak… z punktu widzenia fana, absolutnie się nie dziwię. Jacob miał zdecydowanie lepszą klatę, a w liceum przecież to jest priorytetem, nie? – Uśmiechnął się i nawet klepnął Coltona znowu w ramię. Tym razem nie po to, żeby wybadać bicka. Czuł, że Brooks musi się nieco rozluźnić. –Pamiętaj o tym, że jak Scarlet jest ze mną to tak naprawdę jest w bezpiecznych rękach. – Pewnie Joel uwielbiał sobie wmawiać, że jest jak prawdziwy super bohater, który tak naprawdę zawsze jest w pracy. No i może teraz nie był tutaj w godzinach pracy, ale jednak były okazje gdzie myślał strategicznie i logicznie. Tym bardziej, że tłum był spory, a było dokładnie tak jak Colton wspomniał. Jak ktoś jest pierdolnięty to wystarczy byle powód, żeby zamienić się w prześladowcę.
-Nigdy nie skłamałbym w tak istotnej kwestii! – Teatralnie odegrał jakieś oburzenie, ale zaraz posłał jej uśmiech. Pewnie nawet jakby chciał skłamać, to nie wymyśliłby czegoś tak doskonałego.
Już miał odpowiedzieć na pytanie Coltona, ale Callaway go wyprzedziła. Na jej słowa pokiwał głową, bo dokładnie tak właśnie było. Oczywiście istniała szansa, że zaprosiła go z grzeczności, albo dlatego, że wypadało, albo dlatego, że liczyła na to, ze ten jeden nie przyjdzie. W sumie to ostatnia opcja raczej odpadała, bo rozpoznał, że szczerze się ucieszyła na jego widok. Tak czy siak nie wiedział, że pytanie Coltona jest podszyte takim śledztwem. Biedny Joel zakładał, że Brooks jest szczerze ciekawy. W końcu raczej nikt nie spodziewałby się tutaj Joela. A przynajmniej nie zaproszonego. A jakby był niezaproszony to pewnie chowałby się za jakimś sporym filarem, albo poprosiłby kogoś o transmisje live na Instagramie, żeby mógł obejrzeć bez wyrzutów sumienia. –A ja po prostu skorzystałem z zaproszenia i przyszedłem. – Rozłożył ramiona chcąc dorzucić jakieś trzy grosze od siebie do tego wyjaśnienia.
-Właściwie to planowałem cię gdzieś porwać jeśli masz czas. Nie wiem gdzie, bo tego jeszcze nie przemyślałem. – Pewnie zabierałby się do tego zaproszenia jej gdziekolwiek tak długo, że ostatecznie przegapiłby wszystkie możliwe okazje. Tak więc był wdzięczny, że ona to zaproponowała. –Chyba, że to plany z Coltonem. – Wskazał na mężczyznę. –Chyba, że nie. – Dodał, bo już się pogubił, bo zapomniał, że jednak Scarlet tak trochę jest teraz w pracy. –Chyba, że nie masz nic przeciwko, żebym ją porwał. – Bo może musieli pogadać o czymś związanym z dzisiejszym wieczorem. Nie wiedział jak to działało.

scarlet callaway
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
I gdyby nie to czego się Colton dowiedział to pewnie znosiłby wszystko po swojemu i obojętnie. Teraz jednak był przekonany, że Scarlet bardzo chętnie wejdzie ponownie do tej samej rzeki, a jego próby naprawienia jej weny spełzną na niczym jeśli znowu się z Joelem rozstaną. Ugh... ciężka praca. Nie mniej i tak będzie próbował to może uda się coś wskórać zanim do tego wszystkiego dojdzie.
- Tu się zgadzamy - przynajmniej byli po tej samej stronie jak chodziło o Zmierzch. Zawsze to jakiś plus. Nie żeby Coltonowi zależało. - Nie martwię się o jej fizyczne bezpieczeństwo - znaczy martwił się, ale to ogólnie, a nie jak z Joelem była. Co jak co, ale tutaj wiedział, że by swoją eks obronił. Tyle, że ktoś musiał ją bronić przed psychicznymi urazami, a takie najłatwiej fundują najbliżsi - coś o tym wiedział. Nie rozwinął jednak swojej myśli, którą rzucił swym obojętnym i spokojnym tonem.
Kiwnął jedynie głową przyjmując wyjaśnienia ich przypadkowego spotkania. Jest to możliwe skoro sam wpadł na pewną konkretną osobę, której nie widział osiem lat, więc nie miał powodu im nie wierzyć. Poza tym nie spotkanie było problemem samo w sobie. Co innego pytanie Callaway w kierunku Coltona, który jakby to była kreskówka to pewnie by zapłonął. Ale nie ze złości! A z zepsucia planów... Widać jednak Joel był kulturalny i nie porywał jej ot tak. Szlag by go bo to kolejny punkt, przez który Brooks nie mógł go nie lubić.
- Niestety mam coś przeciwko - zaczął odpowiadając na pytanie. I tak, spodziewał się zdziwienia Scarlet, ale nie bez powodu. - Tak się składa, że zepsuliście niespodziankę, która miała wyjść dopiero jak sami stąd wyjdziemy. W każdym razie dwa dni po tym jak wyszła propozycja pogadanki to zarezerwowałem nam i całej Twojej rodzinie stolik w jednej z najlepszych restauracji w mieście. W tych co trzeba na stoliki czekać bo z dnia na dzień nie da się dostać. Pomyślałem, że dobrze uczcić twój "powrót" - nie robił tego często, ale zanim wrócili do Lorne Bay to się zdarzało od czasu do czasu - więc nie na tyle często by było codziennością i kosztownym problemem. Po prostu by coś uczcić, a teraz nadarzyła się idealna okazja bo oczywiście wierzył, że pójdzie świetnie. Jakby poszło źle to byłaby to pocieszająca kolacja, ale nie brał tej opcji pod uwagę. Wszyscy się starali by wyszło jak najlepiej i sama Scarlet czuła się dobrze. No i wtedy pojęcia nie miał, że Joel się zjawi. W zasadzie wtedy to chyba nikt o tym nie wiedział bo to jednak było trochę czasu temu, a Colton po prostu myśli wprzód - trzeba jeśli chce się wynająć stolik w luksusowym miejscu i to dla tylu osób! Jak widać to na złość nie było. Chciał pokazać, że Callaway jest dalej doceniania i traktuje ją tak samo serio i profesjonalnie jak poza rodzinnym miasteczkiem. A co za tym idzie nie jest tylko od marudzenia o terminie bo musi czasem pokazać te lepsze strony kariery.

scarlet callaway
joel dewitt
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
Jej spojrzenie zawędrowało od jednego do drugiego mężczyzny. – Okej, czy powinnam was zostawić samych? Chcecie sobie jeszcze pogawędzić kto miał lepszą klatę w Zmierzchu czy innym nastoletnim hicie poprzedniej dekady? – zironizowała, przewróciwszy oczyma i parsknęła śmiechem. Szczerym śmiechem i gdyby ktoś jej powiedział, że w obecności Joela jeszcze kiedyś wróci jej tak dobry humor to pewnie by popukała się w czoło i nie uwierzyła tak zupełnie na słowo. A tymczasem czuła się całkiem wyluzowana i w dobrym humorze – poza tym endorfiny jeszcze jej nie opuściły po jej występie. I znów obdarzyła byłego promiennym uśmiechem – aczkolwiek tym razem upomniała się, by aż tak się nie szczerzyć za każdym razem jak powie jej coś miłego. Aczkolwiek drgnęła na słowa Coltona i miała nadzieję, że Joel nie wyłapie w nich niczego podejrzanego. Niemniej, posłała agentowi dyskretne, ostrzegawcze spojrzenie, bo naprawdę nie potrzebowała teraz upokarzającego tłumaczenia się przed byłym, że tak bardzo odbiło się na niej rozstanie, iż wpłynęło na jej wenę twórczą. I miała nadzieję, że Colton nie powie niczego, co miałoby jej umniejszyć. Powiodła wzrokiem – już łagodnym – w stronę Joela. – W każdym razie… dobrze, że udało ci się wpaść – oznajmiła swobodnie, co chyba potwierdzało poniekąd jego późniejsze wątpliwości. Może i początkowo zaprosiła go z grzeczności albo… z czegoś, czego nie potrafiła do końca sprecyzować, ale ostatecznie miło go było tutaj widzieć. – Och – rzuciła krótko na słowa Joela, ale z rozbawieniem i lekkością. – Och – rzuciła ponownie tym razem z ledwie wyczuwalnym rozczarowaniem i zdziwieniem. Spojrzała na Coltona ze zdumieniem. Naprawdę zaplanował dla niej coś takiego? W innych okolicznościach stwierdziłaby, że to całkiem miłe – i całkiem nie w jego stylu – ale miłe. Tyle, że ponownie ton agenta niezbyt przypadł jej do gustu. – Naprawdę? – spytała ze zmarszczonym czołem, przyglądając mu się z autentycznym zaskoczeniem, bo again, nie sądziła, by taki gest był w stylu Coltona mimo wszystko. – A Callawayowie wiedzą? Bo jeśli tak to dziwię się, że Harper się nie wygadała. – Albo Tate. Albo ktokolwiek inny tak na dobrą sprawę.
Przez myśl przemknęło jej, że w sumie Joel mógłby dołączyć do nich, ale z drugiej strony, skoro miała być cała jej rodzina to i tak już sporo osób. Poza tym nie była pewna czy to dobry pomysł, by pokazywać się z nim ponownie przed pozostałymi członkami jej rodziny, bo jeszcze niektórzy mogliby wysnuć błędne teorie na temat obecności Joela. A tego wolała uniknąć. Poza tym nie wiedziała, co odpowiedziałby Colton, a wolała też uniknąć niezręczności. Postawiła zatem na jedyną słuszną decyzję. – No dobrze… To może innym razem? – spytała, zwróciwszy się do Dewitta.

joel dewitt
Colton Brooks
Prywatny Ochroniarz — Agencja Ochrony
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
It was never the way she looked. Always the way she was. I could’ve fallen in love with my eyes closed.
Joel już otworzył japsko, żeby dodać od siebie jeszcze jakiś komentarz na temat klat w Zmierzchu. Oczywiście chciał w dyskusję wrzucić postać Jaspera, ale po prostu wyszłoby, że w wolnych chwilach googlował klatki piersiowe obsady Zmierzchu. Nikt nie pomyśli o tym, że sprawdzał Kstew czy Ashley Greene. Na bank wzmianka o takim googlowaniu dotyczyłaby tylko mężczyzn. No, ale nieważne. Przynajmniej się nie upokorzył i nie musiał się tłumaczyć skąd wie kto jak wygląda bez koszulki. Internet to niebezpieczne narzędzie.
-Dziwne. – Zmarszczył brwi. –Powinieneś się bać o jej fizyczne bezpieczeństwo. Sam dopiero wspomniałeś o niebezpiecznych psychofanach. – Joel nadal nie wiedział o tym, że kontekstem całej rozmowy był brak weny u Scarlet spowodowany ich zerwaniem. Dlatego tak trochę negatywnie odebrał słowa Coltona. Aż się zaniepokoił. Z drugiej jednak strony wierzył, że Callaway raczej nie trzymałaby u swojego boku agenta, który nie spełniałby jej każdej potrzeby.
Nie potrafił nawet ukryć, że zaskoczył go ton głosu wypowiedzi Coltona. Wcześniej starał się to ignorować, albo obwiniać stres z jego strony, bo z pewnością zależało mu na tym, żeby Scarlet dobrze wypadła. Teraz jednak zapomniał o wcześniejszych domysłach i zaczął zakładać, że Brooks jest negatywnie nastawiony tylko i wyłącznie do niego. Przez to Joel poczuł się naprawdę źle. Rozumiałby to gdyby rzeczywiście pojawił się tutaj nieproszony, albo w jakikolwiek sposób zrujnował ten wieczór dla Callaway. Nic takiego nie zrobił. A przynajmniej miał nadzieję, że nic nie zrobił.
-Wybacz. Nie zrobiłem tego umyślnie. – Odparł wpatrując się w Coltona. –Taki rodzinny posiłek w popularnej restauracji brzmi naprawdę spoko. – Zwrócił się teraz do Scarlet i posłał jej uśmiech. Nie był jakiś zgryźliwy czy coś. Tak naprawdę to trochę zazdrościł jej tak dużej rodziny. On miał tylko siebie i mamę i jakieś korzenie w Polsce, których nie badał, bo kto by chciał badać taką część rodziny. –Oczywiście. Innym razem. – Ukłonił się lekko w jej stronę. –Dzięki za zaproszenie. Byłaś naprawdę zjawiskowa i nie mogę się doczekać twojej kolejnej książki. – Powiedział kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej. Tym razem zwrócił się do Coltona, do niego też się uśmiechnął. –Pamiętaj, żeby ćwiczyć też nogi. Nie chciałbym, żebyś wyglądał jak dorito. – Klepnął go jeszcze raz w tego bicka i zanotował w głowie, żeby nie robić tego nigdy więcej.
-Do zobaczenia. – Powiedział jeszcze do Scarlet i rzeczywiście, żeby nie nadużywać gościnności, wycofał się i wyszedł z domu kultury. Wsiadł do auta i pojechał do domu.

/ zt

scarlet callaway
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Już to ustaliliśmy - odrzekła na propozycję Scarlet co do samego zostawienia mężczyzn aby pogawędzili o wiadomych filmach. Zgadzali się co do głównego tematu i to wystarczyło. Gorzej, że widział jak Scarlet się rozpromienia przy Joelu. Oczywiście wolał sądzić, że to dzięki dzisiejszemu wystąpieniu, ale jednak pamiętał jak radośnie im razem było kiedy faktycznie parą byli. Problemem nie było bycie razem - a to co mogłoby znowu nastąpić "po" tym. Jak widać Colton nie miał wielkich oczekiwań, ale po prostu chciał odzyskać wenę szefowej w normalny sposób - niezależny od drugiej osoby. Oczywiście nie miał zamiaru o tym tutaj mówić. To nie powinno wyjść wśród ludzi.
- Ogólnie o bezpieczeństwo tak. Ale z Tobą jak będzie to jej nic nie grozi - specjalnie uogólnił teraz by nie było, że wytyka pewne aspekty. No, ale fizycznie byłaby bezpieczna, więc temu zaprzeczyć nie mógł. A przynajmniej liczył, że przez ten czas nic się w tej kwestii nie zmieniło bo powątpiewał, że to ostatnie spotkanie Callaway i Joela.
- Nie ma co wybaczać. To miała być niespodzianka i stąd małe zamieszanie - odparł na słowa mężczyzny bo przy tym akurat serio był sobą. Bez złośliwości. Ot, Coltonowatość. Starał się po prostu być w miarę szczery. No i nie mógł przemilczeć takiego wyjścia. - Niektórzy wiedzą. Zaraz się zbierzemy to dowie się reszta. Nie chciałem psuć zabawy. Jakbym był na twoim miejscu, a moi bracia wiedzieliby, że po wszystkim będzie uczta to by się bardziej jej nie mogli doczekać niż mojego występu - wzruszył ramionami przekonany, że tak by był. Oczywiście braciom za złe nie miał. W końcu ekskluzywne jedzenie to nie byle co, a tym bardziej często się nie próbuje. No, ale po co psuć takie rzeczy? Wpierw ładne wsparcie, cieszenie się tym co członek rodziny osiąga, a jedzenie potem, tak.
- Zapamiętam - dodał krótko, żegnając Joela skinieniem głowy. Domyślał się, że może na buca wyszedł, ale nie miał takiego zamiaru. Sytuacja go zaskoczyła, a niespodziankę planował od paru tygodni. Nie było tajemnicą, że jego towarzyskie obycie miało wiele do życzenia, ale uczył się, okej? Lepiej go nie zaskakiwać to się przygotuje i będzie może milszy, o. Chociaż to Colton. Obojętność to jego drugie imię.
- Nie rezygnujemy z naszych co tygodniowych prób - rzucił ze spokojem do Scarlet kiedy Joel już się oddalił. Naturalnie miał na myśli to co robili od czasu aż pogadali sobie na serio - a czego nie napiszę póki nie zagramy tego - a co było też swego rodzaju rozrywką. Na pewno było to przyjemniejsze niż załamywanie się i próby pisania na siłę. Sobota była teraz jak dzień wolny - dzień dla prób naprawiania weny. Nie zrezygnują nawet jak wenę odzyska, ale tego nie powiedział bo by musiał pójść w temat Joela, więc to raczej na inny dzień by nie psuć dzisiejszego wieczora. Proszę jak się nauczył! Może jednak dobrze będzie skoro faktycznie nie wyciągnął jego tematu jak tylko Dewitt się oddalił? - Naprawdę dobrze ci poszło - dodał ponownie serio acz... cieplejszym tonem niż parę minut temu. Może nie okazywał wielkiego entuzjazmu, ale cieszył się, że wszystko się udało.

scarlet callaway
joel dewitt
archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
W sumie Scarlet chyba naprawdę nie chciała kontynuować tematu Zmierzchu i tego jak wszyscy faceci tam poza tym, że mają porządne klaty to są też maksymalnie terytorialni i to jej zdecydowanie nie odpowiadało, ale na szczęście ta dyskusja została po prostu przerwana. Aczkolwiek Scar na pewno doceniłaby dorzucenie do puli Jaspera, bo pewnie go kraszowała jak filmy Zmierzchu wychodziły – no, bo kto nie kraszował?
Przewróciła tylko oczyma – dość wymownie i sugestywnie – na to całe omawianie kwestii bezpieczeństwa, ale naprawdę nie miała zamiaru po raz kolejny im wytykać, że tak naprawdę nic jej nie grozi i chyba oboje ciut przesadzają. Ale po co bezsensu kontynuować wątek, prawda? Dlatego po prostu sobie odpuściła.
Odpowiedziała Joelowi wymuszonym uśmiechem ¬– sama też czuła się trochę niezręcznie, ale to wszystko wynikało raczej z tego, iż naprawdę nie spodziewała się tej niespodzianki, a w obecnej sytuacji głupio było jej ciągnąć Joela ze sobą. Bo jak już zostało powiedziane – jego obecność na takim rodzinnym wypadzie do restauracji mogłaby zostać opatrznie odebrana. – No tak, ale moje rodzeństwo to jednak nie twoi bracia – wtrąciła lekkim tonem Scarlet, kierując swoje słowa oczywiście do Coltona i lekko westchnęła. Cała ta sytuacja trochę ją teraz zestresowała i poczuła się nieswojo. – Dziękuję – powiedziała tylko na te jego wszystkie słowa i pochwały, i nawet lekko dygnęła. A później już tylko odprowadzała go spojrzeniem z lekkim żalem, bo jednak nie tak chciała, żeby zakończyło w taki sposób zakończyło się ich spotkanie. Joel wpadł tutaj specjalnie dla niej, a wyszło na to, że nawet nie zdążyli ze sobą zamienić zbyt wielu słów.
Dzięki – powtórzyła raz jeszcze, spoglądając tym razem z lekkim zaintrygowaniem na Coltona, którego ton wypowiedzi z jakiegoś powodu uległ zmianie. – Może chodźmy po resztę i chodźmy na to jedzonko. Poza tym nie porozmawiałam nawet jeszcze z mamą… – rzuciła szybko Scarlet, ale zanim choćby ruszyła się o krok, spojrzała poważnie na Coltona. – Wiesz, że mogłeś być odrobinę milszy, prawda? – spytała, obdarzając go wymownym spojrzeniem i nie czekając w sumie na odpowiedź, ruszyła przed siebie w kierunku swojej rodziny, by później już w pełnej grupce udać się do restauracji.

/ zt x2
joel dewitt
Colton Brooks
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
55

Bardzo rzadko odwiedzała inne dzielnice, niż Sapphire River, co pewnie było na rękę innym mieszkańcom Lorne Bay. Trzymała się na uboczu tak długo, jak było to możliwe, nie wchodziła nikomu w drogę i nie prosiła się o kłopoty, nawet jeśli te mimo to z łatwością ją odnajdywały. Zwyczajnie znała swoje miejsce i nie próbowała walczyć z wypchnięciem poza margines, a przynajmniej do czasu, kiedy jej życie nie przeszło paru dość istotnych zwrotów. Właśnie takim było poznanie Nathaniela, przejście od niechęci do tego człowieka, do uczucia, którego w pełni nie rozumiała, ale które wypełniało ją nieznanym ciepłem. Nigdy nie żałowała, że zasłoniła go przez kulą, chociaż na długie tygodnie wykluczyło ją to z życia, ale... ale tego nikt nie zauważył. Nie miała w miasteczku żadnej rodziny, ani też osób, z którymi widywała się na tyle często, by ktoś faktycznie mógł odnotować jej zniknięcie. Nawet ksiądz nie przejął się tym zbytnio, ale Norwood nie miała ani złudzeń, ani pretensji. Teraz jednak, gdy już udało jej się stanąć na nogi, chciała być może spotkać się z paroma osobami, a przy tym chyba pokazać Hawthornowi, że faktycznie nie będzie aż tak chowała się po kątach. Dlatego wczoraj powiedziała, że chciałaby pojechać do miejskiej biblioteki. Kiedyś tylko dzięki spotkaniom z Maeve miała dostęp do paru książek, teraz w imponującej bibliotece Nathaniela mogła znaleźć tyle lektur, że życia by jej na to nie starczyło, dlatego też, gdy zapytał ją o sens tet podróży, wyjaśniła, że nie chce niczego wypożyczać, tylko porozmawiać z pracującą tam dziewczyną. Wyjaśniła właścicielowi Shadow, że Maeve zawsze była dla niej dobra, nigdy jej nie obrażała, ani nie uczestniczyła w gnębieniu Norwood. Może nawet Divina liczyła na to, że będzie mogła udać się tam sama, ale niestety w tej kwestii musiała obejść się smakiem i następnego dnia Jasper już czekał na nią w aucie, by zawieźć pod odpowiedni adres. Stresowała się odrobinkę, bo po tym, jak raz wyszła bez ochroniarza, za co ten dosłownie oberwał od swojego szefa, czuła, że jest on o wiele bardziej podejrzliwy w stosunku do niej, niż wcześniej. Niekoniecznie jej się to podobało, ale nie mogła mu się dziwić.
- Dzień dobry - przywitała się nieśmiało, specjalnie wybierając wczesną porę, by nikogo jeszcze w bibliotece nie było. Jasper obiecał trzymać się z tyłu i nie przeszkadzać, więc Divina mogła przejść przez pomieszczenie, do kontuaru za którym miała znaleźć Maeve, którą obdarzyła nieśmiałym uniesieniem kącika ust, co w przypadku jej oszczędnej ekspresji, było dość przyjaznym uśmiechem. - Miałam u siebie w domu jedną książkę, którą kiedyś mi pożyczyłaś... przepraszam, że tyle to trwało, ale ją zwracam - zaczęła od tego, wyciągając wspomnianą lekturę. Zawsze bardzo dbała o wypożyczane książki, ale przez swój wypadek, ta w chatce Diviny została nieco dłużej, niż planowała. Sęk w tym, że warunki tego przybytku nieszczególnie nadawały się do mieszkania i panowała tam duża wilgotność, przez co okładka odrobinę się wygięła, co niesamowicie ją stresowało. - Odkupię ją, jeśli będzie trzeba - zapewniła więc z miejsca, gniotąc między palcami fragment czystej, kremowej spódnicy. To też było czymś nowym, kiedyś w kółko chodziła w tych samych zdezelowanych ubraniach, które dawno potrafiły swoje kolory.

Maeve Halsworth
bibliotekarka — dom kultury
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#2

Maeve była nieogarnięta życiowo. I to tak zupełnie porządnie. Mówiła głupie rzeczy i nawet nie miała pretensji do tych osób, które przez to uważały ją za… No cóż, po prostu za głupią. Nie obchodziło ją to nawet za bardzo, bo nie zamierzała tracić życia i energii na kogoś, kto jej nie lubi. Dlatego nie przejmowała się zupełnie opiniami jakie krążyły o innych ludziach. Owszem, słyszała co ludzie mówią o Divinie jeszcze zanim spotkały się po raz pierwszy. I szczerze? W oczach Maeve robili Norwood bardzo dobrą reklamę, bo już samo to co o niej słyszało sprawiało, że chciała ją poznać. A kiedy to się w końcu stało, nie żałowała ani jednego z nielicznych dni, które spędzały na rozmowach o książkach. Nie mieściło jej się w głowie, jak ktoś tak przemiły i kochany jak Divina musiał się mierzyć z takim hejtem od innych ludzi. I co z tego, że w ich oczach była dziwna? To przecież nie znaczyło wcale, że od razu trzeba komuś uprzykrzać życie. Nie należała do osób wdających się w kłótnie, ale zrobiłaby wyjątek. Nawet jeśli jej jedyna riposta brzmiała chyba ty.
Dzisiaj miało być tak jak zwykle. Przyszła rano do pracy i od razu zabrała się za sortowanie oddanych poprzedniego dnia książek. Wiedziała, że najwięcej czytelników odwiedza bibliotekę w środku dnia, więc miała trochę czasu by zapełnić półki. Poszło jej to bardzo sprawnie, bo też nie wszyscy spieszyli się z oddaniem wypożyczonych książek na czas. A kiedy się z tym uporała, usiadła do komputera by wklepać do systemu świeżo zakupione nowości. Ledwo usiadła, usłyszała przy kontuarze znajomy głos, który bardzo dawno nie rozbrzmiewał już w ścianach biblioteki. Zaskoczona uniosła gwałtownie głowę, a potem zerwała się z krzesełka, by w ciągu sekundy zawisnąć na szyi Diviny.
- O MÓJ BOŻE, DI! Gdzie ty byłaś, tak się martwiłam jak przestałaś przychodzić! Myślałam, że coś ci się stało! - Maeve była dosyć… Ekspresyjna. Nawet by się nie zdziwiła gdyby Divina wystraszyła się jej nagłego wybuchu radości i ulgi w jednym. Gdzieś w jej głosie pobrzmiewała ledwo wyczuwalna nutka wstydu. Tak, zauważyła, że Divina nagle gdzieś zniknęła. Próbowała się dowiedzieć co się stało, ale po pierwsze nie miała do dziewczyny żadnego kontaktu. Po drugie, nie wiedziała gdzie mieszka, bo widywały się tylko w bibliotece i wcale nie często. W końcu po trzecie, próbowała pytać innych, jednak szybko z przykrością się przekonała, że nikogo to nie obchodzi. I było jej wstyd cholernie, że sama po tygodniu z hakiem zapomniała o całej sprawie. Wiedziała, że nie zrobiła tego specjalnie. Po prostu taka była. A radość na widok starszej koleżanki była całkowicie szczera.
- A przestań, nie przejmuj się. Nie musisz przepraszać i niczego odkupować, to nie jest ważne. Co się z tobą działo przez ten czas? Na pewno wszystko w porządku? Miałaś jakiś wypadek? Ktoś cię porwał? Albo znowu ci dokuczali i zrobili taką dużą przykrość, że nie chciałaś przyjść? Powiedz mi tylko kto to był, to ja zaraz… O, a to kto? Znajomy jakiś twój? Cześć, jestem Maeve - nie dała Divinie ani na moment dojść do słowa, po chwili dopiero zauważając stojącego za nią mężczyznę. Nie przypominała sobie, żeby wcześniej też z nią przychodził. Była jednak z natury miła i tak prostolinijna, że przedstawienie się zupełnie nieznanej osobie było u niej odruchem naturalnym. Tylko zamiast podać Jasperowi rękę, po prostu do niego pomachała.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Mało było osób, które witały Divinę entuzjastycznie, dlatego też nigdy nie wiedziała, jak w takich sytuacjach powinna się zachować. Sama wierzyła w to, że jest przeklęta, bo była świadkiem niejednej sytuacji, w której komuś działa się przy niej krzywda, więc przezornie mimo wszystko zachowywała dystans, by nie rozprzestrzeniać dalej tego nieszczęścia. Cieszyło ją jednak to, że Maeve o niej nie zapomniała. Sama Norwood nigdy nie uważała bibliotekarki za głupią, raczej za fascynującą... z resztą, organistka, która ledwo przeszła przez szkołę, nie miałaby prawa oceniać poziomy wiedzy innych osób. Sama nauka pisania zajęła jej znacznie więcej czasu, niż rówieśnikom, ze względu na to, że po szkole nikt z nią nie ćwiczył, więc gdyby miała rozsądnie wskazać tą głupią z ich dwójki, bez wahania wskazałaby na siebie. Teraz naturalnie było z tymi podstawowymi umiejętnościami u niej całkiem dobrze, ale nadal z pełną świadomością pamiętała o brakach z przeszłości.
- Wszystko u mnie dobrze, po prostu dużo się wydarzyło w moim życiu - wyjaśniła, bo wcale nie chciała straszyć Maeve postrzałem i trochę też się bała, że jak jej powie, to dostanie burdę od Jaspera, albo jeszcze gorzej, od Nathaniela. Wiedziała, że w tej kwestii powinna być ostrożna. Inna sprawa, że wcale nie chciała jej martwić, a wiedziała, że takie rewelacje nie brzmią, jak typowy problem dnia codziennego. Sama wciąż czasami nie wierzyła w to wszystko, co miało miejsce na przestrzeni ostatnich miesięcy. - Przepraszam, nie chciałam ciebie niepokoić - zawsze była pierwsza do przepraszania... za wszystko i za wszystkich. To było jej odruchem bezpieczeństwa - pochylić głowę i przepraszać, licząc na to, że tym samym nie ściągnie na siebie niczyjego gniewu. Niby wiedziała, że są osoby, takie, jak bibliotekarka, przed którymi nie potrzebowała stosować takiej taktyki, jednak podobne zwyczaje zostają w człowieku straumatyzowanym zakorzenione na tyle głęboko, by nie dało ich się tak po prostu wyplewić, czy chociażby wyłączyć na parę chwil.
Otworzyła szerzej oczy, a serce zabiło jej szybciej, gdy z ust Maeve padły słowa takie jak wypadek czy porwanie. Część niej zaczęła się obawiać, że dziewczyna coś wie, ale szybko zrozumiała, że strzela na ślepo. To ją odrobinę uspokoiło, ale tylko odrobinę, bo kłamać nie potrafiła i nie chciała, więc pozostało jej jedynie omijać niewygodne kwestie, korzystając z roztrzepania Halsworth.
- To Jasper... przyjaźnimy się, przywiózł mnie tutaj - wyjaśniła, gdy ochroniarz skinął głową do Maeve. Wolała tak go zaanonsować, niż mówić, że ją obrania, bo to też brzmiało dość niecodziennie. Poza tym starał się być dyskretny, obiecywał zawsze, że nie podsłuchuje rozmów, tylko słucha muzyki i trzymał się nie tak blisko, by nie dało się porozmawiać, nawet jeśli ciągle Norwood miał na oku. - Przy nim też nikt mi nie dokucza, więc nie musisz się przejmować. Aktualnie jest u mnie bardzo dobrze - przyznała zgodnie z prawdą. Brakowało jej swobodnego poruszania się, ale też zamiast mieszkać w swojej zatęchłej norze, budziła się w przestronnym pokoju z widokiem na morze, z przylegającą do niego łazienką, w której nie tylko miała ciepłą wodę, ale i dużą wannę, z której nie zeszła już dawno emalia. Zapadnięte policzki nabrały więcej kształtów i od dawna nie miała już na sobie żadnego zdezelowanego ubrania z niechcianych darów dla biednych. Miała więc wiele powodów, by być szczęśliwą, ale było to skomplikowane. - Cieszę się, że nie muszę odkupować książki... w zasadzie przyszłam też, bo wiesz, mam telefon komórkowy - pochwaliła się, wyciągając urządzenie, które trzymała w dłoniach w sposób, jaki dawał do zrozumienia, że nie jest zaznajomiona jeszcze do końca z tą technologią. - Może chciałabyś dać mi swój numer? - zagadnęła niepewnie, jak zawsze tracąc odwagę w takich momentach.

Maeve Halsworth
bibliotekarka — dom kultury
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zacznijmy od tego, że Maeve całym sercem wierzyła we wszystko. Nigdy nie kwestionowała tego co mówili jej starsi bracia, zawsze nabierała się na te same zmyślone przez innych rzeczy. Może niekoniecznie wierzyła w duchy jako byty, które można zobaczyć, ale na pewno wierzyła, że niewidzialne mogą zrobić człowiekowi krzywdę, jeśli ten je czymś obrazi. Miejskie legendy nie były jej obce nie tylko pod względem znania ich treści na pamięć. Całym sercem wierzyła w przesądy. Nie przechodziła pod drabiną, odwracała się kiedy na jej drodze stanął czarny kot i zawsze odpukiwała w niemalowane drewno. Generalnie była bardzo naiwnym stworzeniem. Jedno tylko nie za bardzo chciało jej się pomieścić w głowie. Jak ktoś tak uroczy i nieszkodliwy jak Divina Norwood mógł być przeklęty? Nie znała jej dobre, a mimo wszystko nie potrafiła uwierzyć w to co o jej starszej koleżance gadają inni ludzie. Ona, Maeve Halsworth, która opinie innych przyjmowała tak gładko jak nóż wchodził w masło. Przecież ona uwierzyłaby nawet w to, że Divina tak naprawdę jest dobrą leśną wróżką, która ma skrzydła i jest opiekunką lasu, naprawdę! Prawdopodobnie po poznaniu dziewczyny, w pewnym momencie taka myśl pojawiła się w głowie małej Halsworth. Szybko jednak zniknęła gdy okazało się, że rzeczywistość jest jeszcze lepsza.
- Masz szczęście, że jesteśmy w bibliotece, bo inaczej strasznie bym na ciebie nakrzyczała - wesoły ton jej głosu i żartobliwe pogrożenie palcem Di wskazywały na coś zupełnie innego. Nie, nie nakrzyczałaby. Maeve była głupiutka ale szalenie przy tym sympatyczna i nigdy nie podnosiła głosu jeśli nie chciała zareagować przesadnie teatralnie. Czego też nie udawała, taka była po prostu jej natura. A Divina nie miała się o co martwić. Maeve nie należała do bystrych osób, nie była też za bardzo spostrzegawcza. Rzucała tymi wszystkimi rzeczami, bo były to najpopularniejsze motywy, dlaczego ktoś miałby nagle zniknąć bez słowa. Bardzo dużo czytała to wiedziała, ok.
Przekrzywiła głowę i przez chwilę patrzyła na Jaspera bez słowa. W końcu zachowała się jak najgorsza gówniara świata i bez jakiegokolwiek zastanowienia wywaliła do niego język. Naprawdę świetny sposób na zdobycie jakiejkolwiek reakcji. Nie mam żadnych pytań.
- On w ogóle mówi? Wiesz co, nieważne. Ja będę mówić za nas wszystkich - i pociągnęła dziewczynę w stronę masywnych stolików. Ludzi i tak jeszcze nie było, a ona skończyła już połowę pracy, którą miała dzisiaj wykonać.
- Strasznie się cieszę, że u ciebie wszystko w porządku. No i że masz tego no, jak mu tam… Jaspera. Musi być naprawdę dobrym przyjacielem, jeśli nie pozwala nikomu tobie dokuczać. Szkoda, że ludzie są tak strasznie podli. Gdyby nie byli z pewnością wszystkim żyłoby się dużo lepiej, nie sądzisz? O, telefon? Jasne, pewnie, że podam ci swój numer! Wiesz, jak zniknęłaś to strasznie żałowałam, że się nimi nie wymieniłyśmy. Mogłabym do ciebie zadzwonić albo napisać smsa. Nie denerwowałabym się wtedy wcale przez cały ten czas. Daj, wpiszę swój numer - nie, absolutnie nie przeszkadzał jej fakt, że w pewnym momencie mówiły z Diviną jednocześnie. I to nawet nie chodziło o to, że jej nie słuchała. Słuchała, po prostu sama równo z nią wypowiadała własne słowa. Bez zbędnych ceregieli wyciągnęła z rąk Di jej telefon komórkowy i wpisała swój numer.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Pojawianie się gdziekolwiek z Jasperem było dla niej jeszcze bardziej kłopotliwe, niż kiedyś w przeszłości, gdy sama decydował się zapuścić gdzieś dalej, niż jedynie do kościoła. Wiedziała jednak, że Nathanielowi zależało na tym, aby nie przejmowała się opinią ludzi i nie wmawiała sobie, że musi trzymać się na uboczu. Liczyła więc, że takie odwiedziny w miasteczku będą czymś, co go ucieszy, kiedy już wieczorem opowie mu, na czym minął jej dzień. Ochroniarz jednak w dalszym ciągu był przeszkodą. Owszem, przyjaźniła się z Ainsworthem, ale mimo to wolałaby, gdyby nie musiała tłumaczyć każdemu, dlaczego ten jej towarzyszy, tym bardziej, że wprost i tak nie określała roli mężczyzny. Brzmiało to wówczas absurdalnie... że nagle z zapuszczonej i wychudzonej sieroty z leśnej chaty stała się kimś, kto miał ochroniarza i był wożony luksusowym terenowym samochodem.
- Wolałabym tego uniknąć - przyznała, bo rzeczywiście nie najlepiej znosiła sytuację, w których ktoś podnosił głos. Nawet nie tylko na nią. Nie radziła sobie wówczas, a przy okazji przywoływało to na myśl wspomnienia o awanturach, jakie za życia, urządzał jej ojczym. Oczywiście o nic podobnego Maeve nie posądzała, ale chociaż była przekonana, że dziewczyna tylko żartuje, to i tak sama nie potrafiła podejść do tej kwestii tak beztrosko. Była dość osobliwa i miała duży problem z wyrażaniem niektórych emocji. Teraz i tak wierzyła, że n tym polu zaszła duża zmiana, bo kiedyś praktycznie nie pozwalała sobie na jakieś bardziej znaczące mimiczne gesty, cały czas pozostawiając twarz wypraną z większości emocji. Teraz uśmiechanie się, wykrzywianie brwi... przychodziło jej to o wiele naturalniej.
- Mówi, ale zwykle stara się nie przeszkadzać - wyjaśniła i na pewno po tych słowach Jasper faktycznie się odezwał, mówiąc, że po prostu nie chce im przeszkadzać w rozmowie i mają się nim nie przejmować. Faktem było, że w przeciwieństwie do ochroniarzy, jacy stale monitorowali willę Hawthorne'a, czy jego klub, Jasper był naprawdę sympatyczny i zabawny. Miał w sobie otwartość, jaka pomagała mu zjednywać sobie szybko ludzi, ale też nie chciał się narzucać, bo wiedział, że Divina krępuje się w jego towarzystwie, gdy odbywa równocześnie spotkania z innymi.
- Tak, Jasper naprawdę o mnie dba - skinęła głową, zgadzając się z Maeve w tej kwestii. O tym, że poniekąd robi to dlatego, że Nathaniel go opłacał, nie wspominała. Sama z resztą też wolała o tym nie myśleć, wierząc, że nie jest dla niej miły tylko ze względu na pieniądze, ale może faktycznie chociaż trochę ją polubił. - Wcześniej nie miałam telefonu... ale Jasper nauczył mnie pisać smsy, czasem robię w nich błędy, ale może uda nam się jakieś wymienić - zaproponowała od razu, podając urządzenie dziewczynie, bo jej palce nie były jeszcze z nim obeznane na tyle, by sama czuła się pewnie zapisując nowy kontakt. Było to widać chociażby po tym, że w tych kontaktach miała zaledwie pięć pozycji, Maeve miała stać się szóstą. Już z pięciu niesamowicie się cieszyła, ale wtedy Jasper pokazał jej ile on ma zapisanych osób i cóż... nawet nie wiedziała, że tylu ludzi można znać, a co dopiero do nich dzwonić. Była trochę oderwana od rzeczywistości, ale małymi krokami to niwelowała.

Maeve Halsworth
bibliotekarka — dom kultury
22 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie zagwarantuję tego, że Maeve nigdy Diviny nie zapyta o to, dlaczego Jasper jest z nią za każdym razem kiedy mają się spotkać we dwie. I nie chodzi o to, żeby Di wymyślała jakieś skomplikowane kłamstwo, o którym Maeve zapomni zaraz jak je usłyszy. Jeśli kupiła to, że Jasper jest jej przyjacielem i po prostu ją tu przywiózł, to kupi wszystko. Jej pytania nawet nie będą miały charakteru podejrzeń. Po prostu będą.
- Wiem, wiem. Wszyscy wolą. A ja nie umiem nad tym zapanować, wiesz? Thad się zawsze śmieje ze mnie, że jestem jak ta szarańcza, tylko dużo głośniejsza. A ja wiem, że powinnam się powstrzymać czasem i się naprawdę staram, ale jak super spędzasz z kimś czas i się dobrze bawisz, no to jednak zapominasz o takich rzeczach, nie? Więc jak jesteś mocno podekscytowana to ci się krzyk czasem wymsknie przypadkiem, chociaż wcale tego nie chcesz - pokręciła głową nad sobą samą. Nie usprawiedliwiała się ani nic takiego. Po prostu gęba nie chciała jej się zamknąć, a słowa same z niej wylatywały. Jak zawsze.
- O, no faktycznie mówi. Przepraszam za ten język, sam mi się wysunął - co było oczywistym kłamstwem. Pokazała mu język totalnie świadomie, bo wizja w jej głowie wyglądała szalenie zabawnie. Nikt się nie śmiał, a Maeve osiągnęła tylko tyle, że rozbawiła samą siebie. I trochę jej żal było, że Jasper chce zostawić je same. Znaczy, cieszyła się, że wreszcie nadrobi z Diviną stracony czas, ale poznawanie nowych ludzi było dla niej szalenie ekscytujące. Lubiła to a skoro Jasper i Di się przyjaźnili, to nie było powodu żeby stał obok jak słup soli. No ale dobra, ona naciskać nie będzie.
- Nie przejmuj się. Myślisz, że inni nie robią błędów? Szczególnie wtedy, kiedy mają włączoną korektę słów w telefonie. Czasem śmieszne rzeczy wychodzą jak nie sprawdzą co napisali i od razu wysyłają. I na pewno nam się uda. Będziemy pisać ze sobą cały czas! - Znów się podekscytowała, oddając Divinie telefon. Już ona się postara, żeby ich znajomość nie była podtrzymywana tylko okazjonalnymi wypadami Norwood do biblioteki. A co do pięciu kontaktów w jej telefonie, Maeve nawet nie specjalnie zwróciła uwagę na ich ilość. Ona miała ich w swoim telefonie dużo więcej, to prawda. Tylko co z tego, jeśli z połową nie wymieniła ani jednego smsa?

Divina Norwood
ODPOWIEDZ