Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
#23

Hyde O. Terrell był… zmęczony.
I był to dla niego stan niezwykle dziwny oraz w pewien sposób nienaturalny, mężczyzna bowiem zdradzał objawy niemal skrajnego pracoholizmu już od wielu długich lat, w pewien sposób przyzwyczajony do intensywnego trybu życia, długich godzin spędzonych nad garami i nawet trochę zdążył przywyknąć już do kamer wycelowanych w jego stronę jak i faktu, że jego producent nieznośnie często kazał mu rozpinać guziki koszuli. W ostatnich tygodniach działo się jednak tyle, że pan Terrell zwyczajnie odczuwał zmęczenie rozlewające się po jego mięśniach. Począwszy od stłuczki w skutek której ucierpiał przedni zderzak jego ukochanego mustanga (co jawiło mu się jako katastrofa okrutna), poprzez ratowanie nieznajomej na jednej z uliczek miasta aż do najważniejszego tematu, powiązanego z jego adopcyjną rodziną jak i biologiczną siostrą. Wyprostowanie tych kwestii jawiło mu się jako niezwykle ważne aby mógł wrócić do jakiejkolwiek równowagi oraz wyrwać się z tego dziwnego zawieszenia, w jakim znalazł się w dniu w którym Joan postanowiła skonfrontować Sheppardów w sprawie ich relacji.
Dzisiejszego dnia, mimo zmęczenia skrytego gdzieś między rysami jego twarzy prezentował się całkiem nieźle, zapewne za sprawą dobrze skrojonego garnituru jaki nosił w dniach, które spędzał w swojej restauracji. Po pracy zaś, postanowił zająć się czymś co było nie tylko przydatne ale i pożyteczne - zakupami. Lecz nie tymi w damskich drogeriach (do których chyba już nigdy nie zgodzi się wkroczyć bez kobiecego przewodnika) a sklepie spożywczym, którego znał każdy zakamarek i produkt. Nic z resztą dziwnego - gdy było się szefem kuchni jego pokroju, trzeba było znać to z czym się pracuje. Krążył więc po jednym z ulubionych sklepów (a ulubionym był głównie przez położenie bliskie jego domu) z dużym wózkiem oraz spisaną pospiesznie, niedbałym pismem, listą zakupów gdy w jednej z alejek zauważył znajomą sylwetkę. Sylwetkę, którą rozpoznałby chyba wszędzie, należącą do osoby, która niezwykle często pojawiała się ostatnio w jego myślach. Nie raz bowiem odtwarzał sobie w głowie ich rozmowę, zupełnie jakby mógł w niej coś przeoczyć…
Tamten dzień jednak przepełniony był najróżniejszymi emocjami oraz dużą ilością wydarzeń i za każdym razem przegapiał jakiś istotny szczegół, ukryty pod tym wszystkim co się wydarzyło. Hyde zawahał się przez chwilę - w końcu dzwonił kilka razy, za każdym razem był jednak szybko zbywany i nim zdążył powiedzieć cokolwiek istotnego druga strona milkła, pozostawiając mu jedynie dźwięk zakończonego połączenia. I nawet jeśli rozważał strategiczne odwrócenie się i pójście w drugą stronę ( co byłoby zachowaniem nadzwyczaj nierozsądnym, Hyde jednak odczuwał chyba cień stresu gdy podliczał ile czasu minęło od ich ostatniego spotkania) gdy z ulgą zauważył, że kobieta stoi koło paczek z soczewicą będącą na jego liście.
- Ze wszystkich miejsc na świecie… - Zaczął będąc jeszcze gdzieś za nią i wyciągając dłoń w kierunku odpowiedniej półki. -…nigdy nie podejrzewałbym, że przyjdzie mi spotkać cię w spożywczym. - Dodał, na krótką chwilę odrobinę zmniejszając odległość między nimi by zdjąć z odpowiedniej półki paczuszkę z czerwoną soczewicą i wrzucić ją do swojego koszyka. Po tym stanął grzecznie przy swoim wózku, przez chwilę zwyczajnie się jej przyglądając. Na swój dziwny sposób tęsknił za jej specyficznym towarzystwem, tym razem jednak nie miał zamiaru jej się narzucać, zbyt pochłonięty próbami wyprostowania pewnych kwestii trzymających go gdzieś w tyle przez ostatnie tygodnie.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Czas, który wyznaczyła sobie na podjęcie decyzji powoli mijał. Wiedziała, że już niedługo jej ciąża stanie się tajemnicą poliszynela, a luźne ubrania nie ukryją rosnącego brzuszka. Nadal jednak była daleka od jakiegokolwiek przedsięwzięcia, choć wiedziała, że najbliżej jej do ucieczki z kraju. Ta nadal majaczyła się jej jako rozwiązanie idealne wszystkich problemów, które narastały z tygodnia na tydzień. I już nie chodziło nawet o kwestie logistyczne, bo poradziła sobie z wynajęciem samochodu, a pani ginekolog potwierdziła, że dziecko jest zdrowe. Nawet remont udało się jej załatwić za pomocą fachowców, choć nie była przekonana, czy nie sprzeda domu i nie wyniesie się do Europy. To wszystko jednak było tak naprawdę drobiazgiem, jeśli wziąć pod uwagę to, że nadal nie zdecydowała się przyznać nikomu do bycia brzemienną (co za okropne określenie). Wiedziała jedynie dziewczyna z łazienki, którą spotkała niedawno i sama nie wiedziała, czy bardziej zdenerwował ją czy zmartwił jej entuzjazm. Ona jeszcze takiego nie czuła. Zazwyczaj miała wrażenie, że jest po prostu przytłoczona, senna bądź głodna, choć mdłości nadal nie mijały.
Starała się jednak i dlatego wędrowała do tego pieprzonego sklepu po najlepsze smakołyki, z których usiłowała przyrządzać zdrowe i zbilansowane posiłki. Cudownie byłoby, gdyby jednak je trawiła, a nie zwracała, ale już zdążyła się dowiedzieć, że jest nadzieja, że drugi trymestr będzie bardziej znośny.
Na razie jednak czuła się całkiem w porządku. Od strzelaniny w Shadow zrozumiała, że jest na tyle silna, że donosi tę ciążę i obecnie z tą myślą szykowała się na kolejne miesiące. Nie potrafiła jednak w tym całym zamieszaniu jednak umiejscowić Hyde’a. Z prostej przyczyny, Julia nie chciała, żeby zaczął jej panikować, bo tego już by nie zniosła. Wiedziała jednak, że ma do tego skłonności, więc unikała od niego telefonów, zachowując stoicki spokój.
Dla małego, bo czuła całą sobą, że to będzie chłopiec. I że go nauczy jazdy na rowerze i malowania, że pokaże mu muzykę i kiedyś nawet pozwoli mu kupić sobie motocykl, choć będzie drżała, gdy tylko na niego wsiądzie. Powinna do tego obrazka dołożyć jego ojca i chyba jednak jej myślenie miało funkcję życzeniową, bo usłyszała za sobą jego głos.
Odwróciła się i uśmiechnęła. Dopiero widząc go zrozumiała jak bardzo tęskniła. Mogła być dzielna i silna, ale obie te cechy znikały w jego obecności i jeszcze nie odkryła czy to zaleta czy może wada tej relacji.
- Nawet ja muszę jeść, wiesz? – wzruszyła ramionami. Ostatnio poruszali się bez końca w świecie czystych konwenansów, zupełnie jakby po tamtej dramatycznej rozmowie zamknęli jakiś rozdział w swoim życiu. Tyle, że Julia wiedziała, że mimo wszystko będą związani ze sobą już na dobre. Rodzicielstwem. Na razie jednak nadal utrzymywała go w niepewności albo raczej kupowała sobie czas, bo do cholery, jeszcze nie odkryła odpowiednich słów, które powinna użyć. Sądziła, że te najprostsze powinny zdać egzamin, ale dawno już nie czuła się z nich tak wyprana. – Powinniśmy porozmawiać – powiedziała w końcu, to była dość neutralna propozycja, jeśli się weźmie się pod uwagę to co zamierzała mu ogłosić, ale przecież od czegoś trzeba było zacząć.
Z pewnością nie od faktu, że omal jej nie zabili w Shadow.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Z pewnością dla Hyde’a ich ostatnia rozmowa faktycznie była zamknięciem pewnego rozdziału i nie chodziło wcale o ich relację a podjętą przez siebie decyzję, iż oto nadszedł czas w którym powinien wziąć sprawy w swoje ręce, by w jakiś sposób wyjaśnić sytuację z adopcyjnymi rodzicami oraz Joan. Nie sądził wprawdzie aby kiedykolwiek wróciły stare czasy oraz więzi starał się jednak poukładać sobie wszystko w głowie, jednocześnie kilka popołudni w tygodniu spędzając w starym domu w Sapphire River gdzie próbował doprowadzić do porządku ruderę odziedziczoną po Marianne. Jeśli zaś rozchodziło się o Julię Crane… Trwał w dziwnym stanie niepewności oraz niewiedzy. Nie podobało mu się to, nie miał jednak zamiaru zmuszać jej do dłuższych rozmów bądź pałętać się gdzieś w okolicach jej domu chyba zwyczajnie uznając, że w tej sytuacji potrzebny był czas. Dla niego, aby mógł ułożyć sprawy które prosiły się o ułożenie oraz dla niej, aby mogła w spokoju dojść do siebie po przygodzie z traceniem przytomności, na której wspomnienie nieprzyjemne ciarki przechodziły gdzieś wzdłuż jego kręgosłupa. Bo zwyczajnie, zapewne nadal egoistycznie nie chciał, aby ich znajomość zakończyła się w taki sposób oraz w takich okolicznościach, tym jednak razem nie zamierzał na siłę pchać się z butami w jej życie. Dorosła decyzja? Miał nadzieję.
- U nas pogorszyła się jakość, że zrezygnowałaś z zamawiania na wynos? Jeśli tak to wiesz, powiedz, ochrzanię kogo trzeba. - Mruknął z cieniem rozbawienia w basowym głosie. Fakt, że Crane próbowała (co wnioskował po jej koszyku) przygotowywać całkiem zdrowe jedzenie w domu wydawał mu się… niecodzienny. I niebezpieczny, nie tylko z powodu zagrożenia pożarowego ale i faktu, że można było nabawić się zatrucia pokarmowego. Jednocześnie Julia Crane nie wyglądała mu na kurę domową, a raczej kobietę która w kuchni winna robić za ozdobę… Jego przekonanie, że to mężczyźni byli o wiele lepszymi kucharzami w tej chwili na pozostawmy w zapomnieniu.
Uniósł z zaciekawieniem brew ku górze, gdy kobieta zapowiedziała że muszą porozmawiać. Cholera, jak on nie lubił tych słów! Dwa, proste musimy porozmawiać w jego głowie jawiły się jako zapowiedź wieści fatalnych; okrutnej rozmowy z której nie dało się wyjść żywym… Przynajmniej w wykonaniu jego adopcyjnej matki, która tak zapowiadała najgorszą burę jaką mogli zebrać. A może przesadzał i zwyczajnie nadszedł moment na rozmowę inną niż sztywne co u ciebie? Nie wiedział.
- No dobra. - Zgodził się, zwyczajnie łaknąc spędzić kilka kolejnych chwil w jej towarzystwie którego w ostatnich dniach niezwykle mu brakowało. - Chcesz porozmawiać tu w sklepie czy wolisz w bardziej prywatnym miejscu? Potrzebuję jeszcze jednej rzeczy i jestem do Twojej dyspozycji. - Dopytał, chcąc choćby odrobinę wybadać jaki też temat kobieta chciała z nim poruszyć. Cień stresu pojawił się gdzieś w jego żyłach, nawet jeśli nie miał najmniejszego powodu aby tak było. W końcu oboje byli dorośli, w ostatnim czasie dużo się między nimi wydarzyło i zwyczajnie nadszedł czas, aby jako dorośli porozmawiali. Tak, z pewnością chodziło o to, nic gorszego ani nic czego powinien się obawiać… A jednak gdzieś z tyłu głowy znów uderzyła go myśl, że jeśli tylko by potrzebowała oddałby jej nerkę, płuco a nawet własne serce, dziwnie szybko bijące w jej towarzystwie.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Dopóki wszystko było pod jej kontrolą to miała wrażenie, że panuje nad sytuacją. Właściwie to było dla niej kluczowe, bo dobrze pamiętała aborcję, do której była zmuszona. Nic więc dziwnego, że teraz musiała czuć, że to ona rozdaje karty. Nie jej rodzina, nie jej praca (choć ostatnia strzelanina mogła pokrzyżować jej szyki w najbardziej brutalny sposób) ani nawet nie ojciec dziecka. Julia musiała wiedzieć, że podjęcie decyzji o urodzeniu tego dziecka było po jej stronie i cokolwiek miało się teraz wydarzyć, było jedynie próbą nawiązania porozumienia. Tak to sobie wszystko ustaliła i jakże wielką hipokrytką była, bo na starcie wyłączyła Hyde’a z jakiejkolwiek decyzyjności i naprawdę była o krok od tego, by nie powiedzieć mu nawet o dziecku.
Właściwie była przekonana, że z małą pomocą przyjaciół (jak w piosence Cockera) da sobie radę z wychowaniem. Tylko zwykła przyzwoitość – której może nie miała zbyt wiele, ale jakaś się pojawiała – nakazała jej jednak przynajmniej uświadomić Terrella. Nie chciała przecież ani wsparcia materialnego ani innego. Pragnęła tylko powiadomić go o istnieniu dziecka i dać mu odejść. Albo przynajmniej wyjaśnić dlaczego z dziewczyny zainteresowanej nim i ich ewentualnym związkiem stała się wręcz królową lodu, która zbywa każdy jego telefon i na widok jego przystojnej twarzy ma ochotę zabrać zakupy i uciec bez płacenia.
Dlatego też pominęła wzruszeniem ramion wstawkę o kiepskiej kuchni w jego restauracji. Unikała jej, bo musiała unikać jego, więc nic dziwnego, że nie paliło jej się do pojawiania się tam znienacka. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że nawet na jego widok w telewizorze robi się jej niedobrze. Nie z powodu jego osoby, ale właśnie świadomości, że muszą porozmawiać i że Hyde znowu zacznie panikować, a ona naprawdę miała dość niezdecydowanych mężczyzn i takich, którzy nie dotrzymują jej kroku.
Może i o to było dość trudno, jeśli wziąć pod uwagę jej zachowanie, ale nie mogła nic poradzić na to, że jej standardy były zdecydowanie za wysokie. Nadszedł jednak czas na rozmowę i nie byłaby sobą, gdyby przynajmniej nie spróbowała tego załatwić szybko i konkretnie.
- Zaczekam w samochodzie – odpowiedziała więc i ruszyła do kasy. Pewnie powinna to przemyśleć i powiedzieć mu o dziecku w bardziej sprzyjających okolicznościach, ale rozbawiona uznała, że w razie czego po prostu go wypchnie i przejdzie.
W razie tego, oczywiście, gdy rozmowy pójdą nie w tym kierunku w którym pragnęła, aby poszły. Na razie jednak zabrała wózek i ruszyła do pakowania swoich rzeczy, a potem oparła się o samochód i czekała. Brak papierosów od kilku dni wyzwalał w niej absolutną wściekłość, na płaskich butach wyglądała jak idiotka i kompletnie nie rozumiała lekarki pieprzącej coś o możliwych omdleniach. Na dodatek jej czerwone kombi wyglądało tak żałośnie i drobnomieszczańsko, że mało brakowało, a ktoś postronny stwierdziłby, że urwała się z bajki o kurach domowych z lat sześćdziesiątych. Całe szczęście, że w ray-banach i białej koszulce wyglądała przynajmniej jak dawna Julia, choć do cholery, zmieniło się wszystko.
I jak ona miała mu to wszystko wyjaśnić tak, by zrozumiał?

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Nie miał najmniejszego pojęcia, jaka bomba informacyjna miała na niego spaść w ciągu kilku kolejnych minut, podczas których narastało w jego żyłach nieprzyjemne napięcie. O co mogło chodzić? Hyde podejrzewał, że zapewne o coś związanego z jej zdrowiem ( w końcu to podczas wycieczki z nim przyszło jej dramatycznie omdleć) bądź ich relacją która była… Cóż, najprościej było stwierdzić, iż była skomplikowana. Z początku, owszem, było całkiem prosto, później jednak miał miejsce dziwny ciąg przyczynowo - skutkowy w którym on sam nie zachował się najlepiej. I do tej pory dręczyły go wyrzuty sumienia, w ostatnich tygodniach jednak niezwykle dużo zwaliło się na jego biedną, niezbyt mądrą głowę.
- Zaraz przyjdę. - Zapewnił więc kobietę z niepewnym uśmiechem, jaki pojawił się na jego ustach by ruszyć do odpowiedniej półki. I jedynie przez chwilę miał ochotę wymigać się z rozmowy - nigdy nie był najlepszy w poważnych dyskusjach, zwłaszcza gdy miały dotyczyć jego oraz osoby która, wbrew wszelkim pozorom, stała się dla niego ważna. W tym wszystkim nie sądził jednak, że rozmowa będzie mieć pozytywne zakończenie. Bo czy ktoś taki jak on, mógł liczyć na happy end? Nie był pewien, wszak był matkobójcą który pozwolił, aby cała wina zeszła na jego starszą siostrę w pewien sposób niszcząc jej życie. I o ile nie był mężczyzną wierzącym w boga bądź jakiekolwiek nadprzyrodzone siły, tak miał wrażenie, że z tymi wszystkimi winami na karku raczej nie mógł sądzić na pozytywne zakończenie swojej historii. Tak, z pewnością musiał przygotować się na najgorsze. Wziął więc głęboki wdech, niemal na autopilocie dokończył swoje zakupy i udał się do kasy by w końcu, po kilku długich minutach wyjść na zewnątrz. I chyba przez te kilka minut zdążył zaakceptować wymówić sobie, że zaakceptował iż oto zapewne przyjdzie im rozmawiać po raz ostatni. Wyjątkowo, jak nigdy dotąd, brał całą winę na swoje ramiona.
Zmarszczył brwi, gdy zobaczył koło czego stoi Julia, a zaskoczone spojrzenie powędrowało wprost do buzi kobiety, zupełnie jakby liczył na jakiekolwiek wyjaśnienia. - Jeździsz… combi? - Wyrwało się z jego ust, bo widok ten faktycznie był niezwykle szokujący. Julia Crane nie pasowała do rodzinnych, nudnych combi. - Co z Yamahą? - Dodał zaraz, jakoś nie potrafiąc przyzwyczaić się do widoku akurat tej kobiety opartej o rodzinnego vana. Czyżby jednak faktycznie chodziło o jej zdrowie? Zaniepokojenie przez chwilę pojawiło się na jego twarzy, a sam mężczyzna zarzucił na plecy plecak ze schowanymi w nim zakupami. - Dobra, jestem zaniepokojony. O czym chcesz porozmawiać? - Spytał, zakładając ręce na piersi. Nie mógł dłużej czekać w tym napięciu oraz swoich, niekoniecznie pozytywnych domysłach które wywołała już sama zapowiedź a potęgowało dziwne ostatnio zachowanie kobiety jak i fakt że, o zgrozo, wymieniła Yamahę na jakieś kiepskie kombi. Nie chciał zwlekać i jeśli miał otrzymać jakieś paskudnie złe wieści (bo tylko takich spodziewał się po tych wszystkich czynnikach) chciał usłyszeć je tu i teraz.
Wszak wszelkie plastry najlepiej odrywać szybko, jednym zdecydowanym ruchem.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Ktoś mądry jej kiedyś powiedział, że odwaga nie polega na stawianiu czoła wrogowi, tylko własnemu lękowi. Wówczas te słowa wydawały się jej śmieszne, zwłaszcza w kontekście historii o jej agresorze, którego nawet perfumy budziły w niej obrzydzenie do dnia dzisiejszego. Nie sądziła również, że ludzie przed czołgami bali się siebie, a nie nadciągającego zniszczenia. Tak sobie lekkomyślnie mniemała, mając lat naście i dwadzieścia. Dopiero dojrzałość, jaką osiągnęła po trzydziestym roku życia, wyszlifowana w absolutnej rozpaczy, beznadziei i też wszechogarniającego smutku pozwoliła jej zrozumieć, że nie, strach wcale nie budzi stawanie oko w oko z zagrożeniem. Prawdziwą odwagę można poznać wówczas, gdy jest się świadomym nadciągającej katastrofy, a mimo tego nie zrywa się do ucieczki. Nic nie wymagało większego hartu ducha niż pozostanie na swojej pozycji, choć cichy głosik w głowie podpowiadał, żeby spierdolić.
I tak, słyszała go również Julia, gdy tak stała oparta o swój kiepski samochód i szukała powodów dla których powinna zostać. Kiedyś myślała – po Adamie – że nie jest stworzona do jakiejkolwiek relacji i choć nadal na samo wspomnienie tej osoby, serce rozrywało się jej na strzępy, nauczyła się bez niego oddychać. Także głównie dzięki temu upartemu kucharzowi, który swoją bezkompromisowością i szczerością powoli zdobywał jej serce. Jeszcze nie umiał go poskładać, fakt i czasami czuła, że zawsze będzie takie rozbite na milion kawałków, ale przynajmniej umiała już się uśmiechać, marzyć i nareszcie miała zostać mamą.
Więc zasługiwał na szczerość. To właśnie ten szybko przeprowadzony bilans sprawił, że Julia została i nie paliła, choć dość histerycznie obracała w dłoniach zapalniczkę. Jego nie zdołała ocalić, a siebie? Czy oni kiedykolwiek z Hyde’em mieli szansę na szczęśliwe zakończenie?
Uniosła brwi, gdy skomentował jej samochód.
- Nie pogarszaj – poprosiła cicho, bo miała tysiąc jeden powodów w zanadrzu, by nienawidzić tego podobno bardzo bezpiecznego i wygodnego samochodu. Nie zamierzała ich jednak teraz wymieniać ani też uspakajać Terrella, który chyba za pomocą intuicji wyczuł, że dzieje się coś przełomowego.
Nie zasłużył jednak na fanfary ani też na bardziej komfortowe miejsce, bo Julia na własnej skórze poczuła jak to jest, gdy mierzy się ze samym sobą i była przerażona. Bardziej niż zaledwie kilka tygodni temu, gdy przeżyła strzelaninę. Tamto to było faktycznie mgnienie sekundy, a to teraz wymagało niesamowitej odwagi.
Musiała zrobić to już teraz, zanim ucieknie i przestanie udawać dzielną dziewczynkę. Nie była nią, Crane była potwornym tchórzem, który obecnie bał się jak nigdy.
- Powiem ci coś, ale obiecaj! – zastrzegła. – Nie panikuj, bo cholernie nie mam do tego głowy i nie jesteś osobą, która potrzebuje teraz najbardziej wsparcia. Bo widzisz, jestem w ciąży – i zatrzymała go ręką na wypadek, gdyby zaczął coś mówić, to jeszcze nie ta pora. – Prawdopodobnie z tobą, ale nie jestem tego pewna i sądzę, że do porodu nie będę. Niczego od ciebie też nie oczekuję ani też nie proszę o udział w życiu tego dziecka. Po prostu należała ci się prawda – wzruszyła ramionami i gdy już odetchnęła, a słowa padły i dosłownie zawisły w atmosferze między nimi poczuła, że odzyskuje powietrze w płucach i powraca do stanu równowagi.
Teraz pewnie smakowałaby papierosa, ale zamiast tego miała tylko okulary, który zdjęła i którymi zaczęła się bawić. Zapalniczkę pozostawiła w kieszeni, ta historia już nie pasowała do wiadomości, które przyszło jej właśnie przekazać. Nie ten adresat.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Zmarszczył brwi na kolejne jej słowa, walcząc w sobie z ochotą aby wyrzucić z siebie milion pytań jakie kłębiły mu się po głowie. To spotkanie, mimo iż gdzieś w środku zwyczajnie ucieszył go widok Crane, przestawało mu się podobać z minuty na minutę za sprawą paskudnej zapowiedzi w stylu musimy porozmawiać oraz tych wszystkich możliwości jakie podsuwał jego umysł, zwyczajnie zmartwiony o tę kobietę, nawet jeśli ich relacja wydawała się być mocno skomplikowana… Choć nie był do końca pewny, dlaczego też tak było. W końcu ostatnim razem jasno wyraził swoje “zamiary” w kierunku jej osoby, miał jednak wrażenie że w jakiś dziwny sposób napotkał na ścianę… Skrzywił się na słow o panice, w końcu wtedy rozchodziło się o jej zdrowie, otworzył nawet usta chcąc coś powiedzieć, ale niezwykle szybko zamknął je, dając dziewczynie dokończyć swoje słowa.
Stał tak przez chwilę w osłupieniu, zwyczajnie uważnie się jej przyglądając. Nie wiedział, jak to bywa z ciężarnymi ani czy towarzyszą im jakiekolwiek problemy zdrowotne to jednak zdawało mu się całkiem dobrym wytłumaczeniem tego nagłego omdlenia oraz wymiany Yamahy na, o zgrozo, combi. Hyde Terrell wziął głęboki oddech, by na chwilę zatrzymać powietrze w płucach i w końcu powoli je wypuścić widocznie przetwarzając wszystkie, otrzymane informacje. Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie mu zostać ojcem. Jego związek z Yarą, mimo iż ponad trzyletni, nigdy nie nosił choćby odrobiny stabilności która wymogłaby na nich choćby rozmowę o wspólnym potomstwie. Jednocześnie Hyde Oberon Terrell nie był pewien czy w ogóle umiałby być ojcem, nawet jeśli bratem (przynajmniej dla rodziny adopcyjnej) był wspaniałym. Czy w ogóle powinien przekazywać komuś geny Marianne Terrell, kobiety która próbowała zamordować własne dzieci? Nie był pewien, jednocześnie zwyczajnie bojąc się, że geny jego matki odezwą się i i on będzie rodzicem okropnym… Jeśli oczywiście okaże się, że dziecko będzie jego. Fakt, iż nie była pewna co do tego czy będzie ojcem w pewien sposób zagłuszał strach wynikający z jego własnej historii jednocześnie wbijając się w umysł niczym cierniowe kolce - ostro, brutalnie, sącząc w organizm truciznę której natury nie był w stanie zrozumieć. Mężczyzna przesunął dłonią po długich włosach niedbale związanych w coś na wzór koka, ciągle wpatrując się w kobietę bawiącą się swoimi okularami.
- Tego dowiedziałaś się wtedy w szpitalu? Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? - Zaczął od dwóch pytań które wydawały mu się w tym wszystkim najważniejsze. Bo może i ciężko było określić ramy ich znajomości miał jednak wrażenie, że nie raz swoim zachowaniem zapewniał ją, że mogła darzyć go choćby cieniem niewielkiego zaufania. Niebieskie spojrzenie na chwilę przeniosło się gdzieś za nią. - Rozumiem, że chcesz urodzić to dziecko? - Dodał, bo przecież doskonale pamiętał dzień, w którym mówiła mu o paskudnym zakończeniu jej poprzedniej ciąży i domyślał się, że mogło to mieć spory wpływ na jej percepcję tej całej sytuacji. Jednocześnie doskonale wiedział, że decyzja należy tylko i wyłącznie do niej - bo to pod jej sercem rosło to maleństwo. - Istnieje jakaś możliwość wcześniejszego ustalenia ojcostwa czy będzie to możliwe dopiero po przyjściu dziecka na świat? - To pytanie w tym wszystkim wydawało mu się najważniejsze. Chciał, a raczej musiał wiedzieć czy przyjdzie mu zostać ojcem mimo jakże tragicznej historii jego przeszłości oraz tych wszystkich obaw powiązanych z ojcostwem. Wbrew wszelkim pozorom oraz wcześniejszym doświadczeniom Hyde O. Terrell zdawał się być niezwykle spokojny, a niebieskie spojrzenie powróciło do twarzy kobiety która mogła nosić w sobie jego dziecko. Mimo iż ta wiadomość wstrząsnęła nim i mogła wywrócić jego życie do góry nogami podświadomie wiedział co zrobi w tej całej sytuacji - nie chciał jednak jeszcze tego mówić. Jeszcze nie, wpierw chciał usłyszeć jej odpowiedź na zadane pytania.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Minuty, które rozciągnęły się od jej słów do jego odpowiedzi przybrały wręcz kosmiczne rozmiary, a sama Julia była zdecydowanego zdania, że czas jak to ten rzezimieszek – zwolnił bez powodu i wszystko co rozgrywało się obecnie, miało znamiona slow motion. Tak, zupełnie jakby przyszło jej grać w jakimś pokręconym dramacie, gdzie zaraz miała wybrzmieć dramatyczna muzyka, która odpowiednio pokreśli nastrój tej jakże wzniosłej chwili. Która odbywała się na parkingu przy supermarkecie, a Crane była niemalże pewna, że widziała gdzieś pod tym pieprzonym combi walającą się cebulę. Jeszcze do głosu nie doszły hormony, ale już czuła ich oddech na karku i dlatego musiała spojrzeć na Hyde’a z wyrazem absolutnej pogardy w oczach, gdy tylko wspomniał o kwestii urodzenia dziecka.
Może dlatego, że to od początku nie podlegało absolutnie żadnej dyskusji i nawet jeśli teraz rozkazałby wykonać aborcję to prędzej jemu obcięłaby to i owo. Ba, nie zawahałaby się nawet i to mógł przeczytać w jej zbyt ostrym, ale jakże matczynym spojrzeniu. Bo Julia wiedziała, że już jest matką, niedoskonałą i zbyt często przeklinającą (na szczęście, małe jeszcze nie słyszało), więc chroniła tę istotę najbardziej na świecie i nie było teraz siły, która mogłaby ją przekonać do zmiany decyzji.
To była najważniejsza kwestia, nie zaś fakt, że nie powiedziała mu od razu.
- Tak, urodzę – potwierdziła to, co wcześniej zdążyła już wyrazić spojrzeniem, po czym oparła się ciałem o karoserię tego grata, który miał wszelkie znamiona, by być bezpiecznym samochodem i przez to miała go w tej samej pogardzie co Terrella pytającego o możliwość aborcji. Mimo wszystko jednak należały mu się wyjaśnienia, więc tkwiła tutaj pomimo upału, narastających mdłości i całej reszty wątpliwości, które najwyraźniej nie zniknęły po powiedzeniu mu prawdy.
Wiedziała doskonale dlaczego – Hyde był kimś więcej niż tylko ojcem jej dziecka i to sprawiało, że z sytuacji trudnej ta stawała się absolutnie do przejścia.
- Nie powiedziałam ci, bo potrzebowałam czasu, by to wszystko poukładać – wzruszyła ramionami. – Nie wiedziałam nawet czy ono jest zdrowe, bezpieczne czy się urodzi. Poza tym wyszedłeś ode mnie ostatnio, nie pamiętasz?! – uniosła głos, ale miała już po dziurki w nosie mężczyzn obciążających ją winą za swoje niezdecydowanie. Gdyby byli sobie bliżsi to pewnie powiedziałaby mu od razu i ucieszyłby się, może oboje chcieliby tego dziecka… Ale ta wizja rozmyła się bardzo szybko i choć Julia powoli zaczęła czuć niepokój to nie dała się zawładnąć temu uczuciu. Obiecała sobie, że dla dobra tego dziecka zachowa spokój, choćby się jej pod stopami kurzyło od pożaru i skoro przetrwała strzelaninę i nie straciła nerwów to nie zamierzała tracić ich tutaj, choć wyrywała się cała do Hyde’a i to tamtego pocałunku, który najwyraźniej był ich ostatnim.
- Lekarz twierdzi, że podczas badań prenatalnych na początku czwartego miesiąca – również i dla niej ta kwestia miała znaczenie, choć tak naprawdę drugorzędne. Liczyło się tylko to, żeby maleństwo było zdrowe. Instynktownie złapała się za brzuch, zupełnie jakby chciała dodać pewności siebie temu dziecku, które na szczęście, nie zapamięta tej wymiany uprzejmości z tatusiem.
Uśmiechnęła się nieco smutno i wsiadła do samochodu. Potrzebowała teraz domu i świętego spokoju, a Terrell chyba dowiedział się wszystkiego o czym powinien wiedzieć.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Powstrzymał ochotę wywrócenia oczami na spojrzenie, jakie mu posłała. Bo czy naprawdę kobiety musiały z góry zakładać, że facet będzie wymagać od nich usunięcia dziecka? Czy naprawdę miała go za takiego despotę, szowinistę oraz egoistę, który stawiałby swoje zdanie ponad wszystko inne i chciał podporządkowywać do niego cały wszechświat? Owszem, nie był święty i nigdy tak o sobie nie sądził - doskonale wiedział, że miał na swoim koncie większe jak i mniejsze grzechy (z zabiciem matki na czele) nigdy jednak nie zmuszałby kobiety do tak drastycznej ingerencji we własne życie oraz ciało z powodu jego zwykłego widzimisię. Prychnął więc pod nosem, zwyczajnie urażony tym niesłyszalnym zarzutem.
- Nie patrz tak na mnie, Crane. Możesz mieć mnie za najgorszego złamasa ale nigdy nie zmuszałbym cię do podjęcia TAKIEJ decyzji. To twoje ciało i twoje życie, ja chciałem tylko wiedzieć, jaką decyzję podjęłaś. - Opowiedział może odrobinę zbyt ostro, ciężko jednak szło mu pogodzić się z podobnymi oskarżeniami… Zwłaszcza gdy padały one z jej ust, których smak nadal pamiętał po ich ostatnim spotkaniu.
Spotkaniu, które samo w sobie doskonale pamiętał i to wspomnienie sprawiło, że wywrócił niebieskimi ślepiami w których narastało zwyczajne zirytowanie. Nie zrzucał na niej winy za to, że chciał poczekać z wchodzeniem w relację nim załatwi sprawy, które mogłyby okazać się gwoździem do trumny ich znajomości, nie podobało mu się jednak wypominanie jego wyjścia w momencie, w którym ona zrobiła dokładnie to samo ledwie chwilę wcześniej.
- Nie pamiętasz, że to Ty wyszłaś pierwsza chwilę po tym jak mnie całowałaś?! Przekaz był jasny, dlatego wyszedłem… - Tuż po tym jak wyjaśnił jej, dlaczego w tamtym momencie swojego życia chciał poczekać nim wciągnie do niego i ją… O ile w ogóle tego chciała, bo Hyde O. Terrell był jedynie mężczyzną, w dodatku niezbyt lotnym jeśli chodziło o wszelakie sugestie i zwyczajnie gubił się w tym wszystkim. Raz miał wrażenie, że faktycznie by chciała by chwilę później mieć wrażenie, że wcale tak nie jest, a to nie ułatwiało mu sprawy w tym całym uczuciowym rozgardiaszu.
Nie pozwolił jej wsiąść do samochodu.
O ile wcześniej mogła się wycofywać i uciekać do woli tak teraz, gdy przedstawiła mu takie informacje mogła zapomnieć, że pozwoli jej gdziekolwiek zwiać nim mężczyzna uzna temat za zakończony. Męska dłoń zacisnęła się więc na jej nadgarstku. Stanowczo lecz nie tak aby wywołać ból, bo nawet jeśli wyprowadziła go z równowagi nie miał najmniejszego zamiaru robić jej poważnej krzywdy. Sam Hyde przesunął się tak, aby bokiem zamknąć drzwi i zagrodzić jej możliwość wejścia do samochodu.
- Kurwa, Crane przestań uciekać! Nie znudziło ci się to jeszcze? - Wyrzucił z siebie, zapewne nadal zbyt impulsywnie oraz gniewnie w tym jednak momencie nie potrafił zapanować nad tymi wszystkimi emocjami, jakie pojawiały się w jego głowie. Uciekała - doskonale to zauważył już dawno temu, dopiero teraz zaczęło mu to jednak przeszkadzać. - Budujesz wokół siebie mury za którymi chowasz się gdy tylko zrobi się niewygodnie ale to, kurwa, nie jest rozwiązanie! - Bo nie było, nie w momencie gdy istniała szansa że wspólnie przyjdzie im mierzyć się z wychowaniem dziecka - bo Hyde, mimo iż przerażony samą ideą ojcostwa nie miał zamiaru popełniać błędu przodków i zapominać o swoim potomstwie. Palce Terrella kurczowo trzymały jej przedramię na wszelki wypadek, jakby próbowała wyrwać się z jego uścisku i ponownie spróbować zwiać, a w niebieskim spojrzeniu widniała determinacja wskazująca, że nawet jeśli to zrobi to i tak ją odnajdzie nawet jeśli miałby włamać się do jej domu i zmusić do rozmowy. - Wysłuchasz mnie teraz? - Dodał nadal poddenerwowany, nie był jednak pewien czy bardziej pieklił się na samą Crane czy z nerwów powiązanych ze słowami jakie chciał jej przekazać.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Trudno było po tym wszystkim co ją spotkało mierzyć mężczyzn inną miarą. Musiała przyznać, że przez te tygodnie zastanawiała się jak zareagowałby na takie wieści Adam. Zapewne wyrzuciłby jej prosto w twarz obelgę, że dziecko na pewno nie jest jego i nie rozumie po co do niego przychodzi. Nic więc dziwnego, że i do Hyde’a podchodziła jak do jeża. Jej duma i tak została urażona, bo nie przywykła do pomocy z żadnej strony i nawet jeśli zapierała się, że maleństwo będzie tylko jej wiedziała, że to bardzo nabożne życzenia. Dziecko potrzebowało ojca i kim ona była, by mu je zabierać? Może dlatego czuła się tak niepewnie i atakowała, przeczuwając, że to jest najlepsza metoda.
Nie była, mogła to zauważyć po jego nieprzyjemnym tonie głosu i po fakcie, że skończyli z Julią i przeszli do nazwiska.
- Nie znam cię na tyle, Terrell – odpowiedziała w ramach wytłumaczenia, nie przeprosin, bo takie kobiety jak ona nigdy nie przepraszały. Musiał zrozumieć, że widywali się sporadycznie, że sam seks był efektem pijackiej przygody i nawet jeśli czuła coś do niego (a czuła ogromnie dużo) to i tak byli dla siebie obcymi ludźmi, których właśnie połączyło dziecko.
- I do cholery, to już nawet nie chodzi o nas! – bo to było chyba najbardziej smutne w tym wszystkim, ale po tej wpadce zrozumiała, że przegapili swoją szansę. Nie mogła całe życie uganiać się za kimś kto nie chciał i nie umiał zrobić dla niej miejsca w swoim życiu. Pierwszy raz od dawna próbowała nie uciekać i spotkało ją za to odrzucenie, więc teraz przewróciła oczami, gdy złapał jej nadgarstek. Nie wyrwała się, nauczona doświadczeniem, którego nikt nie chciał zdobyć – wiedziała, że czasami lepiej się nie szarpać dla własnego bezpieczeństwa. Nadal jednak patrzyła na niego wkurzona. O ile wcześniej mogła liczyć na to, że zachowa spokój to obecnie już mogła pakować go do swojego bagażnika.
O ile ją puści.
Nie wyobrażał sobie nawet jak bardzo teraz jej zmysły były wyostrzone i jak wariowała, gdy był tak blisko, czuła jego zapach i jednocześnie hormony tankowały jej do żył czystą nienawiść, wymieszaną z pożądaniem. Bo Julia wiedziała, że u niej zawsze tak to musi wyglądać – im bardziej ktoś sprowadzał ją do parteru i był stanowczy, tym ona się nakręcała. Gdyby potrafiła przed laty pokochać zwykłego, zakochanego w niej chłopca to nie przeszłaby przez to piekło z Polanskim. Którego słowa właśnie wybrzmiały w zupełnie innych ustach.
Tamten też zarzucał jej, że ciągle ucieka. Może dlatego właśnie przestała i nie wyciągnęła ręki, by wyszarpać klamkę od samochodu.
- Ja buduję mury? – powtórzyła jednak buntowniczo, zadzierając głowę. Bez szpilek ten sukinsyn był wyższy i jeszcze bardziej ją to wkurwiało. Właściwie to mogłaby już pisać listy zachowań, które sprawiały, że ma ochotę go rozszarpać tymi długimi paznokciami. – To ty mi powiedziałeś, że TERAZ jakoś nie pasuję do twojego życia! I co, mam czekać aż to samo powiesz naszemu dziecku? Niedoczekanie! – wycedziła i wycelowała palec w jego pierś, bo i on przekraczał granice osobiste dotykając jej ramienia. Najchętniej już wycelowałaby prawy sierpowy w jego policzek, nie przejmując się tym, że na nich patrzą.
Właściwie wszystko już było jej jedno, a osoba, która jej to zrobiła, stała przed nią i chciała zmusić ją do rozmowy, na którą Julia nie była gotowa. Nie, gdy hormony buzowały jak szalone i gdy nie mogła utrzymać zbyt długo jedzenia w swoim żołądku i zdecydowanie nie, gdy Nate przy niej zaczął strzelać. Może i trzymała się dzielnie, ale chyba przekroczył jakiś poziom po którym już mogło nastąpić czyste zniszczenie, bo Hyde jeszcze nigdy nie widział jej takiej zdenerwowanej. I tylko ta mała myśl, to zaledwie wspomnienie dziecka i tego, że jego układ nerwowy właśnie się rozwija, sprawiło, że odetchnęła głęboko. Musiała się uspokoić dla niego, dla tego małego człowieczka, który intensywnie rósł i potrzebował do tego spokoju.
- Siadaj – rzuciła więc wskazując na swój samochód. Po pierwsze była w nim klimatyzacja, a po drugie nie była fanką przedstawień dla publiczności. Zabrała dłoń i zaczęła szukać wody z imbirem, jeszcze tego brakowało, by całkiem osłabła w jego towarzystwie.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Julia Crane zdawała się zapomnieć, że Hyde O. Terrell nie był jej byłym. Ba! Po za kilkoma, niewielkimi wspomnieniami jakie przemyciła mu podczas ich rozmów nie miał najmniejszego pojęcia o tym kto oraz z jaką toksycznością był w jej życiu. Ciężko było porównywać dwie, zupełnie różne osoby z zupełnie różnymi przeżyciami. Sam Hyde zwyczajnie nie był w stanie porównać Julii do Yary, nawet jeśli pozornie mogłyby wydawać się podobne. Na szczęście nie miał przyjemności słyszeć jej myśli, chociaż w tym momencie naprawdę bardzo chciałby posiadać tę umiejętność - zapewne wtedy ta rozmowa wyglądałaby odrobinę inaczej. Teraz jednak emocje brały nad nim górę domagając się ujścia, a jej słowa wcale nie pomagały. Prychnął więc rozeźlony, nawet jeśli gdzieś w środku wiedział, że kobieta miała rację - nie znali się dobrze, nawet jeśli od początku miał wrażenie, że nadawali na tych samych falach. Wrażenie, które w tym momencie nieprzyjemnie rozprysnęło się na małe kawałeczki. I o ile chciał, jeszcze parę dni temu, tak niezwykle szczerze ją poznać, teraz zwyczajnie nie potrafił przyznać jej racji.
- Ja pierdolę Crane, nic takiego ci nie mówiłem! Wmówiłaś sobie jakąś dziwną wersję i uparcie się jej czepiasz! - Wyrzucił z siebie podniesionym głosem, czując jakąś dziwną ulgę gdy te słowa ulatywały z jego gardła. Bo przecież tłumaczył jej, skąd brała się jego chęć zaczekania chwili; wyjaśniał, że to wszystko brało się ze zwykłej chęci potraktowania jej w odpowiedni sposób. - Kurwa, moje życie z dnia na dzień wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni! Naprawdę dziwisz się, że nie chciałem cię wciągać w swoje rodzinne dramaty? Kurwa, od trzech tygodni staję na rzęsach, żeby to ułożyć! - Kontynuował, nawet nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co ulatywało z jego ust, miał jednak dość robienia z niego bardziej niezdecydowanego niż faktycznie był. Faktem było jednak, że z Julią poznali się w jednym z najgorszych możliwych momentów. - A Ty? Oczekujesz ode mnie wiele, a sama nigdy, choćby przez chwilę nie powiedziałaś mi jasno czego chcesz ode mnie! - W każdej kłótni przychodzi moment na słowa, których będzie się żałować gdy emocje już opadną. W przypadku Hyde’a ten moment nastąpił właśnie teraz, gdy w złości wytykał jej, iż wina nie leży jedynie po jego stronie ale i również po jej, bo faktycznie nie przypominał sobie jasnego wyrażenia chęci, jakie padłoby z jej ust. A on był jedynie prostym mężczyzną, nie potrafiącym poruszać się po świecie sugestii oraz niedomówień. Jego palce nadal zaciśnięte były na jej dłoni, nawet jeśli ta zdawała się nie mieć większych chęci do ucieczki. I naprawdę starał się opanować, powstrzymać złość jaka w nim narosła przychodziło mu to jednak z trudem. Zapewne dlatego, że najgorsza część rozmowy była dopiero przed nimi, a on sam nie był do końca pewien, jak kobieta to przyjmie i czy dzisiejsze przypadkowe spotkanie nie zakończy się jeszcze większą awanturą, która spali wszelkie mosty. Odetchnął więc, po czym wsiadł do samochodu, plecak układając między nogami aby nerwowo przesuwać w dłoniach jego ramię. Od czego powinien zacząć? Cholera, nie był pewien. I nie sądził, aby ktokolwiek byłby w stanie doradzić mu odpowiednie rozpoczęcie tej rozmowy.
- Chciałbym, żebyś zrobiła to badanie. - Zaczął więc, wbijając spojrzenie gdzieś w deskę rozdzielczą. - Chciałbym wiedzieć, czy to będzie moje dziecko… - Zawahał się, nie będąc pewnym czy powinien wypowiadać kolejne słowa, w tym jednak momencie nie było miejsca na półsłówka bądź niedopowiedzenia, nawet jeśli mogły zburzyć reszty ich znajomości. - Przeraża mnie wizja ojcostwa, wiesz? Boję się, że nie będę dobrym ojcem bo nie do końca sam wiem, jak to powinno wyglądać… - Prychnął. - I że odezwą się geny mojej matki… Ale jeśli okaże się, że to dziecko jest moje będę chciał spróbować przy nim być. - Przyznał, a pewność wybrzmiewała w jego głosie. Sam nigdy nie poznał swojego biologicznego ojca i zwyczajnie nie chciał, aby jego dziecko przechodziło przez podobne przeżycia. Ostrożnie przeniósł spojrzenie w stronę Crane, będąc ciekawym jak przyjęła te wszystkie wiadomości. - Jeśli nie, zapewne nie będziesz chciała mnie dalej znać, ale cokolwiek by się nie działo zawsze otrzymasz ode mnie pomoc. - Dodał jeszcze, jakoś nie wyobrażając sobie aby ich znajomość przetrwała, jeśli ktoś inny (jak on go nie znosił) okazałby się ojcem dziecka - każde potrzebowało dwójki rodziców i on nie mógłby stać na drodze w takiej sytuacji. I doskonale o tym wiedział.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Julia jeśli była definicją czegoś konkretnego to chaosu. Jak nikt potrafiła wprowadzić go w życie, taplała się po uszy we wszelkich jego odmianach i nigdy nie odnajdywała się w porządku. Wiedziała, że dlatego nawet jej małżeństwo zaliczyło porażkę. Nie z powodu sympatii Ethana do tej samej płci – bo sama była biseksualna i to nigdy nie stanowiło przeszkody – ale dlatego, że monogamiczny związek z kimś wydawał się jej abstrakcją. Przywiązanie do jednej osoby przecież nigdy nie stanowiło celu jej życia. Chodziło raczej, by się upajać bez końca nowym, by smakować to co zakazane i brać wszystko, co nie należało do niej. Jeśli trzeba było, gotowa była nawet rozbić w drobny mak rodzinę i wyłuskać ze zdrady korzyść dla siebie. Bywała egoistką, która biega po trupach do celu i żadne zasady moralne nie imały się jej. Ba, uważała, że to przestarzały zbiór mądrości ludowych, które już dawno powinny odejść do lamusa.
Nie chciały jednak i ludzie ze zgrozą przyglądali jej poczynaniom, ale przecież nie mogło ją to interesować. Nie, gdy jej hulaszcze i hedonistyczne życie obfitowało w wenę twórczą, z której czerpała garściami. Jeśli trzeba było to chętnie i właściwie bez zawahania zaprzedałaby duszę diabłu, gdyby tylko wiedziała, że da jej w zamian niewyczerpany potencjał na tworzenie nowych dzieł. To ją motywowało i pchało do przodu, nie zaś związki czy nudne i sakramentalne zobowiązania. W ten chaos również wszedł Terrell, który jednocześnie kilkoma spotkaniami sprawił, że zapragnęła czegoś innego.
Czegoś, co niegdyś przy Adamie wydawało się jej wręcz niemożliwe do spełnienia. Monogamii, oddania. Nie, nie chodziło o miłość bądź pasję czy namiętność, bo jej przeszłość była wypełniona po brzegi tego typu emocjami i miała wrażenie, że sam jej najdłuższy związek był nimi wybrukowany. Zupełnie jak piekło, chciałoby się dodać i było w tym dużo prawdy, bo właśnie tak czuła przy walce o wyłączność. Przegranej, nic więc dziwnego, że zarzuciła podobne wyobrażenia na temat miłości i uznawała, że może być dla niej towarem przechodnim. Czymś w rodzaju krótkoterminowego zobowiązania, które obecnie mogło zespoić ją z kimś takim jak Hyde.
Mogło, ale jego problemy i sprawy rodzinne przesłoniły mu ją całkowicie i nie mogła nie czuć absolutnego bólu i żalu, że mimo wszystko odepchnął ją, choć stała przy jego boku i starała mu się pomóc. Nic więc dziwnego, że jej urażona duma kobieca przybierała więc monstrualne rozmiary i mało brakowało, a powróciłaby do tego przeklętego Shadow, by zabrać broń i to nie w celach samoobrony (jak szumnie rozpowiadała), ale w ramach absolutnej zemsty. Tyle, że Julia wiedziała jak w jej przypadku cienka jest granica między czystą furią, a namiętnością i jak łatwo może stracić nad sobą panowanie, więc tylko spojrzała na Hyde’a.
- Myślałam, że pójście z tobą do łóżka było wystarczająco jasne powinien chyba uciekać, bo jeśli tak się uspokajała to mogło sugerować jedynie, że już planuje zabójstwo z zimną krwią. Miała jednak dość hipokryzji z jego strony i tłumaczenia, że nie miał pojęcia czego ona od niego chce. Może i była łatwa (zazwyczaj), ale w tym wypadku sam seks powinien mu nieco rozjaśnić w głowie. O ile w ogóle miał co rozjaśniać, bo najwyraźniej Terrell wolał zgrywać bez końca idiotę, a takie dziewczyny jak Julia nie wybaczały.
Łączyło ich jednak teraz coś innego, więc przełknęła dumę i dała mu sformułować swoje żądania, choć dla niej od początku było jasne, że wykona te testy. Nie potrzebowała zbędnej litości od nikogo, a jej niezależność miała sprawić, że i tak chciała sobie ze wszystkim poradzić. Kiwnęła więc głową, na to mogła przystać, ale kolejne jego słowa znowu sprawiły, że ciśnienie krwi jej niebezpiecznie wzrosło i miała ochotę uderzyć tego jego zakutym łbem o deskę rozdzielczą.
- Moja matka praktycznie skazała mnie na aborcję, by reputacja naszej rodziny pozostała w jednym kawałku. Mój ojciec zaś sprzedał mnie za ustawę paliwową, więc też nie mam zbyt dobrych wzorców – zaperzyła się. – Właściwie pewnie będę najgorszą matką na świecie, skoro obecnie pracuję w klubie nocnym, który szmugluje narkotyki i na dodatek dostaję białej gorączki, bo nie paliłam już od tygodni – prychnęła. – Ale chcę je urodzić i chcę spróbować dać mu tyle, ile mogę. Jeśli to będzie twoje dziecko to możesz mi pomóc. Jeśli nie to daj sobie spokój ze wsparciem – uniosła głowę, by spojrzeć na niego. Sam mówił, że mu się życie wali i nie ma w nim dla niej miejsca, więc jej ciąża i tak niczego nie zmieniała, prawda?

Hyde O. Terrell
ODPOWIEDZ