właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
#13


Była strasznie zmęczona psychicznie. Potrzebowała resetu, oderwania się od rzeczywistości. Nie mogła patrzeć na swoją odrapaną farmę, na sad, który wolał o pomstę do nieba. Czuła się beznadziejnie wiedząc, że nie jest w stanie sama zarządzać tą rodzinną firmą. Nikt jej na to nie przygotował i czuła się bezradna. Cała masa dokumentów czekała na nią w jej gabinecie, a ona nawet nie wiedziała od czego miałaby tam zacząć. Nie była księgową, nie kończyła administracji. Była dziewczyną, która skończyła liceum i chciała podążać za tanecnzymi marzeniami, które w brutalny sposób zakończone były kontuzją. Co jej po tym zostało? Bycie barmanką w miejscowych barach, wkurwianie się na zapijaczonych klientów, sprzatanie zarzyganych kibli. Nic ciekawego. Sądziła, że dzięki prowadzaniu sadu będzie mogła odbić się od dna, być może uda jej się coś w życiu osiągnąć. Teraz jednak widziała, że to wielka bujda. Nie była w stanie sama nic zrobić. Miała kilku pracowników, którzy pomagali ogarnąć jej sad, ale dokumenty niestety były tylko na jej głowie. Czuła się przez to bardzo bezradna. Na domiar złego ostatnie ulewy pokazały, że jej farma wymaga większego remontu niż początkowo Gin podejrzewała. Dach zaczął przeciekać w środku nocy, przez co Gin musiała biegać z mopem i miskami, by uratować podłogę przed zalaniem. Ciężkie to było życie. Nie spodziewała się, że będzie miała aż tyle rzeczy na głowie.
Czasem tęskniła za tymi momentami, w których odpowiedzialność na jej barkach była o wiele, wiele mniejsza. Chciałaby na nowo wrócić do pracy za barem i ponarzekać sobie na ludzi. Teraz widziała jaka była głupia, że wtedy tak nie doceniała tego jak łatwą i dość przyjemną pracę miała. Przynajmniej alkohol miała za darmo, kradziony, bo kradziony, ale jednak! W każdym razie, teraz potrzebowała porządnego resetu. Chciała spotkac się z ludźmi i na chwilę zapomnieć o tym co czeka ją po powrocie na farmę. Miała nadzieję, że będzie mogła się porządnie napić i zabawić, bo to naprawde mogło być zbawienne dla jej psychiki.
Gdy weszła do Moonlight to poczuła się jak w domu. Jakby te kilka miesięcy odkąd zrezygnowała z pracy tutaj w ogóle nie miało miejsca. Znajomy zapach alkoholu zmieszany z tytoniem i dużą ilością męskich, mocnych pefrum, jakoś dziwnie kojąco działał na jej zszargane nerwy. Podeszła do baru, bo oczywiście pierwsze co, to chciała się napić. Stanęła sobie obok jakiegoś wielkiego mężczyny i czekała aż zajęci barmani będą mieli w końcu wolne ręce żeby zająć się jej zamówienie. - Chryste... jak to długo zajmuje - jęknęła wywracając oczami - ej - szturchnęła faceta w ramię - chcesz się szybciej napić? - Zapytała, a później sprawnie podciągnęła się na bar i przeskoczyła na drugą stronę, tak jak to często robiła, gdy jeszcze tu pracowała. Dobrze wiedziała, gdzie co jest więc nie miała problemu ze znalezieniem szklanek. - Jakieś specjalne zamówienie? - Zapytała faceta mrużąc lekko oczy i delikatnie się uśmiechając. Miała dziwne wrażenie, że tego człowieka skądś kojarzy, było w nim coś znajomego, ale nie była w stanie powiedzieć co.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Ktoś powiedział mu, że w końcu jego wredota przestanie uchodzić mu na sucho, bo nie będzie mógł jej tłumaczyć poharataną twarzą. Pamiętał, że wzruszył ramionami i przyznał temu typowi rację. Oczywiście po posłaniu mu uderzenia w splot słoneczny, tak, by skurwysyn zobaczył wszystkie gwiazdy na niebańskim firmamencie i żeby zrozumiał, że jego opinia jest dla niego nieistotna. Zapewne uderzenie mogło mu trochę namieszać w głowie pod tym względem, ale do cholery, używał kiedyś słów, więc w niewerbalnych komunikatach czuł się nieco jak dziecko we mgle. Właściwie powiedziałby wszystko, by usprawiedliwić fakt, że przyłożył mężczyźnie, bo go nieco zirytował. Miał rację, w końcu ludzie mieli oprzytomnieć i stwierdzić, że to nie poparzona twarz była źródłem jego problemów, a osobowość, która rozłaziła się mu teraz w strzępach, ale przecież nie mógł być jednym z tych samców alfa i jednocześnie pokornie skinąć główką na tak wnikliwą analizę jego problemów.
Które piętrzyły się w tak zaskakującym tempie, że Christopher (matka dała mu to imię, bo się wywodziło od świętego, który ponoć na swoich barkach przenosił samego Jezusa) naprawdę zaczynał żałować, że zwolnił swojego asystenta i dał sobie wmówić, że wszystko ogarnie sam. Dobre sobie, jedynie co przyszło mu ogarniać i to w zaskakującym tempie to były szkła od alkoholu, który smakował równie paskudnie jak zawsze. Najwyraźniej tradycji w tym barze stało się zadość i nie mógł stwierdzić czy przez to jest bardziej rozczarowany czy dotknięty tanim sentymentem – dobrze było bowiem wiedzieć, że przynajmniej w Lorne nie zmieniło się absolutnie nic poza jego twarzą, na którą patrzył z mieszaniną adoracji, irytacji i czystego zagubienia. Właśnie zastanawiał się która z tych emocji zacznie wieść prym, gdy poczuł klepnięcie w ramię i postanowił wybrać czystą agresję. Już unosił rękę, by pokazać temu komuś, że jego się nie zaczepia i nie jest krową, żeby dotykać go tak po prostu, ale wystarczyło się odwrócić.
A potem skojarzyć fakty, które teraz pod czaszką wybijały mu skocznego kankana, gdy jego splątany umysł porządkował pewne zdarzenia w kolejności chronologicznej. Trochę jak scenariusz, zdecydowanie mniej jak książka, ale najwyraźniej powinien zwolnić, bo zaraz wszystkie synapsy mózgowe miały się przepalić.
Dlatego wyrzucił świadomość, że kiedyś już grali tę piosenkę i skupił się na tym co było teraz, a teraźniejszość miała bardzo ładną buzię, dobre nogi i częstowała go drinkami.
- Podwójne martini z lodem – przecież nie był pedałkiem, by wybierać kolorowe napoje, choć miał wrażenie, że jeszcze chwila i dziewczynę oświeci, a wówczas w bardzo szybkim tempie wbije obcas między jego pośladki i nie będzie to zbyt przyjemne doświadczenie erotyczne. Na razie jednak przyszło mu robić dobrą minę do zdecydowanie bardzo niebezpiecznej gry. – Jak cię przyłapią to mam cię chwycić i stąd wynieść? – to było pytanie retoryczne, och, z chęcią wziąłby ją ponownie, bo przecież tamto tyczyło się absolutnie innego życia, więc się nie liczyło.
Tak to sobie sprytnie wywnioskował w swojej głowie, która może i wyszła cało z pożaru, ale to wcale nie był żaden powód do dumy, prawda, Christopherze?

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Ginevra Blackwell plułaby sobie w twarz wiedząc z kim tak naprawdę miała w tej chwili do czynienia. Tak bardzo działał jej na nerwy, tyle przez niego wycierpiała i mocno przeżyła ich rozstanie będąc jeszcze biedną, naiwną, młodą dziewczyną z małego, gównianego Lorne Bay. Teraz nie była już aż tak młoda, biedna była dalej, ale zdecydowanie nie była naiwna, a przynajmniej za taką starała się uchodzić. Lata nauczyły ją tego, że trzeba odpyskować, trzeba kogoś kopnąć w krocze, gdy sam się definitywnie o to prosi i trzeba było się nauczyć dbać samemu o własne interesy, bo nikt tego za nas nie zrobi. Blackwell taki chrzest bojowy przeszła pracując w tym barze. Musiała mieć cięty język, by nie pozwolić sobie wejść na głowę napastliwej klienteli.
Teraz jednak nie wiedziała z kim ma tak naprawdę do czynienia. Nie poznała mężczyzny, który tak podle ją potraktował i tylko dlatego teraz się do niego uśmiechała polewając alkohol zza baru. - Wstrząśnięte, niemieszane? - Zapytała nawiązując do słynnego drinku Jamesa Bonda, który chyba już na zawsze będzie kojarzył jej się z martini. Z uśmiechem na ustach wyciągnęła odpowiednie szkło, a z barowej półki zabrała martini. Nikt się nawet nie zorientował, że już od kilku miesięcy Gin tu nie pracuje, najwidoczniej wciąż nie zapomniała jak sprawnie polewać alkoholu. - Hmmm zawsze chciałam być noszona na rękach przez rosłego mężczyznę więc myślę, że możemy sie tak umówić - powiedziała puszczając do niego oczko, a później podsunęła facetowi pod nos zamówiony alkohol. - Powiedzmy, że to na koszt firmy - dodała uśmiechając się i tym razem do drugiej szklanki, którą przygotowała dla siebie, nalała whisky, do której dorzuciła również kilka kostek lodu. - Zdrowie - podniosła szklankę, by później skierować ją w stronę swoich ust i napić się łyka lub dwóch. - Wpadliśmy już kiedyś na siebie? - Zapytała celując w niego palcem i trochę też musiała pochylić się przez bar w jego stronę, żeby w ogóle móc z niej względnie normalnie porozmawiać, bo głośna muzyka skutecznie to utrudniała.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Przyzwoitość nakazywała przyznanie się do winy – to jest powiedzenie wprost, że jest się człowiekiem, który kiedyś ją uwodził, wykorzystał i zostawił, tylko z inną twarzą. Tak właśnie należało się zachować i nawet jeśli był skończonym skurwysynem to musiał przyznać, że taka ewentualność chodziła mu po głowie. Krótko, odciął od siebie skrupuły jedną konkretną myślą – nie proponował jej przecież powrotu do romansu ani nawet do znajomości. Mogli być jedynie obcymi, którym przyjdzie wypić w swoim towarzystwie drinka.
To żałosne, ale wykorzystywał jak mógł fakt, że nowa twarz dawała mu anonimowość. Ilu było ludzi, którzy mogli zacząć wszystko z czystą kartką? Nie czuł się jednak szczęściarzem, bo przecież wycierpiał sporo po wypadku, a potem ludzie wręcz wytykali go palcami. Rościł więc sobie zupełne prawo do bycia dupkiem i teraz też zamierzał skorzystać z ekspresowej dostawy drinka, na dodatek za darmo.
- Chciałabyś być dziewczyną Bonda? – uniósł brwi, a potem jego ponure oblicze człowieka, który ma zwykle problem ze szczerzeniem się do obcych rozjaśnił uśmiech. Wziął szklankę i uniósł ją do góry. – Na koszt firmy w której nie pracujesz? Cwane, muszę spróbować – nie zamierzał jej oczywiście wydać przed ewentualnym szefostwem, raczej obroniłby ją własną piersią, a ta w przeciwieństwie do twarzy należała już tylko do niego.
Jak i oczy, które mimowolnie spoczęły na jej dekolcie, gdy się tak pochylała nad ladą. Uniósł jednak głowę i spojrzał na nią z bliska, tak ją zapamiętał i musiał prędko wyrzucić z głowy te wspomnienia, bo skończy się jedną wielką katastrofą. – Wątpię. Zapamiętałbym – podkreślił, takiej dziewczyny się ot tak nie wykreśla z głowy, choć akurat on, Chris to zrobił z premedytacją. – Jestem scenarzystą. Przelotem w mieście, wolę Sydney. Paul – wyciągnął do niej dłoń i to była decyzja, którą podjął – o tym, by ukryć swoją tożsamość i by nawiązać znajomość raz jeszcze.
Perfidne, ale przecież nadal nie roił sobie żadnych nieprzyzwoitych planów, jeszcze nie.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
To co mu się przytrafiło w życiu było czymś naprawdę smutnym. Gdyby nie był przy tym takim chujem i skończonym skurwysynem, który złamał jej serce to nawet, by mu współczuła i może chciałaby jakoś mu pomóc, bo wbrew pozorom Gin była osobą, która trochę sie przejmowała ludźmi, którzy dla niej byli nawet przez chwilę bliscy. No, a że ją potraktował jak ją potraktował to co najwyżej miała ochotę mu przyjebać. Całe szczęście teraz nie miała pojęcia z kim miała do czynienia i, że Chris postanowił okłamywać ją w związku ze swoją tożsamością. Z jednej strony było to bardzo chujowe zachowanie, a z drugiej to przynajmniej zachowała swój dobry humor, bo gdyby prawda wyszła na jaw to zdecydowanie tak dobrze, by sie już nie bawiła.
- Hmmm wszystko zależy od tego kim tym razem byłby Bond - bo wiadomo, że ta postać raczej z charakteru nie była za łatwa do tego, by ją polubić, więc w tym wypadku liczył się wygląd. No i na przykład dziewczyną takiego Daniela Craiga to by nie chciała Gin być. - Ale chyba wolałabym być Irene Adler dla jakiegoś Sherlocka - to przynajmniej była postać kobieca z charakterem! Do czegoś takiego Blackwell mogłaby dążyć. - Pracowałam tutaj długo, zabrali mi kawał życia więc biorę to w ramach reparacji - coś jej się w końcu należało! Spędziła tutaj wiele nieprzespanych nocy zostając po godzinach, bo trzeba było posprzątać, albo wyprowadzić bandę zapitych łbów na zewnątrz żeby szczali ludziom w bramach. Dalej czuła się tutaj jak u siebie, co zresztą było widać, bo nawet jeden z klientów złożył u niej zamówienie, a Blackwell postanowiła wykorzystać okazję na łatwy zarobek i nalała facetowi kilka szotów wódki, po czym odebrała od klienta hajs, który wsadziła sobie w cycki, bo to był najlepszy z możliwych portfeli. To wszystko trwało dość krótko, bo Gin niezwykle sprawnie radziła sobie z polewaniem i już po chwili mogła wrócić do rozmowy z nieznajomym.
- Ha! Tani tekst - zaśmiała się - aczkolwiek prawdziwy, bo rzeczywiście byś zapamiętał - w sumie to miała rację. Może i potraktował ja chujowo, ale jednak ją rozpoznał i pamiętał o tym jak wyglądała ich znajomość więc chyba było w tym trochę prawdy. - Gin - przedstawiła sie wyciągając rękę w stronę mężczyzny - bizneswoman i tancerka - skoro tak sie chwalili profesjami, chociaż ta jej była dosć mocno naciągana, bo jednak była jedynie posiadaczka sadu. Nic wielkiego, taka z niej ta bizneswoman. - Co robisz w Lorne? To beznadziejne miasto - chociaż Blackwell zbyt wielu innych to nie znała, bo nie wyjeżdżała nigdzie poza granicę hrabstwa. - Szukasz inspiracji? - Była ciekawa, co takie światowy (według niej) chłop szuka w tak małym mieście jak Lorne Bay. - Jak potrzebujesz własnej muzy to mogę Ci jedną załatwić - dodała uśmiechając się do mężczyzny biorąc przy okazji kolejny łyk alkoholu.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Czasami sądził, że na to wszystko zasłużył. Już pomijając sprawę całego felernego podpalenia (domyślał się, kto może za nim stać) to większość kobiet na odchodnym sugerowała mu miło, żeby spłonął w piekle. Najwyraźniej w jego wypadku karma działała jak na zawołanie i nim się obejrzał, a już faktycznie płonął i jeśli tak wygląda królestwo pana ciemności to był w stanie rozważyć nawet powrót na łono Kościoła, byle nie przeżywać tego na nowo. Tak przynajmniej myślał przez jakiś czas – pewnie do momentu, gdy leki na uspokojenie i przeciwbólowe przestały działać – ale jakoś nadal nie było mu po drodze z tym cnotliwym prowadzeniem, którego wymagano. Ba, mógł nawet w środku nocy podać z piętnaście powodów dla którego życie w celibacie grozi wręcz nuklearnym niebezpieczeństwem.
Jeden z nich właśnie dyskutował z nim o tym, że podziwia silne kobiety. Klasyk. Zazwyczaj wszystkie niewiasty celowały w bycie czymś więcej niż ozdobnikiem mężczyzny, ale Chris wiedział, że to zawsze teoria. W praktyce ulegały niejednego, choć był gorącym zwolennikiem emancypacji. Po prostu nie zawsze w nią wierzył. – A nie wolałabyś być pierwszą kobietą – agentem? – zakpił więc lekko, ale musiał się roześmiać, gdy rozmawiając z nim subtelnie naciągała jakiegoś nieboraka na grubą kasę i w międzyczasie chowała ją bez cienia pruderii do swojego dekoltu.
Nie wszyscy się zmieniali i chwała za to, że Gin pozostawała taka sama. Ukuło go lekkie uczucie nostalgii za tamtymi czasami, więc mało subtelnie przechylił szklaneczkę. Choćby wypił takich pięć nadal byłby tak samo przygnębiająco smutny.
Nic więc dziwnego, że pociągała go ta radosna i pełna życia dziewczyna, choć gdyby wiedziała co kryje się za jego chwilowym pseudonimem artystycznym to zapewne mógłby już zbierać szkło z podłogi.
- Ktoś powiedział, że to wygląda tak.. Słuchaj – wyszczerzył się do niej. – Najpierw zarywasz dziewczynę za pomocą komplementu, może być nawet najbardziej banalny – tu palcem wskazał na siebie, bo fakt, sprzedał jej gadkę, której się powstydził jako pisarz i scenarzysta – a potem ją obrażasz, więc… - pochylił się do niej. – Eks-barmanka z aspiracjami to jednak ogromna, serialowa klisza, powinienem podziękować za tak lichą inspirację – ale to przecież była tylko i wyłącznie próba pokazania jej schematu, w którym podrywa się kobiety za pomocą obelgi.
Znał i wiedział, że nie imają się jej żadne banały, po prostu się cholernie droczył i czekał jak na szpilkach na odpowiedź z drugiej strony.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Celibat raczej nie był rzeczą, która w jakikolwiek sposób miałaby się ludzkości przysłużyć. W końcu gatunek nastawiony jets na rozmnażanie i to jest naturalna sprawa. Dlatego wcale nie musiałby jakoś specjalnie Gin przekonywać do tego, że życie w celibacie grozi czymś strasznym. Totalnie to rozumiała, bo kiedyś w szkole uważała na biologii. Sama zresztą nie była nieszczęśliwą posiadaczką pasa cnoty. Gdy chciała sobie mniej lub bardziej zamieszać w życiu to w przypadku tej pierwszej opcji pakowała się w nic nie znaczące one night standy, które czasem bywały wielkim rozczarowaniem. Gorzej było jak zamieszanie było większe, a niestety Gin nie za bardzo potrafiła w uczucia. Jakoś dziwnie się czuła, gdy miała o nich mówić i je okazywać. Chciałaby, ale obawiała się, że jets to coś czego nigdy się nie nauczy.
- Nie, chciałabym być pierwszą kobietą nemezis Bonda – Gin nie była fanką tego wciskanego wszędzie na siłę feminizowania męskich, kanonicznych postaci. Nie chciałaby być kobiecą wersją Bonda jakąś... Jannice Bond, bo było to po prostu bez sensu. Sądziła, że lepiej byłoby już zrobić zupełnie nową postać, która byłaby taką badass woman.
Niektórzy się zmieniali tylko powierzchownie, jak taki na przykład Chris. Ryj już nie ten, który Gin pamiętała ze swoich koszmarów. Nie była w stanie go teraz poznać, trochę co prawda kogoś jej przypominał, głos też był dość znajomy, ale nie była w stanie połączyć go z konkretną osobą. Dlatego naiwnie uwierzyła, że jest scenarzystą Paulem, bo czemu niby miałaby w sumie nie ufać? Przynajmniej w takiej głupocie.
- Oho, zaraz poznam tajemnicę męskich podrywów. Nie wiem czy jestem na to gotowa – mruknęła ściszając głos i bardziej pochyliła się w jego stronę. Była trochę ciekawa. – Ahhh czyli do mnie zarywasz – oczywiście musiała akurat za to słówko go złapać jednocześnie posyłając mu trochę kokieteryjny uśmiech. – Co? To najbardziej bzdurna rzecz jaką w życiu słyszałam – aż się zaśmiała, bo oczywiście nie tak łatwo było ją obrazić. To nie ten typ kobiety. – Spróbujmy w drugą stronę – powiedziała odsuwając się troche od baru żeby się móc mu dobrze przyjrzeć. – Jesteś naprawdę nieźle umięśnionym mężczyzną... – zaczęła, chociaż nie wiedziała, czy jest to w sumie komplement czy po prostu stwierdzenie faktu - ... jak na, najwyraźniej słabego, scenarzystę, którego pewnie nie chcieli w Sydney i teraz zapija smutki w podrzędnym barze w syfiastym miasteczku próbując wywać jakąś beznadziejną eks barmankę na głupie teksty usłyszane od randkowego guru na międzynarodowym zlocie osiłków – powiedziała wszystko bardzo powoli przyglądając mu się z nieco przymrużonych oczu, a jej uśmiech na twarzy zdecydowanie zmienił wyraz na bardziej wredniutki. – Działa? Już jesteś napalony? – Zapytała tym razem już śmiejąc się pod nosem. Zauważyła też, że tłum przy drugiej stronie baru zaczyna się przerzedzać więc powinna się powoli ewakuować ze swojej pozycji. – Dobra, spadajmy stąd – stwierdziła twardo i złapała za butelkę whisky, z której wcześniej sobie polała trunku. Było tam jeszcze dość sporo płynu. Następnie zgrabnie podciągneła się żeby ponownie wejść na bar i tym razem wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny żeby pomógł jej zejść. Ciakawa była ile w nim drzemie dżentelmena.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
- Chyba powinienem zacząć się ciebie bać – rzucił jej łobuzerskie spojrzenie człowieka, który przecież nie skrzywdziłby ani muchy, ale to pasowało mu bardzo do Paula, który jest scenarzystą i zaszczyca taką podłą mieścinkę swoją cudowną obecnością. Aktor z niego był wprawdzie żaden, ale umiał sobie wykreować postać na zasadzie wręcz szpiegowskiego sloganu. Jeśli miało chwycić to musiał być całkiem bliski oryginału i różnić się od niego w zasadzie tylko szczegółami. Dzięki temu nie groziła mu nagła demaskacja, bo pomyli się w zeznaniach. Na całe szczęście unikał ludzi z którymi cokolwiek łączyło go przed operacją, a był przekonany, że z bliskich istot został mu jedynie pies, więc jakoś wątpił w to, że wyjdzie jego gruby przekręt.
A mimo to Gin sprawiała, że nieco się obawiał. Znał ją wcześniej i była ostatnią osobę, której chciał ponownie zajść za skórę. Powinien włączyć mu się jakiś instynkt samozachowawczy (to wiedział na pewno), ale rozumiał też, że dlatego tak bardzo go to (ona) kręci. To było zgoła inne od nudnych podrywów w barze. Tamtych dziewcząt nad ranem nie chciał już pamiętać, a z tą znajomością wiązała się nutka niebezpieczeństwa. Taki wręcz sport ekstremalny, gdzie finałem pewnie będzie uciekanie przed pistoletem wycelowanym prosto w jego głowę.
Taki toast powinni wznieść, ale nie to pragnienie chciał zaspokoić, gdy tak nachylała się nad nim i poruszała oczywiste kwestie.
- Gwoli ścisłości… To ty pierwsza zagadałaś – musiał również jej to wytknąć, ale tylko idioci nie cenili kobiet, które potrafiły same sięgać po to czego chcą. I takich, które nie miały dystansu do siebie. On też go posiadał (w śladowych ilościach, ale zawsze), więc złapał się za głowę rozbawiony. – O cholera, przejrzałeś mnie! A tyle władowałem pieniędzy w ten kurs. Jestem zbyt nieśmiały, te wielkie mięśnie kryją potulnego misia, który boi się odezwać do co ładniejszej kobiety i musi ćwiczyć podryw na własnej matce – czy działała na niego? To seksistowskie, ale mogła nawet bardzo się nie odzywać, a byłby nią zauroczony. Dobrze, bądźmy szczerzy, napalony.
Za to ona była konkretna jak zawsze i nim się obejrzał, musiał złapać ją mocno za uda i wybiec z nią tego przybytku, który powoli zamieniał się w zatłoczony targ, pełen pijaków i pieniaczy. Nie wiedziała, że w innych okolicznościach chętnie dołączyłby do tego zgromadzenia, ale ten wieczór naprawdę chciał spędzić z nią i z butelką świeżo skradzionego alkoholu.
Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, zaczął powoli spuszczać ją przez swoje ciało na ziemię, patrząc prosto w te ciemne tęczówki. Bezczelnie korzystał z bliskości, którą sam sprowokował i na nowo chłonął znajomy zapach, choć to pożądanie niewiele wspólnego miało z rutyną. To była raczej czysta i świeża żądza, która rozpalała mu żyły podobnie jak whisky, którą dziewczyna trzymała w ręce.
- Wybacz, nie było czasu na kurtuazję – i dopiero po tych słowach ulokował ją na gruncie, choć wzroku już od niej nie oderwał.
Była zjawiskiem i z tego też powodu miał zaryzykować absolutnie wszystko. – To gdzie u was się pija taki trunek? – zagadnął jednak wciąż beztrosko, zupełnie jakby przez momentem nie trzymał jej w ramionach.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
- Może tak, może nie - puściła do niego oczko. Gin mogłaby nawet uwierzyć w to, że Paul jest wrażliwym artystą, twórcą, w końcu podobno go nie znała. Scenarzysta pewnie potrafił umiejętnie odczytać emocje u otaczających go ludzi, a później przenieść to na papier i tworzyć na tej podstawie niesamowite historie, które ludzie w ostatecznej wersji oglądali na małym lub dużym ekranie. Chrisa, którego znała w życiu, by nawet nie podejrzewała o wrażliwość, w końcu tak potwornie ją zranił. Pizdeusz. Dobrze, że nie wiedziała z kim tak naprawdę ma do czynienia, bo może rzeczywiście pokiereszowałaby mu tą jego nową twarz. Trochę byłoby szkoda, ale było to poświęcenie, na które Gin byłaby gotowa. Widać jak na dłoni, że nie była tajną agentką skoro go nie poznała już od wejścia. Być może kiedyś będzie sobie pluć za to w twarz, a może nigdy się o niczym nie dowie i pozostaną jej tylko miłe wspomnienia z tego jak zarobiła na sprzedawaniu i piciu nie swojego alkoholu w doborowym towarzystwie.
- Tak, ale miło, że nie uważasz tego jako atak na Twoje męskie ego i dumę - oczywiście przyjęło się, że to kobieta ma stać, ładnie wyglądać i czekać aż facet do niej zagada. Gin taka nie była, jak miała do kogoś interes, to okazywało się, że ma język w gębie i potrafiła zagaić rozmowę, albo nawet rozpocząć mały flirt. Teraz potrzebowała partnera w zbrodni, a facet sie do tego idealnie nadał, bo akurat był pod ręką. No, a fakt, że był przystojny i miło się na niego patrzyło, to tylko dodatkowy plus tej całej sytuacji. - Mam nadzieję, że tylko teksty, bo jeżeli coś innego też to zamiast alkoholu powinnam załatwić Tobie i twojej mamie wizytę u terapeuty - gdyby na przykład uczył się z mamą całowania, albo innych rzeczy... obrzydliwość. - Ale w sumie chyba chcę zobaczyć tego ukrytego misia - zaśmiała się pod nosem, bo cała ta rozmowa stała się już bardzo surrealistyczna. Tak samo zresztą jak dalszy obieg spraw! Gin nie spodziewała się, że zostanie nagle z baru wyniesiona! Zaskoczył ją, ale nie zareagowała na to negatywnie. Wręcz przeciwnie! Początkowo tylko się śmiała, a przy wyjściu z baru skupiła się na tym żeby nie oberwać niczym. Nie chciałaby sobie nabić guza!
Uśmiechała się lekko gdy powoli postawiał ją na ziemi jednocześnie uważnie mu się przyglądając, a gdy już na spokojnie mogła stanąć na własnych nogach to na moment, kokieteryjnie, spuściła wzrok, żeby po kilku sekundach znów spojrzeć mu prosto w twarz. - Powinieneś się zatrudnić w taksówce, zamiast w aucie to nosiłbyś laski na rękach, odpowiednia apka i myślę, że dobrze byś zarobił - a przy okazji zrobił trening! Kilka przeniesionych babek lepsze niż siłownia. - Gdzie tylko się chce - wolny kraj! - Możemy iść na plażę, tam przynajmniej nie ma tłumów o tej porze - aż takich, bo jednak dużo ludzi spędzało wieczory chlejąc na plaży, ale było tam na bank więcej miejsca niż w klubie. - No chyba, że nie lubisz piasków, bo wchodzi w różne miejsca - jak Anakin Skywalker. On też nie lubił

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Dobrze pamiętał czasy w których jego ego było wielkości tego zapyziałego miasta. Wówczas był zapraszany na wielkie wydarzenia, zdarzało mu się komentować wydarzenia, a kobiety na jego widok ogłaszały, że literatura jest sexy. Miał własną twarz i nawet ona zdawała egzamin, a on mógł taplać się w poczuciu tej samczej dumy i świadomości, że jest kimś. Wówczas faktycznie takie zachowanie jak to Gin mogło wydawać mu się atakiem w jego godność. Nie potrzebował przecież zarywających go kobiet – sam brał wszystko na co miał ochotę. Przekonała się o tym właśnie ona i to dziś pamiętał w jak paskudny i perfidny sposób jej to pokazał.
Mimo wszystko jednak się zmienił. Nie chodziło o świętą wręcz pokorę, bo dalej był raczej skurwysynem niż mnichem, ale o świadomość tego, że można być człowiekiem pociągającym bez samczych odruchów. Dorósł. Zapewne przekroczenie trzydziestki, nieudane małżeństwo i odebranie mu psa (to była naprawdę większa tragedia niż cały ten pożar) dały mu tyle do wiwatu, że teraz z zadowoleniem odnotowywał fakt, że ktokolwiek chce go podrywać. Jasne, akurat na dzisiejszy wieczór głęboko schował swoje ciągoty do picia i mrukliwy charakter, ale najwyraźniej gra była warta świeczki.
- Moja duma jest cała. Jak ktoś od tego uzależnienia poczucie wartości to nie jest mężczyzną, a zwykłym chłopcem – odpowiedział więc z uśmiechem, który nie zniknął z jego ust, gdy wspomniała o mamie. Faktycznie były to tylko żarty, nawet ten z uroczym misiem wewnątrz, bo jeśli kogokolwiek Chris przypominał to raczej niedźwiedzia, który notorycznie budzi się z zimowego snu i przez to jest wiecznie niewyspany i wkurwiony. Taki był jednak jeszcze przed wypadkiem, więc można powiedzieć, że ten nie wpłynął za bardzo na ten aspekt jego osobowości. Podobnie jak w kwestii traktowania kobiet – już dawniej nosił ją na rękach, choć akurat wtedy nie był jeszcze tak przypakowany.
Zabawne, ale po operacji zaczął wręcz kompulsywnie ćwiczyć, zupełnie jakby chciał odwrócić uwagę ludzi od jego pięknej twarzy, która przecież nie należała do niego, a do jakiegoś umarlaka o imieniu Josh.
Może dlatego wolał Gin patrzeć w oczy, bo były całkiem jego, choć błyszczały zupełnie jak nie te, do których przywykł w lustrze.
- Zacznijmy od tego, że nie każda klientka jest taka zgrabna jak ty. Może i dźwigam ze sto kilogramów, ale daj spokój, nie na dłużej – parsknął, bo wyobraził sobie tę scenę i musiał przyznać, że poza jej zabójczym ciałem tęsknił za tym poczuciem humoru i dystansem wobec całego świata, który zawsze okazywała. Kiwnął głową na jej propozycję pójścia na plażę i nie byłby sobą, gdyby zwyczajnie nie chwycił jej dłoni, oczywiście w kwestiach bezpieczeństwa. Z takim osiłkiem żaden pijany Australijczyk jej niestraszny.
Na piasek jednak nie mógł niczego poradzić, ale aż się zatrzymał, by spojrzeć na nią.
- W jakie miejsca? zdecydowanie nie mógł się przed tym powstrzymać, a jego wyobraźnia nagle zaczęła podsuwać mu bardzo sugestywne obrazy, które może i odsunąłby od siebie, ale nie miał aż takiej siły, zwłaszcza gdy czuł zapach jej włosów, poruszanych przez morską bryzę.
Był tylko mężczyzną, nawet Anakin miał swoje popędy. Chyba, nie pokazywali tego w oryginalnej trylogii.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
właścicielka sadu i tancerka — sad
27 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
cesarzowa w jabłkowym imperium, ucząca dzieci baletu czekająca na to co jej życie przyniesie
Ona pamiętała te czasy kiedy przez jego ego bolało ją serduszko i damska duma. Gin nie była typem kobiety, która bardzo szybko się w cokolwiek angażowała, raczej trzymała swoje uczucia na wodzy, albo tak myślała. Sądziła, że nie jest jak większość kobiet, która potrafi się zakochać w facecie po jednym uśmiechu i na pierwszej randce. Z nią nie było tak. A jednak, dała się omotać Chrisowi jak głupia. Starała się to tłumaczyć tym, że była młoda i naiwna, teraz przecież, po tych wszystkich latach, miała o wiele więcej doświadczeń i już nie dałaby się tak nabrać! Prawda? Nawet nie wiedziała jak bardzo się myliła, bo mężczyzna znów sobie z nią pogrywał.
- Wydaje mi się, że Ty nie masz problemu z poczuciem własnej wartości - zauważyła wyrzucając mu to z lekkim uśmiechem na ustach. Wydawał się być kimś pewnym siebie, chociaż kłamałaby gdyby powiedziała, że nie jest ciekawa tego co kryje się pod tą górą mięśni. Chciałaby się tego dowiedzieć, chociaż mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Całe szczęście, jeżeli chodziło o Gin, to ona i tak już była w połowie drogi przeskakując kilka schodków.
- Zacznijmy od tego, że nie ma drugiej takiej jak ja - to mu akurat mogła obiecać i nie chodziło tu tylko o wagę, ale o całokształt. Każdy człowiek był wyjątkowy! Nawet jeżeli czasem kogoś komuś przypominał tak jak Paul przypominał kogoś Gin. Trochę ją to frustrowało, że nie była w stanie dopasować go do żadnej znajomej osoby. Może widziała go w jakimś programie w telewizji? Trochę się zdziwiła, gdy złapał ją za rękę, ale nie protestowała, bo była to dość miła odmiana. Podobało jej się to w jaki sposób ją traktował i dobrze się bawiła w jego towarzystwie, przynajmniej na razie.
- Pomiędzy palce u stóp - powiedziała starając się zabrzmieć poważnie, chociaż wiadomo, że to nie o te miejsca jej chodziło. Postanowiła jednak zostawić to w sferze domysłu. Za to gdy udało im się już dotrzeć na plażę to od razu ściągnęła szpilki, bo nie będzie przecież w czymś takim chodzić po piasku. Nie była głupia. - Chodź, tam sobie usiądźmy - użyła trochę siły żeby pociągnąć go w stronę wskazanego przez siebie miejsca, a gdy już tam dotarli to Blackwell bez ceregieli usiadła sobie na piasku. Najwyżej jej wejdzie w TE miejsca. Nie czekała też długo z tym żeby otworzyć butelkę i trochę się napić. - Być może nie jest to martini od Bonda, ale też jest dobre - rzuciła podając alkohol mężczyźnie. Darmowa whisky, to musiało być dobre. - To co robisz w Lorne? Oprócz podrywania mnie dzisiaj - chociaż to zajęcia mogło być bardzo absorbujące, a przynajmniej Gin starała się aby tak właśnie było.

Chris Haynes
towarzyska meduza
catlady#7921
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Nikt chyba nie chciał pogrywać z kimś z pełną premedytacją. Właściwie tak sobie Haynes zazwyczaj wmawiał, gdy przyszło mu łamać serca naiwnych niewiast. Często kierował się powiedzeniem, że wszystkiego w życiu trzeba spróbować i niestety zazwyczaj to dotyczyło wielu przedstawicielek płci pięknej. Przebierał jak w ulęgałkach, bo miał do tego mocne predyspozycje, więc uważał, że nie można go za to winić. Wykorzystywał okazje, a że te stwarzały się same to mógł tylko wzruszać ramionami. Był za dobry i tą dobrocią pragnął obdarowywać wszystkich wokół siebie. Nie jego wina, że panienki się kłóciły między sobą, bo nie wykazywały odruchów altruistycznych.
Tak sobie radośnie deliberował, a potem jedna doprowadziła do tego, że zajął się ogniem. Wówczas priorytety i to w jaki sposób spoglądał na świat, poszło z dymem (nomen omen).
- A jakbym miał to co? Siedziałbym w smutnej koszulce i molestował palcami szyjkę od piwa? – był ciekaw jak ona postrzegała ów brak pewności siebie. On wiedział jedno – każde zachowanie było do wyuczenia, wystarczyło być jedynie pojętnym. Albo ponętnym jak i ona, bo było w jej uśmiechu coś takiego co na razie twardo trzymało go w ryzach. Może dawny Chris zakończyłby to miłe spotkanie jakimś niewybrednym komentarzem, ale ten pilnował się jak tylko mógł, by przypadkiem nie zdradzić jej ogromnej tajemnicy.
To jest tej związanej z pochodzeniem. Musiał jednak przyznać, że był bardzo ciekawy, czy Ginevra wiedziała o tym, że jej były kochanek ucierpiał tak bardzo w pożarze. A może życzyła mu także tego, by jego penis obrócił się w popiół?
Chętnie by o to zapytał, ale cytując klasyka, kompletnie nie wiedział jak zagadać.
Zwłaszcza, że był teraz kimś zupełnie innym i w tej bajce spacerował z nieznajomą dziewczyną za rękę.
- Wydaje mi się, że ty również nie masz problemu z poczuciem własnej wartości – przedrzeźniał ją i roześmiał się serdecznie. Może całe szczęście, że nie było takiej drugiej jak ona, bo on takiego klonowania by nie przeżył. Na razie jednak dał się jej wmanewrować w siedzenie na mokrym piasku w jeansach, które miały mu posłużyć jeszcze przez tydzień. Najwyżej będzie musiał nauczyć się obsługi pralki.
Wziął od niej butelkę i upił trochę. Powinien więcej, ale miarkował się jak tylko mógł. Ona jeszcze nie wiedziała, że w plecaku ma znacznie więcej. Wzruszył jednak ramionami, gdy zapytała co tu robi.
- Mówiłem ci. Piszę scenariusze, bo tu jest spokój i mam wrażenie, że dzięki temu jest tu więcej mordów i podejrzanych ludzi. A co robisz ty, bo chyba nie szukasz męża w barach? Kiepska reputacja, no i nieciekawe zarobki – podzielił się sugestią, oddając jej butelkę. Mógłby się przyzwyczaić do takiej formy wywiadu środowiskowego, o ile go nie utopi w tej wodzie, gdy dowie się prawdy.

Gin Blackwell
zdolny delfin
enchante #8234
ODPOWIEDZ